sobota, 25 września 2021

Ślub Oliwiera Madgrey'a i Gaspara Arcenciela

 

 



Moi drodzy Czytelnicy!

Nim przejdziecie do czytania tego specjalnego rozdziału dotyczącego opowiadania „Ósmy cud”, chciałbym podzielić się z Wami dwoma uwagami.

 

Pierwsza: przepraszam za błędy! Niestety, ze względu na różnego rodzaju obowiązki, tekstu nie zdążyła sprawdzić żadna osoba. Starałem się wyłapać, jak najwięcej, ale nie sądzę, aby mi się udało. Niemniej – trzymam kciuki za to, że ten rozdział i tak się spodoba.

 

Druga: podczas pisania tego rozdziału, poszukałem trochę informacji na temat ślubów we Francji i w Finlandii. Ponieważ „co kraj to obyczaj”, jak możecie się domyślić, różne państwa świętują inaczej początki małżeństwa. Dlatego pozwoliłem sobie na „mix” kultur, aby stworzyć ślub i wesele, które najbardziej odpowiadałoby Oliwierowi i Gasparowi. Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali pod tym względem. Ostatecznie to fikcyjny ślub. Chyba ;)

 

A teraz – nie przedłużając – zapraszam Was na ślub!

 

 

Rozdział dodatkowy „Ósmy cud”

Ślub oraz wesele Oliwiera i Gaspara

 

 

LISTA GOŚCI

 

18 września 2021, sobota

– Parówo! – zawołał Oliwier z kuchni. – Ile chcesz tych tostów?!

Najpierw odpowiedział mu kaszel, a dopiero potem zachrypnięty głos Gaspara.

– Trzy.

Chłopak leżał pod kocem, rozciągnięty na kanapie w salonie. Obok na stoliku stała ciepła herbata, przygotowane leki oraz termometr, który wskazywał ponad trzydzieści siedem stopni.

– Parówa chce trzy tosty – śpiewał pod nosem Oliwier, podłączając toster do gniazdka. Sampo obserwował jego poczynania z lodówki. Gdy Oliwier to dostrzegł, podszedł do kota, tanecznym krokiem, wciąż śpiewając piosenkę. – Trzy tosty dla parówy, yeah!

Kilka minut później, Oliwier wrócił z talerzem zapiekanych kanapek z serem, odrobiną majeranku (Gaspar uwielbiał tę przyprawę) i ketchupem.

– Dzięki – rzucił Gaspar, mając przyłożoną dłoń do oczu. – Zaraz zjem.

Sampo wykorzystał ten moment, aby wskoczyć na tors leżącego chłopaka i ułożył się na nim, mimo jęku protestu.

– Jakim cudem zachorowałem na tydzień przed weselem? – spytał Gaspar, po raz kolejny tego dnia. Już wczoraj wieczorem czuł się dziwnie, ale ranek obudził go bólem głowy i pleców. Pogoda na początku września potrafiła być zdradliwa. Wystarczył jeden dzień w za cienkim ubraniu i Gaspar już czuł się okropnie.

Oliwier oparł się o kanapę i nachylił nad narzeczonym, przyglądając się mu.

– To twój organizm. Układ odpornościowy chce cię ochronić przed małżeństwem ze mną. To jego ostatnia szansa.

– Jesteś głupi – rzucił, ale mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. – Wizja małżeństwa z tobą mnie uskrzydla.

– I na dodatek majaczysz!

Gaspar rzucił kilka francuskich słów i uderzył Oliwiera w ramię. Ten odskoczył roześmiany i opadł na pufę obok szklanego stolika. Sięgnął po jeden z tostów i podał go Gasparowi.

– W zdrowiu i w chorobie, jakoś tak to szło.

– Dzięki – odchrząknął Gaspar i przyjął oferowany kawałek. – Mam naprawdę nadzieję, że to nie będzie grypa albo nie zostałem właśnie ukoronowany.

– Wyluzuj, szczepiłeś się. Ja też.

– Ale…

– Odkąd zaczęliśmy planować ślub włączyło ci się czarnowidztwo. Wy. Lu. Zuj. Garnitury już czekają na nas u twoich rodziców, całe i zdrowe. Goście dostali zaproszenia. Tort jest zajebisty. Mamy nawet załatwioną opiekę dla Sampo. Nauczyliśmy się pierwszego tańca, a kwiaty są zamówione i będziesz mógł rzucić bukietem.

– Chyba w ciebie.

– Złapię go w zęby.

Gaspar znów się roześmiał i ugryzł kęs tostu. Żuł go leniwie.

– Wszystko jest już gotowe, więc po prostu wyluzuj i ciesz się, że zaczynamy dwa tygodnie urlopu. Znaczy, spierdoliłeś start, ale później już będzie lepiej – dodał złośliwie.

– Jakieś wsparcie dla chorego?

– Wspieram cię tym, że mamy bilety na poniedziałek do Paryża, więc kuruj się skunksiku. A jak już wyzdrowiejesz, zrobię ci loda.

– To takie romantyczne… – Głos Gaspara kipiał sarkazmem.

– I czeka cię cała wieczność tego romansu – uprzedził Oliwier. – Do końca twoich dni.

– Cudownie.

Resztę dnia Gaspar spędził na leżeniu pod kocem oraz na przemian spaniu i oglądaniu serialu. Oliwier w tym czasie przeglądał listę gości, aby upewnić się, że dla każdego będzie miejsce przy stole oraz w hotelu. Wolał, aby nie okazało się, że nagle któryś z gości pozostał bez łóżka.

Wszystko wydawało się zgadzać. Goście potwierdzali przybycie i na liście, poza rodzicami oraz najbliższą rodziną, widnieli już, chociażby Malwina i Bruno, Cyrus i Bianka, Ieva i Marcel, kilku innych przyjaciół z drużyny koszykarskiej, z którymi zachowali kontakt przez te wszystkie lata.

Najlepsza przyjaciółka Oliwiera – Malwina – oraz jego siostra (Ieva) wraz z jej chłopakiem (Marcelem), mieli zostać jego świadkami. Gaspar zdecydował się mieć również trójkę świadków – Brunona, Cyrusa i Biankę, z którymi żył blisko.

Cała szóstka została zaproszona na oficjalną kolację, którą stanowił wybrany przez Gaspara catering. Nim jednak zasiedli do stołu, Oliwier i Gaspar powstali ze swoich miejsc, aby poprosić przyjaciół o towarzyszenie im podczas ślubu w dostojnych rolach świadków.

Gdy Oliwier poprosił najbliższą mu trójkę, Malwina najpierw się popłakała, jakby to jej się oświadczył.

– Kobieto, na Boga, uspokój się – mówił ze złośliwym uśmiechem, gdy się w niego wtulała i chlipała. – Nawet Gaspar odpowiedział mi szybciej.

– Po p-prostu nie mogę uwierzyć, że koleś, który zostawiał śmierdzącą torbę po treningu na środku salonu wychodzi za mąż! – tłumaczyła własne wzruszenie.

– Tylko raz to zrobiłem, a będziesz mi to wypominać do końca życia.

– W domu też do robił – oznajmiła złośliwie siostra, ale uśmiechała się cała rozpromieniona. – Wszędzie te skarpetki.

– To nie jest prawda, przestańcie roznosić tę fałszywą propagandę przy moim narzeczonym!

– Nie zapomnijmy o kazusie „posuwam przystanek autobusowy” – wtrącił wesoły Marcel, nawiązując do ich nocnego powrotu do domu z klubu, podczas którego Oliwier zaczął w sugestywny sposób poruszać biodrami przy przystanku, wydając z siebie jeszcze bardziej sugestywne jęki.

– Kochanie, tylko raz się przespałem z przystankiem autobusowym, to się więcej nie powtórzy – zapewnił Oliwier, a Gaspar poklepał go po ramieniu. – Zgadzacie się? – zwrócił się do Malwiny, Ievy i Marcela. Cała trójka przystała na jego propozycję i otrzymali, jako pierwsi, zaproszenia na ślub.

Minęło już trochę czasu odkąd Malwina i Oliwier mieszkali razem, ale wspominali ten czas bardzo dobrze. Chociaż mieszkanie było stare, na klatce schodowej nie działało światło, a sąsiedzi potrafili się kłócić w środku nocy, to jednak był to jeden z najlepszych momentów ich życia. Wspólne studiowanie, siedzenie do późna, oglądanie seriali, adoptowanie Sampo, a przede wszystkim – wspólna koszykarska przygoda, która pomogła im odnaleźć ich bratnie dusze – to wszystko znaczyło dla nich tyle, co sam świat.

Kiedyś pojechali we czwórkę nad morze i skryci pod parasolem Oliwier i Malwina, obserwowali Gaspara i Brunona bez koszulek, gdy grali w uproszczoną wersję piłki plażowej.

– Hot – stwierdził Oliwier.

– Hot – przyznała Malwina.

Oliwier uważał ją, poza Gasparem, za najbliższą mu osobę, dlatego wybór padł na nią w wyborze głównej świadkowej.

Z siostrą miał już dużo lepszy kontakt niż kiedyś, więc chciał, aby była ważną częścią tego wydarzenia. Wciąż mieszkała w Warszawie, teraz już wspólnie z Marcelem, a po studiach dalej trenowała lekkoatletykę. Sportowy duch rodziny Madgrey’ów zdawał się nie gasnąć.

Marcel niezmiennie bił optymizmem, którego Oliwier mógł potrzebować w dniu ślubu. Znali się już kilka lat i naprawdę zawsze mogli na sobie polegać. Właściwie, gdy był jeden z najgorszych momentów w związku Oliwiera i Gaspara, to Marcel stawał na głowie, aby przyjaciel nie czuł się samotny: zabierał go na kawę, na koszykówkę, a nawet zapraszał na wieczór grania na konsoli, by ostatecznie zawsze słuchać pijanego Oliwiera i jego tęsknocie do Gaspara. Ten stan trwał dwa miesiące, ale gdyby nie pozytywne nastawienie Marcela, Oliwier mógł wcale tak dobrze nie skończyć.

Chwilę po tym, jak Malwina, Ieva i Marcel się zgodzili, to Gaspar powstał z miejsca i poprosił Brunona, Cyrusa oraz Biankę o to samo.

Tutaj historia wyglądała nieco inaczej. Gaspar już od gimnazjum był idolem zarówno Brunona, jak i Cyrusa. To on zainspirował ich do gry w koszykówkę, co stało się miłością ich życia. Po drodze mieli kilka przeciwnych zdań, ale ostatecznie ta trójka została serdecznymi przyjaciółmi, którzy zawsze mogli na sobie polegać. Obaj ruszyli dalej za koszykarskim marzeniem – Cyrus obecnie był zastępcą trenera reprezentacji narodowej, a Brunon wciąż grał jako rozgrywający w jednej z topowych drużyn koszykarskich w kraju.

W ciągu tych wszystkich lat, niespodziewanie w życiu Gaspara nabrała bliskości również Bianka, której zawsze uprzejma i dobra strona, inspirowała go do tego samego. Podobnie do Marcela, okazała się być niezwykle istotną osobą, gdy Oliwier i Gaspar przeżywali kryzys w związku. Przez dwa miesiące Bianka otoczyła go wsparciem i czułością, jakiej potrzebował i obiecał sobie, że nie zapomni jej tego do końca życia. Gdyby nie ona, mógłby nigdy nie schować dumy do kieszeni i los mógłby potoczyć drogi Gaspara inaczej. Wzdrygał się na myśl, że mógł stracić Oliwiera. Jednak Bruno, Cyrus i Bianka pomogli mu w odzyskaniu chłopaka.

I to właśnie ich chciał Gaspar, jako swoich świadków.

– To będzie zaszczyt – zapewnił Cyrus.

– Dziękuję bardzo, to naprawdę wiele dla mnie znaczy – dodał Bruno.

– Dziękuję i jeszcze raz, gratulacje! – zapewniła Bianka, wyściskując się z Gasparem.

Potem otworzyli szampana i zrobili sobie preludium samego ślubu.

 

***

 

19 września, niedziela

Ten dzień minął głównie na tym, że Gaspar wciąż leżał w salonie na kanapie (już w lepszym stanie, ale wolał dmuchać na zimne), bawiąc się z Sampo, a Oliwier kręcił się między sypialnią, a holem, pakując ich walizki. Gaspar wyliczał, co jest im potrzebne, a jego narzeczony dopilnowywał, aby to znalazło się w ich bagażu.

– Czy będziemy potrzebować naszych zabawek? – spytał głośno Oliwier, przeglądając szafę.

– Wolę, aby nie były widoczne na odprawie na lotnisku – odpowiedział Gaspar, któremu Sampo właśnie próbował wejść pod bluzę, jednocześnie drapiąc pazurami skórę. – Auć, kocie! Uszkodzisz mnie!

– Szkoda. Myślałem, że urozmaicimy sobie nasz wyjazd albo noc poślubną.

– Spokojnie, nie będziesz narzekać – obiecał Gaspar, dziwnie tajemniczym tonem.

Oliwier wyszczerzył się do własnego odbicia w lustrze, które wisiało na wewnętrznej stronie drzwi szafy. Kilka minut później, gdy właśnie pakował kosmetyczki, dało się słyszeć dzwonek do drzwi. Oliwier wychylił się z łazienki, unoszą brew.

– Nie wiem – odpowiedział Gaspar.

Oliwier przeszedł do holu i otworzył drzwi. Osoba, która stała po drugiej stronie, sprawiła, że zamarł.

Wpatrywał się przez kilka sekund w znajome oczy i twarz, ale jednocześnie wydawały mu się tak obce, że nie mógł uwierzyć, że właśnie na nie patrzył. Przystojny i elegancki mężczyzna w garniturze miał zaczesane na bok, jasne włosy. Miał te same kości policzkowe, co Oliwier, te same brwi, ten sam nos. To samo nazwisko.

– T-tato – wydukał w końcu Oliwier, gdy już minął szok.

– Synu – odpowiedział po fińsku. – Dobrze cię widzieć.

Świat Oliwiera na chwilę się zakręcił.

Wspomnieniami wrócił od razu do kłótni, które z nim stoczył, do konfliktu, który sprawił, że Oliwier wyjechał z Finlandii, byle być, jak najdalej od niego. Wszystko to doprowadziło, że przez kilka lat nie mieli żadnego kontaktu, aż do momentu, gdy mama Oliwiera zaczynała żmudne i trudne zadanie pojednania rodziny. Wtedy, na chwilę przed pandemią, udało im się spotkać w Helsinkach na urodzinach pani Madgrey. Kończyła pięćdziesiąt lat, więc okazja wymagała tego, aby celebrować tę okrągłą rocznicę.

Również wtedy się pokłócili. Ojciec, jak zawsze, próbował pokazać Oliwierowi, że nie akceptuje tego, że nie poszedł karierą muzyczną, jak planował. I chociaż kłótnia była potworna, pozwoliła na to, aby wyrzucić z siebie stare urazy, których nie mieli okazji przegadać. Nie oznaczało to, że Oliwier chciał spędzać z ojcem czas ani nawet się z nim kontaktować.

Ale potem przyszedł moment planowania ślubu z Gasparem, a wraz z nim – planowanie listy gości. Gaspar nigdy nie poznał osobiście ojca Oliwiera. Słyszał o panu Madgrey’u, bo interesował się muzykę klasyczną, a właśnie tę komponował ojciec Oliwiera. Niemniej, gdy dowiedział się, że Oliwier nie planuje go zaprosić na ślub, postanowił interweniować.

– To twój ojciec – powtarzał do znudzenia, a Oliwier tylko się wściekał.

– Możesz już skończyć?

– Mówię ci, jeśli go nie zaprosisz, będziesz żałować.

– Jesteś po mojej stronie, czy jego?! – krzyknął w końcu i zerwał od stołu, przy którym jedli obiad. – Nie chcę o tym gadać! Nie chcę go na ślubie! – Po czym poszedł do sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi z taką siłą, że przestraszony Sampo zerwał się z kanapy i pobiegł za lodówkę.

Oliwier wyszedł z sypialni dopiero trzy godziny później, gdy Gaspar siedział na kanapie, oglądając jakiś film. Widać było, że miał służyć jedynie jako tło, bo oglądający był myślami daleko.

Oliwier ukucnął przed Gasparem i ujął jego dłoń.

– Przepraszam – powiedział.

Gaspar przymknął na moment oczy i wziął głębszy wdech.

– Nie jestem twoim wrogiem, Oliwierze.

– Wiem.

– Nie traktuj mnie tak.

– Wiem. Przepraszam. – Oliwier przyłożył czoło do kolan Gaspara. – Temat ojca zawsze wytrąca mnie z równowagi, wiem że nie miałeś złych intencji.

– Podtrzymuję to, co mówiłem, mon chat. Powinieneś zaprosić ojca na nasz ślub. Będziesz żałować, jeżeli go tam nie będzie.

– A co jeśli mnie kompletnie zignoruje…? Znów…

– Wtedy będziesz miał wokół siebie przyjaciół, rodzinę i nowego męża – przypomniał, a Oliwier uśmiechnął się delikatnie. – Niemniej, proszę, zaproś go.

– Daj mi trzy dni na zastanowienie się – poprosił. – Trzy dni i wrócę z odpowiedzią.

– Dobrze.

Resztę wieczoru już głównie milczeli oglądając mało porywający film. Ale ponieważ Gaspar zarzucił rękę na ramię Oliwiera, wiedział, że jego wybuch poszedł w niepamięć.

Oliwier, chociaż mogłoby się to wydawać dziwne, był bardzo dobry w dotrzymywaniu obiecanych terminów. Ponieważ od kilku lat pracował w korporacji, gdzie analizował dane statystyczne dla fińskich firm, termin „deadline” nie był dla niego obcy.

Przez trzy dni nie poruszali tematu ojca Oliwiera, aż do momentu wspólnej kolacji. Wyszli na miasto, aby skorzystać z w końcu otwartych restauracji.

– Zaproszę go – poinformował Oliwier, gdy siedzieli nad daniami kuchni greckiej.

Gaspar posłał mu uśmiech.

– Cieszę się.

Tego samego wieczoru, dorzucili Wulfrica Madgreya na listę gości, a jeszcze w tym samym tygodniu, wysłali ją do wydruku na zaproszeniach. Gaspar wziął na siebie całą wysyłkę.

I potem temat umarł. Ich rodzina i przyjaciele otrzymywali zaproszenia osobiście lub pocztą. Dzwonili z gratulacjami i potwierdzali przybycie lub ze smutkiem informowali, że nie będą mogli wziąć udziału. Większość jednak się zgodziła, ale ojciec Oliwiera nie odpowiadał. A skoro w międzyczasie zadzwoniła do niego jego mama, był pewien, że zaproszenie dotarło. Jego rodzice byli obecnie w separacji, więc wystosował dwa osobne zaproszenia, by nie kusić losu. Chociaż, szczerze mówiąc, separacja robiła im zaskakująco dobrze i podchodzili do niej bardzo dojrzale.

Mijały tygodnie, Oliwier w miarę zbliżającej się daty ślubu skupił się na innych sprawach, a w ostatnich dniach również na zdrowiu Gaspara oraz wylotem do Francji.

Teraz, gdy wpatrywał się w swojego ojca, wszystkie wspomnienia, nerwy i stres sprzed ostatnich tygodni uderzyły go prosto w brzuch.

– Co tu robisz? – zapytał w końcu, przerzucając się na fiński. Czuł jak skręca mu się żołądek. To nie był najlepszy dzień na noszenie T-shirtu z napisem But Daddy I Love Him.

Pan Madgrey sięgnął do kieszeni eleganckiego płaszcza, z której wyjął mocno pomięte zaproszenie ślubne. Oliwier ściągnął usta.

– Przyszło do mnie wczoraj.

– Aha.

– Co się dzieje? – zapytał Gaspar, który pojawił się tuż za Oliwierem. – Och – dodał, widząc ojca narzeczonego.

– Ty musisz być Gaspar – powiedział pan Madgrey po francusku, uśmiechając się ciepło, ale z wrodzonym dystansem. – Miło cię poznać.

– Zapewniam, że wzajemnie. Proszę wybaczyć, ale jestem chory, więc wolę nie ściskać ręki, aby pana nie zarazić. Ale może zechce pan wejść do środka?

– Nie mówcie po francusku – wtrącił Oliwier, przechodząc na angielski. Bariery językowe były czymś, co czekało tę rodzinę. – Co tu robisz? – powtórzył.

Pan Madgrey ponownie uniósł zaproszenie.

– Przyszło dopiero wczoraj – Zmienił język, by obaj go zrozumieli. – Chciałem powiedzieć, że będę.

Gaspar uniósł wysoki brwi, a Oliwier drgnął.

– Nie stójmy w drzwiach! – zawołał Gaspar, gdy jako pierwszy odzyskał mowę.

– Nie, nie. Nie chcę się wam narzucać, na pewno jesteście zajęci. Matka mówiła, że jutro już lecicie do Paryża, ale chciałem cię złapać zanim…

Oliwier dalej stał, jak otępiały. Ojciec nigdy nie zrobił dla niego czegoś takiego. Nawet, gdy mieszkał poza domem w Helsinkach, nie odwiedzali się. Jego obecność tutaj sprawiała, że nie wiedział, jak zareagować, tym bardziej, że mógł przecież tylko zadzwonić. Ha, nie musiał dzwonić, mógł wysłać oschłą wiadomość ze słówkiem „będę”.

A jednak, stał tutaj, chyba równie zaskoczony, jak sam Oliwier.

– Oliwier – syknął nagle Gaspar. – Idźcie na kawę – dodał po polsku.

– Co?

– Kawa – zakaszlał sugestywnie.

– Eee… Może chcesz iść na kawę? – zapytał Oliwier.

– Z wielką chęcią – oznajmił pan Madgrey, niejako z ulga.

– Dasz radę? – spytał Gaspara, gdy zakładał kurtkę.

– Nie martw się o mnie. Leć.

Podróż do kawiarni odbyła się w milczeniu, poza skomentowaniem ochładzającej się pogody. Oliwier obrał za kurs miejsce, które znajdowało się raptem kilka ulic dalej. Chodzili tam z Gasparem, gdy nie mieli ochoty ruszać do kawiarni Spreso. Oliwier już tam nie pracował, ale Marcel jakimś sposobem został menadżerem obiektu, więc wpadali tam od czasu do czasu.

– Co ci zamówić? – spytał Oliwier, przechodząc na fiński. Każda okazja, aby powtórzyć sobie ten język w innej sytuacji niż analizowanie danych było skarbem. Przeważnie rozmawiał po fińsku z mamą, gdy dzwonili do siebie.

– Zwykła, czarna.

Oliwier skinął głową, po czym poprosił tatę, by zajął im stolik, gdy on sam udał się do kasy. Z nerwów pomylił karty płatnicze, co zakończyło się prychaniem i niecierpliwymi westchnięciami pozostałych osób w kolejce. Nie dbał o to. Wciąż był zbyt roztrzęsiony.

Ojciec czekał na niego przy oknie. Złożył dłonie przed sobą i podziękował za kawę uśmiechem. Gdy Oliwier zajął miejsce, obaj rzucili się na napoje, by robić coś w niezręcznej ciszy.

– Czyli… – zaczął Oliwier, nie patrząc na ojca, a na filiżankę. – Chcesz przyjść na nasz ślub?

– Tak.

– Sorry, ale to dziwne, że tu jesteś.

– Sam jestem tym zaskoczony. Gdy twoja mama otrzymała zaproszenie, przyznam, że poczułem się… źle. Jednak nie chciałem komentować, w końcu, wiem, jaka jest między nami sytuacja. A potem zaproszenie przyszło do mnie.

– I wsiadłeś w samolot?

– Tak.

– Dlaczego?

Pan Madgrey spuścił wzrok, kręcąc młynki kciukami. Na jego twarzy pojawił się wyraz konsternacji, jakby sam nie był pewien, co ma właściwie powiedzieć ani, co nim kierowało, gdy spontanicznie kupował bilet samolotowy.

– Mój syn wychodzi za mąż – powiedział, jakby to miało wszystko wyjaśnić.

– Twój syn – Oliwier nerwowo się zaśmiał i zastukał palcami o blat. – No tak, można było o tym zapomnieć.

– Oliwierze. Dlaczego mnie zaprosiłeś?

Oliwier ściągnął usta.

– Chciałem, aby mój ojciec był na naszym ślubie.

– Twój ojciec.

Oliwier uniósł spojrzenie.

– Myślałem, że jesteś przeciwny takim relacjom. I ślubom gejów. Dlatego wysłałem to zaproszenie, bo myślałem, że i tak nie przyjedziesz.

Pan Madgrey nabrał powietrza.

– Wiesz, Oliwierze, perspektywa czasem się zmienia.

– Kurwa, człowieku, jesteś chory? Umierasz? Skąd ta zmiana? – spytał wprost Oliwier. – Wywaliłeś mnie z domu, nie gadałeś ze mną przez lata, krytykowałeś mój związek z Gasparem, nienawidziłeś tego, że gram w kosza. Co się wydarzyło?

– Pomyślałem, że to zaproszenie to… wybaczenie.

I spuścił wzrok, wyraźnie smutny. Oliwier wypuścił głośno powietrze i przeczesał włosy. Nie spodziewał się takiego wyznania. Naprawdę czuł skruchę? Naprawdę szukał wybaczenia u Oliwiera po tych wszystkich latach?

– Jestem złym ojcem i dopiero po czasie to sobie uświadomiłem. A może wiedziałem już dawno, ale byłem zbyt dumny, aby się do tego przyznać? Nie wiem. Wiem tylko, że gdy zobaczyłem zaproszenie na ślub mojego syna… Zrozumiałem, że jest o wiele dojrzalszy niż ja. Skoro po tych wszystkich latach, po tym wszystkim, co wymieniłeś, wciąż chciał mnie widzieć w tak ważnym dniu. Choć zaznaczyłeś, że nie odpowiem lub zignoruję wiadomość, tym bardziej nie świadczy to o mnie dobrze. Chciałem przeprosić. I chciałem przyjechać na ślub, jeżeli zaproszenie jest wciąż aktualne.

Oliwier cmoknął pod nosem.

– Przecież je dostałeś. Jest aktualne.

– Dziękuję.

– Podziękuj Gasparowi, to on mnie namówił na to, aby cię zaprosić. Właściwie nie dawał mi z tym spokoju.

Pan Madgrey uśmiechnął się delikatnie.

– Nie omieszkam. Musi cię naprawdę kochać.

– Nie ma wyboru, jestem zajebisty – ocenił nieskromnie Oliwier i upił łyk kawy.

 

***

 

Gdy tylko Gaspar usłyszał dźwięk klucza wsuwanego w zamek, poderwał się z kanapy. Sampo leniwie zerknął na niego z pufy, po czym wrócił do spania, a on sam pojawił się w przedpokoju w momencie, gdy Oliwier wszedł do mieszkania.

– I jak? – zapytał od razu.

Oliwier zamknął drzwi i oparł się o nie plecami. Przetarł wyraźnie zmęczone oczy.

– Jak powiedzieć po francusku „przejechał mnie emocjonalny walec”?

– Mon chat – powiedział Gaspar i go objął. – Jak się czujesz? Rozmawialiście?

– Ta. Nie wiem, co o tym myśleć, ale chce pojawić się na naszym ślubie. Podobno jego zaproszenie gdzieś się zapodziało, ale gdy je odnalazł, natychmiast tutaj przyleciał.

Gaspar przejechał dłońmi po ramionach Oliwiera.

– To chyba dobry znak. Ekscentryczny, ale dobry.

– Dobra, muszę dokończyć nasze pakowanie.

– Już to zrobiłem. Uznałem, że będziesz zbyt rozedrgany, by to kontynuować.

– Dzięki. W takim razie wezmę prysznic.

– Dobrze.

– A ty jak się czujesz?

– Już dobrze. Jestem gotowy do drogi.

Oliwier skinął głową. Pocałował chłopaka w ramię, a potem poczłapał się do łazienki. Gdy wyszedł, Gaspar czekał na niego z kieliszkiem wina, który wypił na raz.

 

***

 

GARNITURY

 

20 września, poniedziałek

– Oliwierze! Zawsze robisz to samo.

Gaspar miał na myśli to, że Oliwier zawsze upierał się, aby kupowali wczesne bilety. Te zmuszały ich do pojawienia się na lotnisku często o piątej rano, by wyrobić się z odprawą. I chociaż Oliwier za każdym razem zarzekał się, że wstanie, obudzenie go było ciężkim zadaniem.

– Oliwier! – Gaspar podniósł głos.

– Pięć minut – rzucił.

– Już! Jeśli się spóźnimy, kończymy zaręczyny.

– I tak je kończymy. Zaraz się hajtamy.

– Oliwier!

Sampo i Oliwier otworzyli oczy w tym samym momencie. Kot zeskoczył z jego półeczki przymocowanej do kaloryfera, gdzie przeważnie sypiał, a sam Oliwier usiadł na łóżku.

– Dosłownie muszę się wysikać, ubrać i jestem gotowy – poinformował.

– Masz dziesięć minut.

Oliwier wyrobił się. Dzięki temu, że mieli już wszystko spakowane, pozostało się ubrać, zabrać dokumenty i nakarmić kota.

– Będziemy tęsknić – zapewniał go Oliwier, głaszcząc po grzbiecie. Kot jednak skupił się za bardzo na jedzeniu, by spojrzeć na właściciela. – Szkoda, że nie możemy cię zabrać, ale Malwina będzie wpadać i się tobą opiekować, dopóki sama nie dołączy do nas w Paryżu.

– Zamówiłem ubera – wtrącił Gaspar.

– Żegnam się z kotem!

Dziesięć minut później byli już w drodze na lotnisko, a Oliwier zaczął przysypiać. Ze względu na pandemię, odprawa zajęło nieco więcej czasu i sprawdzanie dokumentów było bardziej restrykcyjne, ale na szczęście nie aż tak czasochłonne. Po siódmej już pakowali się do samolotu, by o siódmej czterdzieści wystartować.

– Idealnie, wszystko o czasie – stwierdził Gaspar, zapinając pas bezpieczeństwa.

– Selfie, przyszły mężu – zarządził Oliwier i obaj zapozowali do zdjęcia. Oliwier pospiesznie wrzucił zdjęcie na relację, a potem wyłączył telefon, gdy stewardessy zaczęły prezentację zasad bezpieczeństwa.

Oliwier miał magiczne moce i gdy tylko samolot odrywał się od pasa, zasypiał. Gaspar w tym czasie czytał książkę lub oglądał film albo próbował drzemać, ale nie potrafił pogrążyć się we śnie, będąc w maszynie.

Około dziesiątej wylądowali w Paryżu na lotnisku Charlesa de Gaulle’a. Odebrali bagaże, potwierdzili, że są zaszczepieni, a potem przeszli do terminalu. Stamtąd odebrał ich podstawiony przez rodziców Gaspara kierowca, który zawiózł ich do apartamentu w centrum. Gdy jechali, Gaspar szybko zadzwonił do mamy, aby poinformować o przybyciu.

– Oui, maman. Merci. À tout à l’heure. – Rozłączył się i spojrzał na Oliwiera. – Mamy dzisiaj kolację z rodzicami. Od razu też przymierzymy garnitury, aby się upewnić, że pasują. W razie czego, będziemy mieć czas na szybkie poprawki.

– Dlaczego nie rozmawiamy po angielsku? – zapytał Oliwier w odpowiedzi.

Gaspar przyjrzał mu się zdezorientowany.

– Co?

– Jesteśmy razem już osiem lat, ty jesteś w połowie Francuzem, ja w połowie Finem. Obaj gadamy po polsku i angielsku. I z jakiegoś powodu wybraliśmy, aby porozumiewać się ze sobą po polsku, gdy tak naprawdę angielski ma dużo więcej śmiesznych gier słów.

– Znów jadłeś kocią karmę?

– Nie! Po prostu jestem ciekaw.

– Myślę, że to dlatego, że mieszkamy w Polsce, naszymi przyjaciółmi są Polacy, więc to była siła wyższa. Ale to się zmieni, prawda?

– Tak. To prawda. – Oliwier ujął dłoń Gaspara. – Kocham cię, skunksiuku.

– Ja ciebie też kocham, kocie.

Korki były tragiczne, ale nie było to coś, czego się nie spodziewali o poranku w Paryżu. Do apartamentu dotarli po mocno jedenastej.

Apartament Gaspara znajdował się bliżej centrum miasta, co było naprawdę super lokalizacją, gdy tu przyjeżdżali na kilka dni wypoczynku. Przez najbliższe kilka dni, to miała być ich baza wypadowa, ale nim się w niej rozgościli, odświeżyli się, a potem wyszli zjeść śniadanie.

– Zamówisz mi kłosęty? – spytał Oliwier, celowo wymawiając tę nazwę źle.

– Ile?

– Trois!

Śniadanie zjedli niedaleko Łuku Triumfalnego, co Oliwier uwiecznił na zdjęciu, a potem przesłał Malwinie, głównie po złośliwości. Tak, jak się spodziewał, odpisała, że mu zazdrości, ale mocno ściska.

– Bierzemy ślub w mieście miłości – oznajmił Gaspar.

– W mieście szczurów i brudnego metra.

– Miłość nie jest usłana różami.

– Czyżby? – Oliwier wyciągnął ku niemu dłoń. – Poproszę notes, abyśmy wykreślili róże z apartamentu na noc poślubną.

Gaspar odtrącił dłoń.

– Róże zostają. Czy zahaczamy o kicz, biorąc ślub w Paryżu?

– Jebać. – Oliwier wzruszył ramionami. – To nasz ślub, nasz plan, nasza historia. Zrobimy to tak, jak my chcemy. Przypominam, że miałeś też do wyboru mroźne północe Finlandii, a ja miałem wjechać na reniferze, cały na biało…!

– Tak, to naprawdę był ciężki wybór.

Oliwier mrugnął do niego, po czym wepchał całego croissanta do ust. Gaspar przyglądał się temu niejako z podziwem.

– Pojemność twoich ust jest zadziwiająca, jak zawsze.

– Też chcesz? – spytał Oliwier, widząc wzrok narzeczonego.

– Później.

Oliwier oblizał dżem truskawkowy z palca.

Ten dzień spędzili krążąc po mieście, odwiedzając swoje ulubione miejsca i wzajemnie się nakręcając. Dlatego, gdy wrócili późniejszym popołudniem do apartamentu, skończyło się to seksem pod prysznicem. Potem się przebrali w ładne koszule i marynarki, by ruszyć do domu rodziców Gaspara. Ze względu na ich przedłużony prysznic, spóźnili się prawie pół godziny, ale przyszli teściowie Oliwiera nie mieli im tego za złe. Może dobrze, że nie znali powodu spóźnienia, bo mogliby się zniesmaczyć rzeczami, które zrobił z ich synem.

Kolacja u rodziców Gaspara przebiegła w luźnej atmosferze. Zajadali się pysznym obiadem, popijali wino, rozmawiając o ślubie oraz na każdy inny możliwy temat.

Niedługo potem przenieśli się przed kominek, ale Gaspar nie mógł już dłużej czekać i zarządził, że pora przymierzyć garnitury. Ich stroje czekały w dwóch różnych pokojach, aby nie łamać tradycji, że nie powinno się oglądać ukochanej lub ukochanego w ich ślubnym ubiorze.

Garnitur Oliwiera czekał na niego w gościnnej sypialni, na piętrze. Na początku przejechał dłonią po pokrowcu, w którym był ukryty.

Gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, że będzie brał ślub z chłopakiem i to w Paryżu, uznałby to za nierealny żart. Wiele lat temu, Oliwier sądził, że nie zasługuje na miłość, a teraz przymierzał ciemnoniebieski garnitur, koszulę, brązowe buty, srebrzysty krawat.

Przyglądał się sobie w lustrze, nie dowierzając, że kiedykolwiek mógł wyglądać tak dostojnie. Przymierzał różne garnitury w Polsce, a Gaspar spisywał rozmiary i marki, po czym zamówił je w Paryżu, gdzie ten jeden właśnie na niego czekał. Gaspar uwielbiał elegancję i wszystkie bajery, a więc Oliwier pozwolił mu wszystko wybrać, bo dla niego mogli pojawić się w dresach. Jednak wiedział, ile przyjemności Gasparowi sprawia strojenie ich, więc…

Rozległo się ciche pukanie do drzwi.

– Proszę – powiedział Oliwier, zwracając się plecami do lustra.

Do pokoju weszła mama Gaspara. To po niej odziedziczył rysy twarzy i ciemne włosy. Uśmiechała się do przyszłego zięcia.

– Wyglądasz bardzo przystojny – powiedziała po polsku, ale z bardzo mocnym akcentem, delikatnie kalecząc słówka. To mama Gaspara była Polką, ale wyjechała do Francji w młodym wieku, więc język zdążył się już odznaczyć w sposobie mówienia.

– Dziękuję pani – odpowiedział, również po polsku.

Podeszła do niego i obróciła go przodem do lustra. Przyglądała się mu, nie potrafiąc ukryć uśmiechu.

– Oliwierze, mamy dla ciebie drobny prezent ślubny – powiedziała, ale już po angielsku. Oliwier uprzejmie również zmienił język.

– Do ślubu jeszcze kilka dni – zaśmiał się.

Wręczyła mu małe, bardzo ładnie zapakowane pudełeczko. Otworzył je, a w środku znajdowała się para srebrnych spinek do mankietów. Wyglądały cudownie, bez zbędnych ozdób, za to matowe – takie, jakie mu się najbardziej podobały.

– Mam nadzieję, że będą pasować – powiedziała.

– Sprawdźmy od razu – oznajmił.

Pomogła mu wsunąć odpowiednio spinki i zapiąć mankiety tak, aby rękawy teraz elegancko zdobiły jego nadgarstki.

– Pasują. Dziękuję bardzo, będę je miał na ślubie – obiecał. Mama Gaspara wyglądała na wzruszoną i ucałowała policzki przyszłego zięcia.

– Merci, Oliwier. Cieszę się, że mój syn wybrał ciebie.

– Zdradzę pani, że ja też się cieszę, że mnie wybrał. Ale proszę mu tego nie powtarzać, bo jeszcze obrośnie w piórka.

Mama Gaspara zaśmiała się wesoło.

– To będzie nasz sekret – obiecała.

 

***

 

Oliwier czekał na rodzinę Arcenciel przed kominkiem, popijając wino. Po tym, jak przymierzył garnitur, przebrał się i wrócił do salonu, a Gaspar wraz z rodzicami zamknęli się w jego sypialni. Zapewne również dawali mu prezent i podziwiali syna w ślubnym garniturze. Oliwiera trochę ciekawiło, w co się ubrał jego narzeczony, ale postanowił mieć niespodziankę, mimo że Gaspar wiedział, jak wygląda garnitur Oliwiera.

Kilkanaście minut później do salonu wszedł Gaspar. Podszedł do Oliwiera i pocałował go.

– Mmm? Skąd ta nagła czułość?

– Jestem pijany i wyglądam nieziemsko w garniturze.

– Czyli wszystko, co kochasz – zauważył Oliwier, szerząc zęby.

– To i jeszcze jednego – odparł. Znów się pocałowali.

 

***

 

KWIATY I MIEJSCE

 

21 września, wtorek

Tego dnia Gaspar i Oliwier musieli ponownie wybrać kwiaty. Jednak ta okazja nieco odbiegała od ich radosnego tonu tygodnia ślubnego. Rankiem, pojechali razem na cmentarz. Po wybraniu odpowiedniego wieńca, udali się cmentarnymi alejkami, by dotrzeć do grobu.

Gaspar milczał, a Oliwier towarzyszył mu w tym, próbując być wsparciem. Jednak, gdy dotarli na grób Stéphanie, coś w Gasparze pękło. Złożył pospiesznie kwiaty i przetarł oczy. Pociągał nosem i otarł łzy. Oliwier ściągnął usta. Widok płaczącego Gaspara zawsze wywoływał w nim ból. Chciał mu wtedy pomóc, na każdy możliwy sposób, byleby tylko ulżyć w jego cierpieniu. I chociaż jego narzeczony często powtarzał – ból uszlachetnia – on uważał, że Gaspar już był wystarczająco szlachetny.

Stéphanie była opiekunką domu Arcenciel’ów, a także nianią małego Gaspara. Wychowywała również go, gdy jego rodzice byli pogrążeni pracą. To była jego wielka część dzieciństwa. Wobec swojego młodego wychowanka była zawsze opiekuńcza, jakby była gotowa rzucić się przed lecącym w Gaspara pociskiem. I chociaż na początku darzyła Oliwiera nieufnością, zrozumiał, że chciała chronić chłopaka przed kolejnym złamanym sercem. W miarę, jak lata leciały, Stéphanie przekonała się do Oliwiera na tyle, że raz nawet pojechała z nimi na wycieczkę do Londynu. Zorganizowali dla niej prezent z okazji urodzin.

Oliwier doskonale pamiętał, gdy do Gaspara zadzwonili rodzice. Okazało się, że jego ukochana przyjaciółka trafiła do szpitala, jako jedna z ofiar szalejącej pandemii. Mijały bezsenne, stresujące dni i noce, aż w końcu rodzice zadzwonili ze smutnymi wiadomościami.

Gaspar przepłakał wtedy cały dzień. Ból potęgowało to, że ze względu na restrykcje związane z podróżowaniem po Europie, nie mógł polecieć na pogrzeb. Oliwier stanął wtedy na wysokości zadania i cały dzień trwał przy narzeczonym. Nie mógł mu pomóc tak, jakby tego chciał, ale sama obecność pomogła Gasparowi znieść wszystko lepiej. Potem siedzieli wspólnie w ciemnym pokoju, zapijając smutek winem, jednocześnie przypominając sobie najlepsze wspomnienia ze Stéphanie.

– Pamiętam jej wzrok, gdy mnie pierwszy raz zobaczyła – mówił Oliwier, obejmując Gaspara. Ten opierał się o jego tors, trzymając lampkę wina w dłoni. – Myślałem, że spłonę.

– Ha, ha! Oui! Miałeś wtedy te dredy…

– Wyglądało to tak, jakbyś sprowadził do domu jakiegoś fuck boy’a z ulicy.

– Rzeczywiście. Ale nawet wtedy, zaufała mi. Nie wierze, że już jej nie ma – powiedział cicho. – Nienawidzę tego, że to się dzieje na świecie, kocie. Ludzie umierają, a niektórzy nie chcą nawet z czystej empatii do drugiego człowieka…! – urwał i nabrał powietrza. Wziął łyk wina.

– Wiem. Przykro mi. Ludzie to idioci.

– Z reguły staram się bronić, gdy tak generalizujesz, ale dzisiaj… – Wzniósł kieliszek, wyraźnie pijany. – Pieprzyć ludzkość.

– Pieprzyć ludzkość – poparł Oliwier i również wzniósł kieliszek.

– I za kochaną Stéphanie. Gdziekolwiek teraz jest.

– Za Stefę – potwierdził Oliwier.

Wznieśli ten przepełniony smutkiem i procentami toast, licząc na to, że poczują się odrobinę lepiej.

Ból uszlachetnia, ale ten ból był nie do zniesienia.

Teraz Gaspar wpatrywał się w świeży grób, a chłodny, wrześniowy wiatr szczypał go w oczy. Gdy tylko zniesiono ograniczenia w podróży, Gaspar i Oliwier polecieli do Paryża, aby odwiedzić ten grób po raz pierwszy. Dziś, gdy znów byli w tym mieście, w ciągu ich ślubnego tygodnia, czuli, że muszą odwiedzić ich przyjaciółkę, pozwalając sobie na chwilę zadumy.

– Gdy się zaręczyliśmy – zaczął cicho Gaspar. – liczyłem na to, że zatańczę z nią na ślubie. Naprawdę dobrze tańczyła.

– Wiem. Kiedyś na nią wpadłem, jak sprzątała w salonie i miała słuchawki w uszach. To było piękne, a potem rzuciła we mnie zmiotką, gdy się zorientowała, że ją obserwuję.

Gaspar roześmiał się lekko. Przyklęknął, by strącić suchy liść z marmuru.

– Byłaś najwspanialsza – wyznał Gaspar. – Nigdy cię nie zapomnę, Stéphanie.

 

***

 

Wraz z wyjściem z cmentarza, Oliwier poczuł, jakby się wynurzył spod wody. Wrócił do nich harmider miasta, życie i dźwięki. Pomogło to nieco powrócić im do dobrego nastroju, chociaż pewien smutny sentyment ciągnął się wciąż za nimi.

Na dwunastą mieli umówione spotkanie z organizatorką ich ślubu oraz wesela, dlatego skierowali się do Parc des Buttes Chaumont, gdzie miała odbyć się ceremonia. Wybrali wspólnie to miejsce, podczas spaceru po Paryżu. Niedługo potem udało im się zdobyć zgodę na zorganizowanie ceremonii.

Chloe, organizatorka ślubu, czekała na nich przy jednym z wejść do parku, a potem zaprowadziła ich na miejsce. Pożartowali trochę, że mają nadzieję na słoneczną pogodę w dniu ślubu, po czym zaprezentowała, jak wszystko ma wyglądać. Wybrali polankę, która znajdowała się niedaleko stawu, ze skalnym wzniesieniem po środku, na szczycie którego znajdowała się Temple de la Sibylle, więc mieli mieć przy okazji ładny widok we tle.

Potwierdzili ilość gości, tym samym zaplanowali rozstawienie krzeseł oraz ołtarza, przy którym narzeczeni mieli powiedzieć sobie „tak”. Wszystko zajęło im jakieś półtorej godziny, po czym poszli z Chloe na lunch i potem od razu ruszyli pod Paryż, gdzie miało mieć miejsce już wesele.

Wybrali małe château pod Paryżem, które służyło również, jako hotel dla przyjezdnych i specjalizowało się w okazjach takich jak śluby. Obejrzeli salę i taras, gdzie miały zostać przygotowane stoły oraz miejsce do tańczenia, przejrzeli pokoje, ustalili co ma się w nich znajdować dla gości, a potem uściślili z dyrektorem hotelu wszelkie detale dotyczące nadchodzącego wesela. Upewnili się, że catering będzie na czas i tak właściwie wszystko było gotowe. Teraz już jedynie czekali na kwiaty, gości i dekoracje. I tort.

Wszystko zajęło im prawie cały dzień i wrócili do apartamentu zmęczeni, ale zadowoleni, że wszystko na razie szło bez problemów.

– Kocham cię, kocie.

– Ja ciebie też kocham, skunksiku.

 

***

 

LONDYN

 

22 września, środa

Ku zdziwieniu Gaspara, gdy się obudził, to Oliwier już czekał na niego ubrany.

– Pobudka. Ubieraj się i jedziemy.

– Jedziemy? Gdzie? – spytał Gaspar, siadając na łóżku.

– Do Londynu.

Gaspar rozbudził się w sekundę.

– Co? Jak to…? Ale ślub…!

– Nie panikuj, wrócimy jutro – zapewnił Oliwier. – Uznaj to za mały prezent przedślubny od twojego wspaniałego narzeczonego. I spokojnie, rozmawiałem z Chloe, nie potrzebuje nas dziś, dopiero w piątek rano, ale do tego czasu wrócimy. Oraz – dodał szybko, bo Gaspar otwierał usta. – gdyby coś się stało, twoi rodzice zgodzili się nas zastąpić.

– A co…?

– Zaraz anuluję te bilety!

Gaspar wyskoczył z łóżka i pocałował Oliwiera.

– Niezła próba, ale masz poranny oddech.

– Dziękuję, Oliwierze. Chyba potrzebuję dnia bez tego wszystkiego.

– Wiem. Dlatego zabieram cię do Londynu. Spakuj się szybko, niedługo mamy pociąg.

Gaspar był wzorowym podróżnikiem, więc nie spóźnili się na odjazd. Drogę do Londynu pokonali w nieco ponad dwie godziny i popołudniu już mogli zrobić sobie wspólne zdjęcie na tle Big Bena.

Wyciszyli swoje telefony, zgodnie uznając, że chcą mieć ten dzień tylko dla siebie. Tak, po ślubie czekał ich tydzień na ciepłym południu Włoch, ale ten jeden dzień, w całym tym chaosie i planowaniu, miał im dobrze zrobić.

Zameldowali się w dobrze im znanym hotelu, gdzie kilka lat temu mieszkali podczas turnieju EuroBask. Potem ruszyli dalej w miasto, by móc je na spokojnie zwiedzić. Pomachali zza bram do rodziny królewskiej, gdy mijali Pałac Buckingham (chociaż wątpili, by zostali zauważeni), porobili zdjęcia w Hyde Parku, a na Piccadilly Circus objadali się ciepłymi kanapkami, jednocześnie uciekając przed gołębiami.

Dopiero wieczorem Oliwier zabrał Gaspara na kolejny spacer po parku. Po bardzo dobrze im znanym parku, z bardzo dobrze im znanym ceglanym wiaduktem. To w tym miejscu, po kilku miesiącach unikania się i kłótni, udało im się pogodzić, co zapoczątkowało tworzenie relacji, którą za kilka dni mieli celebrować ślubem.

Gdy dotarli do wiaduktu, tym razem nie padało, ale było zdecydowanie chłodniej. A gdy znaleźli się pod nim, Oliwier zatrzymał się. Gaspar uczynił to samo.

– Zmaż ten uśmieszek – poprosił Oliwier. – Wiedziałeś, gdzie cię prowadzę.

– Miałem małe przypuszczenie.

Oliwier popchnął Gaspara na ceglaną ścianę i sam natarł na niego ciałem. Gaspar uśmiechał się całkiem zadowolony.

– Irytujesz mnie tak często, że chcę ci tylko zamknąć dziób.

– Próbuj – zachęcił Gaspar, nie zmazując tego uśmieszku z twarzy.

Oliwier pocałował go i wpił palce w poły płaszcza Gaspara. Ten oddał pocałunek, od razu zanurzając palce we jego włosach. Nie przestawali się całować, co jakiś czas śmiejąc się i uśmiechając.

W pewnym momencie Oliwier oderwał usta i rozejrzał się po ciemnej okolicy. Oblizał wargi.

– Chcesz przejść o poziom wyżej?

– Co masz na myśli?

Oliwier położył dłoń na pasku Gaspara i uśmiechnął się sugestywnie.

– Tutaj? – zdziwił się i również się rozejrzał. Zmarszczył czoło, zastanawiając się nad ofertą. – Dobra, ale musisz być szybki.

– Pff, czy ty wiesz, do kogo mówisz? – spytał Oliwier, przechodząc do rozpinania rozporka Gaspara. – Jeszcze po tobie posprzątam.

– Mon Dieu, Oliwier.

– Nie francuź tutaj, bo Anglicy mogą się zdenerwować – zażartował, klękając przed Gasparem i zsuwając nieco jego spodnie oraz bieliznę. – Bon appetit – rzucił jednak, a Gaspar sapnął i oparł głowę o murek.

 

***

 

WIECZÓR KAWALERSKI

 

23 września, czwartek

W Londynie czekała ich wczesna pobudka, by zdążyli na pociąg powrotny do Paryża. Od dzisiaj mieli się zlatywać ich przyjaciele oraz rodziny, więc musieli się ogarnąć, a potem odebrać ich z lotniska. Czekał ich cały dzień witania gości, tłumaczenia drogi do ich noclegu, a to wszystko miało zostać zwieńczone wieczorem kawalerskim.

Koło dziesiątej wylądował samolot z pierwszą grupą osób – ich przyjaciele z Polski. Malwina, Bruno, Cyrus, Bianka, Ieva, Marcel, Nataniel, Gabriel, Dawid oraz Filip. Ostatnia dwójka wraz ze swoimi partnerkami.

Była to najbliższa grupa przyjaciół, która zdołała się utrzymać przez te wszystkie lata, odkąd kiedyś grali wspólnie w koszykówkę. Teraz nie mieli czasu spotykać się tak często, jak zawsze, ale podczas większości ważnych imprez, pojawiali się razem.

Oliwier witał się z każdym z odrobiną sentymentu.

Malwina i Bruno, byli najbliższą parą przyjaciół, którzy również już byli zaręczeni. Mieli jeden gorszy moment w związku, gdy rozeszli się prawie na pół roku, ale wrócili do siebie już jakiś czas temu. Oliwier nie pamiętał ile butelek wina wypił w tym czasie z Malwiną, ale  drugiej strony mogło być ich właśnie tyle, że były powodem dla którego nie pamiętał. Po mediacjach na liniach Gaspar-Bruno oraz Oliwier-Malwina udało się naprostować tamtą dwójkę, by w końcu przejrzeli na oczy, że są w sobie rozpaczliwie zakochani.

– Jak się czuje Sampo? – zapytał od razu Oliwier, gdy tylko zobaczył przyjaciółkę na lotnisku.

– Ciebie również miło widzieć – odpowiedziała Malwina. – Ma się dobrze i bardzo za tobą tęskni.

– No. Tak myślę – powiedział uspokojony Oliwier.

– Teraz moja mama będzie go odwiedzać i obiecała wysyłać ci zdjęcia.

– Wie, jaką karmę mu dawać?

– Przesłałam jej wszystkie twoje instrukcje.

Oliwier wyglądał na uspokojonego, a Gaspar i Malwina wymienili rozbawione spojrzenia.

Cyrus i Bianka byli już po ślubie, co pasowało do najbardziej dojrzałej pary z ich grupy znajomych. Wiedli spokojne życie w Warszawie, z zamiarem wyprowadzenia się pod miasto, a plany powoli nabierały kolorów, gdy zaczęli rozglądać się za domkiem lub działką. Oliwier kibicował im, aby zrealizowali ten plan, bo chciał, aby jego przyjaciele wstawili do ogrodu basen. Cyrus był raczej nieprzychylny tej wizji, ale Oliwier nie przestawał go namawiać.

– Cieszę się, że jesteście – powiedział Gaspar, przytulając za jednym razem Cyrusa i Biankę.

Ieva i Marcel mieszkali wspólnie w Warszawie, ale nieśmiało planowali przeprowadzić się do Finlandii, dlatego Marcel uczył się fińskiego. Głównie od Ievy, młodszej siostry Oliwiera, która sama z pochodzenia była w połowie Finką. Zdarzały się dni, w których Oliwier i Marcel wciąż się spotykali we dwójkę, aby jedynie pograć na konsoli przez pół nocy, opychać się piwem i pizzą. Działo się tak głównie, gdy Ieva wylatywała do Helsinek na kilka dni.

Gasparowi udało się wyleczyć z zazdrości, jaką żywił ku Marcelowi, chociaż zajęło to trochę czasu. Głównie dlatego, że przy Marcelu Oliwier stawał się kompletnie wyluzowany, jakby to przy nim czuł się najswobodniej. Oliwier i Gaspar nie raz poruszali temat Marcela, czasem w kłótniach, a ich wspólny przyjaciel nawet nie był świadom, że jest powodem jakichkolwiek sprzeczek.

– Siema, mordeczko! – Oliwier i Marcel wymienili się kombinacją uścisków dłoni zarezerwowanych dla najlepszych przyjaciół. – Zbrzydłeś!

– Jeszcze możesz się załapać na powrotny do Warszawy – odparł Oliwier, ale wyściskał się z kumplem.

– Faktycznie, jakby zmizerniał – dodała Ieva, kręcąc głową nad bratem.

– Ty też możesz jeszcze wrócić.

– Lepiej mi powiedz, kiedy przylatują rodzice.

– Jutro, o siedemnastej.

Nataniel i Gabriel, byli dość ciekawą parą, bo rozchodzili się i schodzili już kilkukrotnie, co większość uznawała za niezdrowe, ale skoro ich przyjaciele dawali radę, oni nie zamierzali protestować. Gabriel wciąż opiekował się swoją młodszą siostrą – Olgą, chociaż była ona już nastolatką. Nataniel pomagał mu, jak tylko mógł. Ich relacja była, według Oliwiera, dziwna, ale biorąc pod uwagę jak bardzo on sam był nieudolny emocjonalnie, starał się nie oceniać innych. Choć to on był autorem powiedzonka „żyć, jak Natan z Gabrielem”, czyli rozchodzić się i schodzić kilka razy.

– Cześć – Gaspar usłyszał obok siebie i drgnął. Obejrzał się w bok, gdzie stał Nataniel, ze swoimi wielkimi, niebieskimi oczami.

– Hej, Natan – odpowiedział, udając że wcale się nie przestraszył. – Jak lot?

– Nie lubię latać, ale tej okazji nie mogłem ominąć – powiedział wesoło. – Chociaż Gabriel jeszcze dochodzi do siebie.

Gabriel wyglądał jeszcze na roztrzęsionego, gdy się witał. On nienawidził latać, więc gdy tylko dotknął ziemi, cały stres z niego schodził. Skakał najwyżej ze wszystkich i potrafił robić nieziemskie wsady, ale latanie samolotem to nie była jego bajka.

Dawid i Filip wciąż pozostawali najlepszymi przyjaciółmi i czasem ich dziewczyny – Teresa i Klaudia – żartowały, że muszą konkurować o tytuł ukochanej osoby. Ponieważ Dawid spełniał swój koszykarski sen w Stanach Zjednoczonych (gdzie zresztą poznał Teresę), zdarzało się, że gadali z Filipem o różnych nocnych godzinach, ze względu na różnicę czasu. Klaudia mówiła, że ma wtedy w łóżku Filipa i gwiazdę koszykówki. Filip, chociaż dalej grał w kosza, to poszedł w stronę modelingu, przez co czasem jego irytująca twarz (słowa Oliwiera), wisiała na plakatach w Warszawie. Jakiś cudem stał się też popularnym influencerem, przez co dostawał taką ilość gratisów, że nie potrzebował nawet chodzić do sklepu.

– Czy możesz się najpierw przywitać, zanim będziesz wrzucał relacje, głąbie? – warknął Dawid, szturchają Filipa, który już coś klikał na telefonie.

– Ale moi fani muszą wiedzieć gdzie jestem, inaczej będą się martwić.

– Nie będą. Cześć, chłopaki – powitał ich Dawid i wyściskali się. – Sugeruję wam zabrać telefon Filipowi, bo będzie nagrywał wszystko, włącznie z nocą poślubną.

– Idealne na OnlyFans! – ocenił, a potem znów dostał uderzenie w ramię. – Gaspar, Oliwier! Gratulacje! – zaświergotał, wyściskując ich.

Wszyscy oni – cała dwunastka najbliższych przyjaciół – pojawiła się w Paryżu na ślub Oliwiera i Gaspara. Pierwsze dwie noce mieli spędzić w hotelu w Paryżu, a potem mieli się przenieść do château, gdzie już miało się odbyć wesele. Oliwier zamówił transport, ale żeby przewieźć tę grupkę, musiał skołować dwa większe busy.

Gdy przyjaciele się odświeżyli, zjedli wspólny obiad w jednej z restauracji w Paryżu, a potem świadkowie oznajmili, że zabierają wszystkich na połączony wieczór kawalerski. Przenieśli się do wynajętego apartamentu w centrum, gdzie mieli rozpocząć zabawę.

Oliwier i Gaspar uznali, że nie ma co się rozdrabniać na dwa osobne wieczory, tym bardziej, że mieli wspólną ilość znajomych (Gaspar zaprosił dodatkowo swoje dwie kuzynki), dlatego poprosili świadków o jedną imprezę. Było to więc nieco inne podejście do wieczoru kawalerskiego, bo tak naprawdę zorganizowali sobie wspólną imprezę ze wszystkimi. Malwina i Ieva przygotowały dla narzeczonych specjalne cylindry z napisami „Mr. Future Husband”, które musieli nosić przez cały wieczór.

Picie z koszykarzami było tak intensywne, jak niektóre mecze, które razem rozegrali. Wszyscy postawili sobie za cel upić Oliwiera i Gaspara, a to zmusiło ich do wypicia toastu prawie z każdym z obecnych. Gdy wychodzili do klubu, byli już mocno pijani, a dodatkowe atrakcje, takie jak tort oraz wielka butelka szampana w klubie nad Sekwaną sprawiły, że upili się jeszcze bardziej. Mimo czwartkowej nocy, Paryż i jego kluby tętniły życiem.

Przyjaciele oszczędzili im żenujących gier i ozdób w penisy, ale zmusili do tego, aby weszli na specjalny podest i całowali się przez kilka minut, nawołując wszystkich dookoła do toastu za przyszłą młodą parę.

Zabawa trwała do czwartej nad ranem. Oliwier i Gaspar wychodzi jako jedni z ostatnich, wciąż z butelką szampana w dłoni i oblanych alkoholem cylindrach. Świadkowie mieli zająć się rozliczeniem w klubie, więc pijana para młoda przewalcowała przez Pola Elizejskie, śmiejąc się głośno, by później paść na materacu w apartamencie.

 

***

 

TANIEC

 

24 września, piątek

Ból, jakim był kac, na pewno nie uszlachetniał. Przynajmniej tak uważał Oliwier, który o dziesiątej musiał pojawić się w Parc des Buttes Chaumon, wraz z Gasparem i swoimi świadkami, by odbyć próbę ceremonii oraz poznać mera, który będzie ją prowadzić. Miał na imię Vincent i, jak na urzędnika, był niezwykle sympatyczny.

– Długa noc? – spytał z uśmiechem, gdy Gaspar pił wodę z butelki.

– Jak już robimy próby, to stwierdziliśmy, że zrobimy też próbę wesela – wyjaśnił Oliwier.

Cudownie było odbyć próbę ślubu na wesołym kacu. Potem było nieco gorzej, bo nawiedził ich wszystkich okropny ból głowy, ale na szczęście organizatorka wesela już nie musiała tego widzieć. O dziwo, wszyscy pamiętali swoje role i słowa, mimo że zaczął pożerać ich głód. Nie bawiąc się w konwenanse, obiad zjedli w McDonaldzie, co pozwoliło uspokoić żołądki i zmniejszyć ból w głowie.

Na dzień przed ślubem mieli jeszcze kilka spraw do załatwienia, ale na szczęście wszystko szło po ich myśli. Fotograf, kamerzysta, florysta, catering oraz didżejka – wszyscy odmeldowali gotowość, a więc Oliwierowi i Gasparowi nie zostało nic innego, jak wrócić do apartamentu, aby przeczekać kilka godzin do kolacji z rodzicami.

Tego wieczoru czekała ich bardziej rodzinna część. Rodzice narzeczonych nie znali się tak dobrze, a więc Oliwier i Gaspar zorganizowali dla nich kolację, aby mogli się poznać. Trochę celowo na dzień przed ślubem, aby nie mieli okazji się do siebie zrazić.

Oczekując na przylot państwa Madgrey, odwiedzili jeszcze rodziców Gaspara, by zjeść z nimi późny lunch, a potem wrócili do apartamentu, opadając z sił.

– Trochę odpoczynku – jęknął Oliwier. – To podobno miał być nasz tydzień, a cały czas coś robimy. Cały czas jakieś spotkania, próby… Widzisz, jaki jestem zestresowany? Osiwiałem.

Nie była to do końca prawda, bo Oliwier farbował włosy na srebrny kolor, ale Gaspar doskonale go rozumiał. Opadali na kanapę, ciesząc się, że mają chwilę oddechu.

– Nie zrozum mnie źle, cieszę się, ale odkąd wylądowaliśmy w poniedziałek, praktycznie cały czas coś robimy – tłumaczył Oliwier, przecierając oczy. – Już chyba powtórzyliśmy i przećwiczyliśmy wszystko, co możliwe.

– Jest jedna rzecz, której jeszcze nie powtórzyliśmy – stwierdził nagle Gaspar, biorąc telefon do ręki.

– Mówiłem ci, próbę nocy poślubnej możemy zrobić nawet za dnia. I chcesz nas nagrywać? Nareszcie się zgadzasz na…!

Gaspar posłał mu tylko rozbawione spojrzenie, a potem wybrał piosenkę do ich pierwszego tańca. Oliwier, który właśnie był w dresie i bezrękawniku, wydał z siebie niezadowolony i głośny jęk.

– Masz na myśli najbardziej stresującą rzecz, jaką musimy zrobić? Wolałbym już wejść na stół i się rozebrać.

– Bez narzekania. Chodź, chodź. – Gaspar wstał z kanapy i nakłonił go gestem ręki do tego samego. Oliwier znów wydał jęk niezadowolenia, ale wstał. – I raz, i dwa…

Oliwier nie cierpiał tej części. Taniec współczesny był super i często go oglądał, czasem nawet samemu próbując coś zrobić. Jednak okazja wymagała czegoś więcej niż dres i kaptur, więc razem z Gasparem uczyli się czegoś bardziej klasycznego. Znaleźli w Warszawie szkołę tańca, gdzie jedna z instruktorek uczyła pary LGBT, więc skusili się na nią. Ponieważ tańczyć miało dwóch mężczyzn, musieli nieco zagiąć kanon tańca, ale nie było to coś niemożliwego do zrobienia.

Dlatego teraz tańczyli w apartamencie, powtarzając choreografię w domowych ubraniach, co jakiś czas wpadając na meble. Oliwier był cały spięty.

– To będą cztery minuty – powtarzał mu uspokajająco Gaspar. – Będzie dobrze.

– Bo ty się uczyłeś tańczyć, jak byłeś młodszy! Ja umiem zakręcić się na głowie.

– To może być popisowy numer na koniec.

– Mordo, co ty, zepsuje mi fryzurę.

Gaspar roześmiał się, gdy tańczyli dalej. Układ powtórzyli trzy razy, po czym Oliwier miał już dosyć.

– Czy naprawdę nie będzie lepiej, gdy się rozbiorę?

– Nie. Znaczy, dla mnie bomba, ale goście mogą być zaskoczeni – ocenił Gaspar. – Dobrze, pora się szykować. Twoi rodzice lądują za godzinę.

Po drodze na lotnisko zgarnęli jeszcze Ievę i Marcela, aby mogli powitać rodziców, a potem mieli dołączyć na kolację. Koło siedemnastej Oliwier tupał nerwowo stopą na lotniskowym terminalu, aby uspokoić nerwy. Wszystkie złe scenariusze mówiły mu, że ojciec w ostatniej chwili zmienił zdanie i nie przyleci. Dopiero, gdy zobaczył go z bagażem koło mamy, odetchnął z ulgą.

Naprawdę nie miałby siły, aby mierzyć się znów z humorkami ojca.

Na szczęście wyglądał na spokojnego i przywitał się zadowolony. Wyściskał swoje dzieci, mocno uścisnął dłonie Gaspara i Marcela (ten zbladł okropnie), a potem wszyscy zabrali się na dwa samochody do hotelu, w którym mieli spać państwo Madgrey. Oliwier, Gaspar, Marcel i Ieva poczekali na rodziców, aż ci się zameldują, a potem odświeżą i pojechali wspólnie na kolację.

Państwo Arcenciel czekali już na nich w domu, gdzie miała się odbyć cała uroczystość. Wszyscy przeszli na język angielski, aby móc się ze sobą porozumieć. Obiad podano właściwie od razu, a Gaspar i Oliwier trzymali kciuki za to, aby ich rodzice nie weszli na żadne tematy, które mogłyby ich poróżnić. Dlatego w razie potrzeby włączali się do rozmowy i sterowali nią tak, aby mówiono, jak najwięcej o dzieciach niż o polityce.

Plan się powiódł. Pan Arcenciel i pan Madgrey pili whisky i wyszli do ogrodu, aby porozmawiać. Pani Arcenciel zabrała panią Madgrey na zwiedzanie domu, gdzie w międzyczasie obie opowiadały sobie historie z życia ich dzieci.

Oliwier, Gaspar, Marcel i Ieva zostali w salonie, delektując się ciepłem kominka.

– Moje serce mi kiedyś padnie – jęknął Oliwier, zatapiając się w fotel. – Nie obraź się na mnie kochanie, ale chciałbym już niedzielę.

– Ja również – zapewnił Gaspar. – I rozumiem, co masz na myśli.

– Podobno na własnym weselu najmniej się bawią państwo młodzi – wtrąciła Ieva.

– Najszczęśliwszy dzień naszego życia – zakpił Oliwier.

– Będzie dobrze. Ledwo się obejrzymy, a będziemy we Włoszech.

– Grzać dupska na plaży. Idealnie.

Spotkanie rodzinne było mniej wyczerpujące niż całonocna impreza z przyjaciółmi, dlatego grzecznie o dziesiątej wieczorem, państwo Madgrey zaczęli się wycofywać do hotelu, by wyspać się przed ślubem.

Gaspar odciągnął Oliwiera na bok, do ogrodu.

– Dzisiaj śpimy osobno – przypomniał.

– Tak, skunksiku, pamiętam. Chcesz zachować czystość przed ślubem. – Oliwier wyszczerzył zęby. – To takie urocze, bo myślałby kto, że jeszcze się ze sobą nie przespaliśmy.

– To jest oficjalna wersja – odpowiedział, uśmiechając się. – Ale… jesteś pewien, że chcesz być sam w apartamencie?

– To tylko jedna noc.

– Wiem, że ustaliliśmy to już dawno, że będziemy spać osobno, ale ja będę spać u rodziców. Oliwier, może to jednak głupi pomysł?

– Nie. – Oliwier pokręcił głową. – Poproszę Malwinę, aby nocowała w apartamencie, okej? Nie będziesz się wtedy stresować?

– Hm. Dobrze. Jeżeli się zgodzi – przyznał powoli. – Posłuchaj, Oliwier. To, że wszystko odbywa się w Paryżu, we Francji, to nie jest moja próba przytłoczenia ciebie albo pokazania, że ja tu rządzę.

Oliwier zmarszczył czoło, zaskoczony tymi słowami.

– Gaspar, ale ja też chciałem to miasto. Nie czuję, że coś zostało na mnie wymuszone. Tutaj się wszystko dla nas zaczęło, myślę, że to odpowiednie miejsce. – Odgarnął mu włosy za ucho. – Poza tym, „rządzisz”? Skarbie, wczoraj w nocy, pijany, płakałeś mi w ramię, że jestem najwspanialszym wyborem twojego życia i musiałem sprzątać twoje gile, więc wyluzuj z tym „rządzeniem”.

Gaspar przyłożył czoło do czoła Oliwiera.

– Kocham cię, Oliwierze Madgrey.

– Ja ciebie również kocham, Gasparze Arcenciel. A teraz idę zabrać mój garnitur i wracam do apartamentu. Widzimy się jutro?

– Punkt dwunasta.

– Dobrze. Ach, i przy okazji, jeżeli się nie pojawisz, nigdy więcej nie pokocham i wpadnę w wieczną depresję, także zero presji.

– Będę. Teraz już zawsze.

Oliwier skinął głową.

– Przyznam, że trochę mi ulżyło. Do zobaczenia.

Oliwier pocałował Gaspara, po czym wrócił do domu. Wziął od przyszłej teściowej pokrowiec z garniturem oraz pudełko ze spinkami, a potem wrócił do apartamentu, po drodze dzwonią do Malwiny. Zgodziła się mu potowarzyszyć tej nocy, a Bruno był wyrozumiały w tej kwestii.

Oliwier i Malwina spotkali się pod drzwiami do budynku, gdzie znajdowało się mieszkanie. Malwina stawiła się na miejscu z pokrowcem ze swoją suknią oraz butelką wina.

– Dobry wybór – przyznał Oliwier.

– Prawdę mówiąc, gdy zadzwoniłeś, okropnie się zestresowałam! – mówiła, gdy wsiadali do windy.

– Że co? Że spanikowałem i uciekam?

– Trochę.

– Nie. Gaspar jest najwspanialszą osobą w moim życiu. Nie chcę go zostawiać i… dlaczego płaczesz?

Malwina wachlowała twarz, aby w dramatyczny sposób osuszyć łzy.

– Po prostu te momenty, gdy przemawia przez ciebie ktoś więcej niż socjopata są wzruszające!

– Nie jestem potworem! – poinformował, gdy wychodzili na korytarz. Malwina objęła go mocno w pasie.

– Wiem, że nie jesteś. Nigdy nie byłeś, tylko sam, nie potrafiłeś w to uwierzyć. Od momentu, gdy wtedy uratowałeś mnie w tej bramie, wiedziałam, że jesteś dobrym człowiekiem. I tak bardzo się cieszę, że trafiłeś na Gaspara i jesteś szczęśliwy! – mówiła to wszystko, wtulona w niego. – Zasługujesz na wszystko, co dobre.

Oliwier, mimo wszystko, odrobinę się wzruszył. Zacisnął kilkukrotnie powieki, rozglądając się po holu.

– Dziękuję – powiedział cicho. – Cieszę się, że ciebie mam, Malwino.

Ścisnęli się jeszcze mocniej, aż w końcu zgasło światło na korytarzu. To ich nieco ocuciło i weszli do apartamentu.

– Dobra! – Malwina klasnęła w dłonie. – Wskakuj w ten garnitur! Chcę zobaczyć, jak wygląda pan młody.

– Mogłaś po prostu powiedzieć, że chcesz, abym się rozebrał.

– Mhm. – Wcisnęła mu wino w dłonie. – Przyniosę kieliszki i otwieracz, a ty się przebieraj!

 

***

 

ŚLUB

 

25 września, sobota

Ku zaskoczeniu Oliwiera, udało mu się wyspać, mimo że położyli się z Malwiną dopiero o drugiej w nocy. O siódmej rano czekała ich pobudka, a więc podejrzewał, że to emocje pomogły im się rozbudzić.

Jeszcze przed ósmą dołączyli do nich Ieva i Marcel, a więc wszyscy jego świadkowie już byli obecni. Ta trójka stała się grupą wsparcia dla Oliwiera, gdy się szykował, jednocześnie przemieniając proces przygotowania do ślubu w małą imprezę, za co był im wdzięczny. Bo chociaż zachowywał się spokojnie, w środku zżerał go stres.

Wziął prysznic, potem pojawiła się fryzjerka, która zachwyciła się jego włosami, odpowiednio je przycięła i wystylizowała, dzięki czemu miał na głowie modną fryzurę, która bardzo mu odpowiadała.

Przebrał się w garnitur, podobnie do Marcela, a dziewczyny założyły bordowe sukienki.

W tym procesie brał również udział kamerzysta, który nagrywał to, jak Oliwier się szykuje, by później zmontować film ślubny. Oliwier musiał poprawiać kilka ujęć, nagrano go, jak wiąże krawat, a także jak Malwina pomaga założyć mu marynarkę.

Na sam koniec Marcel otworzył szampana i ich radosny toast również został uwieczniony na kamerze.

Niedługo później pojawili się rodzice Oliwiera. Gdy zobaczyli syna, mama uśmiechnęła się ciepło i od razu sięgnęła po chusteczkę, a ojciec pokiwał głową z uznaniem.

– Äiti. Isä. – powiedział Oliwier, obejmując ich na powitanie. Cieszył się, że wlał trochę szampana na pusty żołądek, bo od razu poczuł lekkość w głowie.

– Oliwierze, jesteś taki przystojny! – zachwyciła się mama.

– Dobre geny – Wzruszył bezradnie ramionami.

– Gratulacje, synu – oznajmił ojciec.

Oliwier spojrzał na niego, po czym się wyściskali.

– Wiem, że to na ostatnią chwilę, ale czy chcesz razem mamą poprowadzić mnie do ołtarza? – zapytał pospiesznie. – Nie musisz, jeśli nie chcesz – zaznaczył.

– Naprawdę?

– Tak. Znaczy, planowo, miała być tylko mama, ale… Po prostu. Wiesz. – Po czym odchrząknął znacząco, po tym nieskładnym zdaniu.

– Jeśli to nie popsuje żadnych planów, z przyjemnością pójdę z wami – oznajmił poważnie ojciec. Po czym spojrzał na żonę, jakby szukał jeszcze jej aprobaty.

– Och, Wulfric, nie musisz się mnie pytać! Nasz syn tak chce i tak zrobimy.

Ponownie się wyściskali.

– Już czas – przypomniała Malwina, ocierając oczy, na tyle ostrożnie, aby nie rozmazać makijażu. – Ruszamy!

Po jedenastej zeszli do podstawionego samochodu. Pogoda dopisywała, świeciło słońce, nieba nie kryła prawie żadna chmura. To pozwoliło Oliwierowi, na jego prośbę, nakręcić na kamerze moment, w którym zakłada okulary przeciwsłoneczne.

– Badass – ocenił Marcel, unosząc kciuki. – A teraz leć się hajtać!

W Parc des Buttes Chaumon byli na dziesięć minut przed dwunastą, co nawet odpowiadało Oliwierowi, bo nie musiał spędzać za dużo czasu na czekaniu.

Ślub, który właśnie zaraz miał się odbyć, był mieszanką trzech kultur – polskiej, francuskiej i fińskiej. Oliwier i Gaspar, debatując nad tym, jak ma wyglądać ich wesele, uznali, że wybiorą najfajniejsze punkty z trzech różnych miejsc i po prostu zobaczą, co się stanie. Ostatecznie to oni byli panami młodymi, więc to według ich własnych kaprysów miała przebiegać cała ceremonia.

Oliwier ruszył w stronę wybranego przez ich miejsca, razem z mamą, tatą, siostrą i Malwiną. Marcel odłączył się nieco wcześniej, aby pozostać w kontakcie telefonicznym z Ievą i przekazać aktualny status gości.

Ołtarz składał się z kwietnika w kształcie łuku, który został ozdobiony białymi, czerwonymi oraz sztucznie farbowanymi, niebieskimi różami. Miały one symbolizować flagi Francji, Polski i Finlandii. Większość rozstawionych krzeseł już była zajęta przez gości, ale Oliwier jakoś nie potrafił się na nich skupić. Wpatrywał się w jeden z dwóch białych materiałów, które imitowały ścieżkę w stronę ołtarza. Rozłożone były tak, że tworzyły dwie alejki między krzesłami.

Były to przygotowane ścieżki, które mieli pokonać Gaspar i Oliwier w drodze do ołtarza. W tym samym czasie, jak równy z równym.

I to właśnie na końcu drugiej z tych ścieżek czekał na niego jego przyszły mąż. Gaspar miał na sobie bordowy garnitur, który zaskakująco do niego pasował. Spotkali się spojrzeniami i posłali sobie uśmiechy.

– Teraz jesteś gotowy – powiedziała Malwina, wsuwając w klapę Oliwiera białą różę. – Bo jesteś gotowy, prawda?

– Jestem.

Malwina uniosła kciuk w stronę Chloe, która akurat stała przy rodzinie Arcenciel’ów. Skinęła głową i ruszyła do urzędnika, który miał udzielać ślubu i czekał już w przy ołtarzu. Mężczyzna uśmiechnął się zachęcająco do wszystkich. Na jego znak, wszyscy wstali. Był to ten sam mer, który towarzyszył im na próbie. Miał teraz przeprowadzić zgromadzonych przez ceremonię ślubu cywilnego. Ze względów wyznaniowych, zarówno Gaspar, jak i Oliwier, nie chcieli ślubu kościelnego.

Wtedy zaczęły grać skrzypce, a to był znak dla panów młodych, że wszystko się właśnie rozpoczyna.

Mama i tata złapali Oliwiera pod ramię i ruszyli spokojnym krokiem, a to samo uczyniła rodzina Arcencielów. Za Oliwierem kroczyły Malwina, Ieva i Marcel, natomiast za Gasparem szli Bruno, Cyrus i Bianka, w ciemnoniebieskich kreacjach.

Oliwier zerkał w lewo, gdzie pomiędzy gośćmi pojawiała się sylwetka Gaspara.

Zatrzymali się przed ołtarzem.

– Rakastan sinua, poikani – wyznała mama, całując delikatnie jego policzek.

– Minäkin rakastan sinua, äiti – odpowiedział Oliwier.

– Onnea – życzył mu ojciec.

– Kiitos, että tulitte tänään.

Następnie stanął po środku ołtarza, kiwając głową na powitanie urzędnikowi. Ten mrugnął do niego, chcąc dodać wsparcia. Niedługo potem dołączył do nich Gaspar, który przed chwilą również wyściskiwał się z rodziną.

Panowie młodzi stanęli naprzeciw siebie, składając dłonie przed sobą.

– Hej – powitał go Gaspar.

– Hej – odpowiedział nerwowym tonem Oliwier.

– Wyglądasz niesamowicie – wyznał Gaspar, pożerając chłopaka wzorkiem. Uwielbiał garnitury, a ten był wyjątkowo dobrze skrojony.

– Ty też. Łał.

– Bardzo mi się podobasz.

– Czekaj. Chwila. Jesteś gejem? – spytał, udając zaskoczonego.

Gaspar parsknął śmiechem, a Oliwier wyszczerzył zęby.

– Możemy zaczynać? – zapytał dyskretnie urzędnik. Obaj skinęli głowami.

Oliwier ze stresu niewiele pamiętał ze słów, jakie padły. Wpatrywał się w nieziemsko przystojnego Gaspara w garniturze, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Ciemne włosy miał zaczesane do tyłu.

Nie widzieli się raptem kilkanaście godzin, ale zdążył już za nim tęsknić. Dziwnie się zasypiało, gdy nie leżał obok. Od kilku lat zdawali się być nierozłączni i brak jego obecności wywoływał u Oliwiera niechciane poczucie lęku.

Teraz jednak, stali w tym pięknym parku i wystawieni na promienie słońca, przeszli do słów przysięgi. Zadecydowali, że skorzystają ze znanych już formułek i dodadzą kilka słów od siebie.

– Ja, Gaspar Arcenciel, przyjmuję ciebie Oliwierze Wulfricu Madgrey’u, jako męża i obiecuję pozostać ci wiernym, w szczęściu i trudach, w zdrowiu i chorobie, kochać cię każdego dnia mojego życia. Tym pierścionkiem, ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość.

Wzruszony Bruno podał obrączkę. Gaspar ujął dłoń Oliwiera.

– Nie ta ręka – szepnął dyskretnie Oliwier. Goście roześmiali się, gdy Gaspar pokręcił głową. Ostatecznie wsunął obrączkę na odpowiedni palec.

– Przysięgam dzielić się z tobą każdą częścią mojego życia, obiecuję nie mieć przed tobą sekretów i zawsze przyjść ci z pomocą, gdy będziesz tego najbardziej potrzebować.

Oliwier poczuł, jak chłodna obrączka zaciska się wokół jego palca, ale nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Nadeszła jego kolej i czuł, że jego głos drżał delikatnie, gdy wypowiadał głośno słowa przysięgi.

– Ja, Oliwier Wulfric Madgrey, biorę ciebie Gasparze Arcenciel za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności.

Wzruszona Malwina podała Oliwierowi obrączkę, a ten do niej mrugnął. Ujął dłoń Gaspara i wsunął obrączkę na palec serdeczny, czując jednocześnie w żołądku, jak jednocześnie odchodzi cały stres.

– Przysięgam szanować cię, kochać cię i doceniać każdy moment z tobą. Przysięgam zawsze być dla ciebie ostoją i pomocą.

Gaspar zamrugał pospiesznie kilka razy powiekami.

– Bez wątpienia miłość jest piękna – przemówił mer, gdy zakończyli swoje przysięgi. – Nie zważa na różnice ani ludzkie niedoskonałości. Traktuje wszystkich równo i bez uprzedzeń. Dlatego jestem niezwykle szczęśliwy, że dzisiaj mogę ogłosić światu, iż Oliwier i Gaspar, zostali małżeństwem!

Rozległy się brawa, a Gaspar i Oliwier pocałowali się, nie potrafiąc ukryć uśmiechów. Oliwier musiał przyznać sam przed sobą, że trzymał się całkiem nieźle, jak na moment, w którym musiał obnażyć uczucia przed kimś innym niż Gasparem. Ale prawdę mówiąc… chciał tego. Chciał, aby świat wiedział, że dla niego zrobi wszystko, że jest jedyną osobą, którą tak szaleńczo kocha.

Dalsza część ceremonii już kompletnie wypadła z głowy Oliwiera i cieszył się, że mają kamerzystę, który przypomni mu wszystko na filmie.

Na sam koniec, złożyli podpisy pod aktem prawnym, a potem, trzymając się za dłonie ruszyli jedną z alejek w stronę czekających na nich aut. Ich świadkowie kroczyli za nimi. Zgodnie z francuską tradycją (co Oliwierowi bardzo odpowiadało), nie musieli teraz czekać na wręczanie prezentów, tylko wystawiono elegancki koszyk, do którego powinno się wrzucić kopertę z, jak to określał Oliwier, „słodkimi euraskami”. Jeśli ktoś pokusił się o inny prezent niż pieniądze, wtedy wszystko przechwytywali świadkowie, aby para młoda mogła spokojnie udać się na miejsce wesela.

Kierowca już na nich czekał pod parkiem, a obok stał Cyrus, aby upewnić się, że państwo młodzi wejdą do dobrego auta.

– Było pięknie – zapewnił. – Widzimy się na miejscu.

– Merci, Cyrus – odpowiedział mu Gaspar.

Oliwier i Gaspar zajęli miejsca z tyłu auta i wypuścili powietrza z płuc w tym samym momencie.

– Kochana, obczaj, jaką błyskotkę dostałem od męża – powiedział Oliwier, podsuwając Gasparowi pod nos dłoń ze świeżo założoną obrączką. Gaspar ujął tę dłoń i pocałował. A potem ich usta znów się odnalazły, gdy ruszyli w drogę na wesele.

– Chyba poszło całkiem nieźle, co?

– Nie wiem, nie pamiętam – odpowiedział Oliwier, wzruszając ramionami. – Jak się czujesz?

– Wspaniale! A ty?

– Przechodzi mi ból brzucha i foch za to, że nie pozwoliłeś mi wjechać na ślub na reniferze.

– Mówiłem ci, że by się tylko stresował – odpowiedział, głaszcząc ramię Oliwiera.

– Wiem, wiem. Ale i tak – Uniósł dłoń Gaspara, aby przyjrzeć się obrączce takim wzrokiem, jakby chciał ją zmusić do pozostania tam. – jestem szczęśliwy. Kocham cię.

 

***

 

Ze względu na wczesną porę ślubu, wesele rozpoczęło się równie wcześnie, ale taki był ogólny zamysł Oliwiera i Gaspara, bo mimo wszystko, była już jesień, a tym samym, noc nadchodziła szybciej.

Oficjalnie rozpoczęło się o czternastej i właśnie wtedy w hotelu pojawiło się świeżo upieczone małżeństwo. Zgromadzeni powitali ich wybuchem armatek konfetti, a potem przenieśli się do salki połączonej z otwartym tarasem, gdzie już czekały rozstawione stoły. Goście odszukali swoje miejsca na rozpisce, a Oliwier i Gaspar usiedli przy głównym stoliku, na którym widniały litery „O” oraz „G”. Krzesła obok zajęli świadkowie.

Wzniesiono pierwszy toast, zmuszając tym samym Oliwiera i Gaspara do pocałunku.

Po pierwszym daniu, Oliwier i Gaspar przeszli się po stołach, witając po kolei wszystkich gości. Sądząc po wzroku babci Gaspara, nie pochwalała tego, że Oliwier miał szare włosy i kolczyk w uchu, ale nawet jeśli miała mu coś do zarzucenia, mówiła tylko po francusku, więc nawet by nie zrozumiał.

Nadeszła również najmniej wyczekiwana przez Oliwiera chwila – pierwszy taniec. Wszyscy już się zgromadzili w półkole na parkiecie, aby obserwować, jak Oliwier i Gaspar stają naprzeciw siebie, po środku publiki.

– Gotowy? – spytał cicho Gaspar.

– Zastrzel mnie. Ciśnij we mnie piorunem, jak musisz. – Te drugie życzenie posłał w stronę boskiej mocy sprawczej.

– Będzie dobrze. Tylko cztery minuty.

Wynajęta didżejka mówiła po angielsku z silnym, francuskim akcentem, informując, że za chwilę rozpocznie się główny taniec, na który wszyscy czekali.

W raz z pierwszymi tonami piosenki, Oliwier i Gaspar rozpoczęli wyuczoną choreografię. Zgodnie z radą Gaspara, Oliwier powtarzał sobie, że to tylko cztery minuty, udając, że wcale nikt ich nie obserwuje z telefonami w dłoniach.

Wyobraził sobie, że tak naprawdę tańczą w pustym apartamencie, tak jak to zrobili ostatnio, co pozwoliło mu nawet się uśmiechnąć do wspomnień. Gaspar odwzajemnił uśmiech.

Sam układ nie był jakoś mocno skomplikowany, chociaż musieli kilka razy sobie zakręcić, nie pomylić kroków albo wykonać coś w tym samym czasie. Oliwiera uspokaja myśl, że robią to wspólnie, więc uwaga jest rozłożona po równo.

I, tak jak obiecał Gaspar, minęły niecałe cztery minuty, a już się kłaniali wśród braw oraz wiwatów przyjaciół i rodziny. Oliwier uśmiechnął się rozradowany, że tę część ma za sobą i pocałował Gaspara.

Otworzono barek, a didżejka (ona miała czerwone włosy, ciekawe co na to babcia!) zaczęła zabawę, zachęcając gości do wejścia na parkiet. Francuzi na weselu dziwili się, że część zabawowa zaczęła się tak wcześnie, ale młodsze towarzystwo od razu ruszyło do tańca.

Oliwier i Gaspar zatańczyli ze sobą jeszcze dwa razy, nim się rozeszli, aby zatańczyć z innymi. Oliwier zatańczył z mamą, a potem z siostrą, by potem wrócić do stołu i wypić kolejny toast. Teraz, już kompletnie rozluźniony, bawił się świetnie. Świadkowie pilnowali, aby niczego nie zabrakło i aby każdy z gości dobrze się bawił i wiedział, gdzie i co się znajduje. Z obowiązków Malwiny Oliwier wyrwał ją na jakiś czas, aby z nią zatańczyć do nieco mniej klasycznego kawałka. Przypomniała im się noc w klubie podczas EuroBask, gdy tańczyli wspólnie na podeście. Oboje przeżywali wtedy rozterki sercowe, więc miło było, dla odmiany, tańczyć i pić ze szczęścia.

Potem przechadzał się wśród gości i jego ego rosło, gdy wszyscy komplementowali jego wygląd, wzruszającą ceremonię oraz piękne miejsce na wesele. Nasłuchał się tyle pochlebnych słów, że gdyby już nie był zakochany w sobie, to by się w sobie zadurzył. Nie spuszczał z oczu Gaspara, który również krążył między stołami i sądząc po zadowoleniu na twarzy, również nasłuchał się słodkich komplementów.

– W tych garniturach wyglądacie jak Phoenix Wright i Miles Edgeworth – poinformował Oliwiera wesoły Marcel.

– Nie wiem, o czym do mnie mówisz, nerdzie.

Ale kłamał. Doskonale wiedział, bo grał w tę grę i zdał sobie sprawę, że Marcel ma rację. Pomijając odwrotne kolory włosów, rzeczywiście wyglądali jak bohaterowie gry.

Na szczęście podano kolejne danie, więc wszyscy wrócili do stołów, a Oliwier nie musiał kontynuować tej dyskusji. Otworzono kolejne wina, pito koktajle, śmiano się podczas rozmów.

Ku wielkiej uciesze Oliwiera i Gaspara, ich przyjaciele z drużyny jakimś cudem zorganizowali kosz do koszykówki na stojaku. Zorganizowano wokół tego cały konkurs, a zwycięzca mógł wygrać butelkę szampana. Podzielono się na dwie, mieszane drużyny – jedna należąca do Oliwiera, a druga do Gaspara – i zaczęli grę. Zwyciężył Oliwier, głównie dlatego, że miał po swojej stronie Marcela, którego celność nie uległa zmianie.

Wieczorem Oliwier i Gaspar zniknęli na chwilę, by wrócić na salę z wielkimi bukietami kwiatów i podziękowaniami dla rodziców. To głównie dzięki nim udało się zorganizować tę zabawę, a poza tym – byli rodzicami. Bez nich, nie byłoby ani Oliwiera ani Gaspara.

Kolejny toast.

Niedługo przed północą pojawił się biały tort weselny. Oliwier i Gaspar ukroili pierwszy kawałek, a potem wzajemnie siebie nakarmili, przy czym Oliwier celowo zostawił trochę bitej śmietany na nosie Gaspara.

Wkrótce potem nowożeńcy zostali posadzeni do siebie tyłem na krzesłach. Była to jedna z gier weselnych, gdzie odpowiadali na pytania zgromadzonych, poprzez uniesienie buta. Brązowe należały do Oliwiera, a czarne do Gaspara. Wśród pytań pojawiły się między innymi: kto lepiej całuje, kto dłużej śpi, kto bardziej kocha ich kota (tutaj Oliwier prawie wystrzelił ręką w górę, oświadczając, że on) albo kto będzie w przyszłości bardziej rozrzutną częścią małżeństwa.

Godziny mijały, goście zdawali się nie przestawać bawić i tańczyć. Część zaczęła już opuszczać zabawę, w tym babcie i ciocie Gaspara, którymi Oliwier tak zakręcił w tańcu, że jednak się do niego przekonały, mimo że w ogóle się z nimi nie mógł porozumieć. Okazało się, że tylko pierwszy taniec był stresujący, a każdy kolejny już był dobrą zabawą.

Przyjaciele zaczęli się rozchodzić do pokoi hotelowych, a przy stołach zostali tylko pijani tatowie Oliwiera i Gaspara, ale tak dobrze im się rozmawiało, że wzięli jeszcze jedną butelkę wina.

Oliwier i Gaspar, już bez marynarek, wyszli jako jedni z ostatnich, żegnani uściskami przez swoich świadków.

 

***

 

26 września, niedziela

Luksus – tak można było opisać jednym słowem pokój małżeński Oliwiera i Gaspara. Znajdował się na parterze, z wielkim łóżkiem w sypialni, prywatnym ogrodem, do którego można było wyjść z salonu, a także jacuzzi na tarasie, ot, aby móc się zrelaksować.

W salonie czekały na nich prezenty, koszyczek z kopertami, a także słodycze i alkohol od hotelu. Butelkę szampana musieli wnieść niedawno, bo lód we wiaderku był jeszcze nieroztopiony. W pokoju znajdował się również rozpalony delikatnie kominek i przygotowanych kilka kawałków drewna.

Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi, pocałowali się.

– Dzień dobry, panie Arcenciel – powiedział Gaspar.

– Dzień dobry, panie Madgrey – odpowiedział mu Oliwier. – Nie chcę być tym, co zabija romans, ale padam.

– Wiem. – Gaspar oparł czoło o jego ramię. – Jestem okropnie zmęczony. I spokojnie, już wielokrotnie zabiłeś romans.

– Po prostu jest zawsze, jakaś presja na noc poślubną, a ja jestem zmęczony i pijany.

– To tak, jak ja.

– Mamy jacuzzi – przypomniał Oliwier. – Chwila relaksu i sen?

– Brzmi bardzo dobrze.

– Ale musisz być nago – zastrzegł Oliwier.

– Ty możesz zostać w garniturze – zaświergotał niewinnie Gaspar.

– I wejść w nim do jacuzzi? Nic z tego, skunksiku, jutro mamy jeszcze sesję zdjęciową.

Oliwier jeszcze poszedł skorzystać z łazienki, a dopiero potem rozebrał się do naga, zostając tylko w krawacie. Potem przeszedł do salonu i otworzył szampana. Rozlał go do kieliszków, po czym skierował się na ukryty taras, gdzie Gaspar już się zanurzał w wodzie. Uchylił powiekę i uśmiechnął się.

– Zaobrączkowany, w krawacie i z szampanem dla mnie – zamruczał. – Mogę się przyzwyczaić do takiego widoku.

Oliwier zakręcił biodrami, a potem wszedł do wody. Podał mężowi kieliszek i wznieśli toast.

– Wypiłem dzisiaj tyle, że to cud, że jeszcze chodzę – stwierdził Oliwier, wyciągając się w jacuzzi. Jego nogi natrafiły na uda Gaspara, na których się ułożył. Krawat leniwie utrzymywał się na wodzie. – Powiem ci tak, żadnego innego wesela nie robimy, to zbyt męczące.

Gaspar roześmiał się.

– Bez obaw. Następnego nie będziesz potrzebować.

Przysunęli się do siebie i znów zaczęli się całować. Wymienili dzisiaj już tyle pocałunków, że nie mogli zliczyć, ale nie chcieli przestać nabijać tej liczby.

– Jak ci się podobał wieczór? – zapytał Gaspar.

– Pamiętam, że się dobrze bawiłem, ale co i w którym momencie, to już ciężko mi skojarzyć. Za duża dawka emocji i zmęczenie. – Oliwier przetarł oczy. – A jutro jeszcze musimy jechać do Paryża na sesję ślubną…

– Dopiero popołudniu, zdążymy się wyspać. A w poniedziałek…

– Dupska na plaży!

– Włochy, tak.

Oliwier westchnął zachwycony i przysunął się jeszcze bliżej Gaspara, gdy ten złapał za krawat i przyciągnął nieco do siebie. Oliwier zawarczał w odpowiedzi.

– Kocham cię, wiesz, mordeczko?

– Wiem, mordeczko.

– Zajebać ci całusa?

– Śmiało.

Pocałowali się jeszcze raz, śmiejąc się. I tym razem nie przestawali. Odłożyli kieliszki na bok, a Oliwier wspiął się na Gaspara.

– Jednak coś drgnęło – stwierdził zadowolony.

– Czyli nie kończymy jeszcze nocy?

– Dopiero zaczynamy – stwierdził Oliwier. – Daj mi pięć minut i noc się skończy – dodał żartobliwie.

– Pięć minut! Dla nich warto było brać cię za męża.

– Mąż – powtórzył to słowo Oliwier. Przejechał palcami po mokrych włosach Gaspara. – Aviomeheni.

– Hm? Co to znaczy?

– Mój mąż.

– Mój mąż – powtórzył Gaspar, a jego oczy się zaświeciły. – Mon mari. Mój mąż – westchnął szczęśliwy i rozczulony. Przejechał dłonią po policzku Oliwiera. – Chyba właśnie jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Jesteś cudem.

Oliwier nie do końca się zgadzał. To on był właśnie najszczęśliwszy na świecie i to właśnie on teraz pocałował cud w ludzkiej osobie.