sobota, 5 czerwca 2021

Pierre i Raimundo: Symfonia losu - fragment (Pierre)

 

 

 

 

 

Wpis pięćdziesiąty szósty

Dzień Chłopaka

 

30 września 2010

Obudziłem się wcześnie.

Nie było nawet dobrze po dziewiątej, a biorąc pod uwagę, że ledwo co spałem i o której wróciliśmy z domówki, zaliczałem to jako wyczyn. Oparłem się na jednej ręce i spojrzałem na Raia. Spał. Miał lekko rozchylone usta, część poduszki była mokra od śliny, zdążył też z siebie ściągnąć spodnie.

Wyglądałby całkiem uroczo, gdyby nie to, że wczoraj przesadził z alkoholem. Butelka, którą zostawiłem obok łóżka, była w połowie opróżniona.

Nachyliłem się i pocałowałem go w czoło, po czym wstałem najciszej, jak potrafiłem. Ruszyłem do kuchni, gdzie zastałem Milenę. Włosy zwinęła zgrabnie w kitkę, ale dalej siedziała w piżamie. Piła herbatę ze swojego kubka z Garfieldem.

– Hej. – Ruszyłem po wodę.

– Hej – odpowiedziała wesoło. – Jak się czujesz?

– Ja dobrze, ale Rai pewnie nie wstanie zbyt wcześnie. Wczoraj jeszcze rzygał.

– Słyszałam. Ale zaopiekowałeś się nim, to takie urocze.

– W końcu jest w moim chłopakiem – stwierdziłem, zabierając się za przygotowanie herbaty.

– A skoro o tym mowa, to wszystkiego najlepszego!

Zatrzymałem się i spojrzałem na nią.

– Wszystkiego najlepszego?

– Tak. Dziś Dzień Chłopaka.

Drgnąłem.

– Dzień… Chłopaka?

– Trzydziesty września, tak. – Milenie zrzedła mina. – Nie wiedziałeś?

Usiadłem obok niej.

– Powiedz mi… czy tu chodzi o… kupowanie prezentu chłopakom jako „chłopakom”, czy chłopakom jako „chodzę z nim”?

Milena się zastanowiła.

– Sama nie wiem. A ty jak sobie to wyobrażasz?

– Nie zastanawiałem się nad tym. Rok temu nic nie robiliśmy.

– Rok temu nie byliście ze sobą nawet tygodnia.

Schowałem twarz w dłoniach.

– No świetnie. Rai na pewno coś przygotował – jęknąłem. – On uwielbia okazje, rocznice, święta! Wszystko, co pozwala na zorganizowanie niespodzianki.

– Wiesz, zająłeś się nim w nocy, nie powinieneś mieć takich wyrzutów sumienia.

Jednak moje wyrzuty sumienia i tak grały melodię, w której nie jestem dobrym chłopakiem. Chociażby wczoraj, na imprezie, nie potrafiłem z nim być blisko i zachowywać się swobodnie. Zastukałem nerwowo palcami o blat.

– Idę na miasto.

– Teraz?

– Muszę mu coś kupić! – oznajmiłem wojowniczo. – Jakby pytał, gdzie jestem, to mu powiedz, że wyszedłem się przejść.

– Na kacu, rano? Ty? Na spacer?

– Już nie róbcie ze mnie takiego nieruchliwego zombie… – Założyłem kurtkę na to, w co byłem ubrany, i opuściłem mieszkanie.

Schodziłem po schodach, gdy drzwi na klatce się otworzyły. Wpadłem na jedną z moich nowych sąsiadek – Ewę. To była ta cicha blondynka. Dziś miała rozpuszczone falowane włosy. Jak na gospodynię imprezy trwającej do drugiej wyglądała zaskakująco dobrze.

Gdy mnie zobaczyła, spłoszyła się.

– Cześć – przywitałem się i ją minąłem.

– Hej – powiedziała za mną. – Pierre, tak? – Dogoniła mnie.

– Tak. Miło, że pamiętasz.

– Trudno zapomnieć. Byłeś na naszej imprezie, sąsiedzie.

– Taaak.

Wyszedłem na dwór. Wciąż było chłodno. Jeszcze nie docierało do mnie, że wakacje już dobiegły końca.

– Pierre?

– Hm? – zdziwiłem się, że szła w tym samym kierunku co ja. Byłem tak pochłonięty myślami, że nawet nie zauważyłem, że jest w miarę blisko.

– Podobało się wam wczoraj?

– Tak, było bardzo sympatycznie – odparłem lakonicznie, zastanawiając się nad tym, jaki sklep powinienem odwiedzić najpierw. Kupić coś zabawnego czy przydatnego?

– Dokąd się tak spieszysz? – drążyła.

Zaczynałem się irytować.

– Muszę coś kupić. Wiedziałaś, że dziś Dzień Chłopaka?

– Och. W takim razie wszystkiego najlepszego.

– Dzięki.

– Pierre, mogę cię o coś zapytać?

– Hm? O co chodzi? – Zatrzymałem się, aby mogła mnie dogonić. Poprawiła nerwowo włosy.

– Chcę porozmawiać… o… o… Raiu – wydukała w końcu.

Wyprostowałem się, a mięśnie mi zesztywniały. Odrobinę spochmurniałem.

– O Raiu? – powtórzyłem zaintrygowany. – Czemu o nim?

– Bo… znasz go i ja chciałabym go poznać.

– Co ci stało na przeszkodzie wczoraj? – zapytałem, czując, jak wypełnia mnie zazdrość.

– On jest taki… – Szukała właściwego słowa. – Nie potrafiłam do niego zagadać… Znaczy… jest taki pewny siebie.

– Oj tak – przyznałem. – Rozumiem, że ci się spodobał?

– No… tak. Dlatego chciałam…

– Muszę cię zasmucić, ale Raimundo już kogoś ma. – powiedziałem to zdecydowanie za ostro. Skarciłem się w duchu.

– Och! – Wyraźnie się zasmuciła, a nadzieja w jej oczach zgasła. – W sumie… ktoś taki jak on na pewno kogoś ma…

Z jakiegoś powodu zrobiło mi się jej żal, a irytacja poszła precz. Możliwe, że gdybym się nie ukrywał z uczuciem, od razu by wiedziała, że Raimundo jest nieosiągalny, bo po prostu jest gejem. To pomogłoby uniknąć wielu rozczarowań.

– Przykro mi – odpowiedziałem. I wtedy dotarło do mnie, jakim byłem dupkiem. – Wiem, że jest superchłopakiem. Nie dziwię się, że wpadł ci w oko.

Moja odpowiedź tylko sprawiła, że dziewczyna speszyła się jeszcze bardziej i wycofała.

– Ja… przypomniałam sobie, że zapomniałam czegoś z domu. Na razie – pożegnała się i ruszyła z powrotem w stronę bloku.

Obserwowałem ją z zaciśniętymi ustami. Irytowało mnie, że kolejna dziewczyna lgnęła do Raimunda, ale widziałem w tym również własną winę – nie potrafiłem być publicznie jego chłopakiem. Nic dziwnego, że ludzie chcieli się z nim umówić, skoro w ich oczach był atrakcyjnym singlem. Chociaż mówiłem mu, że będę się starał okazywać uczucia, to nadal trzymałem dystans.

Cmoknąłem pod nosem, po czym obróciłem się na pięcie i ruszyłem na przystanek tramwajowy.

Dwadzieścia minut później westchnąłem przeciągle. Nie miałem pomysłu na prezent. Znowu. Czemu to musi być takie trudne? Rai był pod tym względem zdecydowanie lepszy – miał głowę pełną pomysłów.

Po chwili dotarło do mnie, że jestem głodny. Zatrzymałem się, aby kupić sobie ciepłą kanapkę. Zjadłem ją w jednej z bocznej uliczek. W mojej kieszeni zawibrował telefon. Dostałem wiadomość.

 

Od: Raimundo

jesteś na mnie zly? L

 

Zmrużyłem oczy. Zły? Odpisałem szybko, że nie i niedługo wrócę, to pogadamy. Ruszyłem do innych sklepów, już najedzony. Nie miałem za dużo pomysłów, więc zdecydowałem się na dwie oczywiste rzeczy.

Zdecydowałem, że do domu wrócę na piechotę. Trasa prowadziła mnie przez Park Miejski.

Pogoda polepszyła się podczas, gdy byłem w zakupowym szale, więc to zwabiło mieszkańców Torunia do wyjścia na zewnątrz. Nie zabrakło właścicieli psów, młodych rodziców z dziećmi na małym placu zabaw albo starszych osób przechadzających się po ścieżkach parku. Dwóch panów nawet grało w szachy na jednej z ławek.

Przyjemnie było się przespacerować i móc zebrać myśli, zwłaszcza że wczoraj znów pozwoliłem na to, aby stres i potok myśli przejęły kontrolę.

Do mieszkania wróciłem dopiero około pierwszej. Gdy wszedłem do mieszkania, panowała w nim kompletna cisza.

– Jest tu ktoś? – spytałem, zdejmując buty. – Halo?

– Ja – odpowiedział mi słaby głos z mojej sypialni.

Ściągnąłem kurtkę, po czym poszedłem do pokoju, gdzie na rozkładanej kanapie siedział Raimundo, przebrany dresy i bluzę z kapturem. Miał mokre włosy, więc przed chwilą musiał brać prysznic. Wyglądał na smutnego. (...)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz