ROZDZIAŁ 19
Czas
Podczas naszych pocałunków wpadliśmy na
ścianę i tam się chwilę zatrzymaliśmy. W domu było ciemno i cicho, dlatego
odgłosy naszych pieszczących się ust uderzały mnie ze zdwojoną siłą. Aaron
jęknął i wtedy pociągnąłem go w stronę schodów, na które wspiąć się było
wyzwaniem, gdy się nie chciało puścić drugiej osoby.
I znów zrobiliśmy sobie małą przerwą w
połowie stopni. Aaron wsunął swoje dłonie pod mój t—shirt, a ja mruknąłem
przyjemnie. Uniosłem wzrok ponad jego głowę i zaśmiałem się. Aaron w odpowiedzi
wyprostował się i uniósł brew.
— Co jest takie śmieszne? — zapytał.
— Przepraszam, ale zauważyłem twoje
zdjęcie — powiedziałem i wskazałem na jedną z wiszących ramek. — Miałeś krótkie
włosy! Uroczo!
Aaron wywrócił oczami, a potem ruszył po
schodach na górę. Od razu ruszyłem za nim i jeszcze przed drzwiami jego pokoju,
ponownie go złapałem, aby móc go pocałować. Będąc u niego, starałem się nie
myśleć o tym, że towarzyszy nam jeszcze wielki pająk. Skupiłem się na Aaronie,
a on bardzo mi w tym pomagał, gdy ściągnął ze mnie t—shirt, a potem językiem
przejechał po mojej klatce piersiowej.
Zassałem powietrze i przygryzłem wargi,
gdy mocował się z moim paskiem.
— Co w ciebie wstąpiło? — spytałem
całkiem zaskoczony, ale i zadowolony.
— Nie podoba ci się? — odpowiedział
pytanie, gdy odpinał guzik i rozsuwał rozporek.
— Wręcz przeciwnie! Bo za dnia jesteś
taki grzeczny…!
Musiałem przerwać, gdy na moment
sparaliżowała mnie przyjemność płynąca z usta Aarona. Wypuściłem całe powietrze
z płuc i na moment zakręciło mi się w głowie. Przełknąłem ślinę i oddychałem
głośno.
— Nie jesteś grzeczny… — stwierdziłem w
końcu.
Usłyszałem jedynie cichy śmiech. Nie
wiedziałem, gdzie podziać ręce więc masowałem głowę Aarona, wierząc, że to daje
mu namiastkę przyjemności, którą obecnie ja odczuwałem.
Dobra, minęło sporo czasu odkąd ktoś mnie
tak zaspokajał. Dodatkowe stymulacje ręką sprawiały cuda, a ja bałem się, że
zaraz się przewrócę. W końcu się cofnąłem, złapałem Aarona pod ramiona i pociągnąłem
go w górę. Jego oczy wydawały się być za mgłą.
— Co…? — spytał. Pocałowałem go szybko i
przesunęliśmy się w stronę jego łóżka. Potknąłem się o własne spodnie, które
teraz trochę jak kajdany, znajdowały się na moich kostkach. Wylądowałem na Aaronie,
a on wyrzucił z siebie głośniejszy jęk.
— Mamy całą noc, prawda? — spytałem,
rozpinając guziki jego koszuli.
— Zdaje się, że tak…
— Świetnie.
Jego opalone, szczupłe ciało było
oświetlone przez blade światło z zewnątrz, a jednak potrafiłem dostrzec każdy
mały pieprzyk, który się tu krył. Ucałowałem jego tors pod którym wyczułem
szybko bijące serce. A potem skupiłem się na każdej ciemniejszej, seksownej
kropce. Jego ciało było trochę słone, smakowało lasem, do którego tak często
chodził — nie potrafiłem ocenić czy to moja wyobraźnia czy nie.
Za to bardzo mi się podobało, że pod
wpływem moich ust, Aaron przystawiał dłoń do czoła i oddychał ciężko.
Rozpiąłem jego spodnie i ściągnąłem je
brutalnie, nie patrząc gdzie lądują. Spojrzałem w oczy Aarona, a on swoje
zmrużył i czekał w napięciu. Przełknął ślinę.
— Mogę? — spytałem, unosząc brew.
— Strasznie się krępuję… — wyznał.
— Co? Czemu? — zdziwiłem się i
przejechałem dłonią po jego ciele. — Jesteś przystojny.
— Tylko tak mówisz — szepnął i usiadł.
— Chyba przesadzasz i jednocześnie mnie
obrażasz — uświadomiłem mu. Przyjrzał się mi, a jego zielone oczy się
zaświeciły.
— Nie chciałem…
— Aaron, jesteś najprzystojniejszym
facetem w całej Australii, tylko to ja jestem ślepy — powiedziałem. — I każdy
kto z tobą nie chciał być, musiał być ślepy! Jesteś tym typem faceta, którego
każdy potrzebuje! Pomocny, zaradny, pomysłowy… — wyliczałem, a on poprawił
swoje włosy. — Ale przede wszystkim jesteś sobą, Aaron. Nie udajesz nikogo. A
to… To jest naprawdę wielka rzecz.
— Mam też swoją drugą stronę, Alan —
uśmiechnął się blado. — Nie zawsze taki jestem. Potrafię być niemiły, czasami
arogancki…
— Chcę poznać tę stronę — uśmiechnąłem
się szeroko i przysunąłem się do niego. — Pozwolisz?
Patrzyliśmy sobie w oczy do momentu, aż
delikatnie skinął głową. Przysunąłem się wtedy do niego i pocałowałem go mocno,
aby rozwiać wszystkie jego wątpliwości. Aaron oddał pocałunek, a więc dał mi
niewerbalną zgodę na to, aby kontynuować. Dłońmi zjechałem do jego bokserek i
zdjąłem je z niego, nie przerywając pocałunku. Rozumiałem, że to dla niego
krępująca sprawa, dlatego starałem się, aby wszystko odbywało się komfortowo.
Oddałem mu przyjemność sprzed kilku
minut, gdy sam zacząłem pracować ustami, a głośne jęki Aarona były dla mnie
motorem działania. Jego ciało reagowało na mój dotyk w bardzo seksowny sposób,
każąc mu wygiąć się w łuk.
Poruszył się niespokojnie.
— Hm? — uniosłem głowę.
— Zaraz… dojdę…
— Och nie! — udałem zrozpaczonego i
stymulowałem ruchy ręką. — Przecież wcale tu o to nie chodzi!
— Nie… uch… nie drocz się ze mną… —
odpowiedział, ale jego wzrok utkwiony był na mojej dłoni i tym co trzymałem.
— Czemu nie? — spytałem. — Wtedy jesteś
jeszcze bardziej seksowny.
Aaron nabrał powietrza i zacisnął
powieki.
— Alan! — krzyknął w końcu, a potem jego
ciało zadrżało tak mocno, że nawet ja odczułem tę przyjemność. Właściwie to
ekstazę. Aaron opadł na poduszki i miarowo wypuścił powietrze nosem.
Uśmiechnąłem się, dumny z siebie i przejechałem językiem przez jego klatkę
piersiową, aby móc go pocałować w usta. Teraz już znałem powód słonego posmaku.
Aaron dalej oddychał ciężko, gdy
całowałem jego szyję i obojczyki.
— Chcesz kontynuować? — spytałem.
— Boże, tak!
Zaśmiałem się i pocałowałem go raz
jeszcze.
— Gdzie masz prezerwatywy?
Aaron zamrugał oczami, a potem klepnął
się w czoło. Uniosłem brwi.
— O nie… — jęknął.
— No, stary, kiepsko się przygotowałeś —
zażartowałem i wstałem z łóżka, zakładając spodnie. — Gdzie jest jakiś sklep
czy coś?
— Erm… jeżeli wyjdziesz z domu i
pójdziesz w lewo, w dół ulicy, na skrzyżowaniu jest stacja benzynowa. Powinni
mieć…
— Zajmę się tym — obiecałem i założyłem t—shirt.
Pocałowałem Aarona. — Nigdzie nie uciekaj, a gwarantuję ci ciekawą noc.
Aaron jedynie pokiwał gorliwie głową, a
ja wybiegłem z jego pokoju, zbiegłem po schodach, przeskakując co drugi
stopień, a potem wypadłem z domu jak kometa. Oczywiście najpierw pobiegłem w
prawo, więc musiałem się wracać. Do stacji dotarłem po pięciu minutach.
Wleciałem do środka i dotarłem do kasy. Młody chłopak uniósł brew.
Rozejrzałem się po kasie, wziąłem paczkę
prezerwatyw i szybko podałem mu kilka dolarów.
— Wielka noc? — spytał, nabijając cenę.
— Tak. Reszty nie trzeba. — Zawsze chciałem
to powiedzieć. Odwróciłem się na pięcie i pognałem z powrotem do Aarona.
— Powodzenia — zawołał za mną kasjer.
Wypadłem z oświetlonej stacji, prawie wpadłem pod ruszający samochód, ale to
mnie nie zatrzymało. Dzierżąc pudełeczko prezerwatyw jak jakieś cenne trofeum,
biegłem ile sił w nogach. Zaskakujące jak nakręcić potrafi popęd seksualny i
ile energii potrafi dać. Tym bardziej, że tu chodziło o pierwszy raz.
Prawie się przewróciłem na zakręcie, gdy
próbowałem gładko skręcić na chodnik prowadzący do domu Aarona. Wpadłem do domu
i zamknąłem za sobą drzwi. Wbiegłem po schodach.
— To było szybkie — stwierdził Aarona,
który leżał pod kołdrą. Przyglądał mi się uważnie. — Biegłeś?
By mu odpowiedzieć musiałem kilka razy
złapać oddech. Oparłem się o swoje kolana i oddychałem ciężko.
— N… n… n—nie — pokręciłem głową. —
Szybko… szedłem…
Aaron uśmiechnął się delikatnie i
wyciągnął ku mnie ręce. Ja odpowiedziałem zadziornym uśmiechem i zdjąłem z
siebie t—shirt, spodenki, skarpetki i buty. Podszedłem do Aarona i wszedłem pod
jego kołdrę, która była cienka i miękka.
Nie powiedzieliśmy sobie nic więcej, gdy
nasze usta ponownie się złączyły.
***
Nad ranem obudził mnie stukot butów, ale
nie wiedziałem gdzie się znajduję, więc nie zwróciłem na to uwagi. Byłem
strasznie zmęczony, ale i zadowolony. Przeciągnąłem się i jęknąłem głośno.
Otworzyłem oczy mniej więcej w tym samym momencie, w którym otworzyły się
drzwi.
— Aaron, wstawaj, musisz mi pom…! — Głos
kobiety był jak najbardziej znajomy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, gdy ona
pisnęła cicho, a to sprawiło, że Aaron usiadł na łóżku jak oparzony. A ja za to
się skuliłem pod kołdrą.
Mama Aarona! O. Mój. Boże!
— A—Aaron — zaczęła. — Och…
— Nie było was w domu…! — zaczął się
tłumaczyć. — Alan nie miał gdzie spać i…!
— Dobrze, dobrze — machnęła ręką i
zamknęła oczy. — Ubierzcie się. Zrobię wam śniadanie.
Zamknęła drzwi, a ja wynurzyłem się spod
kołdry.
— Jeszcze żadna mama mnie tak miło nie
powitała! — zamrugałem oczami. — Śpię? Ja dalej śpię?
— Nie, Alanie… — Aaron poprawił swoje rozczochrane włosy. — Moi rodzice wiedzą o mnie. Od kilku lat. Raczej im to nie przeszkadza.
— Nie, Alanie… — Aaron poprawił swoje rozczochrane włosy. — Moi rodzice wiedzą o mnie. Od kilku lat. Raczej im to nie przeszkadza.
— Naprawdę? — spytałem uspokojony. —
Myślałem, że to będzie jeden z tych niezręcznych poranków…
— Będzie. Jesteś pierwszym facetem, który
był w tym łóżku.
Ponownie zamrugałem oczami, a potem go
objąłem.
— Chcesz mi powiedzieć, że ty nigdy…?
— Nie — pokręcił głową, wyraźnie
speszony. — N—Nie mówiłem ci?
— Nie — objąłem go mocniej. — Wow! Byłem
twoim pierwszym? Mega!
— Serio? — zdziwił się. — To nie jest…
dziwne?
— Nawet nie wiesz jaki facet jest z
siebie dumny, gdy kogoś rozprawicza. Znaczy… to takie męskie — uśmiechnąłem
się. Aaron parsknął pod nosem.
— Cieszę się, że czujesz się męsko. Mam
nadzieję, że dalej będziesz taki męski na śniadaniu z moimi rodzicami.
— A — podrapałem się po głowie. — Prawda.
Zapadła chwila ciszy i patrzyliśmy sobie
w oczy. Zaśmiałem się, gdy stuknęliśmy się czołami, aby się do siebie
przybliżyć. Zamknąłem powieki i dotarło do mnie to co się właśnie stało. Kochałem
się z Aaronem, a tym samym zapoczątkowaliśmy nasze dwa miesiące. Postanowiłem,
że teraz nie będę się tym martwił.
— Co dziś robimy? — spytałem. — Dziś ty
wybierasz. Muszę jeszcze dziś skoczyć do pracy, ale potem jestem cały twój.
— Hmm, brzmi kusząco — przyznał. —
Wymyślę coś.
Pocałowaliśmy się i czułem się tak lekko
jak nigdy. Bycie z Aaronem było czymś wyjątkowym.
— Ubierzmy się — zaproponował w końcu.
— Hę? Bycie nago jest takie fajne…!
— Nie będziesz jadł śniadania nago —
pouczył mnie i sam wstał. Mogłem się jeszcze nacieszyć widokiem jego pośladków.
Wcale mi to nie pomagało w walce z poranną ekscytacją.
— Jasne — pokiwałem głową. — Już się
ubieram…
Wziąłem jeszcze szybki prysznic, bo Aaron
miał swoją łazienkę. Dopiero potem zszedłem na dół, gdzie przy stole siedział
już mój chłopak ze swoimi rodzicami. To będzie zabawa!
— Dzień dobry — powitałem wszystkich.
— Dzień dobry, Alan — przywitała mama
Aarona. — Proszę, usiądź.
— Dziękuję.
Zasiadłem między Aaronem, a jego mamą.
Byłem trochę skrępowany, zwłaszcza, że rodzice przyglądali mi się czujnie.
— To jest Alan — przedstawił mnie Aaron
swojemu ojcu.
— Tak, słyszałem — pokiwał głową.
Przełknąłem ślinę.
— Dziękuję za śniadanie — uśmiechnąłem
się. — Umieram z głodu.
Ciekawe co jest tego powodem, młody
człowieku? Może to, że uprawiałeś seks z naszym synem? Nie powiedzieli tego,
ale widziałem to w ich oczach.
— Alan przyleciał z Polski — mówił Aaron.
— Wczoraj byliśmy na polskim festiwalu.
— Ach, tak? Słyszałam o tym. — Mama
podjęła próbę rozmowy. — I jak wam się podobało?
— Było świetnie. Polecam — powiedziałem. —
Mogłem obcować ze swoją kulturą.
Ogólnie rozmowa przebiegała całkiem
sprawnie. Udało mi się złapać wspólny język z rodzicami Aarona. Podziękowałem
za śniadanie, zaoferowałem, że posprzątam, ale oni nawet nie chcieli o tym
słyszeć. Musiałem się jednak zbierać, a Aaron odprowadził mnie pod drzwi.
— I jak wypadłem? — spytałem szeptem,
zakładając buty.
— Chyba dobrze. Teraz czeka mnie
prawdziwy wywiad — westchnął. — Wendy wałkowali o Setha z trzy godziny —
uśmiechnął się. — No nic. Będę mówił o tobie w samych superlatywach.
— Inaczej się nie da — mrugnąłem do
niego. — Muszę iść do pracy, umówiłem się z Trevorem. A jutro… Wigilia. Jestem
zaproszony do cioci, oczywiście.
— Wiem, Delilah mi mówiła. Uda nam się
spotkać?
— Jasne — pokiwałem głową. — Jeszcze
dziś.
— Dziękuję, Alan.
Uśmiechnąłem się do niego, objąłem go i
pocałowaliśmy się. Jego usta dalej były słodkie. Nie chciałem go puszczać, ale
musiałem. Pocałowałem go jeszcze w czoło i opuściłem jego dom. Nie byłem
świadkiem tego co się działo później, ale Aaron mi opowiedział. Wyglądało to
mniej więcej tak:
Aaron wrócił z holu do kuchni, a tam już
czekali na niego rodzice.
— Przystojniak — rzuciła jego mama. Aaron
zarumienił się.
— Tak, to prawda.
— Powiedz mi… kto jest kobietą?
— Mamo!
— Mamo!
— Pytam się tylko! Jestem ciekawa —
prychnęła. — Dbam o swoje dziecko.
Aaron nalał sobie szklankę wody. Dłoń mu
drżała.
— Czy często będzie do nas przychodził? —
spytał ojciec.
— Nie wiem… mamy dwa miesiące — upił łyk.
— Za dwa miesiące wraca do Polski.
— Och, Aaronie. — Jego mama pogłaskała go
po ramieniu. — To kto jest kobietą?
— MAMO!
***
W pracy byłem, o dziwo, punktualnie, mimo
że jeszcze wstąpiłem do domu się przebrać. Do hotelu wkraczałem pewnym krokiem,
pełen radości i spokoju. Uśmiechałem się do wszystkich, co wywołało sporo
podejrzeń. W końcu, gdy podskoczyłem i zaklaskałem w dłonie, stało się jasne —
miał ciekawą noc.
— Hej, Trevor — wpadłem do jego biura.
— Alan — uniósł brew. Wyglądał na bardzo
zmęczonego. — Co taki szczęśliwy?
— A, wiesz — machnąłem ręką. — Miałem udaną noc.
— A, wiesz — machnąłem ręką. — Miałem udaną noc.
Trevor uniósł brew jeszcze wyżej.
— No dobrze. Dałem ci wolne z powodu… sam
wiesz jakiego — przyjrzał się mi, a ja pokiwałem głową. — Jednak po Świętach
powinieneś wrócić do pracy. Pan Jacobs robi się niecierpliwy.
— Nie ma sprawy, Trevor! Jestem gotowy na
powrót do pracy — zasalutowałem. Dalej się uśmiechałem.
— Jesteś podejrzanie szczęśliwy.
— A ty nie? Jak twoja córka? — spytałem.
— Och… — Ten wielki kulturysta właśnie
się rozczulił. — Jest piękna. Taka malutka… Mam jej zdjęcie — wyjął telefon i
pokazał mi małe dziecko zawinięte w ciepły kocyk. Nawet ja wydałem z siebie
dźwięk czułości.
— Urocza! Jak ma na imię?
— Nazwaliśmy ją Eva.
— Jak moja siostra — pokiwałem głową.
Trevor zmrużył oczy.
— Alanie, chcę z tobą chwilę porozmawiać
nie tylko o pracy… Jak się czujesz?
— Dobrze — odpowiedziałem powoli. — Nie
rozumiem?
— Przeze mnie wpadliście niedawno w spore
tarapaty. Chcę wiedzieć… czy między nami dalej jest wszystko w porządku?
— Zwariowałeś, Trevor? To nie twoja wina!
Dalej jesteś moim najlepszym szefem jakiego miałem — uśmiechnąłem się do niego
zachęcająco. — Naprawdę, Trevor. Nikogo nie winię za to co się stało w
magazynach. Szkoda tylko Landona…
— Tak, szkoda — uciął temat bardzo
szybko. — Nie boisz się mnie?
— Jak pracownik swojego szefa.
Trevor zaśmiał się.
— Chodzi mi o to, że byłem częścią Talii.
— Słusznie — byłeś. Czas przeszły.
— No dobra… — zmrużył oczy. — Widzę, że nie
jesteś na mnie zły.
— Nie, Trevorze. Rozumiem to, że chciałeś
się zabawić, a potem odkryłeś coś ważnego. Ważniejszego niż egoistyczna
przyjemność. Wiem, bo niedawno sam to odkryłem.
— Dziękuję, Alanie. Cieszę się, że to
rozumiesz — podrapał się po głowie. — To wszystko, Alanie. Do zobaczenia po
Świętach.
— Dzięki, Trevor. Trzymaj się. I Wesołych
Świąt! Przekaż życzenia dalej narzeczonej i córce.
— Nie zapomnę — obiecał.
Opuściłem jego biuro z zadowoleniem.
Trevor był skomplikowaną postacią, czasem wybuchową. Ale w głębi serca był
czułym kochankiem i wspaniałym ojcem. Myślę, że Eva będzie miała najlepszego
tatę na świecie.
Zakuło mnie to, że ja nigdy nie będę mógł
mieć dzieci. Westchnąłem lekko. Radość na chwilę zniknęła, ale potem sobie
przypomniałem, że jeszcze dziś się widzę z Aaronem.
***
— A więc twoja mam uważa, że jestem
przystojny? — spytałem z uśmiechem, gdy wjeżdżaliśmy na kolejne piętro przy
pomocy ruchomych schodów. Byłem właśnie z Aaronem na randce. Było już
popołudnie, a my stwierdziliśmy, że możemy pochodzić po sklepach, aby wybrać
sobie wzajemnie prezenty na Boże Narodzenie.
Naturalnie tłum, dzień przed Wigilią, był
nie do policzenia. Osób w centrach handlowych były tysiące. Od małych dzieci po
starszych. Wszystkie kolory skóry, różne akcenty, czasem nawet różne języki.
Ale wśród nich wszystkich i tak widziałem jedynie Aarona.
— Tylko nie pozwól, aby to wpłynęło na
twoje ego — odpowiedział.
— Za późno — uśmiechnąłem się szeroko. —
Myślisz, że możemy się złapać za ręce?
— No… nie wiem — przyznał szczerze. —
Ludzie różnie na to patrząc.
— Daj spokój! Australia jest o tyle
bardziej tolerancyjna niż Polska — prychnąłem i wyciągnąłem ku niemu rękę. —
Pozwól mi się tym nacieszyć. W kraju będę musiał się kryć po kątach.
Aaron przyglądał się chwile mojej dłoni,
ale potem ją ujął. Przeszliśmy tak przez kilka sklepów. Byłem z siebie dumny i
zauważyłem, że nie wszyscy zwracają na nas uwagę. Było kilka osób, które
wytrzeszczyły oczy na widok dwóch facetów za rękę, ale jak minęliśmy inną parę
gejów, uznałem, że nie ma się czego, aż tak bać. To chyba tylko mój kraj tak
bardzo się o to srał.
— Masz już jakiś pomysł? — spytał Aaron. —
Na prezent?
— Możesz mi kupić bumerang.
— Bumerang? — zdziwił się.
— Tak. Co jest bardziej australijskiego niż
bumerang?
— No nie wiem. Kangury? Koala?
Eukaliptus? Dziobaki?
— Dobra, zrozumiałem. Ale bumerang byłby
miłą pamiątką, bo nie sądzę, abym mógł zabrać kangura do Polski.
— Nie, raczej nie będziesz mógł —
przyznał.
Tak więc, kupił mi bardzo fajny bumerang
z podstawką w jednym z wielkich sklepów z pamiątkami. Jednak nie wręczył mi go
od razu, uznając, że dostanę go dopiero jutro. Ja za to kupiłem mu naszyjnik z
jego znakiem zodiaku, który trochę mnie kosztował, ale nie pozwoliłem Aaronowi
zobaczyć ani prezentu ani ceny. Wysłałem go przed sklep.
Po zakupach poszliśmy na dach budynku
gdzie mieściła się kawiarnia. Słychać tu było dokładnie dźwięki miasta, a
szklane wieżowce rzucały dzień z jednej strony. Zasiedliśmy z Aaronem w kącie
tarasu i zamówiliśmy sobie deser w postaci lodów.
— Jak ci się podoba randka? — spytałem,
gdy zatopiłem łyżkę w lodach czekoladowych. Mogłem zabić za lody czekoladowe.
— To moja druga randka w życiu, więc nie
mam do czego porównywać, ale jest coraz lepiej — wyznał i podrapał się po
głowie.
— Naprawdę, Aaron? Naprawdę nigdy nie
byłeś na randce?
— Wczoraj z tobą.
— Ach! Więc jednak uznałeś to za randkę!
— A za co miałem uznać? Chodziliśmy za
ręce, a potem noc spędziłeś u mnie.
— Słusznie — wskazałem na niego srebrną
łyżeczką. — Bystra bestia z ciebie.
— Wiem — wzruszył ramionami, a potem się
roześmialiśmy. — Jutro przyleci Wendy i reszta rodziny… myślisz, że uda nam się
spotkać?
— Też pytanie! Kolacje mamy dopiero
wieczorem, jak sama nazwa mówi. Resztę dnia mam wolną, ale zakładam, że będę
musiał pomóc Delilah’i w pieczeniu ciasta. O właśnie! Powiedziałeś jej, że
chodzimy ze sobą?
— Ups… wyleciało mi to z głowy — zrobił
wielkie oczy. — Zabije mnie.
— Mnie też! — uśmiechnąłem się. — Musimy
jej powiedzieć.
— Zadzwonić do niej?
— Dawaj — przygryzłem wargę i uniosłem
brwi. Aaron skinął głową, sięgnął po telefon i zadzwonił do naszej
przyjaciółki.
— Cześć, Del — powitał ją spokojnie. —
Wiem, wiem, przepraszam. Byłem trochę zajęty — spojrzał na mnie, a ja mu
posłałem buziaka. — W każdym razie mam dla ciebie ciekawą informację. Zgadnij z
kim jestem na mieście? Nie. Nie. Nie… Nie… Oj, Del, no — wywrócił oczami. — Z
KIM mogę być na mieście… na randce?
Zmrużyłem oczy, gdy usłyszałem trzask w
słuchawce Aarona. Nawet on odsunął ją od ucha.
— Tak, z Alanem — pokiwał głową. —
Opowiem ci wszystko, obiecuję. Nie bij mnie. Dobra, Del. Do zobaczenia.
Rozłączył się.
— I jak jej reakcja?
— Coś pomiędzy „zabiję cię”, a „bierz go
ogierze”. Wiesz jaka jest Delilha.
— Tak, wiem — pokiwałem głową. — To gdzie
jeszcze chcesz dzisiaj iść? Kino? Obiad?
— Alan nie musisz mi wszystkiego kupować…
— Nie po to harowałem od września, aby
teraz nie móc wydawać pieniędzy. Zwłaszcza, że mam chłopaka — uśmiechnąłem się.
Wow, byłem w związku. Ta wiadomość dalej do mnie nie docierała. — I chcę cię
gdzieś zabrać. Więc decyduj.
Aaron zmrużył oczy.
— Skoro to randka… — zastanowił się
chwilę. — Staram się sobie przypomnieć gdzie Seth zabierał Wendy. Oceanarium!
Uniosłem brwi.
— Oceanarium?
— Nie chcesz…?
— Chcę — uśmiechnąłem się. — Byłem tam
już, ale słyszałem, że jest kilka nowych atrakcji. Oceanarium, tak?
— Tak — pokiwał głową. — Jakoś to dla
mnie miejsce na randkę. Przynajmniej w anime tak robili…
Parsknąłem śmiechem.
— W anime? Jesteś bardziej uroczy niż
sądziłem…
— Zabawne — burknął, zawstydzony.
— No dobra! To jedz i idziemy do
oceanarium!
Dotarcie tam zajęło nam prawie pół
godziny. Wstrzeliliśmy się idealnie, bo z okazji Świąt wstęp do Oceanarium był
bezpłatny, ale to kumulowało dużą liczbę turystów. Było pełno dzieci, które
musiały być tu jakąś wycieczką.
— Nie czuję tych Świąt — pożaliłem się
Aaronowi, gdy szliśmy w jednym z podwodnych tunelów. Oglądaliśmy przepływające
nad nami ryby. Pływały w czystej, błękitnej wodzie.
— Nie czujesz?
— W Polsce jest śnieg i zimno. Tutaj jest
lato. To trochę dziwne.
— No, taka jest ta strona świata —
przyznał. — Śnieg czasem pada w czerwcu lub lipcu, gdy są naprawdę chłodne dni.
— To takie abstrakcyjne! — wyznałem z
uśmiechem. — No, ale… najważniejsze to spędzić Święta z bliskimi, prawda?
— Prawda — skinął głową. — Zadzwonisz do
rodziców?
— Myślałem o tym. Raczej tak… Poproszę
ciocię o udostępnienie telefonu czy coś.
— Będzie dobrze. Dasz im znać, że chcesz
z nimi się pogodzić.
Uśmiechnąłem się do swojego widmowego
odbicia w szybie. Efekt zepsuła pomarańczowa ryba.
— Chyba tak. Idziemy dalej?
— Tak.
Kolejne tunele poprowadziły na wprost do
schodów i przez moment obserwowaliśmy foki, które wygrzewały się na słońcu.
Byłem tu ostatnio cztery miesiące temu i wydawało mi się, że foki nie poruszyły
się ani o centymetr. Leniwe stworzenia.
— Powiedz mi coś o sobie — poprosiłem.
— Hm?
— Wiem, że lubisz robaki. I nie lubisz
horrorów. Czego nie wiem?
— Nie urodziłem się chłopcem.
Uniosłem brew, a on próbował się nie
roześmiać.
— Przepraszam, żartuję. Ale chciałem
zobaczyć twoją minę. Czego nie wiesz…? Gram w Pokemony.
— Wiem. Też gram.
— Ach, faktycznie! Mówiliśmy o tym. No to
pewnie nie wiesz, że mój pająk zwie się Zappy.
— Nazwałeś pająka „Zappy”?
— To dziwne?
— Spodziewałem się czegoś w stylu…
Tarantulos200.
Aaron uniósł brew, a ja wyszczerzyłem
zęby. Skorzystałem z okazji i go pocałowałem.
— Idziemy dalej? — spytał na wdechu.
— Jasne.
Dotarliśmy do miejsca, które w całym
oceanarium zdawało się najbardziej magiczne, bo łączyło podwodny świat ze
światem ludzi. Podwodny teatr obecnie skupiał całą uwagę wszystkich dzieci i
młodych dziewczyn. Dzieci były zachwycone samym pomysłem i piszczały na widok
pięknej „syreny”, a młode dziewczyny tworzyły prywatny basen, śliniąc się na
widok Marlona, który również brał udział w przedstawieniu.
— Czy to jest... Marlon? — spytał Aaron,
gdy w chłopak zrobił salto w wodzie.
— Tak jest. Pracuje tu.
— Tak, słyszałem. Ma niebieskie włosy,
nie poznałem go.
— Farbuje się na potrzeby przedstawień.
— Dużo o nim wiesz — zauważył Aaron.
Wyczułem dobrze mi znaną nutę i uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
— Jesteś zazdrosny?
— Nie — prychnął. — Znaczy… jasne, on jest facetem bardziej z twojej ligi, a ja…
— Nie — prychnął. — Znaczy… jasne, on jest facetem bardziej z twojej ligi, a ja…
— Proszę, co? — przerwałem mu.
— Erm… on jest naprawdę przystojny —
przyznał Aaron. — A ja? Cóż… chudy, pająkowate palce…
Zmarszczyłem czoło.
— Uważasz mnie za chłopaka z lepszej
ligi?
Aaron zawahał się.
— Znaczy… A nie? Widziałeś siebie? Oczy,
ciało, charakter… Tak jak Marlon.
— Bardzo mnie tym smucisz — wyznałem
ponuro. — Nie jesteś w innej lidze. Wszyscy jesteśmy w tej samej. Po prostu
gusta są różne. A ja wolę twoje szczupłe ciałko od tego napakowanego sterydami
ryboluda…
— Właściwie on bardzo zdrowo się odżywia
i nie sądzę, aby sterydy były… — przerwał pod naciskiem mojego spojrzenia. —
Dobra, rozumiem. Dzięki, Alan — uśmiechnął się do mnie.
— Proszę. Za podobne teksty będziesz
dostawał kopa w dupę — poinformowałem i go objąłem. — Rozumiemy się?
— Tak. Dziękuję.
— Tak. Dziękuję.
— I nie dziękuj mi za wszystko, Boże —
zaśmiałem się. — To chyba gorsze niż byś chyba cały czas przepraszał.
Aaron zaśmiał się i pokiwał głową.
Obejrzeliśmy przedstawienie do końca i
tak jak ostatnio, Marlon podpłynął do szyby i komuś pomachał, a potem przyłożył
dłoń do serca. Na swój sposób, gdy teraz zrozumiałem o co chodzi, było to
bardzo romantyczne i urocze. W tłumie dostrzegłem dobrze mi znaną blond
czuprynę. Potem Marlon spojrzał w naszym kierunku i zmarszczył czoło. Pomachał
i mi, a ja w odpowiedzi pokiwałem głową.
— Dobrze znasz Marlona? — spytała moja
randka.
— Tak. Byliśmy razem nad Morzem
Koralowym.
— No tak.
W tłumie znów odnalazłem Oliwera, który
patrzył na mnie. Skinęliśmy sobie głowami, a potem odwrócił się i ruszył w
kierunku przebieralni aktorów. Ja z Aaronem skierowaliśmy się do następnej
atrakcji.
***
Czas z Aaronem płynął bardzo szybko i nie
mogłem go zatrzymać. Najpierw były Święta, podczas których spędziliśmy kilka
godzin u mnie i daliśmy sobie wzajemnie prezenty. Potem rozdzieliliśmy się na
nasze osobne Wigilię, a ja spędziłem swoją razem z Delilah’ą, ciocią Asią i
Kevinem. Zaprosili do siebie jeszcze siostrę Kevina z dziećmi, a więc było
trochę tłoczno, ale bardzo sympatycznie.
Jeszcze w wigilijny wieczór zadzwoniłem
do moich rodziców w Polsce. Była to trudna rozmowa, a życzenia nie brzmiały tak
szczęśliwie, ale czułem, że właśnie ponownie złapałem kontakt z mamą i tatą.
Nie byli biologiczni, ale ich głosy brzmiały tak znajomo, tak dobrze…
Kilka dni po Bożym Narodzeniu, ciocia
Asia urodziła chłopca. Była to nagła, ale za to szybko i sprawnie
przeprowadzona akcja. Kevin zabrał żonę do szpitala, a ja, Delilah i Aaron
dotarliśmy tam za pomocą autobusów z różnych końców miasta.
Poród zajął kilka godzin, a po tym czasie
mogliśmy odwiedzić moją ciocię. Mały chłopiec, miał ciemne włosy i ciemniejszą
skórą niż matka. Spał i wyglądał bardzo niewinnie, a Kevin popłakał się ze
wzruszenia.
Delilah uścisnęła mamę i nowego brata, a
ja i Aaron obserwowaliśmy to ze wzruszeniem, chociaż ja nie chciałem tego dać
po sobie poznać.
— Witaj na świecie, Alanie — szepnęła
ciocia.
Zamrugałem oczami.
— Jestem na nim od dwudziestu dwóch lat.
Uśmiechnęła się do mnie, a potem
wytrzeszczyłem oczy i otworzyłem szeroko usta. Wydałem z siebie dziwny dźwięk.
— Że po mnie?
— Tak, Alanie — uśmiechnęła się, gdy mąż
ją objął. — Uznaliśmy, że masz bardzo piękne imię i pasuje do naszego syna.
Poza tym… zawsze chcemy mieć tę część Polski przy sobie.
— O mój Boże, nie wiem co powiedzieć —
wyznałem i podrapałem się po głowie. — Dziękuję! Kurczę, to zaszczyt.
— Mały Alan — wtrącił Aaron. — Oby był
tak przystojny jak wzorzec — dodał szeptem, a ja zaśmiałem się cicho i
podszedłem do łóżka, aby przyjrzeć się małemu Alanowi.
— Cześć, kolego — szepnąłem. — Masz moje
imię. Wszyscy będą na ciebie lecieć. Będziesz mega przystojny, zdolny i
inteligentny…
— I skromny — dodała Del.
— Jeszcze raz dziękuję — spojrzałem na
ciocię. — To wiele dla mnie znaczy!
Ciocia uśmiechnęła się do mnie. Zmęczona,
ale szczęśliwa.
***
Czas przyspieszył i ledwo co się
obejrzałem, a szedłem na imprezę Sylwestrową z Delilahą i Aaronem. Urządzana
była niedaleko plaży i byłem bardzo podekscytowany. Było tu mnóstwo ludzi,
którzy zaczęli się schodzić na swoje imprezy. Wiatr wiał delikatnie od strony
zatoki, przynosząc słony zapach.
Na imprezie natknęliśmy się na Oliwera i
Marlona, którzy cały czas się siebie trzymali, wielce zakochani. Uśmiechnąłem
się na ich widok. Marlon w końcu zmył farbę i teraz był naturalnym brunetem.
— Alan! — krzyknął Marlon, wyraźnie już
po alkoholu i podszedł do mnie. — Alan! Szczęśliwego Nowego Roku!
— Jeszcze trzy godziny — przypomniałem
mu, ale wtedy mnie objął mocno i przytulił. — Erm… tak… Szczęśliwego Nowego
Roku, Marlonie.
— Zapomnijmy o tych naszych wojnach, co
ziom? — spytał, gdy się ode mnie odczepił. — Nie powinniśmy się kłócić.
Jesteśmy spoko ziomami.
— Taaa… — zmarszczyłem czoło, a wtedy
pojawił się Oliwer.
— Przepraszam za niego — uśmiechnął się
blado. — Ma słabą głowę.
— Wcaleeee nieeee — pociągnął nosem.
— To jest Aaron — przedstawiłem swojego
chłopaka.
— Znam cię. — Marlon wskazał na niego
palcem. — Chodziliśmy razem do liceum.
— Tak, zgadza się — pokiwał głową.
— Mój ziom! — Jego też przytulił.
Oliwer przeniósł spojrzenie z Aarona na
mnie i posłał mi pytające spojrzenie. Skinąłem dyskretnie głową, a blondyn
uśmiechnął się.
— Miło mi cię poznać, Aaron — wymienili
się uściskami dłoni, gdy Marlon odstawił Aarona, który dalej miał zaskoczony
wyraz twarzy.
Zdałem sobie sprawę z tego, że resztę
imprezy spędziliśmy we czwórkę, dopiero następnego dnia. Nic mi w tym nie
przeszkadzało, a o dziwo bawiłem się jak nigdy dotąd. W końcu, gdy zbliżała się
północ, Marlon zaciągnął naszą czwórkę i Del do portu, gdzie przy barierkach
gromadziły się setki osób. Byłem bardzo podekscytowany bo przypomniałem sobie
te wszystkie telewizyjne relacje jakimi zaszczycali nas dziennikarze, gdy w
Polsce było jeszcze południe, a w Australii świętowano nadejście Nowego Roku.
Na zatokę wypłynęły setki statków, gdzie
podekscytowani ludzie zbliżali się do Harbour Bridge.
W końcu cała zatoka, jednym głosem,
rozpoczęła słynne odliczanie. Tłum liczył starannie, a ja zwróciłem się w
stronę Aarona.
— Pięć… cztery… trzy… — odliczałem
patrząc mu w oczy. — Dwa… jeden.
— Szczęśliwego Nowego Roku! — nie
usłyszałem tego co on mówił, gdy cały tłum huknął życzenie, ale jego usta
układały się idealnie do pocałunku. Pocałowaliśmy się mocno, a akompaniował nam
odgłos wystrzelanych i eksplodujących fajerwerków z mostu i zza opery. Niebo
pojaśniało, strzelały korki od szampanów.
Oderwałem się od Aarona i wyjąłem z
kieszeni małe pudełko.
— I wszystkiego najlepszego z okazji
urodzin — dodałem.
Aaron zamrugał oczami.
— Skąd wiedziałeś…?
— Facebook — wzruszyłem ramionami. — I Del.
— Facebook — wzruszyłem ramionami. — I Del.
— Dziękuję, Alan — pokiwał głową i
pocałował mnie w policzek. Aaron rozpakował prezent i uśmiechnął się lekko.
— Smok Wawelski… — zaśmiał się. — Skąd go
wziąłeś? Dziękuję!
— Pomyślałem, że skoro dałeś mi bumerang
to nie ma chyba nic bardziej krakowskiego — zaśmiałem się.
— Masz dziś urodziny, ziom? — Między nas
wpadł Marlon. — Wszystkiego najlepszego, zioooooom!
— Masz chyba najlepszą imprezę na świecie
— przyznał Oliwer. — Wszystkiego dobrego.
Po życzeniach, we czwórkę wpatrywaliśmy
się w sylwestrowe niebo. Kolorowe, pełne nadziei i zabawy. Nie widziałem
jeszcze nic bardziej zdumiewającego niż pokaz sztucznych ogni w Sydney. Byłem
oczarowany i na dwadzieścia minut straciłem kontakt z tym światem, do którego
jednak przywiązany byłem przez Aarona, którego obejmowałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz