sobota, 11 lipca 2020

Druga strona - Rozdział 19 - Czas


ROZDZIAŁ 19
Czas


Podczas naszych pocałunków wpadliśmy na ścianę i tam się chwilę zatrzymaliśmy. W domu było ciemno i cicho, dlatego odgłosy naszych pieszczących się ust uderzały mnie ze zdwojoną siłą. Aaron jęknął i wtedy pociągnąłem go w stronę schodów, na które wspiąć się było wyzwaniem, gdy się nie chciało puścić drugiej osoby.
I znów zrobiliśmy sobie małą przerwą w połowie stopni. Aaron wsunął swoje dłonie pod mój t—shirt, a ja mruknąłem przyjemnie. Uniosłem wzrok ponad jego głowę i zaśmiałem się. Aaron w odpowiedzi wyprostował się i uniósł brew.
— Co jest takie śmieszne? — zapytał.
— Przepraszam, ale zauważyłem twoje zdjęcie — powiedziałem i wskazałem na jedną z wiszących ramek. — Miałeś krótkie włosy! Uroczo!
Aaron wywrócił oczami, a potem ruszył po schodach na górę. Od razu ruszyłem za nim i jeszcze przed drzwiami jego pokoju, ponownie go złapałem, aby móc go pocałować. Będąc u niego, starałem się nie myśleć o tym, że towarzyszy nam jeszcze wielki pająk. Skupiłem się na Aaronie, a on bardzo mi w tym pomagał, gdy ściągnął ze mnie t—shirt, a potem językiem przejechał po mojej klatce piersiowej.
Zassałem powietrze i przygryzłem wargi, gdy mocował się z moim paskiem.
— Co w ciebie wstąpiło? — spytałem całkiem zaskoczony, ale i zadowolony.
— Nie podoba ci się? — odpowiedział pytanie, gdy odpinał guzik i rozsuwał rozporek.
— Wręcz przeciwnie! Bo za dnia jesteś taki grzeczny…!
Musiałem przerwać, gdy na moment sparaliżowała mnie przyjemność płynąca z usta Aarona. Wypuściłem całe powietrze z płuc i na moment zakręciło mi się w głowie. Przełknąłem ślinę i oddychałem głośno.
— Nie jesteś grzeczny… — stwierdziłem w końcu.
Usłyszałem jedynie cichy śmiech. Nie wiedziałem, gdzie podziać ręce więc masowałem głowę Aarona, wierząc, że to daje mu namiastkę przyjemności, którą obecnie ja odczuwałem.
Dobra, minęło sporo czasu odkąd ktoś mnie tak zaspokajał. Dodatkowe stymulacje ręką sprawiały cuda, a ja bałem się, że zaraz się przewrócę. W końcu się cofnąłem, złapałem Aarona pod ramiona i pociągnąłem go w górę. Jego oczy wydawały się być za mgłą.
— Co…? — spytał. Pocałowałem go szybko i przesunęliśmy się w stronę jego łóżka. Potknąłem się o własne spodnie, które teraz trochę jak kajdany, znajdowały się na moich kostkach. Wylądowałem na Aaronie, a on wyrzucił z siebie głośniejszy jęk.
— Mamy całą noc, prawda? — spytałem, rozpinając guziki jego koszuli.
— Zdaje się, że tak…
— Świetnie.
Jego opalone, szczupłe ciało było oświetlone przez blade światło z zewnątrz, a jednak potrafiłem dostrzec każdy mały pieprzyk, który się tu krył. Ucałowałem jego tors pod którym wyczułem szybko bijące serce. A potem skupiłem się na każdej ciemniejszej, seksownej kropce. Jego ciało było trochę słone, smakowało lasem, do którego tak często chodził — nie potrafiłem ocenić czy to moja wyobraźnia czy nie.
Za to bardzo mi się podobało, że pod wpływem moich ust, Aaron przystawiał dłoń do czoła i oddychał ciężko.
Rozpiąłem jego spodnie i ściągnąłem je brutalnie, nie patrząc gdzie lądują. Spojrzałem w oczy Aarona, a on swoje zmrużył i czekał w napięciu. Przełknął ślinę.
— Mogę? — spytałem, unosząc brew.
— Strasznie się krępuję… — wyznał.
— Co? Czemu? — zdziwiłem się i przejechałem dłonią po jego ciele. — Jesteś przystojny.
— Tylko tak mówisz — szepnął i usiadł.
— Chyba przesadzasz i jednocześnie mnie obrażasz — uświadomiłem mu. Przyjrzał się mi, a jego zielone oczy się zaświeciły.
— Nie chciałem…
— Aaron, jesteś najprzystojniejszym facetem w całej Australii, tylko to ja jestem ślepy — powiedziałem. — I każdy kto z tobą nie chciał być, musiał być ślepy! Jesteś tym typem faceta, którego każdy potrzebuje! Pomocny, zaradny, pomysłowy… — wyliczałem, a on poprawił swoje włosy. — Ale przede wszystkim jesteś sobą, Aaron. Nie udajesz nikogo. A to… To jest naprawdę wielka rzecz.
— Mam też swoją drugą stronę, Alan — uśmiechnął się blado. — Nie zawsze taki jestem. Potrafię być niemiły, czasami arogancki…
— Chcę poznać tę stronę — uśmiechnąłem się szeroko i przysunąłem się do niego. — Pozwolisz?
Patrzyliśmy sobie w oczy do momentu, aż delikatnie skinął głową. Przysunąłem się wtedy do niego i pocałowałem go mocno, aby rozwiać wszystkie jego wątpliwości. Aaron oddał pocałunek, a więc dał mi niewerbalną zgodę na to, aby kontynuować. Dłońmi zjechałem do jego bokserek i zdjąłem je z niego, nie przerywając pocałunku. Rozumiałem, że to dla niego krępująca sprawa, dlatego starałem się, aby wszystko odbywało się komfortowo.
Oddałem mu przyjemność sprzed kilku minut, gdy sam zacząłem pracować ustami, a głośne jęki Aarona były dla mnie motorem działania. Jego ciało reagowało na mój dotyk w bardzo seksowny sposób, każąc mu wygiąć się w łuk.
Poruszył się niespokojnie.
— Hm? — uniosłem głowę.
— Zaraz… dojdę…
— Och nie! — udałem zrozpaczonego i stymulowałem ruchy ręką. — Przecież wcale tu o to nie chodzi!
— Nie… uch… nie drocz się ze mną… — odpowiedział, ale jego wzrok utkwiony był na mojej dłoni i tym co trzymałem.
— Czemu nie? — spytałem. — Wtedy jesteś jeszcze bardziej seksowny.
Aaron nabrał powietrza i zacisnął powieki.
— Alan! — krzyknął w końcu, a potem jego ciało zadrżało tak mocno, że nawet ja odczułem tę przyjemność. Właściwie to ekstazę. Aaron opadł na poduszki i miarowo wypuścił powietrze nosem. Uśmiechnąłem się, dumny z siebie i przejechałem językiem przez jego klatkę piersiową, aby móc go pocałować w usta. Teraz już znałem powód słonego posmaku.
Aaron dalej oddychał ciężko, gdy całowałem jego szyję i obojczyki.
— Chcesz kontynuować? — spytałem.
— Boże, tak!
Zaśmiałem się i pocałowałem go raz jeszcze.
— Gdzie masz prezerwatywy?
Aaron zamrugał oczami, a potem klepnął się w czoło. Uniosłem brwi.
— O nie… — jęknął.
— No, stary, kiepsko się przygotowałeś — zażartowałem i wstałem z łóżka, zakładając spodnie. — Gdzie jest jakiś sklep czy coś?
— Erm… jeżeli wyjdziesz z domu i pójdziesz w lewo, w dół ulicy, na skrzyżowaniu jest stacja benzynowa. Powinni mieć…
— Zajmę się tym — obiecałem i założyłem t—shirt. Pocałowałem Aarona. — Nigdzie nie uciekaj, a gwarantuję ci ciekawą noc.
Aaron jedynie pokiwał gorliwie głową, a ja wybiegłem z jego pokoju, zbiegłem po schodach, przeskakując co drugi stopień, a potem wypadłem z domu jak kometa. Oczywiście najpierw pobiegłem w prawo, więc musiałem się wracać. Do stacji dotarłem po pięciu minutach. Wleciałem do środka i dotarłem do kasy. Młody chłopak uniósł brew.
Rozejrzałem się po kasie, wziąłem paczkę prezerwatyw i szybko podałem mu kilka dolarów.
— Wielka noc? — spytał, nabijając cenę.
— Tak. Reszty nie trzeba. — Zawsze chciałem to powiedzieć. Odwróciłem się na pięcie i pognałem z powrotem do Aarona.
— Powodzenia — zawołał za mną kasjer. Wypadłem z oświetlonej stacji, prawie wpadłem pod ruszający samochód, ale to mnie nie zatrzymało. Dzierżąc pudełeczko prezerwatyw jak jakieś cenne trofeum, biegłem ile sił w nogach. Zaskakujące jak nakręcić potrafi popęd seksualny i ile energii potrafi dać. Tym bardziej, że tu chodziło o pierwszy raz.
Prawie się przewróciłem na zakręcie, gdy próbowałem gładko skręcić na chodnik prowadzący do domu Aarona. Wpadłem do domu i zamknąłem za sobą drzwi. Wbiegłem po schodach.
— To było szybkie — stwierdził Aarona, który leżał pod kołdrą. Przyglądał mi się uważnie. — Biegłeś?
By mu odpowiedzieć musiałem kilka razy złapać oddech. Oparłem się o swoje kolana i oddychałem ciężko.
— N… n… n—nie — pokręciłem głową. — Szybko… szedłem…
Aaron uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął ku mnie ręce. Ja odpowiedziałem zadziornym uśmiechem i zdjąłem z siebie t—shirt, spodenki, skarpetki i buty. Podszedłem do Aarona i wszedłem pod jego kołdrę, która była cienka i miękka.
Nie powiedzieliśmy sobie nic więcej, gdy nasze usta ponownie się złączyły.

***

Nad ranem obudził mnie stukot butów, ale nie wiedziałem gdzie się znajduję, więc nie zwróciłem na to uwagi. Byłem strasznie zmęczony, ale i zadowolony. Przeciągnąłem się i jęknąłem głośno. Otworzyłem oczy mniej więcej w tym samym momencie, w którym otworzyły się drzwi.
— Aaron, wstawaj, musisz mi pom…! — Głos kobiety był jak najbardziej znajomy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, gdy ona pisnęła cicho, a to sprawiło, że Aaron usiadł na łóżku jak oparzony. A ja za to się skuliłem pod kołdrą.
Mama Aarona! O. Mój. Boże!
— A—Aaron — zaczęła. — Och…
— Nie było was w domu…! — zaczął się tłumaczyć. — Alan nie miał gdzie spać i…!
— Dobrze, dobrze — machnęła ręką i zamknęła oczy. — Ubierzcie się. Zrobię wam śniadanie.
Zamknęła drzwi, a ja wynurzyłem się spod kołdry.
— Jeszcze żadna mama mnie tak miło nie powitała! — zamrugałem oczami. — Śpię? Ja dalej śpię?
— Nie, Alanie… — Aaron poprawił swoje rozczochrane włosy. — Moi rodzice wiedzą o mnie. Od kilku lat. Raczej im to nie przeszkadza.
— Naprawdę? — spytałem uspokojony. — Myślałem, że to będzie jeden z tych niezręcznych poranków…
— Będzie. Jesteś pierwszym facetem, który był w tym łóżku.
Ponownie zamrugałem oczami, a potem go objąłem.
— Chcesz mi powiedzieć, że ty nigdy…?
— Nie — pokręcił głową, wyraźnie speszony. — N—Nie mówiłem ci?
— Nie — objąłem go mocniej. — Wow! Byłem twoim pierwszym? Mega!
— Serio? — zdziwił się. — To nie jest… dziwne?
— Nawet nie wiesz jaki facet jest z siebie dumny, gdy kogoś rozprawicza. Znaczy… to takie męskie — uśmiechnąłem się. Aaron parsknął pod nosem.
— Cieszę się, że czujesz się męsko. Mam nadzieję, że dalej będziesz taki męski na śniadaniu z moimi rodzicami.
— A — podrapałem się po głowie. — Prawda.
Zapadła chwila ciszy i patrzyliśmy sobie w oczy. Zaśmiałem się, gdy stuknęliśmy się czołami, aby się do siebie przybliżyć. Zamknąłem powieki i dotarło do mnie to co się właśnie stało. Kochałem się z Aaronem, a tym samym zapoczątkowaliśmy nasze dwa miesiące. Postanowiłem, że teraz nie będę się tym martwił.
— Co dziś robimy? — spytałem. — Dziś ty wybierasz. Muszę jeszcze dziś skoczyć do pracy, ale potem jestem cały twój.
— Hmm, brzmi kusząco — przyznał. — Wymyślę coś.
Pocałowaliśmy się i czułem się tak lekko jak nigdy. Bycie z Aaronem było czymś wyjątkowym.
— Ubierzmy się — zaproponował w końcu.
— Hę? Bycie nago jest takie fajne…!
— Nie będziesz jadł śniadania nago — pouczył mnie i sam wstał. Mogłem się jeszcze nacieszyć widokiem jego pośladków. Wcale mi to nie pomagało w walce z poranną ekscytacją.
— Jasne — pokiwałem głową. — Już się ubieram…
Wziąłem jeszcze szybki prysznic, bo Aaron miał swoją łazienkę. Dopiero potem zszedłem na dół, gdzie przy stole siedział już mój chłopak ze swoimi rodzicami. To będzie zabawa!
— Dzień dobry — powitałem wszystkich.
— Dzień dobry, Alan — przywitała mama Aarona. — Proszę, usiądź.
— Dziękuję.
Zasiadłem między Aaronem, a jego mamą. Byłem trochę skrępowany, zwłaszcza, że rodzice przyglądali mi się czujnie.
— To jest Alan — przedstawił mnie Aaron swojemu ojcu.
— Tak, słyszałem — pokiwał głową. Przełknąłem ślinę.
— Dziękuję za śniadanie — uśmiechnąłem się. — Umieram z głodu.
Ciekawe co jest tego powodem, młody człowieku? Może to, że uprawiałeś seks z naszym synem? Nie powiedzieli tego, ale widziałem to w ich oczach.
— Alan przyleciał z Polski — mówił Aaron. — Wczoraj byliśmy na polskim festiwalu.
— Ach, tak? Słyszałam o tym. — Mama podjęła próbę rozmowy. — I jak wam się podobało?
— Było świetnie. Polecam — powiedziałem. — Mogłem obcować ze swoją kulturą.
Ogólnie rozmowa przebiegała całkiem sprawnie. Udało mi się złapać wspólny język z rodzicami Aarona. Podziękowałem za śniadanie, zaoferowałem, że posprzątam, ale oni nawet nie chcieli o tym słyszeć. Musiałem się jednak zbierać, a Aaron odprowadził mnie pod drzwi.
— I jak wypadłem? — spytałem szeptem, zakładając buty.
— Chyba dobrze. Teraz czeka mnie prawdziwy wywiad — westchnął. — Wendy wałkowali o Setha z trzy godziny — uśmiechnął się. — No nic. Będę mówił o tobie w samych superlatywach.
— Inaczej się nie da — mrugnąłem do niego. — Muszę iść do pracy, umówiłem się z Trevorem. A jutro… Wigilia. Jestem zaproszony do cioci, oczywiście.
— Wiem, Delilah mi mówiła. Uda nam się spotkać?
— Jasne — pokiwałem głową. — Jeszcze dziś.
— Dziękuję, Alan.
Uśmiechnąłem się do niego, objąłem go i pocałowaliśmy się. Jego usta dalej były słodkie. Nie chciałem go puszczać, ale musiałem. Pocałowałem go jeszcze w czoło i opuściłem jego dom. Nie byłem świadkiem tego co się działo później, ale Aaron mi opowiedział. Wyglądało to mniej więcej tak:
Aaron wrócił z holu do kuchni, a tam już czekali na niego rodzice.
— Przystojniak — rzuciła jego mama. Aaron zarumienił się.
— Tak, to prawda.
— Powiedz mi… kto jest kobietą?
— Mamo!
— Pytam się tylko! Jestem ciekawa — prychnęła. — Dbam o swoje dziecko.
Aaron nalał sobie szklankę wody. Dłoń mu drżała.
— Czy często będzie do nas przychodził? — spytał ojciec.
— Nie wiem… mamy dwa miesiące — upił łyk. — Za dwa miesiące wraca do Polski.
— Och, Aaronie. — Jego mama pogłaskała go po ramieniu. — To kto jest kobietą?
— MAMO!

***

W pracy byłem, o dziwo, punktualnie, mimo że jeszcze wstąpiłem do domu się przebrać. Do hotelu wkraczałem pewnym krokiem, pełen radości i spokoju. Uśmiechałem się do wszystkich, co wywołało sporo podejrzeń. W końcu, gdy podskoczyłem i zaklaskałem w dłonie, stało się jasne — miał ciekawą noc.
— Hej, Trevor — wpadłem do jego biura.
— Alan — uniósł brew. Wyglądał na bardzo zmęczonego. — Co taki szczęśliwy?
— A, wiesz — machnąłem ręką. — Miałem udaną noc.
Trevor uniósł brew jeszcze wyżej.
— No dobrze. Dałem ci wolne z powodu… sam wiesz jakiego — przyjrzał się mi, a ja pokiwałem głową. — Jednak po Świętach powinieneś wrócić do pracy. Pan Jacobs robi się niecierpliwy.
— Nie ma sprawy, Trevor! Jestem gotowy na powrót do pracy — zasalutowałem. Dalej się uśmiechałem.
— Jesteś podejrzanie szczęśliwy.
— A ty nie? Jak twoja córka? — spytałem.
— Och… — Ten wielki kulturysta właśnie się rozczulił. — Jest piękna. Taka malutka… Mam jej zdjęcie — wyjął telefon i pokazał mi małe dziecko zawinięte w ciepły kocyk. Nawet ja wydałem z siebie dźwięk czułości.
— Urocza! Jak ma na imię?
— Nazwaliśmy ją Eva.
— Jak moja siostra — pokiwałem głową. Trevor zmrużył oczy.
— Alanie, chcę z tobą chwilę porozmawiać nie tylko o pracy… Jak się czujesz?
— Dobrze — odpowiedziałem powoli. — Nie rozumiem?
— Przeze mnie wpadliście niedawno w spore tarapaty. Chcę wiedzieć… czy między nami dalej jest wszystko w porządku?
— Zwariowałeś, Trevor? To nie twoja wina! Dalej jesteś moim najlepszym szefem jakiego miałem — uśmiechnąłem się do niego zachęcająco. — Naprawdę, Trevor. Nikogo nie winię za to co się stało w magazynach. Szkoda tylko Landona…
— Tak, szkoda — uciął temat bardzo szybko. — Nie boisz się mnie?
— Jak pracownik swojego szefa.
Trevor zaśmiał się.
— Chodzi mi o to, że byłem częścią Talii.
— Słusznie — byłeś. Czas przeszły.
— No dobra… — zmrużył oczy. — Widzę, że nie jesteś na mnie zły.
— Nie, Trevorze. Rozumiem to, że chciałeś się zabawić, a potem odkryłeś coś ważnego. Ważniejszego niż egoistyczna przyjemność. Wiem, bo niedawno sam to odkryłem.
— Dziękuję, Alanie. Cieszę się, że to rozumiesz — podrapał się po głowie. — To wszystko, Alanie. Do zobaczenia po Świętach.
— Dzięki, Trevor. Trzymaj się. I Wesołych Świąt! Przekaż życzenia dalej narzeczonej i córce.
— Nie zapomnę — obiecał.
Opuściłem jego biuro z zadowoleniem. Trevor był skomplikowaną postacią, czasem wybuchową. Ale w głębi serca był czułym kochankiem i wspaniałym ojcem. Myślę, że Eva będzie miała najlepszego tatę na świecie.
Zakuło mnie to, że ja nigdy nie będę mógł mieć dzieci. Westchnąłem lekko. Radość na chwilę zniknęła, ale potem sobie przypomniałem, że jeszcze dziś się widzę z Aaronem.

***

— A więc twoja mam uważa, że jestem przystojny? — spytałem z uśmiechem, gdy wjeżdżaliśmy na kolejne piętro przy pomocy ruchomych schodów. Byłem właśnie z Aaronem na randce. Było już popołudnie, a my stwierdziliśmy, że możemy pochodzić po sklepach, aby wybrać sobie wzajemnie prezenty na Boże Narodzenie.
Naturalnie tłum, dzień przed Wigilią, był nie do policzenia. Osób w centrach handlowych były tysiące. Od małych dzieci po starszych. Wszystkie kolory skóry, różne akcenty, czasem nawet różne języki. Ale wśród nich wszystkich i tak widziałem jedynie Aarona.
— Tylko nie pozwól, aby to wpłynęło na twoje ego — odpowiedział.
— Za późno — uśmiechnąłem się szeroko. — Myślisz, że możemy się złapać za ręce?
— No… nie wiem — przyznał szczerze. — Ludzie różnie na to patrząc.
— Daj spokój! Australia jest o tyle bardziej tolerancyjna niż Polska — prychnąłem i wyciągnąłem ku niemu rękę. — Pozwól mi się tym nacieszyć. W kraju będę musiał się kryć po kątach.
Aaron przyglądał się chwile mojej dłoni, ale potem ją ujął. Przeszliśmy tak przez kilka sklepów. Byłem z siebie dumny i zauważyłem, że nie wszyscy zwracają na nas uwagę. Było kilka osób, które wytrzeszczyły oczy na widok dwóch facetów za rękę, ale jak minęliśmy inną parę gejów, uznałem, że nie ma się czego, aż tak bać. To chyba tylko mój kraj tak bardzo się o to srał.
— Masz już jakiś pomysł? — spytał Aaron. — Na prezent?
— Możesz mi kupić bumerang.
— Bumerang? — zdziwił się.
— Tak. Co jest bardziej australijskiego niż bumerang?
— No nie wiem. Kangury? Koala? Eukaliptus? Dziobaki?
— Dobra, zrozumiałem. Ale bumerang byłby miłą pamiątką, bo nie sądzę, abym mógł zabrać kangura do Polski.
— Nie, raczej nie będziesz mógł — przyznał.
Tak więc, kupił mi bardzo fajny bumerang z podstawką w jednym z wielkich sklepów z pamiątkami. Jednak nie wręczył mi go od razu, uznając, że dostanę go dopiero jutro. Ja za to kupiłem mu naszyjnik z jego znakiem zodiaku, który trochę mnie kosztował, ale nie pozwoliłem Aaronowi zobaczyć ani prezentu ani ceny. Wysłałem go przed sklep.
Po zakupach poszliśmy na dach budynku gdzie mieściła się kawiarnia. Słychać tu było dokładnie dźwięki miasta, a szklane wieżowce rzucały dzień z jednej strony. Zasiedliśmy z Aaronem w kącie tarasu i zamówiliśmy sobie deser w postaci lodów.
— Jak ci się podoba randka? — spytałem, gdy zatopiłem łyżkę w lodach czekoladowych. Mogłem zabić za lody czekoladowe.
— To moja druga randka w życiu, więc nie mam do czego porównywać, ale jest coraz lepiej — wyznał i podrapał się po głowie.
— Naprawdę, Aaron? Naprawdę nigdy nie byłeś na randce?
— Wczoraj z tobą.
— Ach! Więc jednak uznałeś to za randkę!
— A za co miałem uznać? Chodziliśmy za ręce, a potem noc spędziłeś u mnie.
— Słusznie — wskazałem na niego srebrną łyżeczką. — Bystra bestia z ciebie.
— Wiem — wzruszył ramionami, a potem się roześmialiśmy. — Jutro przyleci Wendy i reszta rodziny… myślisz, że uda nam się spotkać?
— Też pytanie! Kolacje mamy dopiero wieczorem, jak sama nazwa mówi. Resztę dnia mam wolną, ale zakładam, że będę musiał pomóc Delilah’i w pieczeniu ciasta. O właśnie! Powiedziałeś jej, że chodzimy ze sobą?
— Ups… wyleciało mi to z głowy — zrobił wielkie oczy. — Zabije mnie.
— Mnie też! — uśmiechnąłem się. — Musimy jej powiedzieć.
— Zadzwonić do niej?
— Dawaj — przygryzłem wargę i uniosłem brwi. Aaron skinął głową, sięgnął po telefon i zadzwonił do naszej przyjaciółki.
— Cześć, Del — powitał ją spokojnie. — Wiem, wiem, przepraszam. Byłem trochę zajęty — spojrzał na mnie, a ja mu posłałem buziaka. — W każdym razie mam dla ciebie ciekawą informację. Zgadnij z kim jestem na mieście? Nie. Nie. Nie… Nie… Oj, Del, no — wywrócił oczami. — Z KIM mogę być na mieście… na randce?
Zmrużyłem oczy, gdy usłyszałem trzask w słuchawce Aarona. Nawet on odsunął ją od ucha.
— Tak, z Alanem — pokiwał głową. — Opowiem ci wszystko, obiecuję. Nie bij mnie. Dobra, Del. Do zobaczenia.
Rozłączył się.
— I jak jej reakcja?
— Coś pomiędzy „zabiję cię”, a „bierz go ogierze”. Wiesz jaka jest Delilha.
— Tak, wiem — pokiwałem głową. — To gdzie jeszcze chcesz dzisiaj iść? Kino? Obiad?
— Alan nie musisz mi wszystkiego kupować…
— Nie po to harowałem od września, aby teraz nie móc wydawać pieniędzy. Zwłaszcza, że mam chłopaka — uśmiechnąłem się. Wow, byłem w związku. Ta wiadomość dalej do mnie nie docierała. — I chcę cię gdzieś zabrać. Więc decyduj.
Aaron zmrużył oczy.
— Skoro to randka… — zastanowił się chwilę. — Staram się sobie przypomnieć gdzie Seth zabierał Wendy. Oceanarium!
Uniosłem brwi.
— Oceanarium?
— Nie chcesz…?
— Chcę — uśmiechnąłem się. — Byłem tam już, ale słyszałem, że jest kilka nowych atrakcji. Oceanarium, tak?
— Tak — pokiwał głową. — Jakoś to dla mnie miejsce na randkę. Przynajmniej w anime tak robili…
Parsknąłem śmiechem.
— W anime? Jesteś bardziej uroczy niż sądziłem…
— Zabawne — burknął, zawstydzony.
— No dobra! To jedz i idziemy do oceanarium!
Dotarcie tam zajęło nam prawie pół godziny. Wstrzeliliśmy się idealnie, bo z okazji Świąt wstęp do Oceanarium był bezpłatny, ale to kumulowało dużą liczbę turystów. Było pełno dzieci, które musiały być tu jakąś wycieczką.
— Nie czuję tych Świąt — pożaliłem się Aaronowi, gdy szliśmy w jednym z podwodnych tunelów. Oglądaliśmy przepływające nad nami ryby. Pływały w czystej, błękitnej wodzie.
— Nie czujesz?
— W Polsce jest śnieg i zimno. Tutaj jest lato. To trochę dziwne.
— No, taka jest ta strona świata — przyznał. — Śnieg czasem pada w czerwcu lub lipcu, gdy są naprawdę chłodne dni.
— To takie abstrakcyjne! — wyznałem z uśmiechem. — No, ale… najważniejsze to spędzić Święta z bliskimi, prawda?
— Prawda — skinął głową. — Zadzwonisz do rodziców?
— Myślałem o tym. Raczej tak… Poproszę ciocię o udostępnienie telefonu czy coś.
— Będzie dobrze. Dasz im znać, że chcesz z nimi się pogodzić.
Uśmiechnąłem się do swojego widmowego odbicia w szybie. Efekt zepsuła pomarańczowa ryba.
— Chyba tak. Idziemy dalej?
— Tak.
Kolejne tunele poprowadziły na wprost do schodów i przez moment obserwowaliśmy foki, które wygrzewały się na słońcu. Byłem tu ostatnio cztery miesiące temu i wydawało mi się, że foki nie poruszyły się ani o centymetr. Leniwe stworzenia.
— Powiedz mi coś o sobie — poprosiłem.
— Hm?
— Wiem, że lubisz robaki. I nie lubisz horrorów. Czego nie wiem?
— Nie urodziłem się chłopcem.
Uniosłem brew, a on próbował się nie roześmiać.
— Przepraszam, żartuję. Ale chciałem zobaczyć twoją minę. Czego nie wiesz…? Gram w Pokemony.
— Wiem. Też gram.
— Ach, faktycznie! Mówiliśmy o tym. No to pewnie nie wiesz, że mój pająk zwie się Zappy.
— Nazwałeś pająka „Zappy”?
— To dziwne?
— Spodziewałem się czegoś w stylu… Tarantulos200.
Aaron uniósł brew, a ja wyszczerzyłem zęby. Skorzystałem z okazji i go pocałowałem.
— Idziemy dalej? — spytał na wdechu.
— Jasne.
Dotarliśmy do miejsca, które w całym oceanarium zdawało się najbardziej magiczne, bo łączyło podwodny świat ze światem ludzi. Podwodny teatr obecnie skupiał całą uwagę wszystkich dzieci i młodych dziewczyn. Dzieci były zachwycone samym pomysłem i piszczały na widok pięknej „syreny”, a młode dziewczyny tworzyły prywatny basen, śliniąc się na widok Marlona, który również brał udział w przedstawieniu.
— Czy to jest... Marlon? — spytał Aaron, gdy w chłopak zrobił salto w wodzie.
— Tak jest. Pracuje tu.
— Tak, słyszałem. Ma niebieskie włosy, nie poznałem go.
— Farbuje się na potrzeby przedstawień.
— Dużo o nim wiesz — zauważył Aaron. Wyczułem dobrze mi znaną nutę i uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
— Jesteś zazdrosny?
— Nie — prychnął. — Znaczy… jasne, on jest facetem bardziej z twojej ligi, a ja…
— Proszę, co? — przerwałem mu.
— Erm… on jest naprawdę przystojny — przyznał Aaron. — A ja? Cóż… chudy, pająkowate palce…
Zmarszczyłem czoło.
— Uważasz mnie za chłopaka z lepszej ligi?
Aaron zawahał się.
— Znaczy… A nie? Widziałeś siebie? Oczy, ciało, charakter… Tak jak Marlon.
— Bardzo mnie tym smucisz — wyznałem ponuro. — Nie jesteś w innej lidze. Wszyscy jesteśmy w tej samej. Po prostu gusta są różne. A ja wolę twoje szczupłe ciałko od tego napakowanego sterydami ryboluda…
— Właściwie on bardzo zdrowo się odżywia i nie sądzę, aby sterydy były… — przerwał pod naciskiem mojego spojrzenia. — Dobra, rozumiem. Dzięki, Alan — uśmiechnął się do mnie.
— Proszę. Za podobne teksty będziesz dostawał kopa w dupę — poinformowałem i go objąłem. — Rozumiemy się?
— Tak. Dziękuję.
— I nie dziękuj mi za wszystko, Boże — zaśmiałem się. — To chyba gorsze niż byś chyba cały czas przepraszał.
Aaron zaśmiał się i pokiwał głową.
Obejrzeliśmy przedstawienie do końca i tak jak ostatnio, Marlon podpłynął do szyby i komuś pomachał, a potem przyłożył dłoń do serca. Na swój sposób, gdy teraz zrozumiałem o co chodzi, było to bardzo romantyczne i urocze. W tłumie dostrzegłem dobrze mi znaną blond czuprynę. Potem Marlon spojrzał w naszym kierunku i zmarszczył czoło. Pomachał i mi, a ja w odpowiedzi pokiwałem głową.
— Dobrze znasz Marlona? — spytała moja randka.
— Tak. Byliśmy razem nad Morzem Koralowym.
— No tak.
W tłumie znów odnalazłem Oliwera, który patrzył na mnie. Skinęliśmy sobie głowami, a potem odwrócił się i ruszył w kierunku przebieralni aktorów. Ja z Aaronem skierowaliśmy się do następnej atrakcji.

***

Czas z Aaronem płynął bardzo szybko i nie mogłem go zatrzymać. Najpierw były Święta, podczas których spędziliśmy kilka godzin u mnie i daliśmy sobie wzajemnie prezenty. Potem rozdzieliliśmy się na nasze osobne Wigilię, a ja spędziłem swoją razem z Delilah’ą, ciocią Asią i Kevinem. Zaprosili do siebie jeszcze siostrę Kevina z dziećmi, a więc było trochę tłoczno, ale bardzo sympatycznie.
Jeszcze w wigilijny wieczór zadzwoniłem do moich rodziców w Polsce. Była to trudna rozmowa, a życzenia nie brzmiały tak szczęśliwie, ale czułem, że właśnie ponownie złapałem kontakt z mamą i tatą. Nie byli biologiczni, ale ich głosy brzmiały tak znajomo, tak dobrze…
Kilka dni po Bożym Narodzeniu, ciocia Asia urodziła chłopca. Była to nagła, ale za to szybko i sprawnie przeprowadzona akcja. Kevin zabrał żonę do szpitala, a ja, Delilah i Aaron dotarliśmy tam za pomocą autobusów z różnych końców miasta.
Poród zajął kilka godzin, a po tym czasie mogliśmy odwiedzić moją ciocię. Mały chłopiec, miał ciemne włosy i ciemniejszą skórą niż matka. Spał i wyglądał bardzo niewinnie, a Kevin popłakał się ze wzruszenia.
Delilah uścisnęła mamę i nowego brata, a ja i Aaron obserwowaliśmy to ze wzruszeniem, chociaż ja nie chciałem tego dać po sobie poznać.
— Witaj na świecie, Alanie — szepnęła ciocia.
Zamrugałem oczami.
— Jestem na nim od dwudziestu dwóch lat.
Uśmiechnęła się do mnie, a potem wytrzeszczyłem oczy i otworzyłem szeroko usta. Wydałem z siebie dziwny dźwięk.
— Że po mnie?
— Tak, Alanie — uśmiechnęła się, gdy mąż ją objął. — Uznaliśmy, że masz bardzo piękne imię i pasuje do naszego syna. Poza tym… zawsze chcemy mieć tę część Polski przy sobie.
— O mój Boże, nie wiem co powiedzieć — wyznałem i podrapałem się po głowie. — Dziękuję! Kurczę, to zaszczyt.
— Mały Alan — wtrącił Aaron. — Oby był tak przystojny jak wzorzec — dodał szeptem, a ja zaśmiałem się cicho i podszedłem do łóżka, aby przyjrzeć się małemu Alanowi.
— Cześć, kolego — szepnąłem. — Masz moje imię. Wszyscy będą na ciebie lecieć. Będziesz mega przystojny, zdolny i inteligentny…
— I skromny — dodała Del.
— Jeszcze raz dziękuję — spojrzałem na ciocię. — To wiele dla mnie znaczy!
Ciocia uśmiechnęła się do mnie. Zmęczona, ale szczęśliwa.

***

Czas przyspieszył i ledwo co się obejrzałem, a szedłem na imprezę Sylwestrową z Delilahą i Aaronem. Urządzana była niedaleko plaży i byłem bardzo podekscytowany. Było tu mnóstwo ludzi, którzy zaczęli się schodzić na swoje imprezy. Wiatr wiał delikatnie od strony zatoki, przynosząc słony zapach.
Na imprezie natknęliśmy się na Oliwera i Marlona, którzy cały czas się siebie trzymali, wielce zakochani. Uśmiechnąłem się na ich widok. Marlon w końcu zmył farbę i teraz był naturalnym brunetem.
— Alan! — krzyknął Marlon, wyraźnie już po alkoholu i podszedł do mnie. — Alan! Szczęśliwego Nowego Roku!
— Jeszcze trzy godziny — przypomniałem mu, ale wtedy mnie objął mocno i przytulił. — Erm… tak… Szczęśliwego Nowego Roku, Marlonie.
— Zapomnijmy o tych naszych wojnach, co ziom? — spytał, gdy się ode mnie odczepił. — Nie powinniśmy się kłócić. Jesteśmy spoko ziomami.
— Taaa… — zmarszczyłem czoło, a wtedy pojawił się Oliwer.
— Przepraszam za niego — uśmiechnął się blado. — Ma słabą głowę.
— Wcaleeee nieeee — pociągnął nosem.
— To jest Aaron — przedstawiłem swojego chłopaka.
— Znam cię. — Marlon wskazał na niego palcem. — Chodziliśmy razem do liceum.
— Tak, zgadza się — pokiwał głową.
— Mój ziom! — Jego też przytulił.
Oliwer przeniósł spojrzenie z Aarona na mnie i posłał mi pytające spojrzenie. Skinąłem dyskretnie głową, a blondyn uśmiechnął się.
— Miło mi cię poznać, Aaron — wymienili się uściskami dłoni, gdy Marlon odstawił Aarona, który dalej miał zaskoczony wyraz twarzy.
Zdałem sobie sprawę z tego, że resztę imprezy spędziliśmy we czwórkę, dopiero następnego dnia. Nic mi w tym nie przeszkadzało, a o dziwo bawiłem się jak nigdy dotąd. W końcu, gdy zbliżała się północ, Marlon zaciągnął naszą czwórkę i Del do portu, gdzie przy barierkach gromadziły się setki osób. Byłem bardzo podekscytowany bo przypomniałem sobie te wszystkie telewizyjne relacje jakimi zaszczycali nas dziennikarze, gdy w Polsce było jeszcze południe, a w Australii świętowano nadejście Nowego Roku.
Na zatokę wypłynęły setki statków, gdzie podekscytowani ludzie zbliżali się do Harbour Bridge.
W końcu cała zatoka, jednym głosem, rozpoczęła słynne odliczanie. Tłum liczył starannie, a ja zwróciłem się w stronę Aarona.
— Pięć… cztery… trzy… — odliczałem patrząc mu w oczy. — Dwa… jeden.
— Szczęśliwego Nowego Roku! — nie usłyszałem tego co on mówił, gdy cały tłum huknął życzenie, ale jego usta układały się idealnie do pocałunku. Pocałowaliśmy się mocno, a akompaniował nam odgłos wystrzelanych i eksplodujących fajerwerków z mostu i zza opery. Niebo pojaśniało, strzelały korki od szampanów.
Oderwałem się od Aarona i wyjąłem z kieszeni małe pudełko.
— I wszystkiego najlepszego z okazji urodzin — dodałem.
Aaron zamrugał oczami.
— Skąd wiedziałeś…?
— Facebook — wzruszyłem ramionami. — I Del.
— Dziękuję, Alan — pokiwał głową i pocałował mnie w policzek. Aaron rozpakował prezent i uśmiechnął się lekko.
— Smok Wawelski… — zaśmiał się. — Skąd go wziąłeś? Dziękuję!
— Pomyślałem, że skoro dałeś mi bumerang to nie ma chyba nic bardziej krakowskiego — zaśmiałem się.
— Masz dziś urodziny, ziom? — Między nas wpadł Marlon. — Wszystkiego najlepszego, zioooooom!
— Masz chyba najlepszą imprezę na świecie — przyznał Oliwer. — Wszystkiego dobrego.
Po życzeniach, we czwórkę wpatrywaliśmy się w sylwestrowe niebo. Kolorowe, pełne nadziei i zabawy. Nie widziałem jeszcze nic bardziej zdumiewającego niż pokaz sztucznych ogni w Sydney. Byłem oczarowany i na dwadzieścia minut straciłem kontakt z tym światem, do którego jednak przywiązany byłem przez Aarona, którego obejmowałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz