sobota, 11 lipca 2020

Druga strona - Rozdział 5 - Dama w opresji


ROZDZIAŁ 5
Dama w opresji


No dobra, musiałem przyznać, że Oliwer mnie zaskoczył. Jak na kogoś kto stronił się od organizacji, dużo o niej wiedział. Jednak nie miałem szansy go o to wypytać, bo naszą rozmowę przerwali jego znajomi. Nie chciałem wprowadzać nerwowej atmosfery odnośnie Talii, a więc wolałem poczekać na rozmowę z Oliwerem - sam na sam.
Nie było to łatwe ze względu, że teraz wiedziałem kto jest jego chłopakiem. I mimo iż na początku myślałem o poddaniu się, teraz wiedziałem, że rywalizacja może być o wiele ciekawsza. Wielu mogłoby pomyśleć, że to co chcę zrobić jest okropne. Rozbijanie związku? Złe. Ale! Ja chciałem tego bardziej niż czegokolwiek innego. I musiałem zaspokoić swoje egoistyczne pragnienie.
Czemu tak miałem? Nie wiedziałem, ale to wina Oliwera. Był uprzejmy, miły, a tym samym ciągle mnie zapraszał do poznania go lepiej. Gdyby dał jasny znak, że mnie nie lubi, odszedłbym sobie. Ale nie zrobił tego. I czułem, że z jakiegoś powodu moja obecność jest mu potrzebna. Musiałem się jeszcze tylko dowiedzieć dlaczego.
A czasu na namyślanie się miałem całkiem sporo. Podczas wykonywania obowiązków ratownika mogłem spokojnie pomyśleć, a nawet czasem kończyły mi się tematy. Spędzanie czasu na basenie było dla mnie czymś przyjemnym. Codziennie pojawiali się nowi goście, a więc różnorodność była spora. Natrafiłem też na grupkę Polaków, którzy przylecieli tu załatwiać jakieś sprawy biznesowe, ale znaleźli też czas na odrobinę odpoczynku.
Największą przyjemnością było dla mnie pilnowanie dzieci. Obserwowanie tych małych i radosnych stworzeń napełniało moje serce instynktem rodzicielskim. Raz nawet się z nimi wygłupiałem w basenie, ale dzięki temu miałem na nie oko i żadnemu nic się nie stało. Potem zobaczył to Trevor i trochę mnie za to ochrzanił, ale powiedziałem mu, że to jedynie pomogło mi je przekonać do tego, aby nie biegać po śliskiej podłodze. Trevor się trochę uspokoił.
Lunch przeważnie jadłem samotnie w małej restauracji niedaleko hotelu. Nie chciałem korzystać z hotelowej, gdyż wiedziałem, że mają pełne ręce roboty, a dodatkowy brzuch do wykarmienia był im nie na rękę. Zwłaszcza, że w hotelu przebywali ekskluzywni goście, którzy mieli swoje wymagania, co do jakości potraw. Ponieważ nie musiałem codziennie wcinać kalmarów po prostu szedłem do konkurencji. Poza tym pracowała tam tak miła kobieta, że trudno było się jej oprzeć i potrafiła mi dać darmowy deser w postaci wielkiego ciastka.
Na lunch miałem pół godziny czasu, ale Trevor przymykał oko na spóźniania. Oczywiście podczas pierwszych dni pracy byłem idealnym pracownikiem. Nie spóźniałem się, a swoje obowiązki wykonywałem w stu procentach. Nie żebym potem spoczął na laurach, ale okazało się, że Trevor potrafi być wyrozumiałym przełożonym i sam mi powiedział, abym trochę zluzował. Był rodowitym Australijczykiem, nic dziwnego, że prosił mnie o to poprosił.. Oni tu wszyscy chodzili względnie „wyluzowani”.
Ten klimat i mnie zaczął się udzielać, gdy spędzałem czas na plaży, poza pracą. Spokój i szum fal, mimo obrzeży jednego z największych miast w Australii. Rewelacyjna kombinacja.
Pojawiałem się tam po godzinach pracy, aby móc się zrelaksować. To była wersja oficjalna. Nieoficjalnie chciałem zobaczyć się z Oliwerem. Jednak jego ostatnio nie było, a mnie zżerała ciekawość. Z kim jest? Gdzie jest? Co robi? Stało się mu coś? A może chce ze mną ograniczyć kontakt?
Wszystkie te pytania pragnęły pilnej odpowiedzi, ale nikt nie był w stanie ich zaspokoić.
— Alan — usłyszałem przy sobie. Westchnąłem ciężko i odwróciłem się. Za mną stał Marlon z deską surfingową pod pachą. Jak zwykle wyglądał jak odpowiednik Apolla. Nawet zmył tę głupią farbę do włosów i pokazał światu swoje ciemne włosy w których wyglądał jeszcze lepiej z delikatnym błękitnym odcieniem po farbie. — Co tu robisz, ziom?
— Czemu cię to interesuje? — zerknąłem na jego deskę. — Surfujesz?
— Jasne! — odpowiedział gorliwie. — Mam przerwę w pracy i wykorzystuję czas na pływanie!
— Co za odskocznia — zauważyłem. Marlon zaśmiał się. Czemu był taki przyjacielski? Czy ja mu nie dałem do zrozumienia, że jeżeli nie będzie czujny odbiorę mu chłopaka?
— Też powinieneś spróbować — zaproponował i wskazał kciukiem za siebie. — Można wypożyczyć deskę. Pływałeś kiedyś?
— Jasne, że tak — prychnąłem.
— Och! Ziom! To mi przypomniało o naszej rywalizacji! — Klepnął się w czoło. Uniosłem brwi. — O basenie! Mieliśmy się ścigać!
Nie wiedziałem czy był uprzejmy czy coś knuł, ale miał rację. Kilka dni temu faktycznie umówiliśmy się na małe zawody. Zmarszczyłem czoło.
— Ty pamiętasz naszą rozmowę na plaży, prawda?
— Ziom, ty ciągle tym żyjesz? — zaśmiał się. — Europejczycy są tacy zabawni. Było, minęło, a Oliwera nie zabierzesz. Nic dziwnego, że jesteście Kontynentem Wojen! Jesteście tacy uparci. Och! Oliwer! — uniósł rękę i pomachał w stronę oceanu. Odwróciłem się tak szybko, że aż zabolała mnie szyja. Oliwer właśnie wyciągał z wody swoją deskę i odgarnął przemoczone włosy. Jego mokry kombinezon przyległ do smukłego ciała, a ja przełknąłem ślinę. Oliwer zaszczycił nas spokojnym spojrzeniem i podszedł do nas. Pociągnął nosem.
— Cześć, Alan. Cześć, Marlon. — Ku mnie się skłonił, ale z Marlonem wymienili się uściskiem. Brunetowi nie przeszkadzało to, że jego chłopak jest mokry. — Znów jesteśmy w krępującej sytuacji, prawda?
— Nie — pokręciliśmy głowami. Ja i Marlon spojrzeliśmy ku sobie.
— Skoro… tak. — Oliwer podrapał się za uchem. — Przepraszam, że nie poczekałem, ale fale były wyjątkowo dobre.
— Spoko, ziom! — Marlon poklepał go czule po ramieniu. Prawie chciało mi się rzygać od wzroku Marlona, gdy patrzył na Oliwera. To było jakby Oliwer był jedynym punktem na ziemi. Niestety… dobrze wiedziałem, że i ja tak wyglądam, gdy patrzę na blondyna. — Idziemy?
— Zaraz! — przerwałem szybko. — Idziecie surfować?
To było głupie pytanie zważywszy na to, że obaj już byli w kombinezonach i z deskami pod pachami. Obaj pokiwali głowami.
— Chcesz? — zapytał Oliwer.
— Czy umiesz?
— Jasne, że umiem — odwarknąłem do Marlona. — I chcę — dodałem potulnie do Oliwera. — Gdzie mogę wypożyczyć deskę i kombinezon?
— Tam — wskazał Oliwer. Na plaży stał drewniany domek dookoła którego gromadziła się spora grupa ludzi. Rozmawiali głośno i ekscytowali się czymś. — Właściciel to Mike. Jak powiesz, że przysyła cię Oliwer to powinien cię obsłużyć poza kolejką.
— Masz aż takie znajomości?
— Niepozorny, co? — uśmiechnął się Marlon i objął go ramieniem. — Oliwer ma swoją sieć szpiegowską w całym Sydney!
Spojrzałem Oliwerowi w oczy i dobrze wiedziałem, że odczytał z nich moje pytanie - dlatego tyle wiesz o Talii? Oliwer uśmiechnął się blado.
Nie czekając dłużej ruszyłem do budki Mike’a, gdzie faktycznie po oświadczeniu, iż znam Oliwera i to właśnie on mnie przysyła, zostałem obsłużony poza kolejką. Przebrałem się w przebieralni i pojawiłem się na plaży. Słońce wisiało na bezchmurnym niebie i wziąłem głęboki wdech.
— Wyglądam super — szepnąłem do siebie. Miałem okazję przejrzeć się w lustrze przy sklepie Mike’a.
— Proszę?
Drgnąłem i obejrzałem się za siebie. Stał tam Oliwer i uśmiechał się lekko.
— Oliwer!
— Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Po prostu powiedziałeś coś po polsku…
— Ach! Nie, nic takiego. — Szybko skryłem swoją próżność. — Czekałeś na mnie? Boisz się, że nie trafię do wody?
Oliwer uśmiechnął się lekko.
— Nie. Musiałem chwilę odpocząć.
— Oliwer… skąd tyle wiesz o Talii? — zapytałem, gdy szliśmy przez plażę.
— Tyle wiem? Każdy to wie…
— Delilah nie wie.
— O ile kojarzę ta dziewczyna przeważnie ma… mało ją obchodzi to, co się dzieje w mieście. Nie jest ignorantką, ale po prostu nie interesuje się życiem w Sydney tak samo jak ja. Uważam to za całkiem ciekawe.
— Przestępcze organizacje są ciekawe?
— Na pewno ciekawsze niż zbieranie znaczków. Z całym szacunkiem dla zbieraczy znaczków! — dodał szybko, przerażony, jakby się bał, że właśnie obraził każdego kolekcjonera na świecie. — Gotowy?
Woda przyjemnie oblała nasze stopy. W oddali dostrzegłem już kilka osób, które surfowały, ale i tak w oczy rzucił się Marlon. Jak na władcę oceanów przystało, profesjonalnie ujarzmiał fale, a one rozbryzgiwały się o jego deskę, zalewając go i dodając mu atutów władcy. Fale wyglądały jak jego peleryna.
Krzyknął głośno, nawet ja go tu usłyszałem.
— Marlon jest taki niewyżyty — westchnął Oliwer, a ja to odebrałem wyjątkowo dwuznacznie. — Chodź, Alan.
Nie czekając na mnie rzucił się do wody. Położył się na desce i płynął dalej, ku większym falom. Jego pośladki tak fajnie wyglądały… Skup się, Alan! Wchodzisz do wody! Zawsze trzeba się pilnować w wodzie!
Idąc za przykładem Oliwera wskoczyłem za nim. Płynąłem tak szybko, że się z nim zrównałem. A potem nawet wyprzedziłem, byle tylko się z nim trochę podroczyć. Oliwer jednak spokojnym i monotonnym rytmem dopłynął do upatrzonego wcześniej miejsca. Błękitna fala porwała go i już sunął w stronę brzegu. Obserwowałem go i zachwytem patrzyłem jak ślizga się po wzburzonej tafli. Rozpryskiwał wokół siebie kropelki wody, które wpadały w jego włosy. Naprawdę wyglądał niesamowicie i zdałem sobie sprawę, że mam otwarte usta. Oprzytomniałem, gdy kilkanaście metrów ode mnie przepłynął Marlon. Wtedy wdrapałem się na swoją deskę i tak jak się kiedyś uczyłem, próbowałem utrzymać równowagę.
Surfowałem ostatnio dwa lata temu, a więc bałem się, że nie będzie mi dobrze szło i się zbłaźnię. Przepłynąłem kilka metrów przecinając wodę, a potem fala zmusiła mnie do tego, że wpadłem wprost do wody. Zrobiłem fikołka i wypłynąłem. Złapałem się deski i zaśmiałem się.
To było to! Tego potrzebowałem!
Usiadłem na desce i szukałem kolejnej fali. Potem wpadłem do wody jeszcze kilka razy, ale w końcu się wyrobiłem i potrafiłem dorównać pozostałym surferom. Oliwer śmignął koło mnie i po raz pierwszy dostrzegłem na jego twarzy, prawdziwy i szczery uśmiech. Surfowanie było tym co kochał. I wiedziałem, że swoje serce otworzy tylko przed kimś kto podziela jego pasje.
— Alan! — krzyknął do mnie, gdy byliśmy niedaleko brzegu. — I jak?
— Rewelacja! — odkrzyknąłem i zbliżyłem się do niego. Obaj byliśmy cali przemoczeni, ale woda nam nie przeszkadzała. Ciepłe promienie słońca nas ogrzewały, mimo iż powoli zmierzchało. Siedziałem na swojej desce obok Oliwera, który z zamkniętymi oczami delektował się szumem. — Zawsze chciałem sobie tak posiedzieć na desce. Wiesz, jak surferzy czekający na fale.
— Dzisiaj akurat fale dopisują — odpowiedział cicho. — Marlon — otworzył oczy. Podpłynął do nas uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak. Warknąłem cicho.
— Nieźle — rzucił ku mnie. — Jak na Europejczyka.
— Co ty masz z tą Europą? — zapytałem. — Przeszkadza ci to, że jesteśmy lepiej rozwinięci?
Zaśmiał się głośno.
— Europa zawsze dla mnie była symbolem konfliktów. Większość z was tutaj jest tylko po to, aby się opalać i napawać bogactwami. Nie doceniacie natury i jej piękna.
— Mówisz to mieszkając w Sydney? Widziałeś tutejszą linie brzegową?
— My tu dbamy o przyrodę — uparł się. — Linia brzegowa nie ma nic do rzeczy…
— Możecie przestać? — przerwał nam Oliwer. Spojrzeliśmy na niego ze smutkiem w oczach, bo obaj wyczuliśmy nerwowy ton.
— Przepraszam — powiedziałem na równi z Marlonem i rzuciliśmy sobie niechętne spojrzenia.
— Idę do domu — oznajmił Oliwer. — Już dość na dzisiaj…
— Odprowadzę cię! — zaproponował Marlon.
— Zgoda. Do zobaczenia, Alan. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś posurfujemy.
— I popływamy! — mrugnął do mnie Marlon. — Pamiętam o naszych zawodach.
Przebywanie z nimi dwoma na raz było dla mnie bolesne. Jakby nie patrzeć byli parą, a więc nawet moja propozycja odprowadzenia Oliwera byłaby zepchnięta na drugi plan. Mogłem teraz jedynie obserwować jak ta dwójka wraca na brzeg, zgarnia deski pod pachy i idą, śmiejąc się do siebie, aby móc razem spędzić czas.
Dlaczego nigdy tego nie chciałem? Znaczy… wcześniej związek był dla mnie pojęciem obcym. Nie przywiązywałem do tego wagi przez co krzywdziłem mojego poprzedniego chłopaka. A teraz? Teraz oddałbym wszystko by choć na chwilę znaleźć się na miejscu Marlona. Iść gdzieś z Oliwerem, spędzić z nim wieczór. W kinie, w restauracji, w mieszkaniu, gdziekolwiek! Bylebym tylko był dla niego najważniejszy. Ale to Marlon zajmował to zaszczytne miejsce i mój głosik w głowie zaczął mi szeptać, abym zapomniał o blondynie. Nic z tego nie będzie.
Ale i tak chcę? Czemu? Czemu tak bardzo go chcę?
Ze świata myśli wyrwała mnie fala, która porządnie mną wstrząsnęła. Woda zaczęła przybierać czerwonozłotą barwę, a więc stwierdziłem, że już czas się zebrać. Do brzegu podwiozła mnie ostatnia fala i zdałem sobie sprawę, że naprawdę jestem samotny. Delilah już poświęcała mi coraz mniej czasu ze względu na bliski powrót na studia. Poza tym pomagała swojemu przyjacielowi Aaronowi w… sam nie wiedziałem w czym.
Musiałem sobie zacząć szukać nowych znajomych…
Oddałem deskę i kombinezon, przebrałem się w swoje ciuchy i wróciłem na plażę. Mike zdawał się być w siódmym niebie i nucił pod nosem, a więc nie chciałem mu przeszkadzać.
Kolejne dni jeszcze bardziej mnie dołowały. Oliwer nie miał czasu się spotkać, a dobrze wiedziałem, że to z powodu Marlona. Nieważne, co mówił o Oliwerze, na pewno był zazdrosny. Każdy normalny facet jest zazdrosny!
W pracy szło mi całkiem dobrze. Nie działo się za wiele, poza tym, że goście się zmieniali. Oczywiście wraz z nimi zmieniały się ich charaktery. Potrafili patrzeć na mnie jak na śmiecia, a inni nawet do mnie zagadali i pytali czy mogę ich nauczyć pływać. Ponieważ Trevor wychodził zawsze z założenia, że warto uczyć każdego, kto chce się uczyć, pomagałem w nauce. Potrafiłem też zostać po godzinach, aby towarzyszyć Trevorowi w jego lekcjach nauki pływania.
Te chwile sprawiały, że byłem z Trevorem coraz bliżej. Okazało się, że ma on już narzeczoną i spodziewa się potomka w niedługim czasie. Pogratulowałem mu dobrej roboty, a on zaczął się wypytywać mnie o moje miłości. Ponieważ nie wiedziałem czy jest osobą tolerancyjną odpowiadałem wymijająco. Ogólnie raczej byłem otwarty na tę sprawę, ale nie chciałem podpadać nikomu w pracy. Zwłaszcza, że to zasługa Kevina, że mnie tu przyjęli.
— Dzień dobry! — usłyszałem przy sobie. Spojrzałem w dół. Przede mną stała dziewczyna, niższa ode mnie o głowę. Jej rude włosy były krótkie i idealnie uczesane. Zakładałem, że były też farbowane, ale bardzo dobrze pasowały do jej uśmiechniętej i pogodnej twarzy. Ubrana była w lekki t-shirt pod którym skrywała resztę swojego kostiumy kąpielowego.
— Dzień dobry — odpowiedziałem i uśmiechnąłem się. — W czym mogę pani pomóc?
— Jestem Heather — przedstawiła się.
— Miło mi. Ja Alan.
— Och! Masz dziwny akcent — stwierdziła i przyjrzała mi się uważniej. Jej ciemne oczy były urocze. — Nie jesteś z Australii, prawda?
— Nie, Heather. Jestem z Polski.
— Hyy! Tatuś tam lata w sprawach biznesowych! — pokiwała głową.
Uśmiechnąłem się nieśmiało. Stawała na palcach, aby mi się przyjrzeć.
— A więc… w czym mogę ci pomóc, Heather? — zapytałem i dyskretnie się odsunąłem udając, że muszę poprawić coś przy drabinkach do basenu.
— Chciałam się dopytać do której otwarte są tu baseny? I czy można tutaj organizować jakieś imprezy?
Wyprostowałem się i podrapałem po głowie.
— Cóż, baseny są otwarte do dwudziestej drugiej, ale nie wiem czy można tu organizować imprezy — odpowiedziałem. — Muszę się spytać Trevora. Poczekasz tu chwilkę?
— Jasne — mrugnęła do mnie. — Nie śpiesz się.
Musiałem teraz zlokalizować mojego szefa, który prawdopodobnie był w wewnętrznej części. Przywołałem go szybko do siebie.
— Co jest? — zapytał. Lubiłem jego władczy ton.
Wyjaśniłem mu problem, a on uniósł brwi.
— Impreza? Na basenie? O to trzeba pytać dyrektora — uniósł wzrok, a potem zamrugał oczami. — O szlag! Ona cię o to prosiła?
— Tak. To coś dziwnego? — spojrzałem na Heather. Rudowłosa właśnie moczyła nogi w wodzie i nuciła sobie znany utwór.
— Jej ojciec jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Sydney — wyjaśnił szeptem. — Są nadziani! Co ona tu robi?
— Nie wiem. Chyba musi być gościem, prawda?
— Zajmij ją czymś. Pogadam z dyrektorem — poklepał mnie po ramieniu i odszedł. Ja za to obróciłem się na pięcie i wróciłem do niej. Usiadłem obok, ale dalej uważnie obserwowałem pozostałych gości.
— Musisz tu chwilę poczekać, Heather — uśmiechnąłem się do niej. — Szef właśnie poszedł dopytać się dyrektora o taką możliwość. Z jakiej okazji ta impreza?
— Och! Takie tam spotkanie z przyjaciółmi — odparła figlarnie. — Mam ich tutaj dużo! A tatuś pozwolił mi zamieszkać w hotelu na czas jego nieobecności.
— A gdzie mieszkasz normalnie?
— Trochę pod Sydney — wyjaśniła. — Ale ja chcę bliiiiżej! — wskazała na ocean. — Tu jest całe życie! Dlatego zamieszkałam tutaj. Poza tym tatuś jest jednym ze współwłaścicieli.
— Oooch — pokiwałem głową. Była cholernie słodka, nawet moje gejowskie serce się rozczuliło. — A kiedy byś chciała zorganizować tę imprezę?
— Dzisiaj wieczorem — uśmiechnęła się. Uniosłem brwi. Było ledwo co południe. — Fajnie, co?
— Uda ci się zorganizować?
— Uda — odpowiedziała z uśmiechem. — Musi! Dawno ich nie widziałam! Dopiero co wróciłam z Paryża! Piękne miasto — zachwyciła się i przyłożyła dłoń do serca. — Pełne… miłości!
Przełknąłem ślinę i rozejrzałem się za Trevorem. Ten wrócił dopiero po kilkunastu minutach z dyrektorem, który powitał Heather jak córkę. Stałem obok i obserwowałem to jak obaj panowie podlizują się dziewczynie, a potem zgadzają się, aby basen po dwudziestej drugiej należał do niej. Uniosłem brew.
— Poszło łatwo — szepnąłem do Trevora.
— To mocny zastrzyk finansowy — odpowiedział. — Obawiam się, że będziesz musiał zostać po godzinach.
— Co? Ale…
Potem powiedział mi wysokość mojej premii i od razu się zgodziłem. Chociaż pilnowanie młodych, rozwydrzonych dzieciaków mogło być nieciekawe. Heather pocałowała mnie i Trevora w policzek i pognała do swojego pokoju.
Dzień zleciał szybko, głównie przez to jak obserwowałem mężczyzn wnoszących na teren basenu stoły, alkohol, krzesła i nagłośnienie. Najwidoczniej bogate osoby mogły zdobyć to, co chciały szybciej niż przeciętny człowiek.
Heather zapięła wszystko na ostatni guzik i wieczorem basen otoczony był przez jej gości. Bywałem na domówkach i osiemnastkach, ale ilość osób przytłaczała. Nigdy nie sądziłem, że będę ratownikiem na imprezie basenowej. Kto w ogóle pozwala organizować imprezy przy basenie? To niebezpieczne. No ale… pieniądze. I ja to mogłem zdzierżyć. Tym bardziej, że wynegocjowałem nie tylko premię, ale i dzień wolny.
Nie komunikowałem się za dużo z głośnymi gośćmi. Heather była tak łaskawa, że pozwalała nie tylko swoim gościom wejść na teren zabawy, ale i mieszkańcom hotelu. Miało to być wynagrodzenie za hałas. Ja za to dostawałem dodatkowe osoby do pilnowania.
— Ciężki dzień? — zagadywały do mnie dziewczyny, które wabił napis „Lifeguard” na mojej koszulce. Starałem się być miły, ale też szybko je spławiałem udając, że muszę zrobić obchód. Ogólnie nie było to przyjemne. Chciałem iść spać, ale wydawało się, że ludzie nie byli skorzy do rozchodzenia się. Tym bardziej jak wypili i stwierdzili, że to idealna okazja, aby popływać.
Ja, Trevor i kilku innych ratowników z duszą na ramieniu obserwowaliśmy poczynania imprezowiczów. Na szczęście obyło się bez większej afery, poza tym, że dziewczyny zaczęły się rozbierać.
Po pewnym czasie Heather zniknęła mi z oczu i nie wiedziałem gdzie jest. Przejrzałem wszystkie baseny, ale zdawało się, że nic złego się nie stało. Jednak organizatorka nie powinna znikać. Nie tak nagle, w każdym razie.
Spojrzałem w stronę plaży i uniosłem brwi. Na piasku stało kilka osób i rozmawiało ze sobą. Byli gośćmi to pewne. Wśród nich dojrzałem drobną Heather, która komuś coś podawała i śmiała się przy tym. Najwyższy chłopak skinął głową i rozeszli się. Żadne z nich już nie wróciło na imprezę, a sama Heather jeszcze została na plaży. Wzruszyłem ramionami. Postanowiłem do niej podejść i dyskretnie ją przekonać do tego, że już czas, aby powoli kończyła imprezę bo powoli umieram i potrzebuję snu.
Kiedy ku niej szedłem ona weszła do wody i przeciągnęła się. Uniosłem brwi. Wyglądała naprawdę pięknie. Nawet ja byłem nią oczarowany, chociaż nie powinienem. Chociaż zawsze lubiłem rude dziewczyny…
Zatrzymałem się, gdy zdjęła z siebie koszulę i została jedynie w stroju kąpielowym. Jej figura była… na pewno inne jej zazdrościły mimo braku dużych piersi. Ale ciało… tak, idealne.
— Heather! — krzyknąłem ku niej. Ona pisnęła, odwróciła się i nie wiem jak to zrobiła, ale przewróciła się i wpadła do wody. Fale przez cały dzień przybierały na sile, a więc nie wyglądało to ciekawie. Warknąłem pod nosem i pognałem ku niej, bo nie wypłynęła. Była w wodzie tylko do pasa! 
Wpadłem do wody i szybko ją stamtąd wyciągnąłem. Fale robiły się coraz większe i wcale mi to nie pomagało. Dziewczyna krztusiła się, ale poza tym nic jej nie było Poza tym, że teraz i ona i ja byliśmy przemoczeni.
— Alan! — złapała mnie za koszulkę tak mocno, że prawie się przewróciłem na piasek.
— Spokojnie — odpowiedziałem. — Nic ci nie jest?
— Nie! — pokręciła głową. — Tylko… już w porządku. Woda…
— Rozumiem — sięgnąłem po jej suchą koszulę i opatuliłem ją. — Chodź, Heather. Chyba na dziś wystarczy i…
— Mój bohater! — krzyknęła z wdzięcznością i zawiesiła mi się na szyi, gdy próbowałem ją postawić na nogach. Wytrzeszczyłem oczy, gdy mnie mocno ścisnęła i zaczęła płakać. — Gdyby nie ty…!
— Właściwie to moja wina — zauważyłem. Była chyba trochę pijana. — Przestraszyłem cię i…
— Tak czy siak! Co mi strzeliło do głowy, aby iść po nocy do wody?! Dziękuję — zaszlochała. — Dziękuję…
— Daj spokój, to nic takiego — zapewniłem. — Chodź już.
Cała drżała, więc westchnąłem i zgarnąłem ją na ręce. Poczułem się jak rycerz i było to całkiem przyjemne. Ratować damy z opresji. No i ona była taka lekka… albo ja byłem taki silny!
W każdym razie wróciłem z nią na teraz hotelu niosąc ją na rękach, a ona wtulona we mnie, swoim oddechem ogrzewała moją pierś. Na nasz widok imprezowicze zamarli. Muzyka dalej grała, ale nikt się nie ruszał. Po chwili pojawił się przy nas Trevor.
— Alan! Co się stało?
— Porwała ją fala. Ale już wszystko dobrze…
Moja relacja szybko rozeszła się po ludziach i zostałem nagrodzony brawami i wieloma uściskami, gdy tylko odstawiłem Heather. Ona popatrzyła na mnie z wdzięcznością i pozwoliła się zaprowadzić do pokoju tym samym kończąc imprezę. Szkoda tylko, że musiało się stać coś tak dramatycznego, aby moje marzenie się ziściło.
Gdy goście się rozeszli ja udałem się pod prysznic i prawie tam zasnąłem. Gdy emocje opadły poczułem się kompletnie bez sił. Moja wyobraźnia sprawiła, że widziałem teraz jak Oliwer mnie wita jako bohatera. Tak… to byłoby miłe.
Wytarłem się, przebrałem i ruszyłem na przystanek. Było późno, ale na szczęście kursowały nocne autobusy. Z tymże towarzystwo mogło być nieciekawe. W sumie… trudno. Pewnie i tak prześpię całą drogę.
— Alan! — usłyszałem, gdy byłem przy wyjściu. Podbiegł do mnie Trevor. — Dobrze, że jesteś. Heather chce ci jeszcze raz podziękować i… — uśmiechnął się do mnie. — Masz.
Wręczył mi kartkę z numerem telefonu. Zamrugałem oczami, a Trevor poklepał mnie po plecach z taką mocą, że prawie ugięły się pode mną kolana.
— Nie zmarnuj tego, mój bohaterze — mrugnął do mnie zalotnie, a potem z uśmiechem na ustach wrócił do szatni. Ja spojrzałem na numer telefonu.
— Oj, oj…

***

Mimo wszystko nazajutrz, gdy tylko się wyspałem i wykorzystałem fakt, że mam dzień wolny, zadzwoniłem do Heather. Chciałem być miły, uprzejmy i dowiedzieć się czy na pewno dobrze się czuje.
— Alan! Zawdzięczam ci życie! — piszczała przez telefon.
— Nie przesadzaj. Czuję się współwinny i… — zacząłem, ale przerwała mi.
— Nie zdążyłam ci odpowiednio podziękować. Co robisz dziś w południe?
Zawahałem się przez moment.
— Prawdę mówiąc, nie mam planów.
— Świetnie! Bądź o dwunastej w Sydney Park!
— Nie wiem czy trafię…
— Trafisz, trafisz! — Była tego pewna. Ja już mniej. Moja zdolność do gubienia się na pewno mi nie pomoże. — Sprawdź mapę w necie! Pa!
Rozłączyła się nie dając mi za bardzo czasu na skorygowanie jej planów. Westchnąłem ciężko i zacząłem się zbierać. Liczyłem na to, że spotkam się dziś z Oliwerem, ale jednak muszę odbębnić spotkanie z Heather. Nie powinienem tak o niej myśleć, była urocza, ale naprawdę nie chciałem mieć z nią jakiejś większej znajomości. No nic… Pozwolę jej mi podziękować. Może dostanę jakiś prezent? Biorąc pod uwagę to, że jest całkiem bogata, może dostanę coś fajnego?
Jestem okropny! Nie myśl tak! Będę musiał odmówić jeżeli będzie chciała mi coś dać. O! I dodam „to moja praca, maleńka”. Mega! Mogę się z nią spotkać.
Oczywiście się spóźniłem, bo wsiadłem do złego autobusu, ale okazało się, że i Heather miała problemy z dotarciem. Piętnaście minut później biegła ku mnie z torbą w dłoni. Uśmiechnęła się na mój widok, a ja odpowiedziałem tym samym.
— Przepraszam! — powiedziała na wstępie. — Pomyliłam autobusy…!
— Ja też — zaśmiałem się. Poprawiłem jej tym humor, a potem uniosła torbę. — Co to?
— Nasz lunch! — odparła z uśmiechem. — Zjemy razem! Przynajmniej tyle mogę zrobić w ramach podziękowań!
Moja wizja bycia kimś fajnym się rozmyła, bo jedzenie zawsze przyjmowałem. Poza tym co było złego w spędzeniu jednego dnia z dziewczyną, którą się uratowało? Nawet ja nie mogłem być na siebie zły.
— Chodź! Znam fajne miejsce! — ujęła moją dłoń i pociągnęła mocno. Poczułem się nieswojo, gdy szliśmy za ręce i na początku myślałem, że to jedynie na chwilę, aby móc mi wskazać kierunek, ale przemierzyliśmy tak całą drogę.
Park był olbrzymi, zielony i pełen drzew. Na wielkich polanach rozłożyli się też inne osoby. Parami, rodzinami, a czasem nawet osobno. W każdym razie było tu naprawdę wiele osób, które cieszyły się z ciepłych promieni słońca. Było wietrznie i na niebie było zdecydowanie więcej chmur niż przeważnie.
Heather wskazała mi miejsce niedaleko jednego z drzew. Pomogłem jej rozłożyć koc, ciesząc się, że już nie musimy się trzymać za ręce. Obawiałem się, że to coraz bardziej przypominało randkę.
— Sama przygotowałam! — stwierdziła zadowolona i wyjęła dwa wielkie pojemniki z jedzeniem.
— Naprawdę? — zamrugałem oczami. — Czy to sushi?
— Tak — pokiwała głową. — Uwielbiam sushi! W ogóle uwielbiam kuchnię japońską! Byłam rok temu na wakacjach z tatusiem w Tokio. Zakochałam się i chcę tam wrócić.
— Też bardzo lubię sushi — uśmiechnąłem się do niej. — Dziękuję. To niezła sztuka nauczyć się je robić.
— Wcale nie — zaśmiała się i podała mi pałeczki. — Szybko się nauczyłam. Chociaż nigdy nie będę umiała robić tak dobrego sushi jak mój nauczyciel — westchnęła.
— Naprawdę? Kto cię uczył?
— Taki uroczy chłopak o imieniu Oliwer — uśmiechnęła się. Pałeczki prawie wypadły mi z dłoni. — Jest świetnym kucharzem! Po prostu ma talent. Coś nie tak?
— Nie, nie — pokręciłem głową. — Chyba znam Oliwera o którym mówisz…
— Naprawdę?! — zrobiła wielkie oczy. — Niesamowite, ale ten świat mały. Muszę wpaść do niego do restauracji — zapowiedziała. — Od dawna z nim nie rozmawiałam.
— Możemy się tam przejść razem. Dzisiaj. Jeżeli chcesz — dodałem.
— Zrobiłbyś to dla mnie? — zamrugała oczami. — Nie — pokręciła głową. — Już i tak tyle dla mnie zrobiłeś. Załatwiłeś mi imprezę, byłeś dodatkowym ratownikiem i wyciągnąłeś mnie z wody — wyliczała moje zasługi, a mi rósł nos. — Nie miałabym serca prosić cię jeszcze o eskortę…
— Daj spokój, to nic takiego — odparłem. — Poza tym… to moja praca, maleńka. Aby wyciągać ludzi z wody.
Uśmiechnęła się do mnie uroczo i zaczęliśmy jeść sushi.
Było wyśmienite.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz