niedziela, 5 stycznia 2020

Brakujący element - Rozdział 6 - Podziemie


Rozdział 6 — Podziemie


Zgodnie z umową około godziny piętnastej pojawiłem się przy japońskiej restauracji. Miałem mieszane uczucia co do tego spotkania. Z jednej strony bardzo dobrze rozmawiało mi się z Aleksandrem, ale z drugiej strony był mi on kompletnie obcym człowiekiem. Dlatego plułem sobie w brodę, gdy zdałem sobie sprawę, że ubrałem się elegancko jakbym szedł
z kimś na randkę. Pokręciłem głową. Za dużo domysłów, za mało faktów.
— Jesteś! — usłyszałem znany mi głos. Z restauracji wyszedł mój japoński przyjaciel. Uśmiechnął się na powitanie.
— Powiedziałem, że przyjdę — wyznałem.
— Wiem, wiem — machnął ręką. — Ej! Mam dla ciebie parę mang. Czytałeś Bleach?
— Erm… nie. Jeszcze.
— Masz niepowtarzalną okazję — sięgnął do torby i podał mi pięć pierwszych tomów. — Tylko zwróć. Jak coś to jestem w trzeciej „d”.
— Jasne — schowałem je do swoje torby, w której trzymałem jeszcze bluzę w razie nagłej zmiany pogody. Było ciepło, ale szare chmury gromadziły się niebezpiecznie nad miastem. — Dziękuję.
— Nie ma za co, nie ma za co — uśmiechnął się. Gdy to robił, w jego policzkach pojawiały się dołeczki. — To jak? Idziemy?
— Właściwie to gdzie masz zamiar iść?
— Złote Tarasy? — zaproponował. — Zawsze można pochodzić, pogadać i coś zjeść. Chętny?
Chyba nie miałem wyboru, więc skinąłem głową. Przez całą drogę Aleksander gadał. Mówił o swoim hobby, którym był tenis, o swoim zamiłowaniu do buddyzmu i o tym jakie radości z tego czerpie. Nie żebym go nie słuchał i mnie nudził. Po prostu milczałem i go słuchałem zapamiętując każde słowo. Mimo, że mówił naprawdę dużo, to jednak ciekawie. Mogłem go słuchać cały dzień. Aż do momentu, gdy zadał pytanie.
— Jesteś milczkiem?
— Hm? Nie.
— Nudzę cię?
— Nie! — pokręciłem głową. — Wręcz przeciwnie.
Uśmiechnął się zadowolony.
— Dobrze wiedzieć. Po prostu wyglądałeś na zamyślonego, a ja mam skłonności do gadulstwa.
— Nie przejmuj się. Zapamiętałem każde słowo — uspokoiłem go. — Po prostu jestem typem człowieka, który woli słuchać, a nie gadać.
— Czyli jednak milczek — pokręcił głową. — No dobra. Masz ochotę się czegoś napić?
— Sprecyzuj propozycję.
— Kawy?
Znaleźliśmy się w Złotych Tarasach. Jak zwykle panował tu mały chaos. Ludzie mijali się bez większej organizacji. Młodzi ludzie byli zdecydowanie za głośno, głupio śmiejąc się
z jakiegoś nowego hitu Internetu, a starzy z pewną odrazą przyglądali się reszcie.
— Nie lubię kawy.
— Ach! Ach… trochę zbiłeś mnie z tropu. Erm. Gorącej czekolady?
— Już prędzej.
Aleksander uśmiechnął się i razem ruszyliśmy do kawiarni niedaleko Empiku. Znaleźliśmy dla siebie miejsca, a ja czułem się coraz bardziej nieswojo. Zgromadzeni tu ludzie mieli mnie kompletnie gdzieś, ale i tak miałem wrażenie, że kątem oka mnie obserwują. Ludzka ciekawość nie znała granic.
Wrócił Aleksander z zamówioną kawą i gorącą czekoladą.
— No. To lubię — powąchał swój kubek. — Kawa jest dobra na wszystko.
— Nie lubię kawy — powtórzyłem.
— Zadziwiające. Nie sądziłem, aby ktoś z Warszawy nie lubił kawy!
— Czemu?
Kolejnym pytaniem go zaskoczyłem. Zastanowił się chwilę.
— To takie zapracowane miasto…
— Ja nie jestem z Warszawy — wyznałem. — Dlatego jestem nowy w szkole.
— Tak, wiem to — uśmiechnął się. — Dotarły do mnie plotki, że chodzi po szkole chłopak z prawie niebieskimi włosami.
Wyprostowałem się zaskoczony.
— Mówią o mnie?
— Schlebia ci to?
— Czy ja wiem? — upiłem łyk czekolady. Była naprawdę dobra. — Po prostu wcześniej mnie nie zauważano.
— Naprawdę? — zdziwił się. — Miałeś jakieś głupie liceum wcześniej.
A żebyś wiedział, pomyślałem.
— Poza tym — kontynuował. — W naszej szkole jesteś całkiem popularny. Podobno wygrałeś konkurs karaoke. No i dobrze grasz w tenisa.
— Widzę, że plotki w tej szkole to główne pożywienie.
— Ha, ha! — zaśmiał się głośno. — Tak! Zgadłeś! Plotki po tej szkole rozchodzą się szybko, a wszystkie, bez wyjątku trafiają do Flory.
— Flory? — powtórzyłem. — Ona jest w samorządzie uczniowskim.
— Zgadza się. Ona wie wszystko. Prawdopodobnie już wie o tobie więcej niż twoja grupka przyjaciół — uśmiechnął się. Jego zęby wydawały się być śnieżnobiałe w kontraście do jego skóry. — Ale nie bój się. Flora może i wie dużo, ale sama nie jest plotkarą.
— Skoro zna plotki, to musi plotkować.
— Cały sekret polega na tym, że wcale nie musi — mrugnął do mnie. Speszyłem się i znów wziąłem łyka. — Niesamowita kobieta, prawda?
Daleko mi było od oceniania niesamowitości kobiet. Ale skinąłem głową na znak szacunku. Z tego co słyszałem samorząd uczniowski może pochwalić się całkiem sporą władzą. Na chwilę obecną poznałem Kacpra i Florę. Kim była pozostała trójka?
— Swoją drogą. — Aleksander zmienił temat. — To która ci wpadła w oko? Felicja czy Emilia?
Prawie wyplułem to co wypiłem. Spojrzałem na niego niepewnie.
— Aleksander. Ja…
— Aleksander? Serio? Mów na mnie Aleks! Albo Taki, jak wszyscy. Aleksander jest zbyt poważne.
— Aleks? — zamyśliłem się. — Nie wiem czemu, ale jakaś niewidzialna siła podsunęła mi do głowy golden retrievera. Chociaż kolejność liter się nie zgadza…
— Hmm… wiesz, że masz rację?
Zamyśliliśmy się chwilę.
— No nic — wzruszył ramionami. — Nazywaj mnie Aleks.
— Mogę przez „x”?
— Ha, ha! Jasne — uśmiechnął się. — Wyjdzie chyba na to samo. To jak? Emilia czy Felicja?
— Żadna.
— Ach! Jesteś wybredny! Masz w gronie przyjaciół tak piękną dziewczynę jak Emilię
i nie podoba ci się?
— Nie. Niespecjalnie — odparłem powoli. Ta rozmowa powoli mnie nużyła. Nie lubiłem tego typu konwersacji, gdy musiałem powiedzieć kto mi się podoba, podczas gdy tak naprawdę podobali mi się faceci. Jeżeli chodzi o ich częstotliwość to nie mogłem narzekać. Marek, Bazyli, Gabriel i reszta drużyny koszykarskiej spisali się na medal. No i jeszcze teraz mój azjatycki przyjaciel. Gdy mu się przyjrzałem dostrzegłem, że ma naprawdę ładny uśmiech.
— Bo pomyślę, że jesteś gejem — zagroził, ale wpatrywał się we mnie z oczekiwaniem.
Spojrzałem na niego spode łba.
— To nie twoja sprawa kto mi się podoba, a kto nie.
Zamrugał oczami.
— Erm… przepraszam! Pomyślałem, że… Ech, faktycznie. Byłem zbyt wścibski. Zwłaszcza, że dopiero co zacząłeś się uczyć w tym liceum. Rozumiem, że nie chcesz sobie robić wrogów, ani nic z tych rzeczy…
— Właśnie — zgodziłem się i dopiłem czekoladę.
— Bo widzisz. Ja jestem gejem.
Prawie wyplułem to co miałem w ustach. Zakrztusiłem się, poparzyłem język
i przełknąłem. Spojrzałem na niego przepraszająco.
— Nie ma sprawy — westchnął. — I tak twoja reakcja jest całkiem przyjacielska. Przeważnie dostawałem w twarz…
Zamrugałem oczami.
— Jesteś… jawny?
— A czemu nie? — wzruszył ramionami. — W końcu chcę być dobrym człowiekiem. Wierzę w reinkarnacje, a oszukiwanie samego siebie to głupota.
To dlatego ludzi z koła zainteresowań niespecjalnie z nim rozmawiali. On był jawnym gejem! Ludzie się go po prostu bali!
Nie wiedziałem czemu. Może dlatego, że sam nim byłem, ale obiektywnie rzecz biorąc Aleks był bardzo miłym i przyjemnym towarzyszem.
— Co miałeś na myśli, że dostawałeś w twarz?
— A wiesz — machnął ręką. — Nie jesteś pierwszą ofiarą mojej pseudorandki. Inni reagowali dość nerwowo i mnie bili, a plotki same się rozchodzą. Szybko. W każdym razie, wnioskując po tym, że mnie jeszcze nie zdzieliłeś to jesteś całkiem tolerancyjny.
— Więc to jest… pseudorandka?
— A co myślałeś? — zaśmiał się. — Kiedy ostatnio chłopak zaprosił cię na kawę.
Pomyślałem chwilę.
— Właściwie to… nigdy.
— Ta—dam! — skłonił się. — Ale spokojnie, nie wiązałem większych nadziei z tym spotkaniem. Po prostu chciałem cię poznać. Moją bratnią duszę jeżeli chodzi o Japonię!
Uśmiechnąłem się lekko.
— Marek też lubi Japonię.
— Ale Marek zdaje się mnie nie lubić.
— Skąd wiesz?
— Hm… intuicja. Mam całkiem dobrą. Na przykład, teraz mi mówi, abym nie wracał tą samą drogą co tu przyszliśmy. Pójdę naokoło.
— Bo tak ci mówi intuicja?
— Jest niezawodna — popukał się w czoło. — Natomiast na temat ciebie moja intuicja milczy. Jesteś niezłą zagadką. Nie łatwo przewidzieć twój ruch.
— Czemu?
Zamrugał oczami i zaśmiał się.
— Właśnie o tym mówię! Tego się nie spodziewałem, a muszę przyznać, że jestem całkiem bystry.
Skinąłem głową. Sam nie wiedziałem jak się zachowywać. To jest randka? Pseudorandka? W każdym razie nie powinienem się ujawniać. Polubiłem Aleksa, a nie do takiego stopnia, aby iść na randkę. Zastawił na mnie pułapkę? Przyjrzałem się mu. Musi być całkiem odważny skoro tak zaprasza ludzi. A z tego co mówi, nie byłem pierwszy.
— Nie myśl tyle — westchnął Aleks. — Jeżeli nie chcesz, nie będę się do ciebie odzywał w szkole?
— Co? Czemu niby?
— No nie wiem… jestem gejem. Azjatyckim gejem.
Wzruszyłem ramionami.
— I tak cię polubiłem.
Westchnął przeciągle.
— Nie rób mi nadziei, Natanielu. Nic nie boli bardziej niż zniszczona nadzieja.
— Chyba, że uderzysz małym palcem o nogę stołu.
Uśmiechnął się lekko.
— Tak. To boli bardziej.
— Nie będę cię unikał w szkole — wyjaśniłem. W końcu sam do diaska byłem gejem, ale nie miałem odwagi tego powiedzieć. — Lubię cię. Więc nie widzę powodu.
Uśmiechnął się.
— Dziękuję. Nawet nie wiesz ile to znaczy dla takiej osoby jak ja.
Dobrze wiedziałem ile znaczy zrozumienie. Zwłaszcza od świeżo co poznanej osoby.
Gdy wypiliśmy nasze napoje, wyszliśmy się przespacerować. Nasza trasa szła od Pałacu Kultury po Krakowskie Przedmieście, także trochę się przeszliśmy. W tym czasie Aleks trajkotał jak karabin maszynowy. Najwidoczniej od dawna nie miał z kim porozmawiać na temat swoich uczuć i poglądów. Słuchałem go z uwagą, aby wiedzieć co też taki gej, mój rówieśnik, może myśleć.
W niewielu kwestiach się nie zgadzaliśmy. Jedynie o coś takiego jak ubiór. Aksel lubił ubierać się żywo. Dzisiaj miał na sobie żółtą koszulę i błękitne jeansy. Kolory uderzały
w oczy. Ja z kolei twierdziłem, że każdy powinien ubierać się jak chce i na jasne kolory homoseksualiści nie mają monopolu.
Nasza dyskusja zakończyła się dopiero w Pizzy Hut, gdzie obaj stwierdziliśmy, iż umieramy z głodu.
— Mega. W moim mieście nie było Pizzy Hut — oblizałem wargi. — A uwielbiam tę pizze!
Czułem, że w moich oczach pojawiły się gwiazdki.
 — Możemy tu wpadać częściej jak chcesz — rzucił przeglądając menu. — I tak większość spalimy na treningach.
Skinąłem głową z ochotą. Pomijając ceny, nic mnie nie odstraszało.
— Skoro jesteś gejem… podoba ci się ktoś? — zapytałem.
Aleks uniósł wzrok.
— Ty mi nie powiedziałeś.
— Bo jestem w tej szkole raptem dwa tygodnie, a ty już trzeci rok! Na pewno ktoś ci się podoba.
Westchnął.
— Prawdę mówiąc jest ktoś. Nie wiem czemu ci to mówię — podrapał się po brodzie. — Chyba cię lubię. W każdym razie, tak. Jest jeden chłopak, który to bardzo, ale to bardzo mi się podoba.
Ponownie westchnął i przyłożył czoło do stołu.
— Nie jestem jednak pewien czy on wie o moim istnieniu.
— Czemu tak sądzisz? Jesteś egzotyczny.
Zaśmiał się i teraz oparł podbródek o stół i zaczął się mi przyglądać.
— Bycie egzotycznym za bardzo mi nie pomoże — wyznał. — To jest ktoś z twojej klasy z resztą.
Wyprostowałem się.
— Marek? Większość na niego leci.
— W takim razie jestem oryginalny, bo nie on.
— A więc Bazyli — powiedziałem dumny z siebie. Aleks pokręcił głową. — Serio? To kto?
— Nie powiem ci.
Zmarszczyłem czoło. Nie do końca znałem jeszcze swoją klasę. Co prawda z każdym już chociaż chwilę rozmawiałem, ale widziałem nikogo kto by trafił w gust Aleksandra, mimo iż chłopaków w mojej klasie było niewielu.
— Dobra. Nie wiem. Poddaje się.
— Słusznie — wyszczerzył zęby.
— Ale powiedziałeś mu, że go lubisz?
— N-Nie — oparł. — Zwariowałeś? On nawet nie wie, że istnieje!
— Skąd to możesz wiedzieć?
— Po prostu… jakoś tak nigdy nie mieliśmy szansy porozmawiać i… — wziął głębszy wdech. — To głupie.
— Od dawna ci się podoba?
— Erm… od dwóch lat.
— Od dwóch lat? — powtórzyłem zaskoczony. — Zwariowałeś? Ktoś ci się podoba od dwóch lat i nic tej osobie nie powiedziałeś? Nie zaprosiłeś na swoje pseudorandki?
— To nie takie proste — odwrócił wzrok, wyrazie niezadowolony za to, że go zbeształem. — Nie każdego można zaprosić na pseudorandkę. Najpierw trzeba z tą osobą porozmawiać…
Podrapałem się po głowie.
— No to porozmawiaj!
— Nie mogę! Za każdym razem, gdy go widzę tracę głos — wyprostował się. To akurat mi się nie zgadzało biorąc pod uwagę jak dobrze mu szło poznawanie nowych ludzi. Mówię tu o swoim przykładzie. — Naprawdę.
Westchnąłem.
— No dobra. Ale chyba prędzej czy później będziesz musiał z nim porozmawiać, co?
— Prędzej czy później tak… Co rok sobie obiecuję, że tym razem się uda, ale… Jak nikt zamyka mi usta, nie mówiąc nic.
Byłem pod swego rodzaju wrażeniem. Widziałem jak Aleks się speszył, jak się zarumienił i nerwowo zaczął bawić się serwetką. Czy tak działało zauroczenie? Że przez kogoś, myśląc o kimś, nie mogło się być w stanie kontrolować samego siebie? Swoich zachowań, myśli, gestów, nerwów?
Fascynujące. Przeżyłem to trzy razy, ale jeszcze nigdy nie widziałem, aby to ktoś był tak zafascynowany kimś innym. Spochmurniałem trochę. Widziałem, że moje serce to obecnie pusta muszla, bez większych uczuć. Czy byłbym jeszcze w stanie poczuć to co Aleks? Zakłopotanie, bezwstydne myśli, pragnienie tak silne, że przewyższało pragnienie wody zagubionego na pustyni?
— Co jest? — zapytał. — Coś ci uśmiech przybladł.
— Nie — machnąłem ręką. — Zawsze tak mam. Ciężko to nazwać uśmiechem.
— Szkoda. Dobrze wyglądasz, gdy się uśmiechasz.
Uśmiechałem się? Kiedy? Chyba musiałem zrobić to mimowolnie. Jakieś stare nawyki. Pizza została podana.

***
Po obiedzie, odprowadziłem mojego japońskiego przyjaciela do domu. Musiałem przyznać, że bardzo miło spędziłem z nim czas. Mogłem pogadać dość swobodnie i naprawdę udało mu się parę razy mnie rozśmieszyć. Dlatego gdy się żegnaliśmy, odczuwałem pewnego rodzaju tęsknotę.
Zbliżał się wieczór, gdy wracałem tramwajem. Mimo iż przysypiałem, wytrząsnęło mnie za wszystkie czasy i gdy wysiadałem, było już ciemno. Postanowiłem przejść się parkiem, ponieważ kochałem to nocne powietrze. Założyłem słuchawki na uszy i w rytmach mojej ulubionej piosenki mijałem ludzi śpieszących do domu. Ja z kolei szedłem wolnym krokiem i rozmyślałem.
Dlaczego się nie przyznałem do tego, że jestem gejem? Aleks zrobił to bez problemu, ale ja? Bałem się jakby co najmniej od tego zależało moje życie. Westchnąłem zrezygnowany i zlokalizowałem ławkę.
Usiadłem na niej i odchyliłem się do tyły. Pomiędzy koronami drzew dostrzegłem teraz już granatowe i bezchmurne niebo. Pojawiły się już gwiazdy, które tak bardzo kochałem obserwować. Nie było nic lepszego niż położyć się gdzieś i patrzeć na sklepienie
w poszukiwaniu wszystkich widocznych konstelacji.
Były takie piękne. Takie… zamknąłem oczy tylko na chwilę.
Gdy się obudziłem niebo nade mną już pociemniało. Playlista na moim odtwarzaczu się skończyła i teraz słyszałem ciszę. Wstałem szybko i schowałem go do kieszeni. Rozejrzałem się dookoła.
Było ciemno i ani śladu żywej duszy. Przełknąłem ślinę. Zasnąłem. Naprawdę zasnąłem! Na ławce w parku! No teraz to już było przegięcie. Jasne byłem zmęczony po wczorajszym treningu i dzisiejszym spacerze, ale żeby zasypiać na ławce? W parku? Równie dobrze mógłbym się już obudzić martwy.
Dla pewności się uszczypnąłem, ale poczułem ból. Dobrze. Przynajmniej żyłem.
Z daleko dobiegł mnie dźwięk głośnej muzyki. To oznaczało, że ktoś się do mnie zbliżał. Nie spodziewałem się tutaj raczej harcerzy, a więc jedynie nieprzyjemne towarzystwo. Ruszyłem szybkim krokiem w stronę domu, gdy usłyszałem za sobą dźwięk toczących się kółek i odgłosy muzyki. Coraz głośniejsze.
Zakląłem pod nosem i nie chciałem się odwracać. Bałem się, że jedynie ich sprowokuję.
— Hej, młody! — usłyszałem za sobą.
Szlag, szlag, szlag!
Nim zdążyłem przyspieszyć, jedna z ubranych na ciemno postaci wyprzedziła mnie. Była na rolkach. A więc stąd ten odgłos.
— Fajną masz bluzę… — zaczął, a potem zamurowało go. Ja również stanąłem jak wryty. To ten sam chłopak, który wczoraj chciał mi zabrać pieniądze. Z wrażenia, aż się zatrzymałem i wtedy dogoniła nas pozostała dwójka. Kolejny na rolkach, a drugi na desce. Dwóch z nich miało bandaże na rękach i zakładam, że też brzuchu. Przełknąłem ślinę
i cofnąłem się.
— To ten koleś!
— I co? Już bez swojego szermierza?
— Zapłacisz nam za to, co nam wczoraj zrobiłeś!
— Technicznie rzecz biorąc to nie byłem ja, tylko, jak mówiłeś, ten szermierz. Ja bym wam oddał pieniądze, czemu nie, ale…
— Zamknij się! — Jeden z nich złapał mnie za koszulkę i podniósł. Na rolkach byli jeszcze wyżsi. — Odwdzięczymy ci się za wczoraj.
— Właśnie. Trochę zaboli, ale…
— Dość! — usłyszałem za sobą kobiecy głos.
— Och, Maryjo Przenajświętsza, dziękuję ci! — jęknąłem w stronę nieba.
— Zostawcie go! — powtórzył głos. Nie spodziewałem się za wiele. Zwłaszcza, gdy
w mojej obronie stanęła dziewczyna, o… hmm… o znanym mi głosie. Ale przynajmniej miałem więcej czasu na obmyślenie planu obezwładnienia trójki wyższych ode mnie osiłków.
— Pani wybaczy. — Ten co mnie trzymał puścił mnie, a ja upadłem boleśnie na tyłek. Jęknąłem i odwróciłem się, aby zobaczyć moją wybawczynię.
— Pani…? — powtórzyłem i wytrzeszczyłem oczy. — Emilia?! — ryknąłem.
Przede mną stała dobrze mi znana ze szkoły, klasy i paczki przyjaciół — Złotowłosa Emilia. Miała na sobie rolki, krótką miniówkę, podarty t—shirt z napisem „Bad Girl” i włosy zakryte pod gustownym, czarnym beretem. Na czole miała gogle sportowe. Popatrzyła na mnie z lekkim strachem i politowaniem.
— Królowa go zna?
— Królowa? — powtórzyłem i przyjrzałem się jej. — Co do…?
— Zostawcie nas — uniosła dłoń. — I bez żadnych numerów. Dołączę do was na placu.
— Tak. — O dziwo ta trójka się skłoniła i odjechała dalej znikając w ciemności. Ja powoli wstałem i niepewnie się jej przyglądałem.
— Zabawne, ale przypominasz mi moją przyjaciółkę z liceum.
— To ja, kretynie — warknęła.
— Ach! Emilia! — złapałem się za głowę. — To ty! To naprawdę ty! O ja cię! — zmierzyłem ją wzrokiem. — Wyglądasz… inaczej.
Prychnęła i założyła ręce na piersi.
— A co ty robisz w parku o północy?
— Mógłbym ci zadać to samo pyt… o północy?! — przerażony sięgnąłem po telefon. Siedem nieodebranych połączeń od mamy. — Jestem trupem — westchnąłem.
— Powiesz, że byłeś na randce.
Spojrzałem na nią czujnie. Wiedziała o moim spotkaniu z Aleksem?
— Hę? — zdziwiła się przekrzywiając głowę. — Co to za wzrok? Powiesz, że byłeś ze mną.
— Ach. Ok. — pokiwałem głową. — Przepraszam, ale jak udało ci się… wiesz… tamtą trójkę…
— To moi poddani.
— Boże uderzyli mnie i straciłem rozum! — Znów złapałem się za głowę.
— Nie, kretynie! — warknęła. — Jestem Królową. Władcą… jedną z czterech.
— Nic nie rozumiem.
— Ech… — westchnęła. — Niemożliwe, że to ty na mnie wpadłeś, a nie Marek, Felicja czy Bazyli, których znam od paru lat. Tylko ty. Nowy — obróciła się sprawnie na rolkach. — Chodź. Pokażę ci coś.
— Nie jestem pewien czy chcę się zapuszczać głębiej…
— Myślę, że twoja ciekawość to przekleństwo — ruszyła powoli. Wahałem się chwilę. Mimo moich obaw, ruszyłem za nią. Gdy się z nią zrównałem, spojrzałem na nią pytająco.
— Co ty robisz o tej godzinie w parku?
— Już mówiłam. Jestem Królową.
— Czego?
— Rollerów.
Zmarszczyłem czoło.
— Wybacz, ale nie za dużo mi to mówi…
— Rollerzy to Podziemie tego miasta.
— Podziemie?
— Tak. Nielegalne wyścigi na rolkach, deskach czy rowerach. Po ulicach, chodnikach, mostach i parkach.
Opadła mi szczęka.
— P-Przepraszam, ale chyba…
 Przyspieszyła nieco, a więc musiałem zacząć biec.
— W nocy bierzesz udział w nielegalnych wyścigach? — Chciałem się upewnić.
— Tak — skinęła głową. — Wiesz, takie spore zgromadzenia i tym podobne.
— I jesteś ich Królową…?
— Tak. Jedną z czterech najlepszych Rollerów w mieście. Widzisz, Warszawa jest podzielona na cztery Okręgi. Oczywiście według Rollerów. Nad każdą panuje jeden
z Władców.
— To mi się śni.
— Wręcz przeciwnie — opuściliśmy część, w której rosły drzewa. — To prawda! — Dumnie wskazała dłonią na otwarty deptak. Palił się tu jeden wielki halogen oświetlający grupę ludzi na rolkach i deskach. Robili różne triki, popisywali się, rozmawiali, a także palili podejrzane skręty i śmieli się przy tym. Zadziwiła mnie liczba kobiet, która prawie zrównywała się z liczbą facetów.
— To niewiarygodne — szepnąłem. — Dlaczego to robisz?
— Bo lubię — wzruszyła ramionami. — To jest to. Odrobina emocji. Dreszczyk — spojrzała na mnie surowo. — Nikomu o tym nie powiesz, jasne?
— Jasne! — obiecałem. Według mnie to nie było nic do chwalenia się. — A policja?
— Spokojnie. Mamy swoje czujki dookoła parku. Poinformują nas — wskazała na coś co miała przy pasku. To było stare walkie—talkie.
— Nie wiedziałem, że one jeszcze mają prawo bytu.
— Mają. Lubimy vintage.
— Ach…
Podczas gdy Emila profesjonalnie zjechała ze schodów, odbijając się od stopni, ja
z lekkim przerażeniem szedłem ze nią. Co ja tu robiłem? Powinienem być w domu, ale… Moja ciekawość kazała mi tu zostać. Na swego rodzaju sposób to było fascynujące. I ten lekki dreszczyk adrenalin w moim ciele.
— Uwaga, uwaga! Za pięć minut Władcy ogłoszą reguły Turnieju! — Po całym deptaku rozległ się głos poparty oklaskami i gwizdami.
— Turnieju? — powtórzyłem.
— Zawsze pod koniec września organizujemy Turniej. Biorą w nim udział ci co chcą,
a nagrodą jest walka z Władcami. Pokonanie wszystkich czterech powoduje, że ktoś sam zostaje Władcą.
— Ale… to znaczy, że ty sama musiałaś pokonać czterech Władców!
— Tak. Trzy lata temu.
— Wariuję — westchnąłem.
— Weź się w garść człowieku. Przy tych ludziach nie możesz pokazać, że jesteś słaby — pouczyła mnie na boku. — Tym bardziej, że nie masz ani rolek, ani deski.
— Przepraszam, ale to ty mnie tu zaprowadziłaś! — syknąłem.
— Tylko po to, abyś mógł poznać Podziemie.
— Skąd pomysł, że chciałem poznać?
— Jak już mówiła… Jesteś zbyt ciekawski — zaśmiała się. — Natan, jeżeli będziesz blisko mnie, nic ci się nie stanie. Nikt nie ma odwagi podskoczyć Władcom, bo wtedy cały ich respekt przestanie istnieć w tym świecie. A ten Podziemny świat to dla niektórych wszystko co mają. Ich nadzieje, przyjaciele, zabawa. Tylko tu potrafią odnaleźć ukojenie.
Dalej nie dowierzałem w to wszystko co słyszałem od Emilii. Ta młoda, nieśmiała, lekko zadziorna blondynka z mojej klasy, taka dobra uczennica i wzorowa dziewczyna była jednym z czterech Władców Podziemnego świata? Świata łobuzów i chuliganów, jeżeli dobrze rozumiałem, rozglądając się po towarzystwie.
Jednak nie mogłem się z nią sprzeczać. Młodzi ludzie wyglądali na szczęśliwych. Podejrzewam, że przechodzili okres buntu, ale tutaj naprawdę się śmieli i rywalizowali. Rozmawiali z zapałem o zeszłorocznym Turnieju i domysłach na Turniej tego roku. To była subkultura. Rollerzy.
— Zapraszam Władców na podium! — oznajmił głos. Należał on do niskiego chłopaka
z mikrofonem.
— Zostań tu. I się nie ruszaj — rzuciła do mnie Emilia. Nawet nie miałem za bardzo gdzie iść, a więc zostałem na miejscu. Na deptaku zapanowało poruszenie. Wszyscy wpatrywali się na zachód, gdzie ustawiono parę pudeł z równią pochyłą. Emilia wjechała tam bez problemu jak i czterech pozostałych władców.
Przyjrzałem się im, ale w ciemności nie do końca mogłem ich rozpoznać. Na pewno Emilia była jedyną dziewczyną. Kolejnym Władcą był wysoki brunet z szalikiem, niski blondyn w bojówkach i goglach na oczach oraz ubrany w czarny strój, szczupły, czarnowłosy chłopak. Nie wyglądali na starszych niż dwadzieścia lat. Wszyscy wiwatowali na ich widok.
 — Czy to jakaś sekta? — szepnąłem do siebie patrząc po ludziach.
Władcy przemówili. Powitali wszystkich obecnych i zapoznali z planem działania. Turniej tym razem miał się rozgrywać na mostach Warszawy.
— Tam na pewno jest monitoring — skomentowałem. O to im chodziło? O możliwość aresztowania?
Cała prezentacja nie trwała nawet dziesięciu minut. Każdy z Władców zabrał głos, witając swoje Okręgi, życzył powodzenia i…
Wtedy stało się coś bardzo złego. Szum z krótkofalówki Emilii mówił sam za siebie,
a panika jedynie potwierdziła moje obawy. Policja.
Chciałem uciekać, ale nie wiedziałem gdzie jestem. Nigdy nie byłem w tej części parku.
— Chodź! — Ktoś mnie złapał za rękę. To Emilia. Dojechała do mnie i teraz mnie kierowała. Halogen zgasł, a pudła zostały zebrane lub kopnięte pod drzewa. Panika była na tyle duża, że wpadłem nieświadomie, w ciemności na parę osób. Z obolałymi nogami i rękami biegłem za Emilią. Ona musiała znać drogę. Na pewno lepiej niż ja.
W przeciwieństwie do większości osób zamiast wschodu, wybraliśmy ucieczkę na północ. Modliłem się w duchu, aby nie zostać złapanym. Jednak jasne latarki za drzewami dawały mi do zrozumienia, że policjantów jest więcej niż zwykły patrol.
— Tutaj — szepnęła. Weszliśmy na trawę, a ona niezdarnym krokiem prowadziła mnie
w stronę… Właściwie to nie wiedziałem czego. Upadliśmy pod krzakami. W tej ciemności ledwo dostrzegłem jak przykłada sobie palec do ust na znak, abym był cicho. Skinąłem głową i nasłuchiwałem. Dało się słyszeć gwizdy i krzyki.
Emilia, wyraźnie niezadowolona, zmieniła rolki, które schowała do plecaka na buty.
— Chodź — powtórzyła i wstała. Oddalaliśmy się od źródła hałasu, ale robiło się coraz ciemniej i ciszej.
— Wiesz dokąd idziemy?
— Tak — odparła. — Spokojnie. Już nie raz musiałam uciekać przed policją.
To co mówiła było dla mnie tak abstrakcyjne, że aż wiarygodne. Na początku myślałem, że to żart, ale najwidoczniej istniało coś takiego jak Podziemie. Istnieli Rollerzy i Władcy.
— Emilio… jak w ogóle się tu znalazłaś?
— Tu? W Rollerach?
— Tak.
— Moi rodzice nigdy nie podzielali mojego zamiłowania do tego sportu. Rolki, deska… to nie dla nich. Zamiast tego musiałam się uczyć grać na skrzypcach. Jednak nie miałam cierpliwości ciągle uchodzić za grzeczną. W wieku trzynastu lat zdobyłam pierwsze rolki i po dwóch latach, twardego, surowego i systematycznego treningu pokonałam Władców. Chciałam udowodnić sobie i im, że kobieta też może brać w tym udział. Chciałam pokazać rodzicom, że nie oni decydują o moim życiu.
— Wiedzą o tym co robisz?
— Zwariowałeś? To gorsze niż syn, który okazałby się gejem — warknęła. Skinąłem powoli głową i się nie odezwałem. — W każdym razie od trzech lat nikt mnie nie pokonał. Ani w pojedynkach, ani w Turniejach.
— To… imponujące.
— Dzięki.
Wydostaliśmy się na oświetloną ulicę. Widziałem stąd mój dom, ale nie miałem pojęcia jak się tu znaleźliśmy.
— Mój nocny! — pisnęła uradowana. — W samą porę. Dobrze. Do zobaczenia. I nikomu ani słowa. Jest taka zasada, że to co się widziało w parku, zostaje w parku — spojrzała na mnie groźnie. Pokiwałem głową.
— Jestem cicho. Ale czemu nie powiesz tego reszcie? Markowi, Bazylemu? No
i Felicji?
Uśmiechnęła się jedynie i pognała na autobus. Nocny odjechał wraz z nią i masą odpowiedzi na moje pytania. Westchnąłem. Ale nie miałem czasu, aby zostać w okolicach parku. Szybkim korkiem ruszyłem do domu i odetchnąłem dopiero jak znalazłem się w windzie. Jednak później przeszedł mnie kolejny dreszcz. Musiałem teraz spotkać się z rodzicami. I obawiałem się, że to nie będzie przyjemne spotkanie.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    cudnie, bardzo lubię Aleksa, pseudorandka ;) och tylko szkoda, że Nataniel nie wyznał że jest też gejem, kiedy ewentualnie to wyjdzie na jaw Aleks może poczuć się poprostu zraniony, tym bardziej że jest zakochany, wiec gdyby jednak tamta osoba też byla jednak w nim zakochany to Nat by został w ewentualny sposób zraniony... ha Emilia nie jest taka grzeczna jak by się wydawalo... ;) i to Nathaniel jest tym, który odkrył jej sekret a nie właśnie Felicja, Marek czy Bazyli, osoby które jużdłuższyczas zna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń