Rozdział 9 — Talent
— Nie. Nigdzie nie pójdziesz! — Moja mama była nieugięta. — Wczoraj
zapomniałam, że masz szlaban, bo miałam kocioł w pracy, ale dzisiaj bardzo
dobrze pamiętam, że szwendasz się po parku po pierwszej w nocy! Wiesz jak się
martwiłam?
— Przepraszam! — powtórzyłem po raz setny. — Wiem, że źle zrobiłem. Ale ten
trening…
— Nie oszukasz mnie — postukała się po skroni. — Twoje treningi tenisa są
w piątki.
— Tak, ale dzisiaj mam iść na koszykówkę.
— Jeszcze ci mało? Od kiedy zrobiłeś się takim sportowcem? — sięgnęła z
szafki przyprawy. Byliśmy właśnie w kuchni, mama gotowała, a ja leżałem na
blacie błagając ją o zgodę. — I koszykówka? Natan, masz ledwo metr siedemdziesiąt…
— Dziękuję — przerwałem jej szybko. Dobrze wiedziała, że mam kompleks
wzrostu. — Po prostu to jest na lepszą ocenę z zachowania!
— I tak będziesz miał wzorowe jak zawsze — skomentowała. — Poza tym ono
się nie liczy na studia. I koszykówki na pewno nie będzie na maturze.
— Błagam! — Złożyłem dłonie jak do modlitwy. — Naprawdę mi na tym zależy.
Wysprzątam w weekend cały dom. Może uda mi się znaleźć hobby…?
— A tenis? — spytała odgarniając włosy ze spoconego czoła.
— Tenis jest fajny, ale na koszykówce znam więcej osób. Właściwie całą
drużynę.
— I pewnie wszyscy mają ponad dwa metry.
— Nie! Żaden z nich nie jest tak wysoki. A sam kapitan jest niewiele
wyższy ode mnie.
— Naprawdę? — zdziwiła się. Nasze oczy spotkały się. Odziedziczyłem je po
niej. Piękne i błękitne, duże. Włosy jednak miała ciemne. Westchnęła ciężko,
marszcząc nos. — Dobrze. Zgoda. Ale w weekend tu ma być błysk!
— Będzie! — obiecałem i zgarnąłem plecak. — Dziękuję!
Wybiegłem z domu. Sam nie wiedziałem czemu, ale byłem podekscytowany. W końcu zaprosił mnie sam Cyrus! I będzie Marek.
***
— Masz Pokemon White? — Marek zamrugał oczami. Siedzieliśmy w tramwaju i
trochę nami kołysało. — Serio?
— Tak. Czemu
pytasz?
— Bo ja mam Black.
Popatrzyliśmy po sobie.
— Wiesz co to oznacza?
— Złapiemy je wszystkie! — wykrzyknął uradowany, a współpasażerowie
zgromili go wzrokiem. — Przepraszam…!
Zaśmiałem się.
— Swoją drogą, to dobrze, że twoja mama cię puściła. Cyrus nalegał, abyś
się pojawił — zastanowił się chwile. — Ciekawe czemu?
— Mówił, że mam talent…
— Tak, jasne — zaśmiał się, a ja go szturchnąłem. — Żartuję, żartuję! Ale
to prawda. Cyrus potrafi dostrzec talent i to szybko. Na przykład taki Filip.
Zapisał się bo był wysoki. Cyrus od razu zauważył, że gra dobrze i ma pewne
umiejętności.
— Umiejętności?
Marek zaśmiał się.
— Filip ma sokoli wzrok. Dostrzega wiele podczas gry i szybko się uczy.
Kopiowanie strategii przeciwnika to jego specjalność.
— Naprawdę? — zdziwiłem się. Ten roześmiany blondyn nie wyglądał mi na
kogoś takiego. — Jestem pod wrażeniem.
— Słusznie. Każde z nas ma zdolności i predyspozycje. Razem jesteśmy
naprawdę silni.
— A jaka jest twoja zdolność? — zapytałem zainteresowany. On jedynie
spojrzał tajemniczo za okno.
— Zobaczysz.
Rozpalił tym moją ciekawość, ale byłem cierpliwy. Pół godziny później
byliśmy już w hali sportowej. Marek pisał do kogoś smsa, a więc to ja pierwszy dostrzegłem
Cyrusa na korytarzu. Jak zwykle miał opanowany wyraz twarzy. Skinął nam na
powitanie.
— Witaj, kapitanie! — Marek zasalutował.
— Cześć, Cyrus.
— Marek idź się przebrać. Reszta już jest w szatni. Natan, zostań. Chcę z
tobą pomówić.
Marek skinął głową i zniknął za rogiem korytarza. Wyczekująco spojrzałem
na Cyrusa. Wyglądał na znużonego, ale mimo wszystko wiedziałem, że jest bardzo
aktywnym człowiekiem.
— To czemu chciałeś mnie zobaczyć? — zapytałem.
— Dostrzegłem talent — oznajmił. Czyli tak jak mówił Marek. Ale talent we
mnie? Nie trafiałem nawet do kosza. — Chcę, abyś przychodził na nasze treningi.
Ćwiczył z nami i grał.
— Ale… ale tenis!
— Tenis nie będzie ci przeszkadzał. To tylko twoje koło zainteresowań,
ale to ja i trenerka wybieramy członków drużyny.
— Ale trener tenisa też chce uformować drużynę…
— Wtedy będziesz mógł wybrać. Tenis albo koszykówka. Póki co jednak, chcę
abyś dzisiaj z nami pograł i potrenował. Zobaczysz, że może być ciekawie.
Nie sposób mu było odmówić. Miał ton władcy i nawet nie wiedziałem jak mu
się sprzeciwić.
— Skąd wiesz, że chcę?
— Bo tu jesteś — odparł Cyrus. — Myślę, że widzisz się podświadomie wśród
naszej drużyny.
— Kapitanie, ja nigdy nie grałem w koszykówkę…
Cyrus uniósł brew.
— A ostatnio na kole zainteresowań?
— No… nie licząc tego razu…
— A więc grałeś
— zakończył moje zdanie. — Pierwszy krok masz za sobą. Chcę ci dać możliwość
sprawdzenia siebie. Nie skorzystasz z okazji?
Musiałem przyznać, coś mnie ciągnęło do tego sportu. Jeszcze nie wiedziałem co,
ale mój umysł podświadomie mi go podsuwał. Ze względu na przyjaźń z Markiem?
Chęć sprawdzenia się? A może to leczyło mój kompleks wzrostu? Ktoś tak niski
grający w koszykówkę na pewno zdobędzie respekt.
— Zgoda.
— Świetnie — klasnął w dłonie. — Zapraszam do szatni. Masz strój?
— Coś tam wziąłem na wszelki wypadek, ale to nie szkolny strój…
— Nie ma sprawy. Póki co i tak nie jesteś oficjalnie w drużynie —
odwrócił się na pięcie. — Do szatni.
Nawet nie zauważyłem, gdy szedłem za nim. Zdawał się rządzić już moim
ciałem odkąd się z nim przywitałem dwa tygodnie temu. Ciało reagowało na jego
głos.
— Przebierzmy się — sięgnął do swojej torby. Skinąłem głową i zdjąłem
plecak. Otworzyłem go i wyjąłem stamtąd ciuchy, które zabierałem na tenisa. Gdy
się przebierałem, kątem oka dostrzegłem ciało Cyrusa. Było blade, ale
muskularne i zdrowe. Zdawał się nie mieć na sobie żadnego włoska, ale
dostrzegłem, że były one strasznie jasne i chowały się wśród skóry.
Uniósł wzrok.
— Gotowy?
— Tak.
— Hm… — zmarszczył czoło. — Nawet nie zauważyłem jak się przebrałeś.
Dobrze. Na boisko. Jest parę osób, które muszę przedstawić.
Ruszyłem za nim. W żołądku czułem coraz większy stres. Zastanawiałem się,
co ja właściwie robię?
Wyszliśmy na boisko. Było tu teraz więcej osób niż ostatnio. Poza
normalną częścią drużyny była jeszcze starsza kobieta, młoda dziewczyna i
trzech innych chłopaków, których trochę kojarzyłem ze szkoły.
Szedłem potulnie za Cyrusem, a on gwizdnął głośno.
— Zbiórka! — krzyknął. Skłonił się w stronę dziewczyn. Starsza wyglądała
na trenerkę. Miała spięte, krótkie, blond włosy. Była niska i miała silne
spojrzenie, zielonych oczu. Na jej twarzy pojawiały się pierwsze zmarszczki. —
Pora na oficjalnie przedstawienie. Do szeregu — rzucił do drużyny. Marek,
Gabriel, Dawid i Filip ustawili się w linii. Przyglądali się mi z ciekawością. Kiwnąłem im głową na powitanie.
— Nie bądź taki poważny — westchnęła rudowłosa dziewczyna. Cyrus rzucił
jej spokojne spojrzenie.
— Najpierw panie — stanął przy nich. — To nasza trenerka Katarzyna
Wagner. Trenerka Wagner jest z nami już trzeci rok. Drużyna ją zna.
— Miło mi będzie z wami znów współpracować — uśmiechnęła się do nich.
Jednak i tak przerzucali zaciekawione spojrzenia na rudowłosą, szczupłą
dziewczynę o zielonych oczach i piegach.
— To z kolei nasz nowy menadżer. — Cyrus wskazał na nią. — Właściwie
menadżerka. Nie znam nikogo lepszego do tej roboty, a więc poprosiłem ją.
Poznajcie Roksanę. Moją młodszą siostrę.
Cała drużyna wytrzeszczyła oczy.
— To twoja siostra? — zapytał Dawid z niedowierzaniem. — Ale… nie
mówiłeś, że masz siostrę!
— I do tego taką ładną! — dodał Filip. — Dlaczego nie…?
— W ogóle siebie nie przypominacie — stwierdził Marek.
— Mamy dwóch różnych ojców. —
Cyrus uciął dyskusję. — Roksana jest naszą nową menadżerką. Zaczęła się
uczyć w naszym liceum. Nie znam nikogo lepszego jeżeli chodzi o zbieranie danych.
— Siemka! — pomachała ręką. — Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze
współdziałać! I nie przejmujcie się Cyrusem! Zawsze był taki poważny.
— Dziękuję, Roksano.
— Roksano? A co się stało z „Roks”? — prychnęła. Cyrus nie stracił swojej
ogłady i ruszył dalej. Przy trybunach stała kolejna trójka chłopaków.
— To z kolei Paweł, Mateusz i Radek — przedstawiał kolejno. Wszyscy byli
wyżsi ode mnie i kapitana. — To ochotnicy z koła zainteresowań, którzy chcą
dołączyć do drużyny. Bardzo dobrze, bo zaczynało nam brakować osób — ruszył
przed siebie i stanął obok mnie. — To jest Nataniel. Nowy nabytek. Zgodził się
z nami trenować. Będziemy musieli go przekonać do tego, że koszykówka jest
lepsza od tenisa.
— Cyrus… naprawdę sam jeszcze nie wiem…
Skinął głową. Potem stanął w szeregu z czwórką członków drużyny.
— Ja jestem Cyrus. Obecny kapitan drużyny. Kolejno ode mnie stoją Marek,
Gabriel, Filip i Dawid. Razem jesteśmy oficjalną drużyną koszykarską naszego
liceum.
Powiedział to takim tonem, że miałem ochotę zacząć klaskać, ale się
powstrzymałem.
— A to… — spojrzał w stronę drzwi. — Nasz wielki spóźniony.
Wszyscy skierowali wzrok w tamtym kierunku. Przy drzwiach stał młody
chłopak. Był muskularny, miał śniadą skórę i czarne włosy. Uśmiechnął się
nieśmiało i domknął drzwi.
— Myślałem, że mnie nie zauważysz — zaśmiał się.
— Przede mną nic się nie ukryje — oznajmił Cyrus. Zabrzmiało to trochę
jak groźba.
Gdy nieznajomy podszedł do Cyrusa wymienili się mocnymi uściskami dłoni.
Zaimponowała mi muskulatura tego nowo przybyłego. Uśmiech też miał czarujący.
Piękne oczy były szmaragdowo zielone.
— A to ostania część naszej drużyny. Samson — przedstawił spóźnialskiego.
— Mówcie na mnie „Sam” — uśmiechnął się.
— Samson zgodził się zostać naszym medykiem i masażystą — oświadczył
Cyrus, ignorując prośbę. — Jak zapewne wiecie tym razem będziemy walczyć nie
tylko w zawodach międzyszkolnych, ale i w wojewódzkich. Oznacza to dużo więcej
wysiłku, potu i łez. Dlatego mój przyjaciel z dzieciństwa zgodził się nas
wesprzeć. Obecnie chodzi do innego liceum, ale więzy przyjaźni są silniejsze.
Zapamiętajcie to.
Wszyscy skinęli głową.
— Dzisiaj będziemy ćwiczyć. Dużo. W tym czasie trenerka Wagner będzie
każdemu wymyślać indywidualne zadania i ćwiczenia. Ja będę wtedy prowadził
resztę. Roksana sprawdzi waszą grę i ją oceni. Z kolei Samson będzie obserwował
wasze ciała i jak reagują na dany wysiłek fizyczny. Czy wszyscy, wszystko zrozumieli?
Ponownie skinęli głową.
— Dobrze, zaczynajmy. Nowi, przynieście piłki. Gabriel, poprowadź
rozgrzewkę.
Dziwnie się czułem, wiedząc że jednocześnie obserwuje mnie trójka osób.
Ćwiczenia prowadzone przez Gabriela nie były skomplikowane. Opierały się na
rozciąganiu, bieganiu i podawaniu sobie piłki. Pierwszy został wywołany Dawid. Dostał serie ćwiczeń,
których raczej bym nie powtórzył.
— Uwaga! — Cyrus wyprostował się. — Będziemy ćwiczyć rzuty. Rozstawić się
przy dwóch koszach po cztery osoby. Marek, Filip, Mateusz i Radek po tamtej
stronie. Ja, Gabriel, Natan i Paweł tutaj.
Kolejne dwadzieścia minut zabrało nam ćwiczenie dwutaktu i rzutów do
kosza. Nie szło mi najgorzej, przynajmniej potrafiłem dorzucić, a dwutakt
zdążyłem opanować. Najbardziej jednak zaskakiwało mnie to, że Cyrus rzucał w
moim kierunku piłki z większą siłą niż do innych i pod różnymi kątami.
Wszystkie udało mi się złapać.
— Natan! — krzyknęła trenerka. Drgnąłem. Nadeszła moja kolej. Podbiegłem
do trójki na trybunach i dostałem skakankę. Musiałem na niej skakać, potem
zrobić pompki, skłonić się parę razy, przebiec dookoła boiska i powoli
zaczynało mi brakować tchu. Trenerka w tym czasie wywołała do siebie trójkę
nowych.
— Wystarczy — oznajmił Samson i coś zapisał. Roksana również zapisała coś
w swoim clipboardzie. — Trzeba by było popracować nad twoją wytrzymałością.
— Tak, ale za to masz zdolność do absolutnego łapania piłki — zauważyła
Roksana. — Widziałam jak Cyrus ci ją podaje. Pytanie czy i ty potrafisz tak
podawać.
— Nie… nie wiem — wysapałem. — Ćwiczyłem krótkie podania…
— Brat! — krzyknęła Roksana. Cyrus do nas podbiegł, spocony. — Trzeba
sprawdzić Natana.
— W jakim sensie?
— Podania.
Skinął głową i przywołał do siebie Gabriela. Wysoki ponurak podbiegł do
nas niezadowolony, że został wyrwany z gry.
— Tak?
— Poćwiczymy z Natanem podania — oznajmił tonem niewnoszącym sprzeciwu. —
Stań tam. Podam do ciebie Natan, a ty postaraj się podać piłkę do Gabriela
najszybciej jak potrafisz. I celnie.
Skinąłem głową. Rozstawiliśmy się w rogu sali, aby nie przeszkadzać
innym. Cyrus poodbijał parę razy piłkę, a potem mi ją rzucił. Kątem oka
widziałem Gabriela z dłońmi na bokach. Pomarańczowa kula zbliżała się do mnie,
a więc szybko ją złapałem i rzuciłem w kierunku Gabriela. Ten wydał z siebie zduszony okrzyk, gdy piłka uderzyła go
w brzuch. Cyrus zamrugał oczami.
— Miałeś złapać, Gabrielu.
— Tak, ale… nie sądziłem, że uda mu się za pierwszym razem — spojrzał na
mnie zdumiony. — Jak…?
— Jak to zrobiłeś Natan? — spytał Cyrus.
— Zrobiłem co?
— To było najszybsze podanie piłki jakie widziałem w życiu — zmrużył
oczy.
— Fart nowicjusza — skomentował Gabriel. Nie wiedziałem o co im chodzi.
— Teraz na odwrót. Gabriel podaj piłkę do Natana, a ty Natan do mnie.
Najszybciej jak potrafisz.
Skinąłem głową. Gabriel patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy,
aż w końcu rzucił. Piłka znalazła się przy mnie całkiem szybko, ale ja jeszcze
szybciej ją odbiłem. Cyrus po sekundzie miał ją w swoich rękach.
Wpatrywali się we mnie z zaskoczeniem.
— No co?
— Podania — pokiwał głową Cyrus. — To twój talent.
Uniosłem brwi i wytrzeszczyłem oczy. Podania? Szybkie podania były moim
talentem? Czy to się przydawało?
Koło nas pojawiła się Roksana. Podskakiwała z emocji.
— To było niesamowite! — krzyknęła. — Naprawdę! Widziałeś jak on szybko
podaje? Widziałeś?
— Widziałem — uspokoił ją brat. — Ciekawi mnie tylko jak to się sprawdza w prawdziwej grze.
— Przetestujmy!
Zostałem królikiem doświadczalnym?
— Dobrze. — Cyrus gwizdnął. Potrafił to zrobić przykładając dwa palce do
ust. — Zbiórka, drużyno! Gramy!
— Ale… ale ja…!
— Ja, Natan i Gabriel w jednej drużynie. Dawid, Filip i Marek druga.
Trenerko?
— Zgoda — skinęła głową. — Jestem ciekawa talentu tego chłopca. Reszta na
trybuny!
Nie wierzyłem, że to się dzieje kiedy stanąłem na jednej połowie boiska.
Marek śmiał się do mnie z drugiej. Dawid i Filip marszczyli czoła w skupieniu.
Gabriel wyglądał na całkiem zainteresowanego, tylko Cyrus był poważny.
Trenerka stanęła na środku i podrzuciła piłkę. Gabriel i Dawid po nią
skoczyli. Dawid był lepszy i zgarnął piłkę na swoją połowę. Mecz rozpoczął się.
Nie wiedziałem co robić
i gdzie biec. Zapoznałem się z zasadami teoretycznymi, ale nigdy nie przetestowałem ich
w praktyce.
i gdzie biec. Zapoznałem się z zasadami teoretycznymi, ale nigdy nie przetestowałem ich
w praktyce.
Gabriel zablokował Dawida i cudem odebrał mu piłkę. Podał ją do mnie, a
wysoki Dawid ruszył na mnie jak pociąg. Ledwo piłka się do mnie zbliżyła
odbiłem ją w stronę Cyrusa. Kapitan przyjął podanie i pognał dalej. I ja
ruszyłem na drugą połowę zrównując się
z Dawidem.
z Dawidem.
— Dobre! — zaśmiał się.
Cyrus podał do Gabriela, a ten podskoczył i rzucił do kosza. Nikt nie
mógł tego zatrzymać.
— Tak! Dwa punkty dla nas! — krzyknął Gabriel. Filip rozpoczął i rzucił
piłkę do Marka przy którym stałem. Uśmiechnął się do mnie serdecznie.
— Chciałeś poznać mój talent? — zaśmiał się. Podskoczył wysoko i rzucił
piłkę. Ta przeleciała przez połowę boiska, bo tam się znajdowaliśmy i wpadła do
kosza. Zamrugałem oniemiały.
— Ja… co? — spojrzałem na niego.
— Rzut za trzy punkty — mrugnął do mnie. — Z większości miejsc na boisku.
— To niesamowite! — wykrzyknąłem.
— Nie bardziej niż twoje rakietowe podanie do Cyrusa! Stary! — klepnął
mnie w ramię, a ja zrobiłem dwa kroki do przodu. — Niesamowite!
— Ej! — krzyknął Cyrus spod kosza. — Gramy dalej! Skupienie!
Wróciłem na swoją połowę. Piłka została podana do Gabriela, a Cyrus
pomknął przed siebie. Zostawił za sobą jedynie świetlisty zygzak po swoich
włosach. Gabriel podał do mnie, a przy mnie pojawił się Marek. Dlatego tym
razem odbiłem piłkę tak, że ta najpierw odbiła się od ziemi przy nodze mojego
przyjaciela i poleciała do góry wprost do kapitana. Zgarnął ją bez wysiłku i
minął Dawida. Chłopak zaklął głośno. Kolejne dwa punkty były dla nas.
I tak nasz krótki mecz trwał dziesięć minut. Nie musiałem robić za dużo
poza tym, że biegałem z jednej połowy na drugą i odbijałem piłki w ramach
podań. Nikt nie mógł mnie zablokować, gdy piłka znalazła się przy mnie bo
chwilę później już jej nie było. Trenerka gwizdnęła i zakończyła spotkanie.
Zbliżyliśmy się do trybun gdzie czekało na nas małe jury
w postaci trenerki Wagner, Roksany i Samsona. Wszyscy wyglądali na zadowolonych.
w postaci trenerki Wagner, Roksany i Samsona. Wszyscy wyglądali na zadowolonych.
— Na dzisiaj wystarczy — oznajmiła trenerka. — Bardzo dobrze się dziś
spisaliście. Jesteście w formie.
— Potwierdzam! — przytaknął Samson. — Poza tobą — wskazał na mnie. —
Ledwo zipiesz, a to było dziesięć minut.
— Nie mam kondycji… — wyznałem, ocierając pot z czoła.
— Dlatego dla ciebie będzie dodatkowy trening na wytrzymałość — oznajmił
Samson, zapisując coś.
— Ale… ale ja jeszcze nie wiem czy będę w drużynie…
— Żartujesz? — spytał Marek. — Po takich podaniach? Nie ma mowy, abyś nie
grał z nami! Znaczy… prawda, kapitanie?
— Marek ma racje — stwierdził Cyrus. — Rozważ naszą propozycje poważnie.
Zostałbyś członkiem drużyny od razu. Jak już mówiłem, możesz też chodzić na
tenisa. Myślę nawet, że ćwiczenie ręki pomoże ci w lepszym odbijaniu.
— Tyle, że będzie formowana drużyna tenisowa i…
— Myślałeś, aby się do niej zapisać? — Gabriel uniósł brew.
Zabrzmiało to jak osądzenie głupoty. Westchnąłem.
— Naprawdę nie wiem. Chociaż czuję, że tutaj jest mi lepiej — spojrzałem
na lśniący parkiet boiska. Pisk butów, dźwięk odbijanej piłki, zapach i
trenowanie. — Dacie mi czas…?
— Do końca września. W październiku zaczynają się rozgrywki — oznajmił
Cyrus. — Masz tydzień.
Skinąłem głową. Czułem, że czeka mnie trudna decyzja.
Kolejne dwadzieścia minut wysłuchiwaliśmy tego co mają do powiedzenia
Samson i Roksana odnośnie naszego stylu gry i zdrowia. Byli zadowoleni, ale Samson
nalegał na dodatkowy trening dla mnie i Gabriela. Okazało się, że tworzyliśmy
całkiem dobry duet podań i ataków. Chłopak spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
Chyba dopiero teraz dostrzegł we mnie ewentualnego członka drużyny. Jego silne
spojrzenie mnie peszyło, więc odwróciłem wzrok.
— Dobrze. Koniec na dzisiaj — oznajmiła trenerka. — Do zobaczenia w
sobotę.
— Natan. — Koło mnie pojawił się Samson z uśmiechem na twarzy. — Poczekaj
chwilę. Taki wysiłek pewnie cię wykończył. Mięśnie w porządku? Możesz chodzić?
— Tak… chyba tak — zrobiłem krok do przodu i skrzywiłem się z bólu. Lewa
łydka dała o sobie znać.
— Jednak — westchnął. — Usiądź — wskazał mi miejsce na trybunach.
Spojrzałem pytająco po reszcie drużyny, ale oni się już zbierali. — Spokojnie.
Zaraz do nich dołączysz.
Usiadłem tam gdzie mi kazał, a sam uklęknął przede mną. Kazał mi
wyprostować nogę, a potem zaczął ją masować. Z początku czułem ból, ale ciepłe
palce Samsona były pewnym ukojeniem. Westchnąłem z ulgą, gdy ból mijał.
— Przydatne, prawda? — zaśmiał się.
— Tak. Dobrze, że będziesz w drużynie… Chociaż zakładam, że chcieli by
masażystkę.
— A co? Ty nie?
Drgnąłem lekko.
— Mi to obojętne. I tak pewnie tu nie zagrzeję za długo. Chociaż dzisiaj
było fajnie…
— Muszę przyznać, że nawet mnie zszokowały twoje podania — uśmiechnął się.
— Wiesz… dobrze by było gdybyś tu został. Cyrus pokłada w tobie pewne nadzieje.
— Sam nie wiem — wyznałem. — Dał mi tydzień. Naprawdę się nad tym
zastanowię.
— Słusznie. Uwzględnij też to, że nie będziesz miał odwrotu, a podczas
meczów na widowni mogą siedzieć nie zawsze tobie przychylni ludzie.
— Nie obchodzi mnie zdanie obcych o mnie.
Zaśmiał się.
— To dobrze — spojrzał na moją nogę. — Dobra. Powinno być lepiej. Jak się
czujesz?
Wstałem i zrobiłem parę kroków. Ból zelżał, prawie zanikając.
— Dużo lepiej. Dziękuję.
Samson kiwnął głową i wstał przeciągając się.
— To leć już do szatni. Cyrus mi mówił, że idziecie potem do jakiejś
japońskiej restauracji.
— Ach… możliwe.
— Może wam potowarzyszę — uśmiechnął się, zgarnął swoją torbę i
clipboard. Rozeszliśmy się. Gdy szedłem do szatni wyobrażałem sobie siebie w
drużynie. Ja, najniższy z nich wszystkich, miałem realną szansę grać w meczach. To było ekscytujące,
ale miałem też wahania.
Gdy zbliżyłem się do szatni usłyszałem stamtąd głosy ożywionej dyskusji.
— …on? Ja pracowałem wiele miesięcy! — To był głos Filipa. Był wyraźnie
podenerwowany.
— Uspokój się — odparł Cyrus. Jak zwykle władczym tonem. — Natan ma
talent. Jak każde z nas. Będzie cennym nabytkiem.
— Nie rozumiem czemu go tak faworyzujesz! — krzyknął blondyn. — Jest tu
raptem drugi raz i chcesz go obsadzić w drużynie? To głupota! Nawet ja o tym
wiem!
— Nigdy nie miałem na celu zaszkodzić drużynie. Jedynie ją wzmacniać. Sam
musisz przyznać, że jego podania są wyjątkowe. Nie mogłeś mu odebrać piłki.
Porusza się szybko i jego podania są cele. Zawsze łapie piłkę. To cenne zdolności…
— Dalej nie rozumiem!
— Muszę przyznać, że zgadzam się z Filipem. — Tym razem usłyszałem głos
Dawida, tyle że ten nie był wściekły, co raczej zatroskany. — Dużo ryzykujesz.
— Musicie mi zaufać — oznajmił Cyrus najwidoczniej kończąc dyskusję. —
Dajcie mu szansę tak samo jak ja dawałem ją każdemu z was. Przecież
zaczynaliście tak jak on. Może i niektórzy z was grali w koszykówkę w gimnazjum, ale o ile pamiętam Filipie
sam zacząłeś w liceum. Wcześniej reszta z was grała dla zabawy. Dopiero teraz
pokazujecie swoje zdolności. Wysokie skoki Gabriela, bezbłędne i dalekie rzuty
Marka. Nie widzicie tego, że brakuje nam kogoś takiego jak Natan? Szybkie
podania od jednego do drugiego gracza. Prawie niewidoczne. To będzie spoiwo
naszego łańcucha. Uwierzcie mi. Czy ja kiedyś się pomyliłem odnośnie graczy?
Nawet w tej trójce pierwszoklasistów widzę talent.
W szatni zapadła cisza, a ja oddychałem najciszej jak umiałem. Nie
wiedziałem co myśleć o tym, co właśnie usłyszałem. Filip i Dawid mieli mi za
złe, że się wtrącam do drużyny? Może i mieli rację? Oni grają już trzeci rok
razem, a ja? Pojawiam się nagle, znikąd i psuję równowagę.
— Zgoda — westchnął Filip. — Faktycznie, nigdy się nie pomyliłeś. Ale czy
na pewno chcesz, aby dołączał do nas już teraz? Może w styczniu…?
— Zamknij się wreszcie! — ryknął Gabriel. Filip uciął swoje pytanie. —
Natan jest bardzo dobry! Grałeś z nim. Widziałeś co potrafi, a to dopiero
początek. Możemy z niego stworzyć prawdziwego gracza. Dajmy mu podjąć decyzje i
nie naciskajmy na niego. Widzicie przecież, że nie jest mu obojętne to czy
znajdzie się w naszej drużynie. Myślę, że tego chce, a takim zachowaniem mu nie
pomożemy!
Zdziwiłem się, że to Gabriel stanął w mojej obronie. I zrobił to naprawdę
profesjonalnie, bo wtedy niezadowoleni umilkli. Serce zabiło mi szybciej z
ekscytacji. Może jednak dołączę…?
— Jak na razie to chodźmy coś zjeść — zaproponował Marek. — Daliśmy
Natowi tydzień. Nie stresujmy go.
Pora zakończyć tę dyskusję. Wkroczyłem do szatni, udając kompletnie
nieświadomego odbytej tu dyskusji. Wpatrywali się we mnie uważnie.
— Co? — spytałem w końcu.
— Nic. Co chciał Samson? — zapytał Marek, szczerząc zęby.
— Wymasował mi łydkę i… — uniosłem wzrok. Zdałem sobie właśnie sprawę, że
przede mną stoi pięciu facetów bez koszulek. Mogłem podziwiać ich wyrzeźbione
ciała, muskularne ręce i kolory skóry. Najbledszy był kapitan, potem Filip,
Marek, Gabriel i najciemniejszą skórę miał Dawid. W piątkę wyglądali jak posągi. Oderwałem od nich szybko wzrok, aby nie pomyśleli,
że się gapię. — … i tyle.
— Samson jest bardzo dobry w masażach — oznajmił Cyrus, zgarniając
ręcznik. — Jest cennym nabytkiem.
— A twoja siostra — zagwizdał Filip. Chyba zapomniał o złym humorze. —
Ukrywałeś ją przed nami?
— Tak.
— Czemu?!
— Bo to moja siostra. I znam was — ruszył pod prysznic. Filip i Dawid
również zniknęli. Gabriel szukał czegoś w torbie, a do mnie podszedł Marek.
Miał ładną klatkę piersiową, muskularne ramiona, barki. Stanął niebezpiecznie
blisko mnie.
— I jak wrażenia?
— Obiecujące. — Nie wiedział, że oceniałem też jego budowę ciała. —
Podejmę decyzję za tydzień.
— Nie ma sprawy. Kieruj się sercem.
— Halo? — Gabriel wyprostował się. Przy uchu trzymał telefon. — Byłem na
treningu, pisałem ci przecież…
— Oho — szepnął Marek. — Zaczyna się.
— Cholera od trzech lat chodzę na koszykówkę! To jasne, że mam treningi! —
spojrzał na nas przepraszająco. Marek skinął głową ze zrozumieniem. Przyjrzałem
się Gabrielowi. On sam był szczupły, ale jak reszta miał zadbane ciało.
Widziałem jego kaloryfer, napięte mięśnie, unoszącą się i opadającą pierś.
Spojrzał na mnie nagle i oboje odwróciliśmy wzrok. Warknął do telefonu i
wyszedł z szatni.
— Biedny Gabryś — westchnął Marek. — Jego… dziewczyna to katastrofa —
zaśmiał się. — No nic. Czas na prysznic. A, i potem idziemy do japońskiej
restauracji!
— Dobra. Ja jeszcze skoczę do łazienki… — wymigałem się. Znalezienie się
pod prysznicem w mojej obecnej sytuacji, gdy wokół stałaby ta piątka byłoby
niebezpiecznym przeżyciem. Nie mogłem sobie pozwolić na to, aby dostrzegli, że
jestem podniecony. Wtedy moje szanse dostania się do drużyny zmalałyby do
absolutnego minimum. Dlatego na dziesięć minut skryłem się w łazience i dopiero
wtedy wróciłem. Wszyscy byli już umyci, a więc rzuciłem się pod prysznic i w
rekordowym czasie obmyłem się. Nie chciałem, aby za długo za mną czekali.
Opuszczając halę usłyszałem znajome odgłosy ze strony kortu. Gdy tam
spojrzałem, dostrzegłem Aleksandra. Grał z kimś w tenisa i szło mu bardzo
dobrze. Najwidoczniej wygrywał. Gdy mnie dojrzał zrobił zdziwioną minę, ale
potem kiwnęliśmy sobie głowami.
— To ten pedałek? — usłyszałem za sobą, aż drgnąłem. Za mną stał Filip z
niedbale założoną torbą na ramieniu.
— Kto? — zapytałem.
— Aleksander — odparł. — Jest jawnym gejem.
— I gra w tenisa — dodał Dawid, który pojawił się przy nas.
— Raczej w penisa — zażartował blondyn i obaj zaśmiali się głośno.
— W naszej drużynie szanujemy orientacje innych. — Z tej niezręcznej
sytuacji uratował mnie Cyrus, schodzący po schodach razem z Samsonem i Roksaną.
— Hę? Jest coś w naszej drużynie czego nie szanujemy? — zapytał Filip.
— Nietolerancji i głupoty — odpowiedział Cyrus. Filip westchnął.
— Zgoda, zgoda. Niech ci będzie. W sumie nie mam nic do niego. Kiedyś dał
naszej klasie rozwiązania na klasówkę.
Liczną grupą ruszyliśmy dalej. Aleksander dalej miał we mnie utkwione,
zdziwione oczy. Spojrzałem na niego przepraszająco i trzymałem się drużyny. Na
przedzie szedł Cyrus z siostrą i medykiem. Dyskutowali dalej o koszykówce. Za
nimi Filip pisał smsa, kompletnie nieświadomy swojego miejsca położenia. Ja
szedłem wraz z Markiem i Dawidem. We trójkę rozmawialiśmy o anime. Jak się
okazało Dawid również był wielkim fanem Japonii. To dało mi do myślenia - czemu
Aleksander patrzył na mnie tak smutnym wzrokiem?
Do restauracji dotarliśmy po dziesięciominutowym spacerze. Zajęliśmy dużą
lożę w kącie. Było nas łącznie osiem osób. Pierwszoklasiści najwidoczniej nie
chcieli się integrować.
— Dzień dobry. — Przy nas pojawiła się młoda japońska kelnerka. Dawid
zarumienił się mocno. — Proszę, menu.
Rozdała nam karty i obiecała, że wróci za jakiś czas.
— Jakieś postępy? — zapytał Filip. Zaczął swoje plotkowanie.
— C-Co? — spanikował jego przyjaciel.
— W sprawie inwazji na Japonię — uniósł dwuznacznie brwi.
— Co ty bredzisz?
— Wdrapanie się na górę Fuji?
— Co…?
— Skosztowanie kwitnącej wiśni?
— On chyba ma na myśli czy w końcu porozmawiałeś z nią — wyjaśnił Marek.
Dawid popatrzył po nas zdezorientowany.
— Czemu was to obchodzi? — warknął i zapatrzył się w menu. — To moja
sprawa.
— Jak i tamtych ludzi — wtrącił niedbale Filip. Dawid uniósł wzrok.
Trochę dalej od nas siedziała grupa studentów, właśnie obsługiwana przez młodą
kelnerkę. Jawnie z nią flirtowali.
— I co mi do tego…?
— Faceci — westchnęła Roksana. — Potem będziesz płakać.
— Mam po nią iść? — zaproponowałem.
— C-Co?! — ryknął Dawid.
— Mogę ci ją tutaj sprowadzić — wyjaśniłem. — Pogadacie i w ogóle…
— Ludzie, dajcie mi spokój… — Teraz palił się ze wstydu. Schował twarz za
kartą.
— I tak tu przyjdzie — wtrącił Marek.
Oczywiście tak się stało. Chciała przyjąć od nas zamówienie. Dawid trzy
razy przekręcił nazwę, upuścił menu na ziemię i w panice prawie wybił oko
Roksanie. Japonka uśmiechnęła się uroczo, sama się zarumieniła i z zamówieniem
wróciła do kuchni. Poczułem jak Dawid spuszcza z siebie parę. Przyłożył dłonie do
twarzy i nic nie mówił.
— Jesteś beznadziejny — zgromił go Filip i sam pokręcił głową. — Marek, a
jak Felicja?
Teraz Marek prawie się zakrztusił. Gdy się opanował, podrapał się po
głowie.
— Bez zmian.
— Hęęęę? Czy wszyscy tutaj nie wiedzą jak poderwać kobietę?
Odpowiedziała mu cisza.
— A ty co, swatka? — prychnęła Roksana. — Nie powinieneś się wtrącać w te
sprawy!
— Co? Czemu? Jesteśmy prawie jak rodzina. Dbam o swoich braci —
rozczochrał włosy Cyrusa, a ten nawet nie drgnął. Przeniósł jedynie wzrok z
pojemniczka na sól na Filipa. — Właśnie! Roksi! Twój brat ma jakąś sympatię?
— Nie wiem — wzruszyła ramionami. — Nie gadamy o tym.
— Odpuść, Filip. — Cyrus wyprostował się. — Chyba, że chcesz porozmawiać
o tym jak to się stało, że Bazyli uwiódł twoją siostrę?
Usłyszałem jak chłopak zaczął zgrzytać zębami. Nienawiść do Bazylego
musiała być naprawdę wielka.
— To było poniżej pasa, kapitanie. Poniżej!
— Ale może cię uciszy — zauważył Cyrus. — Zamiast tego powinniśmy
porozmawiać o czymś przyjemnym.
— To jest przyjemne!
Cyrus rozejrzał się po stole. Najwidoczniej jedynie Filip uważał to za
przyjemne. Kapitan posłał mu zdumione spojrzenie, a chłopak westchnął.
— Zgoda. To co jest przyjemne?
— Szkoła.
Wszyscy się skrzywili. Również i Cyrus musiał poddać się ze swoim
tematem. W tym czasie telefon Gabriela znów zadzwonił. Zdenerwowany spojrzał na
wyświetlacz, warknął i nie odebrał połączenia.
— Co jest? Nie meldujesz, że jeszcze żyjesz? — zapytał Filip.
— Już meldowałem — odpyskował. — Nie twoja sprawa.
— Wszyscy dzisiaj jakoś tacy drażliwi. — I zerknął na mnie jakby to była
moja wina. Spuściłem głowę.
— Ej, podania Nata dzisiaj. Niezłe co? — zaczął Marek, szczerząc zęby.
— Rewelacyjne! — zapiszczała Roksana. — Na pewno jesteś nowicjuszem?
— Tak… — odparłem cicho. I zaczęli rozmawiać o treningu. O podaniach,
rzutach i wysiłku fizycznym. Przysłuchiwałem się im uważnie, aby móc być lepszym
graczem. Nawet Gabriel zabrał parę razy głos, a to oznaczało, że sprawa jest
poważna.
Podano nam jedzenie, tym razem na trzy tury. Kelnerka musiała dźwigać te
tace, ale zaskoczyła mnie zmysłem równowagi. Dawid patrzył na każdy jej ruch i
gest. I podobnie jak ostatnio większość miała wielkie potrawy, jedynie Cyrus
jadł mała porcję sushi.
— Dobra, nie wytrzymam. — Dawid wstał od stołu. — Idę z nią pogadać!
— Teraz? Masz ryż na policzku — zaśmiał się Filip. Młody zakochany szybko
się wytarł i ruszył w stronę lady. Na początku pewnym krokiem, a potem coraz
wolniejszym jakby niewidzialna siła go zatrzymywała.
— Spienia — obstawił Filip.
— Myślę, że mu się uda. Przynajmniej z nią pogadać — stwierdził Marek.
— Ucieknie — skomentował Gabriel. — Dawid jest bardzo zły w kontaktach z dziewczynami…
— I kto to mówi? — zakpił Filip. Gabriel posłał mu mordercze spojrzenie.
— Uda mu się — stwierdził Cyrus, nie odrywając wzorku od swojego sushi.
— Obstawiamy? To ja wierzę, że się uda — stwierdził Samson, zaskakująco
milczący.
— Zgadzam się z Samem! — poparła go Roksana, a chłopak uśmiechnął się do
niej.
— To i ja myślę, że mu się uda… — dodałem.
Potem w szóstkę z wielką ekscytacją wpatrywaliśmy się w plecy Dawida, gdy
ten już rozmawiał z kelnerką. Nie było nowych klientów, a więc mógł z nią
chwile pobyć. Nie słyszeliśmy o czym tak debatują, ale parę razy dziewczyna
zaśmiała się. To musiało dodawać mu otuchy.
— Spienia…? — szepnął z podnieceniem Filip. — Trzyma się już cztery
minuty! Nie mogę jeść!
— Dawid, Dawid, Dawid — skandował cicho Marek.
Nie wiem czemu, ale i mnie pochłonęło to wydarzenie. Kurczak mi stygł,
ale zaloty Dawida wydawały mi się być ciekawsze.
Po paru minutach chłopak skinął głową i odwrócił się. Ruszył ku nam
powolnym krokiem z nieodgadnioną miną. Jednak trzy kroki od stołu podskoczył wysoko
uradowany i opadł na swoje miejsce.
— Udało się — wyznał. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Za cały ten wysiłek
stół nagrodził go brawami, a młoda kelnerka zaśmiała się zasłaniając usta. Cała
restauracja spojrzała w naszym kierunku.
— I co?! I co? No mów! — rozkazał Filip. — Umówiliście się? Ma poczucie
humoru? Co mówiłeś? Co odpowiadała…?!
— Spokojnie. — Dawid uniósł dłoń. — Ale tak, umówiliśmy się na weekend.
— Zajebiście! — pisnął Marek. — Gratulacje, stary!
— Ha! Wiedziałam, że później byś tego żałował — skomentowała Roksana. —
Do dziewczyny trzeba od razu!
— W takim razie, umówisz się ze mną? — zapytał Filip. Cyrus zmarszczył
czoło.
— Z tobą? Feeee — wytknęła język. Wszyscy się zaśmiali.
Czułem się tu dobrze. Mogłem dzielić z nimi radość. W głowie jednak dalej
grzmiało pytanie - tenis czy koszykówka?
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, szybkie podania tak trening batdzo obiecujący lecz bardzo przykre są słowa Filipa od razu ma zastrzeżenia, ale tu pojawia się Gabriel... och Nataniel powinien porozmawiać z Aleksandrem jeśli wybierze nawet koszykówkę przyjaźnić się nadal mogą... cóż Aleks znalazł kogoś przyjaznego w końcu...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie