niedziela, 5 stycznia 2020

Brakujący element - rozdział 9 - Talent


Rozdział  9 — Talent


— Nie. Nigdzie nie pójdziesz! — Moja mama była nieugięta. — Wczoraj zapomniałam, że masz szlaban, bo miałam kocioł w pracy, ale dzisiaj bardzo dobrze pamiętam, że szwendasz się po parku po pierwszej w nocy! Wiesz jak się martwiłam?
— Przepraszam! — powtórzyłem po raz setny. — Wiem, że źle zrobiłem. Ale ten trening…
— Nie oszukasz mnie — postukała się po skroni. — Twoje treningi tenisa są w piątki.
— Tak, ale dzisiaj mam iść na koszykówkę.
— Jeszcze ci mało? Od kiedy zrobiłeś się takim sportowcem? — sięgnęła z szafki przyprawy. Byliśmy właśnie w kuchni, mama gotowała, a ja leżałem na blacie błagając ją o zgodę. — I koszykówka? Natan, masz ledwo metr siedemdziesiąt…
— Dziękuję — przerwałem jej szybko. Dobrze wiedziała, że mam kompleks wzrostu. — Po prostu to jest na lepszą ocenę z zachowania!
— I tak będziesz miał wzorowe jak zawsze — skomentowała. — Poza tym ono się nie liczy na studia. I koszykówki na pewno nie będzie na maturze.
— Błagam! — Złożyłem dłonie jak do modlitwy. — Naprawdę mi na tym zależy. Wysprzątam w weekend cały dom. Może uda mi się znaleźć hobby…?
— A tenis? — spytała odgarniając włosy ze spoconego czoła.
— Tenis jest fajny, ale na koszykówce znam więcej osób. Właściwie całą drużynę.
— I pewnie wszyscy mają ponad dwa metry.
— Nie! Żaden z nich nie jest tak wysoki. A sam kapitan jest niewiele wyższy ode mnie.
— Naprawdę? — zdziwiła się. Nasze oczy spotkały się. Odziedziczyłem je po niej. Piękne i błękitne, duże. Włosy jednak miała ciemne. Westchnęła ciężko, marszcząc nos. — Dobrze. Zgoda. Ale w weekend tu ma być błysk!
— Będzie! — obiecałem i zgarnąłem plecak. — Dziękuję!
Wybiegłem z domu. Sam nie wiedziałem czemu, ale byłem podekscytowany. W końcu zaprosił mnie sam Cyrus! I będzie Marek.

***


— Masz Pokemon White? — Marek zamrugał oczami. Siedzieliśmy w tramwaju i trochę nami kołysało. — Serio?
— Tak. Czemu pytasz?
— Bo ja mam Black.
Popatrzyliśmy po sobie.
— Wiesz co to oznacza?
— Złapiemy je wszystkie! — wykrzyknął uradowany, a współpasażerowie zgromili go wzrokiem. — Przepraszam…!
Zaśmiałem się.
— Swoją drogą, to dobrze, że twoja mama cię puściła. Cyrus nalegał, abyś się pojawił — zastanowił się chwile. — Ciekawe czemu?
— Mówił, że mam talent…
— Tak, jasne — zaśmiał się, a ja go szturchnąłem. — Żartuję, żartuję! Ale to prawda. Cyrus potrafi dostrzec talent i to szybko. Na przykład taki Filip. Zapisał się bo był wysoki. Cyrus od razu zauważył, że gra dobrze i ma pewne umiejętności.
— Umiejętności?
Marek zaśmiał się.
— Filip ma sokoli wzrok. Dostrzega wiele podczas gry i szybko się uczy. Kopiowanie strategii przeciwnika to jego specjalność.
— Naprawdę? — zdziwiłem się. Ten roześmiany blondyn nie wyglądał mi na kogoś takiego. — Jestem pod wrażeniem.
— Słusznie. Każde z nas ma zdolności i predyspozycje. Razem jesteśmy naprawdę silni.
— A jaka jest twoja zdolność? — zapytałem zainteresowany. On jedynie spojrzał tajemniczo za okno.
— Zobaczysz.
Rozpalił tym moją ciekawość, ale byłem cierpliwy. Pół godziny później byliśmy już w hali sportowej. Marek pisał do kogoś smsa, a więc to ja pierwszy dostrzegłem Cyrusa na korytarzu. Jak zwykle miał opanowany wyraz twarzy. Skinął nam na powitanie.
— Witaj, kapitanie! — Marek zasalutował.
— Cześć, Cyrus.
— Marek idź się przebrać. Reszta już jest w szatni. Natan, zostań. Chcę z tobą pomówić.
Marek skinął głową i zniknął za rogiem korytarza. Wyczekująco spojrzałem na Cyrusa. Wyglądał na znużonego, ale mimo wszystko wiedziałem, że jest bardzo aktywnym człowiekiem.
— To czemu chciałeś mnie zobaczyć? — zapytałem.
— Dostrzegłem talent — oznajmił. Czyli tak jak mówił Marek. Ale talent we mnie? Nie trafiałem nawet do kosza. — Chcę, abyś przychodził na nasze treningi. Ćwiczył z nami i grał.
— Ale… ale tenis!
— Tenis nie będzie ci przeszkadzał. To tylko twoje koło zainteresowań, ale to ja i trenerka wybieramy członków drużyny.
— Ale trener tenisa też chce uformować drużynę…
— Wtedy będziesz mógł wybrać. Tenis albo koszykówka. Póki co jednak, chcę abyś dzisiaj z nami pograł i potrenował. Zobaczysz, że może być ciekawie.
Nie sposób mu było odmówić. Miał ton władcy i nawet nie wiedziałem jak mu się sprzeciwić.
— Skąd wiesz, że chcę?
— Bo tu jesteś — odparł Cyrus. — Myślę, że widzisz się podświadomie wśród naszej drużyny.
— Kapitanie, ja nigdy nie grałem w koszykówkę…
Cyrus uniósł brew.
— A ostatnio na kole zainteresowań?
— No… nie licząc tego razu…
— A więc grałeś — zakończył moje zdanie. — Pierwszy krok masz za sobą. Chcę ci dać możliwość sprawdzenia siebie. Nie skorzystasz z okazji?
Musiałem przyznać, coś mnie ciągnęło do tego sportu. Jeszcze nie wiedziałem co, ale mój umysł podświadomie mi go podsuwał. Ze względu na przyjaźń z Markiem? Chęć sprawdzenia się? A może to leczyło mój kompleks wzrostu? Ktoś tak niski grający w koszykówkę na pewno zdobędzie respekt.
— Zgoda.
— Świetnie — klasnął w dłonie. — Zapraszam do szatni. Masz strój?
— Coś tam wziąłem na wszelki wypadek, ale to nie szkolny strój…
— Nie ma sprawy. Póki co i tak nie jesteś oficjalnie w drużynie — odwrócił się na pięcie. — Do szatni.
Nawet nie zauważyłem, gdy szedłem za nim. Zdawał się rządzić już moim ciałem odkąd się z nim przywitałem dwa tygodnie temu. Ciało reagowało na jego głos.
— Przebierzmy się — sięgnął do swojej torby. Skinąłem głową i zdjąłem plecak. Otworzyłem go i wyjąłem stamtąd ciuchy, które zabierałem na tenisa. Gdy się przebierałem, kątem oka dostrzegłem ciało Cyrusa. Było blade, ale muskularne i zdrowe. Zdawał się nie mieć na sobie żadnego włoska, ale dostrzegłem, że były one strasznie jasne i chowały się wśród skóry.
Uniósł wzrok.
— Gotowy?
— Tak.
— Hm… — zmarszczył czoło. — Nawet nie zauważyłem jak się przebrałeś. Dobrze. Na boisko. Jest parę osób, które muszę przedstawić.
Ruszyłem za nim. W żołądku czułem coraz większy stres. Zastanawiałem się, co ja właściwie robię?
Wyszliśmy na boisko. Było tu teraz więcej osób niż ostatnio. Poza normalną częścią drużyny była jeszcze starsza kobieta, młoda dziewczyna i trzech innych chłopaków, których trochę kojarzyłem ze szkoły.
Szedłem potulnie za Cyrusem, a on gwizdnął głośno.
— Zbiórka! — krzyknął. Skłonił się w stronę dziewczyn. Starsza wyglądała na trenerkę. Miała spięte, krótkie, blond włosy. Była niska i miała silne spojrzenie, zielonych oczu. Na jej twarzy pojawiały się pierwsze zmarszczki. — Pora na oficjalnie przedstawienie. Do szeregu — rzucił do drużyny. Marek, Gabriel, Dawid i Filip ustawili się w linii. Przyglądali się mi z ciekawością. Kiwnąłem im głową na powitanie.
— Nie bądź taki poważny — westchnęła rudowłosa dziewczyna. Cyrus rzucił jej spokojne spojrzenie.
— Najpierw panie — stanął przy nich. — To nasza trenerka Katarzyna Wagner. Trenerka Wagner jest z nami już trzeci rok. Drużyna ją zna.
— Miło mi będzie z wami znów współpracować — uśmiechnęła się do nich. Jednak i tak przerzucali zaciekawione spojrzenia na rudowłosą, szczupłą dziewczynę o zielonych oczach i piegach.
— To z kolei nasz nowy menadżer. — Cyrus wskazał na nią. — Właściwie menadżerka. Nie znam nikogo lepszego do tej roboty, a więc poprosiłem ją. Poznajcie Roksanę. Moją młodszą siostrę.
Cała drużyna wytrzeszczyła oczy.
— To twoja siostra? — zapytał Dawid z niedowierzaniem. — Ale… nie mówiłeś, że masz siostrę!
— I do tego taką ładną! — dodał Filip. — Dlaczego nie…?
— W ogóle siebie nie przypominacie — stwierdził Marek.
— Mamy dwóch różnych ojców. —  Cyrus uciął dyskusję. — Roksana jest naszą nową menadżerką. Zaczęła się uczyć w naszym liceum. Nie znam nikogo lepszego jeżeli chodzi o zbieranie danych.
— Siemka! — pomachała ręką. — Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współdziałać! I nie przejmujcie się Cyrusem! Zawsze był taki poważny.
— Dziękuję, Roksano.
— Roksano? A co się stało z „Roks”? — prychnęła. Cyrus nie stracił swojej ogłady i ruszył dalej. Przy trybunach stała kolejna trójka chłopaków.
— To z kolei Paweł, Mateusz i Radek — przedstawiał kolejno. Wszyscy byli wyżsi ode mnie i kapitana. — To ochotnicy z koła zainteresowań, którzy chcą dołączyć do drużyny. Bardzo dobrze, bo zaczynało nam brakować osób — ruszył przed siebie i stanął obok mnie. — To jest Nataniel. Nowy nabytek. Zgodził się z nami trenować. Będziemy musieli go przekonać do tego, że koszykówka jest lepsza od tenisa.
— Cyrus… naprawdę sam jeszcze nie wiem…
Skinął głową. Potem stanął w szeregu z czwórką członków drużyny.
— Ja jestem Cyrus. Obecny kapitan drużyny. Kolejno ode mnie stoją Marek, Gabriel, Filip i Dawid. Razem jesteśmy oficjalną drużyną koszykarską naszego liceum.
Powiedział to takim tonem, że miałem ochotę zacząć klaskać, ale się powstrzymałem.
— A to… — spojrzał w stronę drzwi. — Nasz wielki spóźniony.
Wszyscy skierowali wzrok w tamtym kierunku. Przy drzwiach stał młody chłopak. Był muskularny, miał śniadą skórę i czarne włosy. Uśmiechnął się nieśmiało i domknął drzwi.
— Myślałem, że mnie nie zauważysz — zaśmiał się.
— Przede mną nic się nie ukryje — oznajmił Cyrus. Zabrzmiało to trochę jak groźba.
Gdy nieznajomy podszedł do Cyrusa wymienili się mocnymi uściskami dłoni. Zaimponowała mi muskulatura tego nowo przybyłego. Uśmiech też miał czarujący. Piękne oczy były szmaragdowo zielone.
— A to ostania część naszej drużyny. Samson — przedstawił spóźnialskiego.
— Mówcie na mnie „Sam” — uśmiechnął się.
— Samson zgodził się zostać naszym medykiem i masażystą — oświadczył Cyrus, ignorując prośbę. — Jak zapewne wiecie tym razem będziemy walczyć nie tylko w zawodach międzyszkolnych, ale i w wojewódzkich. Oznacza to dużo więcej wysiłku, potu i łez. Dlatego mój przyjaciel z dzieciństwa zgodził się nas wesprzeć. Obecnie chodzi do innego liceum, ale więzy przyjaźni są silniejsze. Zapamiętajcie to.
Wszyscy skinęli głową.
— Dzisiaj będziemy ćwiczyć. Dużo. W tym czasie trenerka Wagner będzie każdemu wymyślać indywidualne zadania i ćwiczenia. Ja będę wtedy prowadził resztę. Roksana sprawdzi waszą grę i ją oceni. Z kolei Samson będzie obserwował wasze ciała i jak reagują na dany wysiłek fizyczny. Czy wszyscy, wszystko zrozumieli?
Ponownie skinęli głową.
— Dobrze, zaczynajmy. Nowi, przynieście piłki. Gabriel, poprowadź rozgrzewkę.
Dziwnie się czułem, wiedząc że jednocześnie obserwuje mnie trójka osób. Ćwiczenia prowadzone przez Gabriela nie były skomplikowane. Opierały się na rozciąganiu, bieganiu i podawaniu sobie piłki. Pierwszy został wywołany Dawid. Dostał serie ćwiczeń, których raczej bym nie powtórzył.
— Uwaga! — Cyrus wyprostował się. — Będziemy ćwiczyć rzuty. Rozstawić się przy dwóch koszach po cztery osoby. Marek, Filip, Mateusz i Radek po tamtej stronie. Ja, Gabriel, Natan i Paweł tutaj.
Kolejne dwadzieścia minut zabrało nam ćwiczenie dwutaktu i rzutów do kosza. Nie szło mi najgorzej, przynajmniej potrafiłem dorzucić, a dwutakt zdążyłem opanować. Najbardziej jednak zaskakiwało mnie to, że Cyrus rzucał w moim kierunku piłki z większą siłą niż do innych i pod różnymi kątami. Wszystkie udało mi się złapać.
— Natan! — krzyknęła trenerka. Drgnąłem. Nadeszła moja kolej. Podbiegłem do trójki na trybunach i dostałem skakankę. Musiałem na niej skakać, potem zrobić pompki, skłonić się parę razy, przebiec dookoła boiska i powoli zaczynało mi brakować tchu. Trenerka w tym czasie wywołała do siebie trójkę nowych.
— Wystarczy — oznajmił Samson i coś zapisał. Roksana również zapisała coś w swoim clipboardzie. — Trzeba by było popracować nad twoją wytrzymałością.
— Tak, ale za to masz zdolność do absolutnego łapania piłki — zauważyła Roksana. — Widziałam jak Cyrus ci ją podaje. Pytanie czy i ty potrafisz tak podawać.
— Nie… nie wiem — wysapałem. — Ćwiczyłem krótkie podania…
— Brat! — krzyknęła Roksana. Cyrus do nas podbiegł, spocony. — Trzeba sprawdzić Natana.
— W jakim sensie?
— Podania.
Skinął głową i przywołał do siebie Gabriela. Wysoki ponurak podbiegł do nas niezadowolony, że został wyrwany z gry.
— Tak?
— Poćwiczymy z Natanem podania — oznajmił tonem niewnoszącym sprzeciwu. — Stań tam. Podam do ciebie Natan, a ty postaraj się podać piłkę do Gabriela najszybciej jak potrafisz. I celnie.
Skinąłem głową. Rozstawiliśmy się w rogu sali, aby nie przeszkadzać innym. Cyrus poodbijał parę razy piłkę, a potem mi ją rzucił. Kątem oka widziałem Gabriela z dłońmi na bokach. Pomarańczowa kula zbliżała się do mnie, a więc szybko ją złapałem i rzuciłem w kierunku Gabriela. Ten wydał z siebie zduszony okrzyk, gdy piłka uderzyła go w brzuch. Cyrus zamrugał oczami.
— Miałeś złapać, Gabrielu.
— Tak, ale… nie sądziłem, że uda mu się za pierwszym razem — spojrzał na mnie zdumiony. — Jak…?
— Jak to zrobiłeś Natan? — spytał Cyrus.
— Zrobiłem co?
— To było najszybsze podanie piłki jakie widziałem w życiu — zmrużył oczy.
— Fart nowicjusza — skomentował Gabriel. Nie wiedziałem o co im chodzi.
— Teraz na odwrót. Gabriel podaj piłkę do Natana, a ty Natan do mnie. Najszybciej jak potrafisz.
Skinąłem głową. Gabriel patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, aż w końcu rzucił. Piłka znalazła się przy mnie całkiem szybko, ale ja jeszcze szybciej ją odbiłem. Cyrus po sekundzie miał ją w swoich rękach.
Wpatrywali się we mnie z zaskoczeniem.
— No co?
— Podania — pokiwał głową Cyrus. — To twój talent.
Uniosłem brwi i wytrzeszczyłem oczy. Podania? Szybkie podania były moim talentem? Czy to się przydawało?
Koło nas pojawiła się Roksana. Podskakiwała z emocji.
— To było niesamowite! — krzyknęła. — Naprawdę! Widziałeś jak on szybko podaje? Widziałeś?
— Widziałem — uspokoił ją brat. — Ciekawi mnie tylko jak to się sprawdza w prawdziwej grze.
— Przetestujmy!
Zostałem królikiem doświadczalnym?
— Dobrze. — Cyrus gwizdnął. Potrafił to zrobić przykładając dwa palce do ust. — Zbiórka, drużyno! Gramy!
— Ale… ale ja…!
— Ja, Natan i Gabriel w jednej drużynie. Dawid, Filip i Marek druga. Trenerko?
— Zgoda — skinęła głową. — Jestem ciekawa talentu tego chłopca. Reszta na trybuny!
Nie wierzyłem, że to się dzieje kiedy stanąłem na jednej połowie boiska. Marek śmiał się do mnie z drugiej. Dawid i Filip marszczyli czoła w skupieniu. Gabriel wyglądał na całkiem zainteresowanego, tylko Cyrus był poważny.
Trenerka stanęła na środku i podrzuciła piłkę. Gabriel i Dawid po nią skoczyli. Dawid był lepszy i zgarnął piłkę na swoją połowę. Mecz rozpoczął się. Nie wiedziałem co robić
i gdzie biec. Zapoznałem się z zasadami teoretycznymi, ale nigdy nie przetestowałem ich
w praktyce.
Gabriel zablokował Dawida i cudem odebrał mu piłkę. Podał ją do mnie, a wysoki Dawid ruszył na mnie jak pociąg. Ledwo piłka się do mnie zbliżyła odbiłem ją w stronę Cyrusa. Kapitan przyjął podanie i pognał dalej. I ja ruszyłem na drugą połowę zrównując się
z Dawidem.
— Dobre! — zaśmiał się.
Cyrus podał do Gabriela, a ten podskoczył i rzucił do kosza. Nikt nie mógł tego zatrzymać.
— Tak! Dwa punkty dla nas! — krzyknął Gabriel. Filip rozpoczął i rzucił piłkę do Marka przy którym stałem. Uśmiechnął się do mnie serdecznie.
— Chciałeś poznać mój talent? — zaśmiał się. Podskoczył wysoko i rzucił piłkę. Ta przeleciała przez połowę boiska, bo tam się znajdowaliśmy i wpadła do kosza. Zamrugałem oniemiały.
— Ja… co? — spojrzałem na niego.
— Rzut za trzy punkty — mrugnął do mnie. — Z większości miejsc na boisku.
— To niesamowite! — wykrzyknąłem.
— Nie bardziej niż twoje rakietowe podanie do Cyrusa! Stary! — klepnął mnie w ramię, a ja zrobiłem dwa kroki do przodu. — Niesamowite!
— Ej! — krzyknął Cyrus spod kosza. — Gramy dalej! Skupienie!
Wróciłem na swoją połowę. Piłka została podana do Gabriela, a Cyrus pomknął przed siebie. Zostawił za sobą jedynie świetlisty zygzak po swoich włosach. Gabriel podał do mnie, a przy mnie pojawił się Marek. Dlatego tym razem odbiłem piłkę tak, że ta najpierw odbiła się od ziemi przy nodze mojego przyjaciela i poleciała do góry wprost do kapitana. Zgarnął ją bez wysiłku i minął Dawida. Chłopak zaklął głośno. Kolejne dwa punkty były dla nas.
I tak nasz krótki mecz trwał dziesięć minut. Nie musiałem robić za dużo poza tym, że biegałem z jednej połowy na drugą i odbijałem piłki w ramach podań. Nikt nie mógł mnie zablokować, gdy piłka znalazła się przy mnie bo chwilę później już jej nie było. Trenerka gwizdnęła i zakończyła spotkanie. Zbliżyliśmy się do trybun gdzie czekało na nas małe jury
w postaci trenerki Wagner, Roksany i Samsona. Wszyscy wyglądali na zadowolonych.
— Na dzisiaj wystarczy — oznajmiła trenerka. — Bardzo dobrze się dziś spisaliście. Jesteście w formie.
— Potwierdzam! — przytaknął Samson. — Poza tobą — wskazał na mnie. — Ledwo zipiesz, a to było dziesięć minut.
— Nie mam kondycji… — wyznałem, ocierając pot z czoła.
— Dlatego dla ciebie będzie dodatkowy trening na wytrzymałość — oznajmił Samson, zapisując coś.
— Ale… ale ja jeszcze nie wiem czy będę w drużynie…
— Żartujesz? — spytał Marek. — Po takich podaniach? Nie ma mowy, abyś nie grał z nami! Znaczy… prawda, kapitanie?
— Marek ma racje — stwierdził Cyrus. — Rozważ naszą propozycje poważnie. Zostałbyś członkiem drużyny od razu. Jak już mówiłem, możesz też chodzić na tenisa. Myślę nawet, że ćwiczenie ręki pomoże ci w lepszym odbijaniu.
— Tyle, że będzie formowana drużyna tenisowa i…
— Myślałeś, aby się do niej zapisać? — Gabriel uniósł brew.
Zabrzmiało to jak osądzenie głupoty. Westchnąłem.
— Naprawdę nie wiem. Chociaż czuję, że tutaj jest mi lepiej — spojrzałem na lśniący parkiet boiska. Pisk butów, dźwięk odbijanej piłki, zapach i trenowanie. — Dacie mi czas…?
— Do końca września. W październiku zaczynają się rozgrywki — oznajmił Cyrus. — Masz tydzień.
Skinąłem głową. Czułem, że czeka mnie trudna decyzja.
Kolejne dwadzieścia minut wysłuchiwaliśmy tego co mają do powiedzenia Samson i Roksana odnośnie naszego stylu gry i zdrowia. Byli zadowoleni, ale Samson nalegał na dodatkowy trening dla mnie i Gabriela. Okazało się, że tworzyliśmy całkiem dobry duet podań i ataków. Chłopak spojrzał na mnie z zainteresowaniem. Chyba dopiero teraz dostrzegł we mnie ewentualnego członka drużyny. Jego silne spojrzenie mnie peszyło, więc odwróciłem wzrok.
— Dobrze. Koniec na dzisiaj — oznajmiła trenerka. — Do zobaczenia w sobotę.
— Natan. — Koło mnie pojawił się Samson z uśmiechem na twarzy. — Poczekaj chwilę. Taki wysiłek pewnie cię wykończył. Mięśnie w porządku? Możesz chodzić?
— Tak… chyba tak — zrobiłem krok do przodu i skrzywiłem się z bólu. Lewa łydka dała o sobie znać.
— Jednak — westchnął. — Usiądź — wskazał mi miejsce na trybunach. Spojrzałem pytająco po reszcie drużyny, ale oni się już zbierali. — Spokojnie. Zaraz do nich dołączysz.
Usiadłem tam gdzie mi kazał, a sam uklęknął przede mną. Kazał mi wyprostować nogę, a potem zaczął ją masować. Z początku czułem ból, ale ciepłe palce Samsona były pewnym ukojeniem. Westchnąłem z ulgą, gdy ból mijał.
— Przydatne, prawda? — zaśmiał się.
— Tak. Dobrze, że będziesz w drużynie… Chociaż zakładam, że chcieli by masażystkę.
— A co? Ty nie?
Drgnąłem lekko.
— Mi to obojętne. I tak pewnie tu nie zagrzeję za długo. Chociaż dzisiaj było fajnie…
— Muszę przyznać, że nawet mnie zszokowały twoje podania — uśmiechnął się. — Wiesz… dobrze by było gdybyś tu został. Cyrus pokłada w tobie pewne nadzieje.
— Sam nie wiem — wyznałem. — Dał mi tydzień. Naprawdę się nad tym zastanowię.
— Słusznie. Uwzględnij też to, że nie będziesz miał odwrotu, a podczas meczów na widowni mogą siedzieć nie zawsze tobie przychylni ludzie.
— Nie obchodzi mnie zdanie obcych o mnie.
Zaśmiał się.
— To dobrze — spojrzał na moją nogę. — Dobra. Powinno być lepiej. Jak się czujesz?
Wstałem i zrobiłem parę kroków. Ból zelżał, prawie zanikając.
— Dużo lepiej. Dziękuję.
Samson kiwnął głową i wstał przeciągając się.
— To leć już do szatni. Cyrus mi mówił, że idziecie potem do jakiejś japońskiej restauracji.
— Ach… możliwe.
— Może wam potowarzyszę — uśmiechnął się, zgarnął swoją torbę i clipboard. Rozeszliśmy się. Gdy szedłem do szatni wyobrażałem sobie siebie w drużynie. Ja, najniższy z nich wszystkich, miałem realną szansę grać w meczach. To było ekscytujące, ale miałem też wahania.
Gdy zbliżyłem się do szatni usłyszałem stamtąd głosy ożywionej dyskusji.
— …on? Ja pracowałem wiele miesięcy! — To był głos Filipa. Był wyraźnie podenerwowany.
— Uspokój się — odparł Cyrus. Jak zwykle władczym tonem. — Natan ma talent. Jak każde z nas. Będzie cennym nabytkiem.
— Nie rozumiem czemu go tak faworyzujesz! — krzyknął blondyn. — Jest tu raptem drugi raz i chcesz go obsadzić w drużynie? To głupota! Nawet ja o tym wiem!
— Nigdy nie miałem na celu zaszkodzić drużynie. Jedynie ją wzmacniać. Sam musisz przyznać, że jego podania są wyjątkowe. Nie mogłeś mu odebrać piłki. Porusza się szybko i jego podania są cele. Zawsze łapie piłkę. To cenne zdolności…
— Dalej nie rozumiem!
— Muszę przyznać, że zgadzam się z Filipem. — Tym razem usłyszałem głos Dawida, tyle że ten nie był wściekły, co raczej zatroskany. — Dużo ryzykujesz.
— Musicie mi zaufać — oznajmił Cyrus najwidoczniej kończąc dyskusję. — Dajcie mu szansę tak samo jak ja dawałem ją każdemu z was. Przecież zaczynaliście tak jak on. Może i niektórzy z was grali w koszykówkę w gimnazjum, ale o ile pamiętam Filipie sam zacząłeś w liceum. Wcześniej reszta z was grała dla zabawy. Dopiero teraz pokazujecie swoje zdolności. Wysokie skoki Gabriela, bezbłędne i dalekie rzuty Marka. Nie widzicie tego, że brakuje nam kogoś takiego jak Natan? Szybkie podania od jednego do drugiego gracza. Prawie niewidoczne. To będzie spoiwo naszego łańcucha. Uwierzcie mi. Czy ja kiedyś się pomyliłem odnośnie graczy? Nawet w tej trójce pierwszoklasistów widzę talent.
W szatni zapadła cisza, a ja oddychałem najciszej jak umiałem. Nie wiedziałem co myśleć o tym, co właśnie usłyszałem. Filip i Dawid mieli mi za złe, że się wtrącam do drużyny? Może i mieli rację? Oni grają już trzeci rok razem, a ja? Pojawiam się nagle, znikąd i psuję równowagę.
— Zgoda — westchnął Filip. — Faktycznie, nigdy się nie pomyliłeś. Ale czy na pewno chcesz, aby dołączał do nas już teraz? Może w styczniu…?
— Zamknij się wreszcie! — ryknął Gabriel. Filip uciął swoje pytanie. — Natan jest bardzo dobry! Grałeś z nim. Widziałeś co potrafi, a to dopiero początek. Możemy z niego stworzyć prawdziwego gracza. Dajmy mu podjąć decyzje i nie naciskajmy na niego. Widzicie przecież, że nie jest mu obojętne to czy znajdzie się w naszej drużynie. Myślę, że tego chce, a takim zachowaniem mu nie pomożemy!
Zdziwiłem się, że to Gabriel stanął w mojej obronie. I zrobił to naprawdę profesjonalnie, bo wtedy niezadowoleni umilkli. Serce zabiło mi szybciej z ekscytacji. Może jednak dołączę…?
— Jak na razie to chodźmy coś zjeść — zaproponował Marek. — Daliśmy Natowi tydzień. Nie stresujmy go.
Pora zakończyć tę dyskusję. Wkroczyłem do szatni, udając kompletnie nieświadomego odbytej tu dyskusji. Wpatrywali się we mnie uważnie.
— Co? — spytałem w końcu.
— Nic. Co chciał Samson? — zapytał Marek, szczerząc zęby.
— Wymasował mi łydkę i… — uniosłem wzrok. Zdałem sobie właśnie sprawę, że przede mną stoi pięciu facetów bez koszulek. Mogłem podziwiać ich wyrzeźbione ciała, muskularne ręce i kolory skóry. Najbledszy był kapitan, potem Filip, Marek, Gabriel i najciemniejszą skórę miał Dawid. W piątkę wyglądali jak posągi. Oderwałem od nich szybko wzrok, aby nie pomyśleli, że się gapię. — … i tyle.
— Samson jest bardzo dobry w masażach — oznajmił Cyrus, zgarniając ręcznik. — Jest cennym nabytkiem.
— A twoja siostra — zagwizdał Filip. Chyba zapomniał o złym humorze. — Ukrywałeś ją przed nami?
— Tak.
— Czemu?!
— Bo to moja siostra. I znam was — ruszył pod prysznic. Filip i Dawid również zniknęli. Gabriel szukał czegoś w torbie, a do mnie podszedł Marek. Miał ładną klatkę piersiową, muskularne ramiona, barki. Stanął niebezpiecznie blisko mnie.
 — I jak wrażenia?
— Obiecujące. — Nie wiedział, że oceniałem też jego budowę ciała. — Podejmę decyzję za tydzień.
— Nie ma sprawy. Kieruj się sercem.
— Halo? — Gabriel wyprostował się. Przy uchu trzymał telefon. — Byłem na treningu, pisałem ci przecież…
— Oho — szepnął Marek. — Zaczyna się.
— Cholera od trzech lat chodzę na koszykówkę! To jasne, że mam treningi! — spojrzał na nas przepraszająco. Marek skinął głową ze zrozumieniem. Przyjrzałem się Gabrielowi. On sam był szczupły, ale jak reszta miał zadbane ciało. Widziałem jego kaloryfer, napięte mięśnie, unoszącą się i opadającą pierś. Spojrzał na mnie nagle i oboje odwróciliśmy wzrok. Warknął do telefonu i wyszedł z szatni.
— Biedny Gabryś — westchnął Marek. — Jego… dziewczyna to katastrofa — zaśmiał się. — No nic. Czas na prysznic. A, i potem idziemy do japońskiej restauracji!
— Dobra. Ja jeszcze skoczę do łazienki… — wymigałem się. Znalezienie się pod prysznicem w mojej obecnej sytuacji, gdy wokół stałaby ta piątka byłoby niebezpiecznym przeżyciem. Nie mogłem sobie pozwolić na to, aby dostrzegli, że jestem podniecony. Wtedy moje szanse dostania się do drużyny zmalałyby do absolutnego minimum. Dlatego na dziesięć minut skryłem się w łazience i dopiero wtedy wróciłem. Wszyscy byli już umyci, a więc rzuciłem się pod prysznic i w rekordowym czasie obmyłem się. Nie chciałem, aby za długo za mną czekali.
Opuszczając halę usłyszałem znajome odgłosy ze strony kortu. Gdy tam spojrzałem, dostrzegłem Aleksandra. Grał z kimś w tenisa i szło mu bardzo dobrze. Najwidoczniej wygrywał. Gdy mnie dojrzał zrobił zdziwioną minę, ale potem kiwnęliśmy sobie głowami.
— To ten pedałek? — usłyszałem za sobą, aż drgnąłem. Za mną stał Filip z niedbale założoną torbą na ramieniu.
— Kto? — zapytałem.
— Aleksander — odparł. — Jest jawnym gejem.
— I gra w tenisa — dodał Dawid, który pojawił się przy nas.
— Raczej w penisa — zażartował blondyn i obaj zaśmiali się głośno.
— W naszej drużynie szanujemy orientacje innych. — Z tej niezręcznej sytuacji uratował mnie Cyrus, schodzący po schodach razem z Samsonem i Roksaną.
— Hę? Jest coś w naszej drużynie czego nie szanujemy? — zapytał Filip.
— Nietolerancji i głupoty — odpowiedział Cyrus. Filip westchnął.
— Zgoda, zgoda. Niech ci będzie. W sumie nie mam nic do niego. Kiedyś dał naszej klasie rozwiązania na klasówkę.
Liczną grupą ruszyliśmy dalej. Aleksander dalej miał we mnie utkwione, zdziwione oczy. Spojrzałem na niego przepraszająco i trzymałem się drużyny. Na przedzie szedł Cyrus z siostrą i medykiem. Dyskutowali dalej o koszykówce. Za nimi Filip pisał smsa, kompletnie nieświadomy swojego miejsca położenia. Ja szedłem wraz z Markiem i Dawidem. We trójkę rozmawialiśmy o anime. Jak się okazało Dawid również był wielkim fanem Japonii. To dało mi do myślenia - czemu Aleksander patrzył na mnie tak smutnym wzrokiem?
Do restauracji dotarliśmy po dziesięciominutowym spacerze. Zajęliśmy dużą lożę w kącie. Było nas łącznie osiem osób. Pierwszoklasiści najwidoczniej nie chcieli się integrować.
— Dzień dobry. — Przy nas pojawiła się młoda japońska kelnerka. Dawid zarumienił się mocno. — Proszę, menu.
Rozdała nam karty i obiecała, że wróci za jakiś czas.
— Jakieś postępy? — zapytał Filip. Zaczął swoje plotkowanie.
— C-Co? — spanikował jego przyjaciel.
— W sprawie inwazji na Japonię — uniósł dwuznacznie brwi.
— Co ty bredzisz?
— Wdrapanie się na górę Fuji?
— Co…?
— Skosztowanie kwitnącej wiśni?
— On chyba ma na myśli czy w końcu porozmawiałeś z nią — wyjaśnił Marek. Dawid popatrzył po nas zdezorientowany.
— Czemu was to obchodzi? — warknął i zapatrzył się w menu. — To moja sprawa.
— Jak i tamtych ludzi — wtrącił niedbale Filip. Dawid uniósł wzrok. Trochę dalej od nas siedziała grupa studentów, właśnie obsługiwana przez młodą kelnerkę. Jawnie z nią flirtowali.
— I co mi do tego…?
— Faceci — westchnęła Roksana. — Potem będziesz płakać.
— Mam po nią iść? — zaproponowałem.
— C-Co?! — ryknął Dawid.
— Mogę ci ją tutaj sprowadzić — wyjaśniłem. — Pogadacie i w ogóle…
— Ludzie, dajcie mi spokój… — Teraz palił się ze wstydu. Schował twarz za kartą.
— I tak tu przyjdzie — wtrącił Marek.
Oczywiście tak się stało. Chciała przyjąć od nas zamówienie. Dawid trzy razy przekręcił nazwę, upuścił menu na ziemię i w panice prawie wybił oko Roksanie. Japonka uśmiechnęła się uroczo, sama się zarumieniła i z zamówieniem wróciła do kuchni. Poczułem jak Dawid spuszcza z siebie parę. Przyłożył dłonie do twarzy i nic nie mówił.
— Jesteś beznadziejny — zgromił go Filip i sam pokręcił głową. — Marek, a jak Felicja?
Teraz Marek prawie się zakrztusił. Gdy się opanował, podrapał się po głowie.
— Bez zmian.
— Hęęęę? Czy wszyscy tutaj nie wiedzą jak poderwać kobietę?
Odpowiedziała mu cisza.
— A ty co, swatka? — prychnęła Roksana. — Nie powinieneś się wtrącać w te sprawy!
— Co? Czemu? Jesteśmy prawie jak rodzina. Dbam o swoich braci — rozczochrał włosy Cyrusa, a ten nawet nie drgnął. Przeniósł jedynie wzrok z pojemniczka na sól na Filipa. — Właśnie! Roksi! Twój brat ma jakąś sympatię?
— Nie wiem — wzruszyła ramionami. — Nie gadamy o tym.
— Odpuść, Filip. — Cyrus wyprostował się. — Chyba, że chcesz porozmawiać o tym jak to się stało, że Bazyli uwiódł twoją siostrę?
Usłyszałem jak chłopak zaczął zgrzytać zębami. Nienawiść do Bazylego musiała być naprawdę wielka.
— To było poniżej pasa, kapitanie. Poniżej!
— Ale może cię uciszy — zauważył Cyrus. — Zamiast tego powinniśmy porozmawiać o czymś przyjemnym.
— To jest przyjemne!
Cyrus rozejrzał się po stole. Najwidoczniej jedynie Filip uważał to za przyjemne. Kapitan posłał mu zdumione spojrzenie, a chłopak westchnął.
— Zgoda. To co jest przyjemne?
— Szkoła.
Wszyscy się skrzywili. Również i Cyrus musiał poddać się ze swoim tematem. W tym czasie telefon Gabriela znów zadzwonił. Zdenerwowany spojrzał na wyświetlacz, warknął i nie odebrał połączenia.
— Co jest? Nie meldujesz, że jeszcze żyjesz? — zapytał Filip.
— Już meldowałem — odpyskował. — Nie twoja sprawa.
— Wszyscy dzisiaj jakoś tacy drażliwi. — I zerknął na mnie jakby to była moja wina. Spuściłem głowę.
— Ej, podania Nata dzisiaj. Niezłe co? — zaczął Marek, szczerząc zęby.
— Rewelacyjne! — zapiszczała Roksana. — Na pewno jesteś nowicjuszem?
— Tak… — odparłem cicho. I zaczęli rozmawiać o treningu. O podaniach, rzutach i wysiłku fizycznym. Przysłuchiwałem się im uważnie, aby móc być lepszym graczem. Nawet Gabriel zabrał parę razy głos, a to oznaczało, że sprawa jest poważna.
Podano nam jedzenie, tym razem na trzy tury. Kelnerka musiała dźwigać te tace, ale zaskoczyła mnie zmysłem równowagi. Dawid patrzył na każdy jej ruch i gest. I podobnie jak ostatnio większość miała wielkie potrawy, jedynie Cyrus jadł mała porcję sushi.
— Dobra, nie wytrzymam. — Dawid wstał od stołu. — Idę z nią pogadać!
— Teraz? Masz ryż na policzku — zaśmiał się Filip. Młody zakochany szybko się wytarł i ruszył w stronę lady. Na początku pewnym krokiem, a potem coraz wolniejszym jakby niewidzialna siła go zatrzymywała.
— Spienia — obstawił Filip.
— Myślę, że mu się uda. Przynajmniej z nią pogadać — stwierdził Marek.
— Ucieknie — skomentował Gabriel. — Dawid jest bardzo zły w kontaktach z dziewczynami…
— I kto to mówi? — zakpił Filip. Gabriel posłał mu mordercze spojrzenie.
— Uda mu się — stwierdził Cyrus, nie odrywając wzorku od swojego sushi.
— Obstawiamy? To ja wierzę, że się uda — stwierdził Samson, zaskakująco milczący.
— Zgadzam się z Samem! — poparła go Roksana, a chłopak uśmiechnął się do niej.
— To i ja myślę, że mu się uda… — dodałem.
Potem w szóstkę z wielką ekscytacją wpatrywaliśmy się w plecy Dawida, gdy ten już rozmawiał z kelnerką. Nie było nowych klientów, a więc mógł z nią chwile pobyć. Nie słyszeliśmy o czym tak debatują, ale parę razy dziewczyna zaśmiała się. To musiało dodawać mu otuchy.
— Spienia…? — szepnął z podnieceniem Filip. — Trzyma się już cztery minuty! Nie mogę jeść!
— Dawid, Dawid, Dawid — skandował cicho Marek.
Nie wiem czemu, ale i mnie pochłonęło to wydarzenie. Kurczak mi stygł, ale zaloty Dawida wydawały mi się być ciekawsze.
Po paru minutach chłopak skinął głową i odwrócił się. Ruszył ku nam powolnym krokiem z nieodgadnioną miną. Jednak trzy kroki od stołu podskoczył wysoko uradowany i opadł na swoje miejsce.
— Udało się — wyznał. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Za cały ten wysiłek stół nagrodził go brawami, a młoda kelnerka zaśmiała się zasłaniając usta. Cała restauracja spojrzała w naszym kierunku.
— I co?! I co? No mów! — rozkazał Filip. — Umówiliście się? Ma poczucie humoru? Co mówiłeś? Co odpowiadała…?!
— Spokojnie. — Dawid uniósł dłoń. — Ale tak, umówiliśmy się na weekend.
— Zajebiście! — pisnął Marek. — Gratulacje, stary!
— Ha! Wiedziałam, że później byś tego żałował — skomentowała Roksana. — Do dziewczyny trzeba od razu!
— W takim razie, umówisz się ze mną? — zapytał Filip. Cyrus zmarszczył czoło.
— Z tobą? Feeee — wytknęła język. Wszyscy się zaśmiali.
Czułem się tu dobrze. Mogłem dzielić z nimi radość. W głowie jednak dalej grzmiało pytanie - tenis czy koszykówka?

1 komentarz:

  1. Hejeczka, hejeczka,
    wspaniale, szybkie podania tak trening batdzo obiecujący lecz bardzo przykre są słowa Filipa od razu ma zastrzeżenia, ale tu pojawia się Gabriel... och Nataniel powinien porozmawiać z Aleksandrem jeśli wybierze nawet koszykówkę przyjaźnić się nadal mogą... cóż Aleks znalazł kogoś przyjaznego w końcu...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń