Rozdział 23
— Studniówka
Rozbrzmiał gwizdek. Piłka odbiła się od parkietu.
— Koniec meczu! — oznajmił sędzia.
— Wygraliśmy! — ryknął Filip. — Tak jest!
— Świetnie — uśmiechnął się Cyrus. Otarł czoło frotką.
Właśnie zakończyliśmy nasz półfinałowy mecz. Zwyciężyliśmy 74 : 43. Tak
jak powiedziała nam Roksana — XXXV LO było ze sobą skłócone. Dlatego pokonanie
przeciwników było łatwe. Teraz krzyczeli na siebie i obrzucali się winą, ale my
świętowaliśmy. Chociaż dobrze wiedziałem, że oznacza to spotkanie z Brunem w finale.
Spojrzałem na trybuny, ale już go tam nie było.
Cyrus machnął ręką, abyśmy wrócili już do szatni. Minął ławkę na której
siedzieli rezerwowi i Gabriel. Spojrzał surowo na tego ostatniego.
— Musimy chyba porozmawiać o twoim zachowaniu — oznajmił. — Do szatni.
Marsz.
Gabriel warknął głośno, wstał, kopnął ławkę i powlókł się do szatni.
Cyrus obserwował go uważnie, a reszta milczała.
Zastanawiałem się czemu podczas meczu półfinałowego Gabriel wyrzucał z
siebie jeszcze większe pokłady agresji niż kiedykolwiek. Czemu się wściekał i
popełnił trzy faule? Cyrus go zdjął z boiska bo jeszcze jeden faul i mógł być
przekreślony do końca meczu.
Kapitan ruszył przed siebie, a my za nim. Mimo, iż wygraliśmy, atmosfera
była nieciekawa.
— Uch — jęknął Filip. — Gabryś się zdenerwował, co? Może dziewczyna mu
nie dała…?
— Zamknij się — syknął Dawid. — Nie wprowadzaj więcej zamętu.
— Tak sobie po prostu myślę…
W szatni zastaliśmy Gabriela, opartego o szafkę. Oddychał głośno i
ciężko. Jego ramiona unosiły się i opadały. Cyrus stanął naprzeciw niego.
— Gabriel — zaczął oficjalnie. Chłopak trochę się skulił, ale nie dał po
sobie tego poznać. — Nie mam zamiaru się na ciebie denerwować. Bo widzę, że coś
jest nie tak. Zawsze grasz ciut agresywnie, ale tym razem przeszedłeś samego
siebie. Musi być powód.
Obserwowaliśmy go. Złość po prostu z niego emanowała. Marek obserwował go
smutnym spojrzeniem. Filip ze skupieniem, a Dawid z lekkim niepokojem.
— Zostawcie nas — poprosiłem. — Pogadam z nim.
Spojrzeli na mnie z zaskoczeniem.
— Nie chcę z tobą gadać — warknął Gabriel.
— Z kimś musisz…
— Nie muszę! — ryknął. Zgarnął swoje rzeczy, wrzucił do torby i opuścił
szatnie, trzaskając drzwiami. Popatrzyliśmy po sobie, a mnie coś zabolało
miedzy płucami. Zmarszczyłem czoło.
— Chyba… musi ochłonąć.
— Co mu się stało? — zapytał Filip. — Serio? To było przegięcie…
Cyrus zmrużył oczy.
— Porozmawiam z nim — oznajmił. — Niech ochłonie. Reszta, pod prysznic. Finał
z Brunem czeka nas za ponad tydzień. No i… — podrapał się po głowie. — W
międzyczasie, studniówka. Proszę, nie przesadzajcie z zabawą.
— Prosisz o niemożliwe.
— W tym przypadku muszę się zgodzić — westchnął.
***
Przygotowania do studniówki szły pełną parą. Na parę dni przed nią,
wszyscy trzecioklasiści nie mieli lekcji, aby móc przygotować szkołę i klasy.
Nad tym wszystkim panował samorząd uczniowski, który nie tylko nas monitorował,
ale i pomagał w załatwieniu materiałów. Poza tym, dwójka z ich członków sama
miała mieć teraz studniówki, dlatego Gerard i Aureli skupiali się na swoich
klasach.
Motywem przewodnim naszej klasy był cyrk. Wszyscy się postarali, a w
międzyczasie na jaw wyszedł talent do rysowania i malowania Bazylego. Nakreślił
on szybko na brystolach kilka klaunów, zwierząt, klatek i kolorowych elementów,
aby stworzyć dach cyrku. My musieliśmy tylko to wyciąć.
Tego dnia Bazyli miał ręce pełne roboty, gdy co chwila ktoś się do niego
zgłaszał, aby coś narysował. Zgadzał się na to i prawdę mówiąc ciągle siedział
w jednym miejscu w klasie.
Marek natomiast pomagał w montowaniu wszystkich elementów pod sufitem.
Był najwyższą osobą w klasie, a więc to jemu przypadł ten zaszczyt.
Felicja i Emila zdołały zdobyć cekinowe dodatki do ozdoby. Dzięki temu
ściany błyszczały niczym suknie tancerek. Ogólnie też zawiesiliśmy też liny do
akrobacji. Naturalnie nikt nie miał zamiaru na nich skakać.
Ja z kolei byłem osobą od „przynieś, podaj, pozamiataj”. Przynosiłem
taśmy, brystole, kredki, nożyczki, balony i załatwiałem sprawy z samorządem.
Nie należało to do moich obowiązków, ale Bazyli był zbyt zajęty, a więc
pomyślałem, że można go wyręczyć.
— Z kim się wybierasz na studniówkę? — zapytała Flora, gdy odbierałem od
nich kolejne sztuki taśmy klejącej.
Spojrzałem na nią zaskoczony.
— Nie wiesz?
— Ech… wiem — roześmiała się. — Ale chciałam zacząć rozmowę. Dbaj o
Roksanę. Słyszałam, że Cyrus jest strasznie opiekuńczy wobec niej.
— Dobrze słyszałaś.
Nasza klasa znajdowała się niedaleko głównej auli, gdzie miała odbywać
się cała zabawa i taniec poloneza. Ekscytowałem się tym wydarzeniem tak samo
jak się denerwowałem. Moją partnerką do tańca miała być Roksana, która pojawiła
się tylko na kilku ostatnich próbach. Ale ktoś tak dobry jak ona, musiał
zapamiętać szybko kroki. I faktycznie tak się stało. Cały układ znała lepiej
niż ja.
Od prawie tygodnia nie widziałem się z resztą drużyny. Mijałem ich na
korytarzach, ale nie miałem okazji dowiedzieć się co z Gabrielem. Widziałem go
w swojej klasie jak zawieszał coś na suficie, ale poganiany przez Felicję, nie
miałem jak z nim pogadać.
Nadszedł w końcu ten upragniony przez wszystkich dzień. Studniówka.
Bal trzecioklasistów na którym wszyscy mieli błyszczeć i dobrze się
bawić. Denerwowałem się lekko, gdy na parkingu pojawiła się taksówka z której
wysiedli Cyrus z Roksaną.
Mój kapitan miał na sobie prosty, czarny garnitur z błękitnym krawatem. W
dłoni trzymał różę. Za to Felicja ubrana była w ciemną, niebieską suknię, która
lśniła w blasku latarni. Tym razem miała kręcone włosy. Uśmiechnęła się do mnie
czarująco.
Odwzajemniłem uśmiech i zbliżyłem się do niej.
— Bardzo ładnie wyglądasz — rzuciłem komplementem. Cyrus przyjrzał się mi
badawczo, ale ona tego nie dostrzegła. — Proszę. To dla ciebie.
— Ach, róża! — uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek. — Dziękuję,
jest piękna!
— Dobry wieczór, kapitanie.
Skinął głową.
— Tylko grzecznie — dodał, gdy się oddalaliśmy. On najwidoczniej jeszcze
czekał na swoją partnerkę. Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia z kim kto miał
przyjść. Byłem tak zalatany w trakcie organizowania dekoracji, że wyleciało mi
to z głowy. No nic, miałem się przekonać.
Przez korytarze szkoły przechadzały się duże ilości ubranych w garnitury
chłopaków i pięknie wystrojonych dziewczyn. Wszystko wyglądało tak elegancko.
Bałem się, że o coś się pobrudzę.
Odprowadziłem Roksanę do mojej klasy, gdzie zebrała się już większość
osób. Teraz mogłem obejrzeć moich przyjaciół.
Felicja ubrana była a białą suknie, która zahaczała o ziemię. Miała też coś
na wzór rękawiczek bez palców. Jej włosy zdobił brokat. Z kolei Emilia miała na
sobie złotą suknie, przylegającą do jej drobnego, ale jakże seksownego ciała.
Towarzyszyli im oczywiście odwaleni w czyste garnitury Marek i Bazyli.
Ten pierwszy miał zielony krawat, a ten drugi, praktycznie złoty. Pomachali do
nas i razem z Roksaną usiedliśmy przy nich.
— Pięknie wyglądasz, Roks — mrugnął do niej Marek.
— Dziękuję, Marku. Muszę przyznać, że w tym opinającym cię garniturze
wyglądasz dużo lepiej niż w szatni, gdy się przebierasz.
Zaśmiał się głośno.
— Podglądasz ich? — zapytał Bazyli. — Co za brak profesjonalizmu…
— Przepraszam? Tak się składa, że to część mojej pracy, aby wspierać ich
psychicznie.
Uniósł brwi.
— Ciekawa praca…
— Roks, wyglądasz zjawiskowo — przerwała mu Emilia. — Nie sądziłam,
że wkręconych ci tak dobrze!
— Ja też nie! W zasadzie…
I tu zaczęła się rozmowa, która już mnie nie dotyczyła. Przez kolejne
dziesięć minut zachwycały się swoimi fryzurami, a ja, Marek i Bazyli piliśmy
sok w kącie sali. Z tego co wiedziałem, po polonezie miało pojawić się coś
mocniejszego.
— Nie mogę uwierzyć, że to już studniówka — westchnął Marek. — Ledwo co
zacząłem chodzić do tej szkoły…
— Tak — zgodził się Bazyli. — Czas leci zdecydowanie za szybko…
— Ale też leczy rany — dodałem optymistycznie.
— Niektóre — odpowiedział z przekąsem. — W każdym razie… powinniśmy się
zbierać. Niedługo polonez.
Miał rację. Każda klasa odtańczyła swoją wersję i układ, dlatego nie było
nudno. Jako przedostatnia klasa mieliśmy jeszcze trochę czasu, ale w końcu
nadeszło nieubłagane. Stałem w trzeciej parze, zaraz za Bazylim i Emilią oraz
Markiem i Felicją, którzy byli pierwszą parą. Roksana ścisnęła moją dłoń, aby
dodać mi otuchy. Próbowałem skupić uwagę na błękitno-białym wystroju auli. Pod
sufitem wisiały chusty, które przypominały żyrandol, a ściany zdobiły setki
balonów.
Wziąłem głęboki wdech, a orkiestra zaczęła grać. Cały nasz taniec i układ
nie trwał nawet czterech minut. W każdym razie odtańczyliśmy wszystko dobrze, a
gdy mijałem roześmiane twarze moich znajomych, poczułem się lepiej. Udało mi
się poprowadzić odpowiedni Roksanę i nie zgubić swojej partnerki, gdy się
rozdzieliliśmy.
Ukłon, oklaski i zejście. I tyle. Oficjalną część mieliśmy za sobą.
Później zostałem wyciągnięty na parkiet parę razy, ale nie tańczyłem za
dużo. Głównie z powodu ścisku i mojego braku talentu. Ale jednak musiałem
trochę potańczyć z partnerką, która na szczęście nie miała mi za złe, że nie
chciałem zostać królem parkietu.
Poza tym często znikała w łazience lub zostawała w klasie, aby
porozmawiać z dziewczynami. Odetchnąłem. Jednak i tak się bałem tego, że Cyrus
nagle tu wpadnie i nakrzyczy na mnie, że źle traktuję jego siostrę. Na
szczęście nigdzie nie wpadłem na kapitana.
Za to wpadałem na Dawida i Lidię. Oczywiście, przyszli razem. Dawid
wyglądał naprawdę apetycznie w garniturze, niebieskim krawacie, a jego śniada
skóra tylko potęgowała ten efekt. Z kolei niska Lidia ubrana była w czerwono—złotą
suknię, która chyba miała imitować te z Chin. Jej nagie ramiona zdobiły złote
bransoletki.
— Jak się bawicie? — zapytałem.
— Jest świetnie — odpowiedział Dawid i przytulił mocniej Lidię. — Nasza
pierwsza, większa impreza.
— Macie bardzo fajną szkołę — przyznała jego dziewczyna. — A ty jak się
bawisz, Nat?
— Wyśmienicie — odparłem. — Boję się jedynie Cyrusa.
Dawid zaśmiał się.
— Powinieneś bać się Gabriela. Wygląda jakby chciał komuś przywalić.
— Fakt, wyglądał na złego — uśmiechnęła się nieśmiało. — Nie chciał z
nami gadać.
— I chyba przyszedł sam — dodał Dawid. — Chyba się pokłócił z dziewczyną.
To by tłumaczyło jego podły nastrój.
— I chęć mordu na boisku — pokiwałem głową. — Dobra, idę dalej. Chciałem
pozaglądać do klas i popatrzeć jak się bawią — wyjaśniłem. — Do zobaczenia! Na
pewno jeszcze się dzisiaj miniemy.
— Z pewnością — pokiwali głową i ruszyli dalej.
Istotnie, mój spacer polegał na tym, aby obejrzeć końcowe efekty wystrojenia
klas. Udało mi się odwiedzić miasto nocą, epokę kamienia łupanego, kino ze
starymi gwiazdami, średniowieczną salę balową i staropolską chatę.
W międzyczasie wpadałem na moich znajomych. Nawet przez pewien czas
spacerowałem z Filipem, którego partnerka zniknęła w łazience i chyba nie miała
zamiaru się pojawić.
— Z kim przyszedłeś? — zapytałem.
— A wiesz — machnął dłonią. — Koleżanka z klasy. Po tym jak mi ukradłeś
Roksanę…
— Nie ukradłem — uprzejmie przypomniałem. — Sama mnie zaprosiła. Co jest
bardzo dziwne.
— Trochę — wzruszył ramionami. — Aj, mówię ci, Nat. Nie sądzę, abym
kiedyś znalazł miłość…
Spojrzałem na niego pytająco.
— Czemu tak sądzisz?
— Chyba jestem zbyt przystojny…
— Ach — odpowiedziałem.
— Dziewczyny się mnie boją — mówił dalej.
— Myślę, że po prostu cię nie lubią.
— To wredne! — zapłakał jak dziecko, ale potem spoważniał. — Każdy sobie
znajduje dziewczynę… Nie chcę skończyć jak kapitan!
— Módl się, aby tego nie słyszał — zaśmiałem się.
— Spokojnie, spokojnie — odpowiedział śmiechem. — On wie, że ja żartuje.
Nie znamy się od dziś. Och, idzie moja partnerka. Czas potańczyć. Do
zobaczenia, Natuś!
Natuś, powtórzyłem bezgłośnie. Wzdrygnąłem się. Dostrzegłem jednak, że
partnerką Filipa była nieznana mi dziewczyna, średniego wzrostu o kręconych
jasnych włosach i okularach.
Ja dalej przemierzałem szkołę. Na parterze było bardzo tłoczno, że
musiałem się przeciskać. Aż dojrzałem schody, prowadzące na wyższe piętra. Z
tego co wiedziałem uczniowie nie mogli tam wchodzić, ale i tak to zrobiłem.
Tutaj korytarze były ciemne i puste. Przyjemnie puste, powiedziałbym. Jednak i
tak słyszałem szepty z różnych kątów. To znaczyło, że nie ja jeden wpadłem na
ten pomysł.
Ruszyłem przed siebie, aby nie musieć być świadkiem całujących się par.
Swoją drogą — szybko zaczęli.
Gdy skręcałem za rogiem dostrzegłem samotną sylwetkę stojącą koło okna i
wpatrująca się w oświetlony parking. Zmarszczyłem czoło, ale poznałem mojego
agresywnego przyjaciela. Zbliżyłem się do niego, a on drgnął dopiero, gdy
stanąłem przy nim.
— Przestraszyłeś mnie — zarzucił mi Gabriel.
— Przepraszam.
— Za często przepraszasz — westchnął. — Co cię tu sprowadza?
— Chwilowa chęć ciszy. A ciebie?
— Też.
Spojrzałem za okno. Padał śnieg. Płatki błyszczały i migotały w świetle
latarni.
— Jak się bawisz?
— Nie najlepiej — wyznał ponuro.
— Czy twój atak agresji minął?
— Erm… hmm, tak. Po części. Chyba winien wam jestem przeprosiny —
przyłożył dłoń do czoła. — Po prostu tyle się dzieje…
— Chcesz o tym pogadać? Czy partnerka czeka?
— Przyszedłem sam…
— Och — pokiwałem głową. — Nie zaprosiłeś swojej dziewczyny?
Popatrzył na mnie, a w jego oczach dojrzałem, że coś pęka. Na początku
była to czysta złość, a ja przekląłem swoją ciekawość. Później jednak złość
ustąpiła i pojawiło się zmęczenie. Absolutna obojętność.
— Dobra, Nat. Już za dużo osób mnie wkurza tym pytaniem. Jestem gejem.
Zamrugałem oczami. Otworzyłem na chwile usta, a potem je zamknąłem. Czemu
byłem taki zdziwiony? Przecież o tym wiedziałem. Ale gdy wyznanie wypłynęło z
ust Gabriela wywarło na mnie dwa razy mocniejsze wrażenie.
— Ach…
— I nigdy nie miałem dziewczyny — mówił. — To był ten chłopak. A teraz…
właściwie mój eks.
— Zerwaliście?
— Ta. Po ćwierćfinałach.
— Przykro mi.
Wzruszył ramionami.
— Tak chyba lepiej. Za często się kłóciliśmy. Za dużo problemów i dzięki
tobie przejrzałem na oczy. Nie chcę sobie marnować młodości na fochy. Czasem
trzeba się w związku pokłócić, ale codziennie szukać jakiejś zaczepki? Paranoja
— wyrzucał z siebie, jakby już od dawna chciał to komuś powiedzieć. Słuchałem
go z uwagą. — W końcu nie wytrzymałem, zwłaszcza jak zrobił mi łaskę, że się
pojawił na ćwierćfinałach. I zamiast mi powiedzieć coś w stylu „gratuluję”,
powiedział „nudna ta gra, nie wiem czemu mnie ściągałeś” — uderzył ze złością o
parapet. — Pokłóciliśmy się i rozstaliśmy. A przynajmniej dałem mu to do
zrozumienia, ale nie… musiał się pojawić przed półfinałem. Zrobił mi burdę,
awanturę, że nie odbieram telefonów! Przed samym meczem, na oczach Olgi!
Myślałem, że pozabijam wszystkich wkoło.
— Tak, to było widać.
— Muszę was przeprosić — przyłożył dłoń do czoła. — Nie potrzebnie się na
was wyżywałem. Ale jeszcze rocznica śmierci moich rodziców… — Głos się mu
załamał. — Gubię się, Nat. Naprawdę czuję się taki bezsilny…
Nie wiedziałem co zrobić, a więc poklepałem go po ramieniu.
— Przed świtem zawsze jest najciemniej.
Wypuścił z siebie głośno powietrze.
— Dziękuję, Natan. Dziękuję, że we mnie wierzysz.
— Wierzę we wszystkich, których lubię.
Podrapał się po głowie. Popatrzyliśmy sobie chwilę w oczy, a potem on
parsknął śmiechem.
— Co?
— Jesteś… taki niski.
— Wiem — odparłem urażony. — Cieszę się, że zauważyłeś.
— Po prostu, nagle wydaje mi się to być takie śmieszne.
— Cieszę się, że cię rozbawiłem — zmrużyłem oczy. Gabriel zaśmiał się
jeszcze głośniej, aż w końcu się uspokoił. Staliśmy od siebie w niewielkiej odległości.
Musiałem unieść głowę, aby zajrzeć mu w oczy. A jego oczy… nagle zrobiły się
radosne i pełne szczęścia. Staliśmy tak kilka chwil, aż hałas na korytarzu
sprowadził nas do rzeczywistości.
— A co wy tu robicie? — usłyszałem głos Gerarda. Musiał być za rogiem. —
Nie można być w tej części szkoły!
— Stary, wyluzuj…
— Nie ma, wyluzuj!
— O, o — szepnąłem. — Samorząd.
— Czas zniknąć — dodał Gabriel. Na paluszkach dotarliśmy do kolejnego
korytarz i schodami zeszliśmy na zatłoczony parter. Przybiliśmy sobie żółwiki w
nagrodę za dobrą ucieczkę przed przewodniczącym.
— Dziękuję, Nat. Czuję się lepiej dzięki tobie.
— Nie ma sprawy. Rozmowy pomagają.
— Wiem. Nie często je stosowałem w związku — podrapał się po głowie i
przyjrzał się mi uważnie. — Będę leciał do swoich. Zobaczymy się jeszcze?
Skinąłem głową. Ledwo się oddalił, już zacząłem za nim tęsknić. Wróciłem
do klasy, gdzie Marek właśnie żonglował mandarynkami.
— Dwie minuty. Odpuść sobie — westchnął Bazyli. — Już ci wierzę, że
umiesz żonglować…
— Jest i Natan! — uśmiechnął się do mnie Marek, gdy skończył popisy. —
Gdzie byłeś?
— Rozglądałem się po salach. Chciałem sprawdzić jakie mają dekoracje. I
spotkałem Gabriela, chyba już mu lepiej.
— Słyszałem, że rozważał karierę mordercy — wtrącił Bazyli.
— Gabriel po prostu miał problemy — odparłem.
— Każdy ma — zauważył Bazyli. — Nie każdy jednak potem chce pobić swoją
drużynę.
— Myśl co chcesz — usiadłem obok. — Każdy inaczej sobie radzi z
problemami.
— Możliwe — z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął jeden ze swoich
mechanicznych zegarków. — Niedługo północ. Myślicie, że będzie się coś działo?
Ledwo to powiedział, a do klasy wpadła Felicja.
— Panowie! Sensacja! Chodźcie!
Poderwaliśmy się za nią głodni wrażeń. Wbiegliśmy na główną aulę, gdzie
na środku…
— Nie wierzę — szepnąłem.
— Ha, ha! Ale jazda! — uśmiechnął się Marek.
— O mój Boże — syknął Bazyli. — Serio?
Na środku auli, bowiem, stali Szymon z Aleksandrem. Całowali się ze sobą,
a najdziwniejsze było to, że zamiast głośnego buczenia, otrzymali oni burzę
braw, do której z Markiem, Felicją i Roksaną się dołączyliśmy. Nie wiem czy to
miało miejsce ze względu na klimat, ze względu na to, że większość była już
podpita, czy po prostu ludzie nie byli tacy źli? Jasne, znalazło się parę osób,
które to wybuczało, ale ukrywanie przez dwa lata swoich uczuć dało się moim
przyjaciołom we znaki. Dlatego teraz mieli gdzieś, że tyle osób ich obserwuje.
— Aleks z kimś przyszedł? — szepnął do mnie Marek.
— Miał przyjść sam.
— Szymon jest gejem? — zdziwił się Bazyli. — Trochę ciężko mi w to
uwierzyć…
— Oficjalna gejowska para naszej szkoły — zachwyciła się Felicja.
Policzyłem szybko ilu gejów było w tej szkole. Doliczyłem się pięciu.
Musiałem przyznać, że imponujący wynik. I o wszystkich wiedziałem, a oni
niekoniecznie o sobie nawzajem. Z dumą stwierdziłem, że nawet Flora by mi
pogratulowała.
Z drugiej strony nie wiedziałem czy Bazylego mogę ostatecznie
klasyfikować jako geja. Obserwował tę scenę z pewną konsternacją. Nie nadążałem
za nim, ale niestety przeszło mi przez myśl, że jego usta są takie ciepłe i
miłe…
Gdy Aleks i Szymon skończyli, szybko opuścili aulę w nieznanym kierunku.
Orkiestra wznowiła muzykę, a ludzie wracali do tańca komentując głośno to co
się przed chwilą wydarzyło. Obawiałem się jednak, że ich aprobata będzie sięgać
jedynie dzisiejszej nocy, a później wrócą do swoich złośliwych i okropnych
nawyków. Nie zapomniałem z jakim jadem komentowali wygraną Aleksa na Festiwalu
Muzyki.
W każdym razie musiałem im winszować za odwagę. Jednak i tak wyczuwałem
problemy…
— Muszę iść przepłukać oczy — rzucił Bazyli i odszedł od nas. Felicja
prychnęła głośno.
— Dupek.
Kolejne godziny zlatywały na tańczeniu, jedzeniu, piciu i dobrej zabawie.
Wszyscy byli zadowoleni, uśmiechnięci i szczęśliwi. Zmęczenie też dało o sobie
znać, gdy wybiła czwarta nad ranem. Do tej pory nie zlokalizowałem ani Aleksa,
ani Szymona. Możliwe, że już wrócili do domów. Zastanawiało mnie czy ich
pocałunek był spontaniczny czy raczej się do tego przymierzali? I co na to
wpłynęło? Na pewno ze sobą nie tańczyli…
Będę musiał wypytać o wszystko Aleksa. Na pewno będzie miał wiele do
opowiedzenia.
Szedłem właśnie odprowadzić Roksanę do taksówki, gdy pod szkolnymi
drzwiami spotkałem Dawida, Filipa, Cyrusa i… Gabriela. Najwidoczniej właśnie
ich przeprosił, bo minę miał nad wyraz skruszoną.
Kapitan omiótł mnie wzrokiem, a potem spojrzał na Roksanę.
— Dobrze się bawiłaś? — zapytał.
— Jasne. Natan to idealny partner — dostałem buziaka w policzek. Cyrus
ściągnął wargi. — Wracamy, brat?
— Tak — skinął głową. — Do zobaczenia — skinął nam głową i zgarnął
siostrę pod rękę. Razem ruszyli w kierunku postoju taksówek. Z budynku wypadł
Marek i prawie poślizgnął się na schodach.
— Ups! — Prawie pisnął. — Tak myślałem, że tu jesteście — złapał
równowagę i uśmiechnął się. — Gdzie wasze partnerki?
— Przyszedłem sam…
— Właśnie pojechała z bratem.
— Poszła już.
— Nie wiem.
Marek zaśmiał się, a potem spojrzał ponad nasze ramiona. Okazało się, że
wraca do nas Cyrus, szybkim krokiem. Zatrzymał się i popatrzył na nas czujnie.
— Za dwa dni mecz…
— Ojeeeeej — jęknął Filip. — Wiemy, nie bój żaby!
— To będzie finał — kontynuował. — Dlatego, proszę. Wyśpijcie się,
zregenerujcie siły i dajcie z siebie wszystko.
— Jasna sprawa, kapitanie. — Marek wystawił dłoń do przodu. — Wygramy!
Cyrus skinął głową i sam położył dłoń. Za nim Filip i Dawid. Spojrzałem
na Gabriela, a on na mnie. Położył swoją dłoń, a ja na swoją na jego. Była
ciepła, większa od mojej i przyjemnie szorstka. Wystrzeliliśmy dłońmi w górę i
zawyliśmy.
Finał musiał być nasz.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, Cyrus jest bardzo opiekuńczy względem siostry jak widać, och Gabriel wyjaśniło się jego zachowanie, dobrze że się rozstał z nim bo to było koszmarne...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie