wtorek, 10 marca 2020

Brakujący element - Rozdział 23 - Studniówka


Rozdział 23 — Studniówka


Rozbrzmiał gwizdek. Piłka odbiła się od parkietu.
— Koniec meczu! — oznajmił sędzia.
— Wygraliśmy! — ryknął Filip. — Tak jest!
— Świetnie — uśmiechnął się Cyrus. Otarł czoło frotką.
Właśnie zakończyliśmy nasz półfinałowy mecz. Zwyciężyliśmy 74 : 43. Tak jak powiedziała nam Roksana — XXXV LO było ze sobą skłócone. Dlatego pokonanie przeciwników było łatwe. Teraz krzyczeli na siebie i obrzucali się winą, ale my świętowaliśmy. Chociaż dobrze wiedziałem, że oznacza to spotkanie z Brunem w finale. Spojrzałem na trybuny, ale już go tam nie było.
Cyrus machnął ręką, abyśmy wrócili już do szatni. Minął ławkę na której siedzieli rezerwowi i Gabriel. Spojrzał surowo na tego ostatniego.
— Musimy chyba porozmawiać o twoim zachowaniu — oznajmił. — Do szatni. Marsz.
Gabriel warknął głośno, wstał, kopnął ławkę i powlókł się do szatni. Cyrus obserwował go uważnie, a reszta milczała.
Zastanawiałem się czemu podczas meczu półfinałowego Gabriel wyrzucał z siebie jeszcze większe pokłady agresji niż kiedykolwiek. Czemu się wściekał i popełnił trzy faule? Cyrus go zdjął z boiska bo jeszcze jeden faul i mógł być przekreślony do końca meczu.
Kapitan ruszył przed siebie, a my za nim. Mimo, iż wygraliśmy, atmosfera była nieciekawa.
— Uch — jęknął Filip. — Gabryś się zdenerwował, co? Może dziewczyna mu nie dała…?
— Zamknij się — syknął Dawid. — Nie wprowadzaj więcej zamętu.
— Tak sobie po prostu myślę…
W szatni zastaliśmy Gabriela, opartego o szafkę. Oddychał głośno i ciężko. Jego ramiona unosiły się i opadały. Cyrus stanął naprzeciw niego.
— Gabriel — zaczął oficjalnie. Chłopak trochę się skulił, ale nie dał po sobie tego poznać. — Nie mam zamiaru się na ciebie denerwować. Bo widzę, że coś jest nie tak. Zawsze grasz ciut agresywnie, ale tym razem przeszedłeś samego siebie. Musi być powód.
Obserwowaliśmy go. Złość po prostu z niego emanowała. Marek obserwował go smutnym spojrzeniem. Filip ze skupieniem, a Dawid z lekkim niepokojem.
— Zostawcie nas — poprosiłem. — Pogadam z nim.
Spojrzeli na mnie z zaskoczeniem.
— Nie chcę z tobą gadać — warknął Gabriel.
— Z kimś musisz…
— Nie muszę! — ryknął. Zgarnął swoje rzeczy, wrzucił do torby i opuścił szatnie, trzaskając drzwiami. Popatrzyliśmy po sobie, a mnie coś zabolało miedzy płucami. Zmarszczyłem czoło.
— Chyba… musi ochłonąć.
— Co mu się stało? — zapytał Filip. — Serio? To było przegięcie…
Cyrus zmrużył oczy.
— Porozmawiam z nim — oznajmił. — Niech ochłonie. Reszta, pod prysznic. Finał z Brunem czeka nas za ponad tydzień. No i… — podrapał się po głowie. — W międzyczasie, studniówka. Proszę, nie przesadzajcie z zabawą.
— Prosisz o niemożliwe.
— W tym przypadku muszę się zgodzić — westchnął.

***

Przygotowania do studniówki szły pełną parą. Na parę dni przed nią, wszyscy trzecioklasiści nie mieli lekcji, aby móc przygotować szkołę i klasy. Nad tym wszystkim panował samorząd uczniowski, który nie tylko nas monitorował, ale i pomagał w załatwieniu materiałów. Poza tym, dwójka z ich członków sama miała mieć teraz studniówki, dlatego Gerard i Aureli skupiali się na swoich klasach.
Motywem przewodnim naszej klasy był cyrk. Wszyscy się postarali, a w międzyczasie na jaw wyszedł talent do rysowania i malowania Bazylego. Nakreślił on szybko na brystolach kilka klaunów, zwierząt, klatek i kolorowych elementów, aby stworzyć dach cyrku. My musieliśmy tylko to wyciąć.
Tego dnia Bazyli miał ręce pełne roboty, gdy co chwila ktoś się do niego zgłaszał, aby coś narysował. Zgadzał się na to i prawdę mówiąc ciągle siedział w jednym miejscu w klasie.
Marek natomiast pomagał w montowaniu wszystkich elementów pod sufitem. Był najwyższą osobą w klasie, a więc to jemu przypadł ten zaszczyt.
Felicja i Emila zdołały zdobyć cekinowe dodatki do ozdoby. Dzięki temu ściany błyszczały niczym suknie tancerek. Ogólnie też zawiesiliśmy też liny do akrobacji. Naturalnie nikt nie miał zamiaru na nich skakać.
Ja z kolei byłem osobą od „przynieś, podaj, pozamiataj”. Przynosiłem taśmy, brystole, kredki, nożyczki, balony i załatwiałem sprawy z samorządem. Nie należało to do moich obowiązków, ale Bazyli był zbyt zajęty, a więc pomyślałem, że można go wyręczyć.
— Z kim się wybierasz na studniówkę? — zapytała Flora, gdy odbierałem od nich kolejne sztuki taśmy klejącej.
Spojrzałem na nią zaskoczony.
— Nie wiesz?
— Ech… wiem — roześmiała się. — Ale chciałam zacząć rozmowę. Dbaj o Roksanę. Słyszałam, że Cyrus jest strasznie opiekuńczy wobec niej.
— Dobrze słyszałaś.
Nasza klasa znajdowała się niedaleko głównej auli, gdzie miała odbywać się cała zabawa i taniec poloneza. Ekscytowałem się tym wydarzeniem tak samo jak się denerwowałem. Moją partnerką do tańca miała być Roksana, która pojawiła się tylko na kilku ostatnich próbach. Ale ktoś tak dobry jak ona, musiał zapamiętać szybko kroki. I faktycznie tak się stało. Cały układ znała lepiej niż ja.
Od prawie tygodnia nie widziałem się z resztą drużyny. Mijałem ich na korytarzach, ale nie miałem okazji dowiedzieć się co z Gabrielem. Widziałem go w swojej klasie jak zawieszał coś na suficie, ale poganiany przez Felicję, nie miałem jak z nim pogadać.
Nadszedł w końcu ten upragniony przez wszystkich dzień. Studniówka.
Bal trzecioklasistów na którym wszyscy mieli błyszczeć i dobrze się bawić. Denerwowałem się lekko, gdy na parkingu pojawiła się taksówka z której wysiedli Cyrus z Roksaną.
Mój kapitan miał na sobie prosty, czarny garnitur z błękitnym krawatem. W dłoni trzymał różę. Za to Felicja ubrana była w ciemną, niebieską suknię, która lśniła w blasku latarni. Tym razem miała kręcone włosy. Uśmiechnęła się do mnie czarująco.
Odwzajemniłem uśmiech i zbliżyłem się do niej.
— Bardzo ładnie wyglądasz — rzuciłem komplementem. Cyrus przyjrzał się mi badawczo, ale ona tego nie dostrzegła. — Proszę. To dla ciebie.
— Ach, róża! — uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek. — Dziękuję, jest piękna!
— Dobry wieczór, kapitanie.
Skinął głową.
— Tylko grzecznie — dodał, gdy się oddalaliśmy. On najwidoczniej jeszcze czekał na swoją partnerkę. Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia z kim kto miał przyjść. Byłem tak zalatany w trakcie organizowania dekoracji, że wyleciało mi to z głowy. No nic, miałem się przekonać.
Przez korytarze szkoły przechadzały się duże ilości ubranych w garnitury chłopaków i pięknie wystrojonych dziewczyn. Wszystko wyglądało tak elegancko. Bałem się, że o coś się pobrudzę.
Odprowadziłem Roksanę do mojej klasy, gdzie zebrała się już większość osób. Teraz mogłem obejrzeć moich przyjaciół.
Felicja ubrana była a białą suknie, która zahaczała o ziemię. Miała też coś na wzór rękawiczek bez palców. Jej włosy zdobił brokat. Z kolei Emilia miała na sobie złotą suknie, przylegającą do jej drobnego, ale jakże seksownego ciała.
Towarzyszyli im oczywiście odwaleni w czyste garnitury Marek i Bazyli. Ten pierwszy miał zielony krawat, a ten drugi, praktycznie złoty. Pomachali do nas i razem z Roksaną usiedliśmy przy nich.
— Pięknie wyglądasz, Roks — mrugnął do niej Marek.
— Dziękuję, Marku. Muszę przyznać, że w tym opinającym cię garniturze wyglądasz dużo lepiej niż w szatni, gdy się przebierasz.
Zaśmiał się głośno.
— Podglądasz ich? — zapytał Bazyli. — Co za brak profesjonalizmu…
— Przepraszam? Tak się składa, że to część mojej pracy, aby wspierać ich psychicznie.
Uniósł brwi.
— Ciekawa praca…
— Roks, wyglądasz zjawiskowo — przerwała mu Emilia. — Nie sądziłam, że  wkręconych ci tak dobrze!
— Ja też nie! W zasadzie…
I tu zaczęła się rozmowa, która już mnie nie dotyczyła. Przez kolejne dziesięć minut zachwycały się swoimi fryzurami, a ja, Marek i Bazyli piliśmy sok w kącie sali. Z tego co wiedziałem, po polonezie miało pojawić się coś mocniejszego.
— Nie mogę uwierzyć, że to już studniówka — westchnął Marek. — Ledwo co zacząłem chodzić do tej szkoły…
— Tak — zgodził się Bazyli. — Czas leci zdecydowanie za szybko…
— Ale też leczy rany — dodałem optymistycznie.
— Niektóre — odpowiedział z przekąsem. — W każdym razie… powinniśmy się zbierać. Niedługo polonez.
Miał rację. Każda klasa odtańczyła swoją wersję i układ, dlatego nie było nudno. Jako przedostatnia klasa mieliśmy jeszcze trochę czasu, ale w końcu nadeszło nieubłagane. Stałem w trzeciej parze, zaraz za Bazylim i Emilią oraz Markiem i Felicją, którzy byli pierwszą parą. Roksana ścisnęła moją dłoń, aby dodać mi otuchy. Próbowałem skupić uwagę na błękitno-białym wystroju auli. Pod sufitem wisiały chusty, które przypominały żyrandol, a ściany zdobiły setki balonów.
Wziąłem głęboki wdech, a orkiestra zaczęła grać. Cały nasz taniec i układ nie trwał nawet czterech minut. W każdym razie odtańczyliśmy wszystko dobrze, a gdy mijałem roześmiane twarze moich znajomych, poczułem się lepiej. Udało mi się poprowadzić odpowiedni Roksanę i nie zgubić swojej partnerki, gdy się rozdzieliliśmy.
Ukłon, oklaski i zejście. I tyle. Oficjalną część mieliśmy za sobą.
Później zostałem wyciągnięty na parkiet parę razy, ale nie tańczyłem za dużo. Głównie z powodu ścisku i mojego braku talentu. Ale jednak musiałem trochę potańczyć z partnerką, która na szczęście nie miała mi za złe, że nie chciałem zostać królem parkietu.
Poza tym często znikała w łazience lub zostawała w klasie, aby porozmawiać z dziewczynami. Odetchnąłem. Jednak i tak się bałem tego, że Cyrus nagle tu wpadnie i nakrzyczy na mnie, że źle traktuję jego siostrę. Na szczęście nigdzie nie wpadłem na kapitana.
Za to wpadałem na Dawida i Lidię. Oczywiście, przyszli razem. Dawid wyglądał naprawdę apetycznie w garniturze, niebieskim krawacie, a jego śniada skóra tylko potęgowała ten efekt. Z kolei niska Lidia ubrana była w czerwono—złotą suknię, która chyba miała imitować te z Chin. Jej nagie ramiona zdobiły złote bransoletki.
— Jak się bawicie? — zapytałem.
— Jest świetnie — odpowiedział Dawid i przytulił mocniej Lidię. — Nasza pierwsza, większa impreza.
— Macie bardzo fajną szkołę — przyznała jego dziewczyna. — A ty jak się bawisz, Nat?
— Wyśmienicie — odparłem. — Boję się jedynie Cyrusa.
Dawid zaśmiał się.
— Powinieneś bać się Gabriela. Wygląda jakby chciał komuś przywalić.
— Fakt, wyglądał na złego — uśmiechnęła się nieśmiało. — Nie chciał z nami gadać.
— I chyba przyszedł sam — dodał Dawid. — Chyba się pokłócił z dziewczyną. To by tłumaczyło jego podły nastrój.
— I chęć mordu na boisku — pokiwałem głową. — Dobra, idę dalej. Chciałem pozaglądać do klas i popatrzeć jak się bawią — wyjaśniłem. — Do zobaczenia! Na pewno jeszcze się dzisiaj miniemy.
— Z pewnością — pokiwali głową i ruszyli dalej.
Istotnie, mój spacer polegał na tym, aby obejrzeć końcowe efekty wystrojenia klas. Udało mi się odwiedzić miasto nocą, epokę kamienia łupanego, kino ze starymi gwiazdami, średniowieczną salę balową i staropolską chatę.
W międzyczasie wpadałem na moich znajomych. Nawet przez pewien czas spacerowałem z Filipem, którego partnerka zniknęła w łazience i chyba nie miała zamiaru się pojawić.
— Z kim przyszedłeś? — zapytałem.
— A wiesz — machnął dłonią. — Koleżanka z klasy. Po tym jak mi ukradłeś Roksanę…
— Nie ukradłem — uprzejmie przypomniałem. — Sama mnie zaprosiła. Co jest bardzo dziwne.
— Trochę — wzruszył ramionami. — Aj, mówię ci, Nat. Nie sądzę, abym kiedyś znalazł miłość…
Spojrzałem na niego pytająco.
— Czemu tak sądzisz?
— Chyba jestem zbyt przystojny…
— Ach — odpowiedziałem.
— Dziewczyny się mnie boją — mówił dalej.
— Myślę, że po prostu cię nie lubią.
— To wredne! — zapłakał jak dziecko, ale potem spoważniał. — Każdy sobie znajduje dziewczynę… Nie chcę skończyć jak kapitan!
— Módl się, aby tego nie słyszał — zaśmiałem się.
— Spokojnie, spokojnie — odpowiedział śmiechem. — On wie, że ja żartuje. Nie znamy się od dziś. Och, idzie moja partnerka. Czas potańczyć. Do zobaczenia, Natuś!
Natuś, powtórzyłem bezgłośnie. Wzdrygnąłem się. Dostrzegłem jednak, że partnerką Filipa była nieznana mi dziewczyna, średniego wzrostu o kręconych jasnych włosach i okularach.
Ja dalej przemierzałem szkołę. Na parterze było bardzo tłoczno, że musiałem się przeciskać. Aż dojrzałem schody, prowadzące na wyższe piętra. Z tego co wiedziałem uczniowie nie mogli tam wchodzić, ale i tak to zrobiłem. Tutaj korytarze były ciemne i puste. Przyjemnie puste, powiedziałbym. Jednak i tak słyszałem szepty z różnych kątów. To znaczyło, że nie ja jeden wpadłem na ten pomysł.
Ruszyłem przed siebie, aby nie musieć być świadkiem całujących się par. Swoją drogą — szybko zaczęli.
Gdy skręcałem za rogiem dostrzegłem samotną sylwetkę stojącą koło okna i wpatrująca się w oświetlony parking. Zmarszczyłem czoło, ale poznałem mojego agresywnego przyjaciela. Zbliżyłem się do niego, a on drgnął dopiero, gdy stanąłem przy nim.
— Przestraszyłeś mnie — zarzucił mi Gabriel.
— Przepraszam.
— Za często przepraszasz — westchnął. — Co cię tu sprowadza?
— Chwilowa chęć ciszy. A ciebie?
— Też.
Spojrzałem za okno. Padał śnieg. Płatki błyszczały i migotały w świetle latarni.
— Jak się bawisz?
— Nie najlepiej — wyznał ponuro.
— Czy twój atak agresji minął?
— Erm… hmm, tak. Po części. Chyba winien wam jestem przeprosiny — przyłożył dłoń do czoła. — Po prostu tyle się dzieje…
— Chcesz o tym pogadać? Czy partnerka czeka?
— Przyszedłem sam…
— Och — pokiwałem głową. — Nie zaprosiłeś swojej dziewczyny?
Popatrzył na mnie, a w jego oczach dojrzałem, że coś pęka. Na początku była to czysta złość, a ja przekląłem swoją ciekawość. Później jednak złość ustąpiła i pojawiło się zmęczenie. Absolutna obojętność.
— Dobra, Nat. Już za dużo osób mnie wkurza tym pytaniem. Jestem gejem.
Zamrugałem oczami. Otworzyłem na chwile usta, a potem je zamknąłem. Czemu byłem taki zdziwiony? Przecież o tym wiedziałem. Ale gdy wyznanie wypłynęło z ust Gabriela wywarło na mnie dwa razy mocniejsze wrażenie.
— Ach…
— I nigdy nie miałem dziewczyny — mówił. — To był ten chłopak. A teraz… właściwie mój eks.
— Zerwaliście?
— Ta. Po ćwierćfinałach.
— Przykro mi.
Wzruszył ramionami.
— Tak chyba lepiej. Za często się kłóciliśmy. Za dużo problemów i dzięki tobie przejrzałem na oczy. Nie chcę sobie marnować młodości na fochy. Czasem trzeba się w związku pokłócić, ale codziennie szukać jakiejś zaczepki? Paranoja — wyrzucał z siebie, jakby już od dawna chciał to komuś powiedzieć. Słuchałem go z uwagą. — W końcu nie wytrzymałem, zwłaszcza jak zrobił mi łaskę, że się pojawił na ćwierćfinałach. I zamiast mi powiedzieć coś w stylu „gratuluję”, powiedział „nudna ta gra, nie wiem czemu mnie ściągałeś” — uderzył ze złością o parapet. — Pokłóciliśmy się i rozstaliśmy. A przynajmniej dałem mu to do zrozumienia, ale nie… musiał się pojawić przed półfinałem. Zrobił mi burdę, awanturę, że nie odbieram telefonów! Przed samym meczem, na oczach Olgi! Myślałem, że pozabijam wszystkich wkoło.
— Tak, to było widać.
— Muszę was przeprosić — przyłożył dłoń do czoła. — Nie potrzebnie się na was wyżywałem. Ale jeszcze rocznica śmierci moich rodziców… — Głos się mu załamał. — Gubię się, Nat. Naprawdę czuję się taki bezsilny…
Nie wiedziałem co zrobić, a więc poklepałem go po ramieniu.
— Przed świtem zawsze jest najciemniej.
Wypuścił z siebie głośno powietrze.
— Dziękuję, Natan. Dziękuję, że we mnie wierzysz.
— Wierzę we wszystkich, których lubię.
Podrapał się po głowie. Popatrzyliśmy sobie chwilę w oczy, a potem on parsknął śmiechem.
— Co?
— Jesteś… taki niski.
— Wiem — odparłem urażony. — Cieszę się, że zauważyłeś.
— Po prostu, nagle wydaje mi się to być takie śmieszne.
— Cieszę się, że cię rozbawiłem — zmrużyłem oczy. Gabriel zaśmiał się jeszcze głośniej, aż w końcu się uspokoił. Staliśmy od siebie w niewielkiej odległości. Musiałem unieść głowę, aby zajrzeć mu w oczy. A jego oczy… nagle zrobiły się radosne i pełne szczęścia. Staliśmy tak kilka chwil, aż hałas na korytarzu sprowadził nas do rzeczywistości.
— A co wy tu robicie? — usłyszałem głos Gerarda. Musiał być za rogiem. — Nie można być w tej części szkoły!
— Stary, wyluzuj…
— Nie ma, wyluzuj!
— O, o — szepnąłem. — Samorząd.
— Czas zniknąć — dodał Gabriel. Na paluszkach dotarliśmy do kolejnego korytarz i schodami zeszliśmy na zatłoczony parter. Przybiliśmy sobie żółwiki w nagrodę za dobrą ucieczkę przed przewodniczącym.
— Dziękuję, Nat. Czuję się lepiej dzięki tobie.
— Nie ma sprawy. Rozmowy pomagają.
— Wiem. Nie często je stosowałem w związku — podrapał się po głowie i przyjrzał się mi uważnie. — Będę leciał do swoich. Zobaczymy się jeszcze?
Skinąłem głową. Ledwo się oddalił, już zacząłem za nim tęsknić. Wróciłem do klasy, gdzie Marek właśnie żonglował mandarynkami.
— Dwie minuty. Odpuść sobie — westchnął Bazyli. — Już ci wierzę, że umiesz żonglować…
— Jest i Natan! — uśmiechnął się do mnie Marek, gdy skończył popisy. — Gdzie byłeś?
— Rozglądałem się po salach. Chciałem sprawdzić jakie mają dekoracje. I spotkałem Gabriela, chyba już mu lepiej.
— Słyszałem, że rozważał karierę mordercy — wtrącił Bazyli.
— Gabriel po prostu miał problemy — odparłem.
— Każdy ma — zauważył Bazyli. — Nie każdy jednak potem chce pobić swoją drużynę.
— Myśl co chcesz — usiadłem obok. — Każdy inaczej sobie radzi z problemami.
— Możliwe — z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął jeden ze swoich mechanicznych zegarków. — Niedługo północ. Myślicie, że będzie się coś działo?
Ledwo to powiedział, a do klasy wpadła Felicja.
— Panowie! Sensacja! Chodźcie!
Poderwaliśmy się za nią głodni wrażeń. Wbiegliśmy na główną aulę, gdzie na środku…
— Nie wierzę — szepnąłem.
— Ha, ha! Ale jazda! — uśmiechnął się Marek.
— O mój Boże — syknął Bazyli. — Serio?
Na środku auli, bowiem, stali Szymon z Aleksandrem. Całowali się ze sobą, a najdziwniejsze było to, że zamiast głośnego buczenia, otrzymali oni burzę braw, do której z Markiem, Felicją i Roksaną się dołączyliśmy. Nie wiem czy to miało miejsce ze względu na klimat, ze względu na to, że większość była już podpita, czy po prostu ludzie nie byli tacy źli? Jasne, znalazło się parę osób, które to wybuczało, ale ukrywanie przez dwa lata swoich uczuć dało się moim przyjaciołom we znaki. Dlatego teraz mieli gdzieś, że tyle osób ich obserwuje.
— Aleks z kimś przyszedł? — szepnął do mnie Marek.
— Miał przyjść sam.
— Szymon jest gejem? — zdziwił się Bazyli. — Trochę ciężko mi w to uwierzyć…
— Oficjalna gejowska para naszej szkoły — zachwyciła się Felicja.
Policzyłem szybko ilu gejów było w tej szkole. Doliczyłem się pięciu. Musiałem przyznać, że imponujący wynik. I o wszystkich wiedziałem, a oni niekoniecznie o sobie nawzajem. Z dumą stwierdziłem, że nawet Flora by mi pogratulowała.
Z drugiej strony nie wiedziałem czy Bazylego mogę ostatecznie klasyfikować jako geja. Obserwował tę scenę z pewną konsternacją. Nie nadążałem za nim, ale niestety przeszło mi przez myśl, że jego usta są takie ciepłe i miłe…
Gdy Aleks i Szymon skończyli, szybko opuścili aulę w nieznanym kierunku. Orkiestra wznowiła muzykę, a ludzie wracali do tańca komentując głośno to co się przed chwilą wydarzyło. Obawiałem się jednak, że ich aprobata będzie sięgać jedynie dzisiejszej nocy, a później wrócą do swoich złośliwych i okropnych nawyków. Nie zapomniałem z jakim jadem komentowali wygraną Aleksa na Festiwalu Muzyki.
W każdym razie musiałem im winszować za odwagę. Jednak i tak wyczuwałem problemy…
— Muszę iść przepłukać oczy — rzucił Bazyli i odszedł od nas. Felicja prychnęła głośno.
— Dupek.
Kolejne godziny zlatywały na tańczeniu, jedzeniu, piciu i dobrej zabawie. Wszyscy byli zadowoleni, uśmiechnięci i szczęśliwi. Zmęczenie też dało o sobie znać, gdy wybiła czwarta nad ranem. Do tej pory nie zlokalizowałem ani Aleksa, ani Szymona. Możliwe, że już wrócili do domów. Zastanawiało mnie czy ich pocałunek był spontaniczny czy raczej się do tego przymierzali? I co na to wpłynęło? Na pewno ze sobą nie tańczyli…
Będę musiał wypytać o wszystko Aleksa. Na pewno będzie miał wiele do opowiedzenia.
Szedłem właśnie odprowadzić Roksanę do taksówki, gdy pod szkolnymi drzwiami spotkałem Dawida, Filipa, Cyrusa i… Gabriela. Najwidoczniej właśnie ich przeprosił, bo minę miał nad wyraz skruszoną.
Kapitan omiótł mnie wzrokiem, a potem spojrzał na Roksanę.
— Dobrze się bawiłaś? — zapytał.
— Jasne. Natan to idealny partner — dostałem buziaka w policzek. Cyrus ściągnął wargi. — Wracamy, brat?
— Tak — skinął głową. — Do zobaczenia — skinął nam głową i zgarnął siostrę pod rękę. Razem ruszyli w kierunku postoju taksówek. Z budynku wypadł Marek i prawie poślizgnął się na schodach.
— Ups! — Prawie pisnął. — Tak myślałem, że tu jesteście — złapał równowagę i uśmiechnął się. — Gdzie wasze partnerki?
— Przyszedłem sam…
— Właśnie pojechała z bratem.
— Poszła już.
— Nie wiem.
Marek zaśmiał się, a potem spojrzał ponad nasze ramiona. Okazało się, że wraca do nas Cyrus, szybkim krokiem. Zatrzymał się i popatrzył na nas czujnie.
— Za dwa dni mecz…
— Ojeeeeej — jęknął Filip. — Wiemy, nie bój żaby!
— To będzie finał — kontynuował. — Dlatego, proszę. Wyśpijcie się, zregenerujcie siły i dajcie z siebie wszystko.
— Jasna sprawa, kapitanie. — Marek wystawił dłoń do przodu. — Wygramy!
Cyrus skinął głową i sam położył dłoń. Za nim Filip i Dawid. Spojrzałem na Gabriela, a on na mnie. Położył swoją dłoń, a ja na swoją na jego. Była ciepła, większa od mojej i przyjemnie szorstka. Wystrzeliliśmy dłońmi w górę i zawyliśmy.
Finał musiał być nasz.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, Cyrus jest bardzo opiekuńczy względem siostry jak widać, och Gabriel wyjaśniło się jego zachowanie, dobrze że się rozstał z nim bo to było koszmarne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń