wtorek, 10 marca 2020

Brakujący element - Rozdział 32 - Sesja


Rozdział 32 — Sesja


Marzec minął zdecydowanie za szybko. Nawet nie zauważyłem kiedy, a już miałem miesiąc do rozpoczęcia matur. Przez to moi rodzice stali się nagle bardzo drażliwi. Każde wyjście z domu na trening, do Gabriela czy chociażby na spacer z Leo. Woleli abym siedział w domu i się uczył. Najwidoczniej już zapomnieli jak dumni ze mnie byli, gdy wygrałem mistrzostwo miasta wraz z resztą drużyny.
Jeżeli chodziło o koszykówkę to od kwietnia miały zacząć się też mecze eliminacyjne do mistrzostw województwa. Cyrus nie dawał nam ani chwili spokoju, ale rozumiał też, że nadmierne treningi mogą doprowadzić do tego, iż zawalimy matury. Niestety wszyscy regularni byli tegorocznymi maturzystami, a co za tym szło, i oni mieli przykrości związane
z zaniepokojonymi rodzicami. Wycofanie się jednak teraz z mistrzostw było niemożliwe.
Dlatego nas wszystkich czekał gorący miesiąc. Nauka, treningi i właściwie nic poza tym. Ograniczyło to znacznie moje spotkania z Gabrielem, który jeszcze musiał opiekować się swoją siostrą. Przez to wszystko wykosztowałem się na smsy, ale na coś w końcu musiałem wydać moją promocję blisko tysiąca darmowych wiadomości.
Przez cały marzec towarzyszyła nam Ela, reporterka magazynu „Basket”. Raz poszła
z nami do japońskiej restauracji, aby móc zapoznać się z nami lepiej. Przeważnie jednak siedziała na trybunach, a jej wierny fotograf robił nam zdjęcia. Cyrus źle to znosił, ale i on musiał pokonać swoją fobię dla dobra drużyny. Prawdziwy z niego kapitan. Ela była również z nami na trzech meczach towarzyskich, które rozegraliśmy z innymi szkołami.
Od czasu do czasu prosiła nas prywatnie do szatni, aby móc zrobić z nami wywiady.
O dziwo, poprosiła i mnie, gdy już reszta regularnych została odpytana. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się tego, że i ze mną będzie chciała zrobić wywiad.
Nerwowo usiadłem na ławce obok, a ona położyła między nas dyktafon, a sama jeszcze trzymała notes. Fotograf zrobił mi parę zdjęć i wrócił na boisko.
— Nataniel, prawda? — uśmiechnęła się do mnie Ela.
— Tak. Chociaż wolę Natan. Jest bardziej symetryczne.
— Och! Ha, ha! Racja — zaśmiała się. — Dobrze Natan, jak to się stało, że dołączyłeś do tej fenomenalnej drużyny?
— Poprosił mnie o to kapitan Cyrus. Stwierdził, że posiadam talent do tej gry, gdy zobaczył kilka moich podań. Ja się nie znam, ale kapitan się nie myli.
— Słucham was wszystkich i wydaje mi się, że macie niesamowity szacunek do kapitana! To bardzo piękne, że młodzi ludzie mogą mieć jeszcze swoje autorytety.
— Kapitan absolutnie na to zasługuje. Jest wymagający, surowy, ale sprawiedliwy.
I bardzo dobrze nas wszystkich rozumie.
Pokiwała głową, cała zadowolona.
— Jak się czułeś, gdy zdobyliście mistrzostwo Warszawy?
— Byłem bardzo usatysfakcjonowany. Nasza ciężka praca się opłaciła.
— Pokonaliście Bruna, który jest już miejską legendą — dodała.
— To tylko bardziej nas nagradza. Chociaż wierzę, że jeszcze ni raz zagramy z Brunem i jego drużyną.
— Jakimi słowami byś siebie opisał, Natanie?
Nad odpowiedzią musiałem się dłużej zastanowić.
— Spokojny, opanowany. Zamyślony.
— Jesteś głosem rozsądku drużyny?
— Ciężko być głosem, gdy się rzadko odzywa.
Zaśmiała się wesoło.
— A więc jesteś też małomówny?
— Raczej tak. Gdy buduję wypowiedź z więcej niż pięciu słów, są ze mnie dumni.
— I masz poczucie humoru! — zaśmiała się. Najwidoczniej nie wiedziała, że taka jest rzeczywistość, ale nie chciałem jej wyprowadzać z błędu. — Czy kochasz koszykówkę?
— To trudny związek ze względu na zazdrosne matury, ale dajemy radę. I tak, pokochałem ten sport. Zaprzyjaźniłem się z ludźmi, którzy dzielą tę samą pasję. Jestem bardzo szczęśliwy.
— A czy jest ktoś specjalny w twoim życiu? — uniosła dwuznacznie brwi.
— Tak, jest.
— Zdradzisz kto to?
— To świeża sprawa. Wolę nic nie mówić. W każdym razie dzięki temu jestem bardziej szczęśliwy.
— Rozumiem.
Wywiad trwał jeszcze trochę, a Ela zachowywała się profesjonalnie i nie zadawała nieprzyjemnych pytań. Potem powiedziała, że podziwia nasze oddanie dla tego sportu
i życzyła nam wszystkiego najlepszego.
— Uwaga! — krzyknęła Roksana z trybun, gdy już skończyliśmy trening, a magazyn „Basket” już się ulotnił. — Jutro ostatni dzień naszego reportażu. A co za tym idzie… sesja zdjęciowa.
Popatrzyliśmy na nią ze zdziwieniem.
— Sesja zdjęciowa? — powtórzył Cyrus.
— Tak, braciszku. Jutro o dwunastej w siedzibie gazety. Mają tam małe studio i mogą wam zrobić zdjęcia — mówiła niewzruszona, mimo iż jej brat zadrżał. — A to oznacza, że musimy was jakoś ubrać, abyście byli chlubą szkoły.
— Sugerujesz, że źle się ubieramy? — zapytał Filip.
— Sugeruję, że z całego budżetu starczy nam jeszcze na małe zakupy — odpowiedziała
i zeskoczyła do nas. — Tym bardziej, że zostaliście poproszeni przez magazyn „Basket”. Umyjcie się, ogarnijcie i idziemy na zakupy.
— Teeeraz? — jęknął Dawid. — Jestem umówiony…
— Lidia może iść z nami — odparła Roksana.
Nie mieliśmy za dużego wyboru. Musieliśmy rzucić się w otchłań zakupowego szaleństwa. Nie byłem w tym dobry. Musiałem przyznać przed sobą i innymi, że to raczej wprawione oko mojej mamy pomagało mi dobrać odpowiednie ciuchy. Ja sam w tym temacie byłem sierotą.
— Nie wyglądasz na zadowolonego — zauważył Gabriel, gdy się przy mnie przebierał. Kątem oka podziwiałem jego ciało.
— Zakupy nie są moim hobby…
— Daj spokój. Parę ubrań na koszt szkoły. Fajna sprawa — wyszczerzył zęby. — Może dziś do mnie wpadniesz? — szepnął cicho, gdy reszta drużyny pochłonięta była dyskusją.
— Może… dzisiaj piątek, mógłbym w końcu opuścić dom…
— O czym tak szepczecie? — Między nas wpadł Filip. — Sekrety? Chce poznać sekrety!
Gabriel odepchnął go od siebie.
— Jesteś cały mokry!
— To na twój widok…
Gabriel pokręcił głową, ale roześmiał się. Kilkanaście minut później byliśmy już gotowi. Pod drzwiami do szatni stała Roksana, a obok niej stał znany mi tylko z widzenia chłopak. Ciemny brunet, z włosami do ramion, których końcówki falowały. Twarz zdobił mu dwudniowy zarost i ciemnobrązowe oczy.
— Przyprowadziłaś Gotye! — pisnął uradowany Filip.
— To jest Adam — przedstawiła chłopaka, ignorując żart blondyna. — Adam zgodził się nam pomóc w zakupach ze względu na to, że już ma doświadczenie w takich sytuacjach.
— Nie powinna to być kobieta? — zapytał Dawid. — Znaczy… kobiety znają się na ubraniach.
— Przekażę to Lidii — zaproponowała Roksana.
— Dobra, niech ci będzie!
— Świetnie. Adam, to jest Cyrus, Gabriel, Filip, Dawid, Ariel, Natan i Marek. Wszyscy, to jest Adam.
— Miło w końcu was poznać — uśmiechnął się do nas. — Oglądałem wasze mecze. Jesteście niemożliwi.
— Dziękujemy — pokiwał głową Cyrus. — Dajemy z siebie wszystko — zapewnił.
— Nie przejmuj się nim — westchnęła Roksana. — Mój brat zawsze był poważny.
— Wzorowy kapitan — stwierdził Adam. — Dobra, chodźmy! Szkoda czasu!
W siódemkę ruszyliśmy za Roksaną i Adamem, a ci dyskutowali głośno o sesji zdjęciowej. Cyrus wyglądał na coraz bardziej bladego. Jakiś czas później dołączyła do nas Lidia i szła z Dawidem za ręce. Chciałem móc tak iść z Gabrielem, ale musiało nam wystarczyć to, że szliśmy obok siebie, trochę oddaleni od reszty.
— Jak mówiłem, wpadnij dzisiaj — mówił Gabriel. — Poprosiłem ciocię
o przypilnowanie Olgi. Już prawie miesiąc nie była u kuzynek. No i dwa tygodnie była chora. Zasługuje na odrobinę zabawy. Przyznam, że ja też zasługuję na odrobinę zabawy.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
— Postaram się przyjść. Skończmy najpierw to zakupowe szaleństwo.
Złote Tarasy były wypełnione ludźmi. Musieliśmy się jakoś przez nich przedrzeć, aby móc dostać się do odpowiednich sklepów. Na sam początek Roksana poprosiła nas, abyśmy sami wybrali to co nam się podoba, a potem się zaprezentowali.
Gdy w siódemkę wyszliśmy z przebieralni, załamała ręce. Adam próbował stłumić śmiech, ale odwrócił się szybko i zachichotał.
— Jedynie Filip jest w granicach normy — szepnęła przerażona. Lidia przyglądała się Dawidowi i pokręciła głowa.
— Co ci się nie podoba? — zapytał Gabriel. — Ubranie to ubranie.
— Założyłeś koszulkę w kratę do spodni w paski. Jesteś absolutny faux pas! — oznajmiła głośno. — Dobra, czas was ubrać. Adam, Lidio… muszę was prosić o pomoc.
Tamta dwójka z litością w oczach, skinęła głowami. Potem dzielnie krążyli wśród półek i podrzucali nam ciuchy, a ja czułem się bardzo dziwnie co chwila coś przymierzając. Większość rzeczy mi się podobała, ale ledwo się w niej pojawiłem, a Roksana i Adam kręcili głową z niezadowoleniem.
Pierwszy ze szponów zakupów wyrwał się Dawid, któremu dodatkowo pomagała Lidia. Prawie rozpłakał się ze szczęścia, gdy Roksana powiedziała, że może już iść. Wtedy zgarnął Lidię na ręce i wybiegł ze sklepu, byle tylko móc zaczerpnąć świeżego powietrza.
Kolejnym wolnym był Filip, dla którego ubrania po prostu były szyte. W jego przypadku problemem nie było to, że brak ubrań, a raczej to, że w większości wyglądał bardzo dobrze. W końcu Roksana, z obolałym serce, wybrała dla niego jedną z kreacji
i pozwoliła mu iść. Jednak on został, aby móc się jeszcze trochę z nas pośmiać.
Adam skupił się na Marku. Próbował pomóc wybrać mu odpowiednią koszulę.
— Ta jest… chyba za mała — stwierdził Marek, gdy nawet nie mógł opuścić rąk. Adam zmierzył go wzorkiem.
— Chyba masz rację.
— Nie napinaj mięśni — poprosił Gabriel. — Pęknie.
— Ja… uch… — jęknął Marek. — Zdejmijcie to ze mnie.
Adam pomógł mu zdjąć koszulę, a potem poszukał dla niego czegoś innego. Za to Ariel świetnie się bawił. Chociaż ciężko było znaleźć dla niego odpowiednie ubranie ze względu na jego rozmiary. W końcu usiadł przy mnie, gdy to Marek i Gabriel byli pod ostrzałem.
— Ale zabawa, co? — zaśmiał się. — Nigdy nie byłem na takich zakupach.
— Ja też nie… — obserwowałem jak Adam dotyka Gabriela, pomagając mu się ubrać. Trochę mnie ukuło w okolicach serca. — Nie wiedziałem, że to takie męczące.
— Taki trening vol. 2 — zauważył. — Dzisiejszy był wyjątkowo ciężki. Cyrus chyba się stresuje — westchnął i przyjrzeliśmy się kapitanowi, który właśnie dyskutował z siostrą
o błękitnej marynarce.
— Stresuje?
— Zawsze podwaja treningi, gdy się stresuje. Lub martwi się o czyjś talent.
Przełknąłem ślinę.
— Spokojnie, nie sądzę, aby bał się o twój talent — stwierdził Ariel. — To do mojego ma wątpliwości.
— Czemu?
— Bo powoli zdaje sobie sprawę, że to nie talent. A moja budowa ciała.
— Co masz na myśli?
— Gdybym był inaczej zbudowany, nie mógłbym tak grać jak teraz. To, że jestem wyższy od was sprawia, że mam też szerszy rozstaw nóg — spojrzał na swoje stopy. — A co za tym idzie, mogę o te kilka centymetrów zrobić dłuży krok i wyminąć przeciwnika.
— Nie zgodzę się z tobą.
— Proszę?
— Budowa jest ważna jeżeli chodzi o talent — stwierdziłem. — Mam tak samo. Gdybym był wyższy, większość graczy by mnie zauważała. Mój wzrost pozwala mi na przemieszczanie się prawie niezauważonym. A to przecież też mój talent. Dlatego nie sądzę, aby Cyrus o to się martwił.
Ariel przyjrzał mi się chwilę, a potem uśmiechnął się szeroko.
— Może i masz rację?
— Jeżeli mam, to znaczy, że Cyrus stresuje się czymś innym. Czym?
— Koniec pogaduszek. — Przed nami pojawił się Adam i klasnął w dłonie jakby chciał obudzić nas z transu. — Jeszcze tylko wy i Cyrus.
Marek z Filipem opuścili sklep, a prawie dziesięć minut później ten zaszczyt spadł na Ariela. Gabriel za to wiernie czekał na mnie, abyśmy mogli razem wrócić do domu. Cyrus
z radością w oczach zakupił błękitną marynarkę, która była sprawą sporu między rodzeństwem.
W końcu i ja mogłem stwierdzić, iż jestem wolny. Adam i Roksana zrobili wszystko, abym jakoś wyglądał, ale chyba nie byli zachwyceni. Poza tym jak się okazało, nasz budżet powoli się kończył. W końcu w piątkę opuściliśmy sklep.
— Dobrze — przeciągnęła się Roksana. — To zajęło dużo więcej czasu niż sądziłam.
— Spróbujcie wyjść na zdjęciach — zagroził Adam.
— To co? — spytał Gabriel. Obdarzył go ponurym spojrzeniem. Adam zaśmiał się nerwowo.
— Nic, nic…
— Jutro o dwunastej pod siedzibą „Basket’u” — oznajmił Cyrus. — Miejmy te przeklęte zdjęcia za sobą…
— Ciekawe co dla nas przygotują? — zastanowiłem się. — Mam nadzieję, że nie będziemy musieli robić nic głupiego — przypomniały mi się wszystkie dziwne pozy jakie muszą zrobić profesjonalni modele. — Nie wiem czy potrafiłbym się tak wygiąć…
Gabriel spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym „potrafiłbyś”.
— Adam, jeżeli chcesz, wpadnij jutro na tę sesję — zaprosiła go Roksana uśmiechając się do niego. — W końcu nam bardzo pomogłeś!
Chłopak skinął głową, wyraźnie zadowolony.
Potem rozdzieliliśmy się. Roksana, Cyrus i Adam poszli na autobus, a ja z Gabrielem zawitaliśmy jeszcze do McDonalda, aby móc trochę ochłonąć. Jak zwykle zamówił górę burgerów, a ja shake’a i…
— Nugetsy! Szalejesz — skomentował, gdy zasiedliśmy naprzeciw siebie. — Jesteś pewien, że zjesz, AŻ tyle?
— Spokojnie. Dam radę. Dziewięć sztuk to nie wyczyn.
— I tak jestem pod wrażeniem — zaśmiał się. — Dzwoniłeś do rodziców?
— Tak. Domówka u Gabriela, cała drużyna… — wyjaśniłem. — Mogę iść od razu do ciebie, bo sami wyszli z Leo. Chyba mieli ochotę na spacer.
— Super — uśmiechnął się. — Chcesz coś zjeść?
— Właśnie jem.
— Ale coś mogę ci ugotować — zapewnił. — Nie mam już nawet prac domowych.
Z większości przedmiotów…
— Muszę w końcu zerknąć na rozpiskę matur. Dobrze byłoby wiedzieć kiedy i co zdaję.
— Słusznie. Ale spokojnie, samorząd zawsze dodatkowo informuje.
— Dodatkowo?
— Chodzi do klas i przypomina o rozpisce — wyjaśnił. — Zawsze to robili. Swoją drogą, oczy Gerarda są trochę straszne.
Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Jasne, na początku wyglądały strasznie, teraz zdają się być fascynujące. I dobrze wiedziałem, że jedno ich spojrzenie sprawiało, iż Bazyli zapominał o tym kim jest. Dlatego jedynie pokiwałem głową, ale nie skomentowałem.
— Nie chciałeś być kiedyś w samorządzie? — zapytałem.
— Co? Nie. A ty?
— Myślałem. Mogłoby być fajnie…
— Nie mam cierpliwości do tego — oznajmił. Nawet nie zauważyłem, gdy jadł już czwartego cheeseburgera. — Z resztą, z moją przeszłością…
Uniosłem brwi. Gabriel chyba zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo.
— Przeszłością? — zapytałem. W głębi umysłu wydawało mi się, że już ktoś mówił
o jego przeszłości.
— To nic takiego — odparł szybko. Wpatrywał się chwilę we mnie, a potem westchnął. — Byłem bardzo zły. Powiedziałbym, że chuliganem.
— Ciężko mi w to uwierzyć. Jesteś porywczy, jasne, ale…
— W gimnazjum, aby zaimponować kolegom zacząłem być… prostakiem. Kłóciłem się nauczycielami, sprawiałem kłopoty wychowawcze. Przenieśli mnie raz z jednej klasy do innej, bo byłem aż tak zły. Piłem, paliłem… Spróbowałem też jakiegoś narkotyku — mówił. Odłożył burgery. — I tak prawie całe gimnazjum. Jechałem na dwójkach, byle przejść do następnej klasy. Wiesz, byłem zagubiony, podobali mi się faceci, więc robiłem z siebie potwora, byle tylko nikt się nie domyślił. Aż zacząłem chodzić do liceum. I spotkałem Cyrusa — mówił. — Wkręcił mnie w koszykówkę tak bardzo, że zapomniałem o wszystkim co robiłem. Grałem w nią wcześniej, ale to Cyrus pokazał mi ile radości może z niej płynąć. Dodatkowo, on jest szczery. Powiedział mi: „Nie obchodzi mnie twoja przeszłość, Gabrielu. Masz talent, który nie może się zmarnować. I sam masz życie, którego nie możesz zmarnować. Zastanów się nad tym czy warto je tracić dlatego, że w przeszłości nie potrafiłeś pogodzić się ze swoimi problemami”. Zakładam, że on wie o mnie moim… no cóż. Jestem gejem. Marek wie, Cyrus na pewno się domyślił. Boję się, że i domyślił się czegoś o tobie…
— Nie boję się tego. Cyrus mógł już dawno mnie wyrzucić. Poza tym wiesz jaki on jest. Szanuje wszystko i wszystkich. A co do ciebie — spojrzałem na niego, a on drgnął przerażony. — Jestem dumny. Wyszedłeś na prostą. Jeżeli kiedyś pomyślisz, że jesteś tym chuliganem
z gimnazjum, to wiedz, że w żadnym stopniu jego nie przypominasz.
— Szlag, znów mówisz krępując rzeczy — odwrócił wzrok. Uśmiechnął się delikatnie. — Ale dziękuję.
— Ale dałeś mi powód do myślenia — oznajmiłem. — Zastanawiam się czy jakaś część tych szkolnych chuliganów po prostu nie radzi sobie z akceptacją swojej orientacji.
Wzruszył ramionami.
— Jakaś część na pewno. Jestem tego przykładem. Ale wydaje mi się, że to raczej przez brak dowartościowania.
— Tak, chyba tak… — zamyśliłem się chwilę. Gabriel przyglądał mi się uważnie. — No nic. Stare dzieje. Jest tu i teraz. I jutro w studiu „Basket’u”.
Zaśmiał się i wrócił do jedzenia. Chyba bał się, że zareaguję inaczej na jego historię. Nie wiem czego się spodziewał, ale poznałem go jako dobrą osobę, a więc musiał taki być. Czasem trochę ponury, ale to przez to, że jest przytłoczony życiem.
Razem wracaliśmy metrem. Gabriel przysnął i uchylił lekko usta, a ja próbowałem podtrzymać go ramieniem. Obudziłem go przy naszym przystanku, a potem razem przeszliśmy przez park.
Było coraz cieplej. Śnieg w większości już się stopił, ale dalej gdzie nie gdzie widać było jego ślad. Za to robiło się więcej kałuż, które we dwójkę omijaliśmy. W końcu dotarliśmy do domu Gabriela. Czułem się tu już jak u siebie.
— Coś do jedzenia? Picia?
— Nie, dziękuję — uśmiechnąłem się. — Najadłem się. Może jakiś film?
— Z chęcią — przeciągnął się i ziewnął. — Piątkowy luz.
Przebraliśmy się w piżamy, z tymże założyłem jego większy t—shirt w którym prawie się utopiłem. Ale z jakiegoś powodu lubiłem go nosić, a Gabriel zdawał się lubić mnie w tym oglądać.
Leżąc w łóżku, oglądaliśmy telewizję. Po jakimś czasie przekręciłem się na niego
i leżałem na jego plecach.
— A ty co, kot? — spytał.
— Nie wiem — westchnąłem. — Chyba lubię dotykać twoje ciało.
Drgnął.
— N-Nat, serio? Czemu ty mówisz takie krępujące rzeczy?
— Mówię prawdę — pocałowałem go w policzek. — I prawdę mówiąc chcę więcej.
— To mogę zapewnić — odpowiedział. Sturlałem się z niego i zaczęliśmy się całować. Wjechałem dłońmi pod jego koszulę nocną i przejechałem po torsie. Uśmiechnął się i mnie objął. Wszystko zmierzało ku bardzo szczęśliwemu zakończeniu.

***

W sobotę, przed dwunastą, wraz z Gabrielem pojawiliśmy się pod siedzibą magazynu „Basket”. Obaj szliśmy wyjątkowo skocznym krokiem i nie mogliśmy zmyć uśmiechów spod naszych nosów. Jednak wczorajsza noc pozwoliła nam na powtórzenie przyjemności, których zasmakowaliśmy wcześniej. I bardzo chcieliśmy je powtórzyć jak najszybciej.
Pod studiem czekała już Roksana z Cyrusem.
— Skąd te uśmiechy? — spytała.
— Wiesz… cała ta sesja — zaczął Gabriel. — Cieszę się.
— Ty się cieszysz? — Cyrus uniósł brew. — Myślałem, że nie przepadasz za zdjęciami.
— Nie przepadam. Ale nie aż tak jak ty, kapitanie.
Cyrus westchnął ciężko. Dopiero, gdy pojawiła się reszta drużyny i Adam, weszliśmy do środka. Czekała na nas Ela i klasnęła wesoło w ręce.
— Oto i moja drużyna — westchnęła zachwycona. — Chodźcie za mną, musimy was przygotować. Potem kilka zdjęć i jesteście ode mnie wolni.
— Niech pani prowadzi — uśmiechnął się Cyrus.
Nim dotarliśmy jednak do studia zostaliśmy zaproszeni do garderoby, gdzie każdy
z nas musiał usiąść przed lustrem, a wprawiona pani charakteryzatorka poprawiła nasz wygląd przy pomocy pudru. I jakoś ustawiła nam włosy w jakiś magiczny sposób dzięki czemu stwierdziłem, że wyglądam całkiem dobrze.
— Dobrze. — Ela pokiwała głową. — Widzę, że jesteście gotowi. Zrobimy tak… najpierw zdjęcia solo, a potem się przebierzecie się i zagracie. Porobimy profesjonale zdjęcia, ale eksponując każde z waszych talentów. Zaufajcie mnie, to będzie hit! — zachwyciła się. — Zapraszam was do sali zdjęciowej.
Sala była całkiem spora. Było tutaj profesjonalne oświetlenie, lampy i białe płachty, których przeznaczenia nigdy nie znałem. Za aparatem stał dziwny, łysy pan z dziwnie wygoloną brodą. Przyglądał się nam zza okularów z grubymi oprawkami i wzdychał niecierpliwie. Aż ujrzał Dawida. Przejechał po nim wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem.
— To Paweł — przedstawiła fotografa Ela. — Zrobi wam zdjęcia tu, a potem na boisku.
Pokiwaliśmy głowami. Potem oddaliśmy się w ręce pana Pawła. Dobrze, że nie kwestionowali naszego ubioru. Adam i Roksana patrzyli na nas z dumą, gdy wszyscy stawaliśmy przed obiektywem. Nie musieliśmy na szczęście robić dziwnych póz. Jednak Paweł i tak stwierdził, że jesteśmy zbyt sztywni. I bardzo nienaturalni.
— Dobrze — westchnął zniesmaczony. — Wejdźcie całą siódemkę. Zdjęcie grupowe może wam pozwoli się odprężyć.
Nie mieliśmy wyboru. Siódemka regularnych pojawiła się na planie i faktycznie poszło nam lepiej. Ktoś rzucił żartem, a Paweł zachęcał nas do większego luzu. W końcu udało się go zadowolić.
Najwięcej zabawy miał jednak Ariel, który prawie cały czas się śmiał i chichotał pod nosem. Filip również czuł się jak ryba w wodzie. Pozował, a nawet proponował własne pomysły na zdjęcia.
Cyrus za to przeżywał katusze. Dobrowolnie stał przed obiektywem i przełykał ślinę
z każdym fleszem. Podobnie miał Gabriel, tyle że ten nie wyglądał na tak zdenerwowanego. Za to Marek świetnie się bawił i pozwalał Pawłowi na wiele.
No i gdy pojawił się Dawid, Paweł prawie był w siódmym niebie. Zrobił mu najwięcej zdjęć i zachęcał do ponętnego podwinięcia koszuli, aby pokazał brzuch. Nieświadom niczego Dawid wykonał to polecenie przez to nawet i ja stwierdziłem, że wygląda niebezpiecznie seksownie.
Po indywidualnych zdjęciach i grupowych, przebraliśmy się w nasze oficjalne stroje do mistrzostw województwa. Oczywiście Marek założył swoją żółtą frotkę, która tak bardzo się gryzła z resztą czarno—białego stroju. Przeszliśmy do sali obok, która udekorowana była jak boisko do kosza. Z tymże przedstawiało jedynie połowę.
— Rozgrzejcie się i pograjcie, a ja będę wam robił zdjęcia — oznajmił Paweł. — Kilka aparatów będzie robiło zdjęcia w tym samym momencie. Zróbcie to co potraficie najlepiej! — zachęcił nas gorąco, a sam poszedł ustawiać urządzenia.
Cyrus poprowadził rozgrzewkę.
— Pokażcie swój talent — rzucił jedynie, gdy skończyliśmy, a Paweł gotowy był do robienia zdjęć. Ela stanęła obok niego wraz z Roksaną i Adamem. Wszyscy wpatrywali się
w nas z ciekawością i niecierpliwością czekając na nasz krótki mecz  na jednej połowie.
Błysnęły flesze, gdy zaczęliśmy. Dawid i Gabriel robili niesamowite wsady do kosza. Popisowy skok mojego chłopaka zakończył się tym, że jeszcze chwilę zawisł na koszu,
a potem spadł z głośnym tupnięciem.
Cyrus biegał najszybciej z nas wszystkich i tak jak zawsze, wydawało mi się, że zostawi za sobą żółtą smugę po kolorze włosów.
Nie wiedziałem jak Paweł ma zamiar uchwycić mój talent na zdjęciach, ale musiałem mu zaufać. Dlatego przyjmowałem szybko podania i oddawałem piłkę do moich przyjaciół. Próbowałem też kraść piłkę i jak zwykle, nie mogłem tego zrobić, gdy była ona w posiadaniu Ariela.
Jednak i tak zawsze najwięcej „och” i „ach” otrzymywał Marek, którego rzuty, nawet z połowy boiska, trafiały do kosza. Ela wyglądała jak zaczarowana. A Adam… chyba nie mógł oderwać od mojego przyjaciela wzroku.
Ale nie mogłem się dziwić. Marek z jego kręconymi czarnymi włosami i błękitnymi oczami, z muskularnym ciałem wyglądał jak grecki bóg. No i na dodatek — cały czas się uśmiechał.
Gabriel spojrzał na mnie potem na Marka, znów na mnie i ściągnął usta.
Nasza gra skończyła się, a Ela zabiła brawo.
— Rewelacyjnie! Fantastycznie! Młodzi ludzie, taki duch walki! — wykrzyczała. —
W kwietniu pojawicie się w nowym numerze — pokiwała głową. — Dziękuję wam bardzo za współpracę.
Podziękowaliśmy i wróciliśmy do garderoby, aby się przebrać. Wszyscy byli
w dobrych nastrojach, tylko Gabriel wyglądał na niezadowolonego. Zmarszczyłem czoło.
— Wszystko w porządku? — zapytałem.
— Tak — odpowiedział krótko. Ta odpowiedź wprawiła mnie w zadumę. Zdecydowanie była za szybka. Opuściliśmy budynek w dobrym nastroju. Rozmawialiśmy o naszej sesji
i udanych zdjęciach.
— Czas to uczcić! — oznajmił Marek. — Wpadnijcie dziś wieczorem do mnie. Będzie zabawa! Moi rodzice wychodzą dziś wieczorem. Będzie młodsze rodzeństwo, ale oni się zajmą swoimi sprawami. Co wy na to?
— Brzmi fajnie — przyznałem.
— Tak! Melanżyk! — jęknął Filip. — Moi rodzice chcą abym cały czas się uczył, a ja już rzygam chemią.
— Ja biologią — westchnął Dawid. — Czy może przyjść Lidia?
— Jasne! — uśmiechnął się Marek. — Im więcej, tym lepiej.
Po ustaleniu godziny rozeszliśmy się. Wracałem razem z Gabrielem, a on podejrzanie milczał. Obserwowałem go uważnie, a on udawał, że tego nie widzi. W końcu warknął głośno.
— Podoba ci się Marek?
— Proszę?
— Czy podoba ci się Marek?
— Nie — odpowiedziałem. — Skąd to pytanie?
— Widziałem jak na niego patrzysz — prychnął.
— Jak patrzę?
— Z podziwem…
— Podziwiam to, że stoi po drugiej stronie boiska i trafia do kosza! — wyjaśniłem. — Czy to nie jest godne podziwu?
— Tak, ale…
— Nie wymyślaj. Proszę — westchnąłem. — To nie penisa Marka miałem wczoraj
w ustach. — Gabriel zamrugał oczami, a potem się zarumienił. — Dlatego to ty jesteś moim chłopakiem. A Marek najlepszym przyjacielem. Jest przystojny, jasne, ale to ty jesteś najważniejszy.
— Znów mówisz krępujące…
— Mówię tylko prawdę, Gabriel — przerwałem mu. — Nie złość się na mnie za to, że podziwiam talent Marka. Podziwiam też twój talent.
— Nat…
— Co?
— Przepraszam. Masz rację.
Popatrzyłem na niego i zachichotałem.
— Co? Co jest takie zabawne?
— Zawsze kojarzyłeś mi się z groźnym zwierzęciem. Dzikim. To, że mnie przepraszasz… tak jakbym cię ujarzmił.
Gabriel spojrzał na mnie zaskoczony, a potem uśmiechnął się nerwowo.
— Swoją drogą… — zacząłem. — Chciałbym powtórzyć wczorajszy wieczór jeszcze zanim pójdziemy do Marka.
— Co w ciebie wstąpiło?
— Zwierz, Gabrielu. Zwierz.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, och Nathaniel ty zwierzu, ale właśnie lubię w Natanielu to że od tak potrafi powiedzieć krępujace rzeczy, tak jak to mówi Gabriel, och troszkę zazdrosny nam jest Gabriel
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń