wtorek, 10 marca 2020

Brakujący element - Rozdział 36 - Powrót Podziemia


Rozdział 36 — Powrót Podziemia


Maj dla nas wszystkich oznaczał miesiąc matur. Próbowałem tę myśl znieść jak najdzielniej i muszę przyznać, że całkiem mi się udało. W każdym razie emocjonalnie radziłem sobie lepiej niż moja mama. Zaganiała mnie do nauki, pilnowała czy chodzę spać
o odpowiednich godzinach, a pobudkę robiła mi już koło szóstej, abym nie zaspał.
Doceniałem jej starania, ale wprowadzała jedynie nerwowy nastrój. Ojciec bardziej mnie rozumiał i prosił jedynie, abym nie siedział do późna przy komputerze. Swoją drogą mama dostawała białej gorączki, gdy tylko widziała mnie przy tym urządzeniu, a nie przy książce. Nie potrafiłem jej przekonać do tego, że zarówno w Internecie mogę znaleźć potrzebne mi informację.
Koniec końców jedynym przychylnym mi członkiem rodziny był Leo. Pies średnio znosił falę upałów, która pojawiła się na początku maja, ale na szczęście chłodne wieczory mógł spędzić w parku. Ten czas wykorzystywałem na totalny relaks i na spacery z Gabrielem, a także i z Olgą.
Dzień się wydłużał, a więc słońcu więcej czasu zajmowało schowanie się za horyzontem. Była to miła odmiana po długich nocach. Gdy siedziałem z Gabrielem na ławce, a Olga bawiła się z Leo, zaczęliśmy lekką rozmowę.
— Powiedziałem o nas Oldze.
Prawie wyplułem soczek, który piłem.
— Nic ci nie jest? — spytał Gabriel.
— Następnym razem uprzedzaj, że masz coś do zakomunikowania — jęknąłem. Zabolało mnie gardło. — Wiesz… mogę się wtedy przygotować i nie zadławić soczkiem — spojrzałem na etykietkę. — Pysio. Wyobrażasz sobie jakby to wyglądało na moim nagrobku? Zmarł bo zakrztusił się Pysio.
Mój chłopak westchnął.
— W każdym razie — wróciłem szybko do tematu. — Jak to przyjęła?
— Nie ma nic przeciwko. Mamy jej błogosławieństwo — odpowiedział. — Poprosiłem ją, aby nikomu nie mówiła. Ale wiesz… od grudnia przychodzisz do nas często i sama zaczęła zauważać. Lepiej jej było powiedzieć prawdę.
— Rozumiem — pokiwałem głową. Olga właśnie rzuciła kijek Leo, a ten pognał za nim jak szalony. — W sumie lepiej ją przyzwyczajać do takich rzeczy. Mi nikt w dzieciństwie nie mówił, że panowie też się całują.
— A potem masz nagłą ochotę pocałować jakiegoś chłopaka, co? — zaśmiał się. — Tak, też przez to przechodziłem. Miałeś kogoś przede mną?
Roześmiałem się cicho.
— Nie, Gabriel. Miałem zauroczenia, silne zauroczenia, ale… — pokręciłem głową. — To z tobą pierwszy raz jestem w związku. A ty? Przede mną i Fabianem?
— Erm… w gimnazjum był taki kolega. Wiesz — pokręcił głową i roześmiał się do swych wspomnień. — Teraz nawet nie wiem gdzie do liceum chodzi. Ale rozumiesz, nie?
— Rozumiem. Niech będą przeklęci ci młodzi koledzy ze szkoły, którzy zmieniają twoją orientację — westchnąłem. Gabriel zaśmiał się wesoło.
Nie mogliśmy jednak za dużo czasu tu siedzieć. Gabriel musiał wracać z Olgą bo ona szła normalnie do szkoły, a Gabriel miał maturę. Ja na szczęście tej akurat nie pisałem.
Swoją drogą moje matury były bardzo niezręczne. Byłem już po pisemnym polskim, angielskim i matematyce. Z resztą jak wszyscy uczniowie. Teraz czekały mnie jeszcze dwa wyzwania — historia i geografia. Miałem jednak na to jeszcze trochę czasu.
Matury swoją niezręczność zawdzięczały dzięki Bazylemu. Złotooki wpadał na salę, pisał co musiał, a potem znikał i nie dawał znaku życia. Marek, mimo wszystko, próbował
z nim pogadać, ale Bazyli szybko go zbywał. Felicja i Emilia były bardzo zasmucone nagłym zachowaniem ich przyjaciela. Chyba jedynie mi nie było szkoda tego, że nie muszę rozmawiać z Bazylim.
Nie wiedziałem czemu, ale doszedłem do wniosku, że i Gerard się poddał. Poznałem to po jego zachowaniu, gdy tak się złożyło, że razem opuszczaliśmy salę po napisaniu polskiego. Oba jego kolory oczu straciły blask. Na początku myślałem, że to przez to, iż przestał być przewodniczącym, ale dotarło do mnie, że chodzi o Bazylego, gdy ten minął nas szybko, rozmawiając z kimś przez telefon i wsiadł do auta. Odjechał z piskiem opon.
— Bazyli się zmienił. — Smutne oczy obserwowały oddalający się pojazd.
Przyznał lekkim skinieniem głowy. Nie zdążyliśmy jednak porozmawiać bo przed nami pojawiła się urocza blondynka. Była wyższa ode mnie i to znacznie. Pomachała do Gerarda i podbiegła.
— Cześć! Jak matura? Opowiadaj! — pisnęła. — Och — spojrzała na mnie i poprawiła okulary. — Czy ja dobrze widzę?
Wskazałem na siebie i uniosłem brwi.
— Tak! — klasnęła w dłonie. — Jesteś jednym z tych Cudów! Czemu nie powiedziałeś mi, że znasz Siedem Cudów? — zarzuciła Gerardowi udając obrażoną. Chłopakowi do oczu wróciły płomyki i uśmiechnął się szeroko.
— Nie chciałem się chwalić.
— Jestem Helena — podała mi rękę, a ja ją uścisnąłem. — Ty musisz być… Nataniel?
— Tak — pokiwałem głową. Ego weszło na szczyty możliwości, gdy zdałem sobie sprawę, że jestem rozpoznawalny. — Skąd wiesz o Cudach?
— Helena jest kapitanem drużyny koszykarskiej — wyjaśnił Gerard, a Helena wytknęła język i mrugnęła radośnie ku mnie. — Oczywiście dziewczyn. I czyta Basket.
— Byłam pod wrażeniem — uśmiechnęła się. — Dobra, Gerard, czas na obiecaną herbatę?
— Oczywiście — odpowiedział. — Do zobaczenia, Nat.
Pożegnałem się, a oni ruszyli w stronę pobliskiej kawiarni. Ja musiałem jeszcze poczekać za Gabrielem.
Przestałem wspominać i przeciągnąłem się na ławce w parku. Leo siedział obok
i obserwował zbierające się dzieci z placu zabaw. Rodzice uznali, że już czas je zabrać do domu. Pomyślałem, że to całkiem dobry pomysł. Tym bardziej, że zaczynało się już ściemniać.
— Leo — zwróciłem się do psa. — Czas wracać…
Ledwo to powiedziałem mój pies wyrwał się i pognał za wiewiórką. Ona uciekała przed nim przez całą długość polanki, a ja zerwałem się z ławki i ruszyłem za nimi przeklinając to, że nie trzymałem smyczy. Jak mogłem być tak głupi?
Pobiegłem za nimi cały czas go wołając. W końcu rude stworzenie skryło się na drzewie, a ja dorwałem Leo. On szczekał jak szalony, ale w końcu go podniosłem z ziemi.
— Zwariowałeś, psie? — syknąłem.
Leo uspokoił się i chciałem odstawić go na ziemię, gdy usłyszałem głośne śmiechy. Uszy Leo poruszyły się, a ja zerknąłem w bok. Po ciemnej uliczce szło kilka osób. Spojrzałem zdenerwowany na Leo.
— Teraz cicho…
Szczeknął.
Oczywiście, westchnąłem w myślach. Osoby spojrzały w moim kierunku, a ja nieśmiało im pomachałem.
— Nat? — usłyszałem. Zza wysokich facetów wyłoniła się Emilia. Popatrzyliśmy po sobie chwilę, a potem wybuchła śmiechem. — Nie wierzę!
— Miło cię widzieć, Emilio…
— Dla ciebie to Królowa, prostaku! — warknął jeden z wysokich facetów.
— Spokojnie. To mój przyjaciel — uniosła dłoń. Podparła się pod biodra i pokręciła głową. — Mogę wiedzieć co tu robisz? Znowu?
— Goniłem psa — wyjaśniłem unosząc Leo. Oblizał pysk. — A ty, wasza wysokość?
— Organizuję Turniej — odpowiedziała. Ubrana była w krótką spódniczkę, która sięgała jej do połowy ud, bezrękawnik ze sporym dekoltem i beret, przypominający czapkę pilota, pod którym skryła większość włosów. — I dostałam kilka wyzwań. Muszę udowodnić nowicjuszom, że nie zadziera się Władcami.
Chłopacy wokół niej zachichotali.
— Świetnie — pokiwałem głową. — Świetny pomysł na relaks w trakcie trwania matur. Pozwól, że już sobie pójdę i…
— Nie — pokręciła głową. — Chcę z tobą porozmawiać. Możecie iść dalej. Przekażcie reszcie, że zaraz dołączę — zwróciła się do swoich „podwładnych”, a oni skinęli głową. Nieufnie spojrzeli jeszcze raz na mnie, a potem oddalili się. Emilia skinęła ku mnie palcem,
a ja westchnąłem w myślach.
Nie planowałem spotkać się jeszcze raz z Podziemiem. Prawdę mówiąc od września zdążyłem już to wydarzenie skasować z pamięci. W końcu uwierzyłem, że to był sen, a fakt iż Emilia, na co dzień uczynna uczennica, w trakcie pełnienia obowiązków Władcy Podziemia, przemieniała się w lolitkę, skryłem w odmętach mego umysłu.
A jednak stała tu teraz przede mną. Młoda, piękna, powiedziałbym, że wyzywająca. Zbliżyłem się do niej wraz z Leo. Czułem, że pies obronny może się przydać.
— Nat. Chciałabym z tobą porozmawiać o Bazylim — oznajmiła. Ojć. Pies obronny bardzo mi się przyda.
— Erm… w jakim sensie?
— Zauważyłam, że zachowuje się dziwnie. Marek powiedział mi, że się pokłócili, ale to znaczy, że jest zły na mnie i Felicję?
— Posłuchaj, Emilio — zacząłem powoli i odstawiłem Leo na ziemię. Ten czujnie rozglądał się za kolejnymi wiewiórkami. — Bazyli jest… jakby to ująć. Śliski typ.
— Śliski typ? — powtórzyła. — Te porównania do węża są już dziecinne…
— Nie, nie. Po pierwsze… węże nie są śliskie. Ich skóra po prostu odbija światło przez co wydają się być mokre i śliskie. A po drugie, Bazyli to diaboliczny władca marionetek, który swoimi manipulacyjnymi mocami, w sekrecie doprowadzał zawsze do tego co chciał osiągnąć, a każdy jego czyn był ukartowany, aby móc zbliżyć się do swojej ofiary, aby potem odciąć jej sznurki, dzięki temu postać staje się bezwartościową lalką, która nie może się poruszyć.
Emilia zamrugała oczami i otworzyła usta, a potem je zamknęła.
— Emilio — wziąłem głębszy wdech. — Bazyli jedynie bawił się w przyjaciela.
— Przez trzy lata? Szczerze śmiem w to wątpić — prychnęła. — Nie jestem głupia, zauważyłabym, gdyby był fałszywy.
— Ale na tym polega cały jego czar, Em. Nikt nie zauważył. Nawet Marek. Nawet ty, czy chociażby Felicja.
Emilia zmarszczyła czoło.
— Przejdźmy się — rzuciła i obróciła się na pięcie. Było już ciemno, zapaliły się światła latarni. Przełknąłem ślinę i podreptaliśmy z Leo zaraz za nią. Nie zrównałem się z nią, ale trzymałem się trochę z tyłu. Emilia wyglądała na zamyśloną i trochę złą.
— Wiesz, nie mam za dużo czasu… — Uprzejmie ją ponagliłem.
— Natanielu — zaczęła poważnie. — Nie chcesz chyba obrócić mnie przeciwko Bazylemu?
— Co? Ja nie…
— Bo wiesz. Co jeżeli to ty jesteś tym diabolicznym władcą marionetek? — spojrzała na mnie z nieukrywaną podejrzliwością. — Bazylego znam dłużej, a nasze relacje z nim zaczęły się psuć odkąd ty się pojawiłeś. Trzymałeś się cały czas tego samorządu, który tak źle potraktował Bazylego…
Zagotowało się we mnie. Emilia nie wiedziała o wszystkim, a docierała do błędnych konkluzji. Nie mogłem jednak powiedzieć jej całej prawdy. Znałem jej stosunek do gejów,
a gdybym powiedział, że całe zło Bazylego spowodowane jest nieodwzajemnioną miłością do Gerarda, mogłaby kompletnie urwać kontakt z Bazylim.
Z drugiej strony — czy tak nie byłoby dla niej lepiej? Jeżeli dalej będzie podążała ślepo za Bazylim będzie mógł to wykorzystać i ją skrzywdzić.
Jednak coś mi nie pozwalało poruszyć tego tematu. Może to, że sam byłem gejem?
A może to, że nigdy nie lubiłem się wcinać w czyjeś relacje nawet jeżeli miałoby to się zakończyć źle dla jednej ze stron.
— Dużo myślisz — przerwała moją wewnętrzną bitwę. — To jak jest, Nat?
Milczałem jeszcze moment, dobierając odpowiednie słowa.
— Emilio, mylisz się. Bazyli nie do końca wszystko opowiedział o samorządzie. Nie znasz całej historii.
— A jaka jest jej reszta?
— Ciężko mi o tym mówić. Nie powinienem… Uch. Nie zastanawiałaś się nigdy nad tym, że musiał być jakiś powód dla którego samorząd chciał się pozbyć Bazylego?
— Był bardzo dobrym członkiem samorządu, a oni mu podcinali skrzydła i…
— Cóż, to nie do końca prawda — przerwałem jej. Patrzyła na mnie uważnie. — Bazyli zrobił coś przez co samorząd był na niego zły. I dlatego potem ich opuścił.
— Co takiego zrobił?
— Hmm… rozsiewał plotki o Gerardzie. Bardzo złe plotki.
— Te, że kiedyś Gerard zabrał komuś pięć dych?
— Kto ci to powiedział? — spytałem zaskoczony.
— Bazyli.
— I wierzysz mu? Znaczy… wiem, że interesowałaś się Gerardem — oznajmiłem, a ona spłonęła lekkim rumieńcem. — Naprawdę Gerard w twojej szczerej ocenie może być taki zły?
Emilia zamilkła. Spuściła wzrok, ale maszerowała dalej. Widocznie rozmyślała uważnie nad tym co powiedziałem. Nie chciałem jej zranić prawdą, ale nie mogłem też jej dawać powodu, aby tkwiła w kłamstwie. To nie jest zdrowe.
Mówiąc o zdrowiu, musiałem przebadać mój słuch, bo właśnie dotarło do mnie, że od jakiegoś czasu słyszę podekscytowane głosy i odgłosy rolek. Drgnąłem lekko i przyciągnąłem do siebie Leo.
Pojawiliśmy się na placu, gdzie stało kilka ramp oświetlonych blaskiem halogenów. Pojawiło się tu sporo młodzieży, znacznie więcej niż we wrześniu. Dla bezpieczeństwa podniosłem mojego psa i schowałem go do bluzy, aby nikt go nie przejechał. Wystawał mu teraz tylko pysk.
— Em… — zacząłem powoli.
— Och, już jesteśmy? — zdziwiła się i uniosła głowę. — Czas założyć rolki. Dołączysz do nas?
— Niespecjalnie — pokręciłem głową. — To raczej nie są moje klimaty, a…
— Królowo — podjechał do nas chłopak w wieku… nie wiem. Dałbym mu piętnaście lat, ale to nie przeszkadzało mu mieć tatuaży, tunelu w uchu i wielkiej czapki, w której spokojnie bym utonął. — Ten chuj znowu chce cię wyzwać.
Emilia pokręciła głową.
— Durny Azjata. Dawać go tu — spojrzała na mnie. — Czuję, że będziesz zaskoczony.
Uniosłem brwi, a młodziak odjechał. W tym czasie Emilia wyjęła z plecaka rolki
i dokładnie je zawiązała. Wyglądała trochę jak współczesny kopciuszek przymierzający idealnie pasującego pantofelka. Zwłaszcza, gdy część jej złotych włosów wydostało się spod beretu i zasłoniło jej policzek.
Gdy tylko się wyprostowała podjechała do nas kolejna postać. Z początku widziałem tylko kontur, bo halogen nie pozwalał mi zobaczyć kto to. W końcu zmrużyłem oczy
i przystawiłem dłoń do czoła.
— Ty…? — zamrugałem oczami. Przede mną stał Aleks. A właściwie podjechał do nas na rolkach.
— Konichiwa, Nat! — skłonił się. — Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
— Ja ciebie też nie — odpowiedział. — Zaraz, zaraz — spojrzałem na Emilię. — To jest ten „durny Azjata”?
— Nazywasz mnie „durnym Azjatą”? — prychnął Aleks. Emilia wyprostowała się, ale dalej była niższa od mojego japońskiego przyjaciela.
— Tak. Już trzeci rok z rzędu próbujesz mi odebrać tytuł. Nie dopuszczę do tego.
— Trzeci… trzeci rok? — patrzyłem pytająco to na jedno to na drugie. — Trzeci?!
— Nie lubię, gdy jesteś taki pewny siebie — stwierdziła Emilia, ignorując moje pytanie.
— A ja nie lubię kotów. Przyjmujesz moje wyzwanie? — uśmiechnął się szeroko.
— Tak. Mam nadzieję, że wybiję ci z głowy tę myśl o zwycięstwie — prychnęła.
— Myślałem, że się nie lubicie — stwierdziłem. — I, że poza szkołą nie rozmawiacie, a…
— A…? — unieśli brwi, tym razem mnie słysząc.
— Myślałem, że go nie lubisz bo jest… gejem.
Popatrzyli po sobie i wybuchli śmiechem.
— To, że on jest gejem jest najmniejszym moim zmartwieniem — wyjaśniła Emilia. — Dupek chce mi odebrać tytuł Władcy.
— Ale… mówiłaś, że bycie gejem jest złe! — przypominałem jej.
— Tak mówiłam? Dużo gadam — wzruszyła ramionami. — Tego dupka nie lubię bo jest moim rywalem w Podziemiu.
— Możesz przestać nazywać mnie „dupkiem”? Już wolałem „durny Azjata”.
— Dobra, durniu — odpowiedział hardo i spojrzała mu prosto w oczy. — Za pięć minut na rampie. Przygotuj się na porażkę.
Tą słodką groźbą nas pożegnała i odjechała. Dalej stałem jak wryty, a potem przeniosłem wzrok na Aleksa. Wzruszył ramionami.
— No co?
— Czemu mi nie powiedziałeś? — zapytałem.
— A ty czemu mi nie powiedziałeś, że jesteś gejem? — odparł.
Drgnąłem przerażony i rozejrzałem się dookoła, bojąc się, że ktoś mnie usłyszy.
— Co…?
— Daj spokój, Nat — wzruszył ramionami. — Domyśliłem się już daaaaawno. I te amory nad tobą i Gabrielem. Że tak powiem… that’s obvious, girl.
— Nie mów nikomu… — szepnąłem speszony.
— Nikomu nie mówiłem. Poza Szymonem. Ale on głupi nie jest, sam się domyślił — wyszczerzył zęby. — Hej, Nat! — klepnął mnie w plecy. — Nie dołuj się! To nie koniec świata, że się dowiedziałem. Najważniejsze, abyś ty się dobrze czuł. Twój sekret jest u mnie bezpieczny.
— Dzięki — odpowiedziałem cicho. — To… wyzywasz Emilię od trzech lat?
— Tak. Ale jest silna, skubana.
— Dlaczego tak bardzo chcesz ją pokonać?
— Bo to da mi tytuł Władcy. A co za tym idzie — zdobędę respekt. — Aleksander popatrzył po zgromadzonych. Większość paliła i gadała głośno. — Chcę zdobyć respekt jako gej. Wtedy na pewno nie będą się już ze mnie śmiać. Rolki to dla tych ludzi wszystko, dlatego wiem, że nieważne kto zostaje Władcą, ma szacunek. Jednak od kilku lat obecni Władcy zostają niepokonani. Emilia, o dziwo, jest najsłabsza z nich wszystkich. Dlatego jedynie z nią mam szanse.
— Na czym więc polega twoje wyzwanie?
— Skoki na rampie połączone z akrobacjami. Kto dobije wyżej i zrobi więcej akrobacji. Trudne zadanie, ale mogę pokonać Emilię.
— Ostatnie pytanie z puli. Szymon wie?
— Ech… uch… — To mi wystarczyło za odpowiedź, a więc pokiwałem głową. Aleksander zakłopotał się, a potem został wezwany do stawienia się przy rampie. Powitało go buczenie i gwizdy. Najwidoczniej młodzi tutaj niekoniecznie byli tolerancyjni. Obserwowałem cały ich pojedynek z odległości.
Na początku oboje nabierali prędkości, aby potem skakać jak najwyżej. O ile trzymałem kciuki za Aleksa, to musiałem przyznać, że w tej konkurencji Emilia wyglądała jak profesjonalistka. Wzbijała się wysoko, potrafiła się obrócić, zakręcić i wylądować,
a potem jechać dalej nabierając coraz większej prędkości.
Cały pojedynek nie trwał nawet pięciu minut, a już było jasne kto wygrał. Emilia utrzymała tytuł Królowej, a Aleks odjechał w park, znikając w ciemności. Chciałem go jakoś pocieszyć, ale nie miałem na to czasu. Zdałem sobie sprawę, że jeżeli zaraz nie wrócę do domu, mogłem słono tego pożałować.
Odwróciłem się i zostawiłem za sobą Podziemie, które świętowało utrzymanie się na pozycji przez Emilię.

***

Ciepłe, wiosenne słońce w końcu stanowiło dla mnie nagrodę. Matury zostały zakończone. A to oznaczało, że czekały mnie cztery miesiące słonecznych wakacji. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Czułem się dobrze, bo większość matur nie była wyzwaniem, a na dodatek czas wolny mogłem spędzać ze swoim chłopakiem.
Często u niego bywałem, razem gotowaliśmy, bawiliśmy się z Olgą, a gdy spotykaliśmy tylko we dwóch, nie mogliśmy się powstrzymać od uprawiania seksu. Czułem się z tym trochę dziwnie, ale i bardzo dobrze. Nie wiedziałem, że tyle czasu wolnego może opływać w taką przyjemność.
Gdy trochę znudziliśmy się czterema ścianami, wychodziliśmy na dwór, aby pograć w kosza. Pogoda nam sprzyjała, a nasze treningi zostały przeniesione z hali na otwarte boiska. Nawet Cyrusowi się ten pomysł spodobał i twierdził, że upał zwiększy naszą efektywność. Co szło za tym misternym zdaniem? Nie wiedzieliśmy.
Wiedzieliśmy za to, poza Dawidem, że jego dziewczyna Lidia organizuje mu urodzinową imprezę niespodziankę. Wiązało się to jednak z przeniesieniem nad morze. Cała drużyna ten pomysł przywitała z dużą aprobatą, głównie ze względu na falę upałów
i zasłużony odpoczynek po maturach. Jedynie Ariel nie mógł jechać, twierdząc, że trzymają go w Warszawie bardzo ważne sprawy rodzinne. Naprawdę nikt nie chciał być wścibski, ale moja ciekawość połączona z plotkarstwem Filipa, sprawiał, że jadąc pociągiem przegadałem
z nim o tym prawie pół godziny. Gabriel rzucał mi wtedy znudzone spojrzenie, ale nie powstrzymało mnie to przed dowiedzeniem się czegoś więcej o Aurelim.
Był jednym z Cudów, a także regularnym graczem, ale wiedziałem o nim niewiele. Często się uśmiechał, często się śmiał i żartował. Służył dobrą radą i właściwie dla nas wszystkich był jak starszy brat. A jednak jego sprawy rodzinne były zawsze tematem tabu. Rozumiałem, że może nie chciał o tym gadać, ale gdy tylko ktoś poruszał ten temat radość
w jego oczach bledła.
Dlatego jechaliśmy do Władysławowa w składzie ja, Gabriel, Marek, Filip, Cyrus, Roksana, Bianka, Samson, Dawid i Lidia. Dziesięć osób, które dobrze się znały i miały sporo ze sobą wspólnego. Jedynie Bianka była nowa, ale całkiem sympatyczna i przyjazna.
Morze powitało nas lekką bryzą, ale i piekącym słońcem. Jeszcze pierwszego dnia wszyscy wyszliśmy na plażę, aby móc odetchnąć po długiej podróży. Poza tym myśl, że będę w towarzystwie swoich nieprzyzwoicie przystojnych przyjaciół z drużyny, którzy na pewno nie będą bez koszulek, wprawiała mnie w radość.
Jednak jak się okazało, dalej najpiękniejsze pozostawało dla mnie ciało Gabriela. Dobrze, że mieliśmy wspólny pokój.
— Jest cudownie — westchnęła Roksana.
— Cudownie — powtórzył Filip opuszczając okulary przeciwsłoneczne, aby lepiej móc się przyjrzeć pozostałym dziewczynom w strojach kąpielowych. — Raj…
— Uch… ale gorąco. — Bianka otarła spocone czoło. Jej blada skóra wyglądała niezdrowo w świetle słońca, ale dawałem jej kilka dni by się opaliła. — Napiłabym się chłodzonej herbaty…
— Pójdę po nią. — Cyrus powstał z ręcznika jak na zawołanie. Zrobił to w mgnieniu oka.
— Och, Cyrus, nie chcę robić kło…
Ale nasz kapitan już lekkim truchtem biegł w stronę budki z przekąskami. Wszyscy panowie wymienili ze sobą spojrzenia. Cyrus właśnie spełniał czyjąś zachciankę. Nawet nie wyobrażam sobie co by było gdyby to któryś z nas zasugerował, że chce mu się pić. Cyrus zarządziłby dla nas wszystkich bieg po plaży.
Wieczorem zorganizowaliśmy małą imprezę dla Dawida, który obchodził swoje, trochę spóźnione, ale zawsze, dziewiętnaste urodziny. Nie obyło się bez piwa i wódki. Wbrew naszym oczekiwaniom, Cyrus nie wypił za wiele. Kontrolował się, najwidoczniej pamiętając (lub nie) swoje zachowanie z ośrodka sportowego w Karpaczu.
Dawid bawił się przednio, ale o dziwo i on nie spożył za dużo alkoholu. Za to Filip
i Marek przebili wszystkich. Byli już skłonni do tego, aby wyjść na balkon, rozebrać się
i zacząć tańczyć. Powstrzymał ich od tego Gabriel i Samson.
Samson z kolei siedział cicho jakby coś go trapiło. Wiedziałem o jego wahaniach odnoszących się Roksany i zakładałem, że to był główny problem. Ale nie miałem jak z nim
o tym porozmawiać ze względu na to, że sama rudowłosa była w pokoju.
Cyrus zabronił jej pić, ale ona zgromiła go wzrokiem. Potem Bianka obiecała, że będzie się nią opiekować i kapitan spuścił trochę z tonu.
Siedząc w kręgu, w pokoju Dawida i Lidii, czułem się naprawdę dobrze. Nie potrzebowaliśmy dużo miejsca, aby świetnie się bawić. W gronie dobrych przyjaciół miałem ochotę powiedzieć im o moim związku z Gabrielem, ale cały czas się powstrzymywałem.
Z całego towarzystwa na pewno wiedział o nas Marek. Cyrus mógł się domyślać, ale reszta? Według zasad Cyrusa mieli być tolerancyjni, ale z tym różnie bywało.
— Pośpiewajmy! — zaproponował Filip. — Raaaaj, którego nocą pragniesz tak, jak ja, to niebo to raaaaaj…
— Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że ta piosenka jest o kimś — stwierdziłem. — Nie potrafię tylko skojarzyć z kim?
— Z kimś kto ma skrzydlate ręce? — podsunął Marek.
— W ogóle co to znaczy, że ktoś ma skrzydlate ręce? — spytał Filip. — Ani tym walić, ani się podrapać…
— Ale można latać — zauważyła Roksana. — Ach, latać…
— Ko, ko, ko, ko… — zaświergotał Filip. Większość osób jęknęła. — No co, no? Euro!
— Och, to będzie porażka — westchnął Dawid.
— Nie bądź już takim pesymistą — zaśmiał się Marek. — Myślę, że mamy szansę wyjść
z grupy.
Dawid wzruszył ramionami.
— Jakoś nigdy nie lubiłem piłki nożnej. Ale do strefy kibica się wybiorę. Co ty na to? — spojrzał w stronę Lidii. Ona nerwowo zamieszała w swoim drinku.
— Jeżeli nie będę miała egzaminów…
— Ach, no tak. Sesja — uśmiechnął się Dawid. — Czasami zapominam, że jesteś studentką.
— Umawiasz się ze starszą dziewczyną — pokiwał z uznaniem Filip. — Gratuluję, młody Padawanie.
Lidia zaśmiała się, a Dawid objął ją mocniej i pocałował w skroń. Chciałbym, aby była możliwość takiego gestu między mną a Gabrielem.
— Mam dla ciebie niespodziankę — szepnął do mnie mój chłopak, gdy reszta zaczęła dyskutować o szansach reprezentacji Polski. — Później ci powiem.
Nie lubiłem, gdy to robił. Jedynie podsycał moją ciekawość, a tej miałem sporo.
Całe przyjęcie urodzinowe zakończyło się koło drugiej w nocy, gdy stwierdziliśmy, że nasze organizmy potrzebują jednak trochę snu, aby zrównoważyć alkohol. Dopiero wtedy rozeszliśmy się do swoich dwuosobowych pokojów.

***

Dawid siedział sobie przy łóżku z zamkniętymi oczami i bawił się plastikowym kubkiem w swojej dłoni. Jego głowa spoczęła na pościeli. Nie spał, ale też nie do końca był rozbudzony. Wszyscy goście opuścili już pokój jego i Lidii. Musiał przyznać, że to były jego najlepsze urodziny. W gronie przyjaciół i dziewczyny, którą… cóż, nie lubił tego słowa, bo zawsze był twardzielem, ale kochał ją.
Wydawało mu się, że jego dwie wcześniejsze dziewczyny w liceum były tymi jedynymi, ale w porównaniu z Lidią, tamte nawet nie dorastały do pięt jego pięknej japońskiej dziewczynie. Jej śniada skóra, świecące czarne oczy, włosy, które zawsze pachniały jak deszcz. I jak każdy chłopak, zwracał uwagę na piersi. A Lidia naprawdę miała czym się pochwalić, przez co jego młodzieńcza wyobraźnia galopowała.
Tym bardziej jak widział ją dzisiaj tylko w stroju kąpielowym na plaży. Naprawdę ciężko mu było ukryć jak bardzo oszołomił go jej widok.
Chciał dużo. Chciał wiele. Chciał więcej niż mógł obecnie zdobyć.
Lidia właśnie brała prysznic. Ile by dał, aby móc znaleźć się teraz obok niej. Pragnienie rozsadzało go od środka, a spożyty alkohol nie pomagał. Jednak odkąd zaczęli umawiać się w grudniu do dnia dzisiejszego nie zrobili żadnego kroku w kierunku seksu.
Czemu? Bo oboje byli skrzywdzeni w przeszłości i nie chcieli się spieszyć. Tym bardziej, że Lidia była o dwa lata od niego starsza, a przez to — bardziej poważna. Nie chciał, aby o nim myślała, że jest smarkaczem dlatego starał się być dojrzały jak tylko mógł. Zaczął ubierać się lepiej, bardziej dbać o swoją higienę. Wszystko po to, aby nie miała go za dzieciaka.
— Dawid — usłyszał. Przekręcił głowę w stronę drzwi od łazienki, gotowy zająć jej miejsce. Chciał się do niej uśmiechnąć, ale zapomniał jak to się robi, gdy dotarło do niego to co ujrzał.
Na początku obraz trochę go ogłuszył, pojawiły się gwiazdki. Ale gdy złapał oddech, stwierdził, że Lidia stoi w drzwiach do łazienki jedynie w bieliźnie. Dłońmi zasłaniała swoje piersi, a jej policzki płonęły rumieńcem.
Dawid upuścił plastikowy kubeczek, który odturlał się od niego. W pokoju panowała cisza.
— Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Dawid — szepnęła cicho. Prawie jej nie słyszał. Prawie nie dotarło do niego, że coś mówi, gdyby nie to, że widział jak porusza ustami.
Podniósł się z podłogi i powoli się do niej przysunął. Chłonął jej piękne, drobne ciało swoimi oczami i nie mógł wyjść z wrażenia. Była najcudowniejszą istotą jaką kiedykolwiek wiedział. Czuł się taki niemęski, gdy poczuł jak na niego wpływa. Poczuł się jak niewolnik, gdy jej czarne, speszony oczy obserwowały jego ruchy. A jego najświętszym celem było teraz udowodnienie jej, że wybrała właściwego faceta.
Z krępacją przyłożyła dłonie do jego klatki piersiowej ujawniając swoją własną. Dawid teraz miał nogi jak z waty.
— Przestań się tak na mnie patrzeć — wyszeptała skrępowana.
— Nie mogę. Jesteś piękna — odpowiedział. Przejechał dłonią po jej policzku, po ramieniu i długości ręki. — Chcesz tego?
Jej mokre włosy pachniały ziołowym szamponem. Ciało pokryte było zapachem mydła i słodkiego kremu. Pozwoliła sobie na trochę więcej i wjechała dłońmi pod jego koszulę. Wyczuła jego spięte mięśnie.
— Chcę ciebie — odpowiedziała.
Dawid nie musiał wiedzieć niczego więcej.

***

Od razu po zamknięciu drzwi zacząłem rozpinać guziki koszuli Gabriela. Zaśmiał się lekko i przekręcił klucz.
— Nat, spokojnie. Jeszcze muszę się czymś pochwalić — złapał mnie za ręce i zatrzymał moje usilne rozbieranie go. Widziałem teraz jego klatkę piersiową i próbowałem się nie oblizać.
— Powiedz, że to coś jest w twoich spodniach.
— Też. — Wyglądał na zadowolonego z mojej ekscytacji. — Ale jeszcze jedna sprawa. Zgadnij kto wylosował dwa bilety na mecz otwarcia?
Na początku zamrugałem oczami i przekrzywiłem głowę.
— Nie — zacząłem powoli. — Nie. Nie mów…
Pokiwał głową z radością.
— Mam nadzieję, że nie masz planów ósmego czerwca?
— Zapraszasz mnie?
— Oczywiście, że tak — pokręcił głową i wywrócił oczami. — A z kim miałbym iść?
Pokiwałem powoli głową. Przesunąłem się z nim w głąb pokoju i pchnąłem go na łóżko. Uśmiechnął się drapieżnie i pozwolił mi działać, gdy ściągałem z niego koszulkę,
a potem dobrałem się do rozporka. Nie wiedziałem czy to był mój okres godowy, ale wszystko na to wskazywało. Mieszanina jego męskiego zapachu, alkoholu, ciepła i wakacji wpływała na to, że chciałem go wciąż i wciąż. Nie potrafiłem wyrzucić z wyobraźni jego nagiego ciała. Cholera, nawet mi to nie przeszkadzało!
— Jestem od ciebie wyższy — sapnął Gabriel, gdy całowałem jego szyję. — Czemu czuję się zdominowany?
— Bo wzrost to nie wszystko — odparłem. Całowaliśmy się namiętnie, gdy zza ściany usłyszeliśmy głośne jęki i krzyki przyjemności. Oderwaliśmy się od siebie i popatrzyliśmy sobie w oczy, a potem przekierowaliśmy wzrok na ścianę.
— Lidia…? — spytałem jakbym miał tam znaleźć odpowiedź.
— Och… — wykrztusił Gabriel. — Chyba… dała Dawidowi prezent urodzinowy.
— Dała Dawidowi. Kropka — stwierdziłem. Popatrzyliśmy po sobie zaśmieliśmy się cicho.
— Jesteśmy okropni.
— Nie mogę się skupić — szepnąłem, krztusząc się ze śmiechu.
— Ja też nie.
Opadliśmy na łóżko i próbowaliśmy się nie śmiać. Jednak jęki Lidii były przytłaczające, aż w końcu poczuliśmy coś na wzór lekkiej odrazy.
— Nas też tak będzie słychać? — spytałem.
— Pff. Na pewno. Jesteśmy głośniejsi i uprawiamy o wiele lepszy seks niż nasi znajomi.
— Grunt to dobra samoocena — przyznałem. Popatrzyliśmy sobie w oczy i znów zaczęliśmy się całować. — Musimy być cicho…
— To niewykonalne — odparł.
— Lidia i Dawid wszystko zagłuszą — uśmiechnąłem się wesoło.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, "durny azjata" w podziemiu ciekawe jak dobrze się ukrywał... ale też widać, że Bazyli tak jakby odpuścił bo po tym jak gerard podarował mu ten trybik do pierwszego zegarka to tak jakby chciał go znaleźć porozmawiać... Nataniel w postaci takiego dominującego cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń