CZĘŚĆ
PIERWSZA
DUSZA
PROLOG
Nataniel
Dźwięk odbijanej piłki był na swój sposób
uspokajający. Przyjemnie mi się kojarzył. Ze starymi czasami, w których jako
jeden z fundamentów drużyny zdobywałem mistrzostwo miasta. Gdzie wraz z
przyjaciółmi świętowałem zwycięstwa i razem smuciliśmy się po porażkach. Gdzie
nasza siódemka została nazwana „Cudami”.
Nie tęskniłem za sławą. To nie o to
chodziło. Tęskniłem za tym, że razem z drużyną, mimo iż teraz już nie byliśmy
przyjaciółmi, działaliśmy wspólnie. Mimo różnic w charakterze, parliśmy do
przodu. Razem, mimo różnic.
Te czasy jednak się skończyły prawie rok
temu. Gdy teraz stałem sam, w ten ciepły, kwietniowy wieczór, pragnąłem cofnąć
się w czasie. Wtedy było dobrze…
Na dodatek, odkąd razem z Gabrielem
przestaliśmy być parą, kompletnie przestałem się uśmiechać. Przez ostatni rok
wydarzyło się tyle, że zapominałem, co to szczęście i znów zwracałem się ku
ponurym myślom. Tak bardzo bym chciał, aby pojawił się tu Marek i doradził. On
zawsze potrafił znaleźć jakieś pozytywne rozwiązanie w takich momentach. Zawsze
potrafił pocieszyć. A jednak…
Koszykówka straciła dla mnie sens. Nie
byłem częścią drużyny, nie miałem z kim grać. Teoretycznie na studiach byłem
kapitanem drużyny, ale nasze treningi dawno się skończyły, bo w przeciągu roku
akademickiego graliśmy dotychczas dwa razy. Oddalałem się od sportu, który
pokochałem. Czułem się prawie tak źle jak po zerwaniu z Gabrielem.
Powoli zachodziło słońce, nadając
otoczeniu niebezpiecznego klimatu. Kilka latarni oświetlało boisko i zwabiały
robaki, ogłupione przez ich blask. A ja stałem pod koszem i rzucałem długi
cień, który zdawał się być o wiele szczęśliwszy niż ja.
Westchnąłem ciężko i zatrzymałem piłkę w
dłoniach.
Nie było ciekawie.
Usłyszałem czyjeś kroki i trzask bramki o
ogrodzenie. Metalowa siatka zadrżała. Obróciłem się za siebie. Zdałem sobie
sprawę, że w tej części parku, o tej godzinie może być niebezpiecznie.
Oczywiście, że o tym nie pomyślałem, krążąc we własnych troskach.
Jednak ku mnie zmierzała dobrze mi znana,
wysoka postać. Wraz z nią wróciła cząstka dawnych wspomnień.
— Nat? — zapytał szczerze zaskoczony.
Skinąłem głową.
— Dawid — odpowiedziałem jego imieniem. —
Co tu robisz?
— A ty? — zdziwił się, zbliżając się do
mnie. Miał prawie dwa metry wzrostu i gdy się zatrzymał, musiałem zadrzeć głowę
ku górze. Zapomniałem jak wysoki był. — Niebezpiecznie jest chodzić po parku
wieczorem. Zwłaszcza dla kogoś, kto lubi się pakować w kłopoty.
— Ja nie pakuję się w kłopoty —
odpowiedziałem. — Rzadko kiedy je mam.
— A wtedy jak cię zaczepiły dresy?
Zaśmiałem się.
— To było tak dawno temu… Prawie o tym
zapomniałem.
Dawid pokiwał głową i przyjrzał się mi.
Jego śniada skóra dobrze współgrała z czarnymi włosami i ciemnymi, niebieskimi
oczami. Jednak na twarzy brakowało mi tego dobrze znanego zadziornego uśmiechu
młodego koszykarza, który wie, że jest dobry w tym co robi.
— Wyglądasz na przygnębionego, Nat —
ocenił w końcu. — Czy po prostu zawsze tak wyglądałeś?
Znów się zaśmiałem. Odbiłem piłkę kilka
razy.
— Rozstałem się z Gabrielem… — rzuciłem
cicho. Dawne Młode Wilki wiedziały o naszym związku. Dowiedzieli się
przypadkiem w ostatniego Sylwestra. Żadne jednak nie robiło z tego problemu. No
może poza Filipem, ale on zawsze robił problemy. Nie wiedziałem jak do tego
podchodził Dawid, ale nie chciałem przed nim niczego ukrywać. W końcu to nie
miało sensu i tak by się dowiedział.
— Przykro mi — odpowiedział i odwrócił
wzrok. — To tak jak ja z Lidią.
— Co? — Szczerze się zdziwiłem. — Co? Jak
to? Przecież byliście idealni!
Dawid wzruszył ramionami.
— Nie wiem czy pamiętasz jak mówiłem, że
ja i Lidia mieliśmy za sobą kilka związków, które nie wypaliły…?
— Pamiętam.
Pamiętałem wszystko co mówili do mnie moi
przyjaciele.
— Zawsze kochała kogoś innego — burknął
smutno i kopnął mały kawałek żwiru, który niezdarnie poturlał się w stronę
siatki. Dawid wyglądał na załamanego.
— To okropne — stwierdziłem. — Jak się
czujesz?
— Nie najlepiej — wyznał ciężko. — Na
dodatek miałem się dziś spotkać z Filipem, ale zapomniał.
— Cały Filip.
— Nie, to nie tak — pokręcił głową. —
Ostatnio nie mam z nim dobrych kontaktów. Jest ciągle zapracowany, wiesz?
— Słyszałem, że ma wiele sesji zdjęciowych
— przyznałem. — Lubi zasypywać ścianę na Facebooku… sobą.
Dawid roześmiał się.
— Tak, to Filip. No, w każdym razie
szwendam się bez celu, bo nie mam co ze sobą zrobić. Rozumiem, że ty też nie
masz co ze sobą zrobić?
— Nie — pokręciłem głową. — Normalnie bym
poszedł gdzieś z Gabrielem, ale… — podrapałem się po głowie. — Przepraszam,
pewnie nie chcesz o tym słuchać.
— Czemu?
— No bo… on i ja… wiesz — odchrząknąłem. —
Związek.
— Nie mam nic przeciwko temu — Wzruszył
ramionami. — Poza tym jesteśmy Cudami. Powinniśmy się wspierać, prawda?
Uśmiechnąłem się do Dawida, a potem
uniosłem piłkę.
— Chcesz się trochę wyżyć?
Na twarz Dawida wrócił zadziorny uśmiech.
— Dlatego zawsze ciebie lubiłem, Nat — Podwinął rękawy koszuli na znak gotowości.
— Naprawdę? — zakręciłem piłkę na palcu. —
Myślałem, że nie chciałeś, abym był w drużynie.
— Miałem swoje wątpliwości — przyznał, a
potem podałem mu piłkę. Ledwo ją złapał. Prychnął z uznaniem. — No, proszę…
Twoje podania są jeszcze szybsze.
— Nie próżnowałem — rozmasowałem ramię.
Ponownie prychnął pod nosem, a potem
przyjął pozycję do ataku. Odbił kilka razy piłkę. Poczułem silne uderzenie
adrenaliny. Dawno się tak nie czułem. Teraz jednak patrząc w oczy jednego z
dawnych przyjaciół, w których widziałem swoje podekscytowane odbicie, pragnąłem
pograć w dobrego kosza. Jego oczy były przepełnione bólem, ale i ekscytacją. W
końcu zaatakował i ruszył na kosz, ale szybko wybiłem mu piłkę z dłoni.
— Już zapomniałem jak irytujący potrafisz
być z kradzieżą piłki — warknął i pobiegł po nią, a potem znów ją kilka razy
odbił.
— Uznam to za komplement — wyprostowałem
się i otarłem czoło frotką.
Dawid znów się uśmiechnął i ruszył do
ataku, ale tym razem mnie wyminął i bez większych problemów doskoczył do kosza
i wykonał perfekcyjny wsad. Zawisł chwilę w powietrzu, a potem się puścił i
wylądował niedaleko mnie.
— Twoja kolej.
— Mam atakować kogoś, kogo nazywają
„Mistrz Obrony”? — uniosłem brew. — Chyba spasuję…
— Nie możesz się poddawać, Nat! Walcz! —
podniósł piłkę i odbił ją kilka razy, a potem podał do mnie. Złapałem ją bez
problemu. — Walcz!
Mimo iż próbowałem, Dawid był o wiele
lepszy. Zawsze dzieliły nas lata świetlne, gdy chodziło o koszykówkę. Jednak
nie poddawałem się. Dawid zachęcał mnie do gry i prowokował, abym dał z siebie
wszystko. Czułem, że żyję.
Zauważyłem, że jemu i mi przydał się ten
one-on-one. Szybki mecz, w którym zapomina się o swoich problemach. Zatapia się
w fizycznej przyjemności rywalizacji między przyjaciółmi. Nie zdobyłem żadnego
punktu, ale też nie pozwoliłem na to, aby Dawid zdobył ich dużą ilość. On i ja
zawsze byliśmy defensywą drużyny.
Po prawie godzinnej grze opadliśmy na
ławkę, która stała zaraz przy boisku. Dawid oddychał ciężko i odchylił głowę do
tyłu. Ja z kolei milczałem i próbowałem złapać mój oddech. Moja kondycja była o
wiele lepsza niż na początku mojej przygody z koszykówką, ale dalej byłem mniej
wytrzymały od Dawida.
— To było dobre — westchnął w końcu. —
Dzięki.
— Prawie jak dobry seks — przytaknąłem i
ponownie otarłem czoło, a Dawid zaśmiał się.
— Bez porównania. Sorry, że pytam, ale co
się stało między tobą i Gabrielem?
Uśmiechnąłem się blado.
— Nie chcę o tym gadać.
— Rozumiem, spoko! — zapewnił szybko. —
Nie chciałem być wścibski, czy coś.
— Nie gniewam się. Właściwie to fajnie, że
mogłem z tobą zagrać. Dawno z nikim nie grałem…
— Taaa… ja też nie — pokiwał powoli głową.
— Filip jest zajęty tym całym byciem modelem, Ariel wyjechał do Niemiec…
Gabriel, no cóż, sam wiesz co u niego. A Cyrus…
— A Cyrus zajęty jest przez Elementaris… —
dokończyłem za niego. Cyrus odnosił sukcesy sportowe, formując najsilniejszą
drużynę studencką. Stał na jej czele i jako kapitan szybko zyskał sławę w całym
mieście. On, Bruno, Krystian, Maksymilian i Norbert byli obecnymi gwiazdami
koszykówki.
Bolało nas trochę to, że Cyrus zostawił
nas i szedł dalej. Zupełnie jakby dostrzegł talent w innych. Jednak starałem
się wierzyć, że Cyrus miał swoje powody. W końcu znaliśmy go nie od dziś. Był
wymagający, silny, ale nigdy okrutny dla przyjaciół.
Prawda była też taka, że po śmierci Marka,
Cudy nie potrafiły się odnaleźć w nowej rzeczywistości i każde z nas poszło w
swoim kierunku. Cyrus, dalej wierny koszykówce, po prostu szedł w obraną przez
siebie trasą.
— Byłem ostatnio na ich meczu. Roznieśli
przeciwników. — Dawid powiedział to z uznaniem. — Aż zachciałem tam być… Wśród
nich. Znów to poczuć.
— Zgłoś się do Cyrusa. Na pewno zgodzi się
na to, abyś dołączył do Elementaris…
— Sam nie wiem. A ty?
— Ja co?
— Nie chciałbyś do nich dołączyć? —
spytał.
Zaśmiałem się.
— Ja? Nie jestem tak dobry jak oni.
— Zawsze miałeś mało wiary w siebie, co
Nat? — przeciągnął się. — Jesteśmy Cudami.
— Byliśmy — poprawiłem go.
— Auć! To bolesne, że tak to wypominasz —
podrapał się po głowie. Jego spojrzenie teraz było znużone. — Idziemy coś
szamać?
— Teraz?
— Nie jesteś głodny? Ja zgłodniałem —
przyznał i poklepał się po brzuchu. — Chodź. Ja stawiam.
— Łał, jesteś bardziej szczodry niż cię
zapamiętałem.
— Proszę, co? — spytał, wstając z ławki.
— Nic. Miło, że chcesz mi zafundować
jedzenie. Przyznam się, że zgłodniałem.
Schowałem piłkę do mojej torby i razem z
Dawidem opuściliśmy teren boiska. Szliśmy teraz spokojnym krokiem przez park,
delektując się ciszą. Jak na tak ciepły wieczór, było tu mało ludzi. Zacząłem
się zastanawiać czy usłyszę dobrze mi znany odgłosy rolek, ale nic takiego nie
zakłócało spokoju. Dawno nie czułem się tak dobrze.
Dawid kupił mnie i sobie po zapiekance.
Jedliśmy je w ciszy, kierując się nieświadomie w stronę mojego domu.
— Dotarło do mnie, że mieszkasz daleko —
przypomniało mi się i spojrzałem na Dawida. Uśmiechnął się blado i zgniótł w
dłoniach podstawkę do zapiekanki. Oblizał palec z ketchupu. — Co robisz tutaj o
dziesiątej wieczorem?
— Dobra, nie ma co cię okłamywać —
westchnął i zatrzymał się. — Chciałem z kimś pogadać. Z kimś spędzić czas. I… —
zawahał się, obserwując mnie. — Tylko ty przyszedłeś mi do głowy.
To było dla mnie wielkie pochlebstwo.
Zwłaszcza, że ktoś z mojej przeszłości tak dobrze mnie zapamiętał i pragnął się
spotkać. Dawida widywałem, to fakt, ale nigdy nie mieliśmy zażyłych kontaktów.
Teraz jednak, pojawiała się szansa, aby to nadrobić. W końcu, co w tym złego?
— Dzięki, to miłe — odpowiedziałem w
końcu, gdy zobaczyłem, że zaczął się stresować milczeniem. — I znalazłeś mnie?
— Mówiłeś kiedyś, że lubisz tam grać —
wskazał ręką za siebie, w kierunku boiska, którego już nie było widać. — Nikogo
nie było u ciebie w domu, więc pomyślałem, że się przejdę i będę udawał, że to
przypadkowe spotkanie.
— Prawie ci się udało.
Dawid westchnął i spojrzał w bok.
— Pewnie teraz jesteś zmęczony, a ja ci
dupę truję…
— Nie, nie — pokręciłem głową. — Z chęcią
z tobą pogadam. Możemy wpaść do mnie, jeżeli chcesz.
Spojrzał na mnie czujnie, a ja przełknąłem
ślinę.
— O-Oczywiście zrozumiem jeżeli nie
chcesz… Nie chcę cię uwieść czy coś…! — zaznaczyłem szybko, a on parsknął
śmiechem.
— Nat, daj spokój! Moja eks miała brata
geja z którym dobrze mi się gadało i razem graliśmy na konsoli. A ciebie lubię bardziej niż Aleksa,
więc — Wzruszył ramionami — wpadam do ciebie.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
Kilkanaście minut później wjechaliśmy
windą na moje piętro, a Dawid rozglądał się po korytarzu z dozą
zainteresowania. Schował ręce do kieszeni.
— Nigdy u ciebie nie byłem — wyznał. — Co
najwyżej kończyliśmy pod twoją klatką i Gabriel po ciebie szedł na górę. Po
czasie już wiem dlaczego…
— Przed wami woleliśmy się nie całować —
odpowiedziałem, otwierając drzwi i zapraszając gościa do środka. — Dawaliśmy
sobie trochę czasu w windzie…
— I po co się tyle ukrywaliście? —
westchnął zmęczony, a potem zapaliłem światło. — Wow! Nieźle się urządziłeś.
— To akurat zasługa moich rodziców —
odpowiedziałem i zdjęliśmy buty. — Czuj się jak u siebie w domu.
— Serio? Mogę chodzić tylko w bokserkach?
— Może nie aż tak swobodnie — poprawiłem
się, a on się zaśmiał.
— Zawsze lubiłem twoją szczerość —
przeszedł do salonu i rozejrzał się po nim z aprobatą. — Mógłbym tu mieszkać.
Oj, Nat! Gdzie twój pies?
— Leo? — spytałem, kierując się do kuchni.
— Pojechał z rodzicami do babci. Ma działkę, może poszaleć.
— A ty czemu nie pojechałeś?
— Hmm… Nie miałem ochoty. Wiesz, wolałem
być trochę sam, gdy skończyłem związek — wyjaśniłem smutno. — Wrócą w
niedzielę. Chcesz coś do picia?
— Jasne. Co proponujesz?
— Sok… z wódką? — dodałem, sięgając po
butelkę. Dawid uśmiechnął się i zatarł ręce.
— No, Nat! Widzę, że nadajemy na tych
samych falach. Zawsze się dobrze kontaktowaliśmy, nie?
— Na to wychodzi.
***
Okej, bolała mnie głowa. To nie było
zdecydowanie dobre uczucie. Za to wyczułem przyjemne ciepło, które znajdowało
się niedaleko. Przysunąłem się do jego źródło, nieświadomy tego co się dzieje.
— Gabriel… — szepnąłem cicho. — Gabriel…? —
powtórzyłem i otworzyłem oczy. — Dawid!
Odsunąłem się od niego najszybciej jak
potrafiłem i zderzyłem się plecami z zimną ścianą. Syknąłem i jęknąłem, a wtedy
Dawid otworzył oczy. On również na początku wyglądał na zdezorientowanego, a
potem wytrzeszczył oczy.
Odsunął się i milczał.
— Spokojnie — poprosiłem i usiadłem. Byłem
prawie nagi. Ubrany byłem tylko w bokserki. Zgarnąłem kawałek kołdry i okryłem
się nią szczelniej i przypadkiem przejechałem stopą po owłosionej łydce Dawida.
Drgnął, a ja cofnąłem się jak oparzony. — Przepraszam!
— Spokojnie, Nat — uniósł dłoń i przetarł
oczy. — I ciszej…
— Przepraszam — powtórzyłem. — Chyba za
dużo wypiliśmy — przyłożyłem dłoń do czoła. — Ale… nic…?
— Nie, nic nie zrobiliśmy, spokojnie —
przeciągnął się i opadł na poduszkę. — Wypiliśmy, pogadaliśmy, poszliśmy spać…
— Nie bój się mnie, okej?
Dawid zaśmiał się i zasłonił oczy dłonią.
Jego głos był zachrypnięty, całkiem seksowny.
— Nie boję się ciebie. Sam się położyłem
obok ciebie. Sorry, masz wygodne łóżko. Zostanę tu jeszcze chwilę…
Podrapałem się po głowie i przypomniałem
sobie, że dalej mnie pobolewa.
Próbowałem nie patrzeć na Dawida, ale moja
ciekawość nie była łatwa do pokonania. Głównie dlatego, że Dawid był naprawdę
przystojny. I mimo, że zerwałem z Gabrielem całkiem niedawno, nie mogłem nie
zauważyć, że ciało Dawida jest jeszcze bardziej muskularne, atletyczne,
wysportowane…
Faktycznie nie próżnował przez ostatni
rok. Jego śniada skóra i ciemne włosy świetnie kontrastowały z jasną pościelą.
Oddychał spokojnie.
— Przynieść ci coś do picia? —
zaproponowałem.
— Jeżeli masz wodę… albo herbatę? Zrobisz
mi herbatę?
— Jasne — wstałem z łóżka i sięgnąłem po
swoje spodenki. Założyłem je pospiesznie i opuściłem pokój, zostawiając w nim
drzemiącego przyjaciela.
Tworzenie herbat nie trwało długo, ale
wystarczająco, abym w międzyczasie przepłukał twarz i wyjrzał za okno. Pogoda
była całkiem przyjemna. Do pokoju wróciłem równo z wybiciem godziny dziewiątej
rano, niosąc na tacy dwie herbaty, łyżeczki i cukierniczkę. Nie wiedziałem czy
mój gość słodzi czy nie.
— Erm… herbata — poinformowałem,
odchrząkając. Dawid otworzył oczy i usiadł na łóżku.
— Elegancko — ocenił w końcu i przyjrzał
się mi. — Gabriel miał z tobą dobrze.
Uśmiechnąłem się krzywo.
— Ja miałem lepiej. On jeszcze gotował —
dodałem i usiadłem obok niego. Tacę postawiłem pomiędzy nami i ostrożnie przygotowaliśmy
nasze napoje, jak który lubił. Zauważyłem, że Dawid słodził dwie łyżeczki. —
Jak się czujesz?
— Hah, i się troszczy — zaśmiał się cicho
i upił łyk herbaty. Przełknął ją głośno i westchnął z radością. — Czuję się
dobrze. Ty? — Uniósł wzrok. Jego błękitne oczy były zmęczone i czymś
zaniepokojone.
— Wszystko w porządku — odpowiedziałem.
Łyki ciepłej herbaty były orzeźwiające i uspokajały rozgniewany żołądek. — Po
prostu pomyślałem, że możesz się bać, bo wiesz… — odchrząknąłem. — Jestem
gejem.
Wzruszył ramionami.
— Wiem.
— No tak, a ty nie jesteś gejem…
— No nie, nie jestem — przyznał powoli, a
potem zmierzył mnie wzrokiem. Wrócił do picia herbaty. — Nie jestem… —
powtórzył.
Zapadła cisza, podczas której wypiliśmy
swoje herbaty. Dawid pospiesznie, a potem wyszedł spod kołdry, a ja odwróciłem
wzrok, a więc nie widziałem jak się przebiera. Miałem lekkie wyrzuty sumienia,
że Dawid mi się spodobał, ale z drugiej strony — nie byłem w związku. Mógł mi
się podobać każdy. Oczywiście, zdecydowana większość to hetero…
— Hej, Nat — oprzytomniałem, gdy pomachał
mi dłonią przed twarzą. Podskoczyłem przestraszony i spojrzałem na niego. —
Żyjesz? Mówię do ciebie.
— Przepraszam, zamyśliłem się — podrapałem
się po włosach.
— Mówiłem, że dzisiaj grają Elementaris.
Może chcesz się tam ze mną przejść?
Przyglądałem się trochę zmęczonej, ale i
zadowolonej twarzy Dawida. Zastanawiałem się co go zmusza do tego, że chce
spędzać ze mną tyle czasu. Po chwili złapałem brakujący element tej łamigłówki.
Zarówno on i ja mieliśmy obecnie złamane serca, a więc czuliśmy się dobrze w
swoim towarzystwie i łatwo się dogadywaliśmy. Nasze pęknięte serca i smutne
dusze nawiązały kontakt, dzięki któremu czuliśmy się lepiej.
Skąd wiedziałem, że lepiej? Bo zdałem
sobie sprawę, że wczorajszy wieczór minął na śmiechu i zabawie. W końcu
potrafiłem oderwać się od ponurych myśli, a pomógł mi w tym właśnie Dawid.
Dlatego z chęcią skinąłem głową.
— Jasne. O której?
— Szóstej wieczorem — odpowiedział i
przeszliśmy do salonu. — Będę się zbierał…
— W takim razie, do zobaczenia wieczorem —
odprowadziłem go do drzwi. Dawid uśmiechnął się lekko.
— Postanowiłem coś, Nat — mówił, gdy
zakładał buty.
— Co takiego?
— Po dzisiejszym meczu… postaram się
dołączyć do Elementaris!
Uniosłem brwi, a potem z uśmiechem,
pokiwałem głową.
Dawid zdecydowanie pasował do Elementaris.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo jest mi żal Dawida że rozstał się z Lydia, ale poranek no piękny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie