sobota, 21 marca 2020

Ósmy Cud - Prolog - Nataniel


CZĘŚĆ PIERWSZA
DUSZA




PROLOG
Nataniel




Dźwięk odbijanej piłki był na swój sposób uspokajający. Przyjemnie mi się kojarzył. Ze starymi czasami, w których jako jeden z fundamentów drużyny zdobywałem mistrzostwo miasta. Gdzie wraz z przyjaciółmi świętowałem zwycięstwa i razem smuciliśmy się po porażkach. Gdzie nasza siódemka została nazwana „Cudami”.
Nie tęskniłem za sławą. To nie o to chodziło. Tęskniłem za tym, że razem z drużyną, mimo iż teraz już nie byliśmy przyjaciółmi, działaliśmy wspólnie. Mimo różnic w charakterze, parliśmy do przodu. Razem, mimo różnic.
Te czasy jednak się skończyły prawie rok temu. Gdy teraz stałem sam, w ten ciepły, kwietniowy wieczór, pragnąłem cofnąć się w czasie. Wtedy było dobrze…
Na dodatek, odkąd razem z Gabrielem przestaliśmy być parą, kompletnie przestałem się uśmiechać. Przez ostatni rok wydarzyło się tyle, że zapominałem, co to szczęście i znów zwracałem się ku ponurym myślom. Tak bardzo bym chciał, aby pojawił się tu Marek i doradził. On zawsze potrafił znaleźć jakieś pozytywne rozwiązanie w takich momentach. Zawsze potrafił pocieszyć. A jednak…
Koszykówka straciła dla mnie sens. Nie byłem częścią drużyny, nie miałem z kim grać. Teoretycznie na studiach byłem kapitanem drużyny, ale nasze treningi dawno się skończyły, bo w przeciągu roku akademickiego graliśmy dotychczas dwa razy. Oddalałem się od sportu, który pokochałem. Czułem się prawie tak źle jak po zerwaniu z Gabrielem.
Powoli zachodziło słońce, nadając otoczeniu niebezpiecznego klimatu. Kilka latarni oświetlało boisko i zwabiały robaki, ogłupione przez ich blask. A ja stałem pod koszem i rzucałem długi cień, który zdawał się być o wiele szczęśliwszy niż ja.
Westchnąłem ciężko i zatrzymałem piłkę w dłoniach.
Nie było ciekawie.
Usłyszałem czyjeś kroki i trzask bramki o ogrodzenie. Metalowa siatka zadrżała. Obróciłem się za siebie. Zdałem sobie sprawę, że w tej części parku, o tej godzinie może być niebezpiecznie. Oczywiście, że o tym nie pomyślałem, krążąc we własnych troskach.
Jednak ku mnie zmierzała dobrze mi znana, wysoka postać. Wraz z nią wróciła cząstka dawnych wspomnień.
— Nat? — zapytał szczerze zaskoczony. Skinąłem głową.
— Dawid — odpowiedziałem jego imieniem. — Co tu robisz?
— A ty? — zdziwił się, zbliżając się do mnie. Miał prawie dwa metry wzrostu i gdy się zatrzymał, musiałem zadrzeć głowę ku górze. Zapomniałem jak wysoki był. — Niebezpiecznie jest chodzić po parku wieczorem. Zwłaszcza dla kogoś, kto lubi się pakować w kłopoty.
— Ja nie pakuję się w kłopoty — odpowiedziałem. — Rzadko kiedy je mam.
— A wtedy jak cię zaczepiły dresy?
Zaśmiałem się.
— To było tak dawno temu… Prawie o tym zapomniałem.
Dawid pokiwał głową i przyjrzał się mi. Jego śniada skóra dobrze współgrała z czarnymi włosami i ciemnymi, niebieskimi oczami. Jednak na twarzy brakowało mi tego dobrze znanego zadziornego uśmiechu młodego koszykarza, który wie, że jest dobry w tym co robi.
— Wyglądasz na przygnębionego, Nat — ocenił w końcu. — Czy po prostu zawsze tak wyglądałeś?
Znów się zaśmiałem. Odbiłem piłkę kilka razy.
— Rozstałem się z Gabrielem… — rzuciłem cicho. Dawne Młode Wilki wiedziały o naszym związku. Dowiedzieli się przypadkiem w ostatniego Sylwestra. Żadne jednak nie robiło z tego problemu. No może poza Filipem, ale on zawsze robił problemy. Nie wiedziałem jak do tego podchodził Dawid, ale nie chciałem przed nim niczego ukrywać. W końcu to nie miało sensu i tak by się dowiedział.
— Przykro mi — odpowiedział i odwrócił wzrok. — To tak jak ja z Lidią.
— Co? — Szczerze się zdziwiłem. — Co? Jak to? Przecież byliście idealni!
Dawid wzruszył ramionami.
— Nie wiem czy pamiętasz jak mówiłem, że ja i Lidia mieliśmy za sobą kilka związków, które nie wypaliły…?
— Pamiętam.
Pamiętałem wszystko co mówili do mnie moi przyjaciele.
— Zawsze kochała kogoś innego — burknął smutno i kopnął mały kawałek żwiru, który niezdarnie poturlał się w stronę siatki. Dawid wyglądał na załamanego.
— To okropne — stwierdziłem. — Jak się czujesz?
— Nie najlepiej — wyznał ciężko. — Na dodatek miałem się dziś spotkać z Filipem, ale zapomniał.
— Cały Filip.
— Nie, to nie tak — pokręcił głową. — Ostatnio nie mam z nim dobrych kontaktów. Jest ciągle zapracowany, wiesz?
— Słyszałem, że ma wiele sesji zdjęciowych — przyznałem. — Lubi zasypywać ścianę na Facebooku… sobą.
Dawid roześmiał się.
— Tak, to Filip. No, w każdym razie szwendam się bez celu, bo nie mam co ze sobą zrobić. Rozumiem, że ty też nie masz co ze sobą zrobić?
— Nie — pokręciłem głową. — Normalnie bym poszedł gdzieś z Gabrielem, ale… — podrapałem się po głowie. — Przepraszam, pewnie nie chcesz o tym słuchać.
— Czemu?
— No bo… on i ja… wiesz — odchrząknąłem. — Związek.
— Nie mam nic przeciwko temu — Wzruszył ramionami. — Poza tym jesteśmy Cudami. Powinniśmy się wspierać, prawda?
Uśmiechnąłem się do Dawida, a potem uniosłem piłkę.
— Chcesz się trochę wyżyć?
Na twarz Dawida wrócił zadziorny uśmiech.
— Dlatego zawsze ciebie lubiłem, Nat — Podwinął rękawy koszuli na znak gotowości.
— Naprawdę? — zakręciłem piłkę na palcu. — Myślałem, że nie chciałeś, abym był w drużynie.
— Miałem swoje wątpliwości — przyznał, a potem podałem mu piłkę. Ledwo ją złapał. Prychnął z uznaniem. — No, proszę… Twoje podania są jeszcze szybsze.
— Nie próżnowałem — rozmasowałem ramię.
Ponownie prychnął pod nosem, a potem przyjął pozycję do ataku. Odbił kilka razy piłkę. Poczułem silne uderzenie adrenaliny. Dawno się tak nie czułem. Teraz jednak patrząc w oczy jednego z dawnych przyjaciół, w których widziałem swoje podekscytowane odbicie, pragnąłem pograć w dobrego kosza. Jego oczy były przepełnione bólem, ale i ekscytacją. W końcu zaatakował i ruszył na kosz, ale szybko wybiłem mu piłkę z dłoni.
— Już zapomniałem jak irytujący potrafisz być z kradzieżą piłki — warknął i pobiegł po nią, a potem znów ją kilka razy odbił.
— Uznam to za komplement — wyprostowałem się i otarłem czoło frotką.
Dawid znów się uśmiechnął i ruszył do ataku, ale tym razem mnie wyminął i bez większych problemów doskoczył do kosza i wykonał perfekcyjny wsad. Zawisł chwilę w powietrzu, a potem się puścił i wylądował niedaleko mnie.
— Twoja kolej.
— Mam atakować kogoś, kogo nazywają „Mistrz Obrony”? — uniosłem brew. — Chyba spasuję…
— Nie możesz się poddawać, Nat! Walcz! — podniósł piłkę i odbił ją kilka razy, a potem podał do mnie. Złapałem ją bez problemu. — Walcz!
Mimo iż próbowałem, Dawid był o wiele lepszy. Zawsze dzieliły nas lata świetlne, gdy chodziło o koszykówkę. Jednak nie poddawałem się. Dawid zachęcał mnie do gry i prowokował, abym dał z siebie wszystko. Czułem, że żyję.
Zauważyłem, że jemu i mi przydał się ten one-on-one. Szybki mecz, w którym zapomina się o swoich problemach. Zatapia się w fizycznej przyjemności rywalizacji między przyjaciółmi. Nie zdobyłem żadnego punktu, ale też nie pozwoliłem na to, aby Dawid zdobył ich dużą ilość. On i ja zawsze byliśmy defensywą drużyny.
Po prawie godzinnej grze opadliśmy na ławkę, która stała zaraz przy boisku. Dawid oddychał ciężko i odchylił głowę do tyłu. Ja z kolei milczałem i próbowałem złapać mój oddech. Moja kondycja była o wiele lepsza niż na początku mojej przygody z koszykówką, ale dalej byłem mniej wytrzymały od Dawida.
— To było dobre — westchnął w końcu. — Dzięki.
— Prawie jak dobry seks — przytaknąłem i ponownie otarłem czoło, a Dawid zaśmiał się.
— Bez porównania. Sorry, że pytam, ale co się stało między tobą i Gabrielem?
Uśmiechnąłem się blado.
— Nie chcę o tym gadać.
— Rozumiem, spoko! — zapewnił szybko. — Nie chciałem być wścibski, czy coś.
— Nie gniewam się. Właściwie to fajnie, że mogłem z tobą zagrać. Dawno z nikim nie grałem…
— Taaa… ja też nie — pokiwał powoli głową. — Filip jest zajęty tym całym byciem modelem, Ariel wyjechał do Niemiec… Gabriel, no cóż, sam wiesz co u niego. A Cyrus…
— A Cyrus zajęty jest przez Elementaris… — dokończyłem za niego. Cyrus odnosił sukcesy sportowe, formując najsilniejszą drużynę studencką. Stał na jej czele i jako kapitan szybko zyskał sławę w całym mieście. On, Bruno, Krystian, Maksymilian i Norbert byli obecnymi gwiazdami koszykówki.
Bolało nas trochę to, że Cyrus zostawił nas i szedł dalej. Zupełnie jakby dostrzegł talent w innych. Jednak starałem się wierzyć, że Cyrus miał swoje powody. W końcu znaliśmy go nie od dziś. Był wymagający, silny, ale nigdy okrutny dla przyjaciół.
Prawda była też taka, że po śmierci Marka, Cudy nie potrafiły się odnaleźć w nowej rzeczywistości i każde z nas poszło w swoim kierunku. Cyrus, dalej wierny koszykówce, po prostu szedł w obraną przez siebie trasą.
— Byłem ostatnio na ich meczu. Roznieśli przeciwników. — Dawid powiedział to z uznaniem. — Aż zachciałem tam być… Wśród nich. Znów to poczuć.
— Zgłoś się do Cyrusa. Na pewno zgodzi się na to, abyś dołączył do Elementaris…
— Sam nie wiem. A ty?
— Ja co?
— Nie chciałbyś do nich dołączyć? — spytał.
Zaśmiałem się.
— Ja? Nie jestem tak dobry jak oni.
— Zawsze miałeś mało wiary w siebie, co Nat? — przeciągnął się. — Jesteśmy Cudami.
— Byliśmy — poprawiłem go.
— Auć! To bolesne, że tak to wypominasz — podrapał się po głowie. Jego spojrzenie teraz było znużone. — Idziemy coś szamać?
— Teraz?
— Nie jesteś głodny? Ja zgłodniałem — przyznał i poklepał się po brzuchu. — Chodź. Ja stawiam.
— Łał, jesteś bardziej szczodry niż cię zapamiętałem.
— Proszę, co? — spytał, wstając z ławki.
— Nic. Miło, że chcesz mi zafundować jedzenie. Przyznam się, że zgłodniałem.
Schowałem piłkę do mojej torby i razem z Dawidem opuściliśmy teren boiska. Szliśmy teraz spokojnym krokiem przez park, delektując się ciszą. Jak na tak ciepły wieczór, było tu mało ludzi. Zacząłem się zastanawiać czy usłyszę dobrze mi znany odgłosy rolek, ale nic takiego nie zakłócało spokoju. Dawno nie czułem się tak dobrze.
Dawid kupił mnie i sobie po zapiekance. Jedliśmy je w ciszy, kierując się nieświadomie w stronę mojego domu.
— Dotarło do mnie, że mieszkasz daleko — przypomniało mi się i spojrzałem na Dawida. Uśmiechnął się blado i zgniótł w dłoniach podstawkę do zapiekanki. Oblizał palec z ketchupu. — Co robisz tutaj o dziesiątej wieczorem?
— Dobra, nie ma co cię okłamywać — westchnął i zatrzymał się. — Chciałem z kimś pogadać. Z kimś spędzić czas. I… — zawahał się, obserwując mnie. — Tylko ty przyszedłeś mi do głowy.
To było dla mnie wielkie pochlebstwo. Zwłaszcza, że ktoś z mojej przeszłości tak dobrze mnie zapamiętał i pragnął się spotkać. Dawida widywałem, to fakt, ale nigdy nie mieliśmy zażyłych kontaktów. Teraz jednak, pojawiała się szansa, aby to nadrobić. W końcu, co w tym złego?
— Dzięki, to miłe — odpowiedziałem w końcu, gdy zobaczyłem, że zaczął się stresować milczeniem. — I znalazłeś mnie?
— Mówiłeś kiedyś, że lubisz tam grać — wskazał ręką za siebie, w kierunku boiska, którego już nie było widać. — Nikogo nie było u ciebie w domu, więc pomyślałem, że się przejdę i będę udawał, że to przypadkowe spotkanie.
— Prawie ci się udało.
Dawid westchnął i spojrzał w bok.
— Pewnie teraz jesteś zmęczony, a ja ci dupę truję…
— Nie, nie — pokręciłem głową. — Z chęcią z tobą pogadam. Możemy wpaść do mnie, jeżeli chcesz.
Spojrzał na mnie czujnie, a ja przełknąłem ślinę.
— O-Oczywiście zrozumiem jeżeli nie chcesz… Nie chcę cię uwieść czy coś…! — zaznaczyłem szybko, a on parsknął śmiechem.
— Nat, daj spokój! Moja eks miała brata geja z którym dobrze mi się gadało i razem graliśmy na konsoli. A ciebie lubię bardziej niż Aleksa, więc — Wzruszył ramionami — wpadam do ciebie.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
Kilkanaście minut później wjechaliśmy windą na moje piętro, a Dawid rozglądał się po korytarzu z dozą zainteresowania. Schował ręce do kieszeni.
— Nigdy u ciebie nie byłem — wyznał. — Co najwyżej kończyliśmy pod twoją klatką i Gabriel po ciebie szedł na górę. Po czasie już wiem dlaczego…
— Przed wami woleliśmy się nie całować — odpowiedziałem, otwierając drzwi i zapraszając gościa do środka. — Dawaliśmy sobie trochę czasu w windzie…
— I po co się tyle ukrywaliście? — westchnął zmęczony, a potem zapaliłem światło. — Wow! Nieźle się urządziłeś.
— To akurat zasługa moich rodziców — odpowiedziałem i zdjęliśmy buty. — Czuj się jak u siebie w domu.
— Serio? Mogę chodzić tylko w bokserkach?
— Może nie aż tak swobodnie — poprawiłem się, a on się zaśmiał.
— Zawsze lubiłem twoją szczerość — przeszedł do salonu i rozejrzał się po nim z aprobatą. — Mógłbym tu mieszkać. Oj, Nat! Gdzie twój pies?
— Leo? — spytałem, kierując się do kuchni. — Pojechał z rodzicami do babci. Ma działkę, może poszaleć.
— A ty czemu nie pojechałeś?
— Hmm… Nie miałem ochoty. Wiesz, wolałem być trochę sam, gdy skończyłem związek — wyjaśniłem smutno. — Wrócą w niedzielę. Chcesz coś do picia?
— Jasne. Co proponujesz?
— Sok… z wódką? — dodałem, sięgając po butelkę. Dawid uśmiechnął się i zatarł ręce.
— No, Nat! Widzę, że nadajemy na tych samych falach. Zawsze się dobrze kontaktowaliśmy, nie?
— Na to wychodzi.

***

Okej, bolała mnie głowa. To nie było zdecydowanie dobre uczucie. Za to wyczułem przyjemne ciepło, które znajdowało się niedaleko. Przysunąłem się do jego źródło, nieświadomy tego co się dzieje.
— Gabriel… — szepnąłem cicho. — Gabriel…? — powtórzyłem i otworzyłem oczy. — Dawid!
Odsunąłem się od niego najszybciej jak potrafiłem i zderzyłem się plecami z zimną ścianą. Syknąłem i jęknąłem, a wtedy Dawid otworzył oczy. On również na początku wyglądał na zdezorientowanego, a potem wytrzeszczył oczy.
Odsunął się i milczał.
— Spokojnie — poprosiłem i usiadłem. Byłem prawie nagi. Ubrany byłem tylko w bokserki. Zgarnąłem kawałek kołdry i okryłem się nią szczelniej i przypadkiem przejechałem stopą po owłosionej łydce Dawida. Drgnął, a ja cofnąłem się jak oparzony. — Przepraszam!
— Spokojnie, Nat — uniósł dłoń i przetarł oczy. — I ciszej…
— Przepraszam — powtórzyłem. — Chyba za dużo wypiliśmy — przyłożyłem dłoń do czoła. — Ale… nic…?
— Nie, nic nie zrobiliśmy, spokojnie — przeciągnął się i opadł na poduszkę. — Wypiliśmy, pogadaliśmy, poszliśmy spać…
— Nie bój się mnie, okej?
Dawid zaśmiał się i zasłonił oczy dłonią. Jego głos był zachrypnięty, całkiem seksowny.
— Nie boję się ciebie. Sam się położyłem obok ciebie. Sorry, masz wygodne łóżko. Zostanę tu jeszcze chwilę…
Podrapałem się po głowie i przypomniałem sobie, że dalej mnie pobolewa.
Próbowałem nie patrzeć na Dawida, ale moja ciekawość nie była łatwa do pokonania. Głównie dlatego, że Dawid był naprawdę przystojny. I mimo, że zerwałem z Gabrielem całkiem niedawno, nie mogłem nie zauważyć, że ciało Dawida jest jeszcze bardziej muskularne, atletyczne, wysportowane…
Faktycznie nie próżnował przez ostatni rok. Jego śniada skóra i ciemne włosy świetnie kontrastowały z jasną pościelą. Oddychał spokojnie.
— Przynieść ci coś do picia? — zaproponowałem.
— Jeżeli masz wodę… albo herbatę? Zrobisz mi herbatę?
— Jasne — wstałem z łóżka i sięgnąłem po swoje spodenki. Założyłem je pospiesznie i opuściłem pokój, zostawiając w nim drzemiącego przyjaciela.
Tworzenie herbat nie trwało długo, ale wystarczająco, abym w międzyczasie przepłukał twarz i wyjrzał za okno. Pogoda była całkiem przyjemna. Do pokoju wróciłem równo z wybiciem godziny dziewiątej rano, niosąc na tacy dwie herbaty, łyżeczki i cukierniczkę. Nie wiedziałem czy mój gość słodzi czy nie.
— Erm… herbata — poinformowałem, odchrząkając. Dawid otworzył oczy i usiadł na łóżku.
— Elegancko — ocenił w końcu i przyjrzał się mi. — Gabriel miał z tobą dobrze.
Uśmiechnąłem się krzywo.
— Ja miałem lepiej. On jeszcze gotował — dodałem i usiadłem obok niego. Tacę postawiłem pomiędzy nami i ostrożnie przygotowaliśmy nasze napoje, jak który lubił. Zauważyłem, że Dawid słodził dwie łyżeczki. — Jak się czujesz?
— Hah, i się troszczy — zaśmiał się cicho i upił łyk herbaty. Przełknął ją głośno i westchnął z radością. — Czuję się dobrze. Ty? — Uniósł wzrok. Jego błękitne oczy były zmęczone i czymś zaniepokojone.
— Wszystko w porządku — odpowiedziałem. Łyki ciepłej herbaty były orzeźwiające i uspokajały rozgniewany żołądek. — Po prostu pomyślałem, że możesz się bać, bo wiesz… — odchrząknąłem. — Jestem gejem.
Wzruszył ramionami.
— Wiem.
— No tak, a ty nie jesteś gejem…
— No nie, nie jestem — przyznał powoli, a potem zmierzył mnie wzrokiem. Wrócił do picia herbaty. — Nie jestem… — powtórzył.
Zapadła cisza, podczas której wypiliśmy swoje herbaty. Dawid pospiesznie, a potem wyszedł spod kołdry, a ja odwróciłem wzrok, a więc nie widziałem jak się przebiera. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że Dawid mi się spodobał, ale z drugiej strony — nie byłem w związku. Mógł mi się podobać każdy. Oczywiście, zdecydowana większość to hetero…
— Hej, Nat — oprzytomniałem, gdy pomachał mi dłonią przed twarzą. Podskoczyłem przestraszony i spojrzałem na niego. — Żyjesz? Mówię do ciebie.
— Przepraszam, zamyśliłem się — podrapałem się po włosach.
— Mówiłem, że dzisiaj grają Elementaris. Może chcesz się tam ze mną przejść?
Przyglądałem się trochę zmęczonej, ale i zadowolonej twarzy Dawida. Zastanawiałem się co go zmusza do tego, że chce spędzać ze mną tyle czasu. Po chwili złapałem brakujący element tej łamigłówki. Zarówno on i ja mieliśmy obecnie złamane serca, a więc czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie i łatwo się dogadywaliśmy. Nasze pęknięte serca i smutne dusze nawiązały kontakt, dzięki któremu czuliśmy się lepiej.
Skąd wiedziałem, że lepiej? Bo zdałem sobie sprawę, że wczorajszy wieczór minął na śmiechu i zabawie. W końcu potrafiłem oderwać się od ponurych myśli, a pomógł mi w tym właśnie Dawid.
Dlatego z chęcią skinąłem głową.
— Jasne. O której?
— Szóstej wieczorem — odpowiedział i przeszliśmy do salonu. — Będę się zbierał…
— W takim razie, do zobaczenia wieczorem — odprowadziłem go do drzwi. Dawid uśmiechnął się lekko.
— Postanowiłem coś, Nat — mówił, gdy zakładał buty.
— Co takiego?
— Po dzisiejszym meczu… postaram się dołączyć do Elementaris!
Uniosłem brwi, a potem z uśmiechem, pokiwałem głową.
Dawid zdecydowanie pasował do Elementaris.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, bardzo jest mi żal Dawida że rozstał się z Lydia, ale poranek no piękny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń