sobota, 28 marca 2020

Gorąca czekolada - Rozdział 13 - Jego przeznaczenie


Rozdział 13 
Jego przeznaczenie

Ostatniego dnia przed przerwą świąteczną miał miejsce Festiwal Muzyki Rozmaitej. Odbywał się on w naszej szkole, w specjalnie przygotowanej i ozdobionej auli. Nie było co ukrywać — dla większości uczniów była to po prostu okazja, aby nie iść na i tak skrócone lekcje. Jednak dla muzyków biorących w nim udział, miał rangę zawodów. Zwycięzcy przysługiwał tytuł najbardziej utalentowanego.
Nasz zespół wybrał oczywiście jazz.
Siedzieliśmy właśnie w sali muzycznej, teraz opróżnionej z instrumentów, które na potrzeby festiwalu, zniesione zostały do auli. Oszczędzoną gitarę trzymał Seweryn, przybierając zamyślony wyraz twarzy.
Panujące milczenie wydawało się być nienaturalne w tym pomieszczeniu. Zawsze wypełniały je muzyka i śmiech, a dzisiaj jedynie odgłosy tłumu z auli zdawały się przełamywać tę ciszę.
Wiedziałem, że wszyscy są skupieni na tym co miało niedługo nastąpić. Klara przechadzała się po scenie, powtarzając słowa piosenek. Kajetan siedział w kącie, kryjąc się za okładką kolejnej książki. Jednak jego oczy nie śledziły linijek tekstu, utkwione w jednym punkcie. Seweryn odłożył gitarę, niezdolny do grania na niej. Wojtek za to grał palcami na niewidzialnej perkusji, przypominając sobie nuty, ale pozwalając sobie też na improwizację, sądząc po jego półuśmiechu.
Ja natomiast intensywnie myślałem. Doszedłem do wniosku, że festiwal ten będzie naszym sprawdzianem. Podsumowaniem wszystkiego tego co chcieliśmy osiągnąć w tym semestrze. Miałem też dług wdzięczności wobec całej czwórki, a więc chciałem dzisiaj dać z siebie wszystko.
Dzięki nim „wrzuciłem na luz”. Kontakt z ludźmi nie wydawał się już taki straszny, muzyka nie była jedynie zlepkiem poważnych utworów, a życie było lżejsze i weselsze, gdy w końcu odnalazłem moje bratnie dusze. Przypomniał mi się pierwszy dzień w tej sali. Zwabiony melodią Wojtka, zajrzałem z ciekawości do środka. Moja ciekawość chociaż raz w życiu się opłaciła.
— Chyba już czas — oznajmiła Klara, patrząc na zegarek. Przerwała ciszę. — Gotowi?
— Oczywiście — prychnął Seweryn, poprawiając kamizelkę.
— Jasne. — Kajetan odłożył książkę.
— Jak najbardziej! — zapewnił Wojtek, wstając z ekscytacją. Jako jedyny się nie odezwałem, tylko skinąłem głową. Klara zeszła ze sceny, korzystając z zaoferowanej dłoni Seweryna. Przytrzymał ją, aby nie przewróciła się w swojej złotej sukience. Poprawiła turban z pawim piórem i nabrała powietrza.
Cała nasza piątka ubrana była w to samo co w trakcie naszego koncertu w JazzGocie, chcąc oddać klimat granych przez nas utworów.
Przed wyjściem, zatrzymałem Wojtka i poprawiłem węzeł jego krawatu. Według mojego zmysłu był za mało perfekcyjny, na co mój chłopak zareagował niechętnie. Pozwolił jednak na to, abym poprawił to co uznałem za nieestetyczne.
— Już dobrze? — spytał, bo musiał nieco się schylić, abym mógł cokolwiek zrobić.
— Już dobrze — odpowiedziałem. Wyprostował się i przejechał dłonią po krawacie.
— Dzięki — rzucił.
— Nie ma sprawy. Chcę, abyś się dobrze prezentował — wyjaśniłem. — Jak u mnie?
— Muszka ci pasuje — zapewnił, marszcząc czoło i przyglądając mi się uważniej. — Wyglądasz bardzo symetrycznie.
W myślach stwierdziłem, że znał swoją publikę. Uśmiechnąłem się do niego i pocałowaliśmy się, życząc sobie wzajemnie powodzenia.
Opuściliśmy salę muzyczną jako ostatni i dogoniliśmy resztę u dołu schodów. Wejście za kulisy było zatłoczone przez uczniów innych liceów, ale łatwo było odnaleźć naszą elegancką trójkę. Pawie pióro też pomagało w lokalizacji.
Samorząd uczniowski zapraszał nas na scenę według wylosowanej wcześniej kolejności. Nasz występ miał mieć miejsce jako jeden z ostatnich, ale chcieliśmy przyjść posłuchać konkurencji.
Cała szkoła drgała od dźwięków muzyki różnych gatunków. Była grupa metalowców, którzy ubrani na czarno niekoniecznie oddawali świąteczny klimat. Zaśpiewał też chłopak o podejrzanie kobiecym głosie, a zaraz po nim wystąpiła dziewczyna, prezentując polską piosenkę o dotkliwie zranionej kobiecie.
— Słyszycie? — zapytał Seweryn, unosząc czujnie oczy. — To ból dupy. Zamknij się, kobieto — syknął.
— Jesteś okrutny — stwierdziła Klara, kręcąc głową.
— Wcale nie. Współczesne polskie piosenki, wykonywane przez płeć piękną, opowiadają o tym jak to kobieta cierpi przez faceta. Nic więcej, nic mniej.
Seweryn dzisiaj nie szczędził mądrości życiowych. Ta była już dzisiaj trzecią.
— Sam jesteś „nic więcej, nic mniej” — oznajmiła Klara.
— Nie—ee! — uparł się jak małe dziecko. — To są wnioski z moich obserwacji.
Ponieważ nie byłem na bieżąco z polską muzyką, nie wypowiedziałem się na ten temat, ale Seweryn i Klara poświecili tej kwestii  jeszcze kilka ładnych minut.
Gdy zakończył się rzeczony „ból dupy” na scenie pojawiło się kilka słodkich dziewczyn, odśpiewując nieznaną mi japońską (chyba) piosenkę. W trakcie swojego występu więcej się śmiały niż śpiewały. Mimo tego, przybiły sobie piątki, gdy tylko zeszły ze sceny.
Nadeszła nasza kolej. Z lekką tremą wyszedłem na scenę, starając się nie patrzeć na morze twarzy, które zalewało całą aulę. Posłusznie podszedłem do pianina i zasiadłem za nim. Spojrzałem na Wojtka, który spojrzał na mnie w tym samym momencie. Uśmiechnął się do mnie z drugiego końca sceny, a potem mrugnął. Skinąłem głową.
— Witajcie, moi drodzy. — Klara podeszła do mikrofonu. Jej głos sprawił, że duża ilość samców spojrzała w jej kierunku, na co Seweryn zareagował głośnym prychnięciem. Wypiął pierś, chcąc pokazać, że jego złoty krawat idealnie pasuje do złotej sukni Klary. I nie był to przypadek. — Chcielibyśmy zagrać dla was odrobinę jazzu. Gotowi, chłopcy? — posłała nam długie spojrzenia, a my w odpowiedzi zagraliśmy na naszych instrumentach. Uśmiechnęła się i zwróciła  w  stronę widowni.

Raindrops on roses and whiskers on kittens
Bright copper kettles and warm woolen mittens
Brown paper packages tied up with strings
These are a few of my favorite things

Cream colored ponies and crisp apple streudels
Doorbells and sleigh bells and schnitzel with noodles
Wild geese that fly with the moon on their wings
These are a few of my favorite things

Girls in white dresses with blue satin sashes
Snowflakes that stay on my nose and eyelashes
Silver white winters that melt into springs
These are a few of my favorite things

When the dog bites
When the bee stings
When I'm feeling sad
I simply remember my favorite things
And then I don't feel so bad

Brown paper packages tied up with strings
These are a few of my favorite things

 When the dog bites
When the bee stings
When I'm feeling sad
I simply remember my favorite things
And then I don't feel so bad

Raindrops on roses and whiskers on kittens
Bright copper kettles and warm woolen mittens
Brown paper packages tied up with strings
These are a few of my favorite things

 When the dog bites
When the bee stings
When I'm feeling sad
I simply remember my favorite things
And then I don't feel so bad

Gdy Klara skończyła śpiewać, została nagrodzona brawami, nie tylko z widowni, ale i ze sceny jak i zza kulis. Uśmiechnęła się, cała szczęśliwa, porzucając poważny wyraz twarzy. Wysłała pocałunek anonimowemu odbiorcy z widowni i spojrzała na Seweryna. Chłopak pokręcił głową i odłożył skrzypce, kierując się za kulisy. Wrócił po chwili, niosąc wielki kontrabas i uśmiechając się słodko do Klary. Dziewczyna roześmiała się, a ja i Wojtek wyszczerzyliśmy zęby.
— Moi drodzy, mieliśmy jeszcze drugą piosenkę, ale pomyśleliśmy, że jazz to improwizacja — oznajmił Seweryn swoim hipnotyzującym głosem. Teraz samice zdawały się być w siódmym niebie. — Tak więc, będziemy improwizować. Gotowi? — skierował to pytanie głównie do dziewczyny.
Klara, stojąca teraz przy kontrabasie, skinęła głową. Uśmiechnął się do niej i wtedy chyba po raz pierwszy zobaczyłem jego twarz bez cienia złośliwości. Gdy znikała wyglądał o wiele młodziej. Aż zamrugałem oczami, lekko zaskoczony. Jednak zdenerwowane spojrzenie starego Seweryna, sprowadziło mnie na ziemię. Skinąłem pospiesznie i zacząłem grać.
Pierwsze nuty były spokojne, podpierane przez silniejsze uderzenia perkusji Wojtka. Po chwili dołączyła trąbka Kajetana i kontrabas Klary. Seweryn przejeżdżał spokojnie po strunach skrzypiec, ale robił to bardzo rzadko, pozwalając, aby to kontrabas wiódł prym.
Uśmiechnąłem się na widok wczuwającego się Kajetana. Kiwał głową i wyginał swoje ciało w odpowiednich momentach gry. Klara szarpała struny kontrabasu, gubiąc przy tym turban z pawim piórem. Zaśmiała się cicho i pokręciła głową.
No i Wojtek. Ten to wyglądał jakby właśnie odnalazł sens w życiu. Grał na perkusji z uczuciem, chcąc zaimponować całej szkole, mającej  o nim złe zdanie. Dzięki muzyce, mógł pokazać, że wcale nie jest taki zły.
Robił to tak naturalnie i szybko jakby się urodził perkusistą. Dane mi było cieszyć się tym widokiem tylko przez jakiś czas, bo ponownie musiałem wrócić do klawiszy. Nie chciałem zgubić coraz to szybszego rytmu.
Jazz był naprawdę piękny. Z początku wydawał mi się być chaotyczny, ale wystarczyło się wsłuchać, aby odkryć ciepłe uczucia, pasję i miłość. Nic dziwnego, że Wojtek upodobał sobie właśnie ten gatunek. Można w nim było ukryć wszystko — od szczęścia po smutek. A wszystko to brzmiało bardzo seksownie.
Lekka i kusząc melodia pianina. Wabiące pomruki kontrabasu. Nęcące drgania perkusji. Pociągające, długie nuty trąbki. Mamiące brzmienie skrzypiec.
Piękno tych instrumentów musiało tkwić w tym, że zarówno razem jak i osobno potrafiły rozpalić w człowieku ogień. Muzyka z nich wychodząca pobudzała. To było to! Ona budziła! Zorientowałem się dopiero wtedy, gdy wszyscy przyspieszyliśmy nasz rytm. Rozlewała się jak ciekły ogień i trafiała do naszych serc. Uśmiechnąłem się i poruszyłem niespokojnie na miejscu. Co się ze mną działo? Chciałem tańczyć?
Moanin’ przypominało mi wszystkie przyjemne chwile jakie spędziłem w klubie muzycznym. To właśnie oni — uniosłem wzrok — to oni sprawili, że znów się uśmiecham. Że znów jest jak „przed” pogrzebem. Nie było tak źle. Dalej tęskniłem, ale musiałem żyć. A jazz mi w tym pomagał.
Chciałem teraz żyć szybciej, mocniej i intensywniej niż kiedykolwiek.
Kończąc ten utwór, zdałem sobie sprawę, że przestałem na chwilę oddychać, więc złapałem oddech. Na szczęście reszta nie dostrzegła mojego dziwnego zachowania. Nawet nie docierały do mnie oklaski, gdy stanęliśmy w rzędzie i złapaliśmy się za ręce. Ukłoniliśmy się, zadowoleni z siebie i wyszliśmy za kulisy.
Drżałem z ekscytacji. Uniosłem dłonie, aby przyjrzeć się jak drżą.
— Hej, wszystko w porządku? — zaśmiał się Wojtek, łapiąc mnie za ramię.
— Tak… — uśmiechnąłem się do niego.
— Wyglądasz na podejrzanie szczęśliwego — ocenił Seweryn. — Ćpałeś?
— Czemu wszyscy sądzą, że ćpałem, gdy po prostu jestem szczęśliwy? — zapytałem, kręcąc głową.
— Ja tak nie sądzę — oznajmił Wojtek. — Myślę, że uśmiech ci pasuje.
— Koniec tych czułości — przerwała nam Klara. — Niedługo będą wyniki. Jeszcze tylko dwa zespoły.
— W takim razie… chyba pójdę do łazienki — poinformowałem. — Wytrzymacie beze mnie?
— My tak. Wojtek może dostać małego zawału — stwierdził Seweryn, przyglądając się swoim paznokciom. Dostał po głowie od Klary.
Poszedłem do łazienki, ale jedyne co tam zrobiłem to przepłukałem twarz. Dopiero po tym przypomniałem sobie, że bałem się korzystać z ubikacji w szkole. Powstrzymałem ochotę, aby stąd jak najszybciej uciec i skorzystać z płynu do czyszczenia dłoni. Spoczywał spokojnie w mojej torbie w klubie muzycznym.
Usłyszałem szczęk otwieranej kabiny i zamarłem, gdy w lustrze zobaczyłem Sylwestra. Zatrzymał się, zapinając rozporek. Nasze spojrzenia skrzyżowały się w odbiciu.
— Lada za barem, pustkowie w lesie i męska toaleta w moim liceum — wyliczyłem, odwracając się ku niemu, aby spojrzeć w jego prawdziwe oczy. — Spotykam cię w coraz to dziwniejszych miejscach.
— Zamknij się — odpowiedział, podchodząc do kranu. — Byłem tu tylko się odlać.
— W mojej szkole…? — zdziwiłem się.
— To była pilna potrzeba — warknął, myjąc dłonie.
— Obok jest stacja benzynowa.
— Nieczynna toaleta.
— Musiałeś przejść przez park.
— O ile lubię rysować wzorki na śniegu, gdy sikam, to jednak wolałem skorzystać z toalety — strząsnął wodę z dłoni, a ostatnich kilka kropel posłał w moim kierunku. Zamknąłem oczy i nie otwierałem ich, aż przetarłem twarz rękawem. — Tyle.
— Dobrze, rozumiem. Szkoda, że nie przyszedłeś wcześniej, właśnie skończyliśmy grać.
— Ach, tak — odchrząknął. — Seweryn coś wspominał — przyznał cicho, wycierając dłonie o tył swoich jeansów. — Jak wam poszło?
— Myślę, że dobrze. Może dostaniemy punkty za improwizację.
— No, ta trąbka brzmiała naprawdę... — Chyba się zorientował, że powiedział trochę za dużo, bo urwał zdanie w połowie.
— Czyli jednak słyszałeś?
— Eeeee… dudniliście na całą budę, ciężko nie słyszeć.
Zmrużyłem oczy, na co Sylwester odwrócił wzrok.
— Nie masz na sobie kurtki — zauważyłem.
— Ta, co z tego?
— Szedłeś tu bez kurtki?
— Zostawiłem w aucie…
— Jest strasznie zimno.
— Zimno to rzecz względna — wzruszył ramionami. — A teraz, skoro już skończyliśmy ten uroczy dialog w kiblu, pozwól, że się oddalę.
— Nie ma sprawy.
— A! — zatrzymał się zaraz przy drzwiach, przez co prawie na niego wpadłem. — Co robicie potem?
— Nie rozumiem…
— Co robicie po tym festiwalu? — sprecyzował niecierpliwie.
— Jedziemy do mnie. Niezależnie od wyniku, chcemy świętować. A co?
— Nic — wzruszył ramionami. — Do zobaczenia, Amadeo.
— Tak. Trzymaj się.
Obserwowałem jak szybkim krokiem zmierza ku wyjściu. Kilka dziewczyn obróciło się za nim, a ja nie miałem serca mówić im, że Sylwester jest gejem. Westchnąłem lekko i wróciłem do moich przyjaciół i chłopaka.
— No, jesteś! — przywitała mnie zdenerwowana Klara. — Zaraz ogłoszą wyniki.
— Trzymam kciuki — zapowiedział Kajetan.
— Kciuki są zdradliwie — wtrącił Seweryn.
— Amadeo, dałeś dziś czasu — dodał Wojtek, nieco ciszej, aby tamta trójka nie słyszała.
— Jakoś tak mnie wzięło… — wzruszyłem ramionami, wstydząc się tego, o czym myślałem w trakcie grania.

***

— Nic się nie stało, Kajetan — zapewniała po raz kolejny Klara. — Twoje kciuki nas nie zdradziły…
— Niepotrzebnie je trzymałem — pożalił się po raz kolejny.
— Weźże się w garść, człowieku — warknął Seweryn, klepiąc przyjaciela w tył głowy. — Nie przegraliśmy dlatego, że trzymałeś za nas kciuki.
— Właśnie. Poza tym, liczy się dobra zabawa — uspokoiłem, wnosząc do salonu pięć kubków z gorącą czekoladą. Starałem się je zrobić według przepisu Seweryna.
Niestety nie wygraliśmy Festiwalu Muzyki Rozmaitej, ale przynajmniej bardzo dobrze się bawiliśmy. Zgodnie z planem, przyjechaliśmy do mojego domu, aby posiedzieć trochę przed kominkiem. Leniwie zsunęliśmy się na puchaty dywan.
— No, tak, ale mimo wszystko... Czuję, że mogłem zagrać lepiej — zadręczał się Kajetan.
— Czujesz to? — Seweryn uniósł dłoń, przerywając przyjacielowi. — To zapach idioty. Weź już przestań.
— Widzę, kochanie, że u ciebie dzisiaj wszystkie zmysły rozwinięte — zauważyła, nieco złośliwie, jego dziewczyna. Ponieważ leżał na jej udach, uniósł wzrok, by móc spojrzeć na nią z zagadką na twarzy. — Najpierw słuch, teraz węch…
— Chodzi ci o moją kąśliwą uwagę odnośnie tej cudownej dziewczyny, która narzekała na mężczyzn?
Klara nie odpowiedziała, ale jej wzrok mówił wszystko. Seweryn westchnął ciężko i zaczął bawić się kawałkiem włókna z dywanu.
— Po prostu chodziło mi o to, że te piosenki przedstawiają odmienną wizję związku niż ja mam — zaczął powoli, dobierając słowa. — Bo te kobiety śpiewają o tym, że facet ma latać i wszystko załatwiać, a prawda jest taka, że… no, w prawdziwym związku, to dwie osoby mają się starać, aby funkcjonował… Nie ma tak, że jedna oddaje się drugiej całkowicie — wzruszył ramionami, celowo odbierając swej wypowiedzi powagi.
Klara przyglądała mu się chwilę, a potem schyliła się, by móc ucałować jego czoło.
— Masz rację, kochanie.
— Wiem — odpowiedział nonszalancko. — A ty Kajetan masz przestać się martwić.  Ty Amadeusz, na przyszłość, dodaj mniej cukru. A ty, Wojtek… — zamyślił się chwilę. — Czekaj, coś dla ciebie zaraz wymyślę.
Roześmialiśmy się wesoło. Trzask drewna w kominku przyjemnie komponował się z naszą rozmową. Byliśmy jedynie oświetleni blaskiem płomieni, co nadawało magicznego klimatu. I mogłem spokojnie oprzeć się o tors Wojtka, czując jego bijące serce na plecach.
Wsłuchując się w jego rytm, wróciłem wspomnieniami do momentu zakończenia festiwalu. Nastąpiło wtedy małe zamieszanie, gdy wszyscy uczniowie rozchodzili się do domów, życząc sobie Wesołych Świąt. Ktoś w tym czasie musiał też odnieść instrumenty do sali muzycznej, a obowiązek ten spadł na nasz klub.
Tak więc wspólnymi siłami zanieśliśmy instrumenty z powrotem na ich miejsce. Wszystkie, poza pianinem, którego były dwie sztuki, a dowiedziałem się o tym dopiero dzisiaj.
— Naprawdę? — zaśmiał się Wojtek, gdy przywrócił perkusję do porządku, uderzając przy tym w jeden z talerzy. — To myślałeś, że jak to pianino znalazło się piętro niżej, na auli?
— Em… magicznie? — zasugerowałem, co wprawiło Wojtka w jeszcze większy śmiech. W końcu się wyprostował i otarł czoło.
— No, to chyba wszystkie — stwierdził, rozglądając się po pomieszczeniu.
— A co z kontrabasem? — zapytałem.
— Seweryn go zwróci do JazzGotu — przejechał dłonią po potężnym instrumencie. Spojrzał na mnie i uniósł brew. — Co jest?
— Nic. Lubię jak się uśmiechasz — odpowiedziałem. Wojtek parsknął śmiechem i zbliżył się do mnie. Musiałem zadrzeć głowę, aby spojrzeć mu prosto w czekoladowe oczy.
— Też lubię jak się uśmiechasz. Dzisiaj jak grałeś, robiłeś to przez cały czas.
— Naprawdę?
— Prawie jakby coś cię wciągnęło — zażartował.
— Hm… — Po chwili uznałem, że to za mało elokwentna odpowiedź. Dlatego odchrząknąłem i dodałem: — Zrozumiałem dzisiaj kilka ważnych rzeczy. Dziękuję za to, że uwolniłeś mnie od mojej przeszłości. Nigdy nie sądziłem, że może być jeszcze raz „przed”.
— „Przed”? — powtórzył, a potem zrozumiał. — Ach… — uśmiechnął się i poczochrał moje włosy. — Nie ma sprawy, Amadeo! Cieszę się, że tak myślisz.
— Myślę, że to muzyka mi pomogła, wiesz? — podszedłem do pianina i przejechałem po białych klawiszach. — Ale to ty mnie wciągnąłeś w muzykę, na nowo… A więc… dziękuję.
— Nie musisz dziękować. To sama przyjemność sprawiać, aby ktoś się uśmiechnął, wiesz? — podrapał się z tyłu głowy.
Z odrobiną nostalgii zasiadłem za pianinem. Mimowolnie, prawie nieświadomie, zacząłem na nim grać.
Zacząłem od spokojnych dźwięków My Favorite Things. Nie wiedziałem co mną kierowało, ale chciałem zagrać to jeszcze raz. Według własnej wizji, według własnej improwizacji.
Wciskałem odpowiednie klawisze, pieszcząc ich gładką nawierzchnię. Każdy dźwięk brzmiał jak przyjemne wspomnienie ulubionej rzeczy, która sprawiała mi radość. Zamknąłem na chwilę oczy, by przejrzeć slajdy tych rzeczy.
Kubek spienionej, gorącej czekolady w zimny wieczór…
Uczucie towarzyszące trzymaniu papierowej koperty…
Dźwięki pianina, które tak dobrze znałem, że mogłem w myślach odtworzyć każde z brzmień klawiszy…
Szum drzew, w pobliżu mojego domu, który utulał mnie do snu…
Ciepło przytulającego mnie ciała…
Odgłos bijącego dla mnie serca…
Uśmiech, który sprawiał, że sam się uśmiechałem…
Otworzyłem oczy, aby na niego spojrzeć. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy nie zobaczyłem go obok pianina. Już chciałem przestać grać i się za nim rozejrzeć. Wtedy dołączyła perkusja.
Przeniosłem wzrok na instrument, na którym teraz grał Wojtek. Wyszczerzył do mnie zęby i pokiwał głową. Odpowiedziałem tym samym i zacząłem grać z większą mocą, wsłuchując się w jego bębny i talerze, zalewające dźwiękami wnętrze pokoju. Przerwaliśmy na chwilę i wróciliśmy do naszej improwizacji. Nie mieliśmy przed sobą żadnych nut. Jedynie zaufanie do siebie, że uda nam się zagrać coś nowego, coś dobrego…
Zaśmiałem się głośno, nie wiedząc czemu.
Granie z nim sprawiało mi czystą satysfakcję. Spojrzałem na niego, on spojrzał na mnie. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, w których musiały skakać iskierki radości. Świat muzyki pochłonął mnie z taką mocą, że zapominałem o tym co nas otaczało. Zapomniałem, że przed chwilą był festiwal. Zapomniałem, że czekają na nas nasi przyjaciele, byśmy mogli pojechać do mnie. To wszystko nie miało znaczenia, gdy ja i Wojtek graliśmy razem na naszych ulubionych instrumentach.
Zamknąłem oczy i pozwoliłem sobie wrzucić na jeszcze większy luz niż kiedykolwiek. Było tu coś nowego. Coś odmiennego od naszych wcześniejszych prób. Może dlatego, że w końcu powiedzieliśmy do siebie „kocham”? Czy to mogło wyzwolić więcej uczuć, dlatego teraz to wszystko brzmiało tak inaczej? Bo było nasze? Tylko nasze. To była nasza improwizacja.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i otworzyłem oczy. Teraz to Wojtek, z delikatnie odchyloną głową, zamknął swoje powieki, wczuwając się w muzykę. Przyspieszyliśmy, chcąc wyzwolić jeszcze więcej dźwięków!
 To było to, mówiłem sobie w myślach. Dlaczego tak długo zajęło mi zrozumienie o co w tym chodziło? Niezależnie od tego co się miało stać, postanowiłem, że będę cieszył się życiem. Bo mam z kim je dzielić. Z moim ojcem, z moimi przyjaciółmi, z moim ukochanym chłopakiem… Było mi tak lekko jak nigdy, tak dobrze jak z nikim.
Dźwięki zawirowały, nuty uderzyły nasze serca, gdy nagle zmieniliśmy repertuar.
Z My Favorite Things przeszliśmy do Moanin’, otwierając nowe możliwości improwizacji. Uśmiechnąłem się, bo to ja zrobiłem nagły zwrot, a Wojtek od razu za mną podążył.
Było tak jak chciałem — mocniej, szybciej, intensywniej. Dokładnie tak jak sobie wyobrażałem. Zachłysnąłem się tym uczuciem, wierząc, że będzie trwać wiecznie. Wierząc, że będzie to kolejna niesamowita rzecz na mojej liście rzeczy, które lubię, a których wspomnienie daje mi szczęście.
Tak, musiałem to dodać. Jego muzyka.
Nawet nie wiedziałem kiedy zacząłem grać na stojąco. Byłem zbyt podekscytowany żeby siedzieć, ale nie mogłem i nie chciałem przestać tworzyć z Wojtkiem. Wypuściłem powietrze z płuc i usłyszałem jego śmiech. Kolejny piękny dźwięk, wypełniający salę. Ponownie skrzyżowaliśmy spojrzenia, nie przestając grać.
Zwolniliśmy tempo w tym samym czasie, dostrzegając coś w swoich spojrzeniach. Nasz utwór stopniowo się wyciszył. Podobne zakończenie zdarzało mi się słyszeć w trakcie przesłuchiwania koncertów, gdy artysta kompletnie improwizował na koniec, głośniej lub ciszej. Tak samo kończyliśmy ja i Wojtek.
Aż w końcu przejechałem palcami po wszystkich klawiszach, stawiając kropkę pojedynczym, wysokim dźwiękiem.
I zapadła cisza, która teraz brzmiała jak wielka eksplozja.
Nie odrywając od siebie oczu, w tym samym momencie poderwaliśmy się z miejsce i ruszyliśmy ku sobie. To było tak intensywne, że straciłem oddech, gdy zacząłem się z nim całować. Czułem ciepło bijące od jego spoconego ciała. Jego oddech musnął moje usta, nagradzając mnie gorącym pocałunkiem. Jęknąłem cicho, zjeżdżając dłonią po jego boku, a następnie…
Ktoś zaczął klaskać. Otworzyliśmy szeroko oczy i odskoczyliśmy od siebie, przerywając pocałunek. W drzwiach sali muzycznej stał Seweryn i kręcił głową.
— Mogliście to zrobić na festiwalu, może wtedy byśmy wygrali — zauważył, opierając się nonszalancko o framugę. — Oczywiście, bez tej części z pocałunkiem. To mogłoby się wydać co niektórym niesmaczne.
— Seweryn! — wysapał Wojtek. — O—Od dawna tu jesteś?
— Jakieś…? — spojrzał na zegarek. — Od początku? Wysłali mnie po was, bo się ociągaliście, a więc sobie szedłem po schodach, a tu muzyka… Wariaci z was, nie ma co.
— Łatwo kogoś oskarżyć o bycie wariatem — burknąłem.
— Nie zgodzę się. Dużo łatwiej samemu jest się stać wariatem — uśmiechnął się uroczo, ukazując szereg prostych i równych zębów. — Za mną, wiara! Chcę się napić gorącej czekolady, czy coś…
Posłaliśmy sobie z Wojtkiem zawstydzone spojrzenia, bo obaj zdaliśmy sobie sprawę, co się przed chwilą stało. I po raz pierwszy wtedy zobaczyłem Wojtka jako obiekt pożądania. Jasne, podobał mi się od samego początku, ale nie miałem czasu, aby o nim pomyśleć… w ten sposób. Przez ostatni miesiąc tyle się działo, ale gdy teraz wspólnie zagraliśmy, a potem zaczęliśmy się całować…
Czułem, że moje policzki są czerwone, a ciało drży.
Na szczęście mogłem się uspokoić, bo znaleźliśmy się u mnie w domu wśród przyjaciół, a tam nie wypadało robić żadnych kroków w tym kierunku. Chociaż gdy tak siedziałem oparty o Wojtka, czując jego zapach i ciepło, powoli przestawałem się koncentrować na rozmowie.
Seweryn przeciągnął się, ziewając głośno.
— Chyba pora się zbierać, co? — zapytał, poprawiając włosy, którymi przez ostatnich kilkanaście minut bawiła się Klara.
— Dalej nie mogę uwierzyć, że Sylwester zaoferował, że po nas przyjedzie — zauważyła Klara.
— Taaaa… to mucho podejrzane jest — stwierdził, mrużąc oczy. — Obawiam się, że chce nas porwać dla okupu.
— A nie pomyślałeś, że twój brat po prostu chce ci pomóc? — zapytał Kajetan. Seweryn spojrzał mu prosto w oczy, a potem pokręcił głową.
— Nie — przeniósł wzrok na Klarę. — Masz gaz pieprzowy?
— Sylwester jest gejem, prawda? Chyba nic mi nie grozi — odpowiedziała.
— To nie dla ciebie. To dla Kajetana.
Kajetan westchnął ciężko i poklepał przyjaciela po ramieniu.
— Spokojnie, Seweryn. Twój brat nawet mnie nie lubi.
Kilkanaście minut później, po dokładnych wytycznych Seweryna, jego starszy brat dotarł pod mój dom. Odprowadziłem wszystkich do wyjścia, żegnając się z każdym po kolei i życząc im Wesołych Świąt. Pożegnałem się też z Wojtkiem, a nasz pocałunek trwał nieco dłużej niż zazwyczaj.
Przełknąłem ślinę.
— Daj znać jak dojedziesz do domu.
— Jak zawsze.
Stałem w drzwiach i obserwowałem jak rozchodzą się do dwóch samochodów. Nie rozumiałem czemu Sylwester uparł się przyjechać skoro równie dobrze do Gdańska mógł ich odwieźć Wojtek, ale nie wnikałem w to. Widziałem za to, że uśmiechnął się szeroko na widok grupki.
Wycofałem się szybko do środka, bo było naprawdę zimno. Obserwowałem jeszcze przez okno jak dwa samochody odjeżdżają spod domu. Nie mogłem uwierzyć, że miałem tylu znajomych, że musieli korzystać z dwóch aut, aby się tu dostać! Znaczy, zmieściliby się do jednego, ale…
Wróciłem pod kominek, gdzie dopalała się reszta drewna. Płomień skakał po nim wesoło, wywołując co jakiś czas pojedyncze trzaśnięcie. Westchnąłem i sięgnąłem po resztę czekolady, która została w moim kubku. Była już zimna, ale i tak ją wypiłem. Oblizałem usta, smakując ostatnich kilka kropel.
Stąd moje myśli bardzo szybko skierowały się w stronę Wojtka, którego oczy zawsze kojarzyły mi się właśnie z czekoladą. Dalej miałem przed sobą jego spojrzenie, chwilę przed tym jak się pocałowaliśmy w sali muzycznej.
— Chcę cię mieć… tu i teraz… — stwierdziłem sam przed sobą, przejeżdżając palcem po ustach. — Och, jestem żałosny! — zapłakałem nad sobą i opadłem plecami na dywan.
Pomyśl o tym, stwierdziłem w myślach, nie będzie lepszej okazji. Twój tata pojechał do pracy i nie wróci do rana. Zostałeś sam w domu. Z jednej strony to dobrze, ale to oznaczało, że ktoś stracił bliską osobę przed Świętami Bożego Narodzenia…
Nie, stop! Trochę zdrowego egoizmu, Amadeuszu!
Zasłoniłem oczy, wypuszczając powietrze z ust. Czułem się jak rozgrzana maszyna parowa, która musiała spuścić ciśnienie. Mógłbym też używać innych, pięknych metafor, ale wniosek był jeden — byłem napalony.
Znów usiadłem i sięgnąłem po telefon. Obracałem go chwilę w dłoni, by w końcu wybrać numer telefonu Wojtka. Nim wcisnąłem zieloną słuchawkę, zacząłem mieć wątpliwości. Znaczy… nie powinien kierować i rozmawiać przez telefon, prawda?
Daj spokój, Amadeusz! Przecież nie musicie dzisiaj robić nic konkretnego. Po prostu… improwizujcie.
Wciśnięcie zielonej słuchawki prawie mnie zabiło, ale w żołądku czułem też przyjemne ściśnięcie. Sygnał łączenia był jak zwykle, odrobinę wyciszony. Wszystko przez moją odległość od miasta.
— Halo? — odebrał całkiem szybko.
— Cześć, Wojtek.
— Co tam? Zapomniałem czegoś…?
— Em… nie, nie o to chodzi — odchrząknąłem. — Daleko już jesteś?
— Nie — zaprzeczył. — Jestem na stacji benzynowej, tankuję. Coś się stało?
— Właściwie to… tak. Chciałbym, o ile to nie problem oczywiście, abyś tutaj wrócił — poprosiłem i przygryzłem wargi, czekając na odpowiedź.
— Ale coś się dzieje? Stało się coś? — zapytał trochę przestraszony.
— Nieeee — odpowiedziałem. — Po prostu chciałbym… abyś tu był. Na tę noc.
Cisza w telefonie trwała na tyle długo, abym zapytał trochę nerwowo:
— Halo? Jesteś tam?
Wojtek zakaszlał głośno.
— Jestem, jestem! Znaczy, nie ma sprawy, mogę przyjechać. Tylko… czy twój tata nie…?
— Nie ma go przez całą noc.
— Będę za dwadzieścia minut! — zapewnił i rozłączył się szybko. Uśmiechnąłem się i wstałem z dywanu. Teraz tylko trzeba było zluzować i wszystko będzie dobrze.
Pognałem do siebie na górę, zapalając lampki świąteczne, które rozwiesiłem pod sufitem razem z Wojtkiem. Jego wzrost bardzo się do tego przydał. Uznałem, że same złote lampki tworzą odpowiedni klimat, dlatego nie włączyłem  innych świateł.
Zahaczyłem też o łazienkę, aby przemyć twarz i umyć zęby. Dopiero gdy wypuściłem świeży miętowy oddech i przejechałem językiem po gładkich zębach byłem zadowolony.
Zmieniłem też koszulkę i zdałem sobie sprawę, że wracam do swojej planującej wszystko osobowości, ale z drugiej strony, miałem to gdzieś. Chciałem się czuć swobodnie.
Wojtek pojawił się szybciej niż obiecał. Wpuściłem go do domu i… zapadła niezręczna cisza.
— Zmieniłeś koszulę? — zapytał.
— Tak. Hm… Na tamtą wylałem trochę czekolady.
— Ha, ha! I jak to zniosłeś?
— Jeszcze żyję — odpowiedziałem.
Wyciągnął ku mnie dłoń, więc szybko ją chwyciłem. Pocałowaliśmy się w przedpokoju, a ja wydałem z siebie dziwny jęk. Nie wiedziałem, że potrafię wydobyć z siebie taki dźwięk. Wojtek uśmiechnął się, gdy pociągnąłem go za dłoń, kierując nas na schody. Salon już prawie został pochłonięty przez ciemność, gdy płomień w  kominku wygasał.
W moim pokoju było przerażająco cicho i bałem się, że może usłyszeć przyśpieszone bicie mojego serca. Próbowałem się wyluzować, ale kiedy usiedliśmy naprzeciw siebie na łóżku, ciało  me zdradzało jak bardzo się denerwowałem.
— To — zaczął Wojtek, bawiąc się moimi palcami. — Chciałeś, żebym przyjechał.
— Zgadza się.
— I jesteśmy sami na całą noc?
— Na całą noc — powtórzyłem, przytakując.
Wojtek wypuścił powietrze i uśmiechnął się.
— Wow, to dużo — przyznał, spoglądając na mnie. — Sami. Na całą noc.
— Pomyślałem, że chcesz mi potowarzyszyć…
— Chcę — skinąłem głową, przysuwając się. W półmroku, które wytwarzały lampki świąteczne wyglądał na dużo bardziej tajemniczego. — Masz strasznie długie rzęsy… Dopiero teraz się zorientowałem…
— Nie lubię ich.
— Ja je lubię — powiedział, dmuchając mi lekko w oczy. Zamknąłem je mocno. Gdy je otworzyłem, był jeszcze bliżej. — Lubię też twoje oczy… I uśmiech. I dłonie…
— Zdajesz sobie sprawę z tego co mówisz, prawda? — zapytałem.
— Tak — odpowiedział powoli.
— I… — odchrząknąłem. — I zamierzasz coś z tym zrobić?
— Zależy czy mi na to pozwolisz?
— To zależy, co chcesz zrobić?
— Mógłbym cię… — zawahał się na chwilę. — pocałować.
— Gdzie?
— Gdzie tylko chcesz.
Mimo, że już się całowaliśmy, wiedziałem, że ten pocałunek miał być zezwoleniem na coś kompletnie nowego i nieznanego. Dlatego, gdy przybliżaliśmy do siebie powoli nasze twarze, pokonując dzielące nas centymetry, serce biło mi jak oszalałe.
Jego usta były ciepłe, odrobinę natarczywe. Wypuściliśmy oddechy w tym samym momencie, uśmiechając się. Przysunąłem się do niego jeszcze bliżej, klękając tuż przed nim. W końcu byłem wyższy od niego! Przynajmniej na moment. Całowałem go dalej, napierając na jego ciało, aż w końcu zrozumiał o co mi chodziło.
Położył się na plecach, ale nie przestawaliśmy się całować. Jego ciepły oddech muskał moje wargi, jęczał wprost do moich ust. Złapałem oddech i przejechałem dłonią po jego klatce piersiowej. Leżąc na nim, dotarło do mnie jak seksowna jest różnica w naszym wzroście. Mogłem praktycznie na nim leżeć, nie wystając kawałkiem ciała za jego ciało!
Mruknął przyjemnie, gdy wsunąłem dłoń pod jego t—shirt. Miał miękką skórę, która kryła pod sobą napięte i twarde mięśnie. Nigdy go nie widziałem bez koszulki, ale zaczynałem się domyślać, że widok może być przyjemny.
— Ach! — jęknął, gdy opuszkami palców przejechałem przez jego tors.
Bardzo podobało mi się to, że jego ciało, podobnie do pianina, reagowało na mój dotyk. Gdy dotykałem go w odpowiednim miejscu, wydawał z siebie inne dźwięki, które wypełniały mój pokój.
Usiadłem na jego udach i zacząłem podwijać jego t—shirt. Również usiadł, aby łatwiej było go zdjąć. Następnie zajął się rozpinaniem mojej koszuli. W sumie nawet niepotrzebnie ją przed chwilą zakładałem.
Przestałem o tym myśleć, kiedy jego dłonie przejechały po moim torsie. Zrobił to opuszkami palców wywołując u mnie łaskotki, ale i dziwne źródło przyjemności, które mną wstrząsnęło.
— Jezu — szepnąłem.
— Fajnie, co? — spytał z uśmiechem.
Skinąłem głową. Byliśmy już w połowie nadzy. Niezły początek.
Wojtek przekręcił mnie tak, że teraz to ja leżałem pod nim, pozwalając mu całować mnie gdzie tylko chciał.
Zaskakujące było to jak przyjemne okazały się pocałunki w inne części ciała niż usta. Każdy z nich był powodem kolejnego jęku, kolejnego brzmienia rozkoszy. Na początku wstydziłem się tych dźwięków, ale okazało się, że one jedynie zachęcają Wojtka do dalszego działania.
Dotarł dłońmi do moich spodni i zręcznie otworzył rozporek. Gdy ściągnął ze mnie spodnie i skarpetki, uznałem że coś tu jest nie tak.
— To nie fair — stwierdziłem, siadając. — Ty dalej jesteś w spodniach — sięgnąłem do jego paska, z którym walczyłem kilka chwil.
— Zaraz ich nie będę miał — zażartował, gdy rozpinałem jego rozporek. Zaatakowałem pocałunkami jego klatkę piersiową, ściągając na oślep jego spodnie. W końcu obaj zostaliśmy jedynie w bokserkach.
Choinkowe lampki sprawiły, że mięśnie na ciele Wojtka były lepiej podkreślone poprzez liczne cienie. Ja przy nim wyglądałem blado — dosłownie.
Nasze pragnienie zdawało się teraz wypełniać pokój, gdy znów się położyliśmy na łóżku, przodem do siebie, najbliżej swoich ciał jak to tylko było możliwe. Jego było takie ciepłe, jak nic innego na tym świecie. Chciałem już przy nim zostać do końca świata. To było przyjemne… takie ciepłe…
Znów zacząłem grać na jego ciele, własną kompozycję, domagając się nowych dźwięków. I otrzymałem je, gdy dłońmi zjechałem niżej niż kiedykolwiek. Na początku zawróciłem, zawahałem się, ale nie wytrzymałem za długo i znów tam wróciłem.
Wojtek oddychał coraz szybciej, zamykając przy tym oczy. Przełknął głośno ślinę, gdy wróciłem do jego ust.
— Kocham cię — szepnął.
— Ja ciebie też kocham — odpowiedziałem, przyciskając czoło do jego czoła. Znów się pocałowaliśmy, a zaraz po tym jak przygryzł lekko moją dolną wargę, zjechał dłońmi po moich plecach. Zahaczył o moje bokserki, dając ostateczny znak, aby rozebrać się do naga. Obaj byliśmy już na to gotowi.
Wiedziałem, że to będzie niezapomniana noc.

***

Gdy obudziłem się rano, czułem że się wtulam w coś bardzo ciepłego. Otwierając oczy, zobaczyłem przed sobą szerokie, nagie plecy, pokryte w niektórych miejscach pieprzykami. Byłem praktycznie do nich przyciśnięty, a moje czoło wtulało się w tył jego szyi. Wypuściłem powoli powietrze i zerknąłem na zegarek. Kilka minut  po siódmej rano.
Byłem trochę obolały, ale ciepło promieniujące z jego ciała wszystko koiło. Przysunąłem się jeszcze bliżej, czując jego kompletną nagość.
Nie chciałem go budzić, jednak czułem, że już nie zasnę. Dlatego ostrożnie usiadłem na łóżku i zlokalizowałem moje bokserki, które leżały niedaleko łóżka. Ześlizgnąłem się powoli na podłogę i ubrałem się w rozrzucone części garderoby. Wojtek zachrapał głośno i przekręcił się na plecy, zarzucając rękę na moją poduszkę.
Jego widok w moim łóżku był prawdopodobnie najlepszym prezentem na Boże Narodzenie w moim życiu. Sam czułem się jak nowo narodzony. Było mi lekko…
Opuściłem pokój, kierując się na dół. Mój tata jeszcze nie wrócił, więc trochę mi ulżyło. Przynajmniej nie musiałem się tłumaczyć z obecności Wojtka w moim łóżku. Jeszcze. Póki co wolałem, aby to zostało tajemnicą.
Wypiłem odrobinę wody, którą znalazłem w lodówce i nawilżyłem suche gardło.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Przeżyłem właśnie mój pierwszy raz z Wojtkiem. Wspomnienia migotały w mojej głowie, a ja czułem, jakby to był jedynie sen. Nie wiedziałem czemu, wydawało mi się, że to nie miało miejsca, a Wojtek po prostu u mnie nocował.
Jednak byłem dobry w zapamiętywaniu dźwięków i wiedziałem, że tych, nie mogłem sobie wyobrazić.
— Co ja zrobiłem? — spytałem sam siebie, kręcąc głową. A jeszcze kilka miesięcy temu zaklinałem się, że z nikim nie będę.
Wpadłem na pomysł, aby przygotować porcję gorącej czekolady dla dwóch osób. Zabrałem się od razu do roboty, chcąc zrobić Wojtkowi niespodziankę. Dwadzieścia minut później wracałem na górę, a na tacy niosłem dwa kubki. Wystawiłem język, próbując niczego nie wylać.
Wojtek przekręcił się tak, że leżąc na brzuchu, maił teraz jedynie zakrytą lewą nogę. Widok pośladków z rana był bardzo pobudzający. Odchrząknąłem i podszedłem do łóżka, ignorując moją wczorajszą zabawkę do ściskania.
— Wojtek — usiadłem obok na łóżku i szturchnąłem go delikatnie. Miałem wyrzuty sumienia, że budzę tego wielkoluda, ale musiałem je w sobie stłumić. Gorąca czekolada nie będzie czekać.
— Hmmm — wydał z siebie długie westchnięcie i otworzył oczy. Mlasnął i spojrzał na mnie przez zmrużone powieki. — Amadeo…?
— Dzień dobry — przywitałem się. Uśmiechnął się i wypuścił powietrze z płuc.
— Dzień dobry — odpowiedział, podnosząc się z łóżka. — Która godzina…?
— Ósma rano.
— Uch… nie kochasz mnie?
— Kocham — odpowiedziałem, sięgając ku tacy. — Dlatego zrobiłem ci gorącą czekoladę. Proszę.
Wojtek przetarł oczy i usiadł na łóżku, zakrywając się kołdrą. Uśmiechnął się nieśmiało, gdy przyjmował kubek w swoje dłonie.
— Nie musisz się wstydzić. Widziałem cię wczoraj w nocy — powiedziałem.
— W świetle dnia i tak się dziwnie czuję. Przepraszam, będę musiał się przyzwyczaić, czy coś…
— To może tak — odchrząknąłem. — Nie masz czego się wstydzić.
Wojtek roześmiał się i pokręcił głową.
— Weź przestań…
— Czuję, że ksywka „uroczy gigant” będzie tu pasować.
— Dobra, już — poprosił, próbując się napić. — Chciałbym skosztować chociaż trochę.
— Już będę cicho — obiecałem. — To co dziś robimy? — Moje milczenie nie trwało nawet pięciu sekund.
— Hm… nie wiem… Mamy już wolne, nie? Możemy… — zawahał się. — Posiedzieć u mnie?
Uniosłem wzrok znad kubka gorącej czekolady.
— Zapraszasz mnie do siebie?
— Tak. Co mi tam? Już i tak wszystko wiesz — zaśmiał się, wzruszając ramionami. — Bardzo dobra — wskazał na kubek.
— Dzięki. Starałem się. Zaraz zrobię jakieś śniadanie.
— Hm… czy w tym czasie będę mógł wziąć prysznic?
Skinąłem głową i uśmiechnąłem się do niego. Przysunąłem się bliżej, aby móc go pocałować. Smak gorącej czekolady świetnie komponował się z padającym  za oknem śniegiem i ciepłym ciałem Wojtka.

 Moim przeznaczeniem było zakochać się w nim.

***

Don't put me off 'cause I'm on fire
And I can't quench my desire
Don't you know that I'm burning up for your love
You're not convinced that that is enough
I put myself in this position
And I deserve the imposition
But you don't even know I'm alive
And this pounding in my heart just won't die
I'm burning up

Oh
I'm burning up, burning up for your love
I'm burning up, burning up for your love
I'm burning up, burning up for your love
For your love

You're always closing your door
Well that only makes me want you more
And day and night I cry for your love
You're not convinced that that is enough
To justify my wanting you
Now tell me what you want me to do
I'm not blind and I know
That you want to want me but you can't let go
Come on, let go

Oh
I'm burning up, burning up for your love
I'm burning up, burning up for your love
I'm burning up, burning up for your love
For your love

Do you wanna see me down on my knees?
Or bending over backwards now would you be pleased?
Unlike the others I'd do anything
I'm not the same, I have no shame
I'm on fire

Come on, let go

(Burning up for your love)
Ooo, yeah, I'm burning up (Burning up for your love)
Ooo, yeah, I'm burning up (Burning up for your love)
Come on, come on, I'm burning up (Burning up for your love)
Uh, uh, uh, I'm burning up (Burning up for your love)
Ooo, yeah, I'm burning up (Burning up for your love)
Come on, come on, I'm burning up (Burning up for your love)
Ooo, yeah, I'm burning up (Burning up for your love)
Uh, uh, uh (Burning up for your love)

You know you got me burning up, baby (Burning up for your love)
You know you got me burning up, baby (Burning up for your love)

Burning up for your love (Burning up for your love)
Burning up for your love (Burning up for your love)


***

Sylwester wpadł do JazzGotu w niekoniecznie dobrym humorze. Od pewnego czasu na niczym nie mógł się skupić. Przed oczami widział tylko parę pięknych oczu, szczycących się heterochromią. Było to głupie i upierdliwie, ale łaziło to za nim już od prawie dwóch tygodni. Próbował się wyrwać, a najlepszym pomysłem na wyrwanie się była głośna impreza.
Tyle, że nie miał ochoty na żadne imprezowanie. Jego znajomi myśleli, że jest chory, ale prawda wyglądała nieco inaczej. Sylwester, zamiast imprezować, chciał wycałować każdy pieg na ciele Kajetana - chłopaka z heterochromią.
Pragnienie było tak silne, że zaczął się nawet integrować ze swoim młodszym bratem, byle tylko wyciągnąć więcej informacji o jego przyjacielu. Jednak do tej pory nie miał okazji porozmawiać z nim w cztery oczy. A bardzo mu na tym zależało. Znał nawet adres Kajetana, bo w końcu go odwoził przed Bożym Narodzeniem. Jednak za każdym razem brakło mu odwagi, by wejść na siódme piętro i zapukać do drzwi Kajetana.
Bo co by wtedy powiedział? Nie miał żadnego pomysłu. Starał się być cool, ale nic z tego nie wychodziło. Czuł, że robił z siebie coraz to większego idiotę. A potem zastanawiał się jak to możliwe, że nie poznał Kajetana wcześniej? Przecież on był nierozłączny z Sewerynem! To tak jakby byli razem w pakiecie podstawowym.
Pogrążony w rozmyślaniu, wszedł za bar, witając się ze swoim bratem. Obiecał, że go zastąpi na jakiś czas, bo dzięki temu mógł zająć myśli. Ledwo co zawiązał fartuch, gdy do JazzGotu wszedł Kajetan.
Sylwester prawie się przewrócił z wrażenia i jego pierwszym odruchem była chęć schowania się pod ladą, ale uznał, że to mogło być naprawdę głupie. Kajetan rozejrzał się z uśmiechem po wnętrzu, a potem, zdejmując rękawiczki i czapkę, zbliżył się do baru.
Sylwester znów uchylił usta. Próbował policzyć wszystkie piegi na twarzy Kajetana, ale ze względu na ich ilość, było to niewykonalne. Najlepiej byłoby, gdy się położyli obok, a Sylwester mógłby spokojnie liczyć i…
 Usta Kajetana poruszyły się, ale nie usłyszał żadnego dźwięki. Otrząsnął się z amoku i odchrząknął.
— Proszę, co? — spytał mało uprzejmie i skarcił się w myślach.
— Em… cześć — uśmiechnął się. Sylwester szybko odpowiedział równie prostym przywitaniem. — Jest może Seweryn?
— Seweryn? — zdziwił się i poczuł lekką zazdrość. Oczywiście, że przyszedł do jego brata. — Nie, nie ma go. Mówił mi, że idzie spotkać się z Klarą.
— Naprawdę? — Teraz to on się zdziwił. — Ale… umówiliśmy się. No cóż, pewnie zapomniał…
— Mój brat cię wystawił? Prostak.
— Ha, ha! Nie mów tak — poprosił, unosząc dłonie. — Jestem pewien, że nie zrobił tego celowo. Przełożymy spotkanie i tyle. Dziękuję za informację. Będę się…
— Może kawy?! — wypalił szybko, spanikowany. Kajetan zamarł, w trakcie wykonywania zwrotu. — Znaczy… Skoro i tak już tu przyszedłeś, może napijesz się kawy? Ze mną? — dodał, po czym tego pożałował. Kajetan milczał przez jakiś czas, rozważając ofertę. Ponownie zwrócił się w stronę Sylwestra i uśmiechnął się delikatnie.
Jego dwukolorowe oczy zamigotały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz