sobota, 21 marca 2020

Ósmy cud - Rozdział 32 - Agresja


Rozdział 32
Agresja


Równo o godzinie siedemnastej trzydzieści, do Spreso wszedł Krystian. Z wdzięcznością powitał chłodne wnętrze kawiarni, rozkoszując się przyjemnym zapachem kawy. Zamknął za sobą drzwi, aby być pewnym, że gorące powietrze nie wślizgnie się tu za nim.
Obdarzony pieprzykiem pod prawym okiem Krystian, nie miał szczególnej ochoty na żadną z kaw, które wypisane były ładnym pismem na czarnej tablicy. Ktoś musiał się naprawdę postarać, używając wielu kolorowych kred, aby zwabić wzrok klienta.
Zza baru uśmiechała się do niego ładna blondynka. Nie do końca był w stanie stwierdzić w co się ubrała, bo miała na sobie zielony fartuszek. Wystawała zza niego jedynie flanelowa koszula, rozpięta pod szyją. Chcąc nie chcąc, wzrok Krystiana zjechał nieco niżej, wstydliwie badając okolice piersi. Był pewien, że zobaczył jakiś wisiorek.
— Dzień dobry — przywitała się, przypominając mu o manierach. Chyba niczego nie zauważyła, bo dalej uśmiechała się szeroko. — Coś panu podać?
Zamyślił się chwilę.
— Proszę, nie mów do mnie per „pan”. Czuję się z tym niekomfortowo — wyznał jak na spowiedzi. — Mów mi Krystian.
Dziewczyna skinęła głową.
— Sonia — odpowiedziała, uśmiechając się przyjaźniej. — To co chcesz, Krystian?
— Nic ciepłego. — Mimowolnie zerknął w stronę okien. Upał za oknem był nie do zniesienia, a był ledwo koniec kwietnia.
— Może mrożona kawa? — zaproponowała, wskazują na cennik. — Idealna na takie temperatury.
— Z zaufaniem, powierzę się w twoje ręce — odpowiedział uprzejmie. — Niech będzie mrożona kawa.
— Na miejscu czy na wynos?
— Na… miejscu.
Pochyliła się, aby zanotować zamówienie, a także, aby odnotować je na kasie. Uśmiechnęła się.
— To krzyżyk — powiedziała.
— Proszę? — Zamrugał oczami, prawie podrywając się z miejsca.
— Krzyżyk — powtórzyła, nie wypadając z roli uprzejmej kasjerki. Sięgnęła pod koszulkę i wyjęła złoty łańcuszek, na którego końcu znajdował się krzyż, widziany w setkach kościołów. Miejsce w okolicach piersi Krystiana, zapiekło go delikatnie jakby jego własny łańcuszek, z dokładnie takim samym medalikiem, rozgrzał się do czerwoności.
— Nie chciałem…!
— Nic się nie stało — zapewniła. — Proszę usiąść. Zawołam, gdy będzie gotowa.
— Jasne.
Skrępowany i onieśmielony wycofał się w głąb kawiarni, wierząc że Sonia nie postanowi mu czegoś dosypać do kawy. Dopiero po chwili przypomniał sobie po co tutaj właściwie przyszedł, fatygując się z końca Warszawy.
EuroBask.
Usłyszał plotkę, że mecze będzie można oglądać właśnie w tym miejscu. Z tego co wiedział, Oliwier i Marcel, członkowie Nowego Elementaris tutaj pracowali, a ich szef postanowił im kibicować. Stąd właśnie w kącie pomieszczenia znaleźć można było piłkę do koszykówki, na której podpisywały się osoby życzące szczęścia drużynie. Domyślił się tego, gdy jakaś kobieta złożyła podpis, a następnie usiadła, kierując swój wzrok na telewizor.
— Krystian? — Usłyszał. Zaskoczony, obejrzał się przez ramię. Nie spodziewał się tu zastać nikogo ze swoich znajomych, których celowo unikał. W końcu Boski Wiatr przegrał finałowy mecz fazy eliminacyjnej do EuroBask. Większość jego kolegów z drużyny nawet nie myślała oglądać mecze. Dlatego przez chwilę poczuł się jak złapany na gorącym uczynku.
Jego twarz od razu się rozluźniła, gdy dostrzegł osobę, która siedziała na prawdopodobnie wygodnej, zielonej kanapie. Chociaż musiał dwa razy zamrugać, aby przywołać obraz osoby z niedalekiej przeszłości, która pasowałaby do blondyna siedzącego na kanapie.
— Cyrus — odpowiedział. Skinął głową. — Co tu robisz?
— Pewnie to co ty. — Przeniósł wzrok na wyciszony telewizor. Leciały teraz jakieś reklamy w języku niemieckim. To był dobry znak.
Krystian jedynie skinął głową. Teraz zrozumiał dlaczego nie poznał Cyrusa od razu. Był szczuplejszy niż zazwyczaj, bledszy. Ściął także włosy, które już nie tworzyły korony na jego głowie, a raczej przypominały równo ostrzyżone pole żyta lub pszenicy. Jednak w jego szarych oczach dalej palił się blask, którego nie można było zapomnieć. To było światło należące do kapitana Siedmiu Cudów. Do kapitana Elementaris. Do jego kapitana.
— Przyłączysz się? — zaoferował Cyrus, robiąc przesadnie dużo miejsca.
— Jeżeli to nie problem.
— Żaden.
Uwielbiał Cyrusa za to, że mógł się z nim wymieniać uprzejmościami i nigdy nie były one fałszywe. Cyrus po prostu taki był.
Krystian usiadł na istotnie wygodnej kanapie, czując zimno na plecach. Wiedział, że przyjemne uczucie zniknie za kilka sekund, gdy własnym ciałem rozgrzeje chłód oparcia.
— Lemoniada? — zagadał.
— Tak — przyznał Cyrus. — Nie powinienem pić kawy — wyjaśnił.
— No tak. — Pokiwał głową. — Słyszałem o tym co się stało… Nawet nie wiesz jak jest mi przykro — zapewnił, chociaż Krystian nigdy nie miał nieszczerych intencji wobec Cyrusa. — Przepraszam, że nie odwiedziłem cię w szpitalu. Dowiedziałem się, gdy już wyszedłeś.
— We wrześniu będziesz miał kolejną szansę — uspokoił, uśmiechając się pod nosem.
— Jak to? Czemu?
— Kontrola. — Wzruszył ramionami. — Chcą mnie zbadać i zobaczyć czy wszystko dobrze. Ale będę musiał tam zostać na kilka dni.
— Jak się czujesz? — Krystian uznał to za stosowne pytanie. Cyrus siedzący przed nim wyglądał nieco inaczej. Kapitan wzruszył ramionami, co zdarzało mu się niezwykle rzadko. Blondyn nie należał do osób, które „nie wiedzą”.
— Już jest dobrze. To nigdy nie było nic poważnego…
— Mówimy o twoim sercu, Cyrus!
— Serce to nie tylko to co bije — odpowiedział spokojnie. — Reszta jest u mnie bez szwanku.
— Jednak to co bije…
— Mrożona kawa! — Sonia przerwała mu w połowie zdania. Krystian zawahał się, wpatrując się przez chwilę w Cyrusa. Kapitan nie spojrzał na niego jakby reklama przedstawiająca niemiecką rodzinę na wakacjach była naprawdę fascynująca.
Krystian dźwignął się z kanapy i ruszył w stronę baru. Chciał porozmawiać chwilę z Sonią, ale przyjmowała inne zamówienie i czuł się głupio, stojąc w miejscu, a więc zawrócił. Pokręcił głową, gdy siadał.
— Gdzie Bianka?
— Ma zajęcia — odpowiedział Cyrus. — Możliwe, że do nas dołączy.
Krystian zastanawiał się czy kontynuować rozmowę na temat serca Cyrusa. Przeważnie, gdy coś mu przerywało zdanie, uznawał to za znak od Boga, aby nie kontynuować tematu i go zmienić. Wahał się przez chwilę, aż w końcu Cyrus spojrzał na niego z uśmiechem. Nieco przygasłym, ale dalej szczerym.
— Nie martw się o moje serce. Nic mi nie jest. Oczywiście, bałem się — przyznał, sięgając po lemoniadę. Jednak nie podniósł szklanki, a jedynie przejechał palcami po mokrej ściance, łącząc kropelki wody. — Byłem przerażony. Z sercem nie można igrać. Ale to nie tak, że zostałem kaleką. Muszę po prostu ograniczyć to… — zawahał się, urywając zdanie.
— To co kochasz — dokończył za niego Krystian. Cyrus oblizał wargi. Skinął nieznacznie głową.
— Dlatego chcę ich obejrzeć — mówił, patrząc w telewizor. — Wszystkie moje Cudy tam są. Dawid, Filip, Ariel, Nataniel, Gabriel… Co prawda Ariel w przeciwnej drużynie, ale oni tam są. Jeżeli ich zobaczę. — Uśmiechnął się. — Czuję, że wrócą mi siły.
— Na pewno. Stworzyłeś fenomenalnych graczy — powiedział Krystian. — Właściwie to maszyny.
Cyrus zaśmiał się cicho.
— Mają silną wolę, to fakt. — Spojrzał na telewizor. Była przerwa w nadawaniu reklam, za to pojawiło się pulsujące logo EuroBask. — Dostałem bilety na finałowy mecz. Lecę z Roksaną do Paryża…
— A Bianka?
— Odmówiła. Powiedziała, że boi się latać, ale wiem, że wierzy w to, że spotkamy się tam wszyscy. A Roksana była naszą menadżerką. Należy do Siedmiu Cudów.
Krystian słuchał tego wszystkiego z podziwem. Zapomniał nawet spróbować swojej kawy. Cyrus nie kłamał. Jego serce, to które nie tłoczyło krwi, dalej było zdrowe. Jak nikt, mówił o swojej drużynie jakby byli jego prywatnymi aniołami. Każde z nich, każdy element był bardzo ważny, aby mogli razem funkcjonować.
Krystian zlitował się nad kawą i w końcu spróbował odrobinę. W tym momencie telefon komórkowy Cyrusa zawibrował, dając znać, że przyszła wiadomość. Cyrus sięgnął do kieszeni i odczytał tekst.
Krystian, nie chcąc być zbyt ciekawskim, zerknął na talerzyk, na którym stał kubek kawy. Zawinięta na nim była serwetka. Zmarszczył czoło i rozłożył ją. Przed nim pojawił się ciąg dziewięciu cyfr, pisanych tym samym charakterem pisma, które kojarzył z tablicy przy barze. Wiadomość podpisana była wdzięcznym „S.”.
Medalik znów go zapiekł w okolicach piersi.
— To od Filipa — powiedział Cyrus.
— Ale… jego tu nie ma. — Zamrugał oczami, spoglądając jeszcze raz na wiadomość.
— Oczywiście, że nie. Jest na EuroBask. — Cyrus uniósł telefon. Krystian przysunął się, aby dostrzec lekko rozmazane „selfie” Filipa na stadionie w Berlinie z ceremonii otwarcia turnieju. — Zawsze mi przesyła wiadomości, mimo że nie odpisuję…
— Dlaczego?
— Jest uparty.
— To wiem. Dlaczego ty nie odpisujesz?
Schował szybko serwetkę z numerem telefonu do kieszeni.
— Nie mogę im odebrać nadziei. Nie teraz — powiedział z mocą. — To i tak cud, że udało mi się utrzymać to tak długo w tajemnicy. Chociaż widzę, że już coraz więcej osób wie. Najważniejsze, że nie ta piątka…
Krystian pokręcił głową. Nie rozumiał postępowania Cyrusa, ale z drugiej strony, on nigdy nie mylił się co koszykówki. Może i teraz prowadził trudną grę, która miała doprowadzić do zwycięstwa Nowego Elementaris? Nawet kosztem samotności przez kilka miesięcy.
— Zaczyna się — poinformował w końcu Cyrus, a Krystian zerknął w kierunku telewizora. Sonia dopiero teraz włączyła głos i huknął na nich dźwięk tak dobrze im znany. Źródłem były wypełnione trybuny oraz ich wiwat, gdy na środek boiska wchodziły drużyny koszykarskie z różnych państw.
— Zaczyna się — przyznał Krystian.

***

Gaspar znajdował się na wyższej części trybun skąd miał dobry widok na całe boisko i wkraczające na nie drużyny. Towarzyszyła mu Fleur, która z aparatem w dłoni czekała na dobry moment by coś uwiecznić. Jednak jej mina wskazywała na to, że póki co, nic takiego się nie pojawiło.
Drużyny zajmowały przypisane im miejsca, tuż pod utworzonym na tę okazję podium, z której miał przemówić prezes EuroBask. Gaspar uważał to za względnie nudną część całego turnieju, ale część oficjalną należało odbębnić.
Był mile zaskoczony tłumem, który wypełniał całe trybuny. EuroBask zyskiwał coraz większą popularność.
— Są i nasi — powiedziała Fleur.
Z początku Gaspar zaczął rozglądać się za drużyną z Polski. Po chwili się zreflektował i pomachał Bastienowi i innym chłopakom, którzy dumnie kroczyli do przodu. Podobnie do pozostałych monarchów, Bastien odłączył się od drużyny i skierował się na podium. Stanął w rzędzie razem z czterema Monarchami, którzy byli najlepszymi graczami. Zdobyli te tytuły dzięki ciężkiej pracy i zeszłorocznym osiągnięciom.
— Piątka Monarchów to coś co mogę w końcu fotografować — przyznała Fleur.
Gaspar przeniósł wzrok z podium na kolejną drużynę, która wchodziła na salę. Uśmiechnął się, gdy zobaczył Brunona, kroczącego pewnie do przodu. Zaraz za nim szła jego świta, najlepsi koszykarze. Gaspar westchnął sentymentalnie, widząc tyle znajomych twarzy. Jednak nabrał powietrza, gotowy na wizualną konfrontację z Oliwierem.
— No i gdzie jest ta srebrnowłosa piękność, która skradła twoją esencję? Wielokrotnie — dodała po chwili. Gaspar nawet nie spojrzał na Fleur, ignorując jej pytanie. Po chwili jednak, gdy pojawiło się całe Nowe Elementaris, zmarszczył czoło.
— Nie ma go? — zdziwił się.
Przez kilka sekund wyobrażał sobie co się mogło stać. Może wiadomość od Gaspara sprawiła, że rzucił to wszystko? Może zrobił coś głupiego i Gaspara nie było obok, aby go jakoś powstrzymać? Może odszedł? A może go wyrzucili?
Ten brak zaufania do Oliwiera trwał przez pięć sekund aż zatrzymał wzrok na chłopaku, który szedł przed siebie, ziewając mocno. Ręce skrył w kieszeniach bluzy. Gaspar wychylił się do przodu i zmrużył oczy.
— Co do…? — zaczął.
Oliwier miał na głowie ciemne warkoczyki. Gaspar skrzywił się.
— Gdzie ten twój laskoróbca?
— To on. — Wskazał na Oliwiera. — Ten z warkoczami…
Fleur jeszcze raz spojrzała na boisko. Drużyna z Polski już ustawiła się na miejscu, a więc dziewczyna wbiła wzrok w chłopaka z warkoczykami. Uniosła aparat i zrobiła kilka zdjęć.
— Założę się, że widzisz siebie ciągnącego go za te warkoczyki — rzuciła niby to od niechcenia.
Gaspar milczał, nie chcąc przyznać się do tego, że miał podobne myśli. Jednak zaciekłe spojrzenie i ignorowanie słów Fleur było wystarczającą odpowiedzią. Gaspar nie widział Oliwiera od prawie dwóch miesięcy i nie spodziewał się takiej zmiany. Nie spodziewał się także, że tak zatęskni na jego widok. Przez dwa miesiące się hamował, ale teraz miał go przed sobą.
— Nie wygląda źle — przyznała w końcu Fleur. — Chociaż widziałam lepszych.
Ta uwaga zabolała Gaspara.
Nie mówił już nic więcej. Po kilku minutach wszystkie drużyny pojawiły się na parkiecie, wypełniając go prawie po brzegi. Następnie przemówił prezes EuroBask, siwowłosy mężczyzna, który dawniej sam był legendarnym graczem w drużynie holenderskiej. Mówił po angielsku, z nieco dziwnym akcentem, próbując nieskutecznie ukryć swoje pochodzenie. Jednak ten kto znał język angielski nie miał problemów ze zrozumieniem go. Zwłaszcza, gdy przedstawiał Europejskich Monarchów — piątkę najlepszych koszykarzy. Gaspar zastanowił się, czy gdyby grał, miałby miejsce wśród nich?
Ceremonia trwała niecałe pół godziny, a po niej rozegrały się dwa mecze niższej kategorii wiekowej.

***

Dzieliłem pokój razem z Marcelem w jednym z hoteli znajdujących się przy hali sportowej. Trafiliśmy tam dopiero wieczorem, po obejrzeniu meczów rozpoczynających cały turniej. Czułem dziwne podniecenie na myśl, że już jutro to my rozegramy nasz pierwszy mecz. Z tego co wiedziałem, miałem nie grać, ale wszystko mogło się zdarzyć.
Bruno pojawił się jeszcze w naszym pokoju tuż przed ciszą nocną, sprawdzając obecność, gotowość i przypominając, że powinniśmy wypocząć.
Gdy byliśmy już sami, Marcel skorzystał z prysznica jako pierwszy. Ja w tym czasie powstrzymywałem mój głód nikotynowy, zapychając się drugim pączkiem. Obiecałem Malwinie, że nie będę palił.
— Jak tam nasz SMOK? — zapytał Marcel, gdy wrócił do pokoju. Miał na sobie dół od piżamy i ręcznik zarzucony przez ramię. Kropelki wody spływały po jego wyrzeźbionym torsie. Marcel był naprawdę… przystojny.
— Skąd mam wiedzieć? — Wzruszyłem ramionami.
SMOK to marcelowy skrót od „Sonia—Marcel—Oliwier—Kaja” czyli czwórki baristów Spreso.
— Napiszę do Kai — powiedział, sięgając po komórkę. — Pewnie będą nas jutro oglądać!
— Nawet nie wiemy czy jutro zostaniemy wystawieni — wtrąciłem.
— Bruno na pewno da nam szansę — odpowiedział Marcel, machając lekceważąco ręką. Dokończył wiadomość i rzucił się na łóżko. — Jestem mega podekscytowany tym turniejem!

***

Jednak ani ja, ani Marcel nie dostaliśmy szansy, aby zagrać w pierwszym meczu EuroBask. Na parkiet wyszli Bruno, Maksymilian, Norbert, Dawid i Filip — wymiennie z Gabrielem. Kapitan nie dał szansy innym graczom i byłem na niego nieco zdenerwowany. Dopiero w trakcie drugiej połowy Malwina objaśniła mi strategię kapitana.
— Zagrasz pojutrze — tłumaczyła spokojnie. — Kapitan uznał, że będziesz lepszym zawodnikiem w meczu z Finlandią. Poza tym nie chce prezentować wszystkich talentów na samym początku.
Mogłem tylko zagryźć zęby i obserwować jak wygrywamy z Hiszpanią 72 : 44.

***

Po pierwszych dwóch dniach i ośmiu meczach wiedziałem, że cały turniej nie będzie łatwym spacerem. Przeciwnicy byli na kompletnie innym poziomie niż w Polsce. Na dodatek żadna z drużyn nie wystawiła jeszcze swojego Monarchy, przez co ich umiejętności i zachowanie na boisku pozostawało tajemnicą dla tych, którzy się jeszcze z nimi nie zmierzyli.
Tabela wyników po pierwszej serii meczów eliminacyjnych przedstawiała się następująco:

Irlandia 68 : 42 Austria
Włochy 80 : 63 Chorwacja
Bułgaria 38 : 78 Finlandia
Hiszpania 44 : 72 Polska
Portugalia 32 : 80 Niemcy
Grecja 56 : 60 Czechy
Francja 100 : 54 Węgry
Szwajcaria 38 : 47 Wielka Brytania

Na dodatek francuska drużyna była jedyną, która ugrała równe sto punktów, zdobywając trzycyfrowy wynik. Zabrzmiało to jak groźba, gdy prawie podwoili rezultat przeciwników. Nie było mnie na tym meczu. Nie chciałem przypadkiem wpaść na Gaspara, więc spędziłem prawie trzy godziny w pokoju, powstrzymując coraz silniejszą chęć, aby zapalić papierosa. Zastanawiałem się czy jest sens, aby się wstrzymywać. W końcu i tak paliłem. Czy jak tego nie będę robił, będę lepiej grał?
Z zażenowaniem stwierdziłem, że myślałem kilkanaście minut o paczce papierosów, aby nie myśleć o nim.

***

Nie mogłem się nacieszyć tym, że znów siedzieliśmy razem. Co prawda nie było to Timeless River w Warszawie tylko hotelowa restauracja w Berlinie, a także brakowało dwóch osób, których nieobecność rzucała się w oczy, to jednak byłem bardzo zadowolony.
Ariel znalazł chwilę dla naszej czwórki, abyśmy mogli się spotkać na kolacji. Już zapomniałem jak wysoki był, więc gdy się z nim witałem, miałem wrażenie, że zasłania mi cały świat. Reszta nie wyglądała przy nim jak gimnazjalista.
— Cieszę się, że tu jesteście — wyznał Ariel, gdy już złożyliśmy zamówienia. Uśmiechy prawie nie znikały z naszych twarzy. — I cieszę się, że gracie razem!
— Mógłbyś grać z nami, gdybyś nie uciekł do Niemiec — zauważył Dawid.
— Wiecie, że Zuzka ma tu lepszą opiekę medyczną — usprawiedliwił się.
— Nikt się o to nie gniewa! — zapewnił szybko Filip. — Nasz mało wyrafinowany przyjaciel miał na myśli to, że tęskni. Na swój sposób.
Dawid prychnął i spojrzał za okno. Ariel zaśmiał się.
— A co u ciebie, Filip? Wiedziałeś, że Zuzka znalazła twoje zdjęcie w niemieckiej gazecie?
Filip wyszczerzył zęby.
— Kolekcja jesień/zima — westchnął rozmarzony. — Wyglądałem zabójczo, wiem.
— Jak Zuzka? — zapytałem, przerywając Filipowi jego samozachwyt.
— Ej, ej! Natuś, zawsze mi przerywasz! — pożalił się blondyn. Spojrzałem na niego poważnie.
— Bo nie mam ochoty słuchać znowu o twojej sesji zdjęciowej, po której fanki przesłały ci tyle czekoladek, że mogłeś się w nich kąpać.
Filip uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Ach, to był dobry dzień…
Przeniosłem spojrzenie na Ariela.
— Wszystko dobrze — zapewnił. — Zuzka już się czuje dużo lepiej. Myślimy o powrocie do Polski, gdy skończymy tu studia. No i o ile wyniki będą pozytywne. Nie chcę, aby znowu przez to przechodziła — wyznał smutno. — Ale już jest po przeszczepie szpiku. Jest dobrze — zapewnił. — Ale nie mówmy o smutnych tematach! — Uśmiechnął się. — Nie ma co się martwić na zapas. — Przeniósł spojrzenie na mnie i Gabriela. — A co u was?
— Wszystko w porządku — odpowiedziałem spokojnie. — Poza tym, że teraz zakupy spożywcze z Gabrielem to koszmar.
— Ej! — warknął mój chłopak. Spojrzał na mnie z góry. — Co masz przez to na myśli?
— Wybieranie zdrowych produktów zajmuje ci całe wieki. A sięgnij przy nim po napój gazowany… Wymieni wszystkie możliwe „E” jakie zawiera.
Gabriel prychnął.
— Nikt cię nie ciąga na zakupy, wiesz?
— Wiem. Ale jesteś wyższy i sięgasz do najwyższych półek — wyjaśniłem. Gabriel zaśmiał się i pokręcił głową.
— Dobrze wiedzieć do czego jestem ci potrzebny.
— Gabriel po prostu zaczął dbać o nasze odżywianie się — sprostowałem, nie chcąc przeciągać złośliwości. Tak naprawdę bardzo mi się podobało, że Gabriel tak dba o nasze zdrowie. — Chociaż jego ulubionym określeniem ostatnio stało się „to nawet koło mleka nie stało”, gdy chciałem kupić takie, które ma mniej niż sześć procent tłuszczu…
— Dobrze was widzieć razem — ocenił Ariel, śmiejąc się wesoło. — Wiedziałem, że do siebie wrócicie. Pasujecie do siebie.
To była pierwsza taka opinia, którą usłyszeliśmy po powrocie do siebie. Gabriel miał w zwyczaju wycofywać się, gdy działo się coś krępującego. Zaskoczył mnie ciepłym gestem, który przejawił się w objęciu mnie ramieniem. Zawsze lubiłem, że dzieliła nas różnica wzrostu i budowy. Gdy ktoś tak wielki jak on mnie obejmował, czułem się naprawdę bezpiecznie.
Ariel pokiwał głową i zerknął na Filipa i Dawida.
— A wy?
— My? — zdziwił się Dawid.
— Nie jesteśmy razem! — Filip był przerażony. — Zwariowałeś?! Człowieku! Jasne, znam Dawida od dziecka i nie ukrywam, przystojna z niego bestia, ale bez przesady! Widzieliśmy się też nago, ale nic z tych rzeczy! Widzieliśmy się nago od dziecka! Ba, nawet kiedyś na basenie, gdy dojrzewaliśmy to razem z Dawidem…!
— Człowieku, zamknij się! — Dawid prawie ryknął. — Po kiego to wszystko mówisz?!
— Chcę wyjaśnić, że nasza relacja sprowadza się jedynie do braterstwa! Bromansu, można ta to ująć!
— Filip, bo cię uderzę — warknął brunet. — Bromans?! Co to w ogóle jest?!
— Relacja dwóch ziomków, którzy się siebie nie wstydzą.
— W takim wypadku nie żyjemy w „bromansie”, bo jest mi mega wstyd za ciebie! Co ty chrzanisz?
— Miałem na myśli to — wtrącił Ariel. — czy się z kimś spotykacie. Nie ze sobą — zapewnił, ale nie mógł przestać się uśmiechać na widok zdenerwowanej miny Dawida i zdezorientowanej miny Filipa.
— A… Ach. — Filip przeczesał włosy. — Nie interesują mnie związki!
— Wczoraj mówiłeś coś innego — burknął Dawid.
— Wczoraj to wczoraj. Dzisiaj to dzisiaj.
— Ja dalej jestem ciekaw co się wydarzyło na basenie w trakcie dojrzewania — powiedziałem, wpatrując się w tamtą dwójkę. Gabriel wyszczerzył zęby.
— Nic takiego… — burknął Dawid.
— Potrzebowałbyś linijki. — Filip uniósł sugestywnie brew.
— Na co ci linijka na base… och. — Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
— Ja pierdolę, o czym wy gadacie?! — Dawid złapał się za głowę. — Możemy zmienić temat? Ani ja, ani Filip się z nikim nie spotykamy. I to jest odpowiedź na pytanie Ariela.
Wyczułem coś w głosie Dawida co sprawiło, że nie do końca mu uwierzyłem. Jakiś czas temu miałem z nim naprawdę dobry kontakt i zdążyłem się nauczyć kiedy kłamie. A przynajmniej kiedy stara się nie powiedzieć niczego konkretnego o swoich uczuciach.
Dawid był naprawdę dobrym przyjacielem, chociaż ostatnio nieco się od siebie oddaliliśmy. Gdy pytałem Malwinę o jego zachowanie, ukrywała odpowiedź za łagodnym uśmiechem. Powoli zacząłem łączyć elementy łamigłówki…
Kilka minut później, gdy już zmieniliśmy temat, podano nam nasze potrawy. Obserwowałem resztę Cudów i zapragnąłem wrócić do liceum. Do tych pięknych czasów, gdy towarzyszyli nam jeszcze Cyrus, Marek, Roksana i Samson. Tworzyliśmy świetną drużynę, wspaniałe Cudy świata koszykówki. Najgorsza była myśl, że te czasy już nigdy miały nie wrócić.
Postanowiłem się cieszyć tą chwilą. I chociaż nie było pełnego składu, chociaż nie byliśmy w Timeless River to jednak czułem się naprawdę dobrze.

***

Z wielką niechęcią, ale jednak musiałem się pofatygować po całym hotelu, aby zebrać drużynę. Dlaczego nikt nie sprawdzał komórek? Napisałem do nich, ale nikt nie raczył odpisać wice-kapitanowi. Bezczelność… Gdyby to Bruno rozesłał wiadomość, wszyscy już by się kulili pod jego pokojem. Niestety nasz kapitan był zajęty spędzaniem czasu wolnego z Malwiną i obowiązek sprawdzenia czy wszyscy poszli spać, spadł na mnie.
Marcela, Artura i Mariusza znalazłem na siłowni. Maksymiliana i Norberta w kawiarni. Dorian okazał się siedzieć w pokoju, czytając książki, wsparty na wielkiej poduszce. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy zlokalizowałem Nataniela i spółkę. Siedzieli w hotelowej restauracji, zachowując się jakby przeżywali spotkanie po latach.
Nabrałem powietrze przez zaciśnięte zęby, udając że palę papierosa i ruszyłem w ich kierunku.
— Ej — zacząłem na tyle przyjacielsko na ile było mnie stać. Spojrzeli na mnie zaskoczeni, jakby mnie nie widzieli nigdy w życiu. — Do wyrek. Niania jest na głodzie nikotynowym i nie chce słyszeć sprzeciwu.
— Mamy czas do dziesiątej — zauważył Nataniel.
— Taaaa, ale jutro gramy.
— Może trochę zluzujesz i do nas dołączysz? — zaoferował Filip. Uśmiechał się przy tym zachęcająco. — Cyrus nam zawsze powtarzał, że przed grą należy odrobinę się zrelaksować, a nie chodzić spiętym…
— Tu nie ma Cyrusa — przerwałem. — Jest Bruno. I wasz wice-kapitan, którego wiadomości ignorujecie.
— Wiadomości? — powtórzył Gabriel. — Nie dostaliśmy żadnych wiadomości.
Uniosłem brew i wyjąłem swoją komórkę. Wszystkie smsy, które wysłałem, miały przy sobie czerwony wykrzyknik i krótką informację, że nie zostały dostarczone. Westchnąłem ciężko.
— Szlag… Wiedziałem, że o czymś zapomniałem.
— Nie zapłaciłeś rachunku? — Dawid wydawał się być nadzwyczaj zadowolony z tego powodu. Schowałem telefon do kieszeni.
— Nie twoja sprawa. Macie wrócić do pokoju i się wyspać. Pobudka o siódmej. Trening o ósmej. Mecz o szesnastej. Zapamiętaliście?
Pokiwali głowami. Przeniosłem spojrzenie na wysokiego chłopaka, który cały czas się do mnie uśmiechał. Rozpoznałem w nim jednego z Europejskich Monarchów. Nie pozwoliłem jednak na to, aby mój wyraz twarzy zdradził moją ekscytację.
— Jakiś problem? — zapytałem.
— Masz fajną fryzurę — ocenił. — Jestem Ariel.
— Oliwier Madgrey.
— A więc jesteś wice-kapitanem Nowego Elementaris?
— Na to wychodzi.
— Jak ci się podoba?
Uniosłem brew.
— Funkcja? Całkiem spoko. Muszę tylko ganiać za tymi dzieciakami, aby ich pilnować. — Nawet nie spojrzałem na moją drużynę, ale czułem jak posyłają mi zdenerwowane spojrzenia. — Ty jesteś Monarchą?
Ariel roześmiał się.
— To taki dziwny tytuł. Daleko mi do bycia Monarchą.
— Prędzej do bycia mężem — wtrącił Filip.
— Mężem? — powtórzyłem. — Że stanu?
Ariel znów się roześmiał.
— Nie, nie. — Uniósł dłoń, pokazując obrączkę. — Dosłownie mężem.
Złoty pierścień błysnął delikatnie, odbijając światło lampy. Tego typu ozdóbka wyglądała abstrakcyjnie na palcu kogoś tak młodego. Przysięga małżeńska była dla mnie naprawdę czymś odległym. Właściwie to nigdy nawet jej nie brałem pod uwagę. Na pewno nie przed trzydziestką.
— Ile ty masz lat?
— Dwadzieścia jeden.
— Serio? Cholera, człowieku… Chce ci się marnować czas na małżeństwo?
Ariel zamyślił się chwilę.
— Nie chcę marnować czasu, gdy kogoś kocham.
Naprawdę próbowałem znaleźć jakąś ripostę, ale jedynie sięgnąłem do talerza Filipa i zabrałem kilka frytek. Krzyknął niezadowolony, ale go zignorowałem.
— O dziesiątej macie spać — oznajmiłem, obracając się na pięcie.

***

MECZ ELIMINACYJNY EUROBASK!
FINLANDIA KONTRA POLSKA
— Mam złe wieści, Oliwier — powiedziała mi Malwina, gdy właśnie opuściłem szatnię. Poprawiałem moje jasne spodenki koszykarskie, gdy menadżerka zaczepiła mnie na korytarzu.
— Idealnie. Przed samym meczem…
Malwina spojrzała na mnie ze złością.
— To ważne — zaznaczyła. — Właśnie się dowiedziałam kto jest menadżerką fińskiej drużyny. To Iza.
Uniosłem brew.
— Iza? W sensie ta co zebrała Dzieci Złotego Słońca…?
— Co? Nie! Ale widzę, że w końcu przeczytałeś Wilczy Gryz.
— Marcel mnie zmusił — westchnąłem ciężko. Zaczęła gromadzić się reszta drużyny, chociaż nigdzie nie widać było kapitana. — O co chodzi? Jaka Iza…?
— Masz paskudnie słabą pamięć! Iza! Ta dziewczyna, która kłamała, że współpracuje z Podziemiem!
Zamarłem. Ostatnie spotkanie z nią zakończyło się tym, że wylądowałem zamknięty w magazynie, ogłuszony.
— Co ona tu robi? — warknąłem.
— Jest menadżerką fińskiej drużyny.
— Ona zna Ale!
— Wiem to — powiedziała szybko, dając znać, abym ściszył głos. — Iza jest ich menadżerką od niedawna. Miała bardzo dobre referencje. Podobno sam Mauri o nią poprosił.
— Mauri. Monarcha. — Zmarszczyłem czoło. — To mi się bardzo nie podoba. Iza, Mauri i Ale mają ze sobą coś wspólnego...
— I najwidoczniej cała trójka ma coś przeciw tobie — szepnęła. — Może będzie lepiej jak nie będziesz dziś grał? Poproszę Brunona i usiądziesz na ławce. Mamy silny skład, powinniśmy dać radę… — Urwała. Moje spojrzenie musiało jej wystarczyć za odpowiedź. — Oliwier, Mauri nie jest czystym graczem. Użyje wszystkich sztuczek, aby cię wyeliminować.
— Czemu tak sądzisz?
— Bo jak sam zauważyłeś, Iza i Ale się znają. Ta sieć… — Zamyśliła się. — Jak pająk, który otacza ofiarę. Nie wiem co knuje Mauri i Iza. Nie wiem czy gdzieś tutaj jest Ale, jednak myślę że powinieneś mieć się na baczności.
— Dam radę. Skopię tyłki całej trójce. Poza tym. — Spojrzałem na koniec korytarza. — Muszę dotrzeć do Paryża. Nieważne jakie przeszkody czekają na mnie po drodze.
Malwina nabrała powietrza. Skinęła głową.
— Pokażmy im na co nas stać.

***

Trybuny były pełne. Gaspar zajął miejsca razem z Fleur, doskonale widząc polską drużynę. Oliwier wyglądał na naprawdę zamyślonego i nawet nie rozglądał się po ludziach na widownię, nawet gdy skandowała mieszankę angielsko—fińsko—polskich dopingów.
— Dzisiaj twoje słodziaśne siejduśko zagra z Monarchą — zauważyła Fleur.
— Nie nazywaj go tak — poprosił.
— Dobrze. Z Maurim.
Gaspar przeniósł na nią ciężkie spojrzenie, ale dziewczyna zdawała się tego nie widzieć. Na jej kolanach spoczywał aparat, a na nim jej zaciśnięte dłonie. Oczy dziewczyny czekały na odpowiednie sytuacje, które będzie mogła uwiecznić. Chociaż była bardzo wybredna jeżeli chodzi o zdjęcia.
— No, no. — Po chwili jednak uniosła aparat i zrobiła zdjęcie. Gaspar nachylił się, aby zobaczyć co takiego ją zaciekawiło. Na ekranie wyświetliła się zamyślona i poważna Malwina, spinająca włosy z tyłu głowy.
— Malwina — powiedział.
— Domyśliłam się, że ją znasz. — Spojrzała na niego. — Poznasz nas?
Gaspar zaśmiał się.
— Zobaczymy.
Spojrzał w stronę boiska i zamarł. Nieświadomie powstał z miejsca i zbliżył się do barierki, aby przyjrzeć się brązowowłosej, krótko ściętej dziewczynie. Doskonale ją zapamiętał. Po finałowym meczu z Boskim Wiatrem, przycisnął ją do ściany, aby dowiedzieć się czemu zaatakowała Oliwiera.
— Gaspar! — Fleur pojawiła się obok niego, zaskoczona zachowaniem przyjaciela. — Co się stało?
— Ta dziewczyna. Menadżerka Finów — mówił powoli. — Ona jest niebezpieczna.
— Ona? Nie wygląda — przyznała Fleur, ale zrobiła jej zdjęcie. Następnie powiększyła obraz, aby móc się jej przyjrzeć. — Kolejna całkiem ładna…
— To nie konkurs, Fleur. Ta dziewczyna doprowadziła do tego, że Oliwier nie grał w pierwszej połowie finałowego meczu eliminacyjnego. I nie mieliśmy na to dowodów.
— A więc ta dziewczyna zagraża twojemu Oliwierowi?
— Nie jest mój — burknął. — Ale martwię się. Ostatnio dostał szału.

***

Na parkiet wchodziłem razem z Brunonem, Dawidem, Maksymilianem i Marcelem. Przyjemna ciężkość moich szarych Nike’ów przypomniała mi wyzwaniu jakie stoi przede mną. Pisk podeszwy zachęcał do grania. Stanęliśmy naprzeciw drużyny fińskiej, aby się z nimi przywitać krótkim uściskiem dłoni.
Finowie grali w zielonych strojach, a ich kapitanem był sam Mauri Platkiven. Uśmiechnął się groźnie, gdy podawał dłoń Brunonowi.
— Wasza menadżerka jest naprawdę śliczna — oznajmił Mauri nieco krzywym angielskim. Oblizał wargi. — Umawia się z kimś?
Bruno zachował stoicki spokój.
— Zastanawiam się czy wasza menadżerka dalej używa brudnych sztuczek by wygrać — odpowiedział.
Mauri zawahał się tylko przez sekundę.
— Nie tylko ona — zapewnił, po czym obrócił się i fińska drużyna ruszyła na swoją połowę. Mauri obejrzał się jeszcze przez ramię, patrząc mi prosto w oczy. Coś w jego spojrzeniu bardzo mi się nie spodobało. Bruno także posłał mi spojrzenie, ale ostrzegawcze. Posłuchał Malwiny i wpuścił mnie na boisko.
Stanąłem na swojej pozycji, niedaleko Marcela. Maksymilian pojawił się w kole środkowym, ziewając. Obejrzałem się jeszcze w stronę Izy, ale ona zdawała się nikogo nie zauważać, gdy sztucznie wlepiła oczy w kartkę papieru.
Po rzucie sędziowskim to Maksymilian zgarnął piłkę i podał do Dawida. Finowie nawet się nie bronili. Dawid zdobył punkty. Śmiesznie łatwo. Podejrzanie prosto.
Mauri rozpoczął i ruszył na nas. Chciałem go zatrzymać jeszcze na jego połowie. Prawie się zderzyliśmy. Odbijał chwilę piłkę, a następnie mnie ominął. Zrobiłem krok by go zablokować, a w tym momencie poczułem ciężar ciała Mauriego. Brunet przewrócił się na parkiet, a ja zamrugałem oczami.
Gwizdek przerwał grę. Sędzia odnotował mój faul. W pierwszej minucie meczu.
— Co do…?! — warknąłem. Mauri dźwignął się z ziemi. Syknął boleśnie, rozmasowując kolano.
— Spokojnie, ogierze — poprosił, a następnie na jego twarzy rozlał się uśmiech triumfu. — Jeszcze kilka takich akcji i ktoś cię ściągnie z boiska.
Zacząłem kląć po fińsku, ale zaraz obok pojawił się Marcel. Szturchnął mnie, abym się powstrzymał. Złapałem oddech i odbiegłem od Monarchy.
— Wszystko w porządku? — zapytał Marcel.
— Ten faul był wymuszony! Sędzia jest ślepy?! — ryknąłem.
— Wiem. Dobrze to zagrał — warknął Marcel, obserwując Mauriego. — Dobry aktor.

***

— Niedobrze — szepnęłam, przykładając clipboard do ust. — Chcą go zdenerwować.
Nataniel pokiwał głową.
— Da się łatwo sprowokować. Przewinienie już w pierwszej minucie meczu.
— Ten faul to nie była wina Oliwiera! — Filip aż wstał. — Przecież ten Mauri celowo się o niego potknął!
— Nie zmienimy już zdania sędziego — oceniłam trzeźwo. — Należy skupić się na dalszej grze. Oliwier nie może dać sposobność na to, aby to powtórzyć.

***

Odebrałem piłkę od Maksymiliana i ruszyłem na kosz przeciwników. Ich obrona była naprawdę do kitu, bo po chwili już znajdowałem się pod koszem. Podskoczyłem, aby wrzucić piłkę do obręczy. Poczułem dziwne szarpnięcie przy prawym ramieniu. Kolejny gwizdek przedarł się przez skandujący tłum.
Piłka trafiła, ale gdy wylądowałem, zorientowałem się, że Mauri leży na ziemi.
— Co jest z tobą nie tak?! — ryknął w moją stronę. Wyglądał na wielce oburzonego, że znowu go sfaulowałem.
— Co…? — Rozejrzałem się. Sędzia oznajmił właśnie moje drugie przewinienie. Potrąciłem przeciwnika.
Kolega z drużyny pomógł wstać Mauriemu, który ponownie uśmiechnął się triumfalnie. Zapiekła mnie pięść. Miałem ochotę uderzyć go w twarz za to co robił. Grałem z nim kilka lat temu, ale teraz to już nawet nie miał wstydu, aby ogrywać nieczysto przeciwników.
Moje punkty nie zostały zaliczone. Już chciałem coś powiedzieć, gdy znów pojawił się Marcel. Złapał mnie pod ramię i odciągnął.

***

— Co za perfidna strategia — warknął Gaspar. — I jeszcze go wrabia we wszystko!
— Ten cały Mauri daje się im we znaki — zauważyła Fleur. — Ryzykuje swoje własne zdrowie, aby drużyna przeciwna traciła punkty.
— Nie tylko punkty, ale i zawodników. Nie można w nieskończoność dokonywać przewinień. Ściągną Oliwiera na ławkę. Albo kapitan albo sędzia.

***

Minęła pierwsza kwarta. Wróciliśmy na ławkę i się nie odzywaliśmy do siebie. Wziąłem bidon i piłem tyle ile mogłem.
— Dziewiętnaście do osiemnastu dla nich — przypomniała Malwina. — Nie jest źle. Przewaga jednego punktu dla nich to nie tragedia.
— Mogliśmy mieć więcej, gdyby zaliczyli wrzut Oliwiera — zauważył Norbert. Posłałem mu zdenerwowane spojrzenie.
— To nie moja wina! Koleś udaje!
— Niestety, z innego punktu widzenia wychodzi na to, że to ty go faulujesz — poinformował mnie Bruno. — Domyśliłem się tego. Jego drużyna ustawia się tak, aby mógł udawać faul, a sędziowie nie widzieli do końca co się dzieje. Widzą już tylko efekt.
— Dlaczego Oliwier? — zapytał Gabriel. — Są przecież inni gracze na boisku. Uparli się właśnie na niego.
Razem z Malwiną dyskretnie wymieniliśmy spojrzenia. Bruno także wiedział o co chodziło.
— Będę go unikał — oznajmiłem. — Mauri już się do mnie nie zbliży.
— Maksymilian. — Kapitan zwrócił się do naszego centralnego. — Będziesz blokował Mauriego. Nie pozwól na to, aby zbliżył się do Oliwiera.
— Jasna sprawa. — Machnął ręką.
Mecz wznowiono po dwóch minutach.

***

Strategia się sprawdzała. Maksymilian blokował Mauriego, a ja, Marcel i Dawid nabijaliśmy punkty na naszą korzyść. Taki stan rzeczy utrzymał się przez kilka minut drugiej kwarty. Aż do momentu, w którym słaby i grający biednego Mauri przejął podanie Dawida do Marcela.
Fin rozpoczął atak, udowadniając czemu został Monarchą. Był niesamowicie szybki. Na tyle szybki, że ominął naszą obronę. Okazało się, że wysoko skacze i ma celność. Wcale nie był tym chłopakiem, którego widziałem w pierwszej kwarcie. Potrafił się włączyć do gry.
— Cholera. — Dawid otarł czoło żółtą frotką. — Jest szybki.
— Chyba ukrywał swoje prawdziwe umiejętności — burknął Maksymilian. — Niełatwo go tak blokować.
Otarłem czoło i złapałem oddech.
— Oliwier Madgrey. — Usłyszałem zaraz za sobą. Odwróciłem się, aby stanąć twarzą w twarz z Maurim. Pot spływał z jego czoła, a długie, ciemne włosy przykleiły się do jego skroni.
Nie jest wytrzymały, pomyślałem.
Z dziwną przyjemnością przeszedłem na język fiński. Nie używałem go od wielu miesięcy, dlatego brzmiał nieco obco. Ale to był mój język. Z Finlandii. Zatęskniłem za śniegiem i Helsinkami.
— Chcesz żebym naprawdę cię sfaulował? — zapytałem zdenerwowany.
— I po co te nerwy? — Wzruszył ramionami. — Chcę jedynie cię przeprosić. To było niesportowe zachowanie.
Uniosłem brew.
— Nie wierzę ci. Znam cię. Grałem już przeciwko tobie. Zapomnij o tym swoim żałosnym teatrzyku.
Mauri pokręcił głową.
— Ale miał rację. Jesteś dokładnie taki jak cię opisał.
Zamarłem. Zrobiłem krok w jego stronę.
— Coś ty powiedział? — warknąłem.
— Och tak, wiem że jesteś gejem. Wiem też, że prowadziłeś pewne… — Udawał, że się zamyślił. — Usługi.
— Zamknij się — ostrzegłem go.
Mauri uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Ciekawe co o tym wszystkim mogą pomyśleć twoi przyszli partnerzy? — Rzucił pytanie w przestań. — O ile ktoś taki się znajdzie dla takiego śmiecia jak ty…
Zamachnąłem się, ale ktoś mnie złapał za rękę. Mauri odbiegł, śmiejąc się cicho. Wyrwałem pięść z ręki Marcela.
— Co ci powiedział? — zapytał szybko. Oddychałem ciężko. — Oliwier, nie możesz dać się sprowokować!
Milczałem.
Gra została wznowiona i Mauri ponownie zdobył punkty. Tym razem rzucił zza linii trzech punktów.
— Naprawdę jest szybki — syknął Bruno. — Oliwier — zwrócił się do mnie. — Jak twoje nerwy?
— Na wodzy…
— Jesteś najszybszy z nas — przypomniał. — To ty musisz go blokować. Reszta ma pilnować jego podań. Dasz radę?
Nabrałem powietrza.
— Nie myśl o nim — oznajmił Bruno. — Nie daj się sprowokować. Śpiewaj w myślach tę irytująca piosenkę, którą puściłeś nam w autobusie.
Uniosłem brew.
— Ievan Polkka?
— Może być i to.
Nigdy nie sądziłem, że będę musiał grać w kosza, powtarzając w  myślach piosenkę, która mówi o tym jak pewna dziewczyna, wbrew zakazowi matki, poszła na tańce. Chyba uderzę do jakiegoś klubu, gdy już będzie po wszystkim.
— Zaczynajmy.
Kontynuacja drugiej kwarty była koszmarem. To ja musiałem atakować, gonić i powstrzymywać Europejskiego Monarchę, który z każdą minutą zdawał się być coraz lepszy. Swój brak wytrzymałości zastępował sprytem i intelektem. Gdy go blokowałem, oddawał piłkę. Gdy ją tracił, natychmiast się oddalałem.
— Nuapurista kuulu se polokan tahti jalakani pohjii kutkutti — mruczałem pod nosem.
— Naprawdę to śpiewasz? — zaśmiał się Marcel.
— Ievan äiti se tyttöösä vahti vaan kyllähän Ieva sen jutkutti…
— To bardzo psuje twój wizerunek bad boya — ocenił.
— Jebać. Przynajmniej tamtego nie słyszę.
Marcel skinął głową. Następnie zdobył dla nas trzy punkty, rzucając do kosza prawie ze środka boiska. Trybuny zawyły, podziwiając jego talent.
— Nieźle, młody. — Dawid klepnął go w ramię. Marcel miał minę jakby właśnie go pochwalił najlepszy gracz NBA.
— Dzięki! — Obserwował jak Dawid odbiega. — Zaraz… Jestem od niego starszy.
— Skup się, Bielski. — Tym razem ja go uderzyłem w ramię.
— Ty też, Madgrey!
Czerwone światła na tablicy wyników pokazywały, że prowadzimy nad Finlandią kilkoma punktami. Niestety, nie mogliśmy utrzymać żadnej znaczącej przewagi. Takiej, która zapewniałaby nam zwycięstwo. Kilka punktów można było nadrobić w drugiej połowie.
Na minutę do końca pierwszej połowy, zdarzyło się coś co naprawdę wyprowadziło mnie z równowagi. Razem z Dawidem biegliśmy do kosza, aby przypieczętować naszą przewagę. Nieco z tyłu trzymał się kapitan i Marcel. Na naszej drodze, praktycznie znikąd, pojawił się Mauri razem z resztą drużyny. Praktycznie nas otoczyli, zatrzymując. Wiedziałem, że chcą doprowadzić do sytuacji, w której zostanie nam cofnięta piłka za przetrzymanie.
Już chciałem podać piłkę do Marcela przez lukę w murze, gdy poczułem ból w okolicy brzucha. Jęknąłem i zatrzymałem, przez co piłka praktycznie została mi wydarta z rąk.
Ktoś mnie uderzył. W całej tej przepychance, ktoś mnie uderzył.
— Nadepnąłeś mi na stopę — rzucił Mauri. — Uważaj na przyszłość. Nie można przecież faulować! Ale nigdy nie lubił twojego stylu gry…
Kolejne pasmo wydarzeń stało się zlepkiem obrazów, które przecinane były przez białe plamy.
Ja podchodzący do Mauriego.
Ja unoszący pięść, aby uderzyć Monarchę.
Ktoś mnie powstrzymał.
Odciągnął.
Finlandia zdobyła punkty.
Zakląłem głośno.
Ktoś mnie ściągnął z boiska.
— Uspokój go — powiedział Bruno do Malwiny. To był rozkaz.
Opuściłem boisko. Wszedłem na korytarz. Marcel i Malwina byli po moich obu stronach. Dopiero w ciemnym holu się ogarnąłem i wyrwałem z uścisku Marcela. Ryknąłem i kopnąłem kosz na śmieci. Przeleciał na drugą stronę, rozrzucając po drodze papierki i butelki.
Zatrzymałem się, próbując złapać oddech.
— Oliwier! — mówiła Malwina. — Uspokój się.
— Już. Już jestem spokojny! — Uniosłem dłoń. Marcel oddychał ciężko i wpatrywał się we mnie.
Zza drzwi dobiegł nas dźwięk sygnalizujący zakończenie pierwszej połowy. Przełknąłem ślinę i oparłem się o zimną ścianę.

***

Gaspar wstał z miejsca.
— Ej! Gdzie idziesz? — zawołała Fleur.
— Muszę sprawdzić czy wszystko z nim w porządku — oznajmił.
— Ale ty… Zwariowałeś!
Gaspar jej nie słuchał. Wybiegł szybko z sali, nie rozumiejąc samego siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz