Rozdział 32
Agresja
Równo o godzinie siedemnastej
trzydzieści, do Spreso wszedł Krystian. Z wdzięcznością powitał chłodne
wnętrze kawiarni, rozkoszując się przyjemnym zapachem kawy. Zamknął za sobą
drzwi, aby być pewnym, że gorące powietrze nie wślizgnie się tu za nim.
Obdarzony pieprzykiem pod
prawym okiem Krystian, nie miał szczególnej ochoty na żadną z kaw, które
wypisane były ładnym pismem na czarnej tablicy. Ktoś musiał się naprawdę
postarać, używając wielu kolorowych kred, aby zwabić wzrok klienta.
Zza baru uśmiechała się do
niego ładna blondynka. Nie do końca był w stanie stwierdzić w co się ubrała, bo
miała na sobie zielony fartuszek. Wystawała zza niego jedynie flanelowa
koszula, rozpięta pod szyją. Chcąc nie chcąc, wzrok Krystiana zjechał nieco
niżej, wstydliwie badając okolice piersi. Był pewien, że zobaczył jakiś
wisiorek.
— Dzień dobry — przywitała
się, przypominając mu o manierach. Chyba niczego nie zauważyła, bo dalej
uśmiechała się szeroko. — Coś panu podać?
Zamyślił się chwilę.
— Proszę, nie mów do mnie per
„pan”. Czuję się z tym niekomfortowo — wyznał jak na spowiedzi. — Mów mi
Krystian.
Dziewczyna skinęła głową.
— Sonia — odpowiedziała,
uśmiechając się przyjaźniej. — To co chcesz, Krystian?
— Nic ciepłego. — Mimowolnie
zerknął w stronę okien. Upał za oknem był nie do zniesienia, a był ledwo koniec
kwietnia.
— Może mrożona kawa? —
zaproponowała, wskazują na cennik. — Idealna na takie temperatury.
— Z zaufaniem, powierzę się w
twoje ręce — odpowiedział uprzejmie. — Niech będzie mrożona kawa.
— Na miejscu czy na wynos?
— Na… miejscu.
Pochyliła się, aby zanotować
zamówienie, a także, aby odnotować je na kasie. Uśmiechnęła się.
— To krzyżyk — powiedziała.
— Proszę? — Zamrugał oczami,
prawie podrywając się z miejsca.
— Krzyżyk — powtórzyła, nie
wypadając z roli uprzejmej kasjerki. Sięgnęła pod koszulkę i wyjęła złoty łańcuszek,
na którego końcu znajdował się krzyż, widziany w setkach kościołów. Miejsce w
okolicach piersi Krystiana, zapiekło go delikatnie jakby jego własny łańcuszek,
z dokładnie takim samym medalikiem, rozgrzał się do czerwoności.
— Nie chciałem…!
— Nic się nie stało —
zapewniła. — Proszę usiąść. Zawołam, gdy będzie gotowa.
— Jasne.
Skrępowany i onieśmielony
wycofał się w głąb kawiarni, wierząc że Sonia nie postanowi mu czegoś dosypać
do kawy. Dopiero po chwili przypomniał sobie po co tutaj właściwie przyszedł,
fatygując się z końca Warszawy.
EuroBask.
Usłyszał plotkę, że mecze
będzie można oglądać właśnie w tym miejscu. Z tego co wiedział, Oliwier i
Marcel, członkowie Nowego Elementaris tutaj pracowali, a ich szef postanowił im
kibicować. Stąd właśnie w kącie pomieszczenia znaleźć można było piłkę do
koszykówki, na której podpisywały się osoby życzące szczęścia drużynie.
Domyślił się tego, gdy jakaś kobieta złożyła podpis, a następnie usiadła,
kierując swój wzrok na telewizor.
— Krystian? — Usłyszał. Zaskoczony,
obejrzał się przez ramię. Nie spodziewał się tu zastać nikogo ze swoich
znajomych, których celowo unikał. W końcu Boski Wiatr przegrał finałowy mecz
fazy eliminacyjnej do EuroBask. Większość jego kolegów z drużyny nawet nie
myślała oglądać mecze. Dlatego przez chwilę poczuł się jak złapany na gorącym
uczynku.
Jego twarz od razu się
rozluźniła, gdy dostrzegł osobę, która siedziała na prawdopodobnie wygodnej,
zielonej kanapie. Chociaż musiał dwa razy zamrugać, aby przywołać obraz osoby z
niedalekiej przeszłości, która pasowałaby do blondyna siedzącego na kanapie.
— Cyrus — odpowiedział. Skinął
głową. — Co tu robisz?
— Pewnie to co ty. — Przeniósł
wzrok na wyciszony telewizor. Leciały teraz jakieś reklamy w języku niemieckim.
To był dobry znak.
Krystian jedynie skinął głową.
Teraz zrozumiał dlaczego nie poznał Cyrusa od razu. Był szczuplejszy niż
zazwyczaj, bledszy. Ściął także włosy, które już nie tworzyły korony na jego
głowie, a raczej przypominały równo ostrzyżone pole żyta lub pszenicy. Jednak w
jego szarych oczach dalej palił się blask, którego nie można było zapomnieć. To
było światło należące do kapitana Siedmiu Cudów. Do kapitana Elementaris. Do
jego kapitana.
— Przyłączysz się? — zaoferował
Cyrus, robiąc przesadnie dużo miejsca.
— Jeżeli to nie problem.
— Żaden.
Uwielbiał Cyrusa za to, że
mógł się z nim wymieniać uprzejmościami i nigdy nie były one fałszywe. Cyrus po
prostu taki był.
Krystian usiadł na istotnie
wygodnej kanapie, czując zimno na plecach. Wiedział, że przyjemne uczucie
zniknie za kilka sekund, gdy własnym ciałem rozgrzeje chłód oparcia.
— Lemoniada? — zagadał.
— Tak — przyznał Cyrus. — Nie
powinienem pić kawy — wyjaśnił.
— No tak. — Pokiwał głową. —
Słyszałem o tym co się stało… Nawet nie wiesz jak jest mi przykro — zapewnił,
chociaż Krystian nigdy nie miał nieszczerych intencji wobec Cyrusa. —
Przepraszam, że nie odwiedziłem cię w szpitalu. Dowiedziałem się, gdy już
wyszedłeś.
— We wrześniu będziesz miał
kolejną szansę — uspokoił, uśmiechając się pod nosem.
— Jak to? Czemu?
— Kontrola. — Wzruszył
ramionami. — Chcą mnie zbadać i zobaczyć czy wszystko dobrze. Ale będę musiał
tam zostać na kilka dni.
— Jak się czujesz? — Krystian
uznał to za stosowne pytanie. Cyrus siedzący przed nim wyglądał nieco inaczej.
Kapitan wzruszył ramionami, co zdarzało mu się niezwykle rzadko. Blondyn nie
należał do osób, które „nie wiedzą”.
— Już jest dobrze. To nigdy
nie było nic poważnego…
— Mówimy o twoim sercu, Cyrus!
— Serce to nie tylko to co
bije — odpowiedział spokojnie. — Reszta jest u mnie bez szwanku.
— Jednak to co bije…
— Mrożona kawa! — Sonia
przerwała mu w połowie zdania. Krystian zawahał się, wpatrując się przez chwilę
w Cyrusa. Kapitan nie spojrzał na niego jakby reklama przedstawiająca niemiecką
rodzinę na wakacjach była naprawdę fascynująca.
Krystian dźwignął się z kanapy
i ruszył w stronę baru. Chciał porozmawiać chwilę z Sonią, ale przyjmowała inne
zamówienie i czuł się głupio, stojąc w miejscu, a więc zawrócił. Pokręcił głową,
gdy siadał.
— Gdzie Bianka?
— Ma zajęcia — odpowiedział
Cyrus. — Możliwe, że do nas dołączy.
Krystian zastanawiał się czy
kontynuować rozmowę na temat serca Cyrusa. Przeważnie, gdy coś mu przerywało
zdanie, uznawał to za znak od Boga, aby nie kontynuować tematu i go zmienić.
Wahał się przez chwilę, aż w końcu Cyrus spojrzał na niego z uśmiechem. Nieco
przygasłym, ale dalej szczerym.
— Nie martw się o moje serce.
Nic mi nie jest. Oczywiście, bałem się — przyznał, sięgając po lemoniadę.
Jednak nie podniósł szklanki, a jedynie przejechał palcami po mokrej ściance,
łącząc kropelki wody. — Byłem przerażony. Z sercem nie można igrać. Ale to nie
tak, że zostałem kaleką. Muszę po prostu ograniczyć to… — zawahał się, urywając
zdanie.
— To co kochasz — dokończył za
niego Krystian. Cyrus oblizał wargi. Skinął nieznacznie głową.
— Dlatego chcę ich obejrzeć —
mówił, patrząc w telewizor. — Wszystkie moje Cudy tam są. Dawid, Filip, Ariel,
Nataniel, Gabriel… Co prawda Ariel w przeciwnej drużynie, ale oni tam są.
Jeżeli ich zobaczę. — Uśmiechnął się. — Czuję, że wrócą mi siły.
— Na pewno. Stworzyłeś
fenomenalnych graczy — powiedział Krystian. — Właściwie to maszyny.
Cyrus zaśmiał się cicho.
— Mają silną wolę, to fakt. —
Spojrzał na telewizor. Była przerwa w nadawaniu reklam, za to pojawiło się
pulsujące logo EuroBask. — Dostałem bilety na finałowy mecz. Lecę z Roksaną do
Paryża…
— A Bianka?
— Odmówiła. Powiedziała, że
boi się latać, ale wiem, że wierzy w to, że spotkamy się tam wszyscy. A Roksana
była naszą menadżerką. Należy do Siedmiu Cudów.
Krystian słuchał tego
wszystkiego z podziwem. Zapomniał nawet spróbować swojej kawy. Cyrus nie
kłamał. Jego serce, to które nie tłoczyło krwi, dalej było zdrowe. Jak nikt,
mówił o swojej drużynie jakby byli jego prywatnymi aniołami. Każde z nich,
każdy element był bardzo ważny, aby mogli razem funkcjonować.
Krystian zlitował się nad kawą
i w końcu spróbował odrobinę. W tym momencie telefon komórkowy Cyrusa
zawibrował, dając znać, że przyszła wiadomość. Cyrus sięgnął do kieszeni i
odczytał tekst.
Krystian, nie chcąc być zbyt
ciekawskim, zerknął na talerzyk, na którym stał kubek kawy. Zawinięta na nim
była serwetka. Zmarszczył czoło i rozłożył ją. Przed nim pojawił się ciąg
dziewięciu cyfr, pisanych tym samym charakterem pisma, które kojarzył z tablicy
przy barze. Wiadomość podpisana była wdzięcznym „S.”.
Medalik znów go zapiekł w
okolicach piersi.
— To od Filipa — powiedział
Cyrus.
— Ale… jego tu nie ma. —
Zamrugał oczami, spoglądając jeszcze raz na wiadomość.
— Oczywiście, że nie. Jest na
EuroBask. — Cyrus uniósł telefon. Krystian przysunął się, aby dostrzec lekko
rozmazane „selfie” Filipa na stadionie w Berlinie z ceremonii otwarcia
turnieju. — Zawsze mi przesyła wiadomości, mimo że nie odpisuję…
— Dlaczego?
— Jest uparty.
— To wiem. Dlaczego ty nie
odpisujesz?
Schował szybko serwetkę z
numerem telefonu do kieszeni.
— Nie mogę im odebrać nadziei.
Nie teraz — powiedział z mocą. — To i tak cud, że udało mi się utrzymać to tak
długo w tajemnicy. Chociaż widzę, że już coraz więcej osób wie. Najważniejsze,
że nie ta piątka…
Krystian pokręcił głową. Nie
rozumiał postępowania Cyrusa, ale z drugiej strony, on nigdy nie mylił się co
koszykówki. Może i teraz prowadził trudną grę, która miała doprowadzić do
zwycięstwa Nowego Elementaris? Nawet kosztem samotności przez kilka miesięcy.
— Zaczyna się — poinformował w
końcu Cyrus, a Krystian zerknął w kierunku telewizora. Sonia dopiero teraz
włączyła głos i huknął na nich dźwięk tak dobrze im znany. Źródłem były
wypełnione trybuny oraz ich wiwat, gdy na środek boiska wchodziły drużyny
koszykarskie z różnych państw.
— Zaczyna się — przyznał
Krystian.
***
Gaspar znajdował się na
wyższej części trybun skąd miał dobry widok na całe boisko i wkraczające na nie
drużyny. Towarzyszyła mu Fleur, która z aparatem w dłoni czekała na dobry
moment by coś uwiecznić. Jednak jej mina wskazywała na to, że póki co, nic
takiego się nie pojawiło.
Drużyny zajmowały przypisane
im miejsca, tuż pod utworzonym na tę okazję podium, z której miał przemówić
prezes EuroBask. Gaspar uważał to za względnie nudną część całego turnieju, ale
część oficjalną należało odbębnić.
Był mile zaskoczony tłumem,
który wypełniał całe trybuny. EuroBask zyskiwał coraz większą popularność.
— Są i nasi — powiedziała
Fleur.
Z początku Gaspar zaczął
rozglądać się za drużyną z Polski. Po chwili się zreflektował i pomachał
Bastienowi i innym chłopakom, którzy dumnie kroczyli do przodu. Podobnie do
pozostałych monarchów, Bastien odłączył się od drużyny i skierował się na
podium. Stanął w rzędzie razem z czterema Monarchami, którzy byli najlepszymi
graczami. Zdobyli te tytuły dzięki ciężkiej pracy i zeszłorocznym osiągnięciom.
— Piątka Monarchów to coś co
mogę w końcu fotografować — przyznała Fleur.
Gaspar przeniósł wzrok z
podium na kolejną drużynę, która wchodziła na salę. Uśmiechnął się, gdy
zobaczył Brunona, kroczącego pewnie do przodu. Zaraz za nim szła jego świta,
najlepsi koszykarze. Gaspar westchnął sentymentalnie, widząc tyle znajomych
twarzy. Jednak nabrał powietrza, gotowy na wizualną konfrontację z Oliwierem.
— No i gdzie jest ta
srebrnowłosa piękność, która skradła twoją esencję? Wielokrotnie — dodała po
chwili. Gaspar nawet nie spojrzał na Fleur, ignorując jej pytanie. Po chwili
jednak, gdy pojawiło się całe Nowe Elementaris, zmarszczył czoło.
— Nie ma go? — zdziwił się.
Przez kilka sekund wyobrażał
sobie co się mogło stać. Może wiadomość od Gaspara sprawiła, że rzucił to wszystko?
Może zrobił coś głupiego i Gaspara nie było obok, aby go jakoś powstrzymać?
Może odszedł? A może go wyrzucili?
Ten brak zaufania do Oliwiera
trwał przez pięć sekund aż zatrzymał wzrok na chłopaku, który szedł przed
siebie, ziewając mocno. Ręce skrył w kieszeniach bluzy. Gaspar wychylił się do
przodu i zmrużył oczy.
— Co do…? — zaczął.
Oliwier miał na głowie ciemne
warkoczyki. Gaspar skrzywił się.
— Gdzie ten twój laskoróbca?
— To on. — Wskazał na
Oliwiera. — Ten z warkoczami…
Fleur jeszcze raz spojrzała na
boisko. Drużyna z Polski już ustawiła się na miejscu, a więc dziewczyna wbiła
wzrok w chłopaka z warkoczykami. Uniosła aparat i zrobiła kilka zdjęć.
— Założę się, że widzisz
siebie ciągnącego go za te warkoczyki — rzuciła niby to od niechcenia.
Gaspar milczał, nie chcąc
przyznać się do tego, że miał podobne myśli. Jednak zaciekłe spojrzenie i
ignorowanie słów Fleur było wystarczającą odpowiedzią. Gaspar nie widział
Oliwiera od prawie dwóch miesięcy i nie spodziewał się takiej zmiany. Nie spodziewał
się także, że tak zatęskni na jego widok. Przez dwa miesiące się hamował, ale
teraz miał go przed sobą.
— Nie wygląda źle — przyznała
w końcu Fleur. — Chociaż widziałam lepszych.
Ta uwaga zabolała Gaspara.
Nie mówił już nic więcej. Po
kilku minutach wszystkie drużyny pojawiły się na parkiecie, wypełniając go
prawie po brzegi. Następnie przemówił prezes EuroBask, siwowłosy mężczyzna,
który dawniej sam był legendarnym graczem w drużynie holenderskiej. Mówił po
angielsku, z nieco dziwnym akcentem, próbując nieskutecznie ukryć swoje
pochodzenie. Jednak ten kto znał język angielski nie miał problemów ze
zrozumieniem go. Zwłaszcza, gdy przedstawiał Europejskich Monarchów — piątkę
najlepszych koszykarzy. Gaspar zastanowił się, czy gdyby grał, miałby miejsce
wśród nich?
Ceremonia trwała niecałe pół
godziny, a po niej rozegrały się dwa mecze niższej kategorii wiekowej.
***
Dzieliłem pokój razem z
Marcelem w jednym z hoteli znajdujących się przy hali sportowej. Trafiliśmy tam
dopiero wieczorem, po obejrzeniu meczów rozpoczynających cały turniej. Czułem
dziwne podniecenie na myśl, że już jutro to my rozegramy nasz pierwszy mecz. Z
tego co wiedziałem, miałem nie grać, ale wszystko mogło się zdarzyć.
Bruno pojawił się jeszcze w
naszym pokoju tuż przed ciszą nocną, sprawdzając obecność, gotowość i
przypominając, że powinniśmy wypocząć.
Gdy byliśmy już sami, Marcel
skorzystał z prysznica jako pierwszy. Ja w tym czasie powstrzymywałem mój głód
nikotynowy, zapychając się drugim pączkiem. Obiecałem Malwinie, że nie będę
palił.
— Jak tam nasz SMOK? — zapytał
Marcel, gdy wrócił do pokoju. Miał na sobie dół od piżamy i ręcznik zarzucony
przez ramię. Kropelki wody spływały po jego wyrzeźbionym torsie. Marcel był
naprawdę… przystojny.
— Skąd mam wiedzieć? —
Wzruszyłem ramionami.
SMOK to marcelowy skrót od
„Sonia—Marcel—Oliwier—Kaja” czyli czwórki baristów Spreso.
— Napiszę do Kai — powiedział,
sięgając po komórkę. — Pewnie będą nas jutro oglądać!
— Nawet nie wiemy czy jutro
zostaniemy wystawieni — wtrąciłem.
— Bruno na pewno da nam szansę
— odpowiedział Marcel, machając lekceważąco ręką. Dokończył wiadomość i rzucił
się na łóżko. — Jestem mega podekscytowany tym turniejem!
***
Jednak ani ja, ani Marcel nie
dostaliśmy szansy, aby zagrać w pierwszym meczu EuroBask. Na parkiet wyszli
Bruno, Maksymilian, Norbert, Dawid i Filip — wymiennie z Gabrielem. Kapitan nie
dał szansy innym graczom i byłem na niego nieco zdenerwowany. Dopiero w trakcie
drugiej połowy Malwina objaśniła mi strategię kapitana.
— Zagrasz pojutrze — tłumaczyła
spokojnie. — Kapitan uznał, że będziesz lepszym zawodnikiem w meczu z
Finlandią. Poza tym nie chce prezentować wszystkich talentów na samym początku.
Mogłem tylko zagryźć zęby i
obserwować jak wygrywamy z Hiszpanią 72 : 44.
***
Po pierwszych dwóch dniach i
ośmiu meczach wiedziałem, że cały turniej nie będzie łatwym spacerem.
Przeciwnicy byli na kompletnie innym poziomie niż w Polsce. Na dodatek żadna z
drużyn nie wystawiła jeszcze swojego Monarchy, przez co ich umiejętności i
zachowanie na boisku pozostawało tajemnicą dla tych, którzy się jeszcze z nimi
nie zmierzyli.
Tabela wyników po pierwszej
serii meczów eliminacyjnych przedstawiała się następująco:
Irlandia 68 : 42 Austria
Włochy 80 : 63 Chorwacja
Bułgaria 38 : 78 Finlandia
Hiszpania 44 : 72 Polska
Portugalia 32 : 80 Niemcy
Grecja 56 : 60 Czechy
Francja 100 : 54 Węgry
Szwajcaria 38 : 47 Wielka Brytania
Na dodatek francuska drużyna
była jedyną, która ugrała równe sto punktów, zdobywając trzycyfrowy wynik.
Zabrzmiało to jak groźba, gdy prawie podwoili rezultat przeciwników. Nie było
mnie na tym meczu. Nie chciałem przypadkiem wpaść na Gaspara, więc spędziłem
prawie trzy godziny w pokoju, powstrzymując coraz silniejszą chęć, aby zapalić
papierosa. Zastanawiałem się czy jest sens, aby się wstrzymywać. W końcu i tak
paliłem. Czy jak tego nie będę robił, będę lepiej grał?
Z zażenowaniem stwierdziłem,
że myślałem kilkanaście minut o paczce papierosów, aby nie myśleć o nim.
***
Nie mogłem się nacieszyć tym,
że znów siedzieliśmy razem. Co prawda nie było to Timeless River w
Warszawie tylko hotelowa restauracja w Berlinie, a także brakowało dwóch osób,
których nieobecność rzucała się w oczy, to jednak byłem bardzo zadowolony.
Ariel znalazł chwilę dla
naszej czwórki, abyśmy mogli się spotkać na kolacji. Już zapomniałem jak wysoki
był, więc gdy się z nim witałem, miałem wrażenie, że zasłania mi cały świat.
Reszta nie wyglądała przy nim jak gimnazjalista.
— Cieszę się, że tu jesteście —
wyznał Ariel, gdy już złożyliśmy zamówienia. Uśmiechy prawie nie znikały z
naszych twarzy. — I cieszę się, że gracie razem!
— Mógłbyś grać z nami, gdybyś
nie uciekł do Niemiec — zauważył Dawid.
— Wiecie, że Zuzka ma tu
lepszą opiekę medyczną — usprawiedliwił się.
— Nikt się o to nie gniewa! —
zapewnił szybko Filip. — Nasz mało wyrafinowany przyjaciel miał na myśli to, że
tęskni. Na swój sposób.
Dawid prychnął i spojrzał za
okno. Ariel zaśmiał się.
— A co u ciebie, Filip?
Wiedziałeś, że Zuzka znalazła twoje zdjęcie w niemieckiej gazecie?
Filip wyszczerzył zęby.
— Kolekcja jesień/zima —
westchnął rozmarzony. — Wyglądałem zabójczo, wiem.
— Jak Zuzka? — zapytałem,
przerywając Filipowi jego samozachwyt.
— Ej, ej! Natuś, zawsze mi
przerywasz! — pożalił się blondyn. Spojrzałem na niego poważnie.
— Bo nie mam ochoty słuchać
znowu o twojej sesji zdjęciowej, po której fanki przesłały ci tyle czekoladek,
że mogłeś się w nich kąpać.
Filip uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
— Ach, to był dobry dzień…
Przeniosłem spojrzenie na
Ariela.
— Wszystko dobrze — zapewnił. —
Zuzka już się czuje dużo lepiej. Myślimy o powrocie do Polski, gdy skończymy tu
studia. No i o ile wyniki będą pozytywne. Nie chcę, aby znowu przez to
przechodziła — wyznał smutno. — Ale już jest po przeszczepie szpiku. Jest dobrze
— zapewnił. — Ale nie mówmy o smutnych tematach! — Uśmiechnął się. — Nie ma co
się martwić na zapas. — Przeniósł spojrzenie na mnie i Gabriela. — A co u was?
— Wszystko w porządku —
odpowiedziałem spokojnie. — Poza tym, że teraz zakupy spożywcze z Gabrielem to
koszmar.
— Ej! — warknął mój chłopak.
Spojrzał na mnie z góry. — Co masz przez to na myśli?
— Wybieranie zdrowych
produktów zajmuje ci całe wieki. A sięgnij przy nim po napój gazowany… Wymieni
wszystkie możliwe „E” jakie zawiera.
Gabriel prychnął.
— Nikt cię nie ciąga na
zakupy, wiesz?
— Wiem. Ale jesteś wyższy i
sięgasz do najwyższych półek — wyjaśniłem. Gabriel zaśmiał się i pokręcił
głową.
— Dobrze wiedzieć do czego
jestem ci potrzebny.
— Gabriel po prostu zaczął
dbać o nasze odżywianie się — sprostowałem, nie chcąc przeciągać złośliwości.
Tak naprawdę bardzo mi się podobało, że Gabriel tak dba o nasze zdrowie. —
Chociaż jego ulubionym określeniem ostatnio stało się „to nawet koło mleka nie
stało”, gdy chciałem kupić takie, które ma mniej niż sześć procent tłuszczu…
— Dobrze was widzieć razem —
ocenił Ariel, śmiejąc się wesoło. — Wiedziałem, że do siebie wrócicie.
Pasujecie do siebie.
To była pierwsza taka opinia,
którą usłyszeliśmy po powrocie do siebie. Gabriel miał w zwyczaju wycofywać
się, gdy działo się coś krępującego. Zaskoczył mnie ciepłym gestem, który
przejawił się w objęciu mnie ramieniem. Zawsze lubiłem, że dzieliła nas różnica
wzrostu i budowy. Gdy ktoś tak wielki jak on mnie obejmował, czułem się
naprawdę bezpiecznie.
Ariel pokiwał głową i zerknął
na Filipa i Dawida.
— A wy?
— My? — zdziwił się Dawid.
— Nie jesteśmy razem! — Filip
był przerażony. — Zwariowałeś?! Człowieku! Jasne, znam Dawida od dziecka i nie
ukrywam, przystojna z niego bestia, ale bez przesady! Widzieliśmy się też nago,
ale nic z tych rzeczy! Widzieliśmy się nago od dziecka! Ba, nawet kiedyś na
basenie, gdy dojrzewaliśmy to razem z Dawidem…!
— Człowieku, zamknij się! —
Dawid prawie ryknął. — Po kiego to wszystko mówisz?!
— Chcę wyjaśnić, że nasza relacja
sprowadza się jedynie do braterstwa! Bromansu, można ta to ująć!
— Filip, bo cię uderzę —
warknął brunet. — Bromans?! Co to w ogóle jest?!
— Relacja dwóch ziomków,
którzy się siebie nie wstydzą.
— W takim wypadku nie żyjemy w
„bromansie”, bo jest mi mega wstyd za ciebie! Co ty chrzanisz?
— Miałem na myśli to — wtrącił
Ariel. — czy się z kimś spotykacie. Nie ze sobą — zapewnił, ale nie mógł
przestać się uśmiechać na widok zdenerwowanej miny Dawida i zdezorientowanej
miny Filipa.
— A… Ach. — Filip przeczesał
włosy. — Nie interesują mnie związki!
— Wczoraj mówiłeś coś innego —
burknął Dawid.
— Wczoraj to wczoraj. Dzisiaj
to dzisiaj.
— Ja dalej jestem ciekaw co
się wydarzyło na basenie w trakcie dojrzewania — powiedziałem, wpatrując się w
tamtą dwójkę. Gabriel wyszczerzył zęby.
— Nic takiego… — burknął
Dawid.
— Potrzebowałbyś linijki. —
Filip uniósł sugestywnie brew.
— Na co ci linijka na base…
och. — Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
— Ja pierdolę, o czym wy
gadacie?! — Dawid złapał się za głowę. — Możemy zmienić temat? Ani ja, ani
Filip się z nikim nie spotykamy. I to jest odpowiedź na pytanie Ariela.
Wyczułem coś w głosie Dawida
co sprawiło, że nie do końca mu uwierzyłem. Jakiś czas temu miałem z nim
naprawdę dobry kontakt i zdążyłem się nauczyć kiedy kłamie. A przynajmniej
kiedy stara się nie powiedzieć niczego konkretnego o swoich uczuciach.
Dawid był naprawdę dobrym
przyjacielem, chociaż ostatnio nieco się od siebie oddaliliśmy. Gdy pytałem
Malwinę o jego zachowanie, ukrywała odpowiedź za łagodnym uśmiechem. Powoli
zacząłem łączyć elementy łamigłówki…
Kilka minut później, gdy już
zmieniliśmy temat, podano nam nasze potrawy. Obserwowałem resztę Cudów i
zapragnąłem wrócić do liceum. Do tych pięknych czasów, gdy towarzyszyli nam
jeszcze Cyrus, Marek, Roksana i Samson. Tworzyliśmy świetną drużynę, wspaniałe
Cudy świata koszykówki. Najgorsza była myśl, że te czasy już nigdy miały nie
wrócić.
Postanowiłem się cieszyć tą
chwilą. I chociaż nie było pełnego składu, chociaż nie byliśmy w Timeless
River to jednak czułem się naprawdę dobrze.
***
Z wielką niechęcią, ale jednak
musiałem się pofatygować po całym hotelu, aby zebrać drużynę. Dlaczego nikt nie
sprawdzał komórek? Napisałem do nich, ale nikt nie raczył odpisać
wice-kapitanowi. Bezczelność… Gdyby to Bruno rozesłał wiadomość, wszyscy już by
się kulili pod jego pokojem. Niestety nasz kapitan był zajęty spędzaniem czasu
wolnego z Malwiną i obowiązek sprawdzenia czy wszyscy poszli spać, spadł na
mnie.
Marcela, Artura i Mariusza
znalazłem na siłowni. Maksymiliana i Norberta w kawiarni. Dorian okazał się
siedzieć w pokoju, czytając książki, wsparty na wielkiej poduszce. Problem
pojawił się dopiero wtedy, gdy zlokalizowałem Nataniela i spółkę. Siedzieli w
hotelowej restauracji, zachowując się jakby przeżywali spotkanie po latach.
Nabrałem powietrze przez
zaciśnięte zęby, udając że palę papierosa i ruszyłem w ich kierunku.
— Ej — zacząłem na tyle
przyjacielsko na ile było mnie stać. Spojrzeli na mnie zaskoczeni, jakby mnie
nie widzieli nigdy w życiu. — Do wyrek. Niania jest na głodzie nikotynowym i
nie chce słyszeć sprzeciwu.
— Mamy czas do dziesiątej —
zauważył Nataniel.
— Taaaa, ale jutro gramy.
— Może trochę zluzujesz i do
nas dołączysz? — zaoferował Filip. Uśmiechał się przy tym zachęcająco. — Cyrus
nam zawsze powtarzał, że przed grą należy odrobinę się zrelaksować, a nie
chodzić spiętym…
— Tu nie ma Cyrusa — przerwałem.
— Jest Bruno. I wasz wice-kapitan, którego wiadomości ignorujecie.
— Wiadomości? — powtórzył
Gabriel. — Nie dostaliśmy żadnych wiadomości.
Uniosłem brew i wyjąłem swoją
komórkę. Wszystkie smsy, które wysłałem, miały przy sobie czerwony wykrzyknik i
krótką informację, że nie zostały dostarczone. Westchnąłem ciężko.
— Szlag… Wiedziałem, że o
czymś zapomniałem.
— Nie zapłaciłeś rachunku? —
Dawid wydawał się być nadzwyczaj zadowolony z tego powodu. Schowałem telefon do
kieszeni.
— Nie twoja sprawa. Macie
wrócić do pokoju i się wyspać. Pobudka o siódmej. Trening o ósmej. Mecz o
szesnastej. Zapamiętaliście?
Pokiwali głowami. Przeniosłem
spojrzenie na wysokiego chłopaka, który cały czas się do mnie uśmiechał.
Rozpoznałem w nim jednego z Europejskich Monarchów. Nie pozwoliłem jednak na
to, aby mój wyraz twarzy zdradził moją ekscytację.
— Jakiś problem? — zapytałem.
— Masz fajną fryzurę — ocenił.
— Jestem Ariel.
— Oliwier Madgrey.
— A więc jesteś wice-kapitanem
Nowego Elementaris?
— Na to wychodzi.
— Jak ci się podoba?
Uniosłem brew.
— Funkcja? Całkiem spoko.
Muszę tylko ganiać za tymi dzieciakami, aby ich pilnować. — Nawet nie
spojrzałem na moją drużynę, ale czułem jak posyłają mi zdenerwowane spojrzenia.
— Ty jesteś Monarchą?
Ariel roześmiał się.
— To taki dziwny tytuł. Daleko
mi do bycia Monarchą.
— Prędzej do bycia mężem —
wtrącił Filip.
— Mężem? — powtórzyłem. — Że
stanu?
Ariel znów się roześmiał.
— Nie, nie. — Uniósł dłoń,
pokazując obrączkę. — Dosłownie mężem.
Złoty pierścień błysnął delikatnie,
odbijając światło lampy. Tego typu ozdóbka wyglądała abstrakcyjnie na palcu
kogoś tak młodego. Przysięga małżeńska była dla mnie naprawdę czymś odległym.
Właściwie to nigdy nawet jej nie brałem pod uwagę. Na pewno nie przed
trzydziestką.
— Ile ty masz lat?
— Dwadzieścia jeden.
— Serio? Cholera, człowieku…
Chce ci się marnować czas na małżeństwo?
Ariel zamyślił się chwilę.
— Nie chcę marnować czasu, gdy
kogoś kocham.
Naprawdę próbowałem znaleźć
jakąś ripostę, ale jedynie sięgnąłem do talerza Filipa i zabrałem kilka frytek.
Krzyknął niezadowolony, ale go zignorowałem.
— O dziesiątej macie spać —
oznajmiłem, obracając się na pięcie.
***
MECZ ELIMINACYJNY EUROBASK!
FINLANDIA KONTRA POLSKA
— Mam złe wieści, Oliwier —
powiedziała mi Malwina, gdy właśnie opuściłem szatnię. Poprawiałem moje jasne
spodenki koszykarskie, gdy menadżerka zaczepiła mnie na korytarzu.
— Idealnie. Przed samym
meczem…
Malwina spojrzała na mnie ze
złością.
— To ważne — zaznaczyła. —
Właśnie się dowiedziałam kto jest menadżerką fińskiej drużyny. To Iza.
Uniosłem brew.
— Iza? W sensie ta co zebrała
Dzieci Złotego Słońca…?
— Co? Nie! Ale widzę, że w
końcu przeczytałeś Wilczy Gryz.
— Marcel mnie zmusił —
westchnąłem ciężko. Zaczęła gromadzić się reszta drużyny, chociaż nigdzie nie
widać było kapitana. — O co chodzi? Jaka Iza…?
— Masz paskudnie słabą pamięć!
Iza! Ta dziewczyna, która kłamała, że współpracuje z Podziemiem!
Zamarłem. Ostatnie spotkanie z
nią zakończyło się tym, że wylądowałem zamknięty w magazynie, ogłuszony.
— Co ona tu robi? — warknąłem.
— Jest menadżerką fińskiej
drużyny.
— Ona zna Ale!
— Wiem to — powiedziała
szybko, dając znać, abym ściszył głos. — Iza jest ich menadżerką od niedawna.
Miała bardzo dobre referencje. Podobno sam Mauri o nią poprosił.
— Mauri. Monarcha. —
Zmarszczyłem czoło. — To mi się bardzo nie podoba. Iza, Mauri i Ale mają ze
sobą coś wspólnego...
— I najwidoczniej cała trójka
ma coś przeciw tobie — szepnęła. — Może będzie lepiej jak nie będziesz dziś
grał? Poproszę Brunona i usiądziesz na ławce. Mamy silny skład, powinniśmy dać
radę… — Urwała. Moje spojrzenie musiało jej wystarczyć za odpowiedź. — Oliwier,
Mauri nie jest czystym graczem. Użyje wszystkich sztuczek, aby cię
wyeliminować.
— Czemu tak sądzisz?
— Bo jak sam zauważyłeś, Iza i
Ale się znają. Ta sieć… — Zamyśliła się. — Jak pająk, który otacza ofiarę. Nie
wiem co knuje Mauri i Iza. Nie wiem czy gdzieś tutaj jest Ale, jednak myślę że
powinieneś mieć się na baczności.
— Dam radę. Skopię tyłki całej
trójce. Poza tym. — Spojrzałem na koniec korytarza. — Muszę dotrzeć do Paryża.
Nieważne jakie przeszkody czekają na mnie po drodze.
Malwina nabrała powietrza.
Skinęła głową.
— Pokażmy im na co nas stać.
***
Trybuny były pełne. Gaspar
zajął miejsca razem z Fleur, doskonale widząc polską drużynę. Oliwier wyglądał
na naprawdę zamyślonego i nawet nie rozglądał się po ludziach na widownię,
nawet gdy skandowała mieszankę angielsko—fińsko—polskich dopingów.
— Dzisiaj twoje słodziaśne
siejduśko zagra z Monarchą — zauważyła Fleur.
— Nie nazywaj go tak —
poprosił.
— Dobrze. Z Maurim.
Gaspar przeniósł na nią
ciężkie spojrzenie, ale dziewczyna zdawała się tego nie widzieć. Na jej
kolanach spoczywał aparat, a na nim jej zaciśnięte dłonie. Oczy dziewczyny
czekały na odpowiednie sytuacje, które będzie mogła uwiecznić. Chociaż była
bardzo wybredna jeżeli chodzi o zdjęcia.
— No, no. — Po chwili jednak
uniosła aparat i zrobiła zdjęcie. Gaspar nachylił się, aby zobaczyć co takiego
ją zaciekawiło. Na ekranie wyświetliła się zamyślona i poważna Malwina,
spinająca włosy z tyłu głowy.
— Malwina — powiedział.
— Domyśliłam się, że ją znasz.
— Spojrzała na niego. — Poznasz nas?
Gaspar zaśmiał się.
— Zobaczymy.
Spojrzał w stronę boiska i
zamarł. Nieświadomie powstał z miejsca i zbliżył się do barierki, aby przyjrzeć
się brązowowłosej, krótko ściętej dziewczynie. Doskonale ją zapamiętał. Po
finałowym meczu z Boskim Wiatrem, przycisnął ją do ściany, aby dowiedzieć się
czemu zaatakowała Oliwiera.
— Gaspar! — Fleur pojawiła się
obok niego, zaskoczona zachowaniem przyjaciela. — Co się stało?
— Ta dziewczyna. Menadżerka
Finów — mówił powoli. — Ona jest niebezpieczna.
— Ona? Nie wygląda — przyznała
Fleur, ale zrobiła jej zdjęcie. Następnie powiększyła obraz, aby móc się jej
przyjrzeć. — Kolejna całkiem ładna…
— To nie konkurs, Fleur. Ta
dziewczyna doprowadziła do tego, że Oliwier nie grał w pierwszej połowie
finałowego meczu eliminacyjnego. I nie mieliśmy na to dowodów.
— A więc ta dziewczyna zagraża
twojemu Oliwierowi?
— Nie jest mój — burknął. —
Ale martwię się. Ostatnio dostał szału.
***
Na parkiet wchodziłem razem z
Brunonem, Dawidem, Maksymilianem i Marcelem. Przyjemna ciężkość moich szarych
Nike’ów przypomniała mi wyzwaniu jakie stoi przede mną. Pisk podeszwy zachęcał
do grania. Stanęliśmy naprzeciw drużyny fińskiej, aby się z nimi przywitać
krótkim uściskiem dłoni.
Finowie grali w zielonych
strojach, a ich kapitanem był sam Mauri Platkiven. Uśmiechnął się groźnie, gdy
podawał dłoń Brunonowi.
— Wasza menadżerka jest
naprawdę śliczna — oznajmił Mauri nieco krzywym angielskim. Oblizał wargi. —
Umawia się z kimś?
Bruno zachował stoicki spokój.
— Zastanawiam się czy wasza
menadżerka dalej używa brudnych sztuczek by wygrać — odpowiedział.
Mauri zawahał się tylko przez
sekundę.
— Nie tylko ona — zapewnił, po
czym obrócił się i fińska drużyna ruszyła na swoją połowę. Mauri obejrzał się
jeszcze przez ramię, patrząc mi prosto w oczy. Coś w jego spojrzeniu bardzo mi
się nie spodobało. Bruno także posłał mi spojrzenie, ale ostrzegawcze.
Posłuchał Malwiny i wpuścił mnie na boisko.
Stanąłem na swojej pozycji,
niedaleko Marcela. Maksymilian pojawił się w kole środkowym, ziewając.
Obejrzałem się jeszcze w stronę Izy, ale ona zdawała się nikogo nie zauważać,
gdy sztucznie wlepiła oczy w kartkę papieru.
Po rzucie sędziowskim to
Maksymilian zgarnął piłkę i podał do Dawida. Finowie nawet się nie bronili.
Dawid zdobył punkty. Śmiesznie łatwo. Podejrzanie prosto.
Mauri rozpoczął i ruszył na
nas. Chciałem go zatrzymać jeszcze na jego połowie. Prawie się zderzyliśmy.
Odbijał chwilę piłkę, a następnie mnie ominął. Zrobiłem krok by go zablokować,
a w tym momencie poczułem ciężar ciała Mauriego. Brunet przewrócił się na
parkiet, a ja zamrugałem oczami.
Gwizdek przerwał grę. Sędzia
odnotował mój faul. W pierwszej minucie meczu.
— Co do…?! — warknąłem. Mauri
dźwignął się z ziemi. Syknął boleśnie, rozmasowując kolano.
— Spokojnie, ogierze —
poprosił, a następnie na jego twarzy rozlał się uśmiech triumfu. — Jeszcze
kilka takich akcji i ktoś cię ściągnie z boiska.
Zacząłem kląć po fińsku, ale
zaraz obok pojawił się Marcel. Szturchnął mnie, abym się powstrzymał. Złapałem
oddech i odbiegłem od Monarchy.
— Wszystko w porządku? —
zapytał Marcel.
— Ten faul był wymuszony!
Sędzia jest ślepy?! — ryknąłem.
— Wiem. Dobrze to zagrał —
warknął Marcel, obserwując Mauriego. — Dobry aktor.
***
— Niedobrze — szepnęłam,
przykładając clipboard do ust. — Chcą go zdenerwować.
Nataniel pokiwał głową.
— Da się łatwo sprowokować.
Przewinienie już w pierwszej minucie meczu.
— Ten faul to nie była wina
Oliwiera! — Filip aż wstał. — Przecież ten Mauri celowo się o niego potknął!
— Nie zmienimy już zdania
sędziego — oceniłam trzeźwo. — Należy skupić się na dalszej grze. Oliwier nie
może dać sposobność na to, aby to powtórzyć.
***
Odebrałem piłkę od Maksymiliana
i ruszyłem na kosz przeciwników. Ich obrona była naprawdę do kitu, bo po chwili
już znajdowałem się pod koszem. Podskoczyłem, aby wrzucić piłkę do obręczy.
Poczułem dziwne szarpnięcie przy prawym ramieniu. Kolejny gwizdek przedarł się
przez skandujący tłum.
Piłka trafiła, ale gdy
wylądowałem, zorientowałem się, że Mauri leży na ziemi.
— Co jest z tobą nie tak?! —
ryknął w moją stronę. Wyglądał na wielce oburzonego, że znowu go sfaulowałem.
— Co…? — Rozejrzałem się.
Sędzia oznajmił właśnie moje drugie przewinienie. Potrąciłem przeciwnika.
Kolega z drużyny pomógł wstać
Mauriemu, który ponownie uśmiechnął się triumfalnie. Zapiekła mnie pięść.
Miałem ochotę uderzyć go w twarz za to co robił. Grałem z nim kilka lat temu,
ale teraz to już nawet nie miał wstydu, aby ogrywać nieczysto przeciwników.
Moje punkty nie zostały
zaliczone. Już chciałem coś powiedzieć, gdy znów pojawił się Marcel. Złapał
mnie pod ramię i odciągnął.
***
— Co za perfidna strategia —
warknął Gaspar. — I jeszcze go wrabia we wszystko!
— Ten cały Mauri daje się im
we znaki — zauważyła Fleur. — Ryzykuje swoje własne zdrowie, aby drużyna
przeciwna traciła punkty.
— Nie tylko punkty, ale i
zawodników. Nie można w nieskończoność dokonywać przewinień. Ściągną Oliwiera
na ławkę. Albo kapitan albo sędzia.
***
Minęła pierwsza kwarta.
Wróciliśmy na ławkę i się nie odzywaliśmy do siebie. Wziąłem bidon i piłem tyle
ile mogłem.
— Dziewiętnaście do osiemnastu
dla nich — przypomniała Malwina. — Nie jest źle. Przewaga jednego punktu dla
nich to nie tragedia.
— Mogliśmy mieć więcej, gdyby
zaliczyli wrzut Oliwiera — zauważył Norbert. Posłałem mu zdenerwowane
spojrzenie.
— To nie moja wina! Koleś
udaje!
— Niestety, z innego punktu
widzenia wychodzi na to, że to ty go faulujesz — poinformował mnie Bruno. —
Domyśliłem się tego. Jego drużyna ustawia się tak, aby mógł udawać faul, a
sędziowie nie widzieli do końca co się dzieje. Widzą już tylko efekt.
— Dlaczego Oliwier? — zapytał
Gabriel. — Są przecież inni gracze na boisku. Uparli się właśnie na niego.
Razem z Malwiną dyskretnie
wymieniliśmy spojrzenia. Bruno także wiedział o co chodziło.
— Będę go unikał — oznajmiłem.
— Mauri już się do mnie nie zbliży.
— Maksymilian. — Kapitan
zwrócił się do naszego centralnego. — Będziesz blokował Mauriego. Nie pozwól na
to, aby zbliżył się do Oliwiera.
— Jasna sprawa. — Machnął
ręką.
Mecz wznowiono po dwóch
minutach.
***
Strategia się sprawdzała.
Maksymilian blokował Mauriego, a ja, Marcel i Dawid nabijaliśmy punkty na naszą
korzyść. Taki stan rzeczy utrzymał się przez kilka minut drugiej kwarty. Aż do
momentu, w którym słaby i grający biednego Mauri przejął podanie Dawida do Marcela.
Fin rozpoczął atak,
udowadniając czemu został Monarchą. Był niesamowicie szybki. Na tyle szybki, że
ominął naszą obronę. Okazało się, że wysoko skacze i ma celność. Wcale nie był
tym chłopakiem, którego widziałem w pierwszej kwarcie. Potrafił się włączyć do
gry.
— Cholera. — Dawid otarł czoło
żółtą frotką. — Jest szybki.
— Chyba ukrywał swoje
prawdziwe umiejętności — burknął Maksymilian. — Niełatwo go tak blokować.
Otarłem czoło i złapałem
oddech.
— Oliwier Madgrey. —
Usłyszałem zaraz za sobą. Odwróciłem się, aby stanąć twarzą w twarz z Maurim.
Pot spływał z jego czoła, a długie, ciemne włosy przykleiły się do jego skroni.
Nie jest wytrzymały, pomyślałem.
Z dziwną przyjemnością
przeszedłem na język fiński. Nie używałem go od wielu miesięcy, dlatego brzmiał
nieco obco. Ale to był mój język. Z Finlandii. Zatęskniłem za śniegiem i
Helsinkami.
— Chcesz żebym naprawdę cię
sfaulował? — zapytałem zdenerwowany.
— I po co te nerwy? — Wzruszył
ramionami. — Chcę jedynie cię przeprosić. To było niesportowe zachowanie.
Uniosłem brew.
— Nie wierzę ci. Znam cię.
Grałem już przeciwko tobie. Zapomnij o tym swoim żałosnym teatrzyku.
Mauri pokręcił głową.
— Ale miał rację. Jesteś
dokładnie taki jak cię opisał.
Zamarłem. Zrobiłem krok w jego
stronę.
— Coś ty powiedział? —
warknąłem.
— Och tak, wiem że jesteś
gejem. Wiem też, że prowadziłeś pewne… — Udawał, że się zamyślił. — Usługi.
— Zamknij się — ostrzegłem go.
Mauri uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
— Ciekawe co o tym wszystkim
mogą pomyśleć twoi przyszli partnerzy? — Rzucił pytanie w przestań. — O ile
ktoś taki się znajdzie dla takiego śmiecia jak ty…
Zamachnąłem się, ale ktoś mnie
złapał za rękę. Mauri odbiegł, śmiejąc się cicho. Wyrwałem pięść z ręki
Marcela.
— Co ci powiedział? — zapytał
szybko. Oddychałem ciężko. — Oliwier, nie możesz dać się sprowokować!
Milczałem.
Gra została wznowiona i Mauri
ponownie zdobył punkty. Tym razem rzucił zza linii trzech punktów.
— Naprawdę jest szybki —
syknął Bruno. — Oliwier — zwrócił się do mnie. — Jak twoje nerwy?
— Na wodzy…
— Jesteś najszybszy z nas —
przypomniał. — To ty musisz go blokować. Reszta ma pilnować jego podań. Dasz
radę?
Nabrałem powietrza.
— Nie myśl o nim — oznajmił
Bruno. — Nie daj się sprowokować. Śpiewaj w myślach tę irytująca piosenkę,
którą puściłeś nam w autobusie.
Uniosłem brew.
— Ievan Polkka?
— Może być i to.
Nigdy nie sądziłem, że będę
musiał grać w kosza, powtarzając w
myślach piosenkę, która mówi o tym jak pewna dziewczyna, wbrew zakazowi
matki, poszła na tańce. Chyba uderzę do jakiegoś klubu, gdy już będzie po
wszystkim.
— Zaczynajmy.
Kontynuacja drugiej kwarty
była koszmarem. To ja musiałem atakować, gonić i powstrzymywać Europejskiego
Monarchę, który z każdą minutą zdawał się być coraz lepszy. Swój brak
wytrzymałości zastępował sprytem i intelektem. Gdy go blokowałem, oddawał piłkę.
Gdy ją tracił, natychmiast się oddalałem.
— Nuapurista kuulu se polokan
tahti jalakani pohjii kutkutti — mruczałem pod nosem.
— Naprawdę to śpiewasz? —
zaśmiał się Marcel.
— Ievan äiti se tyttöösä vahti
vaan kyllähän Ieva sen jutkutti…
— To bardzo psuje twój
wizerunek bad boya — ocenił.
— Jebać. Przynajmniej tamtego
nie słyszę.
Marcel skinął głową. Następnie
zdobył dla nas trzy punkty, rzucając do kosza prawie ze środka boiska. Trybuny
zawyły, podziwiając jego talent.
— Nieźle, młody. — Dawid klepnął
go w ramię. Marcel miał minę jakby właśnie go pochwalił najlepszy gracz NBA.
— Dzięki! — Obserwował jak
Dawid odbiega. — Zaraz… Jestem od niego starszy.
— Skup się, Bielski. — Tym
razem ja go uderzyłem w ramię.
— Ty też, Madgrey!
Czerwone światła na tablicy
wyników pokazywały, że prowadzimy nad Finlandią kilkoma punktami. Niestety, nie
mogliśmy utrzymać żadnej znaczącej przewagi. Takiej, która zapewniałaby nam
zwycięstwo. Kilka punktów można było nadrobić w drugiej połowie.
Na minutę do końca pierwszej
połowy, zdarzyło się coś co naprawdę wyprowadziło mnie z równowagi. Razem z
Dawidem biegliśmy do kosza, aby przypieczętować naszą przewagę. Nieco z tyłu
trzymał się kapitan i Marcel. Na naszej drodze, praktycznie znikąd, pojawił się
Mauri razem z resztą drużyny. Praktycznie nas otoczyli, zatrzymując.
Wiedziałem, że chcą doprowadzić do sytuacji, w której zostanie nam cofnięta
piłka za przetrzymanie.
Już chciałem podać piłkę do
Marcela przez lukę w murze, gdy poczułem ból w okolicy brzucha. Jęknąłem i zatrzymałem,
przez co piłka praktycznie została mi wydarta z rąk.
Ktoś mnie uderzył. W całej tej
przepychance, ktoś mnie uderzył.
— Nadepnąłeś mi na stopę —
rzucił Mauri. — Uważaj na przyszłość. Nie można przecież faulować! Ale nigdy
nie lubił twojego stylu gry…
Kolejne pasmo wydarzeń stało
się zlepkiem obrazów, które przecinane były przez białe plamy.
Ja podchodzący do Mauriego.
Ja unoszący pięść, aby uderzyć
Monarchę.
Ktoś mnie powstrzymał.
Odciągnął.
Finlandia zdobyła punkty.
Zakląłem głośno.
Ktoś mnie ściągnął z boiska.
— Uspokój go — powiedział
Bruno do Malwiny. To był rozkaz.
Opuściłem boisko. Wszedłem na
korytarz. Marcel i Malwina byli po moich obu stronach. Dopiero w ciemnym holu
się ogarnąłem i wyrwałem z uścisku Marcela. Ryknąłem i kopnąłem kosz na śmieci.
Przeleciał na drugą stronę, rozrzucając po drodze papierki i butelki.
Zatrzymałem się, próbując
złapać oddech.
— Oliwier! — mówiła Malwina. —
Uspokój się.
— Już. Już jestem spokojny! —
Uniosłem dłoń. Marcel oddychał ciężko i wpatrywał się we mnie.
Zza drzwi dobiegł nas dźwięk
sygnalizujący zakończenie pierwszej połowy. Przełknąłem ślinę i oparłem się o
zimną ścianę.
***
Gaspar wstał z miejsca.
— Ej! Gdzie idziesz? —
zawołała Fleur.
— Muszę sprawdzić czy wszystko
z nim w porządku — oznajmił.
— Ale ty… Zwariowałeś!
Gaspar jej nie słuchał.
Wybiegł szybko z sali, nie rozumiejąc samego siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz