wtorek, 10 marca 2020

Brakujący element - Rozdział 37 - Buntownik


Rozdział 37 — Buntownik


— Świstaki, świstaki, świstaki… — nuciłem.
— Nat?
— Hm?
— Co robisz?
Zamrugałem oczami. Spojrzałem w stronę Gabriela.
— Przepraszam, ale myślałem, że nucę w swojej głowie.
Przyjrzał mi się dziwnie i parsknął śmiechem. Siedzieliśmy właśnie na stadionie
i czekaliśmy na mecz otwarcia Euro. Byłem bardzo podekscytowany, dlatego że nigdy nie byłem na żadnym meczu. Wszystko zawsze oglądałem w telewizji. Teraz miałem okazję obejrzeć coś na żywo i rzucić się w falę emocji.
A były one wielkie! Wszyscy dookoła krzyczeli, wyli, skakali i skandowali. Ta atmosfera była wspaniała, tym bardziej na tak fajnym stadionie.
— Jestem bardzo podekscytowany — zwróciłem się do Gabriela. Miał na policzkach namalowane flagi Polski.
— Jasne. Twój poker face na to wskazuje — zaśmiał się. — Poskacz trochę! Kibicuj!
Pokiwałem głową, zgadzając się. Chociaż nie ruszyłem się z miejsca, całym sercem byłem ze wszystkimi kibicami. Gdy mecz się rozpoczął myślałem, że wybuchną mi uszy od całego hałasu. Gabriel był bardzo aktywnym wielbicielem. Często podrywał się z miejsca, gdy rozpoczynała się jakaś akcja.
Blisko dwie godziny świetnej zabawy zakończyły się remisem. Wyczuwałem pewien zawód, ale z tego co wiedziałem mecze grupowe jeszcze się nie skończyły. Dopiero co się zaczęły.
Niemniej jednak — zabawa była przednia! Tłumy wiwatujących ludzi były miodem na moje serce. Nigdy nie sądziłem, że będę świadkiem takiej imprezy. Bo w końcu mieliśmy co świętować — to dwa państwa, w tym Polska organizowały turniej mistrzostw Europy. Jak dla mnie bomba. Tylu obcokrajowców nigdy nie widziałem na mieście. A najfajniejsze w tym wszystkim było to, że naprawdę dobrze się czułem. To samo z resztą mogłem powiedzieć
o Gabrielu, któremu waleczny i zadziorny uśmiech nie znikał z twarzy.
— Szkoda, że nie możemy dłużej świętować — westchnął, gdy opuszczaliśmy stadion.
Była to niestety prawda. Następnego dnia mieliśmy trening koszykówki, a Cyrus zapewnił nas, że upicie się na Euro nie będzie żadną wymówką. Przedzieraliśmy się przez cały ten zgiełk i hałas. Naszym priorytetem było pokonanie w ćwierćfinałach drużyny Tytanów. Nazwa budziła grozę, tym bardziej, gdy Roksana zrelacjonowała nam ich mecze
i taktykę.
Dzisiaj jednak nie chciałem o tym myśleć. Chciałem spędzić ten dzień z Gabrielem.

***

Nazajutrz razem z moim chłopakiem i Markiem zebraliśmy się razem na halę.
W centrum minęliśmy dużą grupę Niemców, później Hiszpanek, aż w końcu wytłumaczyliśmy drogę Irlandczykom jak dojść do Zamku Królewskiego. Chcieli iść z nami na piwo, ale wymigaliśmy się treningiem.
Cyrus czekał już na nas na boisku i rozpoczął trening od biegania. Próbował nas zmotywować do walki, ale w walce z Euro — poległ. Nasze podekscytowanie tak wielkim wydarzeniem sportowym przyćmiło nasz turniej koszykarski. Jednak dalej mieliśmy na uwadze to, że do najlepszej ósemki dostał się również Krystian i jego drużyna. On i jego drużyna byli powodem naszej pierwszej i dotychczas jedynej porażki.
Znaliśmy ich możliwości dlatego obawialiśmy się, że mogą być pewnymi finalistami. Z resztą nie tylko my tak sądziliśmy. Nawet magazyn „Basket”, który wcześniej ogłosił na Siedmioma Cudami, teraz pisał o godnych nas przeciwnikach. Nazwali ich „świeżym powiewem” w świecie koszykówki. Ich wyszukany styl sprawiał, że wyglądali jak ptaki
w przestworzach, a dzięki temu nie mieli problemu ze zdobywaniem punktów.
— Tak jak już was wcześniej informowałam, waszymi przeciwnikami będą Tytani — zagrzmiała Roksana, gdy zakończyliśmy trening, a Samson masował ciała co poniektórych. — Zakradłam się na ich trening i muszę stwierdzić, że nie będzie łatwo.
— A co z ich najlepszym graczem? — spytał Cyrus. — Co z Norbertem?
— Nie pojawił się na ich treningu — westchnęła. — Ale jestem pewna, że nie wycofał się z zawodów. Podsłuchałam tylko tyle, że chłopak często olewa treningi i tyle. Jednak jest gwiazdą drużyny. Pamiętajcie o tym.
— Nie chodzi na treningi? — zdziwił się Filip. — Jak to? Jest aż tak dobry?
— Nie powiedziałabym — pokręciła głową. — Raczej arogancki. Dlatego nie możecie też mu się dać sprowokować. Bardzo łatwo wymusza faule i posyła przeciwników na ławkę.
— Dupek — prychnął Dawid.
— Każdy ma swoją metodę — zauważył Samson, który właśnie wprawiał mnie w stan powolnej ekstazy, gdy masował moje obolałe łydki. — Norbert używa pewnych… legalnych przekrętów.
— Samson ma racje — zgodziła się Roksana i spojrzała na swój clipboard. — Na pewno będzie chciał wyeliminować któregoś z was.
Popatrzyliśmy po sobie w milczeniu. Dobrze wiedzieliśmy o kogo chodziło. Dobrze wiedzieliśmy kto z naszej drużyny ma temperament. Gabriel jednak zdawał się tego nie dostrzegać i uważnie słuchał Roksany. Przyjrzałem się mu z niepokojem.
— Dobrze. — Cyrus powstał z trybun i klasnął w dłonie. — Pora się zbierać. Nasz mecz ćwierćfinałowy odbędzie się za trzy dni. Popracujcie nad sobą i postarajcie się nie wpaść
w kłopoty.
— Tak jest! — zawyliśmy.

***

Te trzy dni zleciały bardzo szybko. W tym czasie oglądałem mecze oraz trenowałem sam w domu, aby potem móc pobiegać wieczorami z Gabrielem i Leo. By się trochę uspokoić układałem puzzle w domu. Zdałem sobie sprawę, że od jakiegoś czasu zaniedbałem moje hobby dlatego korzystając z dużych ilości wolnego czasu — nadrabiałem.
Pomagał mi w tym Gabriel, który przychodził do mnie z rana. Moi rodzice wychodzili do pracy, a Olga była w szkole i dlatego przez kilka godzin mogliśmy być sami.
— To tu nie pasuje — stwierdziłem, gdy usilnie próbował doczepić jakiś element.
— Cholera — warknął. — To trudniejsze niż myślałem.
— W końcu to tysiąc puzzli — wskazałem na pudełko. — Niezłe wyzwanie. Zawsze zaczynam od ram, a dopiero potem próbuje ułożyć resztę.
Idąc tą strategią udało nam się, po kilku godzinach ułożyć całą prostokątną ramkę
i trochę ją wypełnić, ale w końcu zgłodnieliśmy. Obiad zjedliśmy na mieście, a potem odebraliśmy Olgę ze szkoły. Na nasz widok rzuciła się ku nam jak szalona, a Gabriel bez problemu ją złapał i podrzucił wysoko. Potem usadził ją sobie na ramionach i ruszyliśmy do ich babci, aby ta się mogła zająć Olgą. Dzisiejszego wieczora graliśmy mecz ćwierćfinałowy, a mieliśmy być na miejscu kilka godzin wcześniej, aby Cyrus mógł z nami przeprowadzić porządną rozgrzewkę.
Gdy odstawiliśmy Olgę ruszyliśmy do hali. Znów minęliśmy tłumy ludzi pędzących do strefy kibica lub na sam stadion. Żałowałem, że nie będę mógł obejrzeć dzisiejszego meczu, ale musiałem to przeboleć. W końcu sam będę rozgrywał swój własny.
— Nat, Gabriel! — usłyszeliśmy za sobą, gdy byliśmy już na terenie hali. Ku nam kroczył Gerard wraz z Heleną. Ta druga wyglądała na podekscytowaną naszą obecnością. Gerard za to ze spokojem nas obserwował i uśmiechał się miło.
— Przewodniczący — stwierdził Gabriel.
— Już nie — pokręcił głową. — Dzisiaj gracie, prawda? Będziemy wam kibicować.
— Ach, musisz być kolejnym Cudem. — Helena zmierzyła Gabriela od stóp do głów. Uśmiechnęła się zadziornie i podała mu rękę. — Jestem Helena. Czytałam o was.
— Miło to słyszeć — ujął jej dłoń. — Jesteś wysoka. Grasz w kosza?
— Ha, ha! Masz mnie — mrugnęła do niego figlarnie. — Gerard, chodź! Muszę sobie jeszcze kupić coś do picia nim się zacznie!
— Jasne — pokiwał głową. — Będziemy na trybunach.
— Dziękujemy — odpowiedziałem. Gerard i Helena ruszyli w przeciwnym kierunku,
a Gabriel uniósł brwi.
— Oni się umawiają? — spytał.
— Nie wiem. Chyba na to wygląda — przyznałem. — Gerard lubi blondynki.
— Skąd to wiesz? — spojrzał na mnie czujnie.
— Bazyli mi mówił — odpowiedziałem. Nie było to do końca kłamstwo. — Kiedyś się lubili z Gerardem.
Gabriel zmarszczył czoło. Kilka dni temu rozmawiałem z nim o sytuacji między mną, a Bazylim. A właściwie między naszą paczką, a Bazylim. Złotooki zniknął i nie wiedziałem go już prawie miesiąc. Marek próbował się z nim skontaktować, ale podobno wyjechał. Dlatego nikt nie wiedział co się dzieju u Bazylego. Nawet nie byliśmy pewni gdzie idzie na studia i czy w ogóle idzie.
Gabriel, który zawsze nie lubił Bazylego, potrafił go trochę zrozumieć. Zwłaszcza, że dodałem, że Bazyli ma złamane serce (nie mówiłem przez kogo). Gabriel przyznał, że złamane serce potrafi doprowadzić do szaleństwa jeżeli w porę nie wyleje się z niego goryczy i żalu. Jednak w wylewaniu z siebie emocji przeszkadza duma i honor, a tych Bazyli miał za dziesięciu.
— Chodźmy już — przerwałem ten skomplikowany temat. Gabriel skinął głową.
W szatni zastaliśmy resztę drużyny. Później wyszliśmy na boisko, aby się rozgrzać. Prowadził Samson, który chciał u nas przygotować i rozciągnąć odpowiednie mięśnie.
Trybuny się zapełniały i byłem zadowolony z całkiem sporej ilości kibiców. Oczywiście były Emilia i Felicja, które machały do mnie i Marka i wiwatowały głośno. Udało mi się dostrzec również Gerarda, Helenę, Aurelego i Kacpra.
Szybko jednak odwróciłem wzrok, gdy na drugiej połowie parkietu pojawili się Tytani. Wszyscy byli wysocy, ale i muskularni. Większość była ogolona na łyso przez co wyglądali na typowych dresów. Z drugiej strony przyznawałem, że im mniej włosów na głowie w trakcie gry, tym lepiej.
— Nie ma go — szepnął Ariel.
— Kogo? — odszepnąłem.
— Norberta. Zdaje się, że jest głośnym anarchistą — uśmiechnął się. — Będzie sporo zabawy.
Czasem żałowałem, że nie mam takiego podejścia jak Ariel. Dla niego wszystko co było związane z koszykówką to zabawa. Ja jednak jak zawsze się trochę stresowałem. Wiedziałem, że mam pełne wsparcie drużyny, a to dodawało otuchy.
Kilka minut później dostrzegliśmy, że u przeciwników wybuchło małe zamieszanie. Na zwiady udała się nasza niezawodna Roksana. Wróciła do naszej szatni, na parę chwil przed meczem.
— Norbert się spóźnia! — uśmiechnęła się zadowolona. — Podobno mieli czas wolny
i Norbert zgubił się w Warszawie. Możliwe, że pierwszą połowę będą grać bez niego.
— Że co? — zdziwił się Marek. — Ich najlepszy gracz nie będzie grał?
— Będzie. Ale póki co się spóźnia. To daje nam świetną przewagę! — oświadczyła zadowolona. — Musicie ją wykorzystać.
— Tak zrobimy — przyznał Cyrus. — Musimy wykorzystać tą drobną słabość Tytanów.
Po jakimś czasie zawołała nas trenerka. Nadszedł czas na nasz mecz ćwierćfinałowy. Korytarzem skierowaliśmy się na boisko i zostaliśmy powitani burzą braw. Był to kolejny moment wsparcia dla naszej drużyny. Jednak również i przeciwnicy otrzymali oklaski. Wyglądali jednak na mało zestresowanych.
Jak zwykle zgromadziliśmy w się w kółku i Cyrus zaczął swoją przemowę. Zawsze mnie to pocieszało, gdy nasz kapitan, mimo wszystko, wierzył w nas jak nikt.
— Dotarliśmy już wysoko — zaczął powoli. — Ale zostaliśmy okrzyknięcie Cudami. Nie możemy pozwolić, aby ktoś przez sekundę w nas zwątpił. Oznacza to, że zaczynamy od razu walkę. Pamiętajcie o tym, że już jesteśmy w najlepszej ósemce. Nasi rywale są silni, ale my jesteśmy silniejsi! Uwierzcie w siebie, tak samo jak ja wierzę w was! Pokażcie mi dobrą
i sprawiedliwą grę!
— Rozkaz!
— Wierzę w was wszystkich. A wy w siebie?
— Tak jest!
— A więc pokażcie to światu!
Zawyliśmy głośno naśladując wilki. Rozległy się brawa. Cyrus zadecydował, że teraz zagra on, Marek, Filip, Dawid i Ariel. Ja i Gabriel skończyliśmy na ławce.
— Chyba nam nie ufa — warknął mój chłopak, który obserwował resztę. Rozciągali się
i przygotowywali do gry.
— Ufa. I wierzy w nas — stwierdziłem. — Zostawia nas na koniec.
Gabriel zaśmiał się.
— No tak, bo przecież jesteśmy najlepsi.
— We dwójkę? Tak — przyznałem. Gabriel spojrzał na mnie zaskoczony, a potem uśmiechnął się zadziornie.
Na boisko wyszedł już sędzia, gdy dało się słyszeć głośny huk otwieranych drzwi. Uderzyły z mocą o ścianę, że wszyscy spojrzeli w tamtym kierunki. Stał tam zdyszany, spocony chłopak w stroju przeciwników. Był wysoki, wzrostu Gabriela. Jednak najdziwniejsze były jego włosy. Były zielone, krótkie, stojące i wyglądał w nich zaskakująco dobrze. Uśmiechał się szyderczo i cieszył się, że zwrócił na siebie całą uwagę. Podbiegł do swojej drużyny i zaczął głośną dyskusję z ich trenerem.
— Co do…? — zaczął Gabriel.
— Norbert — stwierdziła Roksana. — Jednak zdążył…
Morale trochę opadły, gdy i reszta zawodników zdała sobie sprawę z tego, że oto przybył nasz główny przeciwnik. Norbert łaskawie zmierzył nas zielonymi oczami. Potem ryknął do trenera, a ten machnął ręką.
Norbert wszedł na boisko zastępując jednego z obecnych. Zmierzwił włosy, gdy wszyscy stanęli naprzeciw siebie. Podczas uścisku dłoni zauważyłem, że wszystkie Młode Wilki się krzywią. Norbert musiał mieć moc w dłoni.
— Kapitan Cyrus — wyglądał na zadowolonego, gdy witał się naszym kapitanem. Blondyn skupił na nim swoje spojrzenie. — Wiele o tobie słyszałem.
— Miło mi to słyszeć — odparł. — Również i o tobie wiele słyszałem.
— Och? Naprawdę? — zaśmiał się złowrogo. Na jego twarzy cały czas pojawiała się kpina. — Co takiego?
— Wystarczająco dużo, aby mieć powód, by zetrzeć z twojej twarzy ten pyszałkowaty uśmiech — odpowiedział spokojnie kapitan. Przez chwilę Norbert wyglądał na zbitego z tropu, a potem wyszczerzył zęby.
— Groźny, groźny — skomentował. — Uważaj kapitanie. Podobno biegasz szybko. Ciekawe jak szybko grunt zacznie ci się walić pod nogami? Już o to zadbam.
— Grozisz naszemu kapitanowi? — warknął Dawid, zbliżając się do nich. Cyrus wystawił dłoń, aby go zatrzymać. — Hę? Na dole też jesteś zielony?
Norbert zawarczał.
— To jego gra. Nie daj się sprowokować — pouczył Cyrus.
Norbert zmrużył oczy, ale wyglądał na przesadnie zadowolonego. Coś w jego uśmiechu i gestach mówiło mi, że to najniebezpieczniejszy człowiek w tej hali. Gdybym miał wskazać kto będzie mordercą, powiedziałbym, że to właśnie on.
Czemu? Bo był strasznie przystojny, ale to ten rodzaj przystojności co kusi i namawia do złego. Coś podobnego widziałem u Bazylego. I na dodatek te jasne zielone oczy i kpiący uśmiech. Zdaje się, że chłopak miał o sobie wysokie mniemanie.
— Sit tibi terra levis — rzucił przez ramię i podszedł do swojej drużyny. Dawid zmarszczył czoło.
— Co on powiedział?
— Nie wiem — odparł Cyrus. — Ale obawiam się, że to nie było nic przyjemnego.
Gra rozpoczęła się, a ja mogłem się jej tylko przyglądać. Pierwsze punkty zdobył dla nas Marek, a tym samym dał nam przewagę. Obok mnie Gabriel tupał niecierpliwie nogą
i warczał sam do siebie. Nie przeszkadzałem mu, wiedziałem, że jest w swojej strefie walki.
W pierwszej kwarcie najbardziej widowiskowe okazały się nie rzuty Marka, ale pojedynki Ariela z Norbertem. Obaj zdawali się mieć talent do wymijania przeciwników, a to oznaczało, że dwa równoważące talenty zderzyły się na parkiecie. Norbert był szybki, a jego silne i zdecydowane kroki sprawiały, że ziemia drżała.
Nawet jako jego przeciwnik musiałem przyznać, że i on zasługiwał na miano Cudu. Był agresywny, nieco destrukcyjny dla otoczenia, ale to sprawiało, że grał jak grał. Jego własny styl, trudny do zatrzymanie. Nawet Dawid miewał z nim problemy, chociaż zauważyłem, że Norbert nigdy nie rzucał do kosza, ale podawał piłkę komuś innemu. On za to panował na ziemi.
— Nie zatrzymasz mnie — warknął do Ariela. Ten jednak go blokował i przeszkadzał
w kontynuowaniu gry. — I czego się tak szczerzysz?
— Bo w końcu ktoś mi dorównuje — odpowiedział Ariel.
— Ja dorównuje tobie? — zdenerwował się Norbert. — To ty ledwo dorównujesz mnie! — ryknął i cisnął piłkę o parkiet. Naprawdę czułem jak ziemia drżała. Piłka odbiła się wysoko. Ariel obserwował uważnie jej lot, aż zamrugał ze zdziwienia, bo piłka zniknęła. To dlatego, że Norbert podskoczył, zgarnął ją ponownie do siebie, a potem korzystając z ogłupienia Ariela, wyślizgnął się mu i pognał do kosza.
I jak zawsze, nie oddał rzutu, ale podał do kolegi z drużyny i dopiero ten zdobył punkty.
Druga kwarta praktycznie stanęła w miejscu, gdy Ariel i Norbert kontynuowali swoje pojedynki. Jeden dla drugiego był murem nie do przebicia. Prawie jakby spod ziemi nagle wyrosła wielka góra blokująca wszelki dostęp na przeciwną stronę. Dlatego obaj, czy tego chcieli czy nie, musieli wspomagać się resztą drużyny. O ile Ariel robił to z przyjemnością to Norbertowi widocznie przeszkadzał fakt takiej zależności od innych.
— Witajcie — usłyszałem za sobą i prawie umarłem na zawał. Tak się wciągnąłem w grę, że zapomniałem o całym świecie. Z resztą wszystkie osoby na ławce podskoczyły przerażone. Za nami stała Ela — dziennikarka z Basketu. — Wyglądacie jakbyście zobaczyli ducha! — zaśmiała się.
— Ela — odetchnęła Roksana. — Zdjęcia dla magazynu?
— Tak — pokiwała głową i dosiadła się do nas. — Muszę przyznać, że nigdy nie wiedziałam tego rebelianta w takim położeniu.
— Rebelianta? — powtórzył Gabriel.
— Och, nie czytasz moich artykułów — westchnęła i sięgnęła do torby. Podała mu majowy numer Basket’u. — Proszę. Strona trzydziesta.
Gabriel przeskoczył do podanej strony, a tam widniał artykuł o Norbercie jako zjawiskowym chłopaku, który sprawia, że grunt się wali pod nogami. Nazwany został również młodym buntownikiem i rebeliantem. Z tego co wynikało z artykułu, Norbert był bardzo wojowniczy, bardzo dzielny i lubił anarchię. Był pyskaty, a swoich przeciwników potrafiła doprowadzić do płaczu.
— Jest groźny — stwierdziłem. Nachylałem się ku Gabrielowi, aby przeczytać fragmenty.
— Tak. Jest jednym z Tytanów — westchnęła Ela. — Na dodatek ta drużyna zawsze podwaja wynik przeciwnika, a dziś… chyba mają równych sobie — dodała podekscytowana. — Przegrali tylko raz, gdy Norbert się nie pojawił. I…
Przerwał jej głośny gwizdek. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę boiska. Norbert leżał na ziemi, a Dawid stał nad nim i ciężko dyszał.
— Co do…?
— Wymusił faul — stwierdziła Ela. — Norbert przeszedł do konkretnego ataku.
Norbert dźwignął się z parkietu i wrócił na swoją połowę. Utrzymywał pokerową twarz, ale w jego oczach widziałem błysk triumfu.
Rozległ się gwizdek oznajmujący koniec pierwszej połowy. Prowadziliśmy, ale nieznacznie. 38 : 37. Na sali wybuchło poruszenie. Taki wynik oznaczał emocjonującą druga połowę.
Zmęczeni gracze wrócili, aby się napić. Ariel od razu pochłonął całą butelkę wody. On z całej drużyny napracował się najbardziej. Oddychał ciężko i próbował odpocząć.
— Dobra robota, Ariel — pochwalił go Cyrus. — Obawiam się, że tylko ty możesz powstrzymać Norberta. Dasz radę grać dalej?
— Oczywiście — pokiwał głową i otarł pot frotką. — Możesz na mnie liczyć.
— Świetnie. Dawid, Filip, kończycie na dzisiaj — oznajmił kapitan. — Macie najwięcej fauli, nie możemy ryzykować. Za was wejdą Gabriel z Natem. Jesteście gotowi? — spojrzał na nas.
Pokiwaliśmy gorliwie głowami. Nawet i ja już nie mogłem wytrzymać, aby znów zagrać. Od ostatniego prawdziwego meczu minął ponad miesiąc. Teraz chciałem ponownie to poczuć.
— Gabriel. — Cyrus zwrócił się do mojego chłopaka. — Pamiętaj o czym rozmawialiśmy.
— Pamiętam.
Już chciałem zadać pytanie o co chodzi, ale przerwał mi gwizdek sędziego. Rozpoczęła się druga połowa. Razem z resztą wszedłem na boisko. Norbert spojrzał na mnie pogardliwie.
— Kolejny niski, kapitanie? — zaśmiał się i spojrzał na Cyrusa. — Naprawdę musisz mieć spore pokłady wiary.
— Mam — przyznał Cyrus.
— Jesteście Cudami, tak? Tak was nazywają — prychnął Norbert.
— Zazdrosny? — spytałem. Omiótł mnie spojrzeniem.
— Ja działam solo. Sam jestem Cudem i nie dzielę się tym tytułem z innymi — odparł. — Przegracie.
Odwrócił się i wrócił do swoich, chociaż faktycznie trzymał dystans. W jego filozofii nie zgadzało mi się to, że nie oddał jeszcze żadnego rzutu, a oddawał piłkę innym. Nie chciałem rozumieć rebelianta. Najważniejsze było teraz to, aby go pokonać.
Druga połowa rozpoczęła się.
Cyrus biegał jak błyskawica, ale Norbertowi udawało się go mu zatrzymać. Na szczęście nie potrafił odebrać piłki, a ta lądowała w dłoniach Marka. Zdobył dla nas trzy punkty.
Norbert warknął. Przejął piłkę i ruszył przed siebie. Naprawdę ziemia drżała od jego silnych i ciężkich kroków. Trzęsienie zakończyło się, gdy zablokował go Ariel. Norbert zaklął głośno i chyba próbował wymusić faul, ale Ariel nie dał się na to nabrać. W końcu buntownik musiał oddać piłkę komuś innemu, a ja tylko na to czekałem. Pojawiłem się na linii rzutu
i odbiłem piłkę tak, aby poleciała wprost do Gabriela.
Mój chłopak zdobył dwa kolejne punkty. Norbert obrzucił mnie nienawistnym spojrzeniem.
— Nigdy nie przegrałem — oznajmił stojąc koło mnie. — Nigdy.
— Zawsze musi być ten pierwszy raz — odpowiedziałem. — Przegrana jest częścią zwycięstwa.
— A więc to będzie część waszego zwycięstwa!
Przez chwilę myślałem, że mnie uderzy, ale on mnie zagadał tylko po to, aby zabrać piłkę i pognać na naszą połowę. Na szczęście znów go zablokował Ariel. Problem polegał na tym, że brązowowłosy już powoli opadał z sił dlatego Norbert zyskiwał szanse wyswobodzenia się ze jego blokady.
W końcu podał do swoich i zdobyli punkty. Rozpoczynaliśmy my. Cyrus pognał przed siebie, jednak zablokowany, musiał podać do Ariela. Wysoki ruszył dalej, ale na drodze wyrósł mu Norbert. Wtedy chłopak uśmiechnął się i podał do mnie. Norbert czujnie obserwował piłkę i ruszył na mnie, ale ja — ledwo co piłka dotknęła moich dłoni, zwróciłem ją do Ariela. Piłka minęła Norberta, a Ariel, bez żadnej obrony przeciwników zdobył punkty. Norbert zaryczał głośno, a brzmiało to jak wrzask potworów z najgłębszych gardzieli ziemi.
Trzecia kwarta dalej nie przynosiła większych różnic w punktacji. Było 54 : 52 dla nas, ale to wcale nie oznaczało, że mecz należał do nas. Wszyscy gracze oddychali ciężko, gdy rozpoczęła się czwarta kwarta. Musiałem przyznać, że już się zmęczyłem, ale ganianie za wszystkimi podaniami Ariela było wyczerpujące.
Za to Gabriel wyglądał na zaskakująco spokojnego. Grał w ciszy i skupieniu. Nie wykazywał agresji jak to zwykle miał w swoim zwyczaju. Nie wiedziałem jaki był powód jego spokoju, ale byłem z niego dumny.
— Nat — podbiegł do mnie. Pot spływał z jego czoła. — Podaj mi piłkę jak tylko będziesz mógł.
— Jasne — odpowiedziałem. Stuknęliśmy się pięściami.
Spełniłem jego prośbę. Okazało się, że podczas gdy Ariel blokował Norberta, to Gabriel zdobywał punkty. Furia rosła w oczach Norberta z każdym punktem. Tytani wiedzieli jak zablokować Marka, ale nie mogli znaleźć sposobu na mnie i Gabriela. We dwójkę podawaliśmy sobie piłki i omijaliśmy przeciwników. Strategia ta była całkiem skuteczna przez kilka pierwszych minut. Dopiero potem, gdy Ariel nie nadążał za Norbertem zrobiło się niebezpiecznie.
Zielonowłosy bowiem wszedł na najwyższe obroty i każdy nasz zdobyty punkt, szybko nadrabiał. Mimo, że sam nie rzucał do kosza to reszta jego kolegów miała jak najbardziej predyspozycje ku temu.
— Trzeba go zatrzymać! — rzucił do mnie Gabriel. Do końca została minuta, prowadziliśmy, ale wystarczył jeden rzut, abyśmy stracili wszystko.
— Jak? — spytałem.
— Podawaj do mnie! Załatwię go!
Sekundy leciały, a piłka była w ich rękach. Norbert podał do swojego, ale zabrałem piłkę. Podałem do Ariela, bo Gabriel był kryty. Ariel znów podał do mnie, gdy wyminęliśmy przeciwników, aż w końcu piłka wróciła do mojego chłopaka. On zatrzymał się prze Norbertem, który próbował zabrać piłkę, ale Gabriel uśmiechnął się jedynie i podał do tyłu.
Wtedy zza niego jak błyskawica wyleciał Cyrus. Przejął piłkę i ominął Norberta. Wyglądało to tak jak piorun, który uderzył w samą górę. Norbert prawie się przewrócił, gdy Cyrus podskoczył i zdobył punkty.
Głośny dźwięk oznajmił wszystkim zakończenie meczu. Młode Wilki zwyciężyły 68 : 64. Na widowni rozległ się ryk, gdy Cyrus opadł na ziemię i prawie się przewrócił. Marek podbiegł do niego i razem z Gabrielem unieśli go wysoko.
— CYRUS! — ryknęli. — Idziesz jak burza!
— Odstawcie… mnie… — poprosił, ale nie doczekał się spełniania prośby, gdyż Dawid, Filip i Ariel również go podrzucali. Ja próbowałem złapać oddech, ale uśmiechałem się do nich. Lubiłem patrzeć na ich radosne twarze.
— Niemożliwe — usłyszałem za sobą. Drgnąłem i odwróciłem się. Zaraz a mną stał Norbert. Tyłem do mnie. Wpatrywał się tępo w sufit hali. — Przegrałem… Nigdy nie przegrałem.
— Jeżeli cię to pocieszy, jest to krok do zwycięstwa.
Warknął cicho. Jego ramiona drżały.
— Nie drwij ze mnie, Cudzie — wydyszał.
— Norbert — przemówił nasz kapitan, gdy znów wylądował na ziemi. Podszedł do niego i stanął przed nim. — Gratuluję. Wspaniały mecz.
Norbert, w którego oczach pojawiły się łzy, drżał cały. Wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć. Zęby mu trzeszczały, gdy nimi poruszał, żyły pulsowały, a złość pojawiła się na twarzy. Jednak ujął dłoń Cyrusa i ścisnął ją mocno, ale kapitan nie dał tego po sobie poznać.
— Jeszcze kiedyś zagramy — obiecał Norbert. — Nie pozwolę wam tak łazić z tytułem Cudów.
— Będziemy czekać — zapewnił Cyrus. Norbert popatrzył po nas, a potem krawędzią swojego bezrękawnika otarł twarz z potu, a przy okazji z łez.
— Spróbujcie tylko przegrać ten turniej — warknął Norbert. — Jeżeli przegracie będę czuł się jeszcze gorzej.
Cyrus uśmiechnął się, gdy Norbert odwrócił się, aby wrócić do szatni.
— Mocno stąpasz po ziemi — rzucił jeszcze Cyrus. Norbert zatrzymał się na chwilę, prychnął i poszedł dalej.
Popatrzyliśmy po sobie zaskoczeni. Kapitan za to pokiwał głową, wyraźnie zadowolony.
— Ariel! — usłyszeliśmy. Ku nam szła drobna, szczupła i blada dziewczyna.
— Zuza! — odkrzyknął wesoło. Pognał do niej, a różnica wzrostu była tak drastyczna, że aż wszyscy unieśliśmy brwi. Na początku myślałem, że to młodsza siostra Ariela, ale gdy się pocałowali odrzuciłem tę myśl. Chłopak musiał przed nią paść na kolana, aby się pocałować, ale to jedynie sprawiło, że dostał głośne oklaski za swój czyn.
Chłopak padający na kolana, aby tylko pocałować dziewczynę? Nawet ja musiałem przyznać, że to budziło wrażenie.
— Nie myślałem, że przyjdziesz — westchnął, zatapiając nos w jej czarnych włosach.
— Jak mogłabym przegapić turniej? Gadasz o nim od lutego — zaśmiała się. Jeszcze raz się pocałowali, a publika zrobiła głośne „aaaaaach”. Nic dziwnego — to Ariel był gwiazdą tego meczu. Potrafił jako jedyny zatrzymać atak Norberta — buntownika Tytanów.
— Panowie. — Ariel powstał i przyciągnął do siebie Zuzę. Zdawała się być strasznie nieśmiała. — Chciałbym wam oficjalnie przedstawić Zuzannę…
— Zuzannę? — wtrąciła zdziwiona.
— Lub Zuzię — zaśmiał się wesoło Ariel. — Moja… moja żona.
Wszyscy staliśmy w milczeniu z głupimi uśmiechami.
— Ech, Mała Syrenko — westchnął Filip. — Jesteś taki dziecinny, jak zawsze — pokręcił głową. — Tak do siebie mówicie? Żonko? Mężusiu?
— Ale… — zaczął Ariel.
— Taaa — zaśmiał się Dawid. — To takie dziecinne. Mój młodszy brat pisze do swojej dziewczyny „żonko”. Ech…
Ariel i Zuza wymienili się spojrzeniami. Dziewczyna nieśmiało uniosła dłoń
i pokazała palec serdeczny, na którym faktycznie widać było złoty pierścionek. Wtedy tknęło mnie to, że widziałem kiedyś jak Ariel zakładał obrączkę na swój palec. Wszystkim opadły szczęki.
— Ty… — zaczął Filip.
— On… — jęknął Dawid.
— Naprawdę? — Gabriel zamrugał oczami.
— Wow — wyrzuciłem z siebie.
Jedynie Cyrus nie wyglądał na zdziwionego. Prawdopodobnie już o tym wiedział. Ariel uśmiechnął się nieśmiało, ale potem zaśmiał się głośno.
— Może przeniesiemy się do szatni? — zaproponował Cyrus. — Zaraz ma się tu rozegrać kolejny mecz.
Pokiwaliśmy głowami i wpatrzeni jak w obrazek szliśmy za Arielem i Zuzą. Dziewczyna zostawiła nas na korytarzu, a my weszliśmy do szatni. Tutaj dało się słyszeć radość i szczęście, ale szybko zostały stłumione przez ciekawość.
— Ariel! Dlaczego nam nie powiedziałeś? — ryknął Filip i potrząsnął nim. — Wiesz jaka to dawka plotek?!
— Właśnie dlatego nic nie mówiłem. Nie wiedziałem jak zareagujecie, ale — wzruszył ramionami. — To nasz ostatni wspólny Turniej. Powinniśmy o sobie wiedzieć więcej, aby tworzyć lepszą drużynę.
Uderzyły mnie te słowa. Zwłaszcza, że zdałem sobie sprawę, że faktycznie to ostatnie mecze w oficjalnej drużynie Młode Wilki, która reprezentuje nasze liceum. Jeżeli pójdzie dobrze — jeszcze dwa. Potem się trochę zestresowałem ze względu na ostatnie zdanie. Powinniśmy o sobie dużo wiedzieć? Powinni wiedzieć, że ja i Gabriel jesteśmy parą?
Spojrzałem na swojego chłopaka. Nie wiedziałem o czym myśli, ale wyglądał na trochę zakłopotanego.
Po krótkim prysznicu, większość drużyny poszła oglądać kolejne mecze ćwierćfinałowe. Ja natomiast poszedłem na dwór, aby móc trochę odetchnąć. Zameldowałem o tym Gabrielowi. Wziąłem głęboki wdech. W hali było duszno, a na zewnątrz przyjemnie chłodno. Kropił lekki deszcz. Uśmiechnąłem się szeroko i pozwoliłem kroplom spływać po mojej twarzy.
Nie zrobiłem nawet kilkunastu kroków, gdy natknąłem się na Norberta siedzącego na ławce. Patrzył w niebo, a deszcz spływał po jego policzkach. Podpierał się rękoma i wzdychał ciężko. Drgnął dopiero, gdy mnie usłyszał.
— Czego tu chcesz? — spytał niemiłym tonem.
— Nic. Spacerowałem.
— Czemu? — spytał. — To nie ty przegrałeś. Powinieneś świętować.
— Świętuję. Na swój sposób — wzruszyłem ramionami. — Chciałem się trochę przewietrzyć. Gra przeciwko tobie była męcząca. Nawet jeżeli trwała dwadzieścia minut.
— Już mi nie właź w dupę — warknął i wstał. Był dokładnie tego samego wzrostu co Gabriel. Wiedziałem to, bo musiałem patrzeć na niego pod tym samym kątem co na Gabriela. — I tak cię nie polubię. Jesteśmy przeciwnikami. Wrogami.
— Strasznie to przeżywasz — zauważyłem. Norbert zamrugał i odwrócił wzrok.
— Chcę być najlepszy.
— Mój kapitan powiedziałby, że nie możesz się poddawać jeżeli chcesz wygrać. Spytam z ciekawości, czemu masz zielone włosy?
Westchnął.
— Naprawdę? O tym chcesz gadać z twoim wrogiem?
— Nie jesteś moim wrogiem. To mocne słowo — stwierdziłem. — Raczej jesteś przeciwnikiem, ale takim po którym chce się grać jeszcze więcej. I człowiek wie, że nie może się opuścić bo pewnego dnia ktoś go przewyższy.
Norbert wpatrywał się we mnie chwilę. W jego lewym uchu dostrzegłem kolczyki, które miały być kolejną oznaką buntu.
— Chciałem zrobić na złość rodzicom — rzucił. — Moje włosy. Przefarbowałem je, aby rodzice się zdenerwowali.
— Udało się?
— Ta. Chyba tak.
— Skoro osiągnąłeś cel, to dobrze — pokiwałem głową. Norbert wydawał się być zakłopotany. Podrapał się po głowie.
— Muszę przyznać, że nieźle kradniesz piłkę. Ale twoje rzuty do kosza… beznadzieja.
— Wiem to. Dlatego ćwiczę. Sam nie pochwaliłeś się żadnymi rzutami — przypomniałem.
— Pewniej czuję się, gdy kozłuję, a nie rzucam — wyznał. — Dobra, zaczyna za bardzo padać, a kapitan chciał abym obejrzał jeszcze kolejne mecze.
— Słusznie — przyznałem. Coraz więcej chmur gromadziło się nad halą. Razem
z Norbertem weszliśmy do środka udaliśmy się w stronę boiska. Akurat wtedy rozebrzmiał dźwięk kończący mecz. Spojrzałem na tablicę wyników i opadła mi szczęka.
— 120 do 56 — stwierdził Norbert. Poklepał mnie po plecach. — Wasz kolejny przeciwnik jest potworem. Spróbujcie tylko przegrać — warknął głośno. Odwrócił się
i odszedł do swoich. Przełknąłem ślinę.

***

Cztery drużyny zakwalifikowały się dalej. Młode Wilki, które zagrają przeciwko Atlantis Kingdom. To ci, którzy zdobyli 120 punktów. Do kolejnej półfinałowej rozgrywki przedostali się Apeliotes, czyli drużyna Krystiana oraz…
— Totalny Tajwan? — powtórzył Filip, gdy Roksana zakomunikowała nam wszystkie wyniki. — Kto nazywa swoją drużynę „Totalny Tajwan”?
— Może i mają głupią nazwę, ale doszli do półfinałów — zauważyłem.
— Mogą mieć też fart — prychnął Filip. — Totalny Tajwan… — powtórzył i pokręcił głową.
Siedzieliśmy właśnie w Timless River całą drużyną, ale także z Gerardem, Heleną (która chciała poznać resztę z nas), Emilią, Felicją, Bianką i Zuzą. Właściwie to było tu całkiem tłoczno i głośno, ale mieliśmy co świętować. Nasza drużyna przeszła dalej
i wystarczyły jeszcze dwie wygrane, aby być najlepszym w województwie.
Jednak przeciwnicy zapowiadali się groźnie. Sam Norbert był bezczelnie potężny,
a wydawało się, że nie grał na tym poziomie co Krystian.
— Niestety, panowie. — Roksana przerwała nasze kpiarskie uwagi wobec drużyny Totalny Tajwan. — Atlantis Kingdom mogą być prawdziwym wyzwaniem. Widzieliście ich grę. A zwłaszcza jego…
Wszyscy ponuro pokiwali głowami.
— Jego? — spytałem.
— Zapomniałem, że w tym czasie bratałeś się z Norbertem — rzucił Gabriel niby to żartem, ale z nutą zazdrości. — Mówimy o Maksymilianie.
— A kto to?
— Najlepszy zawodnik Atlantis Kingdom — wyjaśnił Cyrus. — Wiecie jak na niego mówią?
Wszyscy pokręcili głowami.
— Gortat Junior — wyjawił nasz kapitan, a po naszych plecach przeszedł dreszcz. — Jest wysoki i gra w Centrum. I jest wysoki.
— Ile ma wzrostu?
— 206 centymetrów.
— O, szlag… — jęknąłem. — Jak można być tak wysokim? On nawet mnie nie zauważy!
— Rozdepcze cię — dodał Filip, chichocząc.
Westchnąłem. A więc to Maksymilian ma być naszym kolejnym przeciwnikiem. Obawiałem się, że samo jego imię może oznaczać maksymalny poziom trudności.
— Dacie radę — wtrąciła Helena. — Jesteście Cudami, co nie? Musicie dać radę.
— Helena bardzo się ekscytowała całym waszym meczem — wyjaśnił Gerard. — Prawie latała.
— Wcale nie — prychnęła. — Po prostu oni podkręcali napięcie. Prowadzą, remis. Prowadzą, remis. Zwariować można było!
— Mówiłem, że się ekscytowała — uśmiechnął się Gerard, a potem dostał sójkę w bok. Wyglądało na to, że oboje się ze sobą dogadywali. Pomyślałem, że to dla Gerarda całkiem miła nagroda za jego przeżycia z Bazylim.
Później jednak temat stoczył się na wiwatowanie najmłodszego małżeństwa jakiego znałem — Ariela i Zuzanny. Nie podali nam powodu dla którego zdecydowali się na taki krok, ale wiedziałem, że stało za tym coś wielkiego. Nie chciałem być jednak wścibski. Tym bardziej, że Gabriel szepnął mi do ucha, że dziś ma wolną chatę.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, mecz bardzo wyrównany, Norbert okazał się tutaj godnym przeciewnikiem, ale udało im się wygrać... ale najlepsza informacja to, to że Gabriel na wolną chatę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń