sobota, 21 marca 2020

Ósmy cud - Rozdział 1 - Ona i On


Rozdział 1
Ona i On



Wiem, przeprowadzki potrafią być trudne, ale dasz sobie radę! Jestem tego pewien.
P.S. Jak już będziesz w Warszawie to musimy coś razem zjeść!
<8>


Westchnąłem z dezaprobatą. Wpatrywałem się jeszcze chwilę w wyświetlacz telefonu, póki ten się nie wyłączył, pochłaniając literki tego krótkiego smsa. Za to teraz widziałem swoją ponurą twarz w odbiciu ekranu. Schowałem telefon do kieszeni i wyjrzałem za okno.
Warszawę powoli tulił już wieczór, a czerwono-złote promienie słońca odbijały się w wysokich, szklanych wieżowcach. Pałac Kultury na ich tle wyglądał naprawdę dostojnie. Elegancko. Miasto było zatłoczone, nawet teraz, gdy powoli miało kłaść się spać. Zmęczeni ludzie wracali do domów, dzieci błagały o jeszcze kilka minut pobytu na dworze. Ulice i ścieżki w parkach zapełnili rowerzyści i biegacze. Miasto żyło, to pewne, próbując dorównać innymi, europejskim stolicom.
To co jednak przykuwało moją uwagę to zieleń tego miasta. Owszem, było największe, najbardziej zaludnione, ku niebu pięły się coraz to nowsze i wyższe wieżowce. Jednak nie brakowało tu drzew i parków. Tak, to było moje pierwsze spostrzeżenie. Ulice były wypełnione drzewami, w których cieniu można było się kryć w razie cieplejszych dni. Żałowałem, że nie przyjechałem wcześniej, na początku lata, bo teraz jesień pozostawiała swój ślad na co poniektórych drzewach. Z drugiej strony - nie mogłem doczekać się zimy. Cieszyłem się, że w końcu mogłem znaleźć się w innym miejscu i uciec od piekła. Jedyne co mi pozostało to roztrzaskana na drobne elementy dusza.
Na zewnątrz panowały ciepłe dni września. Opuściłem autobus na Dworcu Zachodnim i odebrałem swoją torbę. Była ciężka, bo zapakowałem do niej wszystko co mogłem, ale nie narzekałem na brak siły. Poza tym, torba na kółkach to cud techniki.
— Oliwier! — usłyszałem i uniosłem wzrok. Dotrzymał obietnicy. — Hej, Oliwier!
— Cześć — odpowiedziałem płynnym polskim. Jednak wcale tak dużo nie zapomniałem. Ku mnie szedł Aleksander. Mój znajomy z Internetu, który mieszkał w Warszawie. Lubiłem utrzymywać z nim kontakt, zwłaszcza, że dobrze się z nim grało w gry internetowe. Niestety teraz mogłem o nich zapomnieć na jakiś czas.
— Wow, jesteś naprawdę wysoki! — przyznał, podając mi dłoń. Uścisnąłem ją. Była chłodna. — A to jest Szymon — przedstawił drobnego chłopaka, którego z początku nie zauważyłem. Również i z nim się przywitałem.
— Ten Szymon? — chciałem się upewnić.
— Tak jest! Ten Szymon — pokiwał głową z dumą i popatrzył z czułością na swojego chłopaka.
Widziałem to od razu, ich silne uczucie. Odkąd pamiętam, Aleks zawsze pisał o Szymonie w samych superlatywach. Nie musiałem ich wcale znać, aby widzieć ich charaktery. Aleksa, oczywiście, znałem ciut lepiej, bo wiele pisaliśmy ze sobą. Był trochę roztrzepany, ale pomocny. Z kolei Szymon nie mógł taki być, bo w jakiś sposób ogarniał swojego chłopaka. To było widoczne na pierwszy rzut oka.
— Miło cię poznać — powiedział.
— Wzajemnie — odparłem. — To jak? Zaprowadzicie mnie?
— Jasne, po to tu jesteśmy! — Aleksander ochoczo pokiwał głową. — Moja ciocia odetchnęła z ulgą, gdy powiedziałem, że znalazłem dla niej lokatora! Uwierz mi, szukała i szukała, ale zawsze coś jej nie pasowało. Także wiesz, poręczyłem za ciebie, tak jakby, więc nie szalej.
— Nie mam zamiaru — zapewniłem ponuro. Przeszliśmy tunelem na drugą stronę ulicy, skąd odjeżdżały autobusy w kierunku centrum. — Nie będzie problemów z mieszkaniem?
— Nie — pokręcił głową. — Tak długo jak nie rozpalisz w nim ogniska…
Nie odpowiedziałem. Prowadzili mnie spokojnym krokiem, ale Szymon starał się iść koło Aleksandra, aby nie musieć koło mnie. Widziałem to - bał się mnie.
Po części go rozumiałem, a jego reakcja nie była dla mnie szczególnie nowa. Ludzie często się mnie bali - czy to ze względu na spojrzenie, wygląd, kolczyki w uszach… Nie przeszkadzało mi to, przynajmniej czułem się bezpieczny.
Wpakowaliśmy się do autobusu, a Aleks już wcześniej, przezornie, zakupił dla mnie bilety. Przemieszczaliśmy się przez kolejne części miasta, a im bliżej byliśmy centrum, tym w większych korkach staliśmy. Niecierpliwie wystukiwałem rytm swoimi palcami.
— O, właśnie! — Aleks klepnął się w czoło. — Nie wiem czy będziesz miał siłę po tak długiej podróży, ale przygotowałem dla ciebie pewną atrakcję!
Przeniosłem wzrok ze świateł na migoczące oczy Aleksandra.
— Jaką?
— Mecz koszykówki!
Prychnąłem cicho i wróciłem spojrzeniem na światła. Dalej było czerwone.
— Co? Nie podoba ci się? Pisałeś, że kochasz kosza…
— Kochałem — poprawiłem go. — Nie wiąże się dla mnie z niczym dobrym…
Aleks spojrzał zaskoczony na Szymona, a tamten wzruszył jedynie ramionami.
— No co ty, Oliwier? Przecież tak się rozwodziłeś nad swoimi meczami i…!
— Nie — przerwałem mu z irytacją. Aleks zamilkł. — Żadnej koszykówki.
— No… no dobra, jak chcesz — podrapał się po głowie. — Po prostu dzisiaj miałbyś okazję zobaczyć Nowe Elementaris w akcji…
— Elementaris? — powtórzyłem. — A co to?
Aleks wyczuł nutę zainteresowania w moim głosie, której nie potrafiłem ukryć.
— To najlepsza drużyna w Warszawie! Serio! — dodał przekonująco. — Są niesamowici! Nie widziałem, aby przegrywali jakikolwiek mecz i aspirują do EuroBask…!
— EuroBask? — Ponownie mu przerwałem, co było całkiem niegrzeczne. — Naprawdę? Mierzą tak wysoko?
Aleks pokiwał gorliwie głową.
— Mój przyjaciel do nich należy. Ogólnie wszyscy są świetni! — zapewnił.
Coś w jego głosie kazało mi w to wszystko uwierzyć, nawet jeżeli trochę koloryzował.
— Przepraszam, co to jest EuroBask? — wtrącił nieśmiało Szymon.
— To międzynarodowe zawody odbywające się w Europie. Oczywiście dotyczące koszykówki. Wybiera się najlepszych z najlepszych — tłumaczyłem powoli. Szymon próbował patrzeć mi w oczy, ale czułem jego skrępowanie. — Po jednej drużynie z szesnastu państw.
— Szesnaście drużyn — podsumował. — Tylko tyle?
— Tak. Oczywiście w różnych kategoriach wiekowych.
— Ciekawe — przyznał. — Nie jestem wielkim fanem koszykówki, ale w takim Elementaris mają duże szanse…
— Nowe Elementaris — poprawił go Aleks, unosząc palec. — Teraz zwą się „Nowe Elementaris”.
— No tak…
— Czemu nowe? — spytałem. — Co się stało ze starym?
— Och, to długa historia. Natan próbował mi to wyjaśnić, ale nie bardzo potrafiłem zrozumieć — wzruszył ramionami. — Wiesz, nie znam się. Ale grają dzisiaj. Powinieneś się skusić, co by nie było, jesteś w innym kraju.
Miał rację. Przeważnie miewał, a ja za to bardzo go nie lubiłem. Mimo tego, koszykówka dalej nie kojarzyła mi się dobrze, a jednak, jakaś część mnie, pragnęła, abym w końcu się odważył i chociaż obejrzał kolejny mecz.
Aleks i Szymon obserwowali mnie uważnie, gdy opuszczaliśmy centrum. Spojrzałem na nich moimi szarymi oczami i skinąłem głową.
— Tylko najpierw chcę obejrzeć mieszkanie.

***


Moje nowe miejsce zamieszkania nie miało wysokich standardów. Było ciasne, znajdowało się w ciemnej i trochę brudnej kamienicy, a wejście do klatki umieszczono w zarośniętym przez trawę dziedzińcu. Przeszliśmy wpierw przez ponurą bramę i wspięliśmy się po drewnianych schodach. Było tu chłodno i ciemno, a żarówki migotały wątpliwie. Dotarliśmy na trzecie piętro i tam otworzyliśmy mieszkanie numer dziewięć. Drzwi skrzypnęły i weszliśmy do środka.
— Trochę zakurzone — pożalił się Aleks, patrząc na mnie przepraszająco. Skinąłem głową na znak, że wszystko mi jedno. Zostawiłem torbę w drewnianym przedpokoju i ruszyłem przed siebie.
Mieszkanie wcale nie było małe. Z wielkiego salonu, w którym stała dużo szafa i kanapa z narzuconym kocem, można było przejść do dwóch różnych pokojów, które znajdowały się za oszklonymi drzwiami. Kuchnia była stara i wciśnięta, przylegała do jednej ze ścian salonu.
— Możesz sobie wybrać pokój — mówił Aleks, gdy szliśmy przed siebie. — Cholera, ciocia mówiła, że posprząta!
— Nie ma sprawy. Zajmę się tym — obiecałem, zaglądając do jednego z pokojów. Był podłużny i miał balkon, który prowadził również do salonu. Wnętrze było ubogie, a więc zajrzałem do drugiego pokoju. Ten był szerszy, ale dziwnie w nim pachniało. Zasłony gryzły się z ogólnym, brązowo-zielonym wnętrzem i czułem, że będę musiał trochę popracować. Jednak, mimo wszystko, spodobał mi się bardziej niż pierwszy i właśnie tu wstawiłem swoją torbę.
Z każdym moim krokiem z podłogi wzbijał się kurz, ale nie przeszkadzało mi to. Nie byłem uczulony, ani nic z tych rzeczy. Łazienka, mimo że brudna, była przestronna, a kabina prysznicowa groteskowo nowoczesna w porównaniu z resztą domu.
— Biorę — oznajmiłem.
Szymon uniósł brwi i dyskretnie spojrzał w stronę szafy, która mogła być teraz jedynie siedliskiem moli. On zdecydowanie by tu nie zamieszkał.
— Cóż… — Aleks zmarszczył czoło. — Jesteś pewien? Możesz jeszcze sobie czegoś poszukać.
— Jest idealnie — przerwałem. Aleks i Szymon wymienili spojrzenia, raczej nie zgadzając się ze mną, ale decyzja i tak była moja. Nie chciałem wielkiego, nowoczesnego mieszkania. To wystarczyło. — Jak mogę się skontaktować z twoją ciocią?
— Zadzwonię do niej — zapewnił, machając ręką. — Nie ma jej w Warszawie i prosiła mnie o spełnienie podstawowych formalności. Odwiedzi cię w ciągu tygodnia.
— Dobra. Co mam podpisać?
Aleks podał mi umowę, którą pobieżnie przejrzałem, narażając się ponownie na nieprzychylne spojrzenie Szymona. On prawdopodobnie siedziałby nad umową kilkanaście minut, analizując każdy punkt. Ja miałem zaufanie do Aleksa, bo znaliśmy się od kilku lat, nie sądzę, aby chciał mnie oszukać. Poza tym potrafiłem rozpoznawać intencje ludzi.
Oddałem umowę Aleksowi i uścisnęliśmy dłonie.
— Witaj w Warszawie, Oliwier! Trzeba to uczcić! — klasnął dłońmi i spojrzał na zegarek. — Mamy trochę czasu, więc możemy zjeść coś niezdrowego, a potem przejść się na mecz, co ty na to?
Skinąłem głową, gdy odbierałem mój nowy, srebrny klucz.

***


Byłem dumny ze swojego talentu. Zresztą - nie tylko ja. Często byłem za niego chwalony i wysławiany pod niebiosa. Szczerze mówiąc, chełpiłem się tym. Lubiłem to, gdy mnie podziwiali, gdy widzieli we mnie najlepszego. Poprawiało to bardzo moje poczucie wartości.
Mój talent koszykarski miał przełożenie na życie prywatne i na odwrót. Bowiem potrafiłem czytać z ludzi jak z książek. Potrafiłem dostrzegać szczegóły ich zachowań, widziałem ich cechy, potrafiłem odgadnąć pragnienia, dążenia i cele. Nie czytałem w myślach. Byłem spostrzegawczy, a to klucz do zwycięstwa.
W moim życiu prywatnym ten mój dar przydawał się, gdy ktoś chciał mnie okłamać lub przechytrzyć. Potrafiłem to wyczuć. Dlatego widziałem ludzi, którym mogłem zaufać, a którym nie.
Łatwo również przychodziło mi powtarzanie ich zachowań. Byłem naprawdę dobrym aktorem i nawet kilka lat spędziłem na dodatkowych zajęciach w teatrze. Dlatego kradzież ich zachowania wychodziła mi bardzo dobrze. Przerażająco dobrze, bo czasem się zastanawiałem czy dalej jestem sobą, czy kogoś udaję.
Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na to pytanie, zwłaszcza, że po czasie mój talent zacząłem wykorzystywać w meczach koszykarskich.
Gdy mieszkałem jeszcze w Helsinkach, należałem do szkolnej drużyny koszykarskiej. Dołączyłem dlatego, że w kosza grałem już od małego. Naprawdę było to dziwne zachowanie, bowiem nienawidziłem, gdy ktoś mi mówił, co mam robić, a będąc w drużynie musiałem się słuchać kapitana czy trenera, a także współpracować z resztą. Często dawałem im do zrozumienia, że jestem samotnym wilkiem i mimo bycia drużyną, nie będę szukał w nich wsparcia. Gram ja i tylko to się liczy.
Wiedziałem, że mnie nie lubili, ale mogli sobie pozwolić na stratę kogoś takiego jak ja. Tak dobrego gracza jak ja, a więc znosili moje humorki.
Zdolność, która przydawała mi się w życiu, była nieoceniona w sporcie, który uprawiałem. Kopiowanie ludzkich zachowań, a w tym przypadku - talentów. Ktoś robił dobre wsady? Mogłem ich się szybko nauczyć. Czyjeś podania były niepowtarzalne? Po pierwszej kwadrze potrafiłem jednak je powtórzyć. Zgarniałem talenty i umiejętności innych jak jakiś złodziej. Chłonąłem wiedzę jak gąbka. Nie zawsze było łatwo, ale prędzej czy później, potrafiłem opanować każdy styl, każdy ruch, każdy manewr.
Dlatego byłem rewelacyjnym graczem. Nieważne jak potężny przeciwnik był przede mną, ja potrafiłem mu dorównać, a z czasem - przerosnąć. Dlatego byłem cenny.
A przynajmniej tak mi się wydawało…
— Tam mamy miejsca! — Aleks wskazał trzy krzesła i wyrwał mnie z zamyśleń. Nawet nie pamiętałem kiedy weszliśmy do wielkiej hali sportowej i znaleźliśmy się na trybunach. Całkiem zapełnionych, co mnie zdziwiło. U mnie nigdy koszykówka nie wzbudzała takich emocji.
Usiadłem po zewnętrznej stronie, mając Aleksa pośrodku. Szymon wolał być ode mnie oddalony.
— Koszykówka jest tutaj aż tak popularna? — zapytałem Aleksa, zaintrygowany.
— Od jakiegoś czasu — odpowiedział głośno, bo podniecony tłum, dyskutował o przebiegu meczu. — Siedem Cudów zrobiło małe zamieszanie!
— Siedem Cudów?
Aleks zamrugał oczami, a potem się roześmiał.
— Wybacz, ciągle zapominam, że nie jesteś stąd! Siedem Cudów to siódemka koszykarzy, która zdobyła mistrzostwo miasta i województwa w jednym roku!
— Województwa…?
— Erm… chodzi o podział administracyjny! Poważna sprawa, w każdym razie — zapewnił Aleks i spojrzał na boisko, na które wyszły tancerki, które miały porwać tłum. — Byli niesamowicie zgrani i silni. Gazety o nich trąbiły i potrafili przyciągnąć tłumy na mecze, bo każdy chciał obejrzeć Cudy. Jeżeli ci się poszczęści, zobaczysz dzisiaj dwójkę z nich.
— Tylko dwójkę? A co z pozostałą piątką?
— Cóż… to naprawdę długa historia — podrapał się po nosie. — Rozpadli się zaraz po zakończeniu liceum. Każdy poszedł w swoją stronę, a jeden, niestety…!
Przerwał mu głośny komentator, który powitał wszystkich kibiców, a ci odpowiedzieli wiwatem. Aleks spojrzał na mnie przepraszająco, a ja skinąłem głową.
— Siedem Cudów — powtórzyłem pod nosem, zaciekawiony.
— Drodzy państwo, oto przed wami Nowe Elementaris! — zapowiedział komentator. Zdziwił mnie ten hałas, ten poklask, to wycie. To wszystko było nowe, a kibice nie przestawali, gdy na boisko wkraczali gracze Nowego Elementaris. Skupiłem na nich wzrok i od razu wyczułem, że piątka z nich jest wyjątkowo utalentowana. Widziałem, że są rozgrzani, a więc to oni powinni iść na pierwszy ogień.
Zaskoczyło mnie to, że dwójka z pięciu głównych graczy była całkiem niska. Nie spotkałem się z takim zjawiskiem u siebie w szkole, gdzie tylko najwyżsi mogli i chcieli grać w kosza.
Podczas gdy przedstawiano drugą drużynę, ja obserwowałem Elementaris. Rudowłosy, niski chłopak, który okazał się być kapitanem, emanował energią i duchem walki. Najwyższy, o związanych włosach, zdawał się być trochę zamyślony i nieobecny. Groźny chłopak z zielonymi włosami miał wiele fanek, ale nie koncentrował się na nich, próbując skupić się na przeciwnikach, onieśmielając ich wrednym uśmiechem. Śniady brunet był mocno nakręcony na grę i już podskakiwał, ale chłopak obok niego…
Najniższy z nich wszystkich, jak dla mnie absolutnie niepasujący do całości, był szczuły, blady, wyglądający niepozornie i co było w tym najdziwniejsze… Nie mogłem go rozszyfrować.
Nachyliłem się z wyraźnym zaciekawieniem, ale i przerażeniem. Po raz pierwszy nie mogłem kogoś rozgryźć. Przenikałem spojrzeniem duszę człowieka bez większych problemów, ale ten chłopak był absolutną zagadką.
— Kto to? — spytałem.
— Hę? — Aleks nachylił się ku mnie, aby dostrzec mój punkt widzenia. — Ach! To mój przyjaciel, o którym ci mówiłem. Pomógł mi i Szymkowi się poznać — dodał szczerze zadowolony. — Nataniel.
— Nataniel?
— Mhm. Był jednym z Cudów.
Wyprostowałem się, a gracze ustawili się w rzędach przed sobą i witali się uściskiem dłoni.
— On był jednym z tych Cudów? On?
— A nie wygląda, prawda? — zaśmiał się.
Przyjrzałem się mu uważniej. Próbowałem z całych sił, ale nie mogłem nic dostrzec. Stał tam spokojnie, obok tego wysokiego bruneta.
— A drugi Cud? — spytałem. Aleks najwyraźniej był szczęśliwy, że tak wchłonąłem się w grę już na samym jej początku.
— To Dawid, stoi obok Natana — poinformował, wskazując palcem. — Obaj byli Cudami w liceum, potem na pierwszym roku rozeszli się na inne wydziały, ale teraz grają znów razem.
— Czemu tak wcześnie? Semestr się jeszcze nie zaczął.
— Z tego co wiem nowy kapitan musi się spieszyć z uzbieraniem drużyny na EuroBask. W październiku są eliminacje krajowe, a trzeba się zgłosić, prawda?
— Ciekawe — szepnąłem. Aleks obserwował mnie jeszcze jakiś czas, a potem z uśmiechem wrócił do Szymona, który wyglądał na zazdrosnego, a więc trzeba go było udobruchać. Nie zawracałem sobie tym głowy, wiedziałem, że się pogodzą. Widziałem to, czułem, że mają przed sobą jeszcze wiele lat razem. Ale ten chłopak na dole… Nie dawał mi spokoju.
Jego gra nie była specjalnie widowiskowa. Przynajmniej nie z początku. Ciężko było dostrzec, aby cokolwiek robił. Głównie dlatego, że był tak niski, że zasłaniała go większość graczy. Jednak po czasie dostrzegłem, że potrafi podawać piłkę bardzo szybko, praktycznie niezauważenie. Współdziałał z Dawidem na tak wysokim poziomie, że nie potrafiłem dostrzec jego możliwości. A co dopiero spróbować je skopiować?
Od dawna mecz koszykówki mnie tak nie zafascynował. Nie tylko Nataniel i Dawid, ale także, jak się dowiedziałem - Bruno, Maksymilian i Norbert, grali rewelacyjnie. Cała piątka była zgrana i silna, a to zapewniło im prowadzenie już na samym początku gry. Znaczne prowadzenie.
Poczułem zimny pot na plecach. Jak to się działo, że nie potrafiłem zrozumieć charakterów tej piątki, a zwłaszcza tego Nataniela? Traciłem mój talent? Moje umiejętności nie były nic warte?
A może…? A może trafiłem w końcu na kogoś zdecydowanie silniejszego ode mnie? Osoby, których talentów nie mogłem skopiować tak łatwo. Osoby, których charaktery były piękną zagadką.
Mój umysł zaczął intensywnie pracować. Nienawidziłem, gdy nie wiedziałem o co chodzi, a to była jedna z tych sytuacji. Nowe Eelementaris było zagadką. Kim byli? Co sprawiło, że są tak fantastyczną drużyną? Jaka jest ich historia? Musiałem to wiedzieć, ale Aleks nie potrafił odpowiedzieć na wszystkie z trapiących mnie pytań.
Naprawdę się przestraszyłem i teraz temu uczuciu dałem upust. Nie oszukujmy się, znalazłem się w nowym mieście, w nowym państwie, w nowym mieszkaniu. Nie byłem dorosłym facetem, byłem studentem rzuconym na głęboką wodę. To mnie trochę stresowało, a teraz to? Mój dar, który mnie zawodzi, a miał być moim filarem pobytu w nowym mieście?
Tylko spokojnie, tylko spokojnie. Sprawy na studiach da się załatwić. Jak mawiał mój dziadek od strony mamy - jak nie drzwiami, to oknem. To nie było tak ważne jak odnowienie mojej zdolności.
— Czy Elementaris dalej szukają graczy na EuroBask? — spytałem Aleksa. Ten odwrócił się od Szymona z którym chichotali.
— Erm? Proszę?
— Czy ta drużyna — wskazałem na boisko. — Elementaris. Dalej szukają graczy?
— Z tego co wiem, to tak. Możesz się jeszcze zapytać po meczu, na pewno dostaniesz informację.
— Nie wytrzymam do „po meczu” — wstałem ze swojego miejsca, a Aleks wyciągnął ku mnie rękę. — Zaraz wrócę.
Aleks i Szymon popatrzyli za mną zaskoczonym wzrokiem, ale nie zatrzymałem się. Przedzierałem się przez ciasne trybuny, starając się nie zahaczać o ludzi, a jednocześnie sprawdzałem swoje umiejętności. Tak, potrafiłem odgadnąć charaktery niektórych osób, a to znaczyło, że nie było ze mną tak źle.
Zszedłem jak najniżej, ale dalej byłem oddzielony przez barierki i poza tym trybuny były na wyższym poziomie, aby uchronić widzów przed ewentualnymi szkodami wywołanymi piłką.
— Hej! — krzyknąłem do najbliżej stojącej osoby. Dziewczyny o różowych włosach, spiętych z tyłu głowy. — Hej!

***


Tak, ten mecz był wyjątkowy. Elementarni zdecydowanie się rozwijali.
Kochałam obserwować ich grę i nie mogłam się nadziwić jak sama pokochałam ten sport. Zaledwie kilka miesięcy temu koszykówka była mi obojętna, ale dzisiaj, gdy patrzyłam na tych młodych, silnych chłopaków, nie dostrzegałam równie pięknego sportu.
Od kilku miesięcy brałam czynny udział w ich treningach, sprawach organizacyjnych i tak mnie wkręciła cała ta sytuacja z EuroBask, że nawet nie zauważyłam jak zleciały mi wakacje. Nie mogłam narzekać, koszykówka odmieniała moje życie.
Jasne, sama nie grałam i nie miałam zamiaru. Obserwowanie i analizowanie gry mi wystarczało. A wszystko dzięki Dawidowi…
Wpadłam na niego w Warszawie całkowitym przypadkiem, w okolicach maja, gdy grał na boisku przy Agrykoli. Na początku go nie poznałam i nie byłam pewna czy to on, ale gdy i on na mnie spojrzał, rozpoznałam te niebieskie oczy.
Prawie popłakałam się z radości, gdy wbiegłam na boisko i przerwałam grę, aby tylko go przytulić. Dawid odwzajemnił uścisk i trzymaliśmy się tak kilka chwil. Drań podrósł jeszcze bardziej, przez co nawet nie sięgałam mu do ramienia! Przedstawił mnie swojemu przyjacielowi - Natanowi.
Ten dzień spędziłam z nimi, wspominając dawne czasy, które łączyły mnie i Dawida. Nataniel słuchał ich z ciekawością, ale, myślę że specjalnie, zostawił naszą dwójkę, nie chcąc nam przeszkadzać. Polubiłam go za to, że potrafi wyczuć sytuacje, a poza tym był taki uroczy, cichy i miał niesamowite oczy!
Jednak wieczór spędziłam z Dawidem i to pozwoliło nam pogadać o trochę bardziej skomplikowanych sprawach. Wolałam do nich nie wracać, ale moje serce pękało, a Dawid to zrozumiał i siedział ze mną prawie do pierwszej w nocy nad Wisłą. Wielką radość sprawiło mi spotkanie mojego przyjaciela z dziecięcych lat. On pierwszy zagoił moje zranione serce.
A teraz mogłam go podziwiać jak bez problemu zdobywa kolejne punkty. Kolejne i kolejne, dając drużynie absolutne prowadzenie.
Z wielką dumą zapisałam jego wyniki w clipboardzie.
Odkąd w maju wpadłam na Dawida i Natana, spędzałam czas właśnie z nimi. We trójkę stworzyliśmy małą grupkę, która, jak się okazało, niedawno przeżywała własne rozstania. Żartowaliśmy, że lepiej nie mogliśmy się dobrać.
Pomijając kwestie uczuciowe, panowie rozmawiali też o czymś zwanym Elementaris i EuroBask.
Nie wiedziałam co to było, ale w końcu zdecydowałam się iść z nimi na mecz koszykówki. I wtedy się zakochałam w tym sporcie za sprawą jednej osoby.
Cyrus. Bo tak się zwał ten blond chłopak, o włosach jak korona i osobowości tak silnej, że mógł spokojnie zapanować nad tłumem. Przy tym wszystkim był skromny, a na dodatek był kapitanem.
Wystarczyła jedna rozmowa z nim, aby coś we mnie dostrzegł. Z początku nie powiedział o co chodzi, ale zaprosił mnie na treningi Elementaris. Dawid i Nat byli trochę zazdrośni, bo oni sami dołączyć do drużyny mogli dopiero od przyszłego semestru, ale zachęcali mnie, abym chodziła na treningi Elementaris.
Po każdym treningu, Cyrus podchodził do mnie, siadał obok i z żywym zainteresowaniem wypytywał mnie o mecz, trening, kto i co jak robił. Nie wiedziałam czemu, aż tak bardzo zależy mu na mojej opinii, ale odpowiadałam na jego pytania.
— Fascynujące — stwierdził w końcu, gdy przyszłam na któryś z kolei trening. — Wybacz, ale musiałem się upewnić w moich domysłach.
— Domysłach? — powtórzyłam zaskoczona, a przy tym trochę onieśmielona.
— Masz niesamowity umysł analityczny — oznajmił i wstał z ławki. — Potrafisz zapamiętać ruchy graczy, ich styl, podania, opracować strategię…
— Co? Nie, wcale nie!
— Wcale tak — odpowiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. — Dlatego cię wypytywałem o grę zawodników. Potrafisz zapamiętać ich talenty, wydarzenia na boisku… To fascynujące, Malwino!
— Cyrus, myślę że naprawdę przesadzasz — wzruszyła ramionami. — Ja tylko obserwuję…
— Właśnie, Malwino, właśnie — pokiwał głową. — Obserwujesz. Obserwujesz, analizujesz, wyciągasz wnioski. Wbrew pozorom nie wszyscy tak potrafią. Byłbym zaszczycony, gdybyś zechciała zostać menadżerką Elementaris.
Zaskoczył mnie tą propozycją, ale nie poganiał. Powiedziałam, że muszę się zastanowić, dał mi dużo czasu. Jednak miny Dawida i Natana, gdy im o tym powiedziałam, kazały mi zgłosić się do Cyrusa jeszcze tego samego dnia i przyjąć jego ofertę.
Od początku czerwca byłam nową menadżerką Elementaris i z każdym kolejnym treningiem i meczem mogłam podziwiać talenty chłopaków, a także powoli zakochiwałam się w tym sporcie.
Dzisiaj, gdy obserwowałam inny skład Elementaris, również byłam z nich dumna. Myślałam, że po tym jak Cyrus opuścił drużynę, ona sama się rozpadnie. Poza jednym zgrzytem z Krystianem, nie wydarzyło się jednak nic wielkiego, a drużyna funkcjonowała dalej pod przywództwem Brunona.
— Jak im idzie? — spytał trener Daniel.
— Bardzo dobrze — pokiwałam głową. — Stosują się do wszystkich moich wskazówek. Oczywiście Dawid robi fenomenalne postępy — wskazałam na jego dane i notatki dotyczące mojego przyjaciela. — Ale myślę, że o tym sam wiesz.
Kazał mi do siebie mówić na „ty”.
— Oczywiście — skinął głową, obserwując Dawida. — Nie tylko obrona jest jego mocną stroną, na to wychodzi…
— Rozwijając swoje umiejętności obrony, musiał rozwinąć też atak — przyznałam. — Najlepszą obroną jest atak. Kiedyś tak przy nim zażartowałam… Najwidoczniej wziął to sobie do serca.
— Najwidoczniej. Szybciej, szybciej! — krzyknął trener i klasnął w dłonie. Zbliżył się do boiska, aby przekazać kolejne instrukcje. Niestety, po odejściu Cyrusa, drużyna trochę straciła na szybkości.
— Hej! — usłyszałam, przebijający się głos. — Hej!
Drgnęłam, bo zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie woła. Obróciłam się na pięcie, a moje spięte włosy poruszyły się. Przejechałam wzrokiem po trybunach, aż w końcu natrafiłam na chłopaka, na którego widok uniosłam ciekawsko brwi.
Miał srebrne włosy, szare oczy, był blady, a jego uszy zdobiły kolczyki. Pożałowałam, że dzisiaj założyłam krótką spódniczkę. Pewnie był pijany i chciał trochę pożartować. Uśmiechnęłam się do niego z politowaniem.
Gestem nakazał mi zbliżenie się do trybun. Obejrzałam się za siebie. Trener zażądał czasu, a więc gra została zatrzymana. Podeszłam pod trybuny, gotowa wołać Dawida lub trenera. Jednak srebrnowłosy zdawał się nie być mną zainteresowany tak bardzo jak koszykówką.
— Jesteś w Elementaris?! — krzyknął do mnie.
— Nowym Elementaris — poprawiłam go, przyciskając clipboard do piersi. — Tak, jestem ich menadżerką. A ty kim jesteś?
— Oliwier — przedstawił się szybko. Jego oczy przemieszczały się ze mnie na boisko i z powrotem. Wyglądał na podekscytowanego, ale i przestraszonego. — Czy Nowe Elementaris dalej szuka graczy?
Zamrugałam oczami.
— To nie jest rozmowa na teraz…!
— Po prostu mi powiedz czy mam szansę? — W tym pytaniu wyczułam pragnienie tak silne, że nie sposób było je zignorować. Wskazałam mu wejście na boisko i skierowałam się tam, a on przeciskał się przez dalszą część trybun, byle do mnie dotrzeć. W końcu znalazł się na schodach, ale zatrzymała go ochrona.
Uśmiechnęłam się do ochroniarzy, a oni odwzajemnili ten gest. Byli zdecydowanie milsi dla mnie niż dla Oliwiera. Minęłam ich i stanęłam na stopniu razem z Oliwierem. Był wyższy ode mnie, nadawał się na koszykarza. Prawdopodobnie miał już doświadczenie.
— Jestem Malwina — przedstawiłam się, wyciągając ku niemu rękę. Oliwier przywitał się. Miał mocny chwyt, ale zimne dłonie. — Mendażerka Nowego Elementaris. Jest przerwa w grze, w czym mogę ci pomóc? Byle szybko.
— Czy Nowe Elementaris dalej szukają graczy do EuroBask? Chce do was dołączyć.
— Podoba mi się twój zapał — przyznałam. Jego oczy dalej były rozbiegane. — Dobrze się czujesz? — zmarszczyłam czoło.
— Jakieś problemy? — spytał ochroniarz.
— Nie, nie — uśmiechnęłam się do niego słodko. — Tylko sobie rozmawiamy — wyjaśniłam. — Jeżeli chcesz, jutro masz szansę. Robimy nabór do drużyny. Testy, sprawdzenie umiejętności, wytrzymałości. Nowe Elementaris to drużyna na wysokim poziomie i staramy się go utrzymać.
— Nie zawiedziecie się — zapewnił i zmierzwił włosy. Z fascynacją obserwował graczy. — O której, gdzie?
— Tutaj, o dwunastej. Postaraj się być, z chęcią przyjmiemy każdego chętnego. Oczywiście pod warunkiem, że jesteś studentem.
— Jestem.
— W takim razie, do zobaczenia jutro — uśmiechnęłam się do niego. — Nie spóźnij się. Bruno bardzo tego nie lubi — dodałam, wiedząc jak bardzo kapitan potrafi być drażliwym na tym punkcie.
I wróciłam na swoje miejsce, obracając się jeszcze raz, aby przyjrzeć się chłopakowi o srebrnych włosach. Było w nim coś groźnego, coś niebezpiecznego. Obawiałam się, że mogą być z nim problemy.
A potem spojrzałam na Bruna i zachichotałam.
— On cię ustawi do pionu — mruknęłam do siebie i usiadłam obok trenera. Mecz został wznowiony.

***

Jednak spróbuję jeszcze trochę pograć w kosza. Jutro się zgłaszam. Dlaczego mi nie powiedziałeś nic o Nowym Elementaris?
<O>

Nie pytałeś. Ale cieszę się, że Twoja miłość do koszykówki powraca!
<8>

I nie spotkamy się.
 <O> 

Tak, wiem. Domyśliłem się po zignorowaniu mojej wiadomości.
<8>

Byłem zajęty. Przeprowadzam się, a potem byłem na meczu. Poza tym sam wiesz, że nasz deal jest prosty. Tylko smsy.
<O> 

Wiem, wiem. Po prostu pomyślałem, że skoro już się przeprowadzasz do Warszawy to może będziesz chciał się spotkać?
<8>

Nie. Tak jak jest, jest dobrze.
<O> 

Słusznie. Daj znać jak tam te zapisy. Myślę, że Ci się uda.
<8>

Czemu tak sądzisz?
<O> 

A czemu nie? Jesteś przecież bardzo dobry. A przynajmniej tak wnioskuję z tego co pisałeś.
<8>

Jestem. Dam znać, obiecuję. Jeżeli zapomnę jutro, to pojutrze.
<O> 

Ha, ha! Jesteś taki zapominalski!
<8>

Nie zawsze.
 <O>

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Alex i Szymon wow... co się stało że Oliver nie chce słyszeć nic o koszykówce i z kim on pisze, ale zobaczył mecz i już zapałał chęcią zagrania...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń