Rozdział 10
Otrzęsiny
Głośna muzyka prawie rozsadzała mi uszy,
gdy rozpoczęła się impreza dedykowana studentom. Mogłem się spodziewać takiego
natężenia dźwięków, ale i tak nie słyszałem własnych myśli. Na moje
nieszczęście musiałem stać za barem, a to oznaczało, że przez kilka godzin nie
miałem życia. Nalewanie i rozdawanie alkoholu było bardzo męczące. Znaczy…
nigdy bym się nie spodziewał, że tak męczące! Postanowiłem, że od tego momentu,
już zawsze będę podchodził z szacunkiem do wszelkich barmanów i barmanek. Oni
byli dowódcami wodopoju.
Kilka razy śmignęły mi przed oczami
znajome twarze. Malwina bawiła się razem z Natanielem i Dawidem, gdzie blondyn
pilnował pozostałych. Siedzieli przy stoliku niedaleko mnie. Dawid już był
pijany i śmiał się ze wszystkiego dookoła, ale Malwina nie była lepsza. Jedynie
Nataniel zachowywał swój obojętny wyraz twarzy i nie byłem pewien czy wypił chociaż
trochę.
Widziałem też resztę Nowego Elementaris,
która bawiła się w najlepsze. Nie byłem świadom tego, że mam tylu królów parkietu
w drużynie. Na czele wszystkich tancerzy stał Filip, wymachując swoją blond
grzywą w rytm muzyki, wabiąc wokół siebie duże ilości dziewczyn. Jako popularny
model, byłem pewien, że któraś pójdzie z nim dzisiaj do łóżka, pod warunkiem,
że Filip nie rzuci jakiegoś dziwnego komplementu, z których słynął. Cóż,
bezpieczniej było założyć, że jednak dzisiaj dostanie plaskacza niż ciało spragnionej
dziewczyny.
Ze swojego tronu jednak nie poruszył się Bruno, który skinął mi głową. Siedział
przez cały czas w loży, rozmawiając z wymieniającymi się osobami, a mnie
ciekawość zżerała od środka o czym mógł mówić. O czym mógł mówić kapitan w
czasie wolnym i na głośnej imprezie? Był dystyngowany jak zawsze, czy wrzucił
na luz i rozmawiał o, no nie wiem, seksie?
Szczerze mówiąc nasze ostatnie spotkanie
rozpamiętywałem całkiem pozytywnie. Nasza rozmowa nie była przerywana przez
niezręczną ciszę, a na dodatek poznałem inną stronę Brunona. Nigdy nie
sądziłem, że będzie mi się tak dobrze rozmawiało z kapitanem własnej drużyny.
Oni zawsze wydawali mi się być nieosiągalni na stopniu koleżeńskim. A jednak
Brunona polubiłem, co było trochę dziwne, bo widziałem jaki był z zachowania —
surowy i władczy. Nie wiedziałem czemu, oblizałem wargi.
— Werek! — Zza baru, dosłownie, wyskoczył
Marcel, uśmiechając się promiennie. Zamknąłem oczy. — Rozdajesz alkohol?
— Nie za darmo — oświadczyłem.
— To poproszę trzy piwa. — Dla pewności
uniósł trzy palce i podsunął mi je przed twarz. Zmarszczyłem czoło. — Wpadłem
na pierwszaków z kierunku i lecę się integrować.
— Naprawdę? Którzy to?
Marcel wskazał za siebie kciukiem. Za nim
stała dwójka studentów o ponurych wyrazach twarzy. Uniosłem brew, gdy
czarnowłosy z długą grzywką, spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. Jego
towarzysz, również brunet, w czerwonych okularach, wyglądał na zdenerwowanego
taką obecnością ludzi.
— Mateusz i Wiktor. Dostali się właśnie do
drużyny pływackiej — wyjaśnił. — Mamy o czym gadać, w końcu ja też jestem
nowicjuszem w drużynie, prawda? — zaśmiał się. — Dzięki, Werek. — Zazdrość
mieszała się z podziwem, gdy obserwowałem jak niesie trzy kufle w kierunku
swoich znajomych, nie wpadając na innych studentów.
Fakt, że nie mogłem się napić, jakoś mi
nie przeszkadzał. Dobra, strzeliłem sobie dwa shoty, ale to tak na zachętę.
Co jakiś czas głos zabierał niejaki
Gerard. Okazało się, że był to nowy przewodniczący samorządu uczniowskiego,
który swoją kadencję zaczął od wielkiej imprezy otrzęsinowej, przychylając ku
sobie zdecydowaną liczbę studentów. Z jego zachowania i ruchów, wywnioskowałem,
że czuje się pewnie. Właściwie to wydawał się być na swoim miejscu. Z
wyszkoloną już precyzją, uśmiechał się do tłumu, używał swojego magicznego,
ciut zachrypniętego głosu, aby czarować cały klub. To był ktoś na swoim
miejscu. Przywódca na swoim miejscu. Swoją charyzmą nie robił wrażenia jedynie
na Brunonie, który zdawał się być nią samą w sobie.
Gerard stawał na scenie i informował o
konkursach z nagrodami, w których chętnie brano udział. Jednak najmilszym
gestem było to, gdy poprosił aby cała sala podziękowała ciężko pracującym
barmanom, a wtedy klub zatrząsł się od owacji. Uśmiechnąłem się delikatnie. Teraz
i pracownicy byli jemu przychylni.
— Dziękuję za waszą pracę. — Gerard
podziękował, gdy zbliżył się do baru, teraz bez mikrofonu i publiki.
Najwidoczniej chciał nam podziękować osobiście, udowadniając, że występ na
scenie nie składał się z pustych słów. Uniosłem wzrok, aby natknąć się na jego
fantastyczne oczy. Jedno było brązowe, a drugie błękitne. Zdałem sobie sprawę,
że wylałem trochę piwa z kufla. A potem dotarło do mnie, że się gapię, więc
spuściłem wzrok.
— Nie ma sprawy — rzuciłem, podając mu piwo
i wycierając rękę o czarne spodnie. — Taka nasza praca.
— Dzięki wam jest wspaniała zabawa —
podekscytował się szczerze. Z jego twarzy nie znikał uśmiech. Nie był pijany, co
tylko dodawało mu autentyczności. — Jestem Gerard — przedstawił się, przyjmując
piwo i wystawiając rękę.
— Tak, słyszałem. Jesteś całkiem
popularny.
— Naprawdę? — zdziwił się. — No cóż… To
chyba dobrze. Moje akcje będą lepiej reklamowane. Zaraz, zaraz… — zmrużył oczy
i przyjrzał się mi. — Czy ty przypadkiem nie należysz do Nowego Elementaris…?
— Zgadza się — odpowiedział trzeci głos, a
my we dwójkę podskoczyliśmy. Nawet nie zauważyłem, że zaraz przy Gerardzie stoi
teraz Nataniel.
— N-Natan? — Gerard zamrugał oczami. —
Stary! Minęły wieki odkąd cię ostatnio widziałem!
I nie czekając na jego słowa, wyściskał go
mocno. Obserwowałem tę dwójkę i parsknąłem cicho. Gerard był podekscytowany, a
Nataniel, jak to Nataniel, miał minę pod tytułem „odejdź ode mnie”. Oczywiście
nie miał tego na myśli, ale braki w wyrażaniu emocji szkodziły właśnie brakiem
zrozumienia.
— Rozumiem, że się znacie?
— Gerard był przewodniczącym samorządu
szkolnego w liceum — wyjaśnił Natan. — Przyznał nam bardzo wysoki budżet…
— Nat, pieniądze? — jęknął Gerard. — A co
z moim wsparciem i w ogóle?
— Tak. To też było.
Gerard wyglądał na dotkliwie
skrzywdzonego, ale potem pokręcił głową i zaśmiał się. Najwidoczniej rozłąka z
Natanielem sprawiła, że nie pamiętał już jaki potrafił być. Przypomniał sobie
bardzo szybko.
***
— Jestem… pijany… — mruknął Dawid,
kołysząc się na fotelu. — Nat miał nas pilnować — pożalił się. — Mały dupek…
— Nie nazywaj tak swojego chłopaka —
uniosłam ostrzegawczo palec. Dawid spojrzał na mnie z wyraźnym zaskoczeniem na
twarzy. Bardzo je lubiłam, bo wtedy ten olbrzym przyznawał się do tego, że nie
zawsze jest taki pewny siebie.
— Mojego… co? — spytał.
— Och, nie udawajcie — prychnęłam. — Znamy
się już długo, możecie mi się do tego przyznać.
Dawid dalej wyglądał na zdezorientowanego,
a ja uśmiechnęłam się niecnie w myślach. Wyglądał uroczo.
— Malwina, o co ci chodzi? — zapytał. Jego
pijacki nastrój zdawał się zniknąć. — Ja i Natan nie…
— Nie jesteście razem? Bo w to uwierzę —
prychnęłam, bawiąc się słomką i udając zdenerwowaną. — Jesteście nierozłączni
od kilku miesięcy. Gracie razem na boisku i świetnie współpracujecie.
Odwiedzacie siebie wzajemnie w domach. Ba, nawet wozisz Natana do domu i na
treningi własnym autem! Pomijając fakt, że spotkałeś się z tym całym Gabrielem
i kazałeś mu trzymać się daleko od Natana — przyłożyłam palec do jego piersi. —
I ciebie winię za to, że mamy w drużynie o jeden Cud mniej…!
Dawid otworzył na chwilę usta, a potem je
zamknął. Zawahał się.
— Malwina, błędnie to odbierasz. Natan źle
się czuje przy Gabrielu, a więc gdyby grali razem… to byłoby mało efektywne! Ja
nie…!
— Nie? To dlaczego to wszystko dla niego
robisz? — zapytałam. Znów się zawahał. Nie potrafił odpowiedzieć od razu na to
pytanie. Widziałam w jego błyszczących oczach przerażenie, ale spowodowane tym,
że zdawał sobie z czegoś sprawę.
— S-Sam nie wiem. Lubię go i to chyba
tyle… Chcesz mi powiedzieć, że on…?
— No cóż, nie mówił mi tego, ale jak
myślisz, jak może odbierać twoje zachowanie?
— Nie, nie, nie — pokręcił głową. — Mylisz
się. Natan wie, że nie jestem gejem…
— Och, czyżby? Nie jesteś? —
zachichotałam.
— To nie jest śmieszne! — ryknął. Kilka
osób się odwróciło ku nam. Zignorowałam ich z wrodzoną gracją.
— Dobrze, dobrze. Masz rację — pokiwałam
głową. — Po prostu postaw sobie to pytanie: ile Natan dla ciebie znaczy? Może
jednak coś do niego czujesz? Przecież to nic złego…
Dawid siedział wyraźnie zagubiony. Miałam
odrobinę wyrzutów sumienia, że tak bawiłam się jego uczuciami, ale z drugiej
strony, czas mu uświadomić, że jeżeli jego dobro wobec Nataniela nie ma
głębszego dna, skrzywdzi go. Nie chciałam patrzeć na zranionego Natana — już na
co dzień wyglądał na mocno poturbowanego przez życie. Tym bardziej, że Nat
ewidentnie teraz potrzebował kogoś bliskiego.
— Natan nie… na pewno o mnie tak nie myśli
— powiedział, patrząc na bar. Rozmawiał właśnie z Oliwierem, który kiwał głową.
Natan obrócił się przez ramię i uśmiechnął się delikatnie. Dawid przełknął
głośno ślinę i spuścił wzrok. — O… szlag.
— Spokojnie, spokojnie! — uniosłam dłonie.
— Tak tylko myślałam na głos — powiedziałam, bawiąc się słomką. — Pasujecie do
siebie. I tyle.
Dawid zamilkł. Słyszałam pracujące trybiki
w jego głowie, które usilnie próbowały nakręcić jakiś pomysł, ale nic z tego
nie wychodziło. Zamyślił się, prawie odpłynął, gdy powoli dochodził do
wniosków. Jakie one były? Nie wiedziałam. Wiedziałam jedynie, że Dawid na ich
myśl, wstał, przeprosił wszystkich i opuścił klub, twierdząc, że musi się
przewietrzyć. A ja westchnęłam ciężko i pokręciłam głową.
— Wiedziałam, że to gej. Żaden chłopak w dzieciństwie nie rozbierał i nie przebierał lalki Action Man’a —
zaśmiałam się cicho, wracając do wspomnień, w którym mały Dawid i ja bawiliśmy
się w jednym pokoju. — No dobrze, może chociaż bi…
***
— Naprawdę się nie odezwał? — zdziwił się
szczerze Natan.
Gerard pokręcił smutno głową. Przed tą
dwójką pojawiało się coraz więcej kieliszków po shotach. Nie było szans, abym
nie słyszał ich rozmowy. Nawet gdybym próbował.
— Nie — westchnął Gerard, bawiąc się
jednym z kieliszków. Jego policzki zrobiły się czerwone. — Myślałem, że odezwie
się do ciebie. Koniec końców, to wy zostaliście przyjaciółmi…
— Ej, Gerard! Nie mów tak — poprosił
Natan. Wyglądał całkiem uroczo, gdy kiwał się na krześle. — Bazyli zawsze miał
cię za przyjaciela… — Gerard posłał mu ponure spojrzenie. — Dobra, do pewnego
momentu, aż mu złamałeś serce, ale…
Gerard jęknął cicho i schował twarz w
dłoniach.
— Nawet nie wiesz, Nat, ile bym oddał za
to, aby móc znów z nim spokojnie pogadać. — Powolnie wrócił do zabawy
kieliszkiem. — Z nim mi się zawsze najlepiej gadało… Oby sobie znalazł jakiegoś
fajnego chłopa, który wybije mu mnie z głowy…
— Na pewno. A może już znalazł, tylko
wstydzi się wrócić? — zapytał Natan i szybko wypił z kolejnego kieliszka,
błękitnego shota. — Ma czego, to swoją drogą…
— Taaa… — przyznał cicho. — Myślisz, że
jeszcze go zobaczymy?
— Bazylego? Z pewnością. W końcu kto inny
będzie chciał nam komplikować życie? — zażartował ponuro. — Ale tak na
poważnie… Po pogrzebie Marka… coś w nim pękło. Uwierz mi, widziałem go.
— W-Widziałeś go?!
— Rozmawiałem z nim — sprecyzował.
— Rozma… NAT! — ryknął Gerard i złapał go
za ramiona. — I dopiero teraz mi to mówisz?!
— Myślałem, że wiesz… — mruknął. — Ewidentnie
nie wiesz…
— Co powiedział? Co mówił? — trząsł nim.
— Erm… Oddał mi swój biały notes.
— Gdzie jest?
— Spaliłem go — odpowiedział i dodał
szybko, widząc wzrok Gerarda. — Na polecenie Bazylego! Sam mnie prosił!
— Ech… — westchnął brunet i puścił Natana.
Jego czoło wylądowało na chłodnym blacie. — Bazyli, co ty kombinujesz? Daj
jakiś znak…
— Natanisław! — Z tłumu wyłoniła się
Malwina i objęła Natana. Potem spojrzała na Gerarda i dosłownie „przeleciała”
go wzrokiem. Przygryzła wargi, ale potem pokręciła głową i wróciła do swojego
przyjaciela. — Alarm.
— Przeciwpożarowy? — spytał, patrząc na
sufit. — Sucha ta woda…
— Jesteś prześmieszny, ha, ha — ucięła
szybko. — Dawid nam wsiąkł.
— Jak to… Dawid nam wsiąkł? — zapytał
zaskoczony. Rozejrzał się po klubie, będąc pewnym, że zobaczy kogoś tak
wysokiego jak jego przyjaciel z drużyny. — Może kuca…?
— Ogarnij się Natanielu, bo będzie z tobą
źle — syknęła. — Oliwier? Kiedy kończysz?
— Och, włączyliście mnie do dialogu? —
spytałem, udając zaskoczonego. — Myślałem, że jestem ładną ozdobą przy barze…
— Nie zachowuj się jak diwa. Odpowiedz na
moje pytanie.
Spojrzałem na zegarek.
— Właściwie to skończyłem piętnaście minut
temu… — zmarszczyłem czoło.
— To coś ty taki nadgorliwy? Wyskakuj zza
baru niczym łania z lasu i idziemy szukać Dawida!
— Nawet człowieka nie znam…
— Nie denerwuj mnie — syknęła. — Straciłam
humor. Nat, idziesz?
— Oczywiście.
— A twój pijany przyjaciel? — zapytała.
Gerard uścisnął jej dłoń w bardzo szarmancki sposób.
— Gerard.
— O mój Boże — szepnęła. — Twoje oczy!
Mogę się na nie patrzeć godzinami! — zamrugała powiekami. — Wpadniesz do mnie
później, kotku…?
— Malwino… — wtrącił się Natan. — Alarm.
— No już, już — westchnęła i sięgnęła z
torebki mazak, którym przeważnie notowała coś ważnego w sprawie drużyny. Tym
razem, ciemny marker posłużył w celu zostawienia numeru telefonu na dłoni
Gerarda. — To na końcu to trzy, a nie osiem — dodała. — Zadzwoń.
— Erm… — Gerard był wyraźnie skrępowany
taką otwartością dziewczyny, ale skinął głową. Malwina mrugnęła do niego
zalotnie, a potem zgarnęła mnie i Natana za ręce. Opuściliśmy klub, zakładając
na siebie kurtki. Zamlaskałem ze znudzenia. Wsadziłem ręce w kieszenie i
obserwowałem Malwinę, która nerwowo wybierała numer telefonu. Przed klubem
również trwała impreza, a w powietrzu unosił się dym papierosowy.
— I co dalej?
— Musimy się do niego dodzwonić —
wyjaśniła. — Ale ten śniady dupek nie odbiera!
— Może jednak jest w klubie?
— Nie. Wychodził.
— Czemu w ogóle wyszedł? — zapytał Natan,
a Malwina uśmiechnęła się delikatnie. Znałem już ten uśmiech. Używała go, gdy
chciała zataić przede mną jakąś informację, typu: ktoś wypił twoje mleko?
Pewnie kot, głupcze.
— Upił się i przeżywa cierpienia młodego
Dawida.
— Goethe musi być dumny — mruknąłem.
— Gdzie mógł pójść? — Malwina to pytanie
rzuciła na głos. — Do domu?
— Najprawdopodobniej — wzruszyłem
ramionami. — Dlatego nie wiem po co ten atak paniki…
— Bo Dawid to dla nas bardzo ważna osoba —
odpowiedział Natan. Najwidoczniej ku uciesze Malwiny.
— Nat! Ty znasz go najlepiej. Jakieś
miejsca, które lubi? — zapytała Malwina. — Gdzieś gdzie chodzi się
„przewietrzyć”? Poukładać myśli?
— Nie wiem, ja… — przerwał, bo zadzwonił
jego telefon. Natan zamrugał oczami i sięgnął do kieszeni. — Ktoś do mnie
dzwoni? O tej godzinie? Mam nadzieję, że to nie Orange z informacją o nie
zapłaconych rachunkach. Wiecie, że na Walentynki, pierwszego smsa jakiego
dostałem to właśnie od Orange? Przypominam, że wtedy…
— Odbierz! — przerwaliśmy mu z Malwiną.
Spojrzał na nas wystraszony i pokiwał głową. Zerknął na wyświetlacz i
zmarszczył czoło.
— O, o — skomentował i odebrał. — Tak,
Lidia?
— Lidia? — spytałem. — Kto to?
Malwina ściągnęła wargi.
— Eks Dawida…
— Mhm. Mhm. — Natan kiwał głową. — Mhm.
Mhhhm. Mhm. Mhmmm.
Spojrzałem na Malwinę i uniosłem brew. Zachichotała.
— Mhm. Mhhhhhmmmmmm. Dobrze. Cześć —
rozłączył się i w jego oczach pojawiły się pytania. — No co?
— Zawsze rozmawiasz przez telefon Morsem? —
rzuciłem.
— Czego chciała ta flądra? — spytała
gniewnie Malwina.
— Lidia nie jest flądrą — mruknął Natan. —
A dzwoniła, aby powiedzieć, że Dawid do niej wydzwania i chce się z nią
spotkać.
Malwina drgnęła przerażona.
— Co? Chyba się nie zgodziła?
— Nie, nie zgodziła się. Dlatego poprosiła
mnie, abym go… „zgarnął”.
Oczy Malwiny błysnęły, rozjaśniają noc.
Dałbym sobie rękę uciąć, że kilka osób spojrzało w naszym kierunku.
— Gdzie jest Dawid? — zapytała.
— W parku, niedaleko mojego domu — mówił
powoli. — Dziwne… co on tam robi? To na pewno nie jest kierunek do Lidii…
— Nie ma czasu! Idziemy po taksówkę! —
Malwina ponownie złapała nas za ręce i pociągnęła w kierunku stanowiska
taksówek. Nie wiedziałem, że miała tak silny chwyt. Wpakowaliśmy się do jednego
z aut, a kierowca przyjrzał się nam dziwnie. Jego oczy błysnęły w lusterku.
Podaliśmy mu adres i ruszyliśmy. Zmarszczyłem czoło.
— Zapomniałem się odmeldować — spojrzałem
przez tylną szybę. Klub robił się coraz mniejszy. — Ech…
— Jak Dawid tak szybko przemieścił się
spod klubu do parku? — zapytał Nataniel. Poczułem się strasznie wykluczony.
— Erm… Dawid wyszedł z klubu jakąś godzinę
temu — wtrąciła cicho Malwina. Natan, siedzący z tyłu, wysunął głowę i spojrzał
ponuro na naszą przyjaciółkę. Musiałem się trochę cofnąć, bo Natan prawie na
mnie wpadł.
— I dopiero teraz mi o tym powiedziałaś?
— Zagadałam się z… Maksymilianem — skłamała.
Widziałem to.
Przez resztę drogi milczeliśmy. Malwina
dalej próbowała skontaktować się z Dawidem, ale nie odbierał. W końcu
zatrzymaliśmy się przy parku i wysiedliśmy z taksówki. A właściwie Malwina i
Natan wybiegli z niej, zostawiając mnie, bym uregulował koszt naszej podróży.
Przeklinałem ich pod nosem, gdy szedłem z rękami głęboko w kieszeni.
— Tam jest. — Malwina zatrzymała nas.
Uniosłem brew.
Dawid faktycznie znajdował się niedaleko
nas, zamknięty wewnątrz ogrodzenia boiska do koszykówki. Oświetlony był
pomarańczowym blaskiem latarni. Jego skóra wyglądała niezdrowo, gdy siedział na
ławce i opierał się głową o siatkę.
— I co dalej? — zapytałem zdenerwowany. —
Nie po to za was zapłaciłem, abyście teraz tu stali i nic nie robili…
— Natan. — Malwina klepnęła go w plecy. —
Pogadaj z nim.
— Co? Czemu ja?
— Bo jesteście najlepszymi przyjaciółmi —
prychnęła.
— Nie… nie aż tak…
Jednak ona go nie słuchała i popchnęła go
w kierunku boiska. Natan obejrzał się przez ramię i pokręcił głową. Westchnął
ciężko i ospale ruszył do Dawida. Chłopak nie zdawał sobie sprawy z naszej
obecności, pogrążony w myślach. Dopiero skrzypnięcie furtki go ocuciło.
— Dużo dzisiaj nakłamałaś, Malwino —
zauważyłem, zapinając kurtę. Zrobiło się zimno.
— W słusznym celu — odpowiedziała,
uśmiechając się uroczo i poprawiając swój berecik. — Poza tym to niewinne
kłamstewka — zapewniła, obserwując jak Natan siada na ławce obok Dawida. Już o
czymś rozmawiali.
— Można ci ufać?
— Oliwier, proszę cię — zaśmiała się
lekko. — Czemu miałbyś mi nie ufać? Mieszkamy razem…
— Mam po prostu drobne uprzedzenia, co do
kłamców — zaznaczyłem. — Więc o co ci tak naprawdę chodzi?
Malwina wzięła głębszy wdech i wypuściła
powoli powietrze. Jej biust uniósł się i opadł, kryjąc się za puchatą kurtką.
— Spójrz na nich — poprosiła, wracając
wzorkiem do tamtej dwójki. Dawid mówił, Nataniel słuchał. — I co widzisz?
Zmarszczyłem czoło. Co widziałem? Dwójkę
młodych chłopaków, zapalonych koszykarzy. Obaj mieli jakieś problemy w
przeszłości, które zostały mi wspomniane, ale nie znałem żadnych szczegółów.
Zarówno Nataniel i Dawid mieli złamane serca. Czy teraz mieli je naprawić?
Jeżeli tak, to jak? Malwina w końcu była ich przyjaciółką i chciała dla nich
jak najlepiej. A więc, co mogło jej chodzić po…?
Drgnąłem, gdy zapaliła się lampka w moim
umyśle. Zawsze byłem w tym dobry - w łączeniu elementów i wyszukiwaniu tych
brakujących. Przyjrzałem się tamtej dwójce, a potem spojrzałem na Malwinę.
Uśmiechnęła się lekko, a w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
— Bawisz się w swatkę, przebiegła łasico? —
zapytałem.
— Pokazuję właściwą drogę.
— Zdajesz sobie sprawę, że nie zmienisz
ludzkiej natury? Zdajesz sobie sprawę, że nie siedzisz w ich głowach? Nie wiesz
co myślą i co czują… — przerwał mi głośny śmiech Dawida. Wyprostował swoje nogi
i odchylił głowę do tyłu, śmiejąc się mocno. Nataniel uśmiechał się delikatnie.
— Oni pasują do siebie. Czuję to —
powiedziała. — Może oni jeszcze tego nie widzą, ale zobaczą.
— Dawid nie jest gejem
— To o niczym nie świadczy — prychnęła. —
Miłość jest ślepa, a serce silniejsze. Nie patrzy na płeć. Jeżeli ktoś się
zakocha… nie uważasz tego za cudowne?
Nie odpowiedziałem na jej pytanie. Nie
patrzyłem jej nawet w oczy. Czy miłość może być na tyle silna, że zmienia naturę
człowieka? Czy ludzie po prostu się oszukują, chcąc zaleczyć rany? Istotnie
jednak, jak cudowne może być uczucie łamiące prawa natury…?
— Skoro już tak się bawisz w swatkę, to
kto do mnie pasuje? — spytałem, uśmiechając się do niej, kończąc poprzedni
temat.
— Bruno. Albo Marcel. Rozważałam też
Cyrusa, ale to na pewno hetero. Bianka to szczęściara… — odpowiedziała bez
zająknięcia.
Zamrugałem oczami.
— Czy w twoich wizjach faceci pasują
jedynie do facetów? — zapytałem zaintrygowany. — Nie chcesz mnie zeswatać z
jakąś dziewczyną?
— Szkoda twego męskiego mięsa na łamliwe
kobiety.
— Proszę, co?!
— O, wracają! — zmieniła temat,
zostawiając mnie ogłupiałego. Dawid i Nataniel podeszli do nas, spokojnym
krokiem. Cokolwiek wytrąciło Dawida z równowagi, już mu przeszło. Uśmiechnął
się przepraszająco w naszą stronę. — I jak?
— Przepraszam… — powiedział, drapiąc się z
tyłu głowy. — Trochę przesadziłem — przetarł dłońmi twarz, wypuszczając
powietrze. — I będę musiał jutro zadzwonić do Lidii i ją przeprosić, ale… — położył
dłoń na ramieniu Natana. — Natan mnie już ogarnął!
— Cudownie… — burknąłem. — Dlaczego nie
odbierałeś?
— Rozładował mi się telefon — wyjaśnił. —
Jeszcze raz przepraszam…
— Daj spokój. — Malwina machnęła ręką. —
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.
Dawid wyprostował się i założył ręce za
głowę, wyraźnie skrępowany. Natan spojrzał na niego, a potem skinął głową.
— Dawid nocuje u mnie — poinformował nas. —
Dacie radę wrócić do…?
— Jasne, że tak! — pisnęła głośno Malwina
i wzięła mnie pod rękę. Jej oczy naprawdę rozjaśniały noc. Jęknąłem cicho, bo
trzymała mnie bardzo mocno. — To trzymajcie się, chłopaki — mrugnęła w ich
kierunku i pociągnęła mnie w kierunku głównej ulicy. Zdążyłem jedynie skinąć im
na pożegnanie. Dawid i Natan stali przez dłuższy czas z rękami w kieszeni, a
dopiero potem ruszyli w stronę mieszkania Natana.
— Gdzie mieszka Nat? — zapytałem Malwinę.
Idąc z nią pod rękę, było mi całkiem ciepło.
— Za parkiem, w tamtym wieżowcu — machnęła
ręką. Prawie mi opadła szczęka, gdy zobaczyłem jeden z najnowszych wieżowców
wybudowanych w okolicy.
— Jest synem szejka?!
— Waniliowego — zachichotała, ale nie
zrozumiałem jej żartu. — Oj, jego rodzice są bogaci, ale sam widzisz, że on
jest miłym chłopakiem… Który spędzi dzisiejszą noc w objęciach tego
atletycznego ciasteczka! — zapiała radośnie, a ja mlasnąłem z niesmakiem. — O
mój Boże, nie mogę się doczekać, aż Dawid do mnie jutro zadzwoni! Wyobrażasz to
sobie? — rozmarzyła się, rozcierając swoje policzki, które i tak już były
czerwone. — Mały, blady Nataniel w objęciach tego muskularnego, śniadego
ogiera…!
— Jesteś szalona. To twoi przyjaciele.
— Dlatego tak mocno im kibicuję — mrugnęła
do mnie. — Lepiej złapmy jakąś taksówkę…!
— Nie! — sprzeciwiłem się. — Wracamy nocnymi!
Nie ma szans, abym płacił jeszcze raz za taksówkę!
— Dobra, dobra — prychnęła. — Czekaj… czy
ja dałam swój numer telefonu temu Gerardowi?
— Taaak — odpowiedziałem, prowadząc ją w
stronę przystanku autobusowego.
— Ach… Nic dziwnego — westchnęła sennie. —
Miał takie piękne oczy — oparła się na moim ramieniu. Spojrzałem na jej
rozwiane, różowe włosy i westchnąłem.
— Zgoda. Weźmy taksówkę.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, oj Malwinko raczej nic z tego twojego swatania nie będzie Nataniel tęskni za Gabrielem i jak się okazało to Dawid kazał trzymać mu się z dala od Nata... a Gerard w swoim żywiole...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie