Rozdział
25 — Ośrodek
Nasza podróż w góry zaczęła się wczesnym rankiem. Mój tata podwiózł mnie,
Marka i Gabriela pod szkołę gdzie czekał na nas autobus. Na parkingu przed
szkołą znajdowała się już reszta naszej drużyny. Wszyscy ubrani byli ciepło bo
poranek był niezwykle mroźny.
— Nikogo nie brakuje? — zapytała nasza trenerka. Po szybkich obliczeniach
— byli wszyscy w tym regularni gracze jak i rezerwowi. Nasz medyk i menadżerka
podskakiwali w miejscu, aby było im cieplej. Nie czekając dłużej, spakowaliśmy
nasze bagaże i wsiedliśmy do środka. Pomachałem jeszcze przez okno ojcu, a
kilka minut później ruszyliśmy. Pożegnała nas nawet sama pani dyrektor i
zaspany Gerard, który zasnął na stojąco, gdy już odjeżdżaliśmy. Ocknął się, gdy
dyrektorka klepnęła go w tył głowy.
Miejsca w autobusie były podwójne, a więc usiadłem razem z Markiem, który
od razu zasnął twierdząc, że taka pora wstawania to zdecydowanie za wcześnie.
Istotnie, słońce dopiero co wschodziło malując niebo na złoto i czerwień.
Przypomniało mi się, że jak głupi czekałem kiedyś pod księgarnią na piątą część
Harry’ego Pottera, której oficjalna premiera odbyła się w Polsce o szóstej nad
ranem. Również zimą.
Musiałem przyznać, że sam bym zasnął, gdyby nie to, że zaraz obok nas
siedzieli Dawid i Filip. Rozmawiali głośno i zdążyli się już o coś pokłócić.
Przed nami siedział Cyrus z Samsonem, ale oni dyskutowali względnie cicho.
Natomiast za nami siedział Gabriel. On również poszedł spać, a że miał dwa
miejsca dla siebie, było mu znacznie wygodniej.
Rezerwowi rozmawiali z tyłu z Roksaną, a jej brat co jakiś czas rzucał w
tamtym kierunku czujne spojrzenia. Jak zwykle był przesadnie opiekuńczy i nie
brał pod uwagę, że ona, a także rezerwowi są z równoległych klas.
Ponieważ nie bardzo miałem co robić, a czekało nas prawie osiem godzin
podróży, zacząłem czytać książkę. Jedną z tych, która została mi kiedyś
polecona, a w końcu miałem czas nadgonić. Tym bardziej, że semestr się
skończył, a wszystko udało mi się zaliczyć. Wygraliśmy również mistrzostwa
Warszawy i będziemy reprezentantami miasta w zawodach wojewódzkich. To
utwierdziło mnie w przekonaniu, że Cyrus nie da nam dużo czasu na odpoczynek.
— Natan — usłyszałem swoje imię i uniosłem wzrok. Wpatrywał się we mnie
Filip.
— Tak?
— Rozstrzygnij spór — poprosił.
— Jaki?
— Blondynki czy brunetki?
Spojrzałem ponad ramię Filipa, a Dawid również wpatrywał się wyczekująco.
— Brunetki — odparłem.
— Ha! — ryknął Dawid. — Mówiłem!
— Ej, ej, ej! — sprzeciwił się Filip. — Naaat, miałeś być po mojej
stronie!
— Skąd mogłem wiedzieć, która to twoja strona?
— Uch… ty to jesteś, Nat — westchnął. — Dobra, a co czytasz?
— Igrzyska Śmierci…
— Cóż za niesamowicie pozytywna nazwa — skomentował.
— Słyszałem o tym — stwierdził Dawid. — Podobno niezłe.
— Zapowiada się ciekawie — przyznałem.
I faktycznie tak było. Po kilku godzinach zamknąłem książkę i westchnąłem
z zadowoleniem.
Jak sięgałem pamięcią, nie często brałem udział w wycieczkach szkolnych,
które obligowały nas do spędzenia połowy dnia w autobusie. Dlatego nie
wiedziałem co należy robić i po prostu rozmawiałem. Marek kupił wczoraj magazyn
koszykarski „Basket”*, a więc przeczytaliśmy wspólnie artykuły i omówiliśmy je.
Z satysfakcją stwierdziliśmy, że zostało tam wspomniane nasze zwycięstwo w
mistrzostwach miasta. Z większym zaskoczeniem odkryliśmy krótki wywiad z
Brunem, który został ochrzczony „Samotnym zwycięzcą”. Wzięło się to od tego, iż
redaktor stwierdził, że Bruno byłby zdolny samemu pokonać drużynę przeciwną co
udowadniał we wszystkich meczach eliminacyjnych. Jak zapewniał dziennikarz — Przegrana
w finale rozpaliła w młodym graczu jedynie chęć do dalszej walki i doskonalenia
się, dzięki czemu — jesteśmy pewni, że Bruno za rok odbierze swój tytuł Mistrza
Warszawy.
— Masz wrażenie, że ten kto to pisał jest stronniczy?
— A które gazety nie są? — spytałem. — W każdym razie, Bruno ma już swój
pierwszy wywiad.
— Bruno ma wywiad? — jęknął Filip. — A ja? Ja bardziej zasługuje na
wywiad!
— Jesteś taki problematyczny… — westchnął Dawid.
Po pokonaniu kilkuset kilometrów, przejechaniu wielu miast, zmianie
kształtu terenu i kilku postojach dotarliśmy do Karpacza. Nasz ośrodek położony
był na jednym z wielu wzniesień i prezentował się naprawdę dobrze. Dlatego, gdy
całą drużyną stanęliśmy przed wjazdem zrobiliśmy wspólne, gromkie: „łaaaaaaał”.
Ośrodek był spory, widać było hale. W większości zrobiony był ze szkła i
drewna. Przez wielkie szyby mogliśmy zajrzeć na basen i dostrzec korytarze.
Teren wokół był naprawdę przestronny. Rosło tu wiele drzew iglastych, które
oddzielały budynek od miasta. Latem musiało tu być naprawdę pięknie i zielono.
Wszystko było dobrze oświetlone.
— Nic dziwnego — skomentował Filip i wskazał na wielką żółtą tabliczkę. —
Projekt dofinansowany przez Unię Europejską. Wszystko jasne.
Pokiwaliśmy głową z uznaniem.
Zgarnęliśmy swoje bagaże i przeszliśmy do części hotelowej. Przywitała
nas srogo wyglądająca ekspedientka, która miała słodki i cichy głosik. Sądząc
jednak po jej sylwetce bardzo dbała o zdrowy tryb życia. Nadszedł kulminacyjny
moment rozlokowania nas wszystkich w pokojach.
Mateusz, Radek i Paweł dostali trzyosobowy pokój na najwyższym piętrze.
Dawid i Filip oczywiście jako najlepsi przyjaciele dostali pokój we dwóch i z
udawanymi jękami powlekli się po schodach.
— Tylko nie chrap — burknął Dawid.
— Ja nie chrapię! A ty uważaj, aby nie zmoczyć łóżka — prychnął w
odpowiedzi Filip. Dawid drgnął.
— Miałem osiem lat, dobra?! Mówiliśmy już o tym!
Kolejna trójka przypadła Cyrusowi, Samsonowi i Gabrielowi. Ostatnia
dwójka wpadła w moje ręce wraz z Markiem.
Z kolei kobiety — Roksana i trenerka dostały pojedyncze pokoje. I tak oto
wszyscy zostaliśmy rozlokowani.
Nasz pokój wyglądał naprawdę dobrze. Był czysty i pachniał świeżością.
Dwa łóżka stały po przeciwnych stronach zaraz pod oknami. Każdy z nas miał
szafkę nocną i biurko. Szafa była wspólna tak samo jak pachnąca od środków
czystości łazienka.
— No, mój niski przyjacielu — poklepał mnie po głowie. — Nieźle się
urządziliśmy.
— Moje łóżko po prawej — oznajmiłem. Nie było naprzeciw drzwi, a mnie to
bardzo satysfakcjonowało. Marek zgodził się bez problemu. Odkręciliśmy
kaloryfer, aby w pokoju zrobiło się cieplej. Mój przyjaciel padł na łóżko i
przeciągnął się, a ja zacząłem się powoli rozpakowywać.
— Ach! — ziewnął głośno. — Cyrus ma przyjść i poinformować nas o planie
dnia. I tygodnia, tak właściwie.
— Mam nadzieję, że nie planuje dzisiaj treningu.
Na szczęście nie planował. Za to stawiliśmy się w świetlicy na
obiadokolację. Zjedliśmy wszystko, nie oszczędzając nawet baru sałatkowego.
Byliśmy bardzo głodni, a przez większość dnia nie mieliśmy nic w ustach.
Później przeszliśmy się przejść po ośrodku, aby dowiedzieć się jakie
atrakcje dla nas skrywał. Poza profesjonalnym boiskiem do koszykówki, które
mogło również spełniać podobną rolę dla innych sportów, był tu również basen,
mała kręgielnia i siłownia. Nie poskąpiono nawet na jacuzzi i saunę.
— Jesteśmy w raju — westchnął Filip. — Możemy nawet zgłosić się na masaż!
— dodał, gdy dostrzegł tabliczkę informacyjną.
— Mamy Samsona — stwierdził Cyrus.
— Tak, ale to facet. A tutaj mogą być młode masażystki, które będą chciały
wymasować plecy mistrzów koszykówki jednej ze stolic Europy — przeciągnął się
zadowolony.
— Musisz sobie koniecznie znaleźć dziewczynę — zgasił go Dawid.
— Odezwał się. Ma dziewczynę od miesiąca i szpanuje — prychnął.
— Panowie — przerwała im trenerka. — Bądźcie cicho. — Teraz zwróciła się
ku nam, a z kieszeni wyjęła plastikowe karty, podobne do tych kredytowych. —
Tutaj macie wejściówki. Możecie korzystać ze wszystkich atrakcji, ale musicie
mieć karty, dlatego nie zgubcie ich. Są na smyczach, więc będzie łatwiej, ale i
tak proszę ich nie zgubić. Siłownia, basen, sauna i boiska będą dla was. Jutro
postaramy się wyskoczyć na narty, oczywiście to zależy od pogody. Dzisiaj macie
już wolny wieczór. No i… — popatrzyła po nas. — Rozumiem, że większość z was ma
już ukończone osiemnaście lat, ale byłoby miło, gdybyście mnie informowali o
wszelkich wyjściach, nawet na terenie ośrodka. To tak dla bezpieczeństwa
ogólnego, rozumiemy się?
Wszyscy pokiwali głowami.
— Świetnie. Macie czas wolny. Na terenie ośrodka — uśmiechnęła się do
nas, a sama ruszyła w nieznanym nam kierunku.
Nasz pobyt tutaj miał trwać dziesięć dni. Mogliśmy w nagrodę korzystać ze
wszystkiego za darmo co dało mi do myślenia. I naprawdę czułem się dobrze, że
ktoś docenił naszą ciężką pracę.
Jeszcze tego samego wieczora regularni gracze poszli na basen. A to
znaczy, że znów mogłem ich poobserwować bez większej ilości ubrań. Na basenie
była również, jak się okazało dzięki wywiadowi Filipa, grupa dziewczyn
cheerleaderek. One z kolei przybyły tutaj ćwiczyć układy i trochę się
zrelaksować.
Siedziałem na skraju basenu i obserwowałem jak reszta się bawi. Ganiali
się w wodzie, a jak wiadomo, to jest trochę trudne. Nawet Cyrus dołączył do
gonitwy. Parę minut później zmienili zabawę. Filip wlazł na ramiona Dawida,
Cyrusa na ramiona Marka, a do mnie podpłynął Gabriel.
— Potrzebuję cię.
Uniosłem brwi.
— To mi nawet schlebia…
— Musisz mi usiąść na barkach — odwrócił się plecami. — Robimy bitwę.
— Bitwę?
— Wskakuj, nie gadaj.
Pokiwałem głową i z pewnym wahaniem wskoczyłem na jego barki. Złapałem się
jego czoła i próbowałem utrzymać równowagę. Jego ciało było takie przyjemne i
ciepłe.
— Jakie są zasady?
— Serio nie wiesz? — zaśmiał się. — Musisz przewrócić Cyrusa i Filipa.
Ostatni na nogach, wygrywa.
— Och…
I bitwa rozpoczęła się. Nie było to łatwe, zważywszy na to, że obaj moi
przeciwnicy byli silniejsi. A czułem, że Gabriel ma w sobie silnego ducha walki
i nie chce ponieść porażki. Pierwsi polegli Filip z Dawidem. Obaj wylądowali
pod wodą, gdy Marek i Cyrus natarli na nich z całą siłą.
— Zostaliśmy tylko ty i ja, Nat — oznajmił Cyrus. — Chyba nie wrzucisz
kapitana do wody?
— Nie daj się omamić, Nat! — krzyknął Gabriel i uśmiechnął się groźnie. —
Atak!
Nie mogłem tego powstrzymać, bo to Gabriel kierował. Natarliśmy na nich,
chwilę się siłowaliśmy, a potem Cyrus i Marek wpadli do wody. Gabriel ryknął z
radością, a ja prawie z niego spadłem..
— Spokojniej…
— Wlazłeś ty dzisiaj do wody? — zapytał, unosząc głowę.
— Nie… — odparłem powoli.
Puścił mnie i strącił ze swoich pleców. Wleciałem do wody i kiedy z niej
wypłynąłem moje włosy zasłoniły oczy. Wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać, a
potem Gabriel mnie rozczochrał. Dzięki temu nawet dziewczyny obok pisnęły ze
śmiechu.
— Ekstra…
— Wyglądasz kawaii — zaśmiał się Marek.
Na basenie byliśmy jeszcze pół godziny. Nawiązaliśmy drobny kontakt z
dziewczynami, ale nie za wiele się odzywałem. Głównie słuchałem reszty. Dopiero
późnym wieczorem wróciłem z Markiem do pokoju. Byliśmy po środku, między
Dawidem i Filipem, a Gabrielem, Samsonem i Cyrusem.
Marek wziął prysznic jako pierwszy, a potem wyczłapał się stamtąd
powolnym krokiem. Był bardzo senny, dlatego, gdy sam skończyłem się
przygotowywać do snu, Marek już spał. Dołączyłem do niego, w swoim ciepłym i
miękkim łóżku.
***
Następny dzień był pełen atrakcji. Od rana ruszyliśmy na narty. I
podobnie do Dawida, nie czułem się w tym pewnie, dlatego pomagał nam młody
instruktor. Reszta śmigała bez większych przeszkód. Podziwiałem Gabriela, który
faktycznie zjeżdżał ze stoku profesjonalnie. Mi raczej szło pokracznie.
Po nartach wróciliśmy na obiad, a Cyrus oświadczył, że dziś wieczorem
czeka nas trening. Powitaliśmy tą wiadomość z umiarkowaną radością. Jednak nasz
kapitan załatwił, aby boisko było wolne po siódmej wieczorem. O tej właśnie godzinie
się tam zebraliśmy. Cyrus już na nas czekał. Na trybunach zasiadły
cheerleaderki i obserwowały nas chichocząc pod nosem.
— Wszyscy są, bardzo dobrze — pokiwał głową. — Dzisiaj poćwiczymy waszą
celność. Zauważyłem, że podczas finału mieliście z tym problemy. Przynajmniej
większość z was. — Z szacunkiem skinął głową w stronę Marka. Ten podrapał się
po głowie.
— Tylko rzuty? — spytał Dawid. — Nie ma sprawy.
— Trochę dzisiaj to urozmaicimy — dodał, gdy rzucił piłkę do Dawida. —
Kto nie trafi robi dziesięć pompek.
— Że co?! — ryknęliśmy.
— Do boju — oznajmił Cyrus.
Zdecydowanie zaniżałem poziom drużyny. Większość trafiała, Marek zawsze.
Jednak ja miałem z tym niesamowity problem. Na pięć rzutów oddawałem dwa
poprawnie. Skończyło się to tak, że po godzinie treningu moje dłonie drżały od
ilości pompek. Cyrus był na tyle dobrym kapitanem, że sam za kare robił
piętnaście pompek, aby pokazać, że zasłużył na swój tytuł.
Po zakończeniu padłem na parkiet i oddychałem ciężko. Zaraz obok mnie
Filip, któremu też nie szło tak dobrze.
— Nat… powiedz mojej rodzinie, że ją kocham…
— O ile sam przeżyje…
— Natan, Filip. — Nad nami stanął Cyrus. — Obawiam się, że musimy
zorganizować sobie dodatkowe treningi, prawda?
— Uch… — jęknąłem.
— Kapciu! Kaaaapciu! — Filip uniósł dłonie. — Kapciu Cytrusie, litości.
Cyrusowi drgnęła brew.
— Bez dyskusji. Jutro wieczorem dodatkowe zadanie dla was — obrócił się w
stronę Marka. — A ty, marsz ze mną.
— Hę? Ale ja nic nie zrobiłem!
— Twój talent jest bezbłędny, ale to nie znaczy, że nic nie będziesz
robił. Celność jak zawsze w stu procentach efektywna. Ale twoje podania…
— Co z nimi? — jęknął.
— Poćwiczymy je teraz. Reszta może iść spać — oznajmił. Marek westchnął i
podrapał się po głowie, zgodził się krótkim skinieniem. Gdy opuszczałem boisko
usłyszałem jak Cyrus zaczyna ćwiczenia.
Nim udałem się do swojego pokoju zszedłem na parter do baru. Chciałem
kupić sobie jeszcze butelkę wody. Miła ekspedientka, trochę już zaspana, podała
mi napój i pożegnałem ją krótkim dobranoc. Otworzyłem butelkę i popijając
ruszyłem korytarzami. Ośrodek musiał być pełen, bo mijałem pokaźną ilość
młodych ludzi. Dziewczyn i chłopaków, którzy wyglądali na zmęczonych, ale i
zadowolonych.
Zakładam, że ich dzień wyglądał podobnie do mojego. Dużo wysiłku
fizycznego nagrodzonego wolnym wieczorem. Nie wiedząc czemu dotarłem do czegoś
na wzór tarasu. Śnieg chrupał pod moimi nogami, a ja popijałem napój. Było mi
trochę zimno, ale przyjemne powietrze gór i chłodu bardzo kusiło. Zapiąłem
bluzę i zatrzymałem się. Z moich ust wylatywała para. Spojrzałem w ciemne
niebo. Nie widziałem gwiazd, ale musiałem przyznać, że góry wyglądały pięknie.
Zapatrzyłem się na nie chwile, mimo iż zaczęło mną trząść z zimna.
— Nie powinieneś tu być po treningu — usłyszałem za sobą. Obejrzałem się
powoli. Ku mnie szedł Gabriel. Cisnął we mnie bluzą. — Będziesz chory.
Zdjąłem bluzę z twarzy.
— A ty nie będziesz? — zapytałem. Mimowolnie poczułem zapach jego ciała,
którym przesiąkło jego ubranie.
— W porównaniu z tobą, mam jeszcze mięśnie poza kośćmi i skórą.
Pokręciłem głową. Oddałem mu bluzę.
— Dziękuję. Nie skorzystam.
— Jak wolisz — założył bluzę z powrotem. — Chciałem być miły.
— Jesteś.
Uśmiechnął się, a potem sam spojrzał w stronę gór.
— Cholera, Cyrus dał nam dzisiaj wycisk.
— Tak — zgodziłem się i podsunąłem mu butelkę z napojem. Upił łyk ode
mnie, a ja znów pomyślałem o pośrednim pocałunku. Przełknąłem ślinę, gdy
zwrócił butelkę. O czym ja myślę? Czemu tak myślę?
— Ogarniasz?
— Proszę? — spojrzałem na niego, mrugając oczami.
— Słuchasz co do ciebie mówię?
— Przepraszam… zamyśliłem się.
— Za często…
— Przepraszam, wiem — dokończyłem za niego z lekkim westchnięciem. —
Chyba tylko przy tobie.
Spojrzał na mnie, a potem odwrócił szybko wzrok.
— Nie musisz mnie za nic przepraszać.
Milczeliśmy chwilę.
— Jak sprawy z twoim chłopakiem?
Spojrzał na mnie zaskoczony, a potem podrapał się po głowie.
— No tak, przecież ci mówiłem o tym. Wiesz — pomyślał chwilę. — Nie
jesteśmy ze sobą już prawie miesiąc. Chociaż dalej wydzwania i pisze smsy. To
takie… denerwujące. Nie chce się odczepić.
— Rozmawiałeś z nim?
— Ciężko to nazwać rozmową — odparł. — Ale miałem tego dość.
— To zrozumiałe. Też nie lubię problemów. Zwłaszcza tych powtarzających
się.
— A więc mamy ze sobą coś wspólnego — zaśmiał się.
Zamilkliśmy. Mimo ogólnego zimna na dworze, było mi całkiem ciepło.
Musiałem przyznać, że obecność Gabriela rozgrzewała moje ciało. Podrapałem się
po głowie, nie będąc pewnym co właśnie robię.
— Chyba już mi się zimno zrobiło… — skłamałem.
— A więc do środka — stwierdził.
Obaj znaleźliśmy się w jednym z oświetlonych korytarzy. Zacząłem się
denerwować jego obecnością. Oto szedł koło mnie Gabriel. Gej. Całkiem
przystojny i dobrze mi znany. Do którego wbrew wszystkiemu zbliżałem się z
każdym dniem. Jednak on nie wyglądał na osobę, która mnie lubiła. Wiele sobie
powiedzieliśmy, ale nie byłem pewien ile to dla niego znaczyło.
— Dobra, Natan — przeciągnął się. — Idę spać… Cyrus robi nam zawsze
pobudkę o siódmej. Dziwne, że jeszcze was tak nie budził.
— Może próbował. Ale ja i Marek mamy twardy sen.
— Dobranoc!
— Dobranoc — odparłem. Obserwowałem jego plecy, aż zniknęły za drzwiami.
Westchnąłem i otworzyłem drzwi do swojego pokoju. Było już ciemno i usłyszałem
ciche chrapanie. To znaczy, że Marek już skończył trening. Zapaliłem sobie światło
w łazience, aby móc się przebrać. Zerknąłem w stronę Marka.
Spał. Odkryty. Jego muskularne ciało pięknie się prezentowało w półmroku.
Jedynie zielone, obcisłe bokserki zakrywały jego ciało. Westchnąłem do siebie w
myślach. Z kimkolwiek Marek by nie skończył, zadowoli każdą dziewczynę, sądząc
po sporym wybrzuszeniu. Odwróciłem wzrok i skarciłem się w głowie za swoje
myśli. To mój przyjaciel! Nie mogę tak na niego patrzeć.
Ale z drugiej strony… co się oszukiwać?
Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do łóżka. Westchnąłem i zasnąłem.
Okazało się, że Gabriel miał racje. Cyrus faktycznie przyszedł nad ranem,
informując nas, że nie możemy marnować dnia. Tym razem czekał nas dzień poza
ośrodkiem. Spacer po mieście i okolicach. Po zwiedzaniu i sesji fotograficznej,
wstąpiliśmy na obiad do jednej z wielu knajp. Narobiliśmy trochę hałasu,
zwłaszcza, gdy odkryliśmy, że organizowane tutaj jest karaoke. Filip pierwszy
rzucił się do mikrofonu, a zaraz za nim Dawid i Marek.
Nie mogliśmy tu jednak zostać zbyt długo, bo Cyrus nalegał abyśmy
zwiedzili Świątynie Wang. Oczywiście tak się stało, bo nikt nie potrafił
sprzeciwić się Cyrusowi. Po południu wróciliśmy do ośrodka i zaczęliśmy
trening. Kapitan nie pozwalał nam odetchnąć, ani pysznić się wygraną w
mistrzostwach miasta. Sprowadził nas na ziemię ciężkimi ćwiczeniami. Później
zostałem na sali z nim i Filipem, ze względu na nasz dodatkowy trening.
Musieliśmy podawać do siebie piłkę, a potem w ruchu trafić do kosza. Nie było
to łatwe, ale nabrałem pewności siebie, gdy Cyrus pochwalił moje rzuty.
Do pokoju wróciłem zmęczony. A w nim zastałem resztę drużyny. Większość
była już w piżamach.
— Jak tam trening? — spytał Dawid, popijając Pepsi.
— Wyczerpujący — opadłem obok niego na podłogę. Łóżka służyły nam za
oparcie. — Żałuję, że nie mam takiej celności jak wy.
— Nauczysz się. — Marek poklepał mnie po głowie. Naprzeciw siedział
Gabriel i jadł chipsy. Zdaje się, że w naszym pokoju zostało zorganizowane małe
posiedzenie. Ktoś zapukał w drzwi, a potem je otworzył. Pojawił się Filip.
— Impreza beze mnie? — jęknął. — Nie godzi się — usiadł koło Gabriela. —
Cyrus jest tyranem! Jak się z nim mieszka? — zapytał sąsiada.
— Normalnie — wzruszył ramionami. — Jest bardzo schludny. I dba o
najmniejszy szczegół. Trochę pedant z niego. Pościel ma zawsze ułożoną w
kostkę.
— Nie spodziewałem się po nim niczego innego. Pan Idealny. — Filip
sięgnął po chipsa. — Która z cheerleaderek wam się podoba? Mnie ta brunetka z
naprawdę sporymi oczami.
— Widać nauki Cyrusa nie poszły w las. Przynajmniej nie mówisz już
„wielkie cyce” — pochwalił go Dawid.
— No dobra. To które wam się podobają?
— Ja mam dziewczynę. — Dawid uniósł dłonie. — Nie interesuje mnie żadna
inna.
— Zrobiłeś się taki nudny. A tobie, Marku?
— Wiesz dobrze, że lubię Felicję — odparł mój współlokator.
— A ty, Gabi? Jak po rozstaniu?
— Ty chyba chcesz zarobić plombę? — warknął groźnie. — Nic ci do tego,
jasne? Nieważne czy jesteśmy w tej samej drużynie czy nie! To nie jest twoja
sprawa!
Filip zamarł i odsunął się trochę.
— Dobra, zluzuj — odpowiedział zaskoczony tym atakiem. — Byłem ciekaw. W
każdym razie. — Szybko zmienił temat. — Cyrus mówił coś o wycieczce w góry. Co
wy na to?
— Jestem za. Lubię góry — uśmiechnął się Marek. — Ale pewnie skończymy po
czeskiej stronie. Znając Cyrusa wyprowadzi nas daleko, daleko.
— Może poprosimy go, aby zluzował? — zaproponował Filip. — Wyciągnijmy go
na miasto. Potańczymy, pośpiewamy. Zrzucimy z siebie trochę pary.
— To nie jest, aż taki głupi pomysł. Która godzina?
— Dopiero po dziewiątej — spojrzałem na zegarek. — Ale ja jestem
zmęczony…
— Dzisiaj nie, ale jutro? Co wy na to? I bierzemy Cyrusa! Czy my kiedyś z
nim byliśmy na mieście?
— Chyba nie — zastanowił się Dawid. — Nie kojarzę tego przynajmniej. Poza
Sylwestrem, ale to oczywistość. Cyrus zawsze unikał wyjść. Ale może tu się
zgodzi?
Po krótkich ustaleniach stwierdziliśmy, że o ile Cyrus nie przeciągnie
nas na czeską stronę, to idziemy na miasto. Wszystkim ten pomysł przypadł do
gustu, tym bardziej, że mieliśmy okazje poznać nowe kluby.
Dopiero po północy wszyscy wrócili do swoich pokojów. A to oznaczało, że
dopiero mogłem się zebrać do snu. Marek bez większych oporów rozebrał się przy
mnie do bokserek i ziewnął potężnie drapiąc się po brzuchu.
— Nie przeszkadza ci to? — spytałem.
— Hę? Co? — zdziwił się.
— No… jestem gejem — spojrzałem w innym kierunku. — I…
— Daj spokój — usiadł na łóżku i uśmiechnął się do mnie. — Jesteśmy
przyjaciółmi. Nie mam oporów.
Pokiwałem głową.
— Ale muszę przyznać, że gdybym był gejem byłbyś pierwszym, do którego
bym zarywał — dodał po namyśle. — Serio.
— Heh… nie ma we mnie nic niezwykłego…
Marek pokręcił głową.
— Podoba ci się ktoś? — spytał nagle. Przed oczami pojawił mi się
Gabriel. Nie wiedziałem czemu. To było moje pierwsze skojarzenie. Jak to się
stało, że tak nagle się do niego zbliżyłem? Kiedy przegapiłem moment, że
faktycznie zaczął mi się podobać? W ogóle był taki moment?
Zmarszczyłem czoło i pokręciłem głową. Marek westchnął ciężko.
— Nie umiesz kłamać, Nat.
Spojrzałem na niego ponuro. Przyjaźniliśmy się raptem kilka miesięcy, a
już umiał czytać ze mnie jak z książki. Dokładnie wiedział co mnie boli, czy
kłamię, czy jestem zadowolony czy nie — nie było dla niego istotne to, że
przeważnie miałem obojętny wyraz twarzy.
— Ale dobra, nie będę cię męczył — uniósł dłonie. — Najważniejsze, abyś
czuł się komfortowo.
Skinąłem głową, a ten gest zakończył dyskusje. Położyliśmy się spać.
Następnego dnia Cyrus zorganizował dla nas trening na basenie. Pod
czujnym okiem Samsona i trenerki wykonywaliśmy ćwiczenia w wodzie co było trzy
razy bardziej męczące niż na powierzchni. Opór wody spowalniał nasze ruchy, a
przez to musieliśmy zużywać więcej energii. Po godzinie takich mordęg,
dostaliśmy czas wolny. Dopadłem brzegu i wyszedłem na ławkę po swój ręcznik.
— Nat, idziemy do sauny! — oznajmił Marek.
— Odpadam. Prędzej się uduszę.
Zaśmiał się głośno i uderzył mnie w plecy. Obserwowałem jak z Filipem i
Gabrielem znikają w jednym z korytarzy. Za to przysiadł się do mnie Dawid i
przeciągnął się. Cyrus rozmawiał o czymś z trenerką.
— Na pewno planuje kolejne katusze — zauważył Dawid. — Hej, Natan, zawsze
chciałem cię o coś zapytać.
— O co chodzi?
— Słyszałem, że nasze liceum, to twoje trzecie. Czemu?
— Och — pokiwałem powoli głową i wbiłem wzrok w taflę wody. — Po prostu w
pierwszej klasie uważali mnie za dziwaka. Zmieniłem szkołę. A potem po
zakończeniu drugiej przeprowadziłem się do Warszawy. I w sumie to tyle.
— Jak się z tym czułeś?
— Całkiem dobrze. Lubię to liceum. Żałuję jedynie, że będę tu rok.
— Zawsze możesz nie zdać — zaproponowała, a potem dodał, że żartuje, gdy
tylko dostrzegł mój wzrok.
— Też się ciebie chciałem o coś spytać — oznajmiłem.
— Hm?
— Jak to się stało, że przyjaźnisz się z Filipem? Wyglądacie na bardzo
zżytych.
Dawid zaśmiał się ochryple.
— A wiesz, to żadna fascynująca historia. Nasze mamy znają się od dawna.
Właściwie jeszcze z liceum. No i zaszły w ciążę w tym samym roku, ale ja
urodziłem się w maju. A Filip w listopadzie. Kiedy miałem roczek czy półtora,
moja mama dostała świetną ofertę pracy. Ale taką, wiesz… od zaraz. No i nie
miał się mną kto zająć. A więc opiekowała się mną mama Filipa. I większość
swojego dzieciństwa spędziłem u niego w domu. Dlatego już od najmłodszych lat
bawimy się razem — westchnął, gdy wrócił do tych wspomnień.
— Podczas finału powiedziałeś, że Filip był popychadłem.
— Ha, ha — zaśmiał się. — Trochę był. Moja mama zawsze mówiła na niego
„uroczy blondynek”. Na placu zabaw dostawał bęcki od starszych kolegów, aż nie
postawiłem się po jego stronie. Zrobiłem porządek, a co! I Filip zawsze był
cichy, dopiero w liceum stwierdził, że nie może cały czas żyć w cieniu. No i
teraz obserwujesz efekt jego transformacji. Nie ważne jak… bezpośredni by był,
wiem, że ma dobre serce. Jest dobrym człowiekiem. No i moim najlepszym
przyjacielem. Co roku w wakacje robimy sobie zdjęcie pod takim drzewem w
Łazienkach. Nasze mamy brały nas tam na spacery i tak jakoś ukształtowała się
ta tradycja. No i to ja wciągnąłem go w koszykówkę. Na początku zapisał się
tylko dlatego, że jest całkiem wysoki. A potem rozwinął skrzydła i był
najszybciej rozwijającym się graczem. Tak, jego talent jest fascynujący —
spojrzał na mnie z zakłopotaniem. — Przepraszam! Rozgadałem się.
— Nie ma sprawy. Dobrze jest czasem posłuchać o pozytywnych rzeczach. A prawdziwa
przyjaźń jest rzadko spotykana.
— Dobra, mówisz naprawdę krępujące rzeczy jak gdyby nigdy nic — podrapał
się po głowie i się zarumienił. — Ale dzięki — westchnął i wstał. — Idę
sprawdzić co ten dureń robi. Dobrze wie, że nie potrafi siedzieć długo w
saunie.
Zostałem sam na basenie. Oparłem się na leżaku i wsłuchiwałem się w
pływanie innych osób. Prawdę mówiąc byłem pod wrażeniem jak silne więzy
przyjaźni łączą Dawida i Filipa. Czy coś takiego łączy mnie z Markiem? To chyba
niemożliwe, ze względu na to, że znamy się kilka miesięcy. A tamta dwójka całe
życie.
Tego wieczora po treningu z Cyrusem przez który nie mogłem ruszać nogami,
okazało się, że nawet nasz kapitan ma ludzką twarz. W tajemnicy przed nami
zorganizował ognisko i zaprosił na nie inne grupy sportowe. Dlatego po siódmej
wieczorem skierowaliśmy się do altanki, która kryła się wśród lasu, a
właściciele ośrodka rozpalili nam naprawdę wielkie ognisko. Było tutaj koło trzydziestu
osób i dzięki temu było naprawdę ciepło. Moja drużyna szybko złapała kontakt z
innymi ludźmi. Była to młodzież w naszym wieku lub ciut młodsza, ale nie
przeszkadzało nam to w przyjemnym spędzeniu czasu.
Każdy zjadł po pieczonej kiełbasce (którą poparzyłem sobie język) i wypił
piwo. Nawet Cyrus przymknął oko na nasze niezdrowe odżywianie się, chociaż sam
zjadł jedynie pieczony chleb.
Lubiłem obserwować moich znajomych. Filip prowadził niezdarne zaloty w
stronę grupki dziewczyn. Dawid, powiedzmy, że go wspierał swoją obecnością, ale
co chwila pisał smsy z Lidią. Uśmiechał się pod nosem, a potem szybko
odpisywał.
Cyrus i Samson za to zostali otoczeni przez cheerleaderki i z fascynacją
słuchały ich historii o zdobyciu mistrzostwa miasta. Sam fakt, że Cyrus był
kapitanem budził w dziewczynach głośne westchnienia i gwarantował maślane
spojrzenie. Samson za to pomasował barki jednej z dziewczyn, a reszta ustawiła
się w kolejce. Robił to ze skrępowaniem co chwilę zerkając na Roksanę, ale ona
zdawała się tego nie dostrzegać, zbytnio zajęta rozmową z nowo poznanymi
chłopakami, którzy byli snowboardzistami.
Marek znalazł kolejne osoby, które interesowały się anime, a więc
odleciał do swojego świata. Jedynie ja i Gabriel siedzieliśmy koło siebie,
głównie w milczeniu.
Przerwało nam to wibracje mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz.
— Bazyli — stwierdziłem. Gabriel pokiwał powoli głową.
— Czego chce?
— Spytać jak wyjazd — odpowiedziałem po przeczytaniu krótkiej wiadomości.
— I co mu odpiszesz?
— Że wszystko w jak najlepszym porządku — odparłem. Wysłałem wiadomość i
zacząłem z Gabrielem luźną rozmowę o ośrodku. Co nam się podoba, a co nam się
bardzo podoba. Nie znaleźliśmy rzeczy, która by nam nie przypadła do gustu. Po
trzech godzinach zrobiłem się senny. Z resztą towarzystwo i tak już się powoli
rozchodziło, a ogień dogasał. Chciałem wstać, ale wtedy nogi mi zadrżały i
wróciłem na ławkę. Zmarszczyłem czoło.
— Co jest? — spytał Gabriel.
— Trening Cyrusa wypalił mi mięśnie z nóg.
Gabriel pokręcił głową. Ukucnął przede mną i spojrzał za siebie.
Milczeliśmy chwilę, aż westchnął ciężko.
— Wskakuj. Poniosę cię.
— Nie trzeba — odparłem.
— Masz zamiar spać na ławce w lesie?
— Przekonałeś mnie.
Wskoczyłem mu na plecy i podniósł mnie bez problemu.
— Jesteś lekki — skomentował.
— Dzięki — odpowiedziałem. Wyglądaliśmy trochę dziwnie dla reszty, ale
nasza drużyna doskonale wiedziała, że trening dyktowany przez Cyrusa może się
różnie zakończyć. Wracaliśmy utartą ścieżką do ośrodka. Śnieg chrupał pod jego
stopami, a ja zdałem sobie sprawę w jakiej sytuacji się znajduję. Obejmowałem
Gabriela. I czułem ciepło jego ciała, a także zapach, który uderzył mnie w
nozdrza. Niechcący nawet nabrałem powietrza przy jego włosach. Trochę
śmierdziały ogniskiem, ale wyczułem też zapach ciała. Moje uda było objęte
przez jego ręce.
— Jesteś beznadziejny jeżeli chodzi o wytrzymałość — zarzucił mi nagle.
— Niestety nie mam tak dobrze rozwiniętego ciała jak ty.
To dwuznaczne zdanie zawisło na chwilę nad nami, aż obaj odchrząknęliśmy.
— To… lubisz Bazylego?
Zmarszczyłem czoło. Ze wszystkich pytań jakie mogły paść tej nocy, tego
się nie spodziewałem.
— Lubię. Pół na pół. Sam nie wiem — westchnąłem. — Jest dobrym
przyjacielem, wszystko potrafi załatwić. Ma jednak dziwne… tendencje.
— Tendencje?
Boże, ja byłem gejem i niósł mnie gej! Co ja robię? Czemu się na to
zgodziłem?
— Bazyli ma skłonności do brania tego czego chce.
— Zabrzmiało groźnie.
— Nawet nie wiesz jak bardzo…
Dzięki wyobraźni, w ciemności dostrzegłem złote i niebezpieczne oczy
Bazylego.
— Chyba nie może być, aż tak zły skoro przyjaźni się z Markiem?
— Zawsze mnie to interesowało, czemu się przyjaźnią. Żadne nie potrafi
jednoznacznie odpowiedzieć.
— Może mają romans? — zasugerował, niby żartem.
— Wątpię. Marek zrobi wszystko dla Felicji. Szepcze jej imię przez sen.
Tylko nikomu nie mów — poprosiłem szybko. — A Bazyli… cóż, całował się z siostrą
Filipa. — I ze mną, dodałem w myślach.
— Taa… coś mi zawsze nie pasowało w tym całym Bazylim. Wiem, że to twój przyjaciel,
ale jak dla mnie to śliski typ. Taki wąż.
Zgadza się, poprałem w myślach.
— Bez przesady — powiedziałem głośno. — Jak sam zauważyłeś, przyjaźni się
z Markiem. On otacza się tylko zaufanymi ludźmi.
— Marek czasami bywa naiwny — oznajmił Gabriel. — On by chciał wszystkich
uważać za swoich przyjaciół.
— To źle?
— Nie wszyscy na to zasługują.
— A ja właśnie to w Marku podziwiam — sprzeciwiłem się. — Potrafi
dostrzec dobro w każdym człowieku. Nawet tym, który stoczył się na samo dno.
— Tak. To akurat jest godne podziwu — przyznał.
Weszliśmy do ośrodka, ale mnie nie odstawił. Recepcjonistka omiotła nas
zdziwionym spojrzeniem. Gabriel wspiął się ze mną po schodach, aż dotarliśmy
pod moje drzwi.
— Mam gdzieś klucz — poszukałem po kieszeniach. — Możesz już mnie
odstawić. Jakoś dotrę…
— Proszę cię, Nat. Nie zrobisz nawet kroku.
Przesadzał. Wygrzebałem z kieszeni klucz i otworzyłem drzwi. Weszliśmy w
ciemność, a Gabriel sprawnie manewrował między naszymi rzeczami. Odstawił mnie
dopiero, gdy byliśmy przy łóżku.
— Dziękuję.
— Do usług — podrapał się po głowie i poprawił kurtkę. Popatrzyliśmy
sobie w oczy. Lubiłem to. Lubiłem odcień jego własnych. Były ciemne, prawie
czarne, ale ostatnio pojawiały się tam cieplejsze iskry, które dodawały mu
uroku. Przerwał nasze milczenie, gdy rozczochrał mi włosy.
— Auć…
— Powinieneś się obciąć.
— Zapomniałem.
— Lubię cię — oznajmił. Serce mi zabiło szybciej. Zachowałem jednak
pokerową twarz i skinąłem głową.
— Ja ciebie też lubię.
Chyba zdaliśmy sobie sprawę, że powiedzieliśmy za dużo, bo Gabriel
zarumienił się i podrapał po głowie.
— Dobra. Moja rola na dziś skończona. Erm… Idę… sobie już. Tak, hm…
— Dobra — pokiwałem głową.
— Dobranoc!
— Dobrej nocy.
Opuścił mój pokój zdecydowanie szybkim krokiem. Opadłem na łóżko i
schowałem twarz w dłoniach. Co się dzieje? Czemu jego obecność jest dla mnie
taka miła? Jasne, był gejem. I był też przystojny. I cholera, tak dobrze
wyglądał bez ubrania… Ale dopiero co zerwał z chłopakiem! Nie powinienem być
jak sęp.
Ale nie mogłem wyrzucić z głowy wizji, że razem siedzimy w restauracji.
Razem idziemy do kina lub po prostu razem oglądamy film.
Z zamyśleń wyrwały mnie odgłosy rozmowy na korytarzu, a potem otwierane
drzwi. Do pokoju wszedł Marek. Rozejrzał się, dostrzegł mnie i wyszczerzył
zęby.
— Oto i nasz kaleka — zaśmiał się, zdejmując kurtkę. — Gabriel stał pod
naszymi drzwiami, chyba się wahał, czy nie wejść.
— Naprawdę? — zaskoczyło mnie to. Gabriel chciał tu wrócić?
— No. Spłoszyłem go. Pomykał przez korytarz jak sarenka. Czegoś od ciebie
chciał? — rzucił to pytanie mimochodem, ale oczekiwał mojej odpowiedzi. Czułem
to.
— Nie wiem — odpowiedziałem.
Zaśmiał się pod nosem, a potem zgarnął swoje piżamy.
— Idę pod prysznic. Ty też się wykąp.
— Dobrze, mamo Marku.
Ponownie się zaśmiał i wszedł do łazienki. W tym czasie udało mi się
stanąć na nogach, zgarnąć swoje rzeczy i płynnym ruchem minąłem Marka w
drzwiach, gdy ten skończył. Rozebrałem się i wlazłem pod prysznic. Czułem od
siebie ognisko. W głównej mierze. Bałem się jednak, że spłuczę też z siebie
przyjemny zapach Gabriela.
Pojawił się przed moimi oczami.
— Och, nie — jęknąłem. — Och, nie… — spojrzałem w dół. — Nie. Dzielę
łazienkę z Markiem… nic z tego…
Wymyłem się najszybciej jak mogłem, pognałem do swojego łóżka i zakryłem
czerwoną twarz. Marek obserwował mnie rozbawionym wzrokiem.
— Chcesz o tym pogadać?
— Nie ma o czym.
Zachichotał.
— Spoko. Po prostu pomyślałem, że ten STOIcki spokój ci się kiedyś
znudzi. Czasem trzeba STANĄĆ na wysokości zadania, wiesz? I pozwolić tej
NABRZMIAŁEJ chęci się wyzwolić…
— Zamknij się — syknąłem.
— Boże, ty go lubisz.
— Kogo? — spytałem.
— Nie udawaj tłuka. Gabriela!
Milczałem chwilę. Schowałem się głębiej pod kołdrę.
— Wcale nie…
— Spokojnie, tsundere — wskazał na siebie kciukiem. — Rozmawiasz z
najlepszą swatką pod słońcem!
— Zeswatałeś kiedyś kogoś?
— Dawida i Lidię. Pracuję teraz nad oczywistością „Samson i Roksana”. Ale
ty i Gabriel będziecie wyzwaniem.
— Naprawdę nie musisz. Nie lubię go, aż tak…
— Jasssssssssssssssssssne — odparł. — Nie martw się! Postawiłeś na
właściwego konia!
Rzuciłem w niego poduszką, aby w końcu się przymknął. Usłyszałem w
odpowiedzi serdeczny, przyjacielski śmiech.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och to było cudowne, coś mi się wydaje że Gabriel chciał wrócić i na przykład powiedzieć że mu się poda, a Marek och...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie