wtorek, 10 marca 2020

Brakujący element - Rozdział 25 - Ośrodek


Rozdział 25 — Ośrodek


Nasza podróż w góry zaczęła się wczesnym rankiem. Mój tata podwiózł mnie, Marka i Gabriela pod szkołę gdzie czekał na nas autobus. Na parkingu przed szkołą znajdowała się już reszta naszej drużyny. Wszyscy ubrani byli ciepło bo poranek był niezwykle mroźny.
— Nikogo nie brakuje? — zapytała nasza trenerka. Po szybkich obliczeniach — byli wszyscy w tym regularni gracze jak i rezerwowi. Nasz medyk i menadżerka podskakiwali w miejscu, aby było im cieplej. Nie czekając dłużej, spakowaliśmy nasze bagaże i wsiedliśmy do środka. Pomachałem jeszcze przez okno ojcu, a kilka minut później ruszyliśmy. Pożegnała nas nawet sama pani dyrektor i zaspany Gerard, który zasnął na stojąco, gdy już odjeżdżaliśmy. Ocknął się, gdy dyrektorka klepnęła go w tył głowy.
Miejsca w autobusie były podwójne, a więc usiadłem razem z Markiem, który od razu zasnął twierdząc, że taka pora wstawania to zdecydowanie za wcześnie. Istotnie, słońce dopiero co wschodziło malując niebo na złoto i czerwień. Przypomniało mi się, że jak głupi czekałem kiedyś pod księgarnią na piątą część Harry’ego Pottera, której oficjalna premiera odbyła się w Polsce o szóstej nad ranem. Również zimą.
Musiałem przyznać, że sam bym zasnął, gdyby nie to, że zaraz obok nas siedzieli Dawid i Filip. Rozmawiali głośno i zdążyli się już o coś pokłócić. Przed nami siedział Cyrus z Samsonem, ale oni dyskutowali względnie cicho. Natomiast za nami siedział Gabriel. On również poszedł spać, a że miał dwa miejsca dla siebie, było mu znacznie wygodniej.
Rezerwowi rozmawiali z tyłu z Roksaną, a jej brat co jakiś czas rzucał w tamtym kierunku czujne spojrzenia. Jak zwykle był przesadnie opiekuńczy i nie brał pod uwagę, że ona, a także rezerwowi są z równoległych klas.
Ponieważ nie bardzo miałem co robić, a czekało nas prawie osiem godzin podróży, zacząłem czytać książkę. Jedną z tych, która została mi kiedyś polecona, a w końcu miałem czas nadgonić. Tym bardziej, że semestr się skończył, a wszystko udało mi się zaliczyć. Wygraliśmy również mistrzostwa Warszawy i będziemy reprezentantami miasta w zawodach wojewódzkich. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że Cyrus nie da nam dużo czasu na odpoczynek.
— Natan — usłyszałem swoje imię i uniosłem wzrok. Wpatrywał się we mnie Filip.
— Tak?
— Rozstrzygnij spór — poprosił.
— Jaki?
— Blondynki czy brunetki?
Spojrzałem ponad ramię Filipa, a Dawid również wpatrywał się wyczekująco.
— Brunetki — odparłem.
— Ha! — ryknął Dawid. — Mówiłem!
— Ej, ej, ej! — sprzeciwił się Filip. — Naaat, miałeś być po mojej stronie!
— Skąd mogłem wiedzieć, która to twoja strona?
— Uch… ty to jesteś, Nat — westchnął. — Dobra, a co czytasz?
— Igrzyska Śmierci…
— Cóż za niesamowicie pozytywna nazwa — skomentował.
— Słyszałem o tym — stwierdził Dawid. — Podobno niezłe.
— Zapowiada się ciekawie — przyznałem.
I faktycznie tak było. Po kilku godzinach zamknąłem książkę i westchnąłem z zadowoleniem.
Jak sięgałem pamięcią, nie często brałem udział w wycieczkach szkolnych, które obligowały nas do spędzenia połowy dnia w autobusie. Dlatego nie wiedziałem co należy robić i po prostu rozmawiałem. Marek kupił wczoraj magazyn koszykarski „Basket”*, a więc przeczytaliśmy wspólnie artykuły i omówiliśmy je. Z satysfakcją stwierdziliśmy, że zostało tam wspomniane nasze zwycięstwo w mistrzostwach miasta. Z większym zaskoczeniem odkryliśmy krótki wywiad z Brunem, który został ochrzczony „Samotnym zwycięzcą”. Wzięło się to od tego, iż redaktor stwierdził, że Bruno byłby zdolny samemu pokonać drużynę przeciwną co udowadniał we wszystkich meczach eliminacyjnych. Jak zapewniał dziennikarz — Przegrana w finale rozpaliła w młodym graczu jedynie chęć do dalszej walki i doskonalenia się, dzięki czemu — jesteśmy pewni, że Bruno za rok odbierze swój tytuł Mistrza Warszawy.
— Masz wrażenie, że ten kto to pisał jest stronniczy?
— A które gazety nie są? — spytałem. — W każdym razie, Bruno ma już swój pierwszy wywiad.
— Bruno ma wywiad? — jęknął Filip. — A ja? Ja bardziej zasługuje na wywiad!
— Jesteś taki problematyczny… — westchnął Dawid.
Po pokonaniu kilkuset kilometrów, przejechaniu wielu miast, zmianie kształtu terenu i kilku postojach dotarliśmy do Karpacza. Nasz ośrodek położony był na jednym z wielu wzniesień i prezentował się naprawdę dobrze. Dlatego, gdy całą drużyną stanęliśmy przed wjazdem zrobiliśmy wspólne, gromkie: „łaaaaaaał”.
Ośrodek był spory, widać było hale. W większości zrobiony był ze szkła i drewna. Przez wielkie szyby mogliśmy zajrzeć na basen i dostrzec korytarze. Teren wokół był naprawdę przestronny. Rosło tu wiele drzew iglastych, które oddzielały budynek od miasta. Latem musiało tu być naprawdę pięknie i zielono. Wszystko było dobrze oświetlone.
— Nic dziwnego — skomentował Filip i wskazał na wielką żółtą tabliczkę. — Projekt dofinansowany przez Unię Europejską. Wszystko jasne.
Pokiwaliśmy głową z uznaniem.
Zgarnęliśmy swoje bagaże i przeszliśmy do części hotelowej. Przywitała nas srogo wyglądająca ekspedientka, która miała słodki i cichy głosik. Sądząc jednak po jej sylwetce bardzo dbała o zdrowy tryb życia. Nadszedł kulminacyjny moment rozlokowania nas wszystkich w pokojach.
Mateusz, Radek i Paweł dostali trzyosobowy pokój na najwyższym piętrze. Dawid i Filip oczywiście jako najlepsi przyjaciele dostali pokój we dwóch i z udawanymi jękami powlekli się po schodach.
— Tylko nie chrap — burknął Dawid.
— Ja nie chrapię! A ty uważaj, aby nie zmoczyć łóżka — prychnął w odpowiedzi Filip. Dawid drgnął.
— Miałem osiem lat, dobra?! Mówiliśmy już o tym!
Kolejna trójka przypadła Cyrusowi, Samsonowi i Gabrielowi. Ostatnia dwójka wpadła w moje ręce wraz z Markiem.
Z kolei kobiety — Roksana i trenerka dostały pojedyncze pokoje. I tak oto wszyscy zostaliśmy rozlokowani.
Nasz pokój wyglądał naprawdę dobrze. Był czysty i pachniał świeżością. Dwa łóżka stały po przeciwnych stronach zaraz pod oknami. Każdy z nas miał szafkę nocną i biurko. Szafa była wspólna tak samo jak pachnąca od środków czystości łazienka.
— No, mój niski przyjacielu — poklepał mnie po głowie. — Nieźle się urządziliśmy.
— Moje łóżko po prawej — oznajmiłem. Nie było naprzeciw drzwi, a mnie to bardzo satysfakcjonowało. Marek zgodził się bez problemu. Odkręciliśmy kaloryfer, aby w pokoju zrobiło się cieplej. Mój przyjaciel padł na łóżko i przeciągnął się, a ja zacząłem się powoli rozpakowywać.
— Ach! — ziewnął głośno. — Cyrus ma przyjść i poinformować nas o planie dnia. I tygodnia, tak właściwie.
— Mam nadzieję, że nie planuje dzisiaj treningu.
Na szczęście nie planował. Za to stawiliśmy się w świetlicy na obiadokolację. Zjedliśmy wszystko, nie oszczędzając nawet baru sałatkowego. Byliśmy bardzo głodni, a przez większość dnia nie mieliśmy nic w ustach.
Później przeszliśmy się przejść po ośrodku, aby dowiedzieć się jakie atrakcje dla nas skrywał. Poza profesjonalnym boiskiem do koszykówki, które mogło również spełniać podobną rolę dla innych sportów, był tu również basen, mała kręgielnia i siłownia. Nie poskąpiono nawet na jacuzzi i saunę.
— Jesteśmy w raju — westchnął Filip. — Możemy nawet zgłosić się na masaż! — dodał, gdy dostrzegł tabliczkę informacyjną.
— Mamy Samsona — stwierdził Cyrus.
— Tak, ale to facet. A tutaj mogą być młode masażystki, które będą chciały wymasować plecy mistrzów koszykówki jednej ze stolic Europy — przeciągnął się zadowolony.
— Musisz sobie koniecznie znaleźć dziewczynę — zgasił go Dawid.
— Odezwał się. Ma dziewczynę od miesiąca i szpanuje — prychnął.
— Panowie — przerwała im trenerka. — Bądźcie cicho. — Teraz zwróciła się ku nam, a z kieszeni wyjęła plastikowe karty, podobne do tych kredytowych. — Tutaj macie wejściówki. Możecie korzystać ze wszystkich atrakcji, ale musicie mieć karty, dlatego nie zgubcie ich. Są na smyczach, więc będzie łatwiej, ale i tak proszę ich nie zgubić. Siłownia, basen, sauna i boiska będą dla was. Jutro postaramy się wyskoczyć na narty, oczywiście to zależy od pogody. Dzisiaj macie już wolny wieczór. No i… — popatrzyła po nas. — Rozumiem, że większość z was ma już ukończone osiemnaście lat, ale byłoby miło, gdybyście mnie informowali o wszelkich wyjściach, nawet na terenie ośrodka. To tak dla bezpieczeństwa ogólnego, rozumiemy się?
Wszyscy pokiwali głowami.
— Świetnie. Macie czas wolny. Na terenie ośrodka — uśmiechnęła się do nas, a sama ruszyła w nieznanym nam kierunku.
Nasz pobyt tutaj miał trwać dziesięć dni. Mogliśmy w nagrodę korzystać ze wszystkiego za darmo co dało mi do myślenia. I naprawdę czułem się dobrze, że ktoś docenił naszą ciężką pracę.
Jeszcze tego samego wieczora regularni gracze poszli na basen. A to znaczy, że znów mogłem ich poobserwować bez większej ilości ubrań. Na basenie była również, jak się okazało dzięki wywiadowi Filipa, grupa dziewczyn cheerleaderek. One z kolei przybyły tutaj ćwiczyć układy i trochę się zrelaksować.
Siedziałem na skraju basenu i obserwowałem jak reszta się bawi. Ganiali się w wodzie, a jak wiadomo, to jest trochę trudne. Nawet Cyrus dołączył do gonitwy. Parę minut później zmienili zabawę. Filip wlazł na ramiona Dawida, Cyrusa na ramiona Marka, a do mnie podpłynął Gabriel.
— Potrzebuję cię.
Uniosłem brwi.
— To mi nawet schlebia…
— Musisz mi usiąść na barkach — odwrócił się plecami. — Robimy bitwę.
— Bitwę?
— Wskakuj, nie gadaj.
Pokiwałem głową i z pewnym wahaniem wskoczyłem na jego barki. Złapałem się jego czoła i próbowałem utrzymać równowagę. Jego ciało było takie przyjemne i ciepłe.
— Jakie są zasady?
— Serio nie wiesz? — zaśmiał się. — Musisz przewrócić Cyrusa i Filipa. Ostatni na nogach, wygrywa.
— Och…
I bitwa rozpoczęła się. Nie było to łatwe, zważywszy na to, że obaj moi przeciwnicy byli silniejsi. A czułem, że Gabriel ma w sobie silnego ducha walki i nie chce ponieść porażki. Pierwsi polegli Filip z Dawidem. Obaj wylądowali pod wodą, gdy Marek i Cyrus natarli na nich z całą siłą.
— Zostaliśmy tylko ty i ja, Nat — oznajmił Cyrus. — Chyba nie wrzucisz kapitana do wody?
— Nie daj się omamić, Nat! — krzyknął Gabriel i uśmiechnął się groźnie. — Atak!
Nie mogłem tego powstrzymać, bo to Gabriel kierował. Natarliśmy na nich, chwilę się siłowaliśmy, a potem Cyrus i Marek wpadli do wody. Gabriel ryknął z radością, a ja prawie z niego spadłem..
— Spokojniej…
— Wlazłeś ty dzisiaj do wody? — zapytał, unosząc głowę.
— Nie… — odparłem powoli.
Puścił mnie i strącił ze swoich pleców. Wleciałem do wody i kiedy z niej wypłynąłem moje włosy zasłoniły oczy. Wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać, a potem Gabriel mnie rozczochrał. Dzięki temu nawet dziewczyny obok pisnęły ze śmiechu.
— Ekstra…
— Wyglądasz kawaii — zaśmiał się Marek.
Na basenie byliśmy jeszcze pół godziny. Nawiązaliśmy drobny kontakt z dziewczynami, ale nie za wiele się odzywałem. Głównie słuchałem reszty. Dopiero późnym wieczorem wróciłem z Markiem do pokoju. Byliśmy po środku, między Dawidem i Filipem, a Gabrielem, Samsonem i Cyrusem.
Marek wziął prysznic jako pierwszy, a potem wyczłapał się stamtąd powolnym krokiem. Był bardzo senny, dlatego, gdy sam skończyłem się przygotowywać do snu, Marek już spał. Dołączyłem do niego, w swoim ciepłym i miękkim łóżku.

***

Następny dzień był pełen atrakcji. Od rana ruszyliśmy na narty. I podobnie do Dawida, nie czułem się w tym pewnie, dlatego pomagał nam młody instruktor. Reszta śmigała bez większych przeszkód. Podziwiałem Gabriela, który faktycznie zjeżdżał ze stoku profesjonalnie. Mi raczej szło pokracznie.
Po nartach wróciliśmy na obiad, a Cyrus oświadczył, że dziś wieczorem czeka nas trening. Powitaliśmy tą wiadomość z umiarkowaną radością. Jednak nasz kapitan załatwił, aby boisko było wolne po siódmej wieczorem. O tej właśnie godzinie się tam zebraliśmy. Cyrus już na nas czekał. Na trybunach zasiadły cheerleaderki i obserwowały nas chichocząc pod nosem.
— Wszyscy są, bardzo dobrze — pokiwał głową. — Dzisiaj poćwiczymy waszą celność. Zauważyłem, że podczas finału mieliście z tym problemy. Przynajmniej większość z was. — Z szacunkiem skinął głową w stronę Marka. Ten podrapał się po głowie.
— Tylko rzuty? — spytał Dawid. — Nie ma sprawy.
— Trochę dzisiaj to urozmaicimy — dodał, gdy rzucił piłkę do Dawida. — Kto nie trafi robi dziesięć pompek.
— Że co?! — ryknęliśmy.
— Do boju — oznajmił Cyrus.
Zdecydowanie zaniżałem poziom drużyny. Większość trafiała, Marek zawsze. Jednak ja miałem z tym niesamowity problem. Na pięć rzutów oddawałem dwa poprawnie. Skończyło się to tak, że po godzinie treningu moje dłonie drżały od ilości pompek. Cyrus był na tyle dobrym kapitanem, że sam za kare robił piętnaście pompek, aby pokazać, że zasłużył na swój tytuł.
Po zakończeniu padłem na parkiet i oddychałem ciężko. Zaraz obok mnie Filip, któremu też nie szło tak dobrze.
— Nat… powiedz mojej rodzinie, że ją kocham…
— O ile sam przeżyje…
— Natan, Filip. — Nad nami stanął Cyrus. — Obawiam się, że musimy zorganizować sobie dodatkowe treningi, prawda?
— Uch… — jęknąłem.
— Kapciu! Kaaaapciu! — Filip uniósł dłonie. — Kapciu Cytrusie, litości.
Cyrusowi drgnęła brew.
— Bez dyskusji. Jutro wieczorem dodatkowe zadanie dla was — obrócił się w stronę Marka. — A ty, marsz ze mną.
— Hę? Ale ja nic nie zrobiłem!
— Twój talent jest bezbłędny, ale to nie znaczy, że nic nie będziesz robił. Celność jak zawsze w stu procentach efektywna. Ale twoje podania…
— Co z nimi? — jęknął.
— Poćwiczymy je teraz. Reszta może iść spać — oznajmił. Marek westchnął i podrapał się po głowie, zgodził się krótkim skinieniem. Gdy opuszczałem boisko usłyszałem jak Cyrus zaczyna ćwiczenia.
Nim udałem się do swojego pokoju zszedłem na parter do baru. Chciałem kupić sobie jeszcze butelkę wody. Miła ekspedientka, trochę już zaspana, podała mi napój i pożegnałem ją krótkim dobranoc. Otworzyłem butelkę i popijając ruszyłem korytarzami. Ośrodek musiał być pełen, bo mijałem pokaźną ilość młodych ludzi. Dziewczyn i chłopaków, którzy wyglądali na zmęczonych, ale i zadowolonych.
Zakładam, że ich dzień wyglądał podobnie do mojego. Dużo wysiłku fizycznego nagrodzonego wolnym wieczorem. Nie wiedząc czemu dotarłem do czegoś na wzór tarasu. Śnieg chrupał pod moimi nogami, a ja popijałem napój. Było mi trochę zimno, ale przyjemne powietrze gór i chłodu bardzo kusiło. Zapiąłem bluzę i zatrzymałem się. Z moich ust wylatywała para. Spojrzałem w ciemne niebo. Nie widziałem gwiazd, ale musiałem przyznać, że góry wyglądały pięknie. Zapatrzyłem się na nie chwile, mimo iż zaczęło mną trząść z zimna.
— Nie powinieneś tu być po treningu — usłyszałem za sobą. Obejrzałem się powoli. Ku mnie szedł Gabriel. Cisnął we mnie bluzą. — Będziesz chory.
Zdjąłem bluzę z twarzy.
— A ty nie będziesz? — zapytałem. Mimowolnie poczułem zapach jego ciała, którym przesiąkło jego ubranie.
— W porównaniu z tobą, mam jeszcze mięśnie poza kośćmi i skórą.
Pokręciłem głową. Oddałem mu bluzę.
— Dziękuję. Nie skorzystam.
— Jak wolisz — założył bluzę z powrotem. — Chciałem być miły.
— Jesteś.
Uśmiechnął się, a potem sam spojrzał w stronę gór.
— Cholera, Cyrus dał nam dzisiaj wycisk.
— Tak — zgodziłem się i podsunąłem mu butelkę z napojem. Upił łyk ode mnie, a ja znów pomyślałem o pośrednim pocałunku. Przełknąłem ślinę, gdy zwrócił butelkę. O czym ja myślę? Czemu tak myślę?
— Ogarniasz?
— Proszę? — spojrzałem na niego, mrugając oczami.
— Słuchasz co do ciebie mówię?
— Przepraszam… zamyśliłem się.
— Za często…
— Przepraszam, wiem — dokończyłem za niego z lekkim westchnięciem. — Chyba tylko przy tobie.
Spojrzał na mnie, a potem odwrócił szybko wzrok.
— Nie musisz mnie za nic przepraszać.
Milczeliśmy chwilę.
— Jak sprawy z twoim chłopakiem?
Spojrzał na mnie zaskoczony, a potem podrapał się po głowie.
— No tak, przecież ci mówiłem o tym. Wiesz — pomyślał chwilę. — Nie jesteśmy ze sobą już prawie miesiąc. Chociaż dalej wydzwania i pisze smsy. To takie… denerwujące. Nie chce się odczepić.
— Rozmawiałeś z nim?
— Ciężko to nazwać rozmową — odparł. — Ale miałem tego dość.
— To zrozumiałe. Też nie lubię problemów. Zwłaszcza tych powtarzających się.
— A więc mamy ze sobą coś wspólnego — zaśmiał się.
Zamilkliśmy. Mimo ogólnego zimna na dworze, było mi całkiem ciepło. Musiałem przyznać, że obecność Gabriela rozgrzewała moje ciało. Podrapałem się po głowie, nie będąc pewnym co właśnie robię.
— Chyba już mi się zimno zrobiło… — skłamałem.
— A więc do środka — stwierdził.
Obaj znaleźliśmy się w jednym z oświetlonych korytarzy. Zacząłem się denerwować jego obecnością. Oto szedł koło mnie Gabriel. Gej. Całkiem przystojny i dobrze mi znany. Do którego wbrew wszystkiemu zbliżałem się z każdym dniem. Jednak on nie wyglądał na osobę, która mnie lubiła. Wiele sobie powiedzieliśmy, ale nie byłem pewien ile to dla niego znaczyło.
— Dobra, Natan — przeciągnął się. — Idę spać… Cyrus robi nam zawsze pobudkę o siódmej. Dziwne, że jeszcze was tak nie budził.
— Może próbował. Ale ja i Marek mamy twardy sen.
— Dobranoc!
— Dobranoc — odparłem. Obserwowałem jego plecy, aż zniknęły za drzwiami. Westchnąłem i otworzyłem drzwi do swojego pokoju. Było już ciemno i usłyszałem ciche chrapanie. To znaczy, że Marek już skończył trening. Zapaliłem sobie światło w łazience, aby móc się przebrać. Zerknąłem w stronę Marka.
Spał. Odkryty. Jego muskularne ciało pięknie się prezentowało w półmroku. Jedynie zielone, obcisłe bokserki zakrywały jego ciało. Westchnąłem do siebie w myślach. Z kimkolwiek Marek by nie skończył, zadowoli każdą dziewczynę, sądząc po sporym wybrzuszeniu. Odwróciłem wzrok i skarciłem się w głowie za swoje myśli. To mój przyjaciel! Nie mogę tak na niego patrzeć.
Ale z drugiej strony… co się oszukiwać?
Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do łóżka. Westchnąłem i zasnąłem.
Okazało się, że Gabriel miał racje. Cyrus faktycznie przyszedł nad ranem, informując nas, że nie możemy marnować dnia. Tym razem czekał nas dzień poza ośrodkiem. Spacer po mieście i okolicach. Po zwiedzaniu i sesji fotograficznej, wstąpiliśmy na obiad do jednej z wielu knajp. Narobiliśmy trochę hałasu, zwłaszcza, gdy odkryliśmy, że organizowane tutaj jest karaoke. Filip pierwszy rzucił się do mikrofonu, a zaraz za nim Dawid i Marek.
Nie mogliśmy tu jednak zostać zbyt długo, bo Cyrus nalegał abyśmy zwiedzili Świątynie Wang. Oczywiście tak się stało, bo nikt nie potrafił sprzeciwić się Cyrusowi. Po południu wróciliśmy do ośrodka i zaczęliśmy trening. Kapitan nie pozwalał nam odetchnąć, ani pysznić się wygraną w mistrzostwach miasta. Sprowadził nas na ziemię ciężkimi ćwiczeniami. Później zostałem na sali z nim i Filipem, ze względu na nasz dodatkowy trening. Musieliśmy podawać do siebie piłkę, a potem w ruchu trafić do kosza. Nie było to łatwe, ale nabrałem pewności siebie, gdy Cyrus pochwalił moje rzuty.
Do pokoju wróciłem zmęczony. A w nim zastałem resztę drużyny. Większość była już w piżamach.
— Jak tam trening? — spytał Dawid, popijając Pepsi.
— Wyczerpujący — opadłem obok niego na podłogę. Łóżka służyły nam za oparcie. — Żałuję, że nie mam takiej celności jak wy.
— Nauczysz się. — Marek poklepał mnie po głowie. Naprzeciw siedział Gabriel i jadł chipsy. Zdaje się, że w naszym pokoju zostało zorganizowane małe posiedzenie. Ktoś zapukał w drzwi, a potem je otworzył. Pojawił się Filip.
— Impreza beze mnie? — jęknął. — Nie godzi się — usiadł koło Gabriela. — Cyrus jest tyranem! Jak się z nim mieszka? — zapytał sąsiada.
— Normalnie — wzruszył ramionami. — Jest bardzo schludny. I dba o najmniejszy szczegół. Trochę pedant z niego. Pościel ma zawsze ułożoną w kostkę.
— Nie spodziewałem się po nim niczego innego. Pan Idealny. — Filip sięgnął po chipsa. — Która z cheerleaderek wam się podoba? Mnie ta brunetka z naprawdę sporymi oczami.
— Widać nauki Cyrusa nie poszły w las. Przynajmniej nie mówisz już „wielkie cyce” — pochwalił go Dawid.
— No dobra. To które wam się podobają?
— Ja mam dziewczynę. — Dawid uniósł dłonie. — Nie interesuje mnie żadna inna.
— Zrobiłeś się taki nudny. A tobie, Marku?
— Wiesz dobrze, że lubię Felicję — odparł mój współlokator.
— A ty, Gabi? Jak po rozstaniu?
— Ty chyba chcesz zarobić plombę? — warknął groźnie. — Nic ci do tego, jasne? Nieważne czy jesteśmy w tej samej drużynie czy nie! To nie jest twoja sprawa!
Filip zamarł i odsunął się trochę.
— Dobra, zluzuj — odpowiedział zaskoczony tym atakiem. — Byłem ciekaw. W każdym razie. — Szybko zmienił temat. — Cyrus mówił coś o wycieczce w góry. Co wy na to?
— Jestem za. Lubię góry — uśmiechnął się Marek. — Ale pewnie skończymy po czeskiej stronie. Znając Cyrusa wyprowadzi nas daleko, daleko.
— Może poprosimy go, aby zluzował? — zaproponował Filip. — Wyciągnijmy go na miasto. Potańczymy, pośpiewamy. Zrzucimy z siebie trochę pary.
— To nie jest, aż taki głupi pomysł. Która godzina?
— Dopiero po dziewiątej — spojrzałem na zegarek. — Ale ja jestem zmęczony…
— Dzisiaj nie, ale jutro? Co wy na to? I bierzemy Cyrusa! Czy my kiedyś z nim byliśmy na mieście?
— Chyba nie — zastanowił się Dawid. — Nie kojarzę tego przynajmniej. Poza Sylwestrem, ale to oczywistość. Cyrus zawsze unikał wyjść. Ale może tu się zgodzi?
Po krótkich ustaleniach stwierdziliśmy, że o ile Cyrus nie przeciągnie nas na czeską stronę, to idziemy na miasto. Wszystkim ten pomysł przypadł do gustu, tym bardziej, że mieliśmy okazje poznać nowe kluby.
Dopiero po północy wszyscy wrócili do swoich pokojów. A to oznaczało, że dopiero mogłem się zebrać do snu. Marek bez większych oporów rozebrał się przy mnie do bokserek i ziewnął potężnie drapiąc się po brzuchu.
— Nie przeszkadza ci to? — spytałem.
— Hę? Co? — zdziwił się.
— No… jestem gejem — spojrzałem w innym kierunku. — I…
— Daj spokój — usiadł na łóżku i uśmiechnął się do mnie. — Jesteśmy przyjaciółmi. Nie mam oporów.
Pokiwałem głową.
— Ale muszę przyznać, że gdybym był gejem byłbyś pierwszym, do którego bym zarywał — dodał po namyśle. — Serio.
— Heh… nie ma we mnie nic niezwykłego…
Marek pokręcił głową.
— Podoba ci się ktoś? — spytał nagle. Przed oczami pojawił mi się Gabriel. Nie wiedziałem czemu. To było moje pierwsze skojarzenie. Jak to się stało, że tak nagle się do niego zbliżyłem? Kiedy przegapiłem moment, że faktycznie zaczął mi się podobać? W ogóle był taki moment?
Zmarszczyłem czoło i pokręciłem głową. Marek westchnął ciężko.
— Nie umiesz kłamać, Nat.
Spojrzałem na niego ponuro. Przyjaźniliśmy się raptem kilka miesięcy, a już umiał czytać ze mnie jak z książki. Dokładnie wiedział co mnie boli, czy kłamię, czy jestem zadowolony czy nie — nie było dla niego istotne to, że przeważnie miałem obojętny wyraz twarzy.
— Ale dobra, nie będę cię męczył — uniósł dłonie. — Najważniejsze, abyś czuł się komfortowo.
Skinąłem głową, a ten gest zakończył dyskusje. Położyliśmy się spać.
Następnego dnia Cyrus zorganizował dla nas trening na basenie. Pod czujnym okiem Samsona i trenerki wykonywaliśmy ćwiczenia w wodzie co było trzy razy bardziej męczące niż na powierzchni. Opór wody spowalniał nasze ruchy, a przez to musieliśmy zużywać więcej energii. Po godzinie takich mordęg, dostaliśmy czas wolny. Dopadłem brzegu i wyszedłem na ławkę po swój ręcznik.
— Nat, idziemy do sauny! — oznajmił Marek.
— Odpadam. Prędzej się uduszę.
Zaśmiał się głośno i uderzył mnie w plecy. Obserwowałem jak z Filipem i Gabrielem znikają w jednym z korytarzy. Za to przysiadł się do mnie Dawid i przeciągnął się. Cyrus rozmawiał o czymś z trenerką.
— Na pewno planuje kolejne katusze — zauważył Dawid. — Hej, Natan, zawsze chciałem cię o coś zapytać.
— O co chodzi?
— Słyszałem, że nasze liceum, to twoje trzecie. Czemu?
— Och — pokiwałem powoli głową i wbiłem wzrok w taflę wody. — Po prostu w pierwszej klasie uważali mnie za dziwaka. Zmieniłem szkołę. A potem po zakończeniu drugiej przeprowadziłem się do Warszawy. I w sumie to tyle.
— Jak się z tym czułeś?
— Całkiem dobrze. Lubię to liceum. Żałuję jedynie, że będę tu rok.
— Zawsze możesz nie zdać — zaproponowała, a potem dodał, że żartuje, gdy tylko dostrzegł mój wzrok.
— Też się ciebie chciałem o coś spytać — oznajmiłem.
— Hm?
— Jak to się stało, że przyjaźnisz się z Filipem? Wyglądacie na bardzo zżytych.
Dawid zaśmiał się ochryple.
— A wiesz, to żadna fascynująca historia. Nasze mamy znają się od dawna. Właściwie jeszcze z liceum. No i zaszły w ciążę w tym samym roku, ale ja urodziłem się w maju. A Filip w listopadzie. Kiedy miałem roczek czy półtora, moja mama dostała świetną ofertę pracy. Ale taką, wiesz… od zaraz. No i nie miał się mną kto zająć. A więc opiekowała się mną mama Filipa. I większość swojego dzieciństwa spędziłem u niego w domu. Dlatego już od najmłodszych lat bawimy się razem — westchnął, gdy wrócił do tych wspomnień.
— Podczas finału powiedziałeś, że Filip był popychadłem.
— Ha, ha — zaśmiał się. — Trochę był. Moja mama zawsze mówiła na niego „uroczy blondynek”. Na placu zabaw dostawał bęcki od starszych kolegów, aż nie postawiłem się po jego stronie. Zrobiłem porządek, a co! I Filip zawsze był cichy, dopiero w liceum stwierdził, że nie może cały czas żyć w cieniu. No i teraz obserwujesz efekt jego transformacji. Nie ważne jak… bezpośredni by był, wiem, że ma dobre serce. Jest dobrym człowiekiem. No i moim najlepszym przyjacielem. Co roku w wakacje robimy sobie zdjęcie pod takim drzewem w Łazienkach. Nasze mamy brały nas tam na spacery i tak jakoś ukształtowała się ta tradycja. No i to ja wciągnąłem go w koszykówkę. Na początku zapisał się tylko dlatego, że jest całkiem wysoki. A potem rozwinął skrzydła i był najszybciej rozwijającym się graczem. Tak, jego talent jest fascynujący — spojrzał na mnie z zakłopotaniem. — Przepraszam! Rozgadałem się.
— Nie ma sprawy. Dobrze jest czasem posłuchać o pozytywnych rzeczach. A prawdziwa przyjaźń jest rzadko spotykana.
— Dobra, mówisz naprawdę krępujące rzeczy jak gdyby nigdy nic — podrapał się po głowie i się zarumienił. — Ale dzięki — westchnął i wstał. — Idę sprawdzić co ten dureń robi. Dobrze wie, że nie potrafi siedzieć długo w saunie.
Zostałem sam na basenie. Oparłem się na leżaku i wsłuchiwałem się w pływanie innych osób. Prawdę mówiąc byłem pod wrażeniem jak silne więzy przyjaźni łączą Dawida i Filipa. Czy coś takiego łączy mnie z Markiem? To chyba niemożliwe, ze względu na to, że znamy się kilka miesięcy. A tamta dwójka całe życie.
Tego wieczora po treningu z Cyrusem przez który nie mogłem ruszać nogami, okazało się, że nawet nasz kapitan ma ludzką twarz. W tajemnicy przed nami zorganizował ognisko i zaprosił na nie inne grupy sportowe. Dlatego po siódmej wieczorem skierowaliśmy się do altanki, która kryła się wśród lasu, a właściciele ośrodka rozpalili nam naprawdę wielkie ognisko. Było tutaj koło trzydziestu osób i dzięki temu było naprawdę ciepło. Moja drużyna szybko złapała kontakt z innymi ludźmi. Była to młodzież w naszym wieku lub ciut młodsza, ale nie przeszkadzało nam to w przyjemnym spędzeniu czasu.
Każdy zjadł po pieczonej kiełbasce (którą poparzyłem sobie język) i wypił piwo. Nawet Cyrus przymknął oko na nasze niezdrowe odżywianie się, chociaż sam zjadł jedynie pieczony chleb.
Lubiłem obserwować moich znajomych. Filip prowadził niezdarne zaloty w stronę grupki dziewczyn. Dawid, powiedzmy, że go wspierał swoją obecnością, ale co chwila pisał smsy z Lidią. Uśmiechał się pod nosem, a potem szybko odpisywał.
Cyrus i Samson za to zostali otoczeni przez cheerleaderki i z fascynacją słuchały ich historii o zdobyciu mistrzostwa miasta. Sam fakt, że Cyrus był kapitanem budził w dziewczynach głośne westchnienia i gwarantował maślane spojrzenie. Samson za to pomasował barki jednej z dziewczyn, a reszta ustawiła się w kolejce. Robił to ze skrępowaniem co chwilę zerkając na Roksanę, ale ona zdawała się tego nie dostrzegać, zbytnio zajęta rozmową z nowo poznanymi chłopakami, którzy byli snowboardzistami.
Marek znalazł kolejne osoby, które interesowały się anime, a więc odleciał do swojego świata. Jedynie ja i Gabriel siedzieliśmy koło siebie, głównie w milczeniu.
Przerwało nam to wibracje mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz.
— Bazyli — stwierdziłem. Gabriel pokiwał powoli głową.
— Czego chce?
— Spytać jak wyjazd — odpowiedziałem po przeczytaniu krótkiej wiadomości.
— I co mu odpiszesz?
— Że wszystko w jak najlepszym porządku — odparłem. Wysłałem wiadomość i zacząłem z Gabrielem luźną rozmowę o ośrodku. Co nam się podoba, a co nam się bardzo podoba. Nie znaleźliśmy rzeczy, która by nam nie przypadła do gustu. Po trzech godzinach zrobiłem się senny. Z resztą towarzystwo i tak już się powoli rozchodziło, a ogień dogasał. Chciałem wstać, ale wtedy nogi mi zadrżały i wróciłem na ławkę. Zmarszczyłem czoło.
— Co jest? — spytał Gabriel.
— Trening Cyrusa wypalił mi mięśnie z nóg.
Gabriel pokręcił głową. Ukucnął przede mną i spojrzał za siebie. Milczeliśmy chwilę, aż westchnął ciężko.
— Wskakuj. Poniosę cię.
— Nie trzeba — odparłem.
— Masz zamiar spać na ławce w lesie?
— Przekonałeś mnie.
Wskoczyłem mu na plecy i podniósł mnie bez problemu.
— Jesteś lekki — skomentował.
— Dzięki — odpowiedziałem. Wyglądaliśmy trochę dziwnie dla reszty, ale nasza drużyna doskonale wiedziała, że trening dyktowany przez Cyrusa może się różnie zakończyć. Wracaliśmy utartą ścieżką do ośrodka. Śnieg chrupał pod jego stopami, a ja zdałem sobie sprawę w jakiej sytuacji się znajduję. Obejmowałem Gabriela. I czułem ciepło jego ciała, a także zapach, który uderzył mnie w nozdrza. Niechcący nawet nabrałem powietrza przy jego włosach. Trochę śmierdziały ogniskiem, ale wyczułem też zapach ciała. Moje uda było objęte przez jego ręce.
— Jesteś beznadziejny jeżeli chodzi o wytrzymałość — zarzucił mi nagle.
— Niestety nie mam tak dobrze rozwiniętego ciała jak ty.
To dwuznaczne zdanie zawisło na chwilę nad nami, aż obaj odchrząknęliśmy.
— To… lubisz Bazylego?
Zmarszczyłem czoło. Ze wszystkich pytań jakie mogły paść tej nocy, tego się nie spodziewałem.
— Lubię. Pół na pół. Sam nie wiem — westchnąłem. — Jest dobrym przyjacielem, wszystko potrafi załatwić. Ma jednak dziwne… tendencje.
— Tendencje?
Boże, ja byłem gejem i niósł mnie gej! Co ja robię? Czemu się na to zgodziłem?
— Bazyli ma skłonności do brania tego czego chce.
— Zabrzmiało groźnie.
— Nawet nie wiesz jak bardzo…
Dzięki wyobraźni, w ciemności dostrzegłem złote i niebezpieczne oczy Bazylego.
— Chyba nie może być, aż tak zły skoro przyjaźni się z Markiem?
— Zawsze mnie to interesowało, czemu się przyjaźnią. Żadne nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć.
— Może mają romans? — zasugerował, niby żartem.
— Wątpię. Marek zrobi wszystko dla Felicji. Szepcze jej imię przez sen. Tylko nikomu nie mów — poprosiłem szybko. — A Bazyli… cóż, całował się z siostrą Filipa. — I ze mną, dodałem w myślach.
— Taa… coś mi zawsze nie pasowało w tym całym Bazylim. Wiem, że to twój przyjaciel, ale jak dla mnie to śliski typ. Taki wąż.
Zgadza się, poprałem w myślach.
— Bez przesady — powiedziałem głośno. — Jak sam zauważyłeś, przyjaźni się z Markiem. On otacza się tylko zaufanymi ludźmi.
— Marek czasami bywa naiwny — oznajmił Gabriel. — On by chciał wszystkich uważać za swoich przyjaciół.
— To źle?
— Nie wszyscy na to zasługują.
— A ja właśnie to w Marku podziwiam — sprzeciwiłem się. — Potrafi dostrzec dobro w każdym człowieku. Nawet tym, który stoczył się na samo dno.
— Tak. To akurat jest godne podziwu — przyznał.
Weszliśmy do ośrodka, ale mnie nie odstawił. Recepcjonistka omiotła nas zdziwionym spojrzeniem. Gabriel wspiął się ze mną po schodach, aż dotarliśmy pod moje drzwi.
— Mam gdzieś klucz — poszukałem po kieszeniach. — Możesz już mnie odstawić. Jakoś dotrę…
— Proszę cię, Nat. Nie zrobisz nawet kroku.
Przesadzał. Wygrzebałem z kieszeni klucz i otworzyłem drzwi. Weszliśmy w ciemność, a Gabriel sprawnie manewrował między naszymi rzeczami. Odstawił mnie dopiero, gdy byliśmy przy łóżku.
— Dziękuję.
— Do usług — podrapał się po głowie i poprawił kurtkę. Popatrzyliśmy sobie w oczy. Lubiłem to. Lubiłem odcień jego własnych. Były ciemne, prawie czarne, ale ostatnio pojawiały się tam cieplejsze iskry, które dodawały mu uroku. Przerwał nasze milczenie, gdy rozczochrał mi włosy.
— Auć…
— Powinieneś się obciąć.
— Zapomniałem.
— Lubię cię — oznajmił. Serce mi zabiło szybciej. Zachowałem jednak pokerową twarz i skinąłem głową.
— Ja ciebie też lubię.
Chyba zdaliśmy sobie sprawę, że powiedzieliśmy za dużo, bo Gabriel zarumienił się i podrapał po głowie.
— Dobra. Moja rola na dziś skończona. Erm… Idę… sobie już. Tak, hm…
— Dobra — pokiwałem głową.
— Dobranoc!
— Dobrej nocy.
Opuścił mój pokój zdecydowanie szybkim krokiem. Opadłem na łóżko i schowałem twarz w dłoniach. Co się dzieje? Czemu jego obecność jest dla mnie taka miła? Jasne, był gejem. I był też przystojny. I cholera, tak dobrze wyglądał bez ubrania… Ale dopiero co zerwał z chłopakiem! Nie powinienem być jak sęp.
Ale nie mogłem wyrzucić z głowy wizji, że razem siedzimy w restauracji. Razem idziemy do kina lub po prostu razem oglądamy film.
Z zamyśleń wyrwały mnie odgłosy rozmowy na korytarzu, a potem otwierane drzwi. Do pokoju wszedł Marek. Rozejrzał się, dostrzegł mnie i wyszczerzył zęby.
— Oto i nasz kaleka — zaśmiał się, zdejmując kurtkę. — Gabriel stał pod naszymi drzwiami, chyba się wahał, czy nie wejść.
— Naprawdę? — zaskoczyło mnie to. Gabriel chciał tu wrócić?
— No. Spłoszyłem go. Pomykał przez korytarz jak sarenka. Czegoś od ciebie chciał? — rzucił to pytanie mimochodem, ale oczekiwał mojej odpowiedzi. Czułem to.
— Nie wiem — odpowiedziałem.
Zaśmiał się pod nosem, a potem zgarnął swoje piżamy.
— Idę pod prysznic. Ty też się wykąp.
— Dobrze, mamo Marku.
Ponownie się zaśmiał i wszedł do łazienki. W tym czasie udało mi się stanąć na nogach, zgarnąć swoje rzeczy i płynnym ruchem minąłem Marka w drzwiach, gdy ten skończył. Rozebrałem się i wlazłem pod prysznic. Czułem od siebie ognisko. W głównej mierze. Bałem się jednak, że spłuczę też z siebie przyjemny zapach Gabriela.
Pojawił się przed moimi oczami.
— Och, nie — jęknąłem. — Och, nie… — spojrzałem w dół. — Nie. Dzielę łazienkę z Markiem… nic z tego…
Wymyłem się najszybciej jak mogłem, pognałem do swojego łóżka i zakryłem czerwoną twarz. Marek obserwował mnie rozbawionym wzrokiem.
— Chcesz o tym pogadać?
— Nie ma o czym.
Zachichotał.
— Spoko. Po prostu pomyślałem, że ten STOIcki spokój ci się kiedyś znudzi. Czasem trzeba STANĄĆ na wysokości zadania, wiesz? I pozwolić tej NABRZMIAŁEJ chęci się wyzwolić…
— Zamknij się — syknąłem.
— Boże, ty go lubisz.
— Kogo? — spytałem.
— Nie udawaj tłuka. Gabriela!
Milczałem chwilę. Schowałem się głębiej pod kołdrę.
— Wcale nie…
— Spokojnie, tsundere — wskazał na siebie kciukiem. — Rozmawiasz z najlepszą swatką pod słońcem!
— Zeswatałeś kiedyś kogoś?
— Dawida i Lidię. Pracuję teraz nad oczywistością „Samson i Roksana”. Ale ty i Gabriel będziecie wyzwaniem.
— Naprawdę nie musisz. Nie lubię go, aż tak…
— Jasssssssssssssssssssne — odparł. — Nie martw się! Postawiłeś na właściwego konia!
Rzuciłem w niego poduszką, aby w końcu się przymknął. Usłyszałem w odpowiedzi serdeczny, przyjacielski śmiech.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, och to było cudowne, coś mi się wydaje że Gabriel chciał wrócić i na przykład powiedzieć że mu się poda, a Marek och...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń