EPILOG
Ich Szczęście
Ich Szczęście
— Ludzie zbyt
frywolnie traktują swoją wolność wypowiedzi… Wolę wykonywać moje sprawy w ciszy
niż dać się rzucić w wir komentarzy i domysłów. Bo ludzie są głupi, po prostu.
Poza tobą.
— Och,
dziękuję. — Kajetan uśmiechnął się delikatnie, ale patrzył na przyjaciela z
politowaniem w oczach. To zachowanie było już nawykiem dla bruneta.
— Mówię tylko,
że jeżeli ludzie pomyślą, mogą wygłaszać swoje zdanie! Ale problemem jest to,
że ludzie nie myślą! Strasznie mnie to drażni. W końcu po to ludzie są
wolni! Aby myśleć!
— Doprawdy? —
zapytał Kajetan, nie patrząc już na przyjaciela. Jego wzrok skupił się na
wielkich saniach, do których doczepiony był rząd rozglądających się psów. Ich
oddechy widać było w postaci pary wodnej, gdy wszystkie wywaliły jęzory z
pysków. Padający śnieg zatrzymywał się na ich czarno-białych futrach.
Przy jednych z
takich sań kucał Sylwester, poprawiając coś przy nich. Coś czego Kajetan nie
mógł dostrzec. Właściwie to pewnie by nie poznał Sylwestra, gdyby nie to, że
został wcześniej poinformowany jaki jest jego numer sań. Piękna, czarna
siódemka widniała teraz na plecach starszego brata jego przyjaciela.
— … jak ja, to
by nie dochodziło do takich irytujących anomalii! — żalił się dalej Seweryn.
Kajetan pokręcił głową.
— Zdajesz sobie
sprawę z tego, że pragniesz, aby ludzie myśleli, bo są wolni, ale potem
zaznaczasz, że mają myśleć jak ty? To tak jakby się wyklucza.
Seweryn już
otworzył usta i zawahał się. Zmarszczył czoło i odwrócił wzrok, przeczesując
teraz tor wyścigowy. W powietrzu unosił się zapach jakiejś ciepłej potrawy, ale
niestety towarzyszył mu też zmasowany odór psich futer. Seweryn zmarszczył
ostentacyjnie nos.
— Boże, jak ja
nie cierpię tego zapachu… Wystarczy, że pół domu tak śmierdzi…
— Mi nie
przeszkadza — zaznaczył Kajetan.
— W ogóle, po
co tu przyjechaliśmy? — zapytał zdenerwowany Seweryn. — Naprawdę chcemy patrzeć
jak mój brat bestialsko traktuje psy w tych… rydwanach.
— Zaprzęgach.
— Jeden pies —
wzruszył ramionami.
— Zaprosił nas,
abyśmy popatrzyli na ciekawy sport. Głupio nie skorzystać — oznajmił po raz
kolejny tego dnia Kajetan. Był już nieco zmęczony powtarzaniem się. — Nie
musisz tu być.
Seweryn
wywrócił oczami.
— Muszę, bo
namówiła mnie Klara. Swoją drogą, gdzie oni są? — stanął na palcach, aby móc
lepiej rozejrzeć się po tłumie ludzi. Okazało się, że wyścigi psich zaprzęgów
były popularniejsze niż przypuszczali.
— Poszli po coś
ciepłego do picia. — Kajetan znów przeniósł wzrok na Sylwestra. Ten tym razem głaskał psy, a potem stanął przy
saniach, poprawiając wielkie gogle. Rozejrzał się po swoich rywalach od niechcenia,
ale tak naprawdę przeczesywał wzrokiem publikę. Dopiero gdy natknął się na oczy
Kajetana, uśmiechnął się i uniósł ukrytą w rękawicy dłoń, aby móc pomachać.
Kajetan odmachał mu i uniósł kciuki, aby życzyć powodzenia. — Sylwester ci
macha — poinformował uprzejmie przyjaciela, który dalej rozglądał się po
tłumie.
— Dobrze, może
stąd odleci jak zacznie to robić odpowiednio szybko — rzucił, nie patrząc nawet
w kierunku brata.
Kajetan
westchnął ciężko. Przez ostatnich kilka dni dostrzegł w zachowaniu Sylwestra
ciekawą zmianę. Przede wszystkim, zaczął on kontaktować się ze swoim młodszym
bratem, który tego zupełnie nie doceniał, czego przykładem było jego zachowanie sprzed
chwili. Kajetan nie wiedział czy to magia świąt czy jakieś inne wydarzenie w
życiu Sylwestra, ale odkrył, że jest on naprawdę ciekawym i fajnym chłopakiem.
Przed Bożym
Narodzeniem napił się z nim kawy i jedna rozmowa pozwoliła mu ocenić, że
Seweryn zawsze przedstawiał brata w nieco ciemniejszym świetle niż był
naprawdę. Nie dostrzegł takich zachowań jak skłonność do przemocy i
przeklinania.
Początek
spotkania był nieco krępujący, ale w miarę jak rozmowa się ciągnęła, zmieniła
się w dwugodzinną dyskusję. Poruszyli wtedy kilka ciekawych tematów — w tym
studia, matury, hobby. To właśnie głównie dzięki tamtej rozmowie znaleźli się
teraz na wyścigach psich zaprzęgów.
— Jest i moja
luba — stwierdził z ulgą Seweryn. Powrócił do swojej poprzedniej pozycji, dalej
ignorując brata, który teraz był zajęty już czymś innym. — Zacząłem się
martwić…
— O mnie? —
zapytała Klara, niosąc w dłoniach dwa kubki herbaty. Podała jeden z nich
Sewerynowi.
— O herbatę.
Dziewczyna
westchnęła i upiła łyk. Gdy to robiła zaraz przy niej pojawili się Amadeusz
wraz z Wojtkiem. Oni również mieli herbatę w dłoniach, a Amadeusz dodatkowy
kubek podał Kajetanowi. Podziękował za to i w piątkę wrócili do obserwowania
przygotowań. Start miał się odbyć już za kilka minut.
— Trochę zimno,
co? — zagaił Amadeusz, a to sprowokowało Wojtka, by stanął bliżej niego.
— Uroki zimny —
oznajmił Seweryn. — O nie… — jęknął, gdy zauważył zbliżającego się Sylwestra.
Wyprostował się dumnie, opuszczając kubek z herbatą, prawdopodobnie na znak, że
nie ma zamiaru się nią dzielić.
— Ha, ha!
Przyszliście! — rzucił do wszystkich, ale i tak skupiał wzrok na Kajetanie.
Cała piątka skinęła głowami, mniej lub bardziej ochoczo. — Super. Jak już
wygram…
— Jeżeli —
wtrącił złośliwie Seweryn.
— Jak —
podkreślił z mocą. — Jak już wygram, może chcecie gdzieś wyskoczyć? — zapytał.
To pytanie było tak dziwne, że teraz to cała piątka uniosła brwi. Sylwester
najwidoczniej bardzo chciał się z nimi zaprzyjaźnić, ale jeszcze nie rozumieli
dlaczego.
— Przykro nam. —
Jako pierwszy odezwał się Kajetan. — Dzisiaj mamy nieco spóźnioną wigilię u JazzGocie.
— Ach…? — posmutniał
szczerze, ale szybko wrócił do swojej nonszalancji. — No spoko, myślałem, że
chcielibyście wyskoczyć na piwo… No nic, trzymajcie kciuki! — skinął głową i
oddalił się szybko, pozostawiając resztę w stanie zaskoczenia, które odebrało
im mowę na minutę.
— On coś knuje —
syknął Seweryn, obejmując Klarę. — Mój brat znowu chce mi dopiec i nawet nie
wiem jak! Pomyślałbym, że chce podbić do Klary, ale przecież to pedał…
— Hej. — Amadeusz
i Wojtek spojrzeli na niego w tym samym momencie.
— Przepraszam. Przecież
on woli ssać….
— Seweryn —
uciął mu Kajetan.
— Dobra, dobra!
— westchnął ciężko. — W takim razie wychodzi na to, że chce podbić do
Amadeusza.
— Szczerze w to
wątpię — oznajmił Amadeusz, machając dłonią. Wojtek uniósł czujnie wzrok,
rozglądając się za potencjalnym rywalem. Stanął jeszcze bliżej Amadeusza.
— W takim
razie… — Seweryn przeniósł wzrok z Amadeusza na Kajetana. — Zostajesz ty.
Kajetan
roześmiał się cicho.
— Seweryn, twój
brat nawet mnie nie lubi — przypomniał.
— No tak,
racja. Sylwester lubi tylko swoje psy — zamyślił się chwilę. — Poddaję się.
— Może zamiast
szukać dziury w całym, spojrzysz na to nieco inaczej? — zaproponowała Klara.
— Jak inaczej?
Da się inaczej?
— Może
Sylwester, po prostu i najzwyczajniej w świecie, chce spędzić z tobą trochę
czasu?
— Bo uwierzę —
prychnął.
— Przecież sam
chcesz z nim spędzać czas — zauważył Amadeusz, nie patrząc na niego.
— Proszę? Nie!
— W takim
razie, co tu robisz? — zapytał, teraz zerknąwszy mu w oczy. — Zluzuj i ciesz
się możliwością oglądania psich wyścigów.
Fakt, że
Amadeusz mówił do kogoś „zluzuj”, był o wiele bardziej znaczący niż to, iż miał
rację. Seweryn prychnął w odpowiedzi, ale już nic nie powiedział. Denerwowało
go to, że ktoś kto kilka miesięcy temu zachowywał się jak zombie teraz radził
mu jak podchodzić do życia.
W końcu poddał
się i dołączył do wiwatującego tłumu. Wyścigi psich zaprzęgów rozpoczęły się.
***
Tego samego
dnia, wieczorem, siedzieli w JazzGocie, spotykając się, by móc wymienić
się prezentami. Amadeusz złamał zasadę sekretnego Mikołaja i kupił każdemu po
drobiazgu, mimo że wylosował Wojtka.
— Ech… nie zrozumiałeś zasad gry, co? — spytał
Seweryn, przyjmując swój prezent.
— Zrozumiałem.
Jednak bardzo chciałem wam wszystkim podziękować za to, że jesteście. Dlatego
każdy z was otrzyma prezent.
— Och, Amadeo,
to urocze — przyznała Klara, wysyłając mu buziaka.
— To prawda.
Dziękujemy, Amadeo. — Kajetan jak zwykle był przemiły. Wojtek nachylił się do
Amadeusza i szepnął mu coś do ucha. Cokolwiek to było, Amadeuszem delikatnie
wstrząsnęło.
W miarę jak
rozpakowywali swoje prezenty, zabawa trwała dalej. Zamówili sobie po swoim
ulubionym napoju, a Sebastian pozwolił im skorzystać z instrumentów, o ile będą
grali tylko jazz.
— Dziękuję za
pałeczki. — Wojtek nachylił się do Amadeusza i pocałował go w policzek.
Nauczyli się, że w JazzGocie mogli swobodnie wyrażać swoje uczucia
względem siebie, dlatego tak chętnie tutaj przesiadywali.
— Pomyślałem,
że ci się przydadzą, skoro grasz na perkusji — odpowiedział. — Z resztą,
chciałem abyś często z tego korzystał i było praktyczne.
Wojtek jeszcze
raz przejechał wzrokiem po długich i lśniących pałeczkach do perkusji. Jeszcze
widać było na nich świeży lakier.
— Jest.
Dziękuję. — Ponownie go pocałował. — Może od razu przetestuję? — zakręcił nimi
między palcami i wystrzelił na scenę, gdzie właśnie Klara i Seweryn
przekomarzali się o coś. Amadeusz uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na
Kajetana. Pokryty piegami brunet właśnie przeglądał książkę, którą dostał od
Wojtka.
— Podoba się? —
zagaił.
— Jasne! —
pokiwał głową, uśmiechając się uroczo. — Dzięki niej mam już całą serię.
Zabiorę się za nią jeszcze przed Nowym Rokiem.
W tym momencie rozbrzmiała perkusja i Amadeusz spojrzał na scenę. Jego chłopak właśnie
wygrywał pojedyncze dźwięki, a Klara i Seweryn stali obok, doradzając mu.
Amadeusz uśmiechnął się.
— Nowe
pałeczki? Idealny prezent dla perkusisty — przyznał Kajetan.
— Hm… Tak, ale
nie będę wiedział co mu kupić za rok. Pałeczki dwa razy pod rząd? To tak jakbym
się nie przykładał.
— Wow. Za rok.
Planujesz aż tak daleko? — uśmiechnął się.
— To źle?
— To bardzo
dobrze! — zapewnił Kajetan. — Miło jest czegoś takiego posłuchać.
Amadeusza
drgnął, a potem przysunął się do Kajetana, nachylając się do niego
konspiracyjnie. Chłopak zmarszczył czoło, zaskoczony.
— Hm? Coś się
stało?
— Chyba
widziałem Sylwestra za oknem — szepnął. Kajetan ledwo się obrócił, a do
JazzGotu wpadło zimne powietrze, przez raptownie otwarte drzwi. Wzrok nie oszukał
Amadeusza, faktycznie widział Sylwestra. Tylko tym razem ładnie ogolonego, w
płaszczu, eleganckich spodniach i włosach misternie ustawionych, najpewniej
przy pomocy wiatru. Rozejrzał się, a gdy natrafił spojrzeniem na Kajetana i
Amadeusza, uśmiechnął się i ruszył do nich. Wymienili się szybkim spojrzeniem.
— Cześć —
przywitał się, zdejmując płaszcz. — Jest szansa, że mogę się przysiąść?
— Erm… — zaczął
Amadeusz. Czuł się odrobinę ignorowany, bo mimo że pytanie zostało rzucone w
przestrzeń, to Sylwester uparcie patrzył tylko na Kajetana.
— Myślę, że nie
będzie z tym problemu — zapewnił Kajetan, robiąc Sylwestrowi miejsce, bo sam
wstał. — W końcu to wigilijne spotkanie, zawsze znajdzie się miejsce dla
niezapowiedzianego gościa. Erm… idę do łazienki, więc rozgość się — dodał po
chwili i odszedł. Sylwester wypuścił powietrze i opadł na kanapę. Pomachał
Sewerynowi, który teraz niezadowolony patrzył na niego ze sceny.
— Nie jesteś tu
przypadkiem — oznajmił Amadeusz.
— Hę? — Nawet
dobrze udawał zaskoczonego. — Co ty gadasz, Amadeo?
— Ostatnio zrobiłeś
się podejrzanie miły i otwarty dla nas. Jest tylko jeden powód takiego
zachowania. Wiem, bo sam tego doświadczyłem — dodał szybko, gdy Sylwester już
chciał coś odpowiedzieć. — Musiałeś kogoś polubić.
Sylwester
zmrużył oczy.
— Lubię tylko…
— … twoje psy,
tak, wiem — przyznał Amadeusz. — Jednak wśród nas jest jeszcze ktoś kto ma
bardzo psią cechę.
Sylwester teraz
odchrząknął i pokręcił głową.
— Nie wiem o
czym mówisz…
— Kajetan,
zgadza się? — zapytał w końcu. Nie było to złośliwe pytanie, można nawet było w
nim wyczuć troskę. Sylwester za to milczał, nie chcąc zaprzeczać ani
przytakiwać. Spojrzał gdzieś w bok, a Amadeusz nie mógł się nadziwić jak bardzo
ten Sylwester różnił się od tego, kiedy wpadli na siebie pierwszy raz.
— Ziom, to nie
tak… — zaczął niezręcznie. Amadeusz uniósł brew. — Po prostu… Nie wiem czy go
lubię czy nie — przeczesał dłonią włosy, które teraz były w jeszcze większym
nieładzie niż przed chwilą. — Tylko myślę o nim cały czas, nie potrafię się na
niczym skupić, a poza tym moim jedynym pragnieniem jest wycałować każdy pieg na
jego ciele — wypalił szybko, po czym jęknął i spojrzał na Amadeusza z
przerażeniem. — Nie mów tego nikomu, bo nie żyjesz.
— Kto nie żyje?
— usłyszeli pytanie i obaj drgnęli.
Przy stoliku
stanął Kajetan, uśmiechając się delikatnie.
— Bob Marley. —
Sylwester nawet nie zamrugał oczami.
Amadeusz
odchrząknął, gdy Kajetan wrócił na miękkie miejsce w loży. Przeprosił ich i
wstał od stołu, kierując się na scenę. Teraz siedział tam jedynie Wojtek, bo
Klara poszła porozmawiać z Sewerynem na osobności. Wojtek uśmiechnął się.
— Są świetne,
dzięki — uniósł pałeczki.
— Cieszę się —
skinął głową. — Sylwester przyszedł.
— Widziałem… —
burknął ponuro. — Nie podszedłem, bo starałem się nie być zazdrosnym
chłopakiem.
— I jak ci
idzie?
— Cieszę się,
że odszedłeś od stolika — odetchnął z ulgą. — Chociaż teraz zostawiłeś tam
Kajetana na pastwę losu.
Amadeusz
obejrzał się przez ramię. Skrępowany Sylwester mówił coś Kajetanowi, bawiąc się
nerwowo swoimi palcami. Kajetan uśmiechał się delikatnie, kiwając głową.
Zdecydował, że jednak nikomu nie
powtórzy tego co powiedział Sylwester. W końcu dzięki tej relacji, wychodził
nieco na prostą, przestając być dupkiem. Chociaż, czy warto poświęcać Kajetana?
Z drugiej strony,
Kajetan już zapanował nad Sewerynem. Czemu miałoby się mu to nie udać z
Sylwestrem? Kajetan chyba jako jedyny potrafił dotrzeć do każdego z czwórki
braci.
— Amadeo?
— Hm? — wrócił
spojrzeniem do Wojtka.
— Pytałem się
czy nie chcesz się ze mną napić gorącej czekolady?
Amadeusz
uśmiechnął się i skinął głową.
— Z wielką
chęcią.
Dziesięć minut
później, cała szóstka siedziała przy jednym stoliku. Seweryn i Sylwester
kłócili się o coś. Siedzący pomiędzy nimi Kajetan próbował załagodzić spór,
wtrącając się co jakiś czas i podsyłając rozwiązanie problemu. Znudzona humorem
swojego chłopaka Klara, sięgnęła po książkę Kajetana i przeglądała ją, co jakiś
czas szturchając Seweryna w ramię.
Wojtek siedział
z brzegu i obejmował jedną ręką Amadeusza. Obaj byli wsłuchani w jazzowy utwór Cantaloupe
Island Herbiego Hancock’a, który leciał właśnie z głośników w kawiarni.
Odkryli go we dwójkę całkiem niedawno, gdy spędzali wspólnie jedno z tych
leniwych popołudni.
Amadeusz nie
mógł być teraz bardziej szczęśliwy.
***
— Kajetan!
Zaskoczony
chłopak podskoczył i prawie upuścił klucze do klatki schodowej. Obejrzał się za
siebie, rozpoznając głos. Ku niemu kroczył szybkim krokiem Sylwester. Kajetan
zmarszczył czoło. Opuścił klucze i uniósł pytająco brew.
— Sylwester…?
Co tu robisz? Myślałem, że zostałeś w JazzGocie — zaczął, gdy wysoki
chłopak stanął dosłownie metr od niego. Przerwał, gdy Sylwester sięgnął do
kieszeni i wyjął z niej mały prezent, ozdobiony w złotą kokardę.
— Proszę.
Wszystkiego dobrego z okazji Świąt Bożego Narodzenia! — wyrzucił z siebie
całkiem szybko. Kajetan przez chwilę nie wiedział co zrobić. Powolnym ruchem
ręki sięgnął po podarunek.
— Dziękuję,
ale… ja nic dla ciebie nie mam. Nie wiedziałem, że…!
— Trudno —
wzruszył ramionami, przerywając mu. — Po prostu otwórz i się ciesz.
Kajetan
przeniósł wzrok na ładne pudełeczko. Uśmiechnął się delikatnie.
— Dziękuję.
Prawdę mówiąc nie rozumiem czemu to robisz. — Kajetan przejechał palcem po
pudełku i uśmiechnął się nieśmiało. — Jeżeli chcesz, abym powiedział odrobinę
miłych słów Sewerynowi, z chęcią to zrobię. Nie chcę patrzeć jak bracia się
kłócą czy coś… Wstawię się za tobą.
Sylwester
uniósł brew i ledwo co powstrzymał ochotę, aby się na Kajetana rzucić. Nie
dość, że uroczo nie wiedział o co chodzi, to jeszcze nie chciał, aby Sylwester
kłócił się z bratem. Kompletnie nie zauważał jakiegoś profitu dla siebie.
— Nie o to
chodzi — prychnął Sylwester. — Z braćmi jakoś się dogaduję. Prezent daje tobie.
Bez podtekstów. Nie musisz się wstawiać za mnie przed Sewerynem…
— Nie? —
zdziwił się. — W takim razie… — zmarszczył czoło.
— Miałeś kiedyś
ochotę zrobić coś czego mógłbyś później żałować? — zapytał Sylwester, ponownie
mu przerywając. Poruszał się nerwowo. — Spontanicznie, nie myśląc o
konsekwencjach?
— Ha, ha. Nie.
A ty? — uśmiechnął się.
— Teraz o tym
myślę — wyznał.
— Teraz? —
zdziwił się ponownie. — Ale…
Nie dokończył,
bo Sylwester pochylił się i pocałował go w usta. Kajetan otworzył szeroko oczy,
szczerze zaskoczony. Zarost Sylwestra przyjemnie drapał go w okolice pieszczonych
warg. Nie był to długi pocałunek. Zaledwie kilka sekund, ale zdawały się trwać
wieczność. W końcu Sylwester wyprostował się i odchrząknął głośno.
Kajetan
wpatrywał się w niego z szokiem wypisanym na twarzy. Nie dlatego, że pocałował
go mężczyzna. Dlatego, że spośród wszystkich osób na ziemi, pocałował go
Sylwester. A dałby sobie rękę uciąć za to, że Sylwester go nie lubi… Nigdy nie
lubił.
Mimo, że
otwierał usta, żadne słowa z nich nie wychodziły. Sylwester uśmiechnął się,
będąc wdzięczny, że Kajetan nie uciekł ani go nie odtrącił. Chociaż skory do
rozmowy też nie był.
— Po prostu
chciałem, abyś wiedział co czuję.
Kajetan
odchrząknął.
— To… wow… ech…
zaskoczenie, nie powiem… — przyznał. — Nigdy tak na ciebie nie patrzyłem…
Znaczy! Jesteś Sylwester, starszy brat Seweryna i…
— Spójrz na
mnie trochę inaczej — poprosił. — I kogo widzisz?
Kajetan ocknął
się. Oślepiające, białe światło jakby zamazało Sylwestra. Otworzył oczy i
rozejrzał się dookoła. Krzyknął i usiadł na swoim łóżku. Był prawie zawinięty w
swoje prześcieradło. Najprawdopodobniej znów się rzucał we śnie. Jednak nie to
go teraz martwiło.
Sen, który śnił
przed chwilą... Czemu Sylwester?
Odpowiedź
nadeszła po chwili, gdy zawibrował jego telefon. Nieco otępiały sięgnął po
niego i odczytał wiadomość.
Wiadomość od: Sylwester
Wesołych Świąt i udanego
Sylwestra, Piegusku! ;]
— Och — westchnął Kajetan. Poczuł jakby właśnie doznał olśnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz