Rozdział
31 — Policzek
— Coś ci jest? — zapytał mnie Marek.
— Nie — pokręciłem głową. — Czemu pytasz?
— Jak idziesz zostawiasz za sobą tęczę i ciskasz gwiazdkami z oczu —
zaśmiał się. — Chyba ci się dobrze żyje z Gabrielem, hm?
Nie mogłem się sprzeciwić. Przeżyłem z nim swój pierwszy raz, chodziliśmy
na randki i ogólnie wydawało mi się, że trafiam do nieba. Częściej się
uśmiechałem, wszystko kojarzyło mi się z moim chłopakiem, a potem wzdychałem do
niego tęskno, gdy już leżałem w łóżku. Oczywiście okazywanie uczuć wobec siebie
było utrudnione przez to, że zdecydowana większość tego zachowania nie
pochwalała. Dlatego musiałem nacieszyć się obecnością Gabriela raz na jakiś
czas.
Najgorsze jednak było to, że gdy raz zamaskowałem co to seks, nie mogłem
tego wyrzucić z głowy. Myślałem o tym wszędzie. W kuchni, w szkole, podczas
treningów,
w tramwaju, podczas klasówek. Bałem się trochę o siebie. Ale naprawdę nie mogłem o tym zapomnieć! Ciało Gabriela było dla mnie fantastyczne i skrywało jeszcze tyle tajemnic.
Z czystą fascynacją oglądałem jego ruchy, rumieniące się policzki, skoki do kosza. Wydawał się być coraz wspanialszy.
w tramwaju, podczas klasówek. Bałem się trochę o siebie. Ale naprawdę nie mogłem o tym zapomnieć! Ciało Gabriela było dla mnie fantastyczne i skrywało jeszcze tyle tajemnic.
Z czystą fascynacją oglądałem jego ruchy, rumieniące się policzki, skoki do kosza. Wydawał się być coraz wspanialszy.
Byliśmy już ze sobą prawie półtora miesiąca, a okres szczęśliwie
zauroczonych trwał dalej. Do tej pory nasza większa sprzeczka dotyczyła tego,
że dalej rozmawiam z Bazylim.
Gabriel nie lubił Bazylego, mimo iż nie znał jego całej historii. Bazyli
również nie przepadał za moim chłopakiem. Złotooki wiedział o nas, a Gabriel
powoli zaczął się domyślać tego, że nasz związek nie jest już tajemnicą.
Pomijając Marka, wiedział o nim i mój dawny przyjaciel.
Dawny. Przestałem traktować go jako przyjaciela, gdy tylko zdałem sobie
sprawę jakie zagrożenie tworzy. Dostrzegłem jego złość, gdy przestałem z nim
spędzaj tyle czasu co normalnie decydując się na towarzystwo Marka lub Szymona.
Właśnie teraz z tym pierwszym przemierzaliśmy sklep sportowy, aby kupić sobie
nowe buty. Zauważyłem, że moje ulubione sportowe buty zostały brutalnie
potraktowane przez intensywne treningi Cyrusa. I pewnego razu dorwał je też
Leo.
— U mnie i u Gabriela wszystko dobrze — odparłem, przeglądając półki. —
Prawdę mówiąc jest zaskakująco dobrze.
— Dobrze was tak widzieć — uśmiechnął się i sam zaczął przeglądać buty.
Uniosłem brwi. Wiedziałem, że chciał jeszcze coś powiedzieć.
— Ale…?
— Hm?
— Dobrze was tak widzieć, ale…?
Marek podrapał się po brodzie.
— Wiesz… — zaczął powoli. — Nie zrozum mnie źle, bo nie sądzę tak, ale…
wiesz. Umawiasz się z kimś z twojej drużyny.
— Zgadza się.
— Jeżeli się o coś pokłócicie, może być nieciekawie — wyznał. — Nie życzę
wam tego!
I absolutnie póki co nie widziałem was takich na treningach, ale… tak po prostu mi wpadło do głowy.
I absolutnie póki co nie widziałem was takich na treningach, ale… tak po prostu mi wpadło do głowy.
Rozważyłem jego słowa. Miał rację. Jeżeli kiedyś się pokłócę z Gabrielem
dzień przed meczem, oberwie przez to cała drużyna.
— Tylko, błagam — dodał szybko. — Nie zrywajcie ze sobą przez takie coś,
ok? Może być trudno, ale niekoniecznie źle…
— Wiem — pokiwałem głową. — Postaram się go ogarniać przed meczami. Chociaż
wiesz jaki uparty potrafi być…
— Wiem, wiem — zaśmiał się. — Te mi się podobają — sięgnął po parę butów.
— Które wybrać…?
— Marek — zacząłem powoli.
— Hm?
— Właśnie mnie trochę olśniło.
— W jakiej kwestii?
— Koszykówki — spojrzałem na niego. — Nauczysz mnie rzucać do kosza?
***
Trening tego dnia był ciężki. Cyrus stwierdził, że nie możemy stracić ani
ułamka naszej dawnej formy. A co za tym szło, szykował dla nas coraz to
trudniejsze treningi. Samson starał się jak mógł, aby nasze ciała nie odnosiły
dodatkowych obrażeń przez zmęczenie, ale nawet ktoś tak profesjonalny jak on,
nie mógł nadążyć za naszym kapitanem.
Dzisiejszy trening odbywał się w szkole. Cyrus miał również na głowie
pozostałe osoby, które należały do koła zainteresowań. Musiał im zorganizować
ćwiczenia i przez dłuższą część zajęć, nie zrobiłem nic. Tłum na kole
zainteresowań nie pozwalał regularnym
i rezerwowym na wykorzystanie całego swojego potencjału.
i rezerwowym na wykorzystanie całego swojego potencjału.
— Szybciej, no! Szybciej! — krzyknął do pierwszorocznych. — Macie biec, a
nie truchtać!
— Spokojnie, Kapciu — westchnął Filip. — Przecież biegną.
— Przyzwyczaiłem się do wyższego poziomu treningu — pożalił się Cyrus,
ale dalej uważnie obserwował młodych. — Nie przejawiają talentu…
— To nie znaczy, że są źli — zauważył Filip. — Daj im szansę. To dla nich
niezła zabawa.
— Tak. Chyba tak do tego podchodzą. Dlatego nie znajdę talentów — mruknął
smutno. To było absolutne hobby Cyrusa. Znajdowanie, szlifowanie i opiekowanie
się talentami. Filip pokręcił głową.
— Kapciu, Kapciu. Trochę luzu i zabawy — poklepał go po ramieniu. Cyrus
zmarszczył czoło.
— A właściwie dlaczego ty nie biegasz? — zapytał.
— Erm… uch…
— Sto pompek. — Cyrus uderzył go w plecy. Filip jęknął i padł na ziemię.
— Kapitanie! — Gabriel podbiegł do niego.
— W czym mogę ci pomóc?
— Od pięciu minut w drzwiach stoi jakaś dziewczyna i macha do ciebie —
oznajmił. — Chyba nawet wołała cię, ale jest strasznie cicha.
Cyrus uniósł brwi, a potem przeniósł spojrzenie z Gabriela na drzwi.
Faktycznie, stała tam dziewczyna. Szczupła, o długich brązowych włosach. Czekoladowe
oczy przyglądały się mu z ciekawością i śmiechem. Cyrus zmarszczył czoło.
Zbliżył się do dziewczyny, a wszyscy obserwowali tę scenę.
Dziewczyna na początku wyglądała na prze szczęśliwą, a potem Cyrus coś do
niej powiedział. Ona zamrugała oczami, przez jej twarz przemknął wyraz bólu, a
potem…
Po całej sali rozniosło się głośne echo, gdy otwarta dłoń dziewczyny
zdzieliła policzek Cyrusa. Chłopak, aż się zakręcił wokół własnej osi i prawie
się przewrócił, a dziewczyna wybiegła z płaczem. Wszyscy, nawet trenerka,
zamarli.
Kapitan wyprostował się i rozmasował czerwony policzek. Syknął lekko z
bólu. Wrócił do nas ze załzawionymi oczami.
— Wracać do treningu — warknął głośno. Nikt nie miał odwagi mu się przeciwstawić,
a więc nawet ciekawski Filip nie zadał pytania. Przez resztę treningu Cyrus
rzucał tylko oschłe komendy. Potem krótkim rozkazem sprowadził z trybun
Roksanę, a sam zniknął w szatni.
— Tak, hm — zaczęła Roksana obserwując brata. — Mam dla was oficjalne
logo. Oto ono.
— Mój projekt — uśmiechnął się Dawid.
— Wygląda fajnie — przyznałem. — Naprawdę fajnie.
— Hauuuuuuu! — zawył Marek.
— Roksano — zaczął Filip. — Co jest z Cyrusem? Kim była ta dziewczyna?
Ruda przygryzła wargi.
— Nie jestem pewna, ale… to chyba przyjaciółka z dzieciństwa Cyrusa —
zaczęła powoli. — Sama ledwo ją dostrzegłam. Dopiero jak dostał z liścia,
spojrzałam w tamtą stronę. Wydaje mi się, że to ona…
— Przyjaciółka z dzieciństwa Cyrusa? — powtórzyliśmy oczarowani.
— Mieszkała na naszym osiedlu — tłumaczyła Roksana. — I często się z nią
bawiliśmy, ale potem się przeprowadziła. Kontakt się urwał. Właściwie to nie
spodziewałam się, że kiedyś jeszcze się spotkamy.
Popatrzyliśmy po sobie.
— Nie poznał jej?
— Ja też jej nie poznałam! — zauważyła Roksana. — Ech, pójdę zobaczyć co
z nim.
Zamknęła clipboard i szybkim krokiem opuściła salę. Zapadła cisza.
— Biedny, Kapcio — westchnął Filip. — Przynajmniej krążenie mu się
poprawi
w policzku.
w policzku.
— Mam nadzieję, że sobie to wyjaśnią — stwierdził zaniepokojony Marek.
Kolejno opuszczaliśmy salę, dalej w lekkim otępieniu.
— Idziemy? — zapytał Gabriel.
— Hm… prawdę mówiąc muszę jeszcze coś załatwić — odpowiedziałem.
— Hę? Co takiego?
— Nie mogę ci powiedzieć. To po części niespodzianka — uśmiechnąłem się
lekko. — Ale dalej mogę do ciebie dziś wpaść, tak?
— Jasne — uśmiechnął się. — Tyle, że będzie Olga.
— Nie ma problemu — odpowiedziałem, mając nadzieję, że nie usłyszał
zawodu. Lubiłem Olgę. — Może uda mi się zgarnąć Leo.
— Byłoby miło — przyjrzał się mi uważnie.
— Nie powiem ci co planuję — odparłem. Westchnął i poczochrał moje włosy.
Obrócił się i ruszył do szatni, a do mnie zbliżył się Marek. Wyszczerzył zęby.
Na jednym z jego palców kręciła się piłka do kosza.
— Gotowy? — zapytał. — Gabriel nie będzie zazdrosny?
— Czemu miałby być? Jesteśmy tylko przyjaciółmi — odpowiedziałem. — A
teraz powiedz mi jak to jest, że zawsze trafiasz?
Zaśmiał się głośno, a jego głos odbił się echem od ścian.
— Nie wiem, Nat. Chyba mam niezłego cela, po prostu — podrzucił piłkę,
złapał ją
i rzucił. Oczywiście zdobył trzy punkty. — To chyba nazywa się „talent”.
i rzucił. Oczywiście zdobył trzy punkty. — To chyba nazywa się „talent”.
— I tak mnie poucz. Chcę zdobyć trochę punktów dla drużyny.
— Sprawiasz, że drużyna przeciwna nie nabija nam punktów — przypomniał. —
To też jest ważne.
— Jednak i tak chcę poprawić celność i technikę.
— Zgoda — skinął głową. Podeszliśmy pod kosza, a Marek podał mi piłkę. —
Rzuć. Zobaczymy co jest nie tak.
Wykonałem jego polecenie. Mimo, iż próbowałem trafić, piłka poleciała za
daleko, uderzyła o białą tablicę i wróciła do mnie. Marek pokiwał głową.
— Dobra, robisz parę błędów — westchnął. — Przede wszystkim… ugnij nogi.
Nie bądź taki sztywny. Po drugie, ustaw piłkę tak, abyś łokieć miał na koszu.
To jakby twój celownik. Podskocz, gdy będziesz rzucał, z ugiętych nóg. I
końcówką palców nadaj piłce rotacji, aby nawet jak trafi w czarny prostokąt, to
odbiła się odpowiednio i trafiła do kosza. Ach,
i obserwuj piłkę.
i obserwuj piłkę.
— Z tego co mówisz, wszystko robię źle… — mruknąłem. Zaśmiał się i
ponownie podał mi piłkę.
— Ćwiczenie czyni mistrza. Też nie byłem rewelacyjny. Mój pierwszy rzut
do kosza prawie zabił niewinnego kotka, który kręcił się obok — wrócił pamięcią
do tych wspomnień. — Ta… potem się okazało, że kotek należał do starszej pani,
a ta zaczęła mnie ścigać po placu. Jak na swój wiek była szybka.
Zamrugałem oczami.
— Serio?
— Serio — westchnął.
Pokiwałem głową Nasz trening rozpoczął się na nowo. Marek co jakiś czas
mnie poprawiał, ale zauważyłem, że dzięki jego metodzie trafiam częściej w
czerwony okręg, niż w białą tarczę. A to oznaczało, że byłem coraz bliżej, tyle
że musiałem poprawić swoją celność. Marek był dobrym i cierpliwym nauczycielem.
Demonstrował poprawne ruchy, poprawiał moje. Nie mogliśmy za długo zostać, bo
na sali pojawiła się drużyna siatkarska.
— Proszę, proszę — westchnął Bazyli. — Myślałem, że koszykarze już
zakończyli trening.
— Trochę więcej dla zdrowia — uśmiechnął się Marek. — Poza tym Nat chciał
trochę poćwiczyć.
— Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu — skomentował, przyglądając się
mi. — Swoją drogą macie ciekawe osobistości w drużynie. Sadysta, romantyk,
dzikus, hipster, duże dziecko, Latynos i Natan.
Marek zaśmiał się wesoło.
— Obserwowałeś nas?
— Owszem — uśmiechnął się. — Ten liść był fantastyczny. Nawet mnie
zapiekł policzek.
— Szkoda mi Cyrusa — przerwałem mu.
— Z pewnością — odpowiedział. — Dobra, czas pokierować drużyną.
Odwrócił się od nas i pewnym krokiem podszedł do reszty drużyny.
***
Miło było znaleźć się w domu Gabriela. Lubiłem panujący tam zapach
świeżych potraw. Gdy wpadłem z zimnego dworu od razu poczułem silne ciepło. W
drzwiach powitała mnie Olga.
— Braciszek jest w łazience.
— Rozumiem — pokiwałem głową. Potem wyszczerzyła ząbki. — Wypadł ci ząb?
— Tak! Liczę na wróżkę zębuszkę!
— Na pewno się pojawi — oznajmiłem głośno, aby Gabriel to usłyszał. Olga
jednak dalej stała przede mną i podała mi kartkę z obrazkiem. Uśmiechnąłem się.
— Czy to Leo?
— Tak! — ucieszyła się. — Szkoda, że dzisiaj nie mógł przyjść…
— Obiecuję, że go przyprowadzę następnym razem — przyłożyłem dłoń do
serca. — Dzisiaj wpadłem tylko na jakiś czas.
Drzwi do łazienki się otworzyły. Pojawił się w nich Gabriel i wycierał
włosy
w ręcznik.
w ręcznik.
— Hej — przywitał się. — Olga, musisz usiąść do lekcji.
— Ale Natan przyszedł.
— Natan przyszedł do mnie.
Uśmiechnąłem się lekko, obserwując tę kłótnię rodzeństwa. W końcu Olga
musiała iść dokończyć rysować jakiś obrazek i zrobić kilka zadań z matematyki.
Gabriel zaprosił mnie gestem do siebie. Dopiero tutaj, za zamkniętymi drzwiami,
pocałowaliśmy się.
— Musiałem szorować stół — westchnął.
— Przepraszam.
Strzelił mnie lekko w tył głowy.
— Nie zarzucam ci niczego złego!
Usiadłem na jego łóżku i przeciągnąłem się. Zasiadł obok i mnie objął.
— Poprawiłem historię — pochwalił się. Poklepałem go po głowie.
— Świetnie. Na co?
— Czwórkę.
— I ty mi mówiłeś, że nie potrafisz zapamiętać dat — prychnąłem.
— Jak ma się tak dobrego nauczyciela…
— Nie podlizuj się — zaśmiałem się głośno. — Ale gratuluję. Jeżeli będziesz
potrzebować pomocy, daj znać.
— Jasne — pokiwał głową. Nawet nie wiem kiedy, ale płynnie przeszliśmy do
delikatnego całowania. Lubiłem tę pieszczotę. Zwłaszcza, gdy mogłem czuć ciepło
jego ciała obok. Zastanawiałem się czy i on to lubi? Albo czy przeżywa to tak
samo jak ja?
— Gabriel…
— Hm? — mruknął.
— Czemu mnie lubisz?
Zarumienił się.
— S—Skąd to pytanie? — zapytał skrępowany. — Jezu, Nat…
— Jeżeli nie chcesz…
Westchnął ciężko.
— Lubię cię za to jaki jesteś. Spokojny, opanowany, z bladym pojęciem o
świecie. Nie wyczuwasz ironii, czasem jesteś taki zamyślony, a ja się głowię, o
czym tak bardzo myślisz — wymieniał. — Sam nie wiem, Nat, no… ty to potrafisz
pytać o takie krępujące rzeczy z taką pokerową twarzą.
Skinąłem głową.
— Już więcej nie będę.
— Kłamca — przytulił mnie mocniej. — I tak będziesz.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Ktoś lubił mnie takiego jakim byłem.
***
— Tak sądziłem, że będziesz tutaj — rzekł Cyrus. Dziewczyna uniosła
obrażony wzrok. Ubrana była w ciepłą kurtkę i czapkę spod której wypływały
czekoladowe włosy. Bujała się na jednej z huśtawek.
— Czego chcesz?
— Przeprosić — odpowiedział. Przyglądał się jej uważnie. — Moje
zachowanie było niedopuszczalne.
Uśmiechnęła się, a potem roześmiała się głośno.
— Och, zawsze byłeś taki poważny!
Cyrus pokiwał głową. Jedną dłonią wskazała mu huśtawkę obok. Jak za
starych czasów, usiadł na niej. Gdy byli mali, często tutaj przychodzili.
Siadali obok siebie i bujali się, marząc o tym, aby znaleźć się jak najbliżej
nieba.
Teraz ledwo się poruszali. Łańcuchy były zimne, lepiej było trzymać
dłonie
w kieszeniach.
w kieszeniach.
— Bianko… co tu robisz? — zapytał. — Myślałem, że się wyprowadziłaś.
— Bo się wyprowadziłam — przyznała. — Ale wróciłam do Warszawy.
Pomyślałam, że zrobię niespodziankę tobie i Roks. A ty mnie nie poznałeś —
westchnęła.
— Przepraszam. Niewybaczalne z mojej strony…
— Przestań. Nie gniewam się już! — powiedziała szybko. — I przepraszam
za…
— Zasłużyłem. Jak mogłem ciebie nie poznać? — spytał. Spojrzała na niego
z uśmiechem, a potem zapadła między nimi cisza. Spojrzała na drewniany domek, który kiedyś im służył do zabawy.
z uśmiechem, a potem zapadła między nimi cisza. Spojrzała na drewniany domek, który kiedyś im służył do zabawy.
— Pamiętam jak kiedyś bawiliśmy się w dom — westchnęła. — Byłam twoją
żoną.
I wracałeś z pracy i przyniosłeś mi bukiet mleczy.
I wracałeś z pracy i przyniosłeś mi bukiet mleczy.
— Które poplamiły ci całą sukienkę — dodał. — Twoja mama nie była
zachwycona.
— Ale ja byłam — odparła cicho. — Co u twojej siostry?
— Dalej jest głośna.
— Przestań — zaśmiała się. — Nie o to pytam!
Na twarzy Cyrusa pojawił się delikatny uśmiech.
— Roksana zaczęła chodzić do liceum. Tego samego co ja. Jest też
menadżerką mojej drużyny koszykarskiej.
Bianka spojrzała na niego z czułością.
— Och, koszykówka — westchnęła. — Pamiętam jak grałeś na naszym
osiedlowym boisku — wskazała dłonią, zakrytą rękawiczką. — Słyszałam, że jesteś
kapitanem.
— Zgadza się — przyznał. Popatrzyła na niego i zachichotała.
— Co cię tak śmieszy?
— Pamiętam jak złamałeś sobie rękę.
— Śmieszy cię mój ból? — zapytał z uśmiechem. Pokręciła szybko głową.
— Nie, nie! Po prostu się popisywałeś na koszu przede mną — spojrzała w
niebo, ale widziała kompletnie co innego. — A potem spadłeś.
— Ręka mi się omsknęła — westchnął. Spojrzał na swoją prawą rękę. —
Złamanie boli… Wróciłaś do Warszawy. To znaczy, że możemy spotykać się
częściej?
Zarumieniła się jeszcze bardziej. Nie tylko chłód teraz zabarwiał jej
policzki.
— Jeżeli chcesz.
— Oczywiście, że chcę — odparł poważnie. — Mamy wiele do nadrobienia.
Sześć lat.
Uśmiechnęła się szeroko.
— Zaczniemy od razu?
— Tak — wstał z bujaczki. — Ale zapraszam cię do siebie. Moi dziadkowie
też dawno cię nie widzieli.
— Och, nie! Nie chcę przeszkadzać.
Pokręcił głową.
— Moi dziadkowie zawsze cię uwielbiali. Proszę — wyciągnął ku niej dłoń. —
Stęskniłem się.
Bianka myślała chwilę. Skinęła głową i pozwoliła Cyrusowi, aby jej pomógł
wstać. Zawsze był wielkim dżentelmenem, nawet jako dziecko. Zawsze ją
odprowadzał do domu, ochraniał przed łobuzami na osiedlu. I zawsze był taki
poważny. Zrównoważony, opanowany. Wiedział czego chce.
We dwójkę ruszyli do domu Cyrusa.
***
W sobotę, Cyrus pojawił się w szatni, gdy już wszyscy się przebierali. Na
jego policzku już nie widać było czerwonego śladu. Za to na ustach pojawił się
tajemniczy uśmiech.
— Czemu tak na mnie dziwnie patrzycie? — zapytał.
— Wyglądasz na zadowolonego.
— Owszem — przyznał. Dostrzegł, że przy jego nogach kręci się merdający
ogonem Leo. — Mamy maskotkę. Mamy logo. Mamy nazwę drużyny. Możemy ruszać do
boju
i wygrać mistrzostwa województwa. A to oznacza, że nasze spotkania będą coraz bardziej wymagające.
i wygrać mistrzostwa województwa. A to oznacza, że nasze spotkania będą coraz bardziej wymagające.
— Kapciuuuu — jęknął Filip. — Przecież już i tak jesteśmy mistrzami
Warszawy!
— Są jeszcze inne miasta — odparł. — Dawid, wyprostuj swojego
przyjaciela.
— Tak jest. — Dawid chciał uderzyć Filipa w brzuch, ale ten tym razem się
nie dał
i zaczęli się siłować bez koszulek. Przewrócili się i wylądowali na sobie, popychając Gabriela na szafki. Dwie się przewróciły i zrzuciły nasze rzeczy z ławki. Czyjeś bokserki wylądowały na moich włosach. Marek odskoczył przez co wpadł na Ariela, a razem wylądowali w dwuznacznej pozycji. Leo podskoczył przerażony i wcisnął się pod nogi Cyrusa.
i zaczęli się siłować bez koszulek. Przewrócili się i wylądowali na sobie, popychając Gabriela na szafki. Dwie się przewróciły i zrzuciły nasze rzeczy z ławki. Czyjeś bokserki wylądowały na moich włosach. Marek odskoczył przez co wpadł na Ariela, a razem wylądowali w dwuznacznej pozycji. Leo podskoczył przerażony i wcisnął się pod nogi Cyrusa.
W tym momencie otworzyły się drzwi do szatni i stanęła w nich kobieta w
średnim wieku, wymalowana, uśmiechnięta i… zaskoczona. Przez to co zobaczyła.
Przy niej stała Roksana. Obie wyglądały jakby właśnie przeżyły szok.
— To nie tak jak pani myśli — powiedziała szybko Roksana.
— Och, chłopcy. Widzę, że wam w czymś przerywamy — uśmiechnęła się obca
nam kobieta. — Ale to dobrze. Trzeba pokazać światu, że geje też mogą grać w
koszykówkę!
Filip i Dawid spojrzeli na siebie i zdali sobie sprawę, że leżą jeden na
drugim bez koszulek.
— Nie! To nie tak! — krzyknęli obaj.
— Rozumiem — uśmiechnęła się zadowolona. — Poczekam na boisku.
— Kretyni, to reporterka z „Basket’u”! — syknęła Roksana i trzasnęła
drzwiami. Wszyscy popatrzyliśmy po sobie zmieszani.
— Dawid… masz coś w kieszeni, czy cieszysz się na mój widok? — zapytał
Filip.
— Zjeżdżaj! — warknął i go z siebie wrzucił. — Ale po treningu smaruj
dupę…
Zaśmiali się głośno i przybili sobie piątki.
— Panowie. — Cyrus powstał. — Mam nadzieję, że rozumiecie, iż na naszym
trening będzie dzisiaj reporterka. Macie dać z siebie wszystko.
— Rozkaz!
Wyszliśmy na boisko w dwunastkę. Na trybunach siedziała dziennikarka i
jakiś mężczyzna z aparatem. Obok nich Roksana i Samson, dyskutowali o czymś.
Ich krótka kłótnia chyba minęła. Tym razem to trenerka nas wszystkich
prowadziła. I przez półtorej godziny dawaliśmy z siebie wszystko.
Cyrus śmigał między nami jak błyskawica. Ariel jak zwykle wymijał
wszystkich przeciwników. Sprytne sztuczki Dawida pokazywały jak szybko może
ograć i omamić przeciwnika. Filip jak zwykle fantastycznie dryblował i potrafił
poznać strategię. Skoki Gabriela sprawiały, że wyglądał jak anioł, który leci.
Ja z kolei dawałem z siebie wszystko
w trakcie kradzieży piłki. Jednak i tak najbardziej fenomenalny był Marek, który sprawiał, że nawet sama reporterka klaskała i krzyczała z ekscytacji.
w trakcie kradzieży piłki. Jednak i tak najbardziej fenomenalny był Marek, który sprawiał, że nawet sama reporterka klaskała i krzyczała z ekscytacji.
— Doprowadzasz tę kobietę do orgazmu — szepnął Filip. — Jesteś moim
prywatnym bogiem.
Marek zaśmiał się.
Po naszym treningu, Roksana podała nam nasze nowe stroje. Nasze numery
pozostały niezmienione, dalej byłem trzynastką. Kolor też nie uległ dużej
zmianie. Jednak najbardziej cieszyło mnie logo na lewej piersi.
— Panowie! — Przy nas pojawiła się reporterka. Chyba była zadowolona z
popisów jakie dziś przedstawiliśmy. — Czy to prawda, że macie siódemkę
regularnych i piątkę rezerwowych?
Cyrus pokiwał głową.
— Rewelacyjnie! Rewelacyjnie! — pisnęła. — Kto jest regularnym?
Siedem osób uniosło dłonie, a ona prawie zemdlała z zachwytu.
— To jest to! — szepnęła i przyłożyła sobie dłoń do serca. — Tak! Mam
pomysł! Będziecie gwiazdami — zachwyciła się. — Przyjdę na następny trening!
Omówimy szczegóły. Zadzwonię do ciebie, Roksano!
— Dobrze, proszę pani.
— Ach, proszę. Mów mi Ela. Wszyscy mi mówcie Ela — mrugnęła do nas
psotliwie. — Chcę zobaczyć wasz mecz. Jest taka możliwość?
— Możemy zorganizować parę przyjacielskich spotkań — oznajmiła Roksana.
— Świetnie! Muszę was zobaczyć w prawdziwej grze. Finały mistrzostw
miasta były fantastyczne, dlatego się wami zainteresowaliśmy. No dobrze, na mnie
czas. Miło było was spotkać. Za tydzień porozmawiam z każdym z was.
Pomachała nam i zgarnęła swojego kolegę, a potem razem opuścili halę.
— No cóż — westchnęła Roksana. — Ela będzie nam towarzyszyć do końca marca.
— Ciekawe na jaki pomysł wpadła? — zastanowił się Gabriel. — Wyglądała na
bardzo podekscytowaną.
Niestety, nie wiedzieliśmy co dla nas szykuje Ela.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, to było rewelacyjne "nieźle macie osobowości w drużynie: sadysta, romantyk, dzikus, hipster, duże dziecko, Latynos i Natan." tak sadystą czy romantykiem albo dzikusem może być każdy, ale Natan jest nie powtarzalny... Gabriel się rumieni ach, chociaż to w szatni było tak, tak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie