Rozdział dodatkowy
Jego najlepszy przyjaciel
Rok później
Seweryn robił
coś, czego wcale robić nie lubił. Z wyraźnym grymasem niezadowolenia zapukał do
drzwi pokoju starszego brata. Zamknął oczy, żałując tej decyzji, ale głupio mu
było znów prosić Kajetana, aby po niego przyjechał. Naprawdę musiał zapisać się
na kurs prawa jazdy…
Zza drzwi
usłyszał donośne „proszę”, które mieszało się z głośną piosenką Arctic
Monkeys. Seweryn otworzył drzwi, odruchowo nabrał powietrza, po czym
wstrzymał oddech.
W pokoju
Sylwestra zawsze śmierdziało psami. Głównie dlatego, że to właśnie tutaj
większość czasu spędzały jego dwa husky — Alfa i Beta. Również i teraz.
Podniosły łby, gdy Seweryn wszedł do środka. Ostentacyjnie zatkał nos, a
Sylwester odpowiedział mu środkowym palcem.
Jedynie
najmłodszy z braci ciągle narzekał na psy w domu. Reszcie rodziny one nie
przeszkadzały.
— Czego? —
zapytał, stawiając gitarę obok łóżka. Seweryn często widywał brata z wiosłem,
ale rzadko teraz słyszał, aby na nim grywał. Wstyd było mu to przyznać, ale
samemu zaczął uczyć się szarpać struny na tym instrumencie, podziwiając
Sylwestra i jego talent. Muzyka była jedynym tematem, który przez długi okres
czasu trzymał ich przy sobie, niczym ostatnia lina.
— Jest sprawa.
— Domyśliłem
się. — Prychnął w swoim psim stylu. Alfa lub Beta, Seweryn nigdy nie potrafił
rozróżnić tych psów, podbiegł do nóg gościa i domagał się pogłaskania. —
Inaczej nie fatygowałbyś się do mojego pokoju z góry.
Rodzinny dom
państwa Anczyńskich był trzypiętrowym budynkiem znajdującym się niedaleko lasu.
Nie wyglądał tak okazale jak dworek Amadeusza, ale Seweryn zawsze wolał ten
biały klocek niż ceglane mury domu przyjaciela.
W domu zostali
Seweryn i Sylwester — Stanisław i Sebastian już się wyprowadzili. Najmłodszy z
braci mieszkał na ostatnim piętrze, a starszy na samym dole. Obaj mieli ku temu
powody.
Blondyn był
samotnikiem i doskonale wiedział, że niewielu osobom chciało się wspinać na
trzecie piętro. Dlatego rzadko miewał gości, nawet wśród członków własnej
rodziny. Zdarzało się, że mama dzwoniła do niego na komórkę, aby zszedł do
salonu.
Sylwester mieszkał
na pierwszym piętrze, ponieważ chciał, aby jego psy zawsze mogły wybiec na
podwórko. Poza tym to była krótsza droga, gdy wracał pijany do domu, chociaż
ostatnio trzeba było przyznać, że nie widziało się Sylwestra odurzonego
alkoholem od… dłuższego czasu.
— No, wykrztuś
to, skrzypaczu. — Stanął przed bratem, górując wzrostem. Seweryn nabawił się
wielu kompleksów — jako jedyny z synów wzrost odziedziczył po matce.
— Zawieziesz
mnie do Amadeusza? — wypalił szybko, odwracając wzrok. Zawiesił go na półce z
książkami. Nie cierpiał prosić braci o pomoc, ale rodzice nie mieli czasu, a on
prawa jazdy. Niestety do Amadeusza nie dało się dostać zwykłą komunikacją
miejską. Podobno jeździł tam jakiś autobus, jednak Seweryn wolałby nie skończyć
w listopadowy wieczór gdzieś w polu bez zasięgu.
— Zawiozę —
odpowiedział spokojnie. — Kiedy?
Sylwester był
jakiś inny. Seweryn nie wiedział czemu, ale brat naprawdę się zmienił. Nie miał
czasu przyjrzeć się temu zjawisku, bo przez ostatnie miesiące był zalatany,
jednak w momentach, w których już się z nim spotykał, dostrzegał coś dziwnego.
I naprawdę nie wiedział, co to takiego. Musiał się kiedyś temu przyjrzeć.
— Dzisiaj. Koło
piątej. — Seweryn podał powoli odpowiedź.
— Nie ma sprawy
— mówił takim tonem, jakby woził go samochodem od najmłodszych lat. Oczywiście
na początku byłby to jakiś plastikowy samochodzik dla dzieci. Spojrzał na
zegarek. — Zbieraj się, dupolku.
Nie. Jednak się
nie zmienił.
Blondyn już chciał opuścić pokój, gdy się zawahał.
— Hm? —
Spojrzał na biurko brata. Zawalone było książkami o budowie zębów z tak
smakowitymi tytułami jak Anatomia kliniczna głowy i szyi, Współczesna
radiologia stomatologiczna lub Modelowanie koron zębów. Jednak wśród
woluminów znalazła się książka o raczej młodzieżowym charakterze. — Co to za…?
— Wynocha,
muszę się przebrać! — Przerwał mu w połowie pytania i wyrzucił z pokoju.
Seweryn jeszcze chwilę dochodził do siebie, po nagłym trzaśnięciu drzwi.
***
W Kajetanie
zaszły trzy główne zmiany, odkąd zaczął studiować. Klara mogła obserwować
właśnie wszystkie naraz, gdy pomagał jej nieść tacki z pączkami, które upiekła.
Pracowała nad nimi od samego rana, wypełniając je nadzieniami, pamiętając że
każde z nich lubiło inny smak.
Jej przyjaciel
dalej należał do uprzejmych i urzekająco uroczych osób. Piegi pokrywały jego
ciało, prawie jak gwiazdy nocne niebo. Nieodłącznym elementem Kajetana był jego
uśmiech. Nie taki, że aż szczerzył zęby, ale widać było, że raczej lekko i
spokojnie podchodzi do życia.
Bez szwanku
pozostawały jego ciemne włosy, roztrzepane przez wiatr, oraz magiczne tęczówki,
które Klara zawsze uwielbiała. Kajetan miał heterochromię. Teraz jednak swoje
błękitno-brązowe oczy chował za okularami w grubszej oprawce, bo skarżył się,
że nie widzi niczego na tablicy w trakcie wykładów. I to była pierwsza zmiana.
— Robi się
zimno — jęknął, poprawiając szalik.
Dalej był
zmarzluchem. To się nie zmieniło.
— W samochodzie
masz ogrzewanie — przypomniała, gdy zbliżyli się do czerwonej Toyoty. To była
druga zmiana. Kajetan miał prawo jazdy i samochód, który otrzymał na urodziny
od rodziców, gdyż oni chcieli kupić sobie nowy.
— Dlatego jak
najszybciej wejdźmy do środka.
Przytrzymał jej
drzwi, gdy wchodziła do auta. Dalej był dżentelmenem. To się nie zmieniło.
Chłopak odpalił
samochód oraz ogrzewanie najszybciej jak się dało i zdjęli z siebie kurtki.
Klara zauważyła, że wnętrze było zadbane. Prawdopodobnie Kajetan spędził
poranek na czyszczeniu pojazdu. W powietrzu unosił się zapach płynu do szyb.
— Nie jedziemy
po Seweryna? — zapytała, decydując się nie zdejmować rękawiczek.
Westchnął i
pokręcił głową.
— Nie. Prawie
się na mnie obraził, gdy mu zapowiedziałem, że jednak przyjadę. Ma wyrzuty
sumienia, gdy muszę po niego jeździć.
— Mój chłopak
ma sumienie?
— Twierdzi, że
ma. To naprawdę urocze.
Zaśmiali się.
Chociaż właśnie
śmiali się z Seweryna — najlepszego przyjaciela Kajetana i chłopaka Klary,
dziewczyna doskonale wiedziała, że oboje o niego dbali. To się nie zmieniło.
— Głupek myśli,
że to dla mnie problem, aby pojechać na Oliwę, a dopiero potem do Amadeusza.
— Głupek —
przyznała. — To jak dotrze do Amadeo?
Kajetan zawahał
się dosłownie na sekundę, ale ta sekunda była czymś co się w chłopaku zmieniło.
I to była trzecia rzecz, którą zauważyła Klara. Od dłuższego czasu zachowywał
się bardzo… tajemniczo. Nie potrafiła do końca tego określić, ale zdawał się
mieć tajemnicę.
— Sylwester ma
go przywieźć — odpowiedział powoli.
Klara zmrużyła
oczy. Wyczuwała, że coś jest nie tak. Miała dokładnie to samo wrażenie, gdy
Seweryn wykonywał swoje bardzo nieudane zaloty. Czuła to, gdy widziała
Amadeusza i Wojtka.
— Kajet —
zaczęła powoli. — Mam wrażenie, że ktoś wpadł ci w oko.
W odpowiedzi
uśmiechnął się uprzejmie.
— Skąd taki
wniosek?
— Wydajesz się
być taki… jasny.
— To
rasistowskie.
— Wiesz o co mi
chodzi! Jeszcze mu się język wyostrzył — burknęła.
Kajetan
roześmiał się wesoło.
— Nie, droga
Klaro. Nie jestem nikim zainteresowany — odpowiedział swobodnie, zmieniając
bieg. — I nikt nie jest mną.
— Śmiem
szczerze w to wątpić — odparowała. — Widzę te tłumy dziewczyn, które patrzą na
ciebie spod sceny, gdy masz solówki na trąbce.
— Patrzą na
Seweryna. Albo Amadeusza lub Wojtka.
Klara
westchnęła ciężko, próbując nie uderzyć przyjaciela. Zawsze miał kompleksy z
powodu piegów oraz heterochromii. To były dwie cechy, rzucające się od razu w
oczy i dwie, których najbardziej się wstydził. Kompletnie nie pasowało to do
wizji, gdzie śpiewa oraz gra na scenie. Gdy z niej schodził, stawał się cichym,
zakompleksionym nastolatkiem.
Czasami było
jej go żal. Chłopak miał potencjał. Prezentował się jako zabawny, błyskotliwy,
przystojny o dobrym sercu. Uprzejmy, dobrze wychowany, ciepły, cierpliwy. Miała
okazję widywać również jego ciało, gdy się przebierali przed koncertami. W tym
temacie także nie budził rozczarowań.
Jedynymi jego
wadami było przejmowanie się wszystkim wokół i branie sobie do serca słów
ludzi, których wcale słuchać nie powinien.
— Teraz
najtrudniejsza część — oznajmił Kajetan, gdy wjeżdżali do lasu. Panował już
półmrok. — Dotrzeć do domu Amadeo, nie tracąc przy tym życia.
***
— Synu mój.
— Ojcze mój.
Spojrzeliśmy
sobie w oczy, a Wojtek wpatrywał się uparcie w talerz przed sobą, nie chcąc dać
poznać, jak bardzo niekomfortowo czuje się, jedząc obiad z moim tatą. Jednak
głupio mu było odmówić, zwłaszcza że spotykaliśmy się już prawie rok.
— Chciałbym
poruszyć dwa tematy — oznajmił Ludwik.
— Jakie?
— Po pierwsze…
przypomnij mi, proszę, że muszę kupić śrut do wiatrówki.
Wojtek przełknął
ślinę.
— Dobrze. —
Skinąłem głową. Dyskretnie poklepałem mojego chłopaka po kolanie pod stołem.
— I druga
sprawa. Chciałbym zastać dom w jednym kawałku, gdy wrócę.
Westchnąłem
ciężko.
— Co za brak
zaufania — oceniłem. — Będą tylko Kajetan i Seweryn z Klarą. — Zauważyłem, że
ostatnio określałem tę dwójkę jako jednostkę społeczną. — Znasz ich.
Ojciec
przeniósł wzrok na gościa, który drgnął. To było zaskakująco zabawne, że taki
postawny i wysoki chłopak wzdrygał się przez jedno spojrzenie. A pod względem
chudości i wzrostu, byliśmy z tatą tacy sami i często żartowaliśmy, że nosimy
ciężkie buty, bo inaczej wiatr by nas porwał.
— Wojtku, mogę
cię prosić, abyś przypilnował, by moje latyfundia nie zostały spalone?
— O-Oczywiście!
— Chyba chciał zasalutować, ale w ostatniej chwili powstrzymał swoją rękę, więc
wykonał niezdarny gest, po czym podrapał się po szyi. — Przypilnuję
wszystkiego. Chociaż to spokojna grupa.
— Alkohol i
jazz to złe połączenie.
— Chicago —
wtrącił Wojtek. Mój tata okazał się być iście zadowolony, że chłopak wyłapał
kontekst. Dobrze, że w wakacje obejrzeliśmy we dwójkę ten film. Byłem odrobinę
zazdrosny o to, jak wychwalał Catherine Zetę-Jones. — Oglądaliśmy to z Amadeo.
Ten chłopak z Warszawy nas zainspirował.
— Chłopak z
Warszawy?
— Jak byliśmy
wtedy w maju na koncercie, to jeden chłopak nie mógł przestać gadać o tym filmie
— przypomniałem. Opowiadałem o tym tacie, jak tylko wróciliśmy.
— Rozumiem. —
Ludwik spojrzał na zegarek i skinął głową. — No dobrze, na mnie już czas. — Wstał
od stołu, zabierając swój talerz. — Bawcie się dobrze i nie spalcie lasu. Będę
koło północy.
Zarzucił na
siebie płaszcz, a następnie opuścił dom. Jak zwykle po jego wyjściu, zapadła
chwila ciszy. Wojtek odetchnął głęboko i przyłożył dłoń do serca.
— Wiem, że nie
powinienem, ale stresuję się za każdym razem, gdy tak muszę spędzać czas z
twoim tatą…
— On cię lubi,
ale nie potrafi tego odpowiednio wyrazić — oceniłem. — Jest taki jak ja, jeżeli
chodzi o uczucia.
— Wspomina o
broni — jęknął.
— Ma wiatrówkę —
przyznałem.
— Strzelałeś z
niej?
— Tak. —
Pokiwałem głową. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem. — Pora ogarnąć stół.
Podejrzewam, że stanie się polem bitwy jakiejś gry karcianej.
Mniej więcej
pół godziny po wyjściu taty pod domem pojawili się Kajetan i Klara. Wpuściłem
ich szybko do środka. Dziewczyna przygotowała dla nas pączki, na które razem z
Wojtkiem łakomie spojrzeliśmy. Doskonale pamiętaliśmy, jak wspaniałe są to
słodycze. Pewnego razu zjedliśmy ich tak dużo, że nie mogliśmy się ruszać i
bolały nas brzuchy. Ale szybko puściliśmy to w niepamięć, pożądając nowych
łakoci.
Kajetan
przywiózł ze sobą, jak zwykle, promyk słońca. Jego uśmiech potrafił dać więcej
ciepła niż rozpalony kominek w salonie.
Niedługo po
nich dotarł Seweryn, którego podwiózł starszy brat. Sylwester nie wszedł jednak
do środka, mimo iż go zapraszałem. Prawdę mówiąc, spędzał z nami czas
zdecydowanie częściej niż na początku mojej znajomości z klubem muzycznym.
Chociaż teraz w klubie muzycznym już nie było Kajetana, Klary i Seweryna. To
było smutne…
Tak, jedynie ja
i Wojtek byliśmy jeszcze w liceum. Nasi przyjaciele już studiowali. Dlatego
cieszyłem się z każdej możliwości spotkania. Na szczęście wszyscy zostali w
Gdańsku, a więc widywaliśmy się często.
Nie pomyliłem
się co do przeznaczenia stołu. Ledwo wypiliśmy po gorącej czekoladzie na
rozgrzanie, a wylądowaliśmy wokół niego. Seweryn przetasował profesjonalnie
karty, a następnie rozpoczęliśmy pierwszą, groźną partię pokera.
— Usuńcie
wszystko z drogi, bo jedzie kareta — oznajmiła Klara, pokazując karty. Naszą
reakcją był głośny jęk. Jak zwykle ogrywała nas wszystkich. Cieszyłem się, że
do tej pory nikt nie wpadł na pomysł, aby naszą grę urozmaicić rozbieraniem
się. Czułbym się naprawdę niekomfortowo, zwłaszcza że to ja najczęściej
przegrywałem.
Kajetan oddał
swoje ostatnie żetony i uniósł dłonie.
— Przegrałem.
Oskubaliście mnie. Nie mam już żadnych grubych żetonów.
— Ciesz się, że
nie gramy na grube hajsy — zauważył Seweryn. Przyjaciel posłał mu rozbawione
spojrzenie. Chwilę później rozległ się dźwięk nadchodzącej wiadomości
tekstowej. Kajetan wyjął telefon z kieszeni. — Kto to?
— Mama — odparł
krótko, odpisując. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
— Och, mamusia
martwi się o swoje dzieciątko?
Tym razem
Kajetan rzucił Sewerynowi ostrzegawcze spojrzenie i sekundę później blondyn
wyglądał na takiego, który żałował swoich słów. Klara szturchnęła go w ramię.
— Sorry —
rzucił.
— Nic się nie
stało — odpowiedziałem powoli. — Nie musicie przy mnie chodzić na palcach.
Wojtek popatrzył
groźnie po reszcie. Seweryn uniknął tego spojrzenia, patrząc gdzieś w bok.
— W takim
razie… mam dla was wiadomości. Dwie — dodał, zmieniając temat. — Dobrą i
zajebistą. Od której mam zacząć?
— Dawkujmy
szczęście i zacznijmy od dobrej.
— Sebastian
załatwił nam drugi występ w Spreso. Jeszcze w listopadzie. — Uśmiechnął
się szeroko z ekscytacji. Nigdy nie przyznałby tego na głos, ale uwielbiał
występować z nami na scenie i grać dobry jazz. — Wszystko w ramach akcji
„JazzLove Wieczory”.
— JazzLove Wieczory?
— powtórzył Wojtek. — Twój brat uwielbia gry słowne, co?
Blondyn
wzruszył ramionami.
— Najważniejsze
jest to, że znów będziemy mogli tam zagrać. Ostatnio było całkiem fajnie, nie?
Wróciłem
wspomnieniami do majowego, dusznego wieczoru, gdy w Spreso graliśmy
jazz. Pojechaliśmy do Warszawy na weekend, gdy tamta trójka skończyła matury.
Było naprawdę fajnie no i mogliśmy spędzić trochę czasu w innym mieście. Mieli
tam bardzo dobrą gorącą czekoladę… Chociaż zabrakło mi odwagi, by często ją
zamawiać, bo za barem stał niebezpiecznie wyglądający barista z kolczykiem w
uchu. Zdecydowanie wolałem bruneta, który cały czas się uśmiechał.
Zapomniałem
jakie nosili imiona.
—
Zainteresowani? Muszę dać znać Stani… Sylwe… Sebastianowi. — Pokręcił głową. —
Mam za dużo braci…
— A kiedy? —
zapytał Kajetan.
— Och, mój
przyjacielu, to będzie najlepszy z możliwych terminów, przy których popłaczesz
się ze szczęścia. — Seweryn uniósł palec i zakręcił nim w powietrzu. — W
weekend, w który zaprasza nas Sylwe… Stani… Cholera! Sebastian! Sebastian. W
weekend, w który zaprasza nas Sebastian, organizowany jest Wielki Festyn
Czekolady.
Prawie upuściłem
moje karty. Wojtek parsknął śmiechem.
— Jak to…
Wielki Festyn Czekolady?
— Wiedziałem,
że zwrócę twoją uwagę, Amadeuszu — stwierdził Seweryn. — Czy to nie brzmi jak
raj?
Popatrzyłem po
wszystkich.
— Nie możemy
zmarnować okazji.
— Jesteś taki
łatwy — westchnął, tasując ponownie karty. — Niemniej, mam już twój głos.
Klaro?
— Brzmi
naprawdę fajnie. Będziemy nocować tam gdzie ostatnio?
Czyli w hotelu,
którego właściciela znał Sebastian i załatwiał nam tańsze pokoje.
— Nie inaczej.
— Z chęcią. W
końcu to tylko jeden weekend.
— Kajet?
— Jasne. Brzmi
fajnie.
— Wojtku?
— Musiałbym się
dopytać cioci, ale nie sądzę, aby to był problem.
Wojtek jakiś
czas temu wprowadził i resztę przyjaciół w swoje rodzinne tajemnice.
— Och… A ja
będę musiał się zapytać taty. — Zmarszczyłem czoło. Mój Zbyt Protekcyjny Tata
zawsze miał jakieś „ale”, jeżeli chodziło o moje wyjazdy. Wtedy w maju ledwo go
o to wybłagałem. Czekało mnie ciekawe starcie.
— Powiedz, że
wszyscy jedziemy. I ostatnio wszyscy byliśmy grzeczni — podsunęła Klara.
Ja z Wojtkiem
nie byliśmy grzeczni, ale ciężko było zachować ten stan, gdy dzieliło się pokój
z własnym chłopakiem w innym mieście. To się aż prosiło o mile spędzony czas.
Mój wielkolud
chyba też o tym pomyślał, bo spojrzał gdzieś w bok.
Lubiłem jak się
zawstydzał.
— Coś wymyślę —
obiecałem.
***
— Będę
odśnieżał przez całą zimę — mówiłem.
— I tak
będziesz to robił. — Ojciec nie spojrzał na mnie znad książki. Cmoknąłem
niezadowolony. Byłem właśnie w momencie potyczki z tatą. Tak jak sądziłem,
zaczaił się we własnym gabinecie, pochłaniając kolejne woluminy. Ponieważ
chciałem jak najszybciej zdobyć jego zgodę, rozpocząłem negocjacje już
następnego dnia.
— Przestanę
szmuglować Portugalczyków przez granice Unii Europejskiej.
— Podchwytliwe.
— Ojciec zmrużył oczy. — Portugalia jest w Unii Europejskiej i nie musisz
szmuglować ich przez granice.
— Ale przez
zewnętrzne.
— Słabe. Co
jeszcze masz? — zapytał zainteresowany.
— Posprzątam
strych.
— Wielu przed
tobą próbowało. Legenda mówi, że sam Ponce de León próbował.
— Mnie się uda.
Uniósł wzrok,
coraz bardziej zainteresowany.
— A matury?
— Są w maju…
— Próbne.
— Są
nieistotne.
— Matury są
nieistotne? — fuknął. — Chyba pora na poważną rozmowę na temat twojej edukacji,
młody człowieku.
Wywróciłem
oczami, modląc się, aby ojciec przestał być taki uparty.
— Nie mam
problemów z nauką, prawda? Poza tym w maju mogłem jechać. No i jesteśmy już w
ostatniej klasie liceum lub na studiach.
— Wasz wiek
kończy się na „naście”. Niestety to nie rymuje się z „jestem odpowiedzialny”.
— Tato…
Odłożył książkę
na ciężkie, drewniane biurko i przesunął po mnie wzrokiem. Najwidoczniej
oceniał czy „jestem odpowiedzialny”. Gdybym wiedział, że ocena zależy od
wyglądu zewnętrznego na pewno nie przyszedłbym do niego w dole od piżamy w
pingwiny i T—shirtem z napisem „Death Boy”. Koszulka była prezentem od
Seweryna, którego złośliwość czasem przekraczała granice ludzkiej wyobraźni,
ale nie miałem nic przeciwko. W końcu byłem synem przedsiębiorcy pogrzebowego.
Cieszyłem się, że mogę czuć się z tym swobodnie wśród moich przyjaciół.
— Dobrze. —
Zgodził się w końcu, kiwając głową. — Ale musisz przynieść mi czekoladę toffi z
kuchni.
— Dzięki! —
Uśmiechnąłem się szeroko. — Super. Jesteś po prostu najlepszy.
— Nie widzę
toffi w tym pokoju — zaświergotał. Czym prędzej pognałem na dół po czekoladę,
nim zdążył zmienić zdanie.
***
Do Warszawy ruszyliśmy
w sobotni, szary poranek. Zbiórka była pod domem Seweryna. Czekał tam na nas
duży Volkswagen Transporter T5, należący do Sebastiana. Auto miało pomieścić
nas i nasze bagaże. O dziwo, udało się. Nawet z dodatkowym gościem, którym
okazał się być Sylwester.
— No co? —
zapytał, gdy Seweryn spojrzał na niego z wściekłością. — Jest mega impreza w
klubie, więc skoro i tak już wszyscy jedziecie, pomyślałem że zabiorę się z wami.
— I zostawisz
swoje psy? — prychnął.
— Dadzą radę. W
przeciwieństwie do ciebie potrafią kierować autem, zrobić obiad i wyprać własne
gacie.
Seweryn
ostatnimi siłami woli powstrzymał się od sięgnięcia po najbliższy kamień i
dokonania aktu podobnego do tego, jaki Kain dokonał na Ablu.
Wzrok
najbardziej psiego ze wszystkich braci powędrowało na twarze pozostałych
podróżników. Klara odpowiedziała mu uprzejmym spojrzeniem, Wojtek nieufnym, ja
zaskoczonym, a Kajetan nieco zdezorientowanym.
Wpakowaliśmy
się do wielkiego auta i ruszyliśmy.
Sylwester
siedział na miejscu pasażera obok Sebastiana. Ja i Wojtek usiedliśmy po środku,
a pozostała trójka na samym końcu.
Początek
podróży był nawet głośny — dużo gadaliśmy. Sam Sebastian tłumaczył nam przebieg
i pomysł związany z JazzLove’ymi Wieczorami. Sylwester raczej dużo nie mówił,
ale wyglądał na szczerze zadowolonego. Nie byłem pewien czy dlatego, że jechał
do Warszawy za darmo, czy dlatego, że rozzłościł młodszego brata.
Wojtek zasnął
już prawie na samym początku, a więc ja skupiłem się na wyglądaniu przez okno.
Klara także
przysnęła, trzymając swojego chłopaka za rękę. Seweryn słuchał muzyki tak
głośno, że jej strzępy docierały do mnie. Natomiast Kajetan czytał książkę.
Blondyn zerknął
na okładkę i zmarszczył czoło.
— Kajet —
zaczął powoli, wyjmując słuchawki z uszu. — Co to za książka?
— Hm? — Jego
przyjaciel wydał się zaskoczony tym nagłym pytaniem. Uniósł tom, aby można było
odczytać tytuł z okładki. — Szepty, Piotra Rusińskiego. Chcesz?
Przyjaciel
zmrużył oczy.
— Nie… Po
prostu gdzieś ją już widziałem…
Kajetan
uśmiechnął się szeroko.
— Pewnie w
sklepie. Szepty to równoległa historia do Wilczego gGryzu — zaczął
opowiadać z pasją, a jego oczy się rozjaśniły. — Opowiada o młodym szeptunie,
który chce wyleczyć chłopaka z choroby, bo ona nawiedza go w snach. Są też
wspomniane kruki, co na pewno łączy się z Wilczym gryzem, ale jeszcze
nie wiem w jakim stopniu. Zdecydowanie najlepsza jest i tak trzecia ciotka
Jana. I jeszcze ten łysy chłopak, który miał spotkanie z Mglistym w lesie i…
— Kajet,
naprawdę próbowałem udawać, że obchodzi mnie to co mówisz, ale nie dam rady —
przerwał mu brutalnie. Przyjaciel zrobił smutną minę. — Wiesz, że nie jara mnie
fantastyka…
— Wiem, wiem —
westchnął. — Wybacz, że tak się ekscytuję. Ale jest tu też postać z
heterochromią…
— Mhm — mruknął
Seweryn. Wyczuł, że właśnie wchodzą na grząski grunt kompleksów.
Obaj znali
wzajemnie swoje największe „dolegliwości”, dlatego wiedzieli kiedy i jakich
słów używać. Poczucie niższości u Kajetana wywoływały oczy i piegi. Kompleks
Seweryna stanowiło bycie najmłodszym z braci, którego zawsze porównywano do
tych starszych.
— Wiesz co
myślę o twoich oczach — oznajmił w końcu Seweryn.
— Wiem.
Dziękuję — odpowiedział z uśmiechem. — Seksowne, co?
— Nie
przesadzajmy, Kajet.
— Dobrze,
dziubasku.
— Jeszcze raz
mnie tak nazwiesz, a pizdnę cię smyczkiem w twarz.
Kajetan
roześmiał się, nie traktując groźby poważnie. Obaj wrócili do swoich zajęć.
***
Kilka godzin
później byliśmy już w centrum Warszawy. Sebastian najpierw odwiózł nas do
hotelu, gdzie się zameldowaliśmy. Ja i Wojtek, podobnie do Klary i Seweryna,
dostaliśmy pokój dwuosobowy. Kajetan i Sylwester otrzymali prywatne
apartamenty.
— Jesteśmy na
tym samym piętrze co ostatnio — stwierdziłem, otwierając drzwi. — To nie ten
sam pokój?
— Nie. Na pewno
nie — odpowiedział Wojtek. Był na tyle kochany, że niósł i moją torbę. Nie
żebym spakował pół domu na tę dwudniową podróż.
Dostaliśmy
godzinę, aby się trochę odświeżyć.
— Jest okropnie
zimno — jęknąłem, gdy weszliśmy do pokoju, w którym znajdowały się dwa łóżka.
Już wiedziałem, że będziemy korzystać tylko z jednego, ale bardzo możliwe, że z
dwóch kołder.
Wojtek zbliżył
się od tyłu i objął mnie w pasie. Od razu zrobiło się cieplej. Oparł brodę na
mojej głowie — co robił całkiem często ze względu na różnicę wzrostu.
— Dawno nie
graliśmy, co nie?
— Prawda —
przyznałem. — Cieszę się, że Seweryn, Klara i Kajetan chcą dalej z nami grać.
Mimo że nie jesteśmy na studiach…
— Przypominam,
że jestem w ich wieku.
— Ale dalej
jesteś w liceum — stwierdziłem. Wojtek drgnął. — Ale cieszę się… Gdyby cię nie
było w szkole… byłbym zupełnie sam.
— Hej, nie
jesteś sam.
— Wiem.
***
Kajetan ledwo
wyszedł z łazienki, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Nabrał powietrza i
powoli je otworzył. O framugę opierał się nonszalancko Sylwester. Jego zielone
oczy błyszczały jak dwa klejnoty. Zarost przyjemnie komponował się z flanelową
koszulą w kratę, która była rozpięta o jeden guzik za dużo. Wilczy kieł,
znajdujący się na rzemyku, opadał na owłosioną klatkę piersiową.
Gość uśmiechnął
się zadziornie.
— Mogę wejść?
— Musisz —
odpowiedział, wpuszczając go do środka. — Co to ma być?
Sylwester
uniósł brew, gdy drzwi trzasnęły.
— Żadnego buzi
na powitanie?
— Sylwester. —
Kajetan już wiedział, jak akcentować to imię, aby Sylwester spoważniał. Należało
nacisnąć na „wes”, aby psi-chłopak przeszedł z zadziornego na skupionego. — To
nie jest śmieszne. Myślałem, że dostanę zawału, gdy powiedziałeś, że jedziesz z
nami.
— To miała być
niespodzianka. Nie cieszysz się?
Kajetan
ostatnio nie odróżniał co mu daje szczęście, a co nie. Dlatego teraz nie
potrafił wykrzesać żadnej odpowiedzi. Sylwester spochmurniał. Widząc to,
Kajetan zmienił pospiesznie temat.
— Co to za
impreza, na którą dziś idziesz?
— Żadna.
Ściemniłem to. Chciałem po prostu spędzić z tobą czas w Warszawie…
I znów to
robił. Pokazywał kompletnie inne oblicze.
— Cieszę się —
powiedział w końcu. — Cieszę się, że tu jesteś, naprawdę! — dodał z siłą, gdy
starszy chłopak spojrzał na niego z powątpiewaniem. — Chodzi o Seweryna…
— Nie będziesz mógł
ciągle tego przed nim ukrywać — poinformował Sylwester. — Ja tak nie lubię, ale
robię tak ze względu na ciebie. Nie lubię się kryć.
— Tłumaczyłem
ci to.
— A ja ci
tłumaczyłem, jaki jest Seweryn — burknął. — Mój brat nienawidzi kłamstw.
Nienawidzi — podkreślił. — Okłamujesz go od trzech miesięcy. Ja to ja. —
Wzruszył ramionami. — Okłamuję Seweryna po bratersku od urodzenia. Ale ty? To
będzie dla niego cios, Kajet. Naprawdę, lepiej mu powiedz.
— Wścieknie
się.
— Bardzo możliwe.
— Nie wiesz
jaki on jest, gdy jest zły.
— Wiem —
zapewnił Sylwester.
Złość Seweryna
nigdy nie była ukierunkowana na samego Kajetana. Widział furię przyjaciela
wiele razy, ale nie padł jej ofiarą. Tego się bał. Gniew przyjaciela, który
uderzy go prosto w serce.
— To takie skomplikowane
— jęknął, siadając na skraju łóżka. Przeczesał dłonią swoje czarne włosy. —
Chciałbym móc to wszystko jakoś wyprostować… ale nie mogę was bardziej skłócić…
Sylwester
milczał przez jakiś czas, aż w końcu odważył się usiąść obok Kajetana. Wahając
się, uniósł rękę i objął go ramieniem. Zapadła krępująca cisza. Nie byli
jeszcze oswojeni z okazywaniem jakichkolwiek uczuć ku sobie.
— Jeżeli
potrzebujesz czasu, niech będzie — mruknął Sylwester. — Ale nie okłamuj ich
dłużej niż to konieczne. Ludzie nie są głupi. Domyślą się.
— Daj mi
jeszcze trochę czasu — poprosił.
Sylwester
powstrzymał się od komentarza, w którym chciał zauważyć, że Kajetanowi bardziej
zależy na Sewerynie niż na nim. Jednak wolał tego nie mówić. Znał tę historię. Kajetan
i Seweryn byli przyjaciółmi od najmłodszych lat. On sam nie zwracał na nich
uwagi do zimy zeszłego roku. Nie mógł teraz żądać absolutnej uwagi.
— Czyli dalej
się kryjemy?
W odpowiedzi
dostał powolne kiwnięcie głową. Ten gest zabolał Sylwestra.
— Jakoś
wytrzymam — stwierdził i pocałował bruneta w czubek głowy. — Idę się przejść.
Zostawił go
samego. Chłopak zamknął oczy i opadł na łóżko. Wszystko się skomplikowało.
***
Niecałą godzinę
później byliśmy w Spreso, aby móc przygotować instrumenty. Bariści nie
byli do końca zadowoleni z naszej obecności, bo ona zobowiązywała ich do
ubrania się elegancko — muszki i marynarki — ze względu na JazzLove Wieczory.
Doskonale
wiedziałem, że i my dzisiaj będziemy musieli się tak wystroić. Klara wymagała,
abyśmy na scenie pojawiali się eleganccy. Wciąż była liderem zespołu.
Srebrnowłosy
barista miał dzisiaj pełne ręce roboty. Był najwyższy z nich wszystkich
(chociaż nieco niższy od Wojtka), więc podczas gdy pozostali zajmowali się
parzeniem kawy i obsługą klientów, on musiał zawieszać świąteczne ozdoby pod
sufitem. Zbliżał się okres Bożego Narodzenia, a Sebastian stwierdził, że tego
typu dekoracje bardziej wpłynął na ogólny klimat kawiarni.
A więc chłopak
o imieniu Oliwier, nie miał wyboru.
— Myślisz, że
powinienem mu pomóc? — zapytał cicho Wojtek. — Wygląda jakby chciał spalić to
miejsce.
— Właśnie
dlatego nie powinieneś mu pomagać — szepnąłem. — Nie chcę, abyś skończył w
pożodze czy coś…
W trakcie gdy
nastrajaliśmy instrumenty, a Oliwier wieszał bombki niedaleko nas, do Spreso
wszedł elegancki chłopak odziany w czarny płaszcz, który podkreślał jego smukłą
sylwetkę. Przywitał się przyjaźnie z pracownikami (musiał być tutaj stałym
bywalcem) i podszedł do Oliwiera. Widok baristy wieszającego srebrny łańcuch
zdecydowanie go rozbawił.
— Widzę, że nie
próżnujesz.
— Cicho bądź,
Arcenciel…
— Spodziewamy
się białych świąt? — Złośliwy uśmiech nie znikał z jego twarzy.
— Jeżeli
pobawisz się moimi bombkami, dam ci białe święta — odpowiedział, uśmiechając
się triumfalnie.
Elegancki chłopak
w płaszczu zamrugał oczami, nieco zażenowany.
— Madgrey —
syknął tylko, kręcąc głową. Obrócił się na pięcie i zawrócił do baru, a Oliwier
zaczął śpiewać pod nosem kolędę, zawierającą zaskakująco dużo przekleństw.
***
Jeszcze tego
samego dnia, zaraz po przygotowaniu instrumentów, ruszyliśmy pod Pałac Kultury
i Nauki, gdzie odbywał się Festyn Czekolady. Droga może i nie należała do
najdłuższych, ale było okropnie zimno. Wiał silny wiatr, który prawie nas
powstrzymał przed opuszczeniem ciepłej kawiarni. Z nielicznych drzew spadały
dosłownie ostatnie liście.
Na dodatek
zgubiliśmy się w podziemiach i wyszliśmy po innej stronie ulicy, wyglądając jak
pięć zagubionych surykatek.
— M-Mówiłem,
aby skręcić w p-prawo. — Kajetan drżał.
— I to moja
wina? — prychnął Seweryn.
— Skręciłeś w
lewo!
— Detale.
Dopiero w
Pałacu Kultury odetchnęliśmy z ulgą. W środku było ciepło. W środku było
ciepło, a w powietrzu unosił się zapach czekolady. Wypełniał hol wejściowy i
kolejne korytarze oraz sale.
— Niesamowite —
szepnąłem.
Uwielbiałem woń
czekolady. A teraz wypełniał on cały Pałac. Miałem wrażenie, że drobinki
czekolady na mnie osiądą i już będę tak pachniał przez cały czas.
Gdy tylko
nacieszyliśmy węch, przyszła pora na wzrok. Gęsta czekolada, brązowa lub biała,
gorzka lub mleczna, przelewała się między misami, kręciła się w wielkich
garach, zapełniała foremki i ozdabiała ciasta. Chociaż jedliśmy obiad, poczułem
niewyobrażalny głód. Chocolatierzy doskonale wiedzieli, jak stworzyć idealną
czekoladę, która swą konsystencją i zapachem sprawiała, że człowiek czuł się
jak w raju.
Nie czekaliśmy
długo, aby skosztować dostępnych łakoci. Sam prawie się roztopiłem, gdy tylko
skosztowałem kawałka z tabliczki. Wojtek podzielał moje doznania i we dwójkę
zjedliśmy całą czekoladę w przeciągu kilku minut.
Mimo że
atmosfera była jak z bajki, to dało się wyczuć coś niepokojącego. Kajetan i
Seweryn nie odzywali się do siebie. Wyglądali na pokłóconych. Nawet Klara
dostrzegła zmianę w ich zachowaniu i podzieliła się swoimi troskami.
— Nic do siebie
nie mówią — szepnęła do mnie i Wojtka. — Gdy zapytałam się Seweryna o co
chodzi, odpowiedział „o nic”.
— Och nie…
klasyczne „o nic” Seweryna, gdy tak naprawdę stało się co ważnego? — jęknąłem.
Pokiwała głową.
— Udaje, że nic
się nie dzieje. W Spreso Kajetan i Seweryn rozmawiali chwilę na
osobności i… — Klara obejrzała się przez ramię. Seweryn właśnie przyglądał się
czekoladowym ciastom, a Kajetan, po drugiej stronie sali, delektował się
kubkiem gorącej czekolady. — Od tamtej pory właściwie nie gadają.
— Ech… —
Spojrzałem na Wojtka. — Rozdzielamy się?
Skinął w stronę
jednego z nich.
— Biorę
Seweryna.
Poklepaliśmy
Klarę po ramionach i ruszyliśmy w dwie przeciwne strony pomieszczenia. Kajetan
dostrzegł mnie i uśmiechnął się blado.
— Obrazisz się
jeżeli dołączę do ciebie, aby spróbować czekolady?
Pokręcił głową.
— Nie ma
sprawy. Będzie mi miło.
Dosiadłem się
do niego i również zamówiłem gorącą czekoladę, co okazało się wyzwaniem, bo
było mnóstwo jej rodzajów. Zdecydowałem się na jeden.
Mój przyjaciel
faktycznie wyglądał na zmartwionego. Kątem oka dostrzegłem, że Seweryn już
rozmawia z Wojtkiem. Musiałem się pospieszyć.
— Co się
dzieje? — zacząłem, przechodząc do rzeczy. Nawet nie udawał, że nie wie o co
chodzi. Westchnął ciężko.
— Aż tak to
widać…?
— Ludzie nie są
ślepi — stwierdziłem. Kajetan drgnął. Spojrzał na mnie zaskoczony, a następnie
się uśmiechnął. — To co się dzieje? Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć.
Chłopak wziął
głęboki wdech.
— To
skomplikowane.
— Domyślam się.
— Chodzi o
Seweryna i… Sylwestra.
Wstrzymałem na
chwilę oddech. Mogłem się tylko domyślać tego, co się działo. Prawie rok temu,
niedługo po Bożym Narodzeniu, Sylwester przyznał mi się do lubienia Kajetana w
inny sposób niż koleżeński. Jednak temat umarł śmiercią naturalną, a ja nie czułem
się tak zżyty ani z jednym, ani z drugim, aby wypytywać o to co się działo.
— Widzisz… ja i
Sylwester — zaczął nerwowo, przeczesując włosy. — Tak jakby… Tylko nie wiem…
— Powiedział
ci, że cię lubi?
Kajetan prawie
spadł z krzesła.
— Wiedziałeś? —
zapytał głośniej niż planował.
Wzruszyłem
ramionami.
— Wiedziałem
tyle, że Sylwester cię polubił. Ale nie wiedziałem, że się do tego przyznał.
Chłopak
spojrzał smutno na kubek czekolady.
— Przyznał —
powiedział cicho. — Zaraz po maturach… Wyznał mi, że trzymał to w sobie pół
roku i nie chciał dłużej. Poza tym sam wiesz, że od ostatnich Świąt Sylwester
trzymał się blisko nas, a i ja… — zawahał się. — W każdym razie, to było super
dziwne. Sylwester to brat Seweryna, prawda? Brat mojego najlepszego
przyjaciela. Brat, za którym Seweryn nie przepada… No i jeszcze ja… — Na
jego twarzy widniało niezdecydowanie. — Wiesz, nigdy nie myślałem o tym z kim
będę. I czy w ogóle z kimś będę. Serio, nie zajmowało mi to głowy. Niemniej, w
wizjach widziałem siebie z jakąś dziewczyną. Ale potem Sylwester powiedział to
co powiedział… To nie jest prawdziwe zauroczenie, póki nie czujesz się z tym
jak gówno — przemówił nieswoim głosem. — To jego słowa.
— Pasują do
niego. Ty nie przeklinasz. — Podano mi gorącą czekoladę. Jednak nie chciałem
jej kosztować, bojąc się, że stracę zainteresowanie rozmową. Przyjaciel był
ważniejszy. — Czyli Sylwester czuł się jak gówno? Poetycko…
— Powiedział,
że go skręca. Czuje się źle, nie śpi, nie je, tylko myśli i marzy. Z tym
uczuciem czuł się źle, ale dzięki temu wiedział, że to jest prawdziwe. Tak mi
powiedział. No i nie wiedziałem co o tym myśleć. To było dziwne. Starszy brat
Seweryna wyznaje mi uczucie? Mi? Spójrz na mnie. — Wskazał na siebie. — Nie
jestem tak przystojny jak bracia Seweryna lub sam Seweryn. Nie jestem też
szczególnie rozrywkowy, a wiedziałem jaki jest Sylwester. To było… — Zamknął
oczy. — Obiecaliśmy sobie, że nikomu nic nie powiemy, póki nie przemyślimy
sprawy. Nie chciałem go skrzywdzić, więc nie zerwałem z nim kontaktu.
Rozmawiałem z Sylwestrem. Raz czy dwa nawet poszedłem z nim na spacer. Z nim i
jego psami, oczywiście. Polubiły mnie — dodał z uśmiechem. — A ja nie
wiedziałem co się ze mną dzieje. Polubiłem Sylwestra. Był kompletnie inny od
Sylwestra, o którym opowiadał Seweryn. Zawsze czułem, że przesadza, gdy opisuje
braci. W mojej głowie pojawiła się myśl… może spróbować? Heh, mój staruszek
zawsze powtarzał, że najpierw trzeba czegoś skosztować, aby potem ocenić.
— Skosztowałeś?
Kajetan zamknął
oczy i przesunął dłonią po twarzy. Czubkami palców zatrzymał się na ustach.
— Sylwester
pocałował mnie we wrześniu. Podczas spaceru z jego psami. A ja nie przerwałem
pocałunku… — jęknął cicho. — Spodobało mi się. Nie całowałem się za dużo, a już
zwłaszcza z chłopakami, ale… — Zrumienił się mocno. Nie wiedziałem czy od
ciepła czekolady, czy od powrotu do wspomnień. — Było przyjemnie. I w ciągu
tego jednego dnia powiedział, że moje oczy… są najciekawszymi jakie
kiedykolwiek widział. A moje piegi… — Teraz już był czerwony. — Gdyby mógł
ucałowałby każdy z nich. Rozumiesz, Amadeo? — Spojrzał na mnie błagalnym
wzrokiem, jakby szukał poparcia. — Dwie rzeczy, które uważałem w sobie za
najgorsze, on uważa za najcudowniejsze. Wkopałem się w to sam. Czy to głupie?
Miałem dużo
informacji do przetrawienia w przeciągu dwóch minut, ale wiedziałem jedno —
Kajetan nie był głupi. Doskonale wiedziałem, co to znaczy, gdy osoba obraca
twoje wady w zalety. Sam tak miałem z Wojtkiem.
— Nie, to nie
jest głupie. Jeżeli daje ci to szczęście.
— Sam nie wiem…
— Wzruszył ramionami. — Seweryn już się domyśla. Nie wiem jak, ale widzę to w
jego oczach. Okłamałem go… Nie wybaczy mi. A na dodatek Sylwester nie odpisuje.
Dzisiaj trochę się posprzeczaliśmy i… stracę ich obu.
— Nie. Na pewno
nie. To trochę surowe podejście. — Miałem już w głowie niezłą przemowę, gdy
dostrzegłem, jak ku nam idzie Seweryn z Wojtkiem. Blondyn ciskał piorunami z
oczu, a Wojtek posłał mi bezradne spojrzenie.
Zatrzymali się
przy stoliku. Spojrzenie Seweryna wwiercało się w ciało człowieka. Kajetan
przełknął głośno ślinę.
— Pozwolisz na
chwilę? — Ton głosu blondyna był nadzwyczaj zimny. Kajetan wahał się przez
kilka sekund, jednak nie utrzymał kontakt wzrokowy z przyjacielem. Skinął
głową. Zsunął się z krzesła i ruszył za Sewerynem.
Wojtek zajął
miejsce obok mnie.
— Jest zły.
— Widzę.
— Powinniśmy
ich powstrzymać?
— Powinniśmy im
pozwolić porozmawiać — mruknąłem, patrząc na zegarek. — Mam nadzieję, że nie
pokłócą się tak, że nie będziemy mogli grać…
***
Seweryn
poprowadził przyjaciela na wyższe piętro, gdzie było ciszej. Bezpardonowo
usiadł na jednym ze stopni i milczał. Kajetan usiadł niepewnie obok niego.
Zastanawiał się od czego zacząć. Co powiedzieć?
Gdy po kilku
minutach ułożył jakąś wypowiedź, nim otworzył usta, Seweryn wypalił:
— Czy ja
naprawdę, według was, jestem aż tak drażliwy, że nie można mi nic powiedzieć?
Brunet zamrugał
oczami. Tego pytania się nie spodziewał. Nie zdążył odpowiedzieć — Seweryn
kontynuował.
— Jasne, jestem
dupkiem, ale mam też honor, wiesz?
— Wiem —
przyznał powoli.
— Nie mogę
uwierzyć, że mi nic nie powiedziałeś! Spośród wszystkich ludzi, ty! — Kręcił
głową.
Kajetan
milczał, szczerze zaskoczony. Może jednak nie był najlepszym przyjacielem
Seweryna? W końcu w ogóle się tego nie spodziewał. Może wcale go nie znał?
— Nie chciałem
cię denerwować — zaczął ostrożnie. — Nie wiedziałem na czym z nim stoję. Nigdy
tak o nim nie myślałem. To jest twój starszy brat. Poza tym zawsze sądziłem, że
wolę dziewczyny. I wiem jakie masz podejście do niego, więc nie chciałem cię
tym denerwować ani…
Blondyn zamknął
oczy.
— Zrozum… to
nie tak, że go nienawidzę. Jest moim bratem, czy tego chcę czy nie. Nie
przepadamy za sobą, ale nie przepadam też za Amadeuszem, ale spędzam z nim czas!
Bo jest moim przyjacielem. Tak jak Sylwester jest moim bratem. Wiem, to
pokręcone, ale taki jestem. Ktoś może mnie drażnić, ale może być moim
przyjacielem…
Mówił takim
tonem, jakby był zły sam na siebie, a nie na Kajetana. Przyjaciel spojrzał na
niego swoimi dwukolorowymi oczami.
— Uwierzysz jak
ci powiem, że okłamałem cię, bo chciałem dla ciebie jak najlepiej?
— Uwierzę, bo
jesteś przekurewsko uroczy — prychnął Seweryn, nie patrząc na niego. — Prawdę
mówiąc, rozumiem dlaczego mój brat wpadł po uszy… Ale jestem zły, Kajet! Zły,
że spośród wszystkich ludzi, to mój najlepszy przyjaciel, od lat dzieciństwa,
mnie okłamał. Nie jestem zły o to, że lubisz mojego brata. Jestem zły o to, że
mi nie powiedziałeś czegoś tak ważnego! Nie ufasz mi? Myślisz, że bym nie
zrozumiał?
Kajetan zerknął
na niego z politowaniem. Seweryn odchrząknął i wzruszył ramionami. Dopiero
teraz odwzajemnił spojrzenie.
— Dobra, masz
rację — mruknął, a przyjaciel nawet nie musiał nic mówić. — Pewnie byłbym zły.
I pewnie bym na początku tego nie zrozumiał. Bo to ty! I on… Ale po czasie. —
Teraz patrzył w dwukolorowe oczy. — Przestałbym się denerwować i zrozumiałbym.
Dlatego, że jesteś moją bratnią duszą. Po prawdzie, to o tobie zawsze myślałem
jak o moim bracie, mimo że mam trzech biologicznych. To jednak ty… Tu jest ta
więź.
— Nie
wiedziałem, że tak na to patrzysz… — szepnął Kajetan.
— Zamierzałeś
mi kiedykolwiek powiedzieć?
— Oczywiście.
Ale chciałem być wtedy pewny swoich słów.
— Całowałeś się
z nim?
— Seweryn…
— Odpowiadaj,
bo się bardziej zdenerwuję!
— Tak,
całowaliśmy się — odpowiedział szybko. — Ale tylko tyle!
— Tylko tyle?
Chcesz mi powiedzieć, że Sylwester nie uprawia seksu? Nic dziwnego, że ostatnio
tak często biega… — zamyślił się na głos.
— Seweryn,
proszę. Ja sam nawet nie wiem czy… Dlatego się wstrzymywałem. Bo nie chcę
skrzywdzić ciebie ani twojego brata. Ja nigdy nie byłem w związku… A po raz
pierwszy chcę być i jest to chłopak. I pół biedy, że chłopak, ale starszy brat
mojego… mojego brata.
— Musimy
skończyć z tym terminem na przyszłość. Niebezpiecznie to wszystko podchodzi pod
kazirodztwo — ocenił ironicznie Seweryn, a Kajetan odetchnął z ulgą. Skoro
wracał mu humor, było nieco lepiej.
— Naprawdę
przepraszam. Uwierz mi, że gdybym wiedział, powiedziałbym ci od razu.
— Nie jestem
potworem, Kajetan.
— Przepraszam.
Naprawdę przepraszam. Jest mi tak przykro. Możemy być dalej przyjaciółmi?
Blondyn zdziwił
się. Po raz pierwszy od bardzo dawna.
— Oczywiście,
że tak. Wyluzuj, piegusku! Jestem zły, ale nie zrywam przyjaźni, mały dupku.
Kajetan
odetchnął z ulgą.
— Jak się
domyśliłeś…?
— To, że o
czymś nie mówię, nie znaczy, że tego nie widzę — oznajmił głośno. — Poza tym…
ta książka. Szmery?
— Szepty.
— Właśnie. Była
w pokoju Sylwestra jakiś czas temu. Pewnie kupił ci ją na urodziny, co?
Kajetan skinął
głową.
— Tak, to
prawda.
— To od kiedy
już tak figlujecie za moimi plecami?
— Od… września.
— Trzy
miesiące? No ładnie. — Pokręcił głową. — Widać było zmianę w waszym zachowaniu,
wiesz? Sylwester zrobił się mniejszym… dupkiem. A ty…
— Zrobiłem się
większym dupkiem.
— Tak, trochę
tak — przyznał. Gdy chłopak posmutniał, poklepał go po plecach. — Ale nie
załamuj się, Kajet. Już jest dobrze. Teraz muszę jeszcze rozmówić się z
Sylwestrem.
— Nie krzycz na
niego, czy coś…
— Błagam cię.
Słyszałeś, abym kiedykolwiek krzyczał? — Kajetan znów spojrzał na niego z
politowaniem. — Co najwyżej podnosiłem głos.
Roześmiali się
głośno. Po kilku sekundach zamilkli i spojrzeli na siebie. Uśmiechnęli się i
skinęli głowami.
Ich przyjaźń
była najcenniejszą rzeczą jaką mieli. Nie chcieli jej stracić. Bez względu na
wszystko.
***
— Parszywe
szczury przestworzy — warknął Seweryn, gdy wracaliśmy do kawiarni, a przed nami
pojawiło się stado gołębi.
— Bardzo ładne
określenie — powiedziała Klara, obejmując ramię swojego chłopaka. — Tego
jeszcze nie słyszałam.
— Myślałem nad
nim cały ranek.
Kajetan
roześmiał się i spojrzał mi w oczy. Skinął głową, już wiedziałem, że jakoś
udało mu się dogadać z przyjacielem. Chociaż, prawdę mówiąc, dalej było widać,
że chłopak jest zły.
— Kompletnie
ich nie rozumiem — wyznał Wojtek, gdy szliśmy nieco z tyłu. — Myślałem, że
Seweryn będzie wściekły, gdy się wyda, że Kajetan kręci z Sylwestrem.
— Właściwie to
Sylwester kręcił z Kajetanem, a ten postanowił spróbować.
— Nie
wiedziałem, że Kajetan jest gejem.
— Myślę, że on
też tego nie wiedział. Albo jest bi. Naprawdę nie wiem, Wojtku. Jestem
najgorszą osobą, aby to oceniać. W ogóle nie znam się na uczuciach…
— Coś tam wiesz
— stwierdził z uśmiechem. — Swoją drogą, cały czas pachniesz czekoladą.
— Słodzisz.
Roześmiał się.
***
Rozpoczął się
nasz koncert, którym mieliśmy umilić czas klientom Spreso. Ze względu na
zainteresowanie, sala była prawie pełna. Niektóre osoby musiały stać, chcąc nas
posłuchać. Bariści wyglądali na wykończonych. Jedynie ciemnowłosy Marcel bujał
się w rytm naszej jazzowej muzyki.
Och, tak. Graliśmy
dobry jazz. Rozpoczęliśmy powoli, jak zwykle, z krótkim wstępem od liderki
zespołu, która z przyjemnością przedstawiła każdego z nas. Gdy padały imiona
popisywaliśmy się przez chwilę na swoich instrumentach. Skrzypce, pianino,
perkusja, trąbka i gitara. Idealne połączenie.
Klara śpiewała.
To jej głos niczym syrena wabił nowych zainteresowanych gości.
— Witajcie,
kochani — mruczała do mikrofonu. — Witajcie na JazzLove’ym Wieczorze w Spreso.
Mamy zaszczyt dla was zagrać kilka jazzowych kawałków, ale znajdzie się miejsce
i na improwizację. Dla przykładu. — Dłonią wskazała na Seweryna. — Kochanie,
podejdziesz tu z gitarą?
Chłopak pewnym,
królewskim krokiem wykonał polecenie, nie bojąc się nagłej propozycji. Klara
nachyliła się do jego ucha i coś szepnęła. Skinął głową.
Przejechał
palcami po strunach i zamknął oczy, a Klara zaczęła śpiewać.
"A" is for the apple that he gave to me,
But I found a worm inside.
"B" is for beloved that I call to him before he left my side.
And “C”, see what he did, that’s “D”,
Did it to poor ol’ me.
How could I be such an “E”motional fool? ("F").
"G" is for the gentlemen I thought he was
When he first said hi,
"H" "I".
"J" is for the joker that is Jimmy B., the man who made me
cry,
That’s a "C".
And “K”,
Well, you know it’s just not okay
To kiss and then run away,
Leaving alone without leaving a letter for “L”angtree.
"M" is for the misery he left me in,
"N"ever to return again.
"O" what a poor ("P") fool I’ve been,
"Q"ueuing in line for him.
And “R”, are you the one for me?
Yes, “S”ay you’ll come back to me...
Why are you tempted to “T”ease me? Ohh...
"U", why not you, have got to understand,
The value of a woman’s heart ("V").
Why, “W” not “Y”, did you think it was fine to “X” me from the start?
And “Y”, yes “Y”,
Is the question that’s on my mind.
Oh why,
Why did you leave me right before reaching our “Z”enith?
1 is the number of men I’ve loved,
And 2 is the times I’ll say it’s you (it’s you)!
3 is the number of days you’ve been gone,
But it feels like four times two.
8, at the hour the sun goes down,
I remember life with you around.
I wish I had nine lives like that one...
Rozległy się
brawa, a nasi przyjaciele skłonili się. Chłopak wykorzystał okazję, aby pokazać
kto jest tym szczęśliwcem, aby być z Klarą, poprzez pocałowanie ją w usta. Na
sali dało się słyszeć gwizdy. Nawet Oliwier Madgrey za barem wyszczerzył zęby.
Szturchnął Marcela i coś mu powiedział. Brunet parsknął śmiechem.
— Och,
zakręciło mi się w głowie, kocie. — Dziewczyna mrugnęła do swojego chłopaka.
Wrócił do skrzypiec, a Klara przeciągnęła się. — Dobrze, muszę trochę odpocząć,
wiecie? Ale zastąpi mnie specjalny chłopak. Jest naszą perełką. Naszym
światełkiem. I wszystkie mdleją, gdy już postanawia się odezwać. Moi drodzy,
przed wami Kajetan Kuhn.
Rozległy się
brawa, gdy nasz Kajet podszedł do mikrofonu. W dłoni dalej trzymał trąbkę.
Drżał przestraszony, ale mówił płynnie, zwracając się do tłumu i dziękując za
takie powitanie.
Następnie
skinął ku nam, dając znak.
Stars shining bright above you, night breezes seem to whisper, "I
love you".
Birds singing in the sycamore tree, "Dream a little dream of me".
Say "nighty-night" and kiss me. Just hold me tight and tell me you'll miss me.
While I'm alone and blue as can be, dream a little dream of me.
Stars fading, but I linger on, dear.
Still craving your kiss, I'm longing to linger till dawn, dear.
Just saying this: Sweet dreams till sunbeams find you.
Sweet dreams that leave all worries behind you.
But in your dreams whatever they be, dream a little dream of me.
Birds singing in the sycamore tree, "Dream a little dream of me".
Say "nighty-night" and kiss me. Just hold me tight and tell me you'll miss me.
While I'm alone and blue as can be, dream a little dream of me.
Stars fading, but I linger on, dear.
Still craving your kiss, I'm longing to linger till dawn, dear.
Just saying this: Sweet dreams till sunbeams find you.
Sweet dreams that leave all worries behind you.
But in your dreams whatever they be, dream a little dream of me.
W tym momencie
do kawiarni wszedł Sylwester. Wyglądał na przemarzniętego. Z zaskoczeniem
spojrzał na scenę, na której właśnie stał Kajetan. Spojrzeli sobie w oczy.
Muzyk zestresował się jeszcze bardziej, ale kontynuował występ.
Stars fading, but I linger on, dear.
Still craving your kiss, I'm longing to linger till dawn, dear.
Just saying this: Sweet dreams till sunbeams find you.
Sweet dreams that leave all worries behind you.
But in your dreams whatever they be, dream a little dream of me.
Brunet złapał
oddech i rzucił nieme „przepraszam” w stronę Sylwestra. Psi—chłopak wyszczerzył
zęby i skinął głową. Następnie podszedł do baru, aby złożyć zamówienie.
***
Koncert trwał w
najlepsze, gdy Kajetan zszedł ze sceny. Wykorzystał moment długiej improwizacji
Amadeusza i Wojtka, którzy zdawali się rozpocząć bitwę na dźwięki. Pianino i
perkusja sprawiały, że ludzie się ożywili. Czuć było energię w dźwiękach.
Ta sama energia
napędzała właśnie chłopaka, który zbliżył się do Sylwestra. Dla niego także
zabrakło miejsc siedzących, a więc opierał się o szafkę z książkami, niedaleko
baru. Obserwował uważnie ruchy chłopaka.
— Powiedziałem
Sewerynowi — oznajmił od razu. Zauważył, że w jego głosie brzmiała duma.
— Wiem. Patrzy
na mnie z jeszcze większą odrazą. — Uśmiechnął się wesoło. — A poza tym dzwonił
do mnie.
— Też do ciebie
dzwoniłem.
— Tak, ale
byłem na ciebie zły. — Wzruszył ramionami. — Przepraszam nie odbieranie od
ciebie było dziecinne.
— Nie,
spokojnie. Rozumiem. — Pokiwał głową. Obejrzał się przez ramię. — Seweryn pewnie
będzie chciał z tobą porozmawiać.
— Mam się bać?
— Nie wiem. To
twój brat.
— Och, tak. To
mój brat — przyznał, po czym upił łyk kawy. — Myślę, że będę musiał to
odbębnić. Rozmowę z nim. Trudno. Jest na ciebie zły? — zapytał z troską.
— Tylko o to,
że mu nie powiedziałem.
— Mówiłem, abyś
mu powiedział.
— Tak. Zwracam
honor… — Spochmurniał nieznacznie.
Sylwester wlepił
wzrok w Kajetana. Powoli zaczął się zakochiwać w jego kolorowych oczach. Smutne
spojrzenie potęgowało to uczucie.
Jego chłopak
skinął głową, przeganiając chmury własnym uśmiechem.
— Przepraszam.
Porozmawiamy później?
— Czeka mnie
wieczór rozmów, co? — zauważył Sylwester. — Nie ma sprawy. Przyjdę do ciebie,
jak uporam się z braciszkiem. O ile… — Uśmiechnął się dwuznacznie. — Dasz radę
wyrwać się swoim fankom.
— Fankom? —
powtórzył zaskoczony. Jeszcze raz obejrzał się przez ramię. Kilka młodych
dziewczyn pomachało mu, chichocząc pod nosem. — Nie! To na pewno nie…
— Spokojnie.
Poza tym — Sylwester uśmiechnął się zadziornie. Pochylił się lekko do przodu i
oparł dłoń o ścianę, prawie odcinając drogę ucieczki swojemu chłopakowi. — Nie
mam nic przeciwko odrobinie rywalizacji…
Kajetan poczuł
silne perfumy. Słowa Sylwestra zadzwoniły w jego sercu i odurzyły podobnie do
zapachu.
— Sylwester —
rzucił nieśmiało. Chłopak roześmiał się głośno, co brzmiało jak szczeknięcie i
mrugnął do niego.
— Wracaj na
scenę. Porozmawiamy później.
Kajetan skinął
głową. Obrócił się na pięcie najszybciej jak to możliwe. Nie chciał, aby
Sylwester widział jego czerwone policzki. Wtedy piegi były jeszcze bardziej
wyeksponowane.
***
Kajetan
siedział na łóżku w swoim pokoju, czekając nerwowo na powrót Sylwestra. Seweryn
porwał go już na dobrą godzinę. Wiedział, że bracia są zdolni do kłótni. Obaj
zapewniali, że chcą tylko porozmawiać, ale bał się że jednak nie wytrzymają.
Dopiero po
północy usłyszał kroki na korytarzu i pukanie do drzwi. Poderwał się z łóżka.
Do pokoju
wszedł nieco zmęczony i dalej zmarznięty Sylwester.
— Mój brat
wyciągnął mnie na spacer — warknął, przykładając dłonie do policzków. —
Zachciało mu się, nie ma co! Wiedziałeś, że w Warszawie wszystko jest tak
daleko od siebie?
Zrzucił z
siebie kurtkę i pokręcił głową. Kajetan zbliżył się do niego, a następnie
nieśmiało wziął Sylwestra za ręce. Naprawdę były chłodne. Chciał je jakoś
ogrzać. Tym głupim gestem. Zrobił to zanim pomyślał. To było idiotyczne.
Dziecinne.
— Dziękuję —
powiedział Sylwester. Zapadła kolejna chwila krępującej ciszy.
Już wcześniej
jakiś chłopak trzymał dłonie Sylwestra. Już wcześniej uprawiał seks z facetami.
Całował się z nimi. Ale dłonie Kajetana zdawały się być kompletnie innym
doznaniem. Cenniejszym. Jego piękne, dwukolorowe oczy — brązowe i błękitne.
Jego urocze piegi, które zdobiły całe ciało. To było… nowe.
Niezwykłe.
— Jak Seweryn
zareagował na twoje słowa? Że chcesz być ze mną? — zapytał cicho.
— Lepiej niż
ty.
Chłopak
roześmiał się.
— Nie
przesadzaj.
— Uciekłeś —
przypomniał. — Powiedziałem, że się w tobie zauroczyłem, a ty uciekłeś.
— Nie uciekłem!
Sylwester
pokręcił głową.
— Niech ci będzie.
Nie mam już dziś siły, aby się sprzeczać z młodziakami…
W odpowiedzi
usłyszał głośne prychnięcie i słowa:
— Dwa lata to
nie tak dużo.
Sylwester
nabrał powietrza.
— Pachniesz
czekoladą.
— Prawie cały dzień byłem na Festynie
Czekolady.
— Pasuje do
ciebie — przyznał. — Twoje piegi są jak małe kropki z czekolady.
Kajetan spuścił
wzrok.
— Przestań.
— Ha, ha! —
Próbował nie myśleć, jak uroczo wygląda zarumieniony Kajetan. — Och, właśnie. —
Żałując, że musi to zrobić, wyjął ręce z ciepłych dłoni chłopaka i sięgnął do
kieszeni. — Kupiłem ci coś.
W dłoni
Sylwestra pojawił się ciemny rzemyk, który miał tworzyć coś w rodzaju
bransoletki. Kajetan nie omieszkał zauważyć, że chłopak ma mnóstwo takich
ozdóbek.
— Proszę. To
dla ciebie. Rzemyk.
— Dziękuję.
— Możesz go gryźć
i takie tam. — Wzruszył ramionami. — Myślałem, że będziemy się ukrywać jeszcze
przez jakiś czas, więc chciałem abyś go nosił tak… wiesz… Ale teraz to już
nieważne, bo powiedziałeś Sewerynowi.
— Sam się
domyślił.
— Co za blond—dupek.
— Dziękuję
jeszcze raz. — Kajetan postanowił zakończyć temat braci Anczyńskich. Założył
rzemyk na prawą rękę. — Jest super.
— Nie
przesadzaj… takie tam.
— Nie
przesadzam.
Stanął na
palach, aby móc pocałować Sylwestra w policzek. Chłopak był tym szczerze
zaskoczony.
— Drobiazg —
stwierdził. — No dobra… — Przeciągnął się. — Muszę iść wziąć prysznic i kłaść
się spać. To chyba… — Spojrzeli sobie w oczy. — Dobranoc, co?
— Um… Tak,
dobranoc.
Milczeli przez
jakiś czas.
— Chyba, że…
chciałbyś spać tutaj? Jakoś tak. Ze mną. — Kajetan spojrzał w bok. — Wiesz…
dalej pachnę czekoladą, więc…
Sylwester
wyszczerzył zęby i skinął głową.
Następnego dnia Kajetan musiał chować za szalikiem ślad po malince na szyi. Sylwester miał naprawdę silny gryz.
Następnego dnia Kajetan musiał chować za szalikiem ślad po malince na szyi. Sylwester miał naprawdę silny gryz.
***
— Jesteś
dupkiem, Seweryn — jęknąłem, gdy blondyn wszedł do naszego pokoju. Była siódma
rano, a więc razem z Wojtkiem jeszcze spaliśmy. Niemniej, nasz przyjaciel
łomotał w drzwi od kilku minut. Ponieważ przegrałem z moim chłopakiem potyczkę
papier—kamień—nożyce kto ma otworzyć, to ja powitałem gościa.
Był elegancko
ubrany, jakby właśnie wybiegł z magazynu mody.
— Złość
piękności szkodzi, Amadeuszu. A ty nie masz czym szastać — poinformował mnie z
samego rana. Zamknąłem oczy i policzyłem do pięciu. Zza moich pleców dało się
słyszeć chrapanie Wojtka.
— W czym możemy
ci pomóc? — zapytałem, cedząc słowa przez zęby. Miałem nadzieję, że miał dobry
powód, aby tu być o tej godzinie. O tej nieboskiej godzinie.
— Chcę
porozmawiać — oznajmił bez żadnego cienia wahania. — Z tobą.
Mój umysł
pracował na najwyższych obrotach, próbując sobie przypomnieć kiedy ostatni raz,
i jeśli w ogóle, Seweryn chciał ze mną porozmawiać na osobności. Mimo że
wszystkie tryby w głowie pracowały, nie odtworzyłem żadnego wspomnienia. Lub po
prostu była za wczesna pora na takie powroty do przeszłości.
Jednak to
oświadczenie zadziałało lepiej niż dwa kubki kawy.
— Ubiorę się —
powiedziałem.
Dziesięć minut
później spacerowałem z Sewerynem po ulicach Warszawy. Chłód był okropny i
bardzo tęskniłem za ciepłym ciałem Wojtka.
— Jestem złym
przyjacielem? — To pytanie zdawało się paść z ust blondyna, ale nie byłem
pewien. Równie dobrze mogłem je sobie wyobrazić. Przez moment wpatrywałem się w
chłopaka, aż zmrużył niecierpliwie oczy. — No?
Nie wydawało mi
się.
— Czemu tak
sądzisz? — zapytałem zaskoczony. — Myślę, że Kajetan…
— Pytam ogólnie.
Czy ja nie jestem materiałem na przyjaciela?
— Erm…
Naprawdę się
tego nie spodziewałem. Może jeszcze spałem i to był pokręcony sen, w którym
Seweryn, ten Seweryn, który zawsze ode mnie stronił i unikał wszelkich oznak
przyjaźni, dbał jednak o wszystkie jakie zawarł, nawet jeżeli o nich nie mówił.
Jego zielone
oczy były przepełnione niezdecydowaniem. Jakby dopiero po wielu latach dotarło
do niego coś oczywistego, czego wcześniej nie zdołał zauważyć.
— Kajetan —
powiedział powoli. — On zawsze był moim najbliższym przyjacielem. Pierwszym —
podkreślił. — Cały mój system wartości opierał się na tym, że to właśnie
Kajetan przyjaźni się z takim dupkiem jak ja. Wiesz, dawałem mu wiele powodów,
aby skończył znajomość ze mną. A jednak zostawał przy mnie i uwierzyłem w to,
że mimo wszystko, nie jestem takim złym człowiekiem. Potem była Klara, wy —
dodał zaskakująco entuzjastycznie. — Zachłysnąłem się tym, że będąc sobą, będę
dla was najlepszym materiałem na przyjaciela. Myśl, że mam Kajetana, sprawiała
że czułem się o wiele lepiej. Mogłem do niego zadzwonić o drugiej w nocy i miał
cierpliwość, aby ze mną rozmawiać. Mam wiele problemów, Amadeuszu. Mam wiele
kompleksów. Te tajemnice, te nasze wady, te nasze wyznania zbliżyły nas do
siebie. A przynajmniej tak mi się wydawało…
Słuchałem go
uważnie. Minęliśmy skrzyżowanie z palmą, która w listopadowy, niedzielny
poranek wyglądała jak ja na ulicy w listopadowy, niedzielny poranek —
abstrakcyjnie.
— Jestem
jebanym egoistą, Amadeuszu. To ja przez te wszystkie lata zamęczałem go moimi
nerwami, humorami i problemami. A kiedy on przeżywał coś ważnego, nie chciał,
abym był tego częścią. Nie powiedział mi o Sylwestrze. Nie powiedział mi o
niczym. Stąd moje pytanie. Czy ja jestem złym przyjacielem?
— Oj —
mruknąłem i pokręciłem głową. Poziom trudności tej rozmowy przypominał
deklinację łacińskich czasowników o trzeciej w nocy. — Nie, to nie tak. Kajetan
nie powiedział ci o tym, bo właśnie jesteś jego najlepszym przyjacielem. Możliwe,
że to trudne do zrozumienia, ale to wszystko było z myślą o tobie. Nie chciał
cię złościć i denerwować. Chciał powiedzieć, ale kiedy nadejdzie odpowiedni
moment. Bo on o ciebie dba. Myślę, że… Kajetan nie chciał, abyś poczuł się
zdradzony.
— Zdradzony? —
zdziwił się. A Seweryn rzadko kiedy się dziwił.
— Wiesz, nigdy
za dobrze nie wyrażałeś się o swoim bracie. Jakiekolwiek bliższe relacje z
Sylwestrem oddalałby go od ciebie. A on tego nie chciał. Najbardziej chciałby,
abyście się dogadywali, aby mógł spędzać czas z tobą i z nim. Dlatego to teraz
wy, bracia Anczyńscy, musicie stanąć na wysokości zadania. Obaj chcecie
Kajetana, a Kajetan chce was obu. Musicie znaleźć sposób, aby potrafić spędzać
czas ze sobą. Musicie.
Seweryn myślał
nad moimi słowami. Wyglądał na zaskoczonego, ale też uspokojonego.
— Poza tym —
kontynuowałem. — Kajetan nie chciał, abyś pomyślał, że wybiera Sylwestra i
rezygnuje z ciebie. On wie, że czujesz się zdominowany przez swoich zdolnych
braci. Ty też jesteś zdolny — dodałem szybko. — Ale nie pozwalasz sobie w to
uwierzyć, gdy w grę wchodzi twoja rodzina. A prawda jest taka, że Kajetan
podziwia was wszystkich. Każdą z waszych pasji. Ale to ty masz szczęście bycia
jego najlepszym przyjacielem. Bo chociaż lubi kawiarnie Sebastiana i skutery
śnieżne Stanisława, to jednak twoja muzyka, twój talent obrał za ten najlepszy.
Za ten najbardziej magiczny. Za ten, który sprawia, że między wami jest taka
niezwykła więź przyjaźni. Lubi też psy Sylwestra, to prawda — przyznałem. — Ale
dla mnie zawsze była wielka różnica między kimś, kogo się kocha a kimś, z kim
się przyjaźnisz. Kajetan będzie miał niezwykłe szczęście dzielić miłość i
przyjaźń z tak wspaniałymi osobami, jakimi jesteście wy, Sewerynie. Ty i twój
brat. Więc nie dopatruj się w sobie czegoś złego, bo widać, że w kwestii
przyjaźni, kieruje tobą jedynie dobro. I sam fakt, że przejmujesz się losem
Kajetana, pokazuje, jak dobrym przyjacielem jesteś. Fakt, że budzisz mnie o
siódmej pokazuje, jak złym przyjacielem jesteś.
Seweryn zaśmiał
się cicho i pokręcił głową.
— Masz jednak
coś pod kopułą, co Amadeo?
To był pierwszy
raz, gdy tak mnie nazwał. Zawsze zwracał się do mnie pełnym imieniem.
— Dziękuję —
powiedział, nabierając powietrza. — Tak, masz rację. Chcę być przyjacielem.
Muszę znaleźć sposób, aby wytrzymywać obecność Sylwestra.
— Znajdziesz
sposób — zapewniłem. — Bo tego chcesz. Poza tym już chyba najwyższa pora, aby
zacząć dogadywać się z braćmi. Zazdroszczę ci tak licznego rodzeństwa, Seweryn.
Zawsze chciałem mieć starszego brata. Albo siostrę. Byłoby fajnie…
Seweryn zamknął
oczy. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
— Zgłodniałem —
oznajmił. — Chodź, kupię ci jakąś kanapkę w Subwayu.
— Kim jesteś i
co zrobiłeś z Sewerynem?
— Niech cię nie
zwiedzie moje bycie miłym — mówił głośno i dumnie. — Dalej pozostanę sobą. Z
drobnymi zmianami. Ale dalej będę tym kochanym, uprzejmym, dobrodusznym i
wspaniałomyślnym Sewerynem.
— Chyba
pomyliłeś siebie z Kajetanem.
— Udam, że tego
nie słyszałem — powiedział, wracając do swojego królewskiego zachowania. Jednak
zaszła w nim jakaś zmiana. Nie wiedziałem jeszcze co to było.
***
Śnieg sypał za
oknem, gdy w szóstkę siedzieliśmy w JazzGocie. Grudzień zaczął nas
bombardować białym puchem. Wnętrze kawiarni wystrojone było złotymi i
czerwonymi bombkami oraz łańcuchami. Atmosfera świąt Bożego Narodzenia
napełniała nas wszystkich szczęściem, gdy sączyliśmy kawy, herbaty i gorące
czekolady.
Sylwester stał
się częścią naszej paczki. Jak się okazało bracia potrafili koegzystować, mimo
tak różnych charakterów i opinii. Często byliśmy świadkami ich dyskusji na
jakieś tematy, w których mieli kompletnie skrajne zdania. Zapewniali nam
niemałą rozrywkę. Gdy za bardzo się wczuwali, Kajetan i Klara próbowali jakoś
załagodzić spór, zwracając na siebie uwagę swoich chłopaków.
Jeszcze rok
temu nie pomyślałbym, że będę znał tylu gejów. Okazało się być ich całkiem
sporo, każdy o kompletnych różnym charakterze. Na dodatek jutro miałem spotkać
się z Hubertem i Radkiem, którzy postanowili przeprowadzić się do Wrocławia.
Ech… kompletnie mnie tym zdołowali.
Chciałem się
trzymać tego co mam. Bo to co miałem, było cenne i ciepłe. Wspaniałe, w swojej
prostocie. Ot, szóstka przyjaciół w kawiarni. Inne charaktery, a jednak
połączone magiczną, tajemniczą więzią.
Królewski
Seweryn, który jak zwykle rzucał ciekawe złośliwości pod adresem wszystkich,
poza Klarą. Ona dalej utrzymywała się na pozycji liderki naszej paczki i nawet
taki samiec alfa jak Sylwester nie mógł jej zdominować. Chyba nawet nie
próbował, zbyt pochłonięty rozmową z Kajetanem, który opowiadał mu o wydarzeniach
z ostatnio przeczytanej książki. Wojtek trzymał mnie za rękę pod stołem i byłem
zaskoczonym tym, jak cudownie nasze dłonie do siebie pasują.
Wróciłem
myślami do wspomnienia sprzed trzech tygodni, gdy wróciliśmy z Warszawy. Wojtek
w tajemnicy kupił mi wielkie, czekoladowe serce, które dał mi dopiero, po
powrocie do domu. To był wspaniały gest. Pięknie zapakowane, stało nietknięte
na półce w moim pokoju. Nie miałem zamiaru go jeść, chociaż nieco mnie kusiło.
Ścisnąłem dłoń
Wojtka, więc zwrócił na mnie uwagę.
— Hm?
— Idę po gorącą
czekoladę. Chcesz?
— Jasne.
Dzięki.
— Zaraz,
chwila! — wypaliła Klara, łapiąc mnie za ramię i ciągnąc z powrotem na miejsce.
— Zanim pójdziesz po czekoladę, przejdźmy do całej istoty tego spotkania — oznajmiła,
wyciągając ze swojej torby czapkę. Wrzuciła do niej sześć karteczek z imionami.
— Losowanie na Tajemniczego Mikołaja. Ponieważ Sylwester jest nowy w tej
tradycji, losuje jako pierwszy.
Chłopak
wyszczerzył zęby i sięgnął do czapki. Ze skupieniem na twarzy i modlitwą w
oczach, aby wylosować Kajetana, wyciągnął jeden kawałek papieru.
— No, no —
mruknął pod nosem, gdy odczytał imię z kartki, po czym schował ją szybko do
kieszeni.
Gdy przyszła
kolej na mnie, sięgnąłem do czapki i wybrałem jeden z losów.
Wojtek
Tak, to było
nasze przeznaczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz