sobota, 28 marca 2020

Gorąca czekolada - Rozdział dodatkowy - Jego najlepszy przyjaciel


Rozdział dodatkowy
Jego najlepszy przyjaciel

Rok później

Seweryn robił coś, czego wcale robić nie lubił. Z wyraźnym grymasem niezadowolenia zapukał do drzwi pokoju starszego brata. Zamknął oczy, żałując tej decyzji, ale głupio mu było znów prosić Kajetana, aby po niego przyjechał. Naprawdę musiał zapisać się na kurs prawa jazdy…
Zza drzwi usłyszał donośne „proszę”, które mieszało się z głośną piosenką Arctic Monkeys. Seweryn otworzył drzwi, odruchowo nabrał powietrza, po czym wstrzymał oddech.
W pokoju Sylwestra zawsze śmierdziało psami. Głównie dlatego, że to właśnie tutaj większość czasu spędzały jego dwa husky — Alfa i Beta. Również i teraz. Podniosły łby, gdy Seweryn wszedł do środka. Ostentacyjnie zatkał nos, a Sylwester odpowiedział mu środkowym palcem.
Jedynie najmłodszy z braci ciągle narzekał na psy w domu. Reszcie rodziny one nie przeszkadzały.
— Czego? — zapytał, stawiając gitarę obok łóżka. Seweryn często widywał brata z wiosłem, ale rzadko teraz słyszał, aby na nim grywał. Wstyd było mu to przyznać, ale samemu zaczął uczyć się szarpać struny na tym instrumencie, podziwiając Sylwestra i jego talent. Muzyka była jedynym tematem, który przez długi okres czasu trzymał ich przy sobie, niczym ostatnia lina.
— Jest sprawa.
— Domyśliłem się. — Prychnął w swoim psim stylu. Alfa lub Beta, Seweryn nigdy nie potrafił rozróżnić tych psów, podbiegł do nóg gościa i domagał się pogłaskania. — Inaczej nie fatygowałbyś się do mojego pokoju z góry.
Rodzinny dom państwa Anczyńskich był trzypiętrowym budynkiem znajdującym się niedaleko lasu. Nie wyglądał tak okazale jak dworek Amadeusza, ale Seweryn zawsze wolał ten biały klocek niż ceglane mury domu przyjaciela.
W domu zostali Seweryn i Sylwester — Stanisław i Sebastian już się wyprowadzili. Najmłodszy z braci mieszkał na ostatnim piętrze, a starszy na samym dole. Obaj mieli ku temu powody.
Blondyn był samotnikiem i doskonale wiedział, że niewielu osobom chciało się wspinać na trzecie piętro. Dlatego rzadko miewał gości, nawet wśród członków własnej rodziny. Zdarzało się, że mama dzwoniła do niego na komórkę, aby zszedł do salonu.
Sylwester mieszkał na pierwszym piętrze, ponieważ chciał, aby jego psy zawsze mogły wybiec na podwórko. Poza tym to była krótsza droga, gdy wracał pijany do domu, chociaż ostatnio trzeba było przyznać, że nie widziało się Sylwestra odurzonego alkoholem od… dłuższego czasu.
— No, wykrztuś to, skrzypaczu. — Stanął przed bratem, górując wzrostem. Seweryn nabawił się wielu kompleksów — jako jedyny z synów wzrost odziedziczył po matce.
— Zawieziesz mnie do Amadeusza? — wypalił szybko, odwracając wzrok. Zawiesił go na półce z książkami. Nie cierpiał prosić braci o pomoc, ale rodzice nie mieli czasu, a on prawa jazdy. Niestety do Amadeusza nie dało się dostać zwykłą komunikacją miejską. Podobno jeździł tam jakiś autobus, jednak Seweryn wolałby nie skończyć w listopadowy wieczór gdzieś w polu bez zasięgu.
— Zawiozę — odpowiedział spokojnie. — Kiedy?
Sylwester był jakiś inny. Seweryn nie wiedział czemu, ale brat naprawdę się zmienił. Nie miał czasu przyjrzeć się temu zjawisku, bo przez ostatnie miesiące był zalatany, jednak w momentach, w których już się z nim spotykał, dostrzegał coś dziwnego. I naprawdę nie wiedział, co to takiego. Musiał się kiedyś temu przyjrzeć.
— Dzisiaj. Koło piątej. — Seweryn podał powoli odpowiedź.
— Nie ma sprawy — mówił takim tonem, jakby woził go samochodem od najmłodszych lat. Oczywiście na początku byłby to jakiś plastikowy samochodzik dla dzieci. Spojrzał na zegarek. — Zbieraj się, dupolku.
Nie. Jednak się nie zmienił.
Blondyn już chciał opuścić pokój, gdy się zawahał.
— Hm? — Spojrzał na biurko brata. Zawalone było książkami o budowie zębów z tak smakowitymi tytułami jak Anatomia kliniczna głowy i szyi, Współczesna radiologia stomatologiczna lub Modelowanie koron zębów. Jednak wśród woluminów znalazła się książka o raczej młodzieżowym charakterze. — Co to za…?
— Wynocha, muszę się przebrać! — Przerwał mu w połowie pytania i wyrzucił z pokoju. Seweryn jeszcze chwilę dochodził do siebie, po nagłym trzaśnięciu drzwi.

***

W Kajetanie zaszły trzy główne zmiany, odkąd zaczął studiować. Klara mogła obserwować właśnie wszystkie naraz, gdy pomagał jej nieść tacki z pączkami, które upiekła. Pracowała nad nimi od samego rana, wypełniając je nadzieniami, pamiętając że każde z nich lubiło inny smak.
Jej przyjaciel dalej należał do uprzejmych i urzekająco uroczych osób. Piegi pokrywały jego ciało, prawie jak gwiazdy nocne niebo. Nieodłącznym elementem Kajetana był jego uśmiech. Nie taki, że aż szczerzył zęby, ale widać było, że raczej lekko i spokojnie podchodzi do życia.
Bez szwanku pozostawały jego ciemne włosy, roztrzepane przez wiatr, oraz magiczne tęczówki, które Klara zawsze uwielbiała. Kajetan miał heterochromię. Teraz jednak swoje błękitno-brązowe oczy chował za okularami w grubszej oprawce, bo skarżył się, że nie widzi niczego na tablicy w trakcie wykładów. I to była pierwsza zmiana.
— Robi się zimno — jęknął, poprawiając szalik.
Dalej był zmarzluchem. To się nie zmieniło.
— W samochodzie masz ogrzewanie — przypomniała, gdy zbliżyli się do czerwonej Toyoty. To była druga zmiana. Kajetan miał prawo jazdy i samochód, który otrzymał na urodziny od rodziców, gdyż oni chcieli kupić sobie nowy.
— Dlatego jak najszybciej wejdźmy do środka.
Przytrzymał jej drzwi, gdy wchodziła do auta. Dalej był dżentelmenem. To się nie zmieniło.
Chłopak odpalił samochód oraz ogrzewanie najszybciej jak się dało i zdjęli z siebie kurtki. Klara zauważyła, że wnętrze było zadbane. Prawdopodobnie Kajetan spędził poranek na czyszczeniu pojazdu. W powietrzu unosił się zapach płynu do szyb.
— Nie jedziemy po Seweryna? — zapytała, decydując się nie zdejmować rękawiczek.
Westchnął i pokręcił głową.
— Nie. Prawie się na mnie obraził, gdy mu zapowiedziałem, że jednak przyjadę. Ma wyrzuty sumienia, gdy muszę po niego jeździć.
— Mój chłopak ma sumienie?
— Twierdzi, że ma. To naprawdę urocze.
Zaśmiali się.
Chociaż właśnie śmiali się z Seweryna — najlepszego przyjaciela Kajetana i chłopaka Klary, dziewczyna doskonale wiedziała, że oboje o niego dbali. To się nie zmieniło.
— Głupek myśli, że to dla mnie problem, aby pojechać na Oliwę, a dopiero potem do Amadeusza.
— Głupek — przyznała. — To jak dotrze do Amadeo?
Kajetan zawahał się dosłownie na sekundę, ale ta sekunda była czymś co się w chłopaku zmieniło. I to była trzecia rzecz, którą zauważyła Klara. Od dłuższego czasu zachowywał się bardzo… tajemniczo. Nie potrafiła do końca tego określić, ale zdawał się mieć tajemnicę.
— Sylwester ma go przywieźć — odpowiedział powoli.
Klara zmrużyła oczy. Wyczuwała, że coś jest nie tak. Miała dokładnie to samo wrażenie, gdy Seweryn wykonywał swoje bardzo nieudane zaloty. Czuła to, gdy widziała Amadeusza i Wojtka.
— Kajet — zaczęła powoli. — Mam wrażenie, że ktoś wpadł ci w oko.
W odpowiedzi uśmiechnął się uprzejmie.
— Skąd taki wniosek?
— Wydajesz się być taki… jasny.
— To rasistowskie.
— Wiesz o co mi chodzi! Jeszcze mu się język wyostrzył — burknęła.
Kajetan roześmiał się wesoło.
— Nie, droga Klaro. Nie jestem nikim zainteresowany — odpowiedział swobodnie, zmieniając bieg. — I nikt nie jest mną.
— Śmiem szczerze w to wątpić — odparowała. — Widzę te tłumy dziewczyn, które patrzą na ciebie spod sceny, gdy masz solówki na trąbce.
— Patrzą na Seweryna. Albo Amadeusza lub Wojtka.
Klara westchnęła ciężko, próbując nie uderzyć przyjaciela. Zawsze miał kompleksy z powodu piegów oraz heterochromii. To były dwie cechy, rzucające się od razu w oczy i dwie, których najbardziej się wstydził. Kompletnie nie pasowało to do wizji, gdzie śpiewa oraz gra na scenie. Gdy z niej schodził, stawał się cichym, zakompleksionym nastolatkiem.
Czasami było jej go żal. Chłopak miał potencjał. Prezentował się jako zabawny, błyskotliwy, przystojny o dobrym sercu. Uprzejmy, dobrze wychowany, ciepły, cierpliwy. Miała okazję widywać również jego ciało, gdy się przebierali przed koncertami. W tym temacie także nie budził rozczarowań.
Jedynymi jego wadami było przejmowanie się wszystkim wokół i branie sobie do serca słów ludzi, których wcale słuchać nie powinien.
— Teraz najtrudniejsza część — oznajmił Kajetan, gdy wjeżdżali do lasu. Panował już półmrok. — Dotrzeć do domu Amadeo, nie tracąc przy tym życia.

***

— Synu mój.
— Ojcze mój.
Spojrzeliśmy sobie w oczy, a Wojtek wpatrywał się uparcie w talerz przed sobą, nie chcąc dać poznać, jak bardzo niekomfortowo czuje się, jedząc obiad z moim tatą. Jednak głupio mu było odmówić, zwłaszcza że spotykaliśmy się już prawie rok.
— Chciałbym poruszyć dwa tematy — oznajmił Ludwik.
— Jakie?
— Po pierwsze… przypomnij mi, proszę, że muszę kupić śrut do wiatrówki.
Wojtek przełknął ślinę.
— Dobrze. — Skinąłem głową. Dyskretnie poklepałem mojego chłopaka po kolanie pod stołem.
— I druga sprawa. Chciałbym zastać dom w jednym kawałku, gdy wrócę.
Westchnąłem ciężko.
— Co za brak zaufania — oceniłem. — Będą tylko Kajetan i Seweryn z Klarą. — Zauważyłem, że ostatnio określałem tę dwójkę jako jednostkę społeczną. — Znasz ich.
Ojciec przeniósł wzrok na gościa, który drgnął. To było zaskakująco zabawne, że taki postawny i wysoki chłopak wzdrygał się przez jedno spojrzenie. A pod względem chudości i wzrostu, byliśmy z tatą tacy sami i często żartowaliśmy, że nosimy ciężkie buty, bo inaczej wiatr by nas porwał.
— Wojtku, mogę cię prosić, abyś przypilnował, by moje latyfundia nie zostały spalone?
— O-Oczywiście! — Chyba chciał zasalutować, ale w ostatniej chwili powstrzymał swoją rękę, więc wykonał niezdarny gest, po czym podrapał się po szyi. — Przypilnuję wszystkiego. Chociaż to spokojna grupa.
— Alkohol i jazz to złe połączenie.
— Chicago — wtrącił Wojtek. Mój tata okazał się być iście zadowolony, że chłopak wyłapał kontekst. Dobrze, że w wakacje obejrzeliśmy we dwójkę ten film. Byłem odrobinę zazdrosny o to, jak wychwalał Catherine Zetę-Jones. — Oglądaliśmy to z Amadeo. Ten chłopak z Warszawy nas zainspirował.
— Chłopak z Warszawy?
— Jak byliśmy wtedy w maju na koncercie, to jeden chłopak nie mógł przestać gadać o tym filmie — przypomniałem. Opowiadałem o tym tacie, jak tylko wróciliśmy.
— Rozumiem. — Ludwik spojrzał na zegarek i skinął głową. — No dobrze, na mnie już czas. — Wstał od stołu, zabierając swój talerz. — Bawcie się dobrze i nie spalcie lasu. Będę koło północy.
Zarzucił na siebie płaszcz, a następnie opuścił dom. Jak zwykle po jego wyjściu, zapadła chwila ciszy. Wojtek odetchnął głęboko i przyłożył dłoń do serca.
— Wiem, że nie powinienem, ale stresuję się za każdym razem, gdy tak muszę spędzać czas z twoim tatą…
— On cię lubi, ale nie potrafi tego odpowiednio wyrazić — oceniłem. — Jest taki jak ja, jeżeli chodzi o uczucia.
— Wspomina o broni — jęknął.
— Ma wiatrówkę — przyznałem.
— Strzelałeś z niej?
— Tak. — Pokiwałem głową. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem. — Pora ogarnąć stół. Podejrzewam, że stanie się polem bitwy jakiejś gry karcianej.
Mniej więcej pół godziny po wyjściu taty pod domem pojawili się Kajetan i Klara. Wpuściłem ich szybko do środka. Dziewczyna przygotowała dla nas pączki, na które razem z Wojtkiem łakomie spojrzeliśmy. Doskonale pamiętaliśmy, jak wspaniałe są to słodycze. Pewnego razu zjedliśmy ich tak dużo, że nie mogliśmy się ruszać i bolały nas brzuchy. Ale szybko puściliśmy to w niepamięć, pożądając nowych łakoci.
Kajetan przywiózł ze sobą, jak zwykle, promyk słońca. Jego uśmiech potrafił dać więcej ciepła niż rozpalony kominek w salonie.
Niedługo po nich dotarł Seweryn, którego podwiózł starszy brat. Sylwester nie wszedł jednak do środka, mimo iż go zapraszałem. Prawdę mówiąc, spędzał z nami czas zdecydowanie częściej niż na początku mojej znajomości z klubem muzycznym. Chociaż teraz w klubie muzycznym już nie było Kajetana, Klary i Seweryna. To było smutne…
Tak, jedynie ja i Wojtek byliśmy jeszcze w liceum. Nasi przyjaciele już studiowali. Dlatego cieszyłem się z każdej możliwości spotkania. Na szczęście wszyscy zostali w Gdańsku, a więc widywaliśmy się często.
Nie pomyliłem się co do przeznaczenia stołu. Ledwo wypiliśmy po gorącej czekoladzie na rozgrzanie, a wylądowaliśmy wokół niego. Seweryn przetasował profesjonalnie karty, a następnie rozpoczęliśmy pierwszą, groźną partię pokera.
— Usuńcie wszystko z drogi, bo jedzie kareta — oznajmiła Klara, pokazując karty. Naszą reakcją był głośny jęk. Jak zwykle ogrywała nas wszystkich. Cieszyłem się, że do tej pory nikt nie wpadł na pomysł, aby naszą grę urozmaicić rozbieraniem się. Czułbym się naprawdę niekomfortowo, zwłaszcza że to ja najczęściej przegrywałem.
Kajetan oddał swoje ostatnie żetony i uniósł dłonie.
— Przegrałem. Oskubaliście mnie. Nie mam już żadnych grubych żetonów.
— Ciesz się, że nie gramy na grube hajsy — zauważył Seweryn. Przyjaciel posłał mu rozbawione spojrzenie. Chwilę później rozległ się dźwięk nadchodzącej wiadomości tekstowej. Kajetan wyjął telefon z kieszeni. — Kto to?
— Mama — odparł krótko, odpisując. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
— Och, mamusia martwi się o swoje dzieciątko?
Tym razem Kajetan rzucił Sewerynowi ostrzegawcze spojrzenie i sekundę później blondyn wyglądał na takiego, który żałował swoich słów. Klara szturchnęła go w ramię.
— Sorry — rzucił.
— Nic się nie stało — odpowiedziałem powoli. — Nie musicie przy mnie chodzić na palcach.
Wojtek popatrzył groźnie po reszcie. Seweryn uniknął tego spojrzenia, patrząc gdzieś w bok.
— W takim razie… mam dla was wiadomości. Dwie — dodał, zmieniając temat. — Dobrą i zajebistą. Od której mam zacząć?
— Dawkujmy szczęście i zacznijmy od dobrej.
— Sebastian załatwił nam drugi występ w Spreso. Jeszcze w listopadzie. — Uśmiechnął się szeroko z ekscytacji. Nigdy nie przyznałby tego na głos, ale uwielbiał występować z nami na scenie i grać dobry jazz. — Wszystko w ramach akcji „JazzLove Wieczory”.
— JazzLove Wieczory? — powtórzył Wojtek. — Twój brat uwielbia gry słowne, co?
Blondyn wzruszył ramionami.
— Najważniejsze jest to, że znów będziemy mogli tam zagrać. Ostatnio było całkiem fajnie, nie?
Wróciłem wspomnieniami do majowego, dusznego wieczoru, gdy w Spreso graliśmy jazz. Pojechaliśmy do Warszawy na weekend, gdy tamta trójka skończyła matury. Było naprawdę fajnie no i mogliśmy spędzić trochę czasu w innym mieście. Mieli tam bardzo dobrą gorącą czekoladę… Chociaż zabrakło mi odwagi, by często ją zamawiać, bo za barem stał niebezpiecznie wyglądający barista z kolczykiem w uchu. Zdecydowanie wolałem bruneta, który cały czas się uśmiechał.
Zapomniałem jakie nosili imiona.
— Zainteresowani? Muszę dać znać Stani… Sylwe… Sebastianowi. — Pokręcił głową. — Mam za dużo braci…
— A kiedy? — zapytał Kajetan.
— Och, mój przyjacielu, to będzie najlepszy z możliwych terminów, przy których popłaczesz się ze szczęścia. — Seweryn uniósł palec i zakręcił nim w powietrzu. — W weekend, w który zaprasza nas Sylwe… Stani… Cholera! Sebastian! Sebastian. W weekend, w który zaprasza nas Sebastian, organizowany jest Wielki Festyn Czekolady.
Prawie upuściłem moje karty. Wojtek parsknął śmiechem.
— Jak to… Wielki Festyn Czekolady?
— Wiedziałem, że zwrócę twoją uwagę, Amadeuszu — stwierdził Seweryn. — Czy to nie brzmi jak raj?
Popatrzyłem po wszystkich.
— Nie możemy zmarnować okazji.
— Jesteś taki łatwy — westchnął, tasując ponownie karty. — Niemniej, mam już twój głos. Klaro?
— Brzmi naprawdę fajnie. Będziemy nocować tam gdzie ostatnio?
Czyli w hotelu, którego właściciela znał Sebastian i załatwiał nam tańsze pokoje.
— Nie inaczej.
— Z chęcią. W końcu to tylko jeden weekend.
— Kajet?
— Jasne. Brzmi fajnie.
— Wojtku?
— Musiałbym się dopytać cioci, ale nie sądzę, aby to był problem.
Wojtek jakiś czas temu wprowadził i resztę przyjaciół w swoje rodzinne tajemnice.
— Och… A ja będę musiał się zapytać taty. — Zmarszczyłem czoło. Mój Zbyt Protekcyjny Tata zawsze miał jakieś „ale”, jeżeli chodziło o moje wyjazdy. Wtedy w maju ledwo go o to wybłagałem. Czekało mnie ciekawe starcie.
— Powiedz, że wszyscy jedziemy. I ostatnio wszyscy byliśmy grzeczni — podsunęła Klara.
Ja z Wojtkiem nie byliśmy grzeczni, ale ciężko było zachować ten stan, gdy dzieliło się pokój z własnym chłopakiem w innym mieście. To się aż prosiło o mile spędzony czas.
Mój wielkolud chyba też o tym pomyślał, bo spojrzał gdzieś w bok.
Lubiłem jak się zawstydzał.
— Coś wymyślę — obiecałem.

***

— Będę odśnieżał przez całą zimę — mówiłem.
— I tak będziesz to robił. — Ojciec nie spojrzał na mnie znad książki. Cmoknąłem niezadowolony. Byłem właśnie w momencie potyczki z tatą. Tak jak sądziłem, zaczaił się we własnym gabinecie, pochłaniając kolejne woluminy. Ponieważ chciałem jak najszybciej zdobyć jego zgodę, rozpocząłem negocjacje już następnego dnia.
— Przestanę szmuglować Portugalczyków przez granice Unii Europejskiej.
— Podchwytliwe. — Ojciec zmrużył oczy. — Portugalia jest w Unii Europejskiej i nie musisz szmuglować ich przez granice.
— Ale przez zewnętrzne.
— Słabe. Co jeszcze masz? — zapytał zainteresowany.
— Posprzątam strych.
— Wielu przed tobą próbowało. Legenda mówi, że sam Ponce de León próbował.
— Mnie się uda.
Uniósł wzrok, coraz bardziej zainteresowany.
— A matury?
— Są w maju…
— Próbne.
— Są nieistotne.
— Matury są nieistotne? — fuknął. — Chyba pora na poważną rozmowę na temat twojej edukacji, młody człowieku.
Wywróciłem oczami, modląc się, aby ojciec przestał być taki uparty.
— Nie mam problemów z nauką, prawda? Poza tym w maju mogłem jechać. No i jesteśmy już w ostatniej klasie liceum lub na studiach.
— Wasz wiek kończy się na „naście”. Niestety to nie rymuje się z „jestem odpowiedzialny”.
— Tato…
Odłożył książkę na ciężkie, drewniane biurko i przesunął po mnie wzrokiem. Najwidoczniej oceniał czy „jestem odpowiedzialny”. Gdybym wiedział, że ocena zależy od wyglądu zewnętrznego na pewno nie przyszedłbym do niego w dole od piżamy w pingwiny i T—shirtem z napisem „Death Boy”. Koszulka była prezentem od Seweryna, którego złośliwość czasem przekraczała granice ludzkiej wyobraźni, ale nie miałem nic przeciwko. W końcu byłem synem przedsiębiorcy pogrzebowego. Cieszyłem się, że mogę czuć się z tym swobodnie wśród moich przyjaciół.
— Dobrze. — Zgodził się w końcu, kiwając głową. — Ale musisz przynieść mi czekoladę toffi z kuchni.
— Dzięki! — Uśmiechnąłem się szeroko. — Super. Jesteś po prostu najlepszy.
— Nie widzę toffi w tym pokoju — zaświergotał. Czym prędzej pognałem na dół po czekoladę, nim zdążył zmienić zdanie.

***

Do Warszawy ruszyliśmy w sobotni, szary poranek. Zbiórka była pod domem Seweryna. Czekał tam na nas duży Volkswagen Transporter T5, należący do Sebastiana. Auto miało pomieścić nas i nasze bagaże. O dziwo, udało się. Nawet z dodatkowym gościem, którym okazał się być Sylwester.
— No co? — zapytał, gdy Seweryn spojrzał na niego z wściekłością. — Jest mega impreza w klubie, więc skoro i tak już wszyscy jedziecie, pomyślałem że zabiorę się z wami.
— I zostawisz swoje psy? — prychnął.
— Dadzą radę. W przeciwieństwie do ciebie potrafią kierować autem, zrobić obiad i wyprać własne gacie.
Seweryn ostatnimi siłami woli powstrzymał się od sięgnięcia po najbliższy kamień i dokonania aktu podobnego do tego, jaki Kain dokonał na Ablu.
Wzrok najbardziej psiego ze wszystkich braci powędrowało na twarze pozostałych podróżników. Klara odpowiedziała mu uprzejmym spojrzeniem, Wojtek nieufnym, ja zaskoczonym, a Kajetan nieco zdezorientowanym.
Wpakowaliśmy się do wielkiego auta i ruszyliśmy.
Sylwester siedział na miejscu pasażera obok Sebastiana. Ja i Wojtek usiedliśmy po środku, a pozostała trójka na samym końcu.
Początek podróży był nawet głośny — dużo gadaliśmy. Sam Sebastian tłumaczył nam przebieg i pomysł związany z JazzLove’ymi Wieczorami. Sylwester raczej dużo nie mówił, ale wyglądał na szczerze zadowolonego. Nie byłem pewien czy dlatego, że jechał do Warszawy za darmo, czy dlatego, że rozzłościł młodszego brata.
Wojtek zasnął już prawie na samym początku, a więc ja skupiłem się na wyglądaniu przez okno.
Klara także przysnęła, trzymając swojego chłopaka za rękę. Seweryn słuchał muzyki tak głośno, że jej strzępy docierały do mnie. Natomiast Kajetan czytał książkę.
Blondyn zerknął na okładkę i zmarszczył czoło.
— Kajet — zaczął powoli, wyjmując słuchawki z uszu. — Co to za książka?
— Hm? — Jego przyjaciel wydał się zaskoczony tym nagłym pytaniem. Uniósł tom, aby można było odczytać tytuł z okładki. — Szepty, Piotra Rusińskiego. Chcesz?
Przyjaciel zmrużył oczy.
— Nie… Po prostu gdzieś ją już widziałem…
Kajetan uśmiechnął się szeroko.
— Pewnie w sklepie. Szepty to równoległa historia do Wilczego gGryzu — zaczął opowiadać z pasją, a jego oczy się rozjaśniły. — Opowiada o młodym szeptunie, który chce wyleczyć chłopaka z choroby, bo ona nawiedza go w snach. Są też wspomniane kruki, co na pewno łączy się z Wilczym gryzem, ale jeszcze nie wiem w jakim stopniu. Zdecydowanie najlepsza jest i tak trzecia ciotka Jana. I jeszcze ten łysy chłopak, który miał spotkanie z Mglistym w lesie i…
— Kajet, naprawdę próbowałem udawać, że obchodzi mnie to co mówisz, ale nie dam rady — przerwał mu brutalnie. Przyjaciel zrobił smutną minę. — Wiesz, że nie jara mnie fantastyka…
— Wiem, wiem — westchnął. — Wybacz, że tak się ekscytuję. Ale jest tu też postać z heterochromią…
— Mhm — mruknął Seweryn. Wyczuł, że właśnie wchodzą na grząski grunt kompleksów.
Obaj znali wzajemnie swoje największe „dolegliwości”, dlatego wiedzieli kiedy i jakich słów używać. Poczucie niższości u Kajetana wywoływały oczy i piegi. Kompleks Seweryna stanowiło bycie najmłodszym z braci, którego zawsze porównywano do tych starszych.
— Wiesz co myślę o twoich oczach — oznajmił w końcu Seweryn.
— Wiem. Dziękuję — odpowiedział z uśmiechem. — Seksowne, co?
— Nie przesadzajmy, Kajet.
— Dobrze, dziubasku.
— Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a pizdnę cię smyczkiem w twarz.
Kajetan roześmiał się, nie traktując groźby poważnie. Obaj wrócili do swoich zajęć.

***

Kilka godzin później byliśmy już w centrum Warszawy. Sebastian najpierw odwiózł nas do hotelu, gdzie się zameldowaliśmy. Ja i Wojtek, podobnie do Klary i Seweryna, dostaliśmy pokój dwuosobowy. Kajetan i Sylwester otrzymali prywatne apartamenty.
— Jesteśmy na tym samym piętrze co ostatnio — stwierdziłem, otwierając drzwi. — To nie ten sam pokój?
— Nie. Na pewno nie — odpowiedział Wojtek. Był na tyle kochany, że niósł i moją torbę. Nie żebym spakował pół domu na tę dwudniową podróż.
Dostaliśmy godzinę, aby się trochę odświeżyć.
— Jest okropnie zimno — jęknąłem, gdy weszliśmy do pokoju, w którym znajdowały się dwa łóżka. Już wiedziałem, że będziemy korzystać tylko z jednego, ale bardzo możliwe, że z dwóch kołder.
Wojtek zbliżył się od tyłu i objął mnie w pasie. Od razu zrobiło się cieplej. Oparł brodę na mojej głowie — co robił całkiem często ze względu na różnicę wzrostu.
— Dawno nie graliśmy, co nie?
— Prawda — przyznałem. — Cieszę się, że Seweryn, Klara i Kajetan chcą dalej z nami grać. Mimo że nie jesteśmy na studiach…
— Przypominam, że jestem w ich wieku.
— Ale dalej jesteś w liceum — stwierdziłem. Wojtek drgnął. — Ale cieszę się… Gdyby cię nie było w szkole… byłbym zupełnie sam.
— Hej, nie jesteś sam.
— Wiem.

***

Kajetan ledwo wyszedł z łazienki, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Nabrał powietrza i powoli je otworzył. O framugę opierał się nonszalancko Sylwester. Jego zielone oczy błyszczały jak dwa klejnoty. Zarost przyjemnie komponował się z flanelową koszulą w kratę, która była rozpięta o jeden guzik za dużo. Wilczy kieł, znajdujący się na rzemyku, opadał na owłosioną klatkę piersiową.
Gość uśmiechnął się zadziornie.
— Mogę wejść?
— Musisz — odpowiedział, wpuszczając go do środka. — Co to ma być?
Sylwester uniósł brew, gdy drzwi trzasnęły.
— Żadnego buzi na powitanie?
— Sylwester. — Kajetan już wiedział, jak akcentować to imię, aby Sylwester spoważniał. Należało nacisnąć na „wes”, aby psi-chłopak przeszedł z zadziornego na skupionego. — To nie jest śmieszne. Myślałem, że dostanę zawału, gdy powiedziałeś, że jedziesz z nami.
— To miała być niespodzianka. Nie cieszysz się?
Kajetan ostatnio nie odróżniał co mu daje szczęście, a co nie. Dlatego teraz nie potrafił wykrzesać żadnej odpowiedzi. Sylwester spochmurniał. Widząc to, Kajetan zmienił pospiesznie temat.
— Co to za impreza, na którą dziś idziesz?
— Żadna. Ściemniłem to. Chciałem po prostu spędzić z tobą czas w Warszawie…
I znów to robił. Pokazywał kompletnie inne oblicze.
— Cieszę się — powiedział w końcu. — Cieszę się, że tu jesteś, naprawdę! — dodał z siłą, gdy starszy chłopak spojrzał na niego z powątpiewaniem. — Chodzi o Seweryna…
— Nie będziesz mógł ciągle tego przed nim ukrywać — poinformował Sylwester. — Ja tak nie lubię, ale robię tak ze względu na ciebie. Nie lubię się kryć.
— Tłumaczyłem ci to.
— A ja ci tłumaczyłem, jaki jest Seweryn — burknął. — Mój brat nienawidzi kłamstw. Nienawidzi — podkreślił. — Okłamujesz go od trzech miesięcy. Ja to ja. — Wzruszył ramionami. — Okłamuję Seweryna po bratersku od urodzenia. Ale ty? To będzie dla niego cios, Kajet. Naprawdę, lepiej mu powiedz.
— Wścieknie się.
— Bardzo możliwe.
— Nie wiesz jaki on jest, gdy jest zły.
— Wiem — zapewnił Sylwester.
Złość Seweryna nigdy nie była ukierunkowana na samego Kajetana. Widział furię przyjaciela wiele razy, ale nie padł jej ofiarą. Tego się bał. Gniew przyjaciela, który uderzy go prosto w serce.
— To takie skomplikowane — jęknął, siadając na skraju łóżka. Przeczesał dłonią swoje czarne włosy. — Chciałbym móc to wszystko jakoś wyprostować… ale nie mogę was bardziej skłócić…
Sylwester milczał przez jakiś czas, aż w końcu odważył się usiąść obok Kajetana. Wahając się, uniósł rękę i objął go ramieniem. Zapadła krępująca cisza. Nie byli jeszcze oswojeni z okazywaniem jakichkolwiek uczuć ku sobie.
— Jeżeli potrzebujesz czasu, niech będzie — mruknął Sylwester. — Ale nie okłamuj ich dłużej niż to konieczne. Ludzie nie są głupi. Domyślą się.
— Daj mi jeszcze trochę czasu — poprosił.
Sylwester powstrzymał się od komentarza, w którym chciał zauważyć, że Kajetanowi bardziej zależy na Sewerynie niż na nim. Jednak wolał tego nie mówić. Znał tę historię. Kajetan i Seweryn byli przyjaciółmi od najmłodszych lat. On sam nie zwracał na nich uwagi do zimy zeszłego roku. Nie mógł teraz żądać absolutnej uwagi.
— Czyli dalej się kryjemy?
W odpowiedzi dostał powolne kiwnięcie głową. Ten gest zabolał Sylwestra.
— Jakoś wytrzymam — stwierdził i pocałował bruneta w czubek głowy. — Idę się przejść.
Zostawił go samego. Chłopak zamknął oczy i opadł na łóżko. Wszystko się skomplikowało.

***

Niecałą godzinę później byliśmy w Spreso, aby móc przygotować instrumenty. Bariści nie byli do końca zadowoleni z naszej obecności, bo ona zobowiązywała ich do ubrania się elegancko — muszki i marynarki — ze względu na JazzLove Wieczory.
Doskonale wiedziałem, że i my dzisiaj będziemy musieli się tak wystroić. Klara wymagała, abyśmy na scenie pojawiali się eleganccy. Wciąż była liderem zespołu.
Srebrnowłosy barista miał dzisiaj pełne ręce roboty. Był najwyższy z nich wszystkich (chociaż nieco niższy od Wojtka), więc podczas gdy pozostali zajmowali się parzeniem kawy i obsługą klientów, on musiał zawieszać świąteczne ozdoby pod sufitem. Zbliżał się okres Bożego Narodzenia, a Sebastian stwierdził, że tego typu dekoracje bardziej wpłynął na ogólny klimat kawiarni.
A więc chłopak o imieniu Oliwier, nie miał wyboru.
— Myślisz, że powinienem mu pomóc? — zapytał cicho Wojtek. — Wygląda jakby chciał spalić to miejsce.
— Właśnie dlatego nie powinieneś mu pomagać — szepnąłem. — Nie chcę, abyś skończył w pożodze czy coś…
W trakcie gdy nastrajaliśmy instrumenty, a Oliwier wieszał bombki niedaleko nas, do Spreso wszedł elegancki chłopak odziany w czarny płaszcz, który podkreślał jego smukłą sylwetkę. Przywitał się przyjaźnie z pracownikami (musiał być tutaj stałym bywalcem) i podszedł do Oliwiera. Widok baristy wieszającego srebrny łańcuch zdecydowanie go rozbawił.
— Widzę, że nie próżnujesz.
— Cicho bądź, Arcenciel…
— Spodziewamy się białych świąt? — Złośliwy uśmiech nie znikał z jego twarzy.
— Jeżeli pobawisz się moimi bombkami, dam ci białe święta — odpowiedział, uśmiechając się triumfalnie.
Elegancki chłopak w płaszczu zamrugał oczami, nieco zażenowany.
— Madgrey — syknął tylko, kręcąc głową. Obrócił się na pięcie i zawrócił do baru, a Oliwier zaczął śpiewać pod nosem kolędę, zawierającą zaskakująco dużo przekleństw.

***

Jeszcze tego samego dnia, zaraz po przygotowaniu instrumentów, ruszyliśmy pod Pałac Kultury i Nauki, gdzie odbywał się Festyn Czekolady. Droga może i nie należała do najdłuższych, ale było okropnie zimno. Wiał silny wiatr, który prawie nas powstrzymał przed opuszczeniem ciepłej kawiarni. Z nielicznych drzew spadały dosłownie ostatnie liście.
Na dodatek zgubiliśmy się w podziemiach i wyszliśmy po innej stronie ulicy, wyglądając jak pięć zagubionych surykatek.
— M-Mówiłem, aby skręcić w p-prawo. — Kajetan drżał.
— I to moja wina? — prychnął Seweryn.
— Skręciłeś w lewo!
— Detale.
Dopiero w Pałacu Kultury odetchnęliśmy z ulgą. W środku było ciepło. W środku było ciepło, a w powietrzu unosił się zapach czekolady. Wypełniał hol wejściowy i kolejne korytarze oraz sale.
— Niesamowite — szepnąłem.
Uwielbiałem woń czekolady. A teraz wypełniał on cały Pałac. Miałem wrażenie, że drobinki czekolady na mnie osiądą i już będę tak pachniał przez cały czas.
Gdy tylko nacieszyliśmy węch, przyszła pora na wzrok. Gęsta czekolada, brązowa lub biała, gorzka lub mleczna, przelewała się między misami, kręciła się w wielkich garach, zapełniała foremki i ozdabiała ciasta. Chociaż jedliśmy obiad, poczułem niewyobrażalny głód. Chocolatierzy doskonale wiedzieli, jak stworzyć idealną czekoladę, która swą konsystencją i zapachem sprawiała, że człowiek czuł się jak w raju.
Nie czekaliśmy długo, aby skosztować dostępnych łakoci. Sam prawie się roztopiłem, gdy tylko skosztowałem kawałka z tabliczki. Wojtek podzielał moje doznania i we dwójkę zjedliśmy całą czekoladę w przeciągu kilku minut.
Mimo że atmosfera była jak z bajki, to dało się wyczuć coś niepokojącego. Kajetan i Seweryn nie odzywali się do siebie. Wyglądali na pokłóconych. Nawet Klara dostrzegła zmianę w ich zachowaniu i podzieliła się swoimi troskami.
— Nic do siebie nie mówią — szepnęła do mnie i Wojtka. — Gdy zapytałam się Seweryna o co chodzi, odpowiedział „o nic”.
— Och nie… klasyczne „o nic” Seweryna, gdy tak naprawdę stało się co ważnego? — jęknąłem.
Pokiwała głową.
— Udaje, że nic się nie dzieje. W Spreso Kajetan i Seweryn rozmawiali chwilę na osobności i… — Klara obejrzała się przez ramię. Seweryn właśnie przyglądał się czekoladowym ciastom, a Kajetan, po drugiej stronie sali, delektował się kubkiem gorącej czekolady. — Od tamtej pory właściwie nie gadają.
— Ech… — Spojrzałem na Wojtka. — Rozdzielamy się?
Skinął w stronę jednego z nich.
— Biorę Seweryna.
Poklepaliśmy Klarę po ramionach i ruszyliśmy w dwie przeciwne strony pomieszczenia. Kajetan dostrzegł mnie i uśmiechnął się blado.
— Obrazisz się jeżeli dołączę do ciebie, aby spróbować czekolady?
Pokręcił głową.
— Nie ma sprawy. Będzie mi miło.
Dosiadłem się do niego i również zamówiłem gorącą czekoladę, co okazało się wyzwaniem, bo było mnóstwo jej rodzajów. Zdecydowałem się na jeden.
Mój przyjaciel faktycznie wyglądał na zmartwionego. Kątem oka dostrzegłem, że Seweryn już rozmawia z Wojtkiem. Musiałem się pospieszyć.
— Co się dzieje? — zacząłem, przechodząc do rzeczy. Nawet nie udawał, że nie wie o co chodzi. Westchnął ciężko.
— Aż tak to widać…?
— Ludzie nie są ślepi — stwierdziłem. Kajetan drgnął. Spojrzał na mnie zaskoczony, a następnie się uśmiechnął. — To co się dzieje? Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć.
Chłopak wziął głęboki wdech.
— To skomplikowane.
— Domyślam się.
— Chodzi o Seweryna i… Sylwestra.
Wstrzymałem na chwilę oddech. Mogłem się tylko domyślać tego, co się działo. Prawie rok temu, niedługo po Bożym Narodzeniu, Sylwester przyznał mi się do lubienia Kajetana w inny sposób niż koleżeński. Jednak temat umarł śmiercią naturalną, a ja nie czułem się tak zżyty ani z jednym, ani z drugim, aby wypytywać o to co się działo.
— Widzisz… ja i Sylwester — zaczął nerwowo, przeczesując włosy. — Tak jakby… Tylko nie wiem…
— Powiedział ci, że cię lubi?
Kajetan prawie spadł z krzesła.
— Wiedziałeś? — zapytał głośniej niż planował.
Wzruszyłem ramionami.
— Wiedziałem tyle, że Sylwester cię polubił. Ale nie wiedziałem, że się do tego przyznał.
Chłopak spojrzał smutno na kubek czekolady.
— Przyznał — powiedział cicho. — Zaraz po maturach… Wyznał mi, że trzymał to w sobie pół roku i nie chciał dłużej. Poza tym sam wiesz, że od ostatnich Świąt Sylwester trzymał się blisko nas, a i ja… — zawahał się. — W każdym razie, to było super dziwne. Sylwester to brat Seweryna, prawda? Brat mojego najlepszego przyjaciela. Brat, za którym Seweryn nie przepada… No i jeszcze ja… — Na jego twarzy widniało niezdecydowanie. — Wiesz, nigdy nie myślałem o tym z kim będę. I czy w ogóle z kimś będę. Serio, nie zajmowało mi to głowy. Niemniej, w wizjach widziałem siebie z jakąś dziewczyną. Ale potem Sylwester powiedział to co powiedział… To nie jest prawdziwe zauroczenie, póki nie czujesz się z tym jak gówno — przemówił nieswoim głosem. — To jego słowa.
— Pasują do niego. Ty nie przeklinasz. — Podano mi gorącą czekoladę. Jednak nie chciałem jej kosztować, bojąc się, że stracę zainteresowanie rozmową. Przyjaciel był ważniejszy. — Czyli Sylwester czuł się jak gówno? Poetycko…
— Powiedział, że go skręca. Czuje się źle, nie śpi, nie je, tylko myśli i marzy. Z tym uczuciem czuł się źle, ale dzięki temu wiedział, że to jest prawdziwe. Tak mi powiedział. No i nie wiedziałem co o tym myśleć. To było dziwne. Starszy brat Seweryna wyznaje mi uczucie? Mi? Spójrz na mnie. — Wskazał na siebie. — Nie jestem tak przystojny jak bracia Seweryna lub sam Seweryn. Nie jestem też szczególnie rozrywkowy, a wiedziałem jaki jest Sylwester. To było… — Zamknął oczy. — Obiecaliśmy sobie, że nikomu nic nie powiemy, póki nie przemyślimy sprawy. Nie chciałem go skrzywdzić, więc nie zerwałem z nim kontaktu. Rozmawiałem z Sylwestrem. Raz czy dwa nawet poszedłem z nim na spacer. Z nim i jego psami, oczywiście. Polubiły mnie — dodał z uśmiechem. — A ja nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Polubiłem Sylwestra. Był kompletnie inny od Sylwestra, o którym opowiadał Seweryn. Zawsze czułem, że przesadza, gdy opisuje braci. W mojej głowie pojawiła się myśl… może spróbować? Heh, mój staruszek zawsze powtarzał, że najpierw trzeba czegoś skosztować, aby potem ocenić.
— Skosztowałeś?
Kajetan zamknął oczy i przesunął dłonią po twarzy. Czubkami palców zatrzymał się na ustach.
— Sylwester pocałował mnie we wrześniu. Podczas spaceru z jego psami. A ja nie przerwałem pocałunku… — jęknął cicho. — Spodobało mi się. Nie całowałem się za dużo, a już zwłaszcza z chłopakami, ale… — Zrumienił się mocno. Nie wiedziałem czy od ciepła czekolady, czy od powrotu do wspomnień. — Było przyjemnie. I w ciągu tego jednego dnia powiedział, że moje oczy… są najciekawszymi jakie kiedykolwiek widział. A moje piegi… — Teraz już był czerwony. — Gdyby mógł ucałowałby każdy z nich. Rozumiesz, Amadeo? — Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, jakby szukał poparcia. — Dwie rzeczy, które uważałem w sobie za najgorsze, on uważa za najcudowniejsze. Wkopałem się w to sam. Czy to głupie?
Miałem dużo informacji do przetrawienia w przeciągu dwóch minut, ale wiedziałem jedno — Kajetan nie był głupi. Doskonale wiedziałem, co to znaczy, gdy osoba obraca twoje wady w zalety. Sam tak miałem z Wojtkiem.
— Nie, to nie jest głupie. Jeżeli daje ci to szczęście.
— Sam nie wiem… — Wzruszył ramionami. — Seweryn już się domyśla. Nie wiem jak, ale widzę to w jego oczach. Okłamałem go… Nie wybaczy mi. A na dodatek Sylwester nie odpisuje. Dzisiaj trochę się posprzeczaliśmy i… stracę ich obu.
— Nie. Na pewno nie. To trochę surowe podejście. — Miałem już w głowie niezłą przemowę, gdy dostrzegłem, jak ku nam idzie Seweryn z Wojtkiem. Blondyn ciskał piorunami z oczu, a Wojtek posłał mi bezradne spojrzenie.
Zatrzymali się przy stoliku. Spojrzenie Seweryna wwiercało się w ciało człowieka. Kajetan przełknął głośno ślinę.
— Pozwolisz na chwilę? — Ton głosu blondyna był nadzwyczaj zimny. Kajetan wahał się przez kilka sekund, jednak nie utrzymał kontakt wzrokowy z przyjacielem. Skinął głową. Zsunął się z krzesła i ruszył za Sewerynem.
Wojtek zajął miejsce obok mnie.
— Jest zły.
— Widzę.
— Powinniśmy ich powstrzymać?
— Powinniśmy im pozwolić porozmawiać — mruknąłem, patrząc na zegarek. — Mam nadzieję, że nie pokłócą się tak, że nie będziemy mogli grać…

***

Seweryn poprowadził przyjaciela na wyższe piętro, gdzie było ciszej. Bezpardonowo usiadł na jednym ze stopni i milczał. Kajetan usiadł niepewnie obok niego. Zastanawiał się od czego zacząć. Co powiedzieć?
Gdy po kilku minutach ułożył jakąś wypowiedź, nim otworzył usta, Seweryn wypalił:
— Czy ja naprawdę, według was, jestem aż tak drażliwy, że nie można mi nic powiedzieć?
Brunet zamrugał oczami. Tego pytania się nie spodziewał. Nie zdążył odpowiedzieć — Seweryn kontynuował.
— Jasne, jestem dupkiem, ale mam też honor, wiesz?
— Wiem — przyznał powoli.
— Nie mogę uwierzyć, że mi nic nie powiedziałeś! Spośród wszystkich ludzi, ty! — Kręcił głową.
Kajetan milczał, szczerze zaskoczony. Może jednak nie był najlepszym przyjacielem Seweryna? W końcu w ogóle się tego nie spodziewał. Może wcale go nie znał?
— Nie chciałem cię denerwować — zaczął ostrożnie. — Nie wiedziałem na czym z nim stoję. Nigdy tak o nim nie myślałem. To jest twój starszy brat. Poza tym zawsze sądziłem, że wolę dziewczyny. I wiem jakie masz podejście do niego, więc nie chciałem cię tym denerwować ani…
Blondyn zamknął oczy.
— Zrozum… to nie tak, że go nienawidzę. Jest moim bratem, czy tego chcę czy nie. Nie przepadamy za sobą, ale nie przepadam też za Amadeuszem, ale spędzam z nim czas! Bo jest moim przyjacielem. Tak jak Sylwester jest moim bratem. Wiem, to pokręcone, ale taki jestem. Ktoś może mnie drażnić, ale może być moim przyjacielem…
Mówił takim tonem, jakby był zły sam na siebie, a nie na Kajetana. Przyjaciel spojrzał na niego swoimi dwukolorowymi oczami.
— Uwierzysz jak ci powiem, że okłamałem cię, bo chciałem dla ciebie jak najlepiej?
— Uwierzę, bo jesteś przekurewsko uroczy — prychnął Seweryn, nie patrząc na niego. — Prawdę mówiąc, rozumiem dlaczego mój brat wpadł po uszy… Ale jestem zły, Kajet! Zły, że spośród wszystkich ludzi, to mój najlepszy przyjaciel, od lat dzieciństwa, mnie okłamał. Nie jestem zły o to, że lubisz mojego brata. Jestem zły o to, że mi nie powiedziałeś czegoś tak ważnego! Nie ufasz mi? Myślisz, że bym nie zrozumiał?
Kajetan zerknął na niego z politowaniem. Seweryn odchrząknął i wzruszył ramionami. Dopiero teraz odwzajemnił spojrzenie.
— Dobra, masz rację — mruknął, a przyjaciel nawet nie musiał nic mówić. — Pewnie byłbym zły. I pewnie bym na początku tego nie zrozumiał. Bo to ty! I on… Ale po czasie. — Teraz patrzył w dwukolorowe oczy. — Przestałbym się denerwować i zrozumiałbym. Dlatego, że jesteś moją bratnią duszą. Po prawdzie, to o tobie zawsze myślałem jak o moim bracie, mimo że mam trzech biologicznych. To jednak ty… Tu jest ta więź.
— Nie wiedziałem, że tak na to patrzysz… — szepnął Kajetan.
— Zamierzałeś mi kiedykolwiek powiedzieć?
— Oczywiście. Ale chciałem być wtedy pewny swoich słów.
— Całowałeś się z nim?
— Seweryn…
— Odpowiadaj, bo się bardziej zdenerwuję!
— Tak, całowaliśmy się — odpowiedział szybko. — Ale tylko tyle!
— Tylko tyle? Chcesz mi powiedzieć, że Sylwester nie uprawia seksu? Nic dziwnego, że ostatnio tak często biega… — zamyślił się na głos.
— Seweryn, proszę. Ja sam nawet nie wiem czy… Dlatego się wstrzymywałem. Bo nie chcę skrzywdzić ciebie ani twojego brata. Ja nigdy nie byłem w związku… A po raz pierwszy chcę być i jest to chłopak. I pół biedy, że chłopak, ale starszy brat mojego… mojego brata.
— Musimy skończyć z tym terminem na przyszłość. Niebezpiecznie to wszystko podchodzi pod kazirodztwo — ocenił ironicznie Seweryn, a Kajetan odetchnął z ulgą. Skoro wracał mu humor, było nieco lepiej.
— Naprawdę przepraszam. Uwierz mi, że gdybym wiedział, powiedziałbym ci od razu.
— Nie jestem potworem, Kajetan.
— Przepraszam. Naprawdę przepraszam. Jest mi tak przykro. Możemy być dalej przyjaciółmi?
Blondyn zdziwił się. Po raz pierwszy od bardzo dawna.
— Oczywiście, że tak. Wyluzuj, piegusku! Jestem zły, ale nie zrywam przyjaźni, mały dupku.
Kajetan odetchnął z ulgą.
— Jak się domyśliłeś…?
— To, że o czymś nie mówię, nie znaczy, że tego nie widzę — oznajmił głośno. — Poza tym… ta książka. Szmery?
Szepty.
— Właśnie. Była w pokoju Sylwestra jakiś czas temu. Pewnie kupił ci ją na urodziny, co?
Kajetan skinął głową.
— Tak, to prawda.
— To od kiedy już tak figlujecie za moimi plecami?
— Od… września.
— Trzy miesiące? No ładnie. — Pokręcił głową. — Widać było zmianę w waszym zachowaniu, wiesz? Sylwester zrobił się mniejszym… dupkiem. A ty…
— Zrobiłem się większym dupkiem.
— Tak, trochę tak — przyznał. Gdy chłopak posmutniał, poklepał go po plecach. — Ale nie załamuj się, Kajet. Już jest dobrze. Teraz muszę jeszcze rozmówić się z Sylwestrem.
— Nie krzycz na niego, czy coś…
— Błagam cię. Słyszałeś, abym kiedykolwiek krzyczał? — Kajetan znów spojrzał na niego z politowaniem. — Co najwyżej podnosiłem głos.
Roześmiali się głośno. Po kilku sekundach zamilkli i spojrzeli na siebie. Uśmiechnęli się i skinęli głowami.
Ich przyjaźń była najcenniejszą rzeczą jaką mieli. Nie chcieli jej stracić. Bez względu na wszystko.

***

— Parszywe szczury przestworzy — warknął Seweryn, gdy wracaliśmy do kawiarni, a przed nami pojawiło się stado gołębi.
— Bardzo ładne określenie — powiedziała Klara, obejmując ramię swojego chłopaka. — Tego jeszcze nie słyszałam.
— Myślałem nad nim cały ranek.
Kajetan roześmiał się i spojrzał mi w oczy. Skinął głową, już wiedziałem, że jakoś udało mu się dogadać z przyjacielem. Chociaż, prawdę mówiąc, dalej było widać, że chłopak jest zły.
— Kompletnie ich nie rozumiem — wyznał Wojtek, gdy szliśmy nieco z tyłu. — Myślałem, że Seweryn będzie wściekły, gdy się wyda, że Kajetan kręci z Sylwestrem.
— Właściwie to Sylwester kręcił z Kajetanem, a ten postanowił spróbować.
— Nie wiedziałem, że Kajetan jest gejem.
— Myślę, że on też tego nie wiedział. Albo jest bi. Naprawdę nie wiem, Wojtku. Jestem najgorszą osobą, aby to oceniać. W ogóle nie znam się na uczuciach…
— Coś tam wiesz — stwierdził z uśmiechem. — Swoją drogą, cały czas pachniesz czekoladą.
— Słodzisz.
Roześmiał się.

***

Rozpoczął się nasz koncert, którym mieliśmy umilić czas klientom Spreso. Ze względu na zainteresowanie, sala była prawie pełna. Niektóre osoby musiały stać, chcąc nas posłuchać. Bariści wyglądali na wykończonych. Jedynie ciemnowłosy Marcel bujał się w rytm naszej jazzowej muzyki.
Och, tak. Graliśmy dobry jazz. Rozpoczęliśmy powoli, jak zwykle, z krótkim wstępem od liderki zespołu, która z przyjemnością przedstawiła każdego z nas. Gdy padały imiona popisywaliśmy się przez chwilę na swoich instrumentach. Skrzypce, pianino, perkusja, trąbka i gitara. Idealne połączenie.
Klara śpiewała. To jej głos niczym syrena wabił nowych zainteresowanych gości.
— Witajcie, kochani — mruczała do mikrofonu. — Witajcie na JazzLove’ym Wieczorze w Spreso. Mamy zaszczyt dla was zagrać kilka jazzowych kawałków, ale znajdzie się miejsce i na improwizację. Dla przykładu. — Dłonią wskazała na Seweryna. — Kochanie, podejdziesz tu z gitarą?
Chłopak pewnym, królewskim krokiem wykonał polecenie, nie bojąc się nagłej propozycji. Klara nachyliła się do jego ucha i coś szepnęła. Skinął głową.
Przejechał palcami po strunach i zamknął oczy, a Klara zaczęła śpiewać.

"A" is for the apple that he gave to me,
But I found a worm inside.
"B" is for beloved that I call to him before he left my side.
And “C”, see what he did, that’s “D”,
Did it to poor ol’ me.
How could I be such an “E”motional fool? ("F").
"G" is for the gentlemen I thought he was
When he first said hi,
"H" "I".
"J" is for the joker that is Jimmy B., the man who made me cry,
That’s a "C".
And “K”,
Well, you know it’s just not okay
To kiss and then run away,
Leaving alone without leaving a letter for “L”angtree.
"M" is for the misery he left me in,
"N"ever to return again.
"O" what a poor ("P") fool I’ve been, "Q"ueuing in line for him.
And “R”, are you the one for me?
Yes, “S”ay you’ll come back to me...
Why are you tempted to “T”ease me? Ohh...
"U", why not you, have got to understand,
The value of a woman’s heart ("V").
Why, “W” not “Y”, did you think it was fine to “X” me from the start?
And “Y”, yes “Y”,
Is the question that’s on my mind.
Oh why,
Why did you leave me right before reaching our “Z”enith?
1 is the number of men I’ve loved,
And 2 is the times I’ll say it’s you (it’s you)!
3 is the number of days you’ve been gone,
But it feels like four times two.
8, at the hour the sun goes down,
I remember life with you around.
I wish I had nine lives like that one...

Rozległy się brawa, a nasi przyjaciele skłonili się. Chłopak wykorzystał okazję, aby pokazać kto jest tym szczęśliwcem, aby być z Klarą, poprzez pocałowanie ją w usta. Na sali dało się słyszeć gwizdy. Nawet Oliwier Madgrey za barem wyszczerzył zęby. Szturchnął Marcela i coś mu powiedział. Brunet parsknął śmiechem.
— Och, zakręciło mi się w głowie, kocie. — Dziewczyna mrugnęła do swojego chłopaka. Wrócił do skrzypiec, a Klara przeciągnęła się. — Dobrze, muszę trochę odpocząć, wiecie? Ale zastąpi mnie specjalny chłopak. Jest naszą perełką. Naszym światełkiem. I wszystkie mdleją, gdy już postanawia się odezwać. Moi drodzy, przed wami Kajetan Kuhn.
Rozległy się brawa, gdy nasz Kajet podszedł do mikrofonu. W dłoni dalej trzymał trąbkę. Drżał przestraszony, ale mówił płynnie, zwracając się do tłumu i dziękując za takie powitanie.
Następnie skinął ku nam, dając znak. 

Stars shining bright above you, night breezes seem to whisper, "I love you".
Birds singing in the sycamore tree, "Dream a little dream of me".
Say "nighty-night" and kiss me. Just hold me tight and tell me you'll miss me.
While I'm alone and blue as can be, dream a little dream of me.

Stars fading, but I linger on, dear.
Still craving your kiss, I'm longing to linger till dawn, dear.
Just saying this: Sweet dreams till sunbeams find you.
Sweet dreams that leave all worries behind you.
But in your dreams whatever they be, dream a little dream of me.

W tym momencie do kawiarni wszedł Sylwester. Wyglądał na przemarzniętego. Z zaskoczeniem spojrzał na scenę, na której właśnie stał Kajetan. Spojrzeli sobie w oczy. Muzyk zestresował się jeszcze bardziej, ale kontynuował występ.

Stars fading, but I linger on, dear.
Still craving your kiss, I'm longing to linger till dawn, dear.
Just saying this: Sweet dreams till sunbeams find you.
Sweet dreams that leave all worries behind you.
But in your dreams whatever they be, dream a little dream of me.

Brunet złapał oddech i rzucił nieme „przepraszam” w stronę Sylwestra. Psi—chłopak wyszczerzył zęby i skinął głową. Następnie podszedł do baru, aby złożyć zamówienie.

***

Koncert trwał w najlepsze, gdy Kajetan zszedł ze sceny. Wykorzystał moment długiej improwizacji Amadeusza i Wojtka, którzy zdawali się rozpocząć bitwę na dźwięki. Pianino i perkusja sprawiały, że ludzie się ożywili. Czuć było energię w dźwiękach.
Ta sama energia napędzała właśnie chłopaka, który zbliżył się do Sylwestra. Dla niego także zabrakło miejsc siedzących, a więc opierał się o szafkę z książkami, niedaleko baru. Obserwował uważnie ruchy chłopaka.
— Powiedziałem Sewerynowi — oznajmił od razu. Zauważył, że w jego głosie brzmiała duma.
— Wiem. Patrzy na mnie z jeszcze większą odrazą. — Uśmiechnął się wesoło. — A poza tym dzwonił do mnie.
— Też do ciebie dzwoniłem.
— Tak, ale byłem na ciebie zły. — Wzruszył ramionami. — Przepraszam nie odbieranie od ciebie było dziecinne.
— Nie, spokojnie. Rozumiem. — Pokiwał głową. Obejrzał się przez ramię. — Seweryn pewnie będzie chciał z tobą porozmawiać.
— Mam się bać?
— Nie wiem. To twój brat.
— Och, tak. To mój brat — przyznał, po czym upił łyk kawy. — Myślę, że będę musiał to odbębnić. Rozmowę z nim. Trudno. Jest na ciebie zły? — zapytał z troską.
— Tylko o to, że mu nie powiedziałem.
— Mówiłem, abyś mu powiedział.
— Tak. Zwracam honor… — Spochmurniał nieznacznie.
Sylwester wlepił wzrok w Kajetana. Powoli zaczął się zakochiwać w jego kolorowych oczach. Smutne spojrzenie potęgowało to uczucie.
Jego chłopak skinął głową, przeganiając chmury własnym uśmiechem.
— Przepraszam. Porozmawiamy później?
— Czeka mnie wieczór rozmów, co? — zauważył Sylwester. — Nie ma sprawy. Przyjdę do ciebie, jak uporam się z braciszkiem. O ile… — Uśmiechnął się dwuznacznie. — Dasz radę wyrwać się swoim fankom.
— Fankom? — powtórzył zaskoczony. Jeszcze raz obejrzał się przez ramię. Kilka młodych dziewczyn pomachało mu, chichocząc pod nosem. — Nie! To na pewno nie…
— Spokojnie. Poza tym — Sylwester uśmiechnął się zadziornie. Pochylił się lekko do przodu i oparł dłoń o ścianę, prawie odcinając drogę ucieczki swojemu chłopakowi. — Nie mam nic przeciwko odrobinie rywalizacji…
Kajetan poczuł silne perfumy. Słowa Sylwestra zadzwoniły w jego sercu i odurzyły podobnie do zapachu.
— Sylwester — rzucił nieśmiało. Chłopak roześmiał się głośno, co brzmiało jak szczeknięcie i mrugnął do niego.
— Wracaj na scenę. Porozmawiamy później.
Kajetan skinął głową. Obrócił się na pięcie najszybciej jak to możliwe. Nie chciał, aby Sylwester widział jego czerwone policzki. Wtedy piegi były jeszcze bardziej wyeksponowane.

***

Kajetan siedział na łóżku w swoim pokoju, czekając nerwowo na powrót Sylwestra. Seweryn porwał go już na dobrą godzinę. Wiedział, że bracia są zdolni do kłótni. Obaj zapewniali, że chcą tylko porozmawiać, ale bał się że jednak nie wytrzymają.
Dopiero po północy usłyszał kroki na korytarzu i pukanie do drzwi. Poderwał się z łóżka.
Do pokoju wszedł nieco zmęczony i dalej zmarznięty Sylwester.
— Mój brat wyciągnął mnie na spacer — warknął, przykładając dłonie do policzków. — Zachciało mu się, nie ma co! Wiedziałeś, że w Warszawie wszystko jest tak daleko od siebie?
Zrzucił z siebie kurtkę i pokręcił głową. Kajetan zbliżył się do niego, a następnie nieśmiało wziął Sylwestra za ręce. Naprawdę były chłodne. Chciał je jakoś ogrzać. Tym głupim gestem. Zrobił to zanim pomyślał. To było idiotyczne. Dziecinne.
— Dziękuję — powiedział Sylwester. Zapadła kolejna chwila krępującej ciszy.
Już wcześniej jakiś chłopak trzymał dłonie Sylwestra. Już wcześniej uprawiał seks z facetami. Całował się z nimi. Ale dłonie Kajetana zdawały się być kompletnie innym doznaniem. Cenniejszym. Jego piękne, dwukolorowe oczy — brązowe i błękitne. Jego urocze piegi, które zdobiły całe ciało. To było… nowe.
Niezwykłe.
— Jak Seweryn zareagował na twoje słowa? Że chcesz być ze mną? — zapytał cicho.
— Lepiej niż ty.
Chłopak roześmiał się.
— Nie przesadzaj.
— Uciekłeś — przypomniał. — Powiedziałem, że się w tobie zauroczyłem, a ty uciekłeś.
— Nie uciekłem!
Sylwester pokręcił głową.
— Niech ci będzie. Nie mam już dziś siły, aby się sprzeczać z młodziakami…
W odpowiedzi usłyszał głośne prychnięcie i słowa:
— Dwa lata to nie tak dużo.
Sylwester nabrał powietrza.
— Pachniesz czekoladą.
  Prawie cały dzień byłem na Festynie Czekolady.
— Pasuje do ciebie — przyznał. — Twoje piegi są jak małe kropki z czekolady.
Kajetan spuścił wzrok.
— Przestań.
— Ha, ha! — Próbował nie myśleć, jak uroczo wygląda zarumieniony Kajetan. — Och, właśnie. — Żałując, że musi to zrobić, wyjął ręce z ciepłych dłoni chłopaka i sięgnął do kieszeni. — Kupiłem ci coś.
W dłoni Sylwestra pojawił się ciemny rzemyk, który miał tworzyć coś w rodzaju bransoletki. Kajetan nie omieszkał zauważyć, że chłopak ma mnóstwo takich ozdóbek.
— Proszę. To dla ciebie. Rzemyk.
— Dziękuję.
— Możesz go gryźć i takie tam. — Wzruszył ramionami. — Myślałem, że będziemy się ukrywać jeszcze przez jakiś czas, więc chciałem abyś go nosił tak… wiesz… Ale teraz to już nieważne, bo powiedziałeś Sewerynowi.
— Sam się domyślił.
— Co za blond—dupek.
— Dziękuję jeszcze raz. — Kajetan postanowił zakończyć temat braci Anczyńskich. Założył rzemyk na prawą rękę. — Jest super.
— Nie przesadzaj… takie tam.
— Nie przesadzam.
Stanął na palach, aby móc pocałować Sylwestra w policzek. Chłopak był tym szczerze zaskoczony.
— Drobiazg — stwierdził. — No dobra… — Przeciągnął się. — Muszę iść wziąć prysznic i kłaść się spać. To chyba… — Spojrzeli sobie w oczy. — Dobranoc, co?
— Um… Tak, dobranoc.
Milczeli przez jakiś czas.
— Chyba, że… chciałbyś spać tutaj? Jakoś tak. Ze mną. — Kajetan spojrzał w bok. — Wiesz… dalej pachnę czekoladą, więc…
Sylwester wyszczerzył zęby i skinął głową.
            Następnego dnia Kajetan musiał chować za szalikiem ślad po malince na szyi. Sylwester miał naprawdę silny gryz.

***

— Jesteś dupkiem, Seweryn — jęknąłem, gdy blondyn wszedł do naszego pokoju. Była siódma rano, a więc razem z Wojtkiem jeszcze spaliśmy. Niemniej, nasz przyjaciel łomotał w drzwi od kilku minut. Ponieważ przegrałem z moim chłopakiem potyczkę papier—kamień—nożyce kto ma otworzyć, to ja powitałem gościa.
Był elegancko ubrany, jakby właśnie wybiegł z magazynu mody.
— Złość piękności szkodzi, Amadeuszu. A ty nie masz czym szastać — poinformował mnie z samego rana. Zamknąłem oczy i policzyłem do pięciu. Zza moich pleców dało się słyszeć chrapanie Wojtka.
— W czym możemy ci pomóc? — zapytałem, cedząc słowa przez zęby. Miałem nadzieję, że miał dobry powód, aby tu być o tej godzinie. O tej nieboskiej godzinie.
— Chcę porozmawiać — oznajmił bez żadnego cienia wahania. — Z tobą.
Mój umysł pracował na najwyższych obrotach, próbując sobie przypomnieć kiedy ostatni raz, i jeśli w ogóle, Seweryn chciał ze mną porozmawiać na osobności. Mimo że wszystkie tryby w głowie pracowały, nie odtworzyłem żadnego wspomnienia. Lub po prostu była za wczesna pora na takie powroty do przeszłości.
Jednak to oświadczenie zadziałało lepiej niż dwa kubki kawy.
— Ubiorę się — powiedziałem.
Dziesięć minut później spacerowałem z Sewerynem po ulicach Warszawy. Chłód był okropny i bardzo tęskniłem za ciepłym ciałem Wojtka.
— Jestem złym przyjacielem? — To pytanie zdawało się paść z ust blondyna, ale nie byłem pewien. Równie dobrze mogłem je sobie wyobrazić. Przez moment wpatrywałem się w chłopaka, aż zmrużył niecierpliwie oczy. — No?
Nie wydawało mi się.
— Czemu tak sądzisz? — zapytałem zaskoczony. — Myślę, że Kajetan…
— Pytam ogólnie. Czy ja nie jestem materiałem na przyjaciela?
— Erm…
Naprawdę się tego nie spodziewałem. Może jeszcze spałem i to był pokręcony sen, w którym Seweryn, ten Seweryn, który zawsze ode mnie stronił i unikał wszelkich oznak przyjaźni, dbał jednak o wszystkie jakie zawarł, nawet jeżeli o nich nie mówił.
Jego zielone oczy były przepełnione niezdecydowaniem. Jakby dopiero po wielu latach dotarło do niego coś oczywistego, czego wcześniej nie zdołał zauważyć.
— Kajetan — powiedział powoli. — On zawsze był moim najbliższym przyjacielem. Pierwszym — podkreślił. — Cały mój system wartości opierał się na tym, że to właśnie Kajetan przyjaźni się z takim dupkiem jak ja. Wiesz, dawałem mu wiele powodów, aby skończył znajomość ze mną. A jednak zostawał przy mnie i uwierzyłem w to, że mimo wszystko, nie jestem takim złym człowiekiem. Potem była Klara, wy — dodał zaskakująco entuzjastycznie. — Zachłysnąłem się tym, że będąc sobą, będę dla was najlepszym materiałem na przyjaciela. Myśl, że mam Kajetana, sprawiała że czułem się o wiele lepiej. Mogłem do niego zadzwonić o drugiej w nocy i miał cierpliwość, aby ze mną rozmawiać. Mam wiele problemów, Amadeuszu. Mam wiele kompleksów. Te tajemnice, te nasze wady, te nasze wyznania zbliżyły nas do siebie. A przynajmniej tak mi się wydawało…
Słuchałem go uważnie. Minęliśmy skrzyżowanie z palmą, która w listopadowy, niedzielny poranek wyglądała jak ja na ulicy w listopadowy, niedzielny poranek — abstrakcyjnie.
— Jestem jebanym egoistą, Amadeuszu. To ja przez te wszystkie lata zamęczałem go moimi nerwami, humorami i problemami. A kiedy on przeżywał coś ważnego, nie chciał, abym był tego częścią. Nie powiedział mi o Sylwestrze. Nie powiedział mi o niczym. Stąd moje pytanie. Czy ja jestem złym przyjacielem?
— Oj — mruknąłem i pokręciłem głową. Poziom trudności tej rozmowy przypominał deklinację łacińskich czasowników o trzeciej w nocy. — Nie, to nie tak. Kajetan nie powiedział ci o tym, bo właśnie jesteś jego najlepszym przyjacielem. Możliwe, że to trudne do zrozumienia, ale to wszystko było z myślą o tobie. Nie chciał cię złościć i denerwować. Chciał powiedzieć, ale kiedy nadejdzie odpowiedni moment. Bo on o ciebie dba. Myślę, że… Kajetan nie chciał, abyś poczuł się zdradzony.
— Zdradzony? — zdziwił się. A Seweryn rzadko kiedy się dziwił.
— Wiesz, nigdy za dobrze nie wyrażałeś się o swoim bracie. Jakiekolwiek bliższe relacje z Sylwestrem oddalałby go od ciebie. A on tego nie chciał. Najbardziej chciałby, abyście się dogadywali, aby mógł spędzać czas z tobą i z nim. Dlatego to teraz wy, bracia Anczyńscy, musicie stanąć na wysokości zadania. Obaj chcecie Kajetana, a Kajetan chce was obu. Musicie znaleźć sposób, aby potrafić spędzać czas ze sobą. Musicie.
Seweryn myślał nad moimi słowami. Wyglądał na zaskoczonego, ale też uspokojonego.
— Poza tym — kontynuowałem. — Kajetan nie chciał, abyś pomyślał, że wybiera Sylwestra i rezygnuje z ciebie. On wie, że czujesz się zdominowany przez swoich zdolnych braci. Ty też jesteś zdolny — dodałem szybko. — Ale nie pozwalasz sobie w to uwierzyć, gdy w grę wchodzi twoja rodzina. A prawda jest taka, że Kajetan podziwia was wszystkich. Każdą z waszych pasji. Ale to ty masz szczęście bycia jego najlepszym przyjacielem. Bo chociaż lubi kawiarnie Sebastiana i skutery śnieżne Stanisława, to jednak twoja muzyka, twój talent obrał za ten najlepszy. Za ten najbardziej magiczny. Za ten, który sprawia, że między wami jest taka niezwykła więź przyjaźni. Lubi też psy Sylwestra, to prawda — przyznałem. — Ale dla mnie zawsze była wielka różnica między kimś, kogo się kocha a kimś, z kim się przyjaźnisz. Kajetan będzie miał niezwykłe szczęście dzielić miłość i przyjaźń z tak wspaniałymi osobami, jakimi jesteście wy, Sewerynie. Ty i twój brat. Więc nie dopatruj się w sobie czegoś złego, bo widać, że w kwestii przyjaźni, kieruje tobą jedynie dobro. I sam fakt, że przejmujesz się losem Kajetana, pokazuje, jak dobrym przyjacielem jesteś. Fakt, że budzisz mnie o siódmej pokazuje, jak złym przyjacielem jesteś.
Seweryn zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
— Masz jednak coś pod kopułą, co Amadeo?
To był pierwszy raz, gdy tak mnie nazwał. Zawsze zwracał się do mnie pełnym imieniem.
— Dziękuję — powiedział, nabierając powietrza. — Tak, masz rację. Chcę być przyjacielem. Muszę znaleźć sposób, aby wytrzymywać obecność Sylwestra.
— Znajdziesz sposób — zapewniłem. — Bo tego chcesz. Poza tym już chyba najwyższa pora, aby zacząć dogadywać się z braćmi. Zazdroszczę ci tak licznego rodzeństwa, Seweryn. Zawsze chciałem mieć starszego brata. Albo siostrę. Byłoby fajnie…
Seweryn zamknął oczy. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
— Zgłodniałem — oznajmił. — Chodź, kupię ci jakąś kanapkę w Subwayu.
— Kim jesteś i co zrobiłeś z Sewerynem?
— Niech cię nie zwiedzie moje bycie miłym — mówił głośno i dumnie. — Dalej pozostanę sobą. Z drobnymi zmianami. Ale dalej będę tym kochanym, uprzejmym, dobrodusznym i wspaniałomyślnym Sewerynem.
— Chyba pomyliłeś siebie z Kajetanem.
— Udam, że tego nie słyszałem — powiedział, wracając do swojego królewskiego zachowania. Jednak zaszła w nim jakaś zmiana. Nie wiedziałem jeszcze co to było.

***

Śnieg sypał za oknem, gdy w szóstkę siedzieliśmy w JazzGocie. Grudzień zaczął nas bombardować białym puchem. Wnętrze kawiarni wystrojone było złotymi i czerwonymi bombkami oraz łańcuchami. Atmosfera świąt Bożego Narodzenia napełniała nas wszystkich szczęściem, gdy sączyliśmy kawy, herbaty i gorące czekolady.
Sylwester stał się częścią naszej paczki. Jak się okazało bracia potrafili koegzystować, mimo tak różnych charakterów i opinii. Często byliśmy świadkami ich dyskusji na jakieś tematy, w których mieli kompletnie skrajne zdania. Zapewniali nam niemałą rozrywkę. Gdy za bardzo się wczuwali, Kajetan i Klara próbowali jakoś załagodzić spór, zwracając na siebie uwagę swoich chłopaków.
Jeszcze rok temu nie pomyślałbym, że będę znał tylu gejów. Okazało się być ich całkiem sporo, każdy o kompletnych różnym charakterze. Na dodatek jutro miałem spotkać się z Hubertem i Radkiem, którzy postanowili przeprowadzić się do Wrocławia. Ech… kompletnie mnie tym zdołowali.
Chciałem się trzymać tego co mam. Bo to co miałem, było cenne i ciepłe. Wspaniałe, w swojej prostocie. Ot, szóstka przyjaciół w kawiarni. Inne charaktery, a jednak połączone magiczną, tajemniczą więzią.
Królewski Seweryn, który jak zwykle rzucał ciekawe złośliwości pod adresem wszystkich, poza Klarą. Ona dalej utrzymywała się na pozycji liderki naszej paczki i nawet taki samiec alfa jak Sylwester nie mógł jej zdominować. Chyba nawet nie próbował, zbyt pochłonięty rozmową z Kajetanem, który opowiadał mu o wydarzeniach z ostatnio przeczytanej książki. Wojtek trzymał mnie za rękę pod stołem i byłem zaskoczonym tym, jak cudownie nasze dłonie do siebie pasują.
Wróciłem myślami do wspomnienia sprzed trzech tygodni, gdy wróciliśmy z Warszawy. Wojtek w tajemnicy kupił mi wielkie, czekoladowe serce, które dał mi dopiero, po powrocie do domu. To był wspaniały gest. Pięknie zapakowane, stało nietknięte na półce w moim pokoju. Nie miałem zamiaru go jeść, chociaż nieco mnie kusiło.
Ścisnąłem dłoń Wojtka, więc zwrócił na mnie uwagę.
— Hm?
— Idę po gorącą czekoladę. Chcesz?
— Jasne. Dzięki.
— Zaraz, chwila! — wypaliła Klara, łapiąc mnie za ramię i ciągnąc z powrotem na miejsce. — Zanim pójdziesz po czekoladę, przejdźmy do całej istoty tego spotkania — oznajmiła, wyciągając ze swojej torby czapkę. Wrzuciła do niej sześć karteczek z imionami. — Losowanie na Tajemniczego Mikołaja. Ponieważ Sylwester jest nowy w tej tradycji, losuje jako pierwszy.
Chłopak wyszczerzył zęby i sięgnął do czapki. Ze skupieniem na twarzy i modlitwą w oczach, aby wylosować Kajetana, wyciągnął jeden kawałek papieru.
— No, no — mruknął pod nosem, gdy odczytał imię z kartki, po czym schował ją szybko do kieszeni.
Gdy przyszła kolej na mnie, sięgnąłem do czapki i wybrałem jeden z losów.

Wojtek

Tak, to było nasze przeznaczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz