sobota, 21 marca 2020

Ósmy cud - Rozdział 2 - Rekrutacja


Rozdział 2
Rekrutacja


— Perkele! — otworzyłem oczy zdenerwowany. Zerwałem się z łóżka i wyskoczyłem wprost na drżącą podłogę. Przeszedłem przez mój pokój i wparowałem do salony, szorując bosymi stopami po zakurzonej podłodze. Przeklinałem pod nosem i otworzyłem okno w kuchni, aby móc przez nie wyjrzeć. Stąd widać było ulicę, którą można było dojść do bramy mojej kamienicy.
Jednak nie wczesna pora pobudki mnie tak denerwowała. Denerwowała mnie grupa robotników, którzy opierali się o barierki i obserwowali jak jakaś wielka koparka zawraca, aby potem móc sięgnąć po kolejną ilość piasku. Czułem, że żyłka na moim czole zapulsowała i zacząłem na nich krzyczeć. Olali mnie beztroskimi spojrzeniami, aż w końcu się poddałem i zamknąłem okno. Przetarłem twarz.
Zaburczało mi w żołądku i dotarło do mnie, że wczoraj nie zrobiłem żadnych zakupów. Spojrzałem na zegarek. Dobrze, miałem jeszcze cztery godziny do rozpoczęcia treningu. Mogłem coś spokojnie zjeść i się umyć.
Ten dzień był ponury. Po niebie powoli wlokły się szare chmury, które zwiastowały chłód i deszcz. Wybiegłem z klatki i ominąłem robotników, którzy obserwowali mnie przez jakiś czas. Dotarło do mnie, że wtedy krzyczałem na nich po fińsku…

***

W hali musiałam pojawić się dwie godziny przed rozpoczęciem rekrutacji, aby móc obserwować drużynę w trakcie jej treningu. Przyznam szczerze, że byłam senna, bo miałam problemy ze snem zeszłej nocy, a poza tym pogoda silnie na mnie oddziaływała. Musiałam się jednak zmobilizować, bo wiedziałam, że Bruno będzie dziś na mnie polegał.
— Dzień dobry, Malwino — przywitał się, a ja podskoczyłam na ławce. Właśnie segregowała dokumenty i nie usłyszałam jak wchodził na halę. — Wybacz, jeżeli cię przestraszyłem…
— Nie, nie! — pokręciłam głową. — No dobrze, trochę…
Uśmiechnął się delikatnie, a potem odstawił swoją torbę koło mnie. Popatrzyłam na niego z uznaniem. Oto i on - kapitan Nowego Elementaris. Był wzrostu Cyrusa, ale miał zdecydowanie groźniejszy wyraz twarzy, płomiennorude, prawie czerwone włosy i te bystre oczy, które zawsze stanowiły dla mnie zagadkę.
— Mam szczerą nadzieję, że znajdziemy dzisiaj kilka ciekawych talentów — poinformował Bruno całkiem spokojnym tonem. — Nie mamy jeszcze kompletnej drużyny…
— Nie będzie tak źle — wskazałam na listę zawodników. — Co prawda brakuje nam siedmiu osób, ale da się ich znaleźć…
— Mamy coraz mniej czasu — zauważył Bruno, przystawiając dłoń do podbródka. To była jego częsta poza, gdy nad czymś intensywnie myślał. — No nic, Malwino, mam nadzieję, że twój analityczny umysł odnajdzie tych najlepszych. Dzisiaj mają być tłumy, z tego co wiem… Wielu chce dołączyć do Nowego Elementaris.
Uśmiechnęłam się i przyłożyłam clipboard do piersi.
— Dziwisz się? Kierujesz najlepszą drużyną w kraju! To prestiż, by do niej należeć!
Bruno uśmiechnął się delikatnie i otarł czoło frotką.
— Gdzie jest moja, pożal się Boże, drużyna? — spytał, rozglądając się po boisku. — Jeżeli zapomnieli…
— Widziałam Dawida i Nataniela, są w szatni. Zaraz przyjdą.
I istotnie, po kilku minutach zebrała się obecna część drużyny. Aby utworzyć całą, brakowało jeszcze siedmiu graczy. Bruno chciał wystawić najsilniejszy skład, szukając wśród studentów wszelkich talentów i predyspozycji. Bowiem to Bruno, również jako kapitan Nowego Elementaris, był także przewodniczącym uniwersyteckiego koła zainteresowań koszykarskiego. Często zmieniał skład drużyny, przyjmując i odrzucając innych członków, pozostawiając jeden jej pewny trzon. Pięciu graczy - siebie samego, Maksymiliana, Dawida, Norberta i  Nataniela. Oczywiście kapitanem był od niedawna, ale styl miał podobny do Cyrusa. Blondyn też utrzymywał stały trzon z pięciu osób. Reszta była wymienna, ale na czas EuroBask, Bruno musiał zebrać dwunastu członków drużyny spośród wszystkich studentów.
I ja miałam mu w tym pomóc.
— Cześć — przywitał się Dawid i usiadł koło mnie. Fuknęłam na niego, bo znów przygniótł moje kartki. Wywrócił oczami i wyjął je spod siebie, przesuwając ku mnie. — Gotowa na ciężki dzień?
— Taaak — Skinęłam głową, gdy patrzyłam na zbierających się ludzi. — Mam nadzieję, że mi pomożesz?
— Jaaa? — zdziwił się, a potem przeciągnął leniwie. — Ja się nie znam…
— Jesteś jedną z ostatnich osób, które mają prawo to powiedzieć!
— Dawid — usłyszeliśmy głos za sobą i oboje podskoczyliśmy. Za nami stał Nataniel, wpatrując się w nas intensywnie swoimi błękitnymi oczami.
— N-Nat! — ryknął zdenerwowany. — Przestań tak nachodzić ludzi od tyłu!
— Malwina ma rację co do naszej pomocy — oznajmił.
— Ej! Nie ignoruj mnie…!
— Widzisz? Nawet Nat twierdzi, że powinniście mi pomóc — prychnęłam, wiedząc, że wygrałam tę bitwę. Zauważyłam, że Dawid często się słuchał Natana, mimo ich różnicy wzrostu. Tak, to było zabawne w ich relacji; Nataniel był bardzo niski, blady, szczupły, a dyrygował wysokim, atletycznym Dawidem jakby ten był jego własnością. Za każdym razem chciało mi się śmiać, gdy to widziałam.
— Dobra, dobra. — Dawid podrapał się z tyłu głowy. — Pomogę wam, w sumie i tak nie mam nic do roboty — spochmurniał. — Chodź, Nat. Bruno nas woła.
Nat skinął głową i ruszył za swoim przyjacielem. Westchnęłam i wywróciłam oczami. Totalnie widziałam ich jako parę, ale żaden z nich nie przejawiał większych uczuć ku sobie. Poza tym, że od kwietnia spędzali ze sobą bardzo dużo czasu, a na boisku tworzyli fenomenalny duet. Podejrzewałam, że to ze względu na ich wspólną historię w Cudach.
Trening rozpoczął się w brutalnym dla Brunona stylu. Wyczerpujące bieganie, podania, przysiady, pompki, ćwiczenia na rozciąganie, które czasem zahaczały o gimnastykę lekkoatletyczną, a dopiero potem przechodzili do meczu. Obserwowałam tą dobrze mi znaną rozgrzewkę, nie doszukując się tutaj jakichś większych wyników. Każdy z graczy nadążał za Brunonem, a tym samym rośli w jego oczach.
W końcu wybiła godzina dwunasta, a ja właśnie wróciłam na boisko z ciepłą herbatą z automatu. Zatrzymałam się na chwilę na schodach i wzrokiem ogarnęłam całą salę. Uniosłam brwi i wypuściłam głośno powietrze. Było tu około czterdziestu osób, które czekały na jakieś dalsze instrukcje. Bruno, Nataniel i Dawid próbowali ogarnąć tłum, rozstawiając ich po kątach.
Zeszłam na sam dół i spojrzałam smutno na Brunona.
— Sława kosztuje — powiedziałam.
— Cholera, nie wiem czy zdążymy z tym dzisiaj…  — warknął pod nosem. — Najwyżej jeszcze zrobimy dodatkową selekcję jutro. Damy radę wynająć halę?
— Och, może być ciężko — podrapałam się po głowie. — Spróbuję pogadać…
Bruno jęknął i pokręcił głową. Potem klasnął w dłonie i zarządził spokój. Aby nadać temu gestowi siły, przywołał do siebie dawne Cudy, które stanęły po obu jego stronach. Nieśmiało do nich podeszłam i zauważyłam, że zaintrygowałam część kandydatów, którzy się uspokoili. Uśmiechnęłam się do Bruna, uświadamiając mu, że to moje kobiece moce.
— Podzielimy was na kilka grup — oznajmił głośno Bruno. — Mamy dwie godziny, więc nie wiem czy uda nam się wszystkich dzisiaj obejrzeć, ale postaramy się to uczynić. W najgorszym wypadku powtórzymy to jutro, jednak zdaję sobie sprawę, że możecie mieć inne plany…
— Spoko! — krzyknął ktoś z tłumu. Po oczach Bruna widziałam, że już skreślił tę osobę z drużyny, nieważne jaki będzie miała talent.
Potem podzieliliśmy ich wszystkich na cztery grupy i teraz to już panowie ich wzięli w obroty. Ja tylko patrzyłam. Wybór z początku wydawał się prosty, w końcu niektórych z nich znaliśmy, a więc mieli naprawdę spore szanse.
Szczerze? Nudziłam się. Było wielu chłopaków, czasem puszczali do mnie oko, ale żaden nie przejawiał jakichś większych zdolności. Ot, rzucali do kosza, czasem trafili, a czasem nie. Ich wytrzymałość też nie była jakoś zaskakująco dobra.
Naturalnie nie zawiodłam się na Arturze, Florianie, Mariuszu i Bartoszu. Ta czwórka była mi już znana, a dzisiejszym pokazem udowodnili, że nadają się do oficjalnego składu Nowego Elementaris do EuroBask. Także w ciągu półtorej godziny zapełniliśmy dziewięć miejsc. Brakowało jeszcze trzech.
— Umieram — jęknął Dawid, gdy padł koło mnie. Znów usiadł na moich notatkach, ale już nie miałam siły go poprawiać. — Zdajesz sobie sprawę jak upierdliwy jest Bruno…?
— Po prostu się stara — wyjaśniłam. — Musi wybrać słusznie. Poza tym…
Przerwały mi krzyki, wydobywające się z korytarza prowadzącego do szatni. Uczestnicy, którzy pozostali na hali spojrzeli w tamtym kierunku, wyciągając szyje. Nawet Bruno wydał się być zainteresowany, gdy na boisko wpadły dwie, kłócące się ze sobą osoby. Rozpoznałam ich od razu, bowiem byli całkiem charakterystyczni.
Pierwszym był dobrze znany w Warszawie model — Filip. Całkiem przystojny, wysoki, o zadbanej cerze i włosach, jeden z dawnych Siedmiu Cudów. Poznałam go też po charakterystycznym piskliwym głosie, gdy się z kimś kłócił. Drugą osobą był Oliwier — ten srebrnowłosy chłopak z kolczykami, który wczoraj do mnie zagadał.
— Co do…? — warknął Bruno, gdy tamta dwójka zatrzymała się na środku boiska i kontynuowała kłótnie. — Ej, ej! — gwizdnął, a tamci przerwali i zamrugali oczami. Zdali sobie sprawę, że zrobili całkiem spore widowisko. Warknęli na siebie ostatni raz i posłali nieprzyjemne spojrzenia, a potem stanęli przed Brunonem. — Mogę wiedzieć czemu zakłócacie rekrutację…?
— Filip? — Koło Bruna stanął Dawid. Przyglądał się mu chwilę, a potem wpadli sobie w ramiona, aby się wyściskać. — Ha, ha! Myślałem, że umarłeś!
— Nic z tych rzeczy, przygłupie, po prostu pracuję! — odpowiedział blondyn i rozeszli się. — Ale nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności, aby chociaż nie spróbować dostać się do Nowego Elementaris i…
— Przepraszam, że przerywam ten moment spotkania przyjaciół — wtrącił brutalnie Bruno. Obaj panowie podskoczyli, mimo że byli dużo wyżsi od niego. — Jesteśmy w środku wyszukiwania najlepszych zawodników…
— A więc jestem na czas! — uśmiechnął się Filip i rozstawił szeroko ręce, jakby chciał przytulić Bruna. — Wiem, że mamy przeszłość pełną rywalizacji, ale skoro Dawid mógł dołączyć do NE to i ja chyba ma szansę, co?
— Też tu jestem.
We czwórkę podskoczyli, gdy okazało się, że obok stoi Nataniel. Wpatrywał się zaintrygowanym wzrokiem w Oliwiera, a srebrnowłosy odpowiedział tym samym. Przygryzłam paznokcie z wrażenia. Lubiłam, gdy chłopcy tak na siebie patrzyli…
Pora się przybliżyć i ich podsłuchać.
— Natuś! — Filip przytulił go mocno, a tym samym Nataniel stracił kontakt wzrokowy ze srebrnowłosym. — Tęskniłem! Słyszałem, że jesteś w NE, ale myślałem, że to tylko plotki — odsunął się trochę od niego, dalej trzymając ręce na jego ramionach, by móc go ocenić. — No, no… wyprzystojniałeś, czy coś?
— Proszę, puść mnie, Filipie — jęknął Nat. Bruno ze złością pstryknął palcami w powietrzu. Wszyscy zwrócili na niego uwagę, a ja stanęłam obok niego. Uśmiechnęłam się do Oliwiera, ale on jedynie mi skinął głową.
— Jesteście spóźnieni — warknął Bruno. — Przeszkadzacie i robicie zamieszanie. A co najgorsze, nie słuchacie mnie! — zapadła cisza, nie tylko w tym okręgu, ale i na całej sali. Zachichotałam. Bruno miał siłę przebicia. — Ty kim jesteś? — rzucił w stronę srebrnego.
— To Oliwier — przedstawiłam go. — Ten, o którym ci wczoraj mówiłam.
Bruno zmierzył go wzrokiem i westchnął.
— Pokażcie na co was stać — rzucił Bruno, gdy się odwracał. Zrobił to z dostojnością, ale i nutką arogancji, dając do zrozumienia, że to on tu rządzi. — One-on-one na dwa kosze.
Filip uniósł brwi i spojrzał na Oliwiera. Srebrnowłosy uśmiechnął się groźnie, a blondyn przełknął ślinę.
— Czy to konieczne? — zawołał Filip.
— Absolutnie. — Bruno rzucił im piłkę. — Filipie, zacznij.
I bez dalszych próśb stanął poza linią boiska i skrzyżował ręce. Dawid i Natan stanęli obok niego, a ja z wielką uwagą obserwowałam tamtą dwójkę. Wróciłam na ławkę i przygotowałam się.
O ile mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać po Filipie, to Oliwier pozostawał zagadką. Obaj stanęli naprzeciw siebie, a Filip zaczął swój drybling. Z tego słynął, potrafił tak szybko kozłować piłką, że było to prawie niedostrzegalne dla oka. Kozłował między nogami i wyminął Oliwiera, który był wyraźnie zaskoczony, a wtedy…
Uśmiechnął się pod nosem, jego oczy błysnęły i pognał za Filipem. Dopadł go pod koszem i zablokował go, próbując odebrać piłkę. Zmarszczyłam czoło. Jego styl gry kogoś mi przypominał…
— Och, to ciekawe — stwierdził cicho Bruno.
Oliwier w końcu zabrał piłkę Filipowi i ruszył na przeciwny kosz, ale blondyn się nie poddawał. Był wyższy od niego i szybko go dogonił swoimi długimi nogami. W końcu go zablokował, a Oliwier uśmiechnął się wyraźnie zadowolony. I wtedy dostrzegłam coś w ruchach Oliwiera, coś co było… niesamowite.
Mogłam spokojnie uznać, że jestem fantastycznym analizatorem. Od dawna miałam tę zdolność, ale dopiero od niedawna zdałam sobie z niej sprawę. Wszystko za sprawą Cyrusa. Przez wakacje dużo obserwowałam, robiłam dużo notatek, oglądałam mecze w telewizji i z nagrań. Łączyłam fakty, ustalałam strategię — najpierw dla Cyrusa, a teraz dla Brunona.
Dzisiaj byłam świadkiem czegoś niezwykłego. Czegoś, co sprawiło, że to spotkanie przestało mnie nudzić. Oliwier powtórzył zagranie Filipa. Nie do końca udane, brakowało w nim wprawy, ale zrobił to samo i wyminął przeciwnika, a sam blondyn wydawał się być szczerze zaskoczony. Tych kilka sekund szoku sprawiło, że Oliwier zdobył punkty i wygrał ten krótki pojedynek.
Dźwięk odbijającej piłki był jedynym, który rozchodził się po sali, a zaraz po nim dało się słyszeć podekscytowane szepty. Filip wytrzeszczył oczy i nie wiedział co powiedzieć.
— Czy to nie jest Filip z Siedmiu Cudów? — Dało się słyszeć.
— Ktoś go pokonał?
— Co to za koleś?
— Ej, ale go rozgromił…
— Ej, ej, ej! — krzyknął Filip. — Po prostu nie jestem w formie, dobrze? Jeszcze druga tura, nie przegram tym razem!
— Z pewnością — zakpił Oliwier i podbił stopą piłkę. Złapał ją i wrócił na środek boiska, a potem rozpoczęli kolejny pojedynek, tym razem o wiele bardziej zacięty. Obserwowałam to z takim oczarowaniem, że nawet nie zauważyłam gdy stałam obok Brunona.
— Czy mi się wydaje, czy ten Oliwier kopiuje ruchy Filipa? — spytała.
— Istotnie tak jest. — Bruno skinął głową. — Muszę przyznać, że to fascynujące, przejąć tak szybko czyjeś ruchy. Tak szybko wyrównać poziom.
Filip zaatakował, a Oliwier próbował go trochę nieudolnie zablokować.
— Teraz próbuje blokować jak Maksymilian! — zauważyłam z piskiem. — Wczoraj był na meczu, musiał zapamiętać…!
Nawet Dawid i Nataniel wyglądali na skoncentrowanych.
— Co z nim zrobisz? — spytałam, gdy Oliwier zdobył kolejny punkt i ostatecznie wygrał pojedynek. Filip oddychał ciężko, wyraźnie zaskoczony. — Pokonał Cud…
— Wystarczy! — krzyknął Bruno i pstryknął palcami. — Wystarczy na dzisiaj! Za chwilę ogłosimy nowy regularnych graczy Nowego Elementaris. Proszę o cierpliwość — skinął na mnie. — Pozwól ze mną, Malwino.
— Oczywiście — obróciłam się na pięcie i ruszyłam za nim do pokoju sędziów. Grupa ludzi rozsiadła się na trybunach, a ja rzuciłam jeszcze spojrzenie przez ramię, by dostrzec Oliwiera. Stanął samotnie w kącie.
Zamknęłam się z Brunonem w pokoju i od razu otworzyłam okna. Zawsze było tu duszno. Bruno zasiadł przy stole, a ja podałam mu clipboard.
— I co o tym sądzisz? — spytał, przyglądając się wynikom.
— Jestem rozdarta, ale zapisałam już całą listę najlepszych, którzy się dzisiaj pojawili. Jest tu — podałam mu wymiętą kartkę. — Tyle, że… jest was jedenastu.
— Rozumiem — przyłożył dłoń do czoła i przejrzał kartkę. Jego oczy płonęły z ciekawości. — Jedenastu… Brakuje jednego, prawda?
— Tak. Wybacz, kapitanie, ale spośród tych wszystkich, nie potrafię znaleźć jednego, który dorównuje poziomem…
Bruno westchnął i przejechał dłonią po zmęczonej twarzy.
— Gdyby tylko Krystian nie robił tej afery, mielibyśmy komplet. I gdyby Cyrus nie odszedł…
— Spokojnie, Bruno. Znajdziemy kogoś. Dawid i Nataniel już udowodnili swoją wartość jako Cudy. Filip również, chociaż uważam, że po prostu za długo nie grał, dlatego dzisiaj przegrał. Jednak to da się naprawić w całkiem krótkim czasie — tłumaczyłam. — Masz już trzy Cudy, Bruno, to bardzo dobrze zwiastuje. Cyrus i Ariel są nieosiągalni, Marek… — zamilkłam i pokręciłam głową. — Został Gabriel.
— Nie chcę nikogo zmuszać.
— Możesz go zaprosić — podsunęłam pomysł. — W trakcie przerwy załatwiłam nam halę na jutro. Na godzinę…
— Dobra robota — pochwalił mnie, a potem spojrzał ponownie na kartkę. — Twoja lista jest dobra. Sam się z nią zgadzam, sam bym ich wybrał.
— To nie zabrało nam dużo czasu — zauważyłam z uśmiechem. — Brakuje nam jeszcze tylko jednego elementu…
— I co ja zrobię? Wyjdę i ogłoszę jedenastu zawodników, a potem dodam, że w tym tłumie nie mogę znaleźć tego jednego, brakującego?
— Ja mogę to ogłosić — powiedziałam z uśmiechem. — I dodam, że jutro będą jeszcze dodatkowe eliminacje na które zaprosimy Gabriela i innych znanych nam dobrych koszykarzy, którzy się dzisiaj nie pojawili. Darujemy sobie Krystiana, prawda?
— Nie przypominaj mi — rozmasował skromnie. Poklepałam go z czułością po głowie.
— Poinformuję graczy — uśmiechnęłam się i opuściłam pokój. Ostatnio kapitan cierpiał na migreny i wszystko wskazywało na to, że i dzisiaj będzie miał kolejny atak. Biedaczek, pomyślałam. Jak tylko ogłoszę skład, wrócę i podam mu jakieś leki.
Czułam się dziwnie, gdy przemawiałam do tego tłumu chłopaków, czując na sobie ich spojrzenia. Miałam wrażenie, że niektórzy przyszli tu tylko popatrzeć. Po ogłoszeniu wyników, wróciłam do Bruna, snując domysły co do naszego ostatniego, brakującego elementu. A za mną ruszyła reszta nowej drużyny, by mogli spotkać się z kapitanem.

***

— Ech… — westchnąłem, gdy wychodziłem z hali. Ten dzień był męczący, ale i satysfakcjonujący. Pokonanie tego blondyna przez którego spóźniłem się na rekrutację, dało mi niezłego kopa. I wybrali mnie do drużyny. To było proste. Nadzwyczaj proste. Wiedziałem, że był jednym z Cudów, ale chyba sporo mu brakowało do Dawida. Wiedziałem, że z moim talentem na pewno się dostanę. W końcu to unikatowe, już tego doświadczyłem. Bardziej kręciła mnie myśl, że wkrótce będę mógł bliżej poznać tych wszystkich "najlepszych" graczy. Jeżeli będą słabsi niż mi się wydaję, odejdę z drużyny...
— Oliwier Madgrey? — usłyszałem i drgnąłem. Spojrzałem za siebie i na chwilę straciłem oddech. Za mną stał ten niski Nataniel. Miał przeszywające spojrzenie, pokerową twarz i mówił bardzo cicho. I dalej nie mogłem go rozszyfrować, co było irytujące!
— Koleś, nie słyszałem cię jak za mną idziesz — warknąłem. — Czego chcesz?
— Nie pojawiłeś się na spotkaniu nowo wybranej drużyny.
— Taaa, i co z tego? — spytałem. Dalej się we mnie wpatrywał, więc odwróciłem wzrok.
— Kapitan prosił, aby ci przekazać, abyś na przyszłość tego nie robił.
— Jasne — obróciłem się i odszedłem bez pożegnania. Potrzebowałem kawy, bo inaczej zwariuję… Jeszcze te roboty drogowe pod moim mieszkaniem i… Ponownie drgnąłem i spojrzałem za siebie. Natatniel szedł za mną. — Pojebało cię? — warknąłem.
— Nie — pokręcił głową. — Z racji tego, że nie było cię na spotkaniu, kapitan prosił, abym zapoznał cię z planem działania. Oraz chciał, abym cię poinformował o tym, że od dzisiaj jestem twoim opiekunem.
Zatrzymałem się i uniosłem brew. On miał być moim opiekunem?
— Proszę, co?
— Twoim opiekunem. Muszę cię wprowadzić. Z tego co było napisane na twojej karcie zgłoszeń, wychodzi na to, że jesteś z Finlandii.
Obserwowałem go jakiś czas. Nie potrafiłem go kompletnie rozszyfrować. Kompletnie! Prawie tak jakby go tu nie było. Miałem wrażenie, że jest duchem, a właściwie - namiastką człowieka.
— Zgoda — skinąłem głową, licząc na to, że odrobina rozmowy z Natanem pozwoli mi na odkrycie jego charakteru. — To jakie to informacje?
— Bruno prosił, aby wszyscy gracze pojawili się jutro o dwunastej w hali. Wybrali jedenaście osób, szukamy jeszcze jednej. Cała drużyna ma podjąć decyzję.
— Tylko tyle?
— Nie. Bruno jutro będzie testował każdego z nas osobno. Radził się nie przemęczać.
Wzruszyłem ramionami.
— Nieważne. Gdzie tu jest jakaś kawiarnia? Muszę wypić kawę… Dobrą kawę, nie syfy z automatu.
Nataniel zamrugał oczami.
— Cóż, ja nie lubię kawy, ale Dawid polecał to miejsce — wskazał ręką w dół ulicy. Powiodłem tam wzrokiem i dostrzegłem kawiarnię o nazwie „Spreso”. Zmarszczyłem czoło.
— Spreso…?
— Podobno bardzo dobra.
— Dobra, to idę. Dzięki.
— Idę z tobą.
— Nie lubisz kawy — przypomniałem.
— Ale lubię gorącą czekoladę.
— Byłeś tam?
— Nie.
— To skąd wiesz, że mają gorącą czekoladę?
— Co to za kawiarnia bez gorącej czekolady?
— Dobra kawiarnia…?
Nataniel jedynie pokręcił głową, a ja westchnąłem. Ruszyliśmy razem w stronę kremowo-zielonej kawiarni. Potrzebowałem tego napoju, to było dla mnie jak benzyna. Musiałem sobie kupić do domu jakąś kawę. W ogóle dzisiaj musiałem zrobić zakupy.
Razem z Natanem, weszliśmy do środka. Szare chmury dalej trzymały deszcz dla siebie.

***

#4 — Bruno — kapitan
#5 — Maksymilian — blokowanie, siła natarcia + dawny regularny Elementaris
#6 — Dawid — atak i obrona + dawny Cud
#7 — Norbert — omijanie przeciwników + dawny regularny Elementaris
#8 — Oliwier — kopiowanie talentów (umiejętności do sprawdzenia, złe wychowanie, możliwe wykluczenie z NE)
#9 — Filip — drybling + dawny Cud (słaba kondycja, braki w grze, możliwe wykluczenie z NE)
#10 — Artur — kontratak (niska wytrzymałość)
#11 — Florian — skoki do kosza i wsady (popracować, może skakać wyżej)
#12 — Mariusz — świetny pomocnik (niska wiara w siebie — popracować)
#13 — Bartosz — obrona (rozkojarzony, popracować nad skupieniem)
#14 — ?????
#15 — Nataniel — podania, kradzież piłki + dawny Cud <3<3<3 (totalnie pasuje do Dawida, swatać)

— Tak, to wygląda obiecująco — przyznałam cicho i przygryzałam długopis. — Co do kilku z nich trzeba się jeszcze upewnić, ale… — uśmiechnęłam się. — Bycie menadżerką jest o wiele fajniejsze niż te burdy w Podziemiu.
Zebrałam swoje papiery, spakowałam je do teczki, a tą wrzuciłam do torby i ruszyłam do wyjścia. Byliśmy już po szybkim spotkaniu drużyny, więc miałam wolne. Dawid obiecał, że na mnie poczeka pod halą, a więc i tam ruszyłam. Jednak zatrzymałam się na rogu korytarza, gdy usłyszałam czyjeś głosy. Dawid i Bruno. Uśmiechnęłam się i ruszyłam ku nim, gdy słowa Dawida dotarły do mnie.
— … Gabriela to nie jest dobry pomysł — upierał się. — Zrozum to.
— Wiem jaka jest sytuacja między nim a Natanielem — odpowiedział spokojnie Bruno. — Jednak potrzebujemy jeszcze jednego, świetnego gracza, a Gabriel spełnia nasze standardy. Gabriel już został poinformowany o jutrzejszym spotkaniu…
— Kurwa, no, Bruno! — warknął. — Z-Znaczy… Kapitanie! Nat wracał do siebie przez kilka miesięcy po ich rozstaniu. — Moje uszy drgnęły i przyległam do ściany. — Widziałem to jak się czuje, byłem przy nim przez tych kilka miesięcy i… Zależy mi na tym, aby czuł się dobrze.
— Czemu?
— Sam nie wiem. — Oczami wyobraźni widziałam jak Dawid wzrusza ramionami i drapie się z tyłu głowy. Zawsze tak robił. — Po prostu chłopak wiele wycierpiał i nie każ mu do tego wracać. Gabriel nie jest dobrym dodatkiem do drużyny.
— Ocenimy, zobaczymy — odpowiedział nieugięty Bruno. — Może nawet się jutro nie pojawi. Potrzebujemy siły…
— Potrzebujesz też zrozumieć, że dwa złamane serca nie mogą ze sobą grać.
— Och, Dawidzie, czemu jesteś takim pesymistą? — spytał Bruno i usłyszałam jego kroki. To znaczyło, że kończył dyskusję. — Może dajemy im szansę na to, aby się zeszli? Myśl pozytywnie, Dawidzie. A teraz wybacz, jestem umówiony z Maksymilianem. Do zobaczenia.
Dawid pożegnał się, a ja wstrzymałam oddech. Nataniel był gejem? Cudownie! Znaczy… hm, nie powinnam się tak z tego cieszyć. Poprawiłam fryzurę i ruszyłam dalej, chcąc udawać, że wpadam na Dawida całkowitym przypadkiem. Przecież wcale nie podsłuchiwałam.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, mogą być problemy z Oliverem jeśli ma takie myśli... uważa że jest lepszy... ale zapiski Malwiny zwłaszcza te przy Natanielu... i tak chyba tylko usłyszała że Nat jest gejem, a nie że był z Gabrielem choć ciekawe jak bedzie wyglądać ich spotkanie, a co z Cyrusem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń